Zgodnie z obietnicą złożoną
Ginewrze, Draco jeszcze tego samego dnia opuścił szpital. Udał się do dworku,
po raz pierwszy przeprowadzając szczerą rozmowę z matką. Narcyza w duchu
cieszyła się z jego propozycji, jednak jedna myśl przesłaniała jej radość. Taka
misja była ryzykowna i Draco musiał zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa,
jakie mógł napotkać. Śmierciożercy, którym udało się zbiec byli żądni krwi
zdrajcy a wielu z nich nadal wierzyło, że i tym razem ich Panu udało się
przeżyć. Ślepa wiara zaprowadziła ich pod ziemię, gdzie ukrywali się od
tygodni. Czekając i czekając na dzień zjednoczenia, który nigdy nie nadejdzie.
Nie tym razem.
Hermiona obserwowała przez szybę
swoją śpiącą przyjaciółkę, a w jej głowie kłębiły się przeróżne myśli.
Począwszy od propozycji Dracona, przez stan psychiczny Ginny, do Harry’ego,
który podziewał się teraz na drugim końcu świata, Merlin jeden wie z kim, aż po
Severusa i tajemnicę, jaką wyjawił jej młody ślizgon. Założyła ręce na
piersiach, czując ogarniający ją chłód i przymknęła oczy. Tego wszystkiego było
zwyczajnie za dużo. Zbyt wiele kłamstw, zbyt wiele strat, byt wiele cierpienia.
Czym sobie na to zasłużyli? Co zrobili nie tak, aby dzisiaj cierpieć?
– Hermiona?
Obok niej stała czarnowłosa
dziewczyna, którą wcześniej gryfonka widziała w Norze podczas zebrania. Z tego
co wiedziała, dziewczyna przebywała teraz u Weasleyów. Nie znała jej imienia, ale
nieszczególnie miała ochotę z nią rozmawiać i o nie wypytywać.
– Jest taka niewinna… –
wyszeptała w odpowiedzi dziewczyna, patrząc ponownie na Ginny. – Nie mogę… Nie
zasłużyła sobie na to.
– Nikt nie zasłużył. Ale
śmierciożercy nie patrzą na to kogo krzywdzą.
Hermiona spojrzała na dziewczynę,
której błękitne oczy wpatrywały się w nią przenikliwie.
– Jesteś jedną z nich –
stwierdziła słabo Granger, a dziewczyna opuściła głowę.
– Byłam – sprostowała jej
rozmówczyni.
– Ludzie się nie zmieniają –
prychnęła Hermiona, a Jeanne popatrzyła na nią zaciekawiona.
– Ciekawe, że mówi to ktoś, kto
uwierzył w Draco.
Na moment między dziewczynami
zapadła cisza. Hermiona zmarszczyła brwi, tracąc rezon.
– Co tu robisz? Myślałam, że
mieliście wyjechać z Georgem do Nowej Zelandii.
– Plany się zmieniły. Sytuacja
się zmieniła – dodała dziewczyna, spoglądając na Ginny.
– Nie wiem, jak ona sobie z tym
poradzi – wyznała niespodziewanie Hermiona. Czuła, że musi zrzucić z siebie
chociaż część ciężaru, a ten moment wydał się odpowiedni. – Wciąż powtarzam
jej, że damy radę, że wszyscy jej pomożemy, ale… W jej oczach widzę, jak bardzo
nienawidzi świata. Jak bardzo nienawidzi tego dziecka – dodała szeptem. – Kiedy
wróciła do szkoły myślałam, że to ją załamie. Porwanie, tortury… Nie sądziłam,
że się podniesie. A teraz, kiedy udało się jej wyjść na prostą… To się będzie
za nią ciągnąć do końca życia.
– O wiele większym cierpieniem
byłoby dla niej, gdyby pozbyła się tego dziecka – odparła Jeanne, a Hermionę
zamurowało. – Zło nie wybiera. Może wrócić do oprawcy, a może uderzyć
przypadkową osobę. Całkowicie niewinną.
– A najgorsza w tym wszystkim
jest bezradność – odparła Hermiona – i fakt, że na dobrą sprawę nie mogliśmy
tego uniknąć.
– Jesteśmy tylko ludźmi.
Jeanne wyciągnęła rękę, żeby
poklepać Hermionę po ramieniu, jednak w ostatnim momencie się powstrzymała.
Zawróciła i jeszcze lekko utykając skierowała się na poszukiwania George’a.
Odkąd Fred umarł a Ginny trafiła do szpitala, chłopak stał się niespokojny.
Chodził struty i warczał na wszystkich, każdy przejaw troski odbierając jako
agresję. Dziewczyna zaglądała w każde miejsce, gdzie chłopak mógł się ukryć,
jednak zniknął bez śladu. Weszła po schodach, mocno zaciskając dłoń na
barierce. Zaciskała zęby, byleby nie pokazać bólu, jaki wciąż sprawiało jej
chodzenie. Znalazła się w korytarzu z identycznymi drzwiami jak na dole i
pokręciła głową. Jak ma go znaleźć? I co dalej? Zaglądnęła do pustej sali, a kiedy
zamknęła za sobą drzwi i odwróciła się jej wzrok spotkał się z innym, dobrze
znanym.
– Dobrze wyglądasz – odezwała się
Edna Blake, uśmiechając się krzywo do dziewczyny.
– Co pani tu robi? – spytała
zdezorientowana. Z tego co było jej wiadome, pani Blake od wielu lat nie
prowadziła służby medycznej.
– Ciebie również miło widzieć –
sarknęła kobieta. – Odwiedzam naszego wspólnego znajomego.
Jeanne nie potrzebowała minuty,
aby zrozumieć o kim mówi.
– Profesor tu jest?
– Dochodzi do siebie – przyznała
Edna. – Jak twoje nogi?
– Wciąż słabe. Na maraton się
jeszcze nie nadaję – zaśmiała się cicho Jeanne.
– Jednak robisz postępy. To
dobrze rokuje.
Edna znów wykrzywiła usta w coś
na kształt uśmiechu i wtedy Jeanne zdała sobie sprawę, skąd zna ten wyraz
twarzy. Wcześniej przelotnie spostrzegła go u kobiety, a teraz nabrała
pewności, ze to od niej profesor Snape nauczył się tego gestu.
– Mogłabym się z nim zobaczyć? –
spytała nagle.
– Pod warunkiem, że obiecasz się
go nie stresować. Poprzednia wizyta skończyła się utratą przytomności. –
Kobieta uniosła wymownie brew.
– Ciekawe kto potrafił
wyprowadzić go z równowagi – odparła rozbawiona Jeanne.
– Nie znam jej nazwiska. Kręci
się z tymi twoimi Weasleyami, na pewno ją widziałaś. Takiej burzy włosów nie
mogłaś przegapić.
Jeanne zmarszczyła brwi. Hermiona
tu była? Co takiego zrobiła, że potrafiła doprowadzić do wściekłości człowieka
o niemal żelaznej cierpliwości?
– Obiecuję, że będzie spokojny.
Kobiety wymieniły uśmiechy i
Jeanne delikatnie nacisnęła klamkę.
– Profesorze Snape?
Mężczyzna spojrzał na nią,
wyraźnie zaskoczony jej obecnością.
– Nott, co za niespodzianka –
mruknął pod nosem Severus, unosząc brwi. – Co cię tu przywiało?
– Ja… Spotkałam panią Blake na
korytarzu i dowiedziałam się, że pan tu jest – przyznała dziewczyna. Podeszła
powoli do łóżka i wymownie wskazując głową fotel, czekała na jego przyzwolenie.
Kiedy skinął jej głową, usiadła. – Co się panu stało?
– Nic, co byłoby interesującym
tematem rozmów. Zakładam, że ty za to masz więcej ciekawych wieści.
Jeanne prychnęła cicho.
– Niech pan zdefiniuje słowo
„ciekawe”. – Snape uniósł kącik ust, jednak w jego słowach czuć było gorycz.
– Wszystko jest ciekawsze niż to. – Wskazał wymownie swoje ciało. Dziewczyna otwarła usta, nie
wiedząc od czego zacząć.
– Siostra Rona tu jest. Ginny.
Ona… Śmierciożercy, oni… – Słowa grzęzły w jej gardle, nie chcąc uformować się
w proste stwierdzenie. – Zgwałcili ją, a teraz okazało się, że jest w ciąży. Leży
piętro niżej.
– Och – mruknął Snape, dość
zaintrygowany i jednocześnie mocno zszokowany wiadomością od ślizgonki. –
Faktycznie, może nie wszystko jest ciekawsze.
Jego podopieczna uśmiechnęła się
krzywo.
– Jest w całkowitej rozsypce.
Ciągle płacze albo śpi, medycy podają jej jakieś specjalne środki na sen, takie
które nie zaszkodzą dziecku. – Dziewczyna przetarła oczy. – Jej matka ciągle
koło niej siedzi, tak samo jej przyjaciółka.
– Zakładam, że równo lamentują
nad losem Ginewry – stwierdził gorzko Snape.
– To stereotypy, że kobiety
płaczą więcej od mężczyzn – zaśmiała się cicho Jeanne. – Może pan jest
wyjątkiem, ale większość facetów jest równie emocjonalna jak my.
– Powiedziała osoba wychowana
wśród śmierciożerców – prychnął Snape.
– Powiedział śmierciożerca –
rzuciła dziewczyna w odpowiedzi.
Snape uniósł kącik ust, kiwając
głową.
– Jak twoje nogi? – spytał po
chwili, wskazując je słabo palcem.
– Lepiej.
– Widzę, że obiadki u Molly ci
służą – powiedział Snape, na co dziewczyna uśmiechnęła się krzywo.
Widział w jej oczach jakąś zmianę. Pamiętał ze szkoły, jak z rzadka hamowała
się przed uszczypliwym odgryzaniem się na komentarze i dobrze pamiętał, jak
swego czasu miał problemy, aby uznała jego władzę. Dzieci śmierciożerców były
nad wyraz specyficzne, czasem Severus miał wrażenie, że są zupełnie innym
gatunkiem. Ta tutaj… Kiedyś była idealnym przykładem. – Zmieniłaś się.
– Dlaczego mówi pan to z takim
niedowierzaniem? – spytała dziewczyna, uśmiechając się słabo. – Bo ludzie się
nie zmieniają?
– Dokładnie dlatego.
– Ciekawe, że dziewczyna, która
była u pana wcześniej powiedziała dokładnie to samo.
– Dlaczego wy wszyscy usilnie
próbujecie wcisnąć nos w nie swoje sprawy? – odgryzł się Severus. – Macie tak
nieciekawe życia czy po prostu musicie się wtrącać?
– Przepraszam. Jestem czasami
zbyt ciekawska – przyznała potulnie Jeanne, wstając z fotela. Podeszła do
drzwi, odwracając się na moment. – Draco wyjechał szukać gwałciciela. Chce go
dopaść i najprawdopodobniej odpłacić się pięknym za nadobne. Patrząc na niego
można by stwierdzić, że ludzie może jednak potrafią się zmieniać.
– Nie ludzie jak my, Nott –
warknął Snape. – Oboje dobrze wiemy, że to kłamstwo.
– Ja już sama nie wiem, w co
wierzyć. Kiedyś sama myślałam, że szlamy i zdrajcy krwi to najgorsze ścierwa
chodzące po ziemi. Kiedyś wierzyłam, że tylko przemocą można coś osiągnąć. Pan
wie o tym najlepiej ze wszystkich – wyznała ciszej. – Ale Weasleyowie nauczyli
mnie czegoś. Że zmiana nie jest kwestią wiary. To nie chodzi o w co wierzę ja,
w co wierzy pan ani świat. Zmiana jest kwestią czynu.
– Dobry uczynek za zły? –
prychnął Snape. – Według ciebie to takie proste? Jesteś taka naiwna, Nott, że
niemal zapominam, że kiedyś z zimną krwią zamordowałaś dziecko mugoli.
Jeanne poczuła, że jej gardło
ścisnęło się tak, że nie jest w stanie oddychać. Opanowała się, chwytając mocno
klamkę, aby dać ujście narastającej złości.
– Nie – szepnęła w końcu. – To
nie jest takie proste. Ale jeśli na szali położymy pozbawienie kogoś życia, a
obok tego ocalenie kogoś innego, to uważam, że taka szala się wyrówna. Życie za
życie.
– Musiałbym do końca życia
ratować ludziom życia, aby wyrównać swoją szalę – mruknął Snape.
– Czasem wystarczy jedno
konkretne życie.
Popatrzyła na profesora smutnym
wzrokiem i wyszła z pokoju, wpadając na Ednę. Ominęła ją, jak zahipnotyzowana
przemierzając korytarz. Mimo stanowczości jaką chciała wywrzeć, wspomnienie jej
zbrodni wyciągnięte przez Snape’a zalało jej głowę. Poczuła wzbierające łzy. Chciała
zapomnieć, wyprzeć z pamięci swoje grzechy i liczyła, że te nigdy do niej nie
wrócą? Stanęła pod ścianą na schodach i opierając o nią głowę, zamknęła oczy.
Łzy ciurkiem toczyły się po jej bladych policzkach, a wargi drgały w rytm
szlochu, jaki wydobywał się z jej piersi. Nigdy nie uwolni się od przeszłości.
– Dziecko rozwija się w bardzo
dobrym tempie – mówił Hieronim Vazza, włoski magomedyk opiekujący się Ginewrą
Weasley. Molly i Artur stali objęci przed wysokim, ciemnowłosym mężczyzną o
lekko opalonej karnacji. Miał duże niebieskie oczy, budzące zaufanie. – Nie
jesteśmy jeszcze w stanie określić jakiej jest płci, ale to kwestia tygodnia.
Panna Weasley musi się przygotować na serię badań i tak jak poprzednio mówiłem,
jeśli będą mieli państwo takie życzenie, mogę poprosić o pomoc specjalistów.
Nasz szpital posiada wykwalifikowanych psychologów i psychiatrów. Mogliby pomóc
państwa córce przejść przez traumę.
– Dziękujemy doktorze. Spróbujemy
załatwić to sami – odparł grzecznie Artur, mocniej obejmując żonę.
– W porządku. W razie czego
wiedzą państwo, gdzie mnie znaleźć.
Skinął małżeństwu głową z
niezwykłą uprzejmością i oddalił się, po drodze zatrzymując się przy stacji
pielęgniarek. Hermiona, która siedziała w połowie drogi, popatrzyła na państwa
Weasleyów ze smutkiem. Zobaczyła rysę w masce pani Weasley, kiedy mąż przytulił
ją do siebie mocno. Kiedy zniknęli w pokoju córki, Hermiona nadal wpatrywała
się w drzwi. Nie wiedziała jak udaje jej się grać przed Ginny. Musiała być twarda,
ale powoli czuła, że ciężar przygniata ją do ziemi. Bała się, że w pewnym
momencie nie będzie w stanie się podnieść.
Nagle zobaczyła, jak z końca
korytarza w jej stronę biegnie pielęgniarka. Przebiegła koło niej tak szybko,
że Hermiona aż poczuła powiew powietrza. Zerknęła w stronę stacji, gdzie Vazza
wciąż rozmawiał z niewysoką, blondwłosą pielęgniarką i usłyszała w końcu
podniesiony głos:
– Potrzebujemy pomocy w dwieście
piątce, natychmiast.
Hermiona poczuła, jak jej serce
się zatrzymuje. Severus. Tyle zdążyła pomyśleć, zanim zerwała się na równe nogi
i rzuciła się do biegu. Pokonała schody, potykając się na ostatnim stopniu.
Dobiegła pod salę z wariującym sercem w piersi i zobaczyła jak Edna, kobieta
którą spotkała wcześniej, stoi przerażona przed drzwiami. Kiedy Hermiona
podążyła za jej wzrokiem, poczuła ścisk w piersi. Lekarze gromadzili się nad
Severusem, a pielęgniarki obok pracowały w zawrotnym tempie. Nie widziała
ciała, jednak słysząc krzyki ze środka poczuła jeszcze większy ucisk.
– Dwie dawki środka
znieczulającego, już! – krzyknął otyły lekarz, a pielęgniarki natychmiast
wykonały jego polecenie. – Trzymajcie go mocno, na Merlina!
Na moment w zbiegowisku pojawiła
się luka, przez którą dziewczyna zobaczyła wijącego się Severusa. Jego twarz
była mokra od potu, a usta wykrzywiały się w potworny grymas bólu. Ciało
wyginało się w spazmach. Wyglądał niczym marionetka, którą bawiło się małe
dziecko. Nagle drzwi z trzaskiem się zamknęły, a Hermiona instynktownie dopadła
do klamki.
– Zostaw – warknęła kobieta,
łapiąc ją za rękę. – Oni wiedzą co robią.
Hermiona popatrzyła na Ednę z
tępym wyrazem na twarzy, jednak posłusznie puściła klamkę. Zagryzła wargi,
obserwując jak kobieta siada na ławce i oddycha głęboko.
– Co się dzieje? – wyszeptała,
siadając obok.
– To kara – odparła starucha,
kręcąc głową. – Mówiłam mu, żeby trzymał się z daleka. Mówiłam, że to wszystko
źle się skończy.
Siedziały w ciszy, wpatrując się
niecierpliwie w drzwi z nadzieją, że ktoś się pojawi. Hermiona czuła
napływające do oczu łzy.
– To moja wina – wyznała nagle, a
Edna popatrzyła na nią zaskoczona. – Nie potrafiłam go ochronić. Moja tarcza…
Rozpadła się i on… To wszystko przeze mnie.
– Oh, zamknij się – warknęła
kobieta. Dziewczyna podniosła na nią oczy, a widząc jej spojrzenie poczuła się
mała. – Gdybyś nie rzuciła tarczy w ogóle by nie przeżył. Zawdzięcza ci życie.
– Jakie życie? – spytała
Hermiona, siąkając nosem. – Stracił wszystko, co kochał. Cierpi, bo ja nie
potrafiłam go ochronić.
– Jesteś tu, więc nic nie stracił
– powiedziała niespodziewanie Edna, przywołując gryfonkę na ziemię. – Nie myśl,
że jestem ślepa. Przeżyłam trzech mężów i potrafię wyczuć coś takiego na
kilometr.
– Ja…
– Znam Severusa odkąd był małym
dzieckiem. Wychowałam tego chłopaka i znam każdy wyraz twarzy, każde jego
spojrzenie. Myślisz, że nie zauważyłabym? – uniosła brwi, pytająco spoglądając
na Hermionę. Ta jedynie spuściła głowę, przymykając powieki. Czuła znów nadmiar
emocji, który zdawał się rozdzierać ją od środka. Miała ochotę płakać,
krzyczeć.
Cisza powoli wypełniała korytarz
w miarę upływu czasu. Słońce przemierzało bezchmurne niebo, nieuchronnie
kierując się ku zachodowi. Rzucało leniwe promienie na drzewa wokół szpitala, a
zieleniejące liście iskrzyły się w ich świetle. Natura budziła się do życia,
rodząc się na nowo wraz z nadejściem wiosny.
Hermiona siedziała na ławce,
podkurczając pod brodę nogi. Zbielałe wargi
zaciskały się w cienką linię. Pod jej oczami zaczęły pojawiać się sine okręgi, wyraźnie
wskazując na brak snu. Od czasu wojny nie przespała dobrze całej nocy. Budziła
się w nocy, dręczona koszmarami. Koszmarami, w których główną rolę przejmowały
twarze zmarłych. Nie mogła ich od siebie odpędzić, a jedynym ukojeniem
okazywało się porzucenie starań. Kładła się do łóżka tylko po to, aby zażyć
ulgi na ciele, jednak jej umysł pozostawał nawiedzony. Nie potrafiła tego
zmienić. Wpatrywała się pustym wzrokiem w drzwi, za którymi Severus Snape
walczył o życie. Poczuła się przeraźliwie bezradna. Może Edna miała rację. Może
gdyby Hermiona w ogóle nie rzuciła tarczy, Severus teraz nie leżałby w tej
sali. A ona nie czekałaby na wieści o nim. Jednak na myśl o tragedii jaka go w
zamian dotknęła… Severus nie jeden raz stawał naprzeciw przeciwnościom losu i
zawsze wychodził obronną ręką. Czy było to szpiegowanie dla Voldemorta czy
ciężka służba jego oponentowi, on zawsze dawał sobie radę. Przetrwał
upokorzenia, tortury i zadania, które wielu ludzi pozbawiłoby zmysłów.
Doprowadziło do obłędu. A teraz jako nagrodę odbiera życie cierpiętnika.
Schowała głowę między kolana i
zamknęła oczy. Teraz jeszcze trudniej będzie im znaleźć wspólny język. Nie
potrafiła nawet wyobrazić sobie tego, co dzieje się wewnątrz jego umysłu. Jak
bardzo cierpi. Na zewnątrz sprawiał wrażenie twardego i zdystansowanego, ale
Hermiona wiedziała, że ma serce. Głęboko ukryte i poranione, ale gdzieś tam,
pod tymi wszystkimi cierpieniami i próbami odepchnięcia od siebie każdego, kto
zbliży się za bardzo – biło gorące serce. A kiedyś zabiło dla niej.
Bała się tylko tego, że i wtedy
była to gra.
Nagle drzwi otworzyły się, a lekarz
spojrzał na kobiety wyczerpanym wzrokiem. Na jego czole szkliły się krople
potu, które otarł dłonią, po czym podszedł do Edny. Jego wzrok wyrażał o wiele
więcej, niż wyszło z jego ust.
– Ustabilizowaliśmy go. Na razie
śpi i chciałbym, aby pozostało tak przez możliwie najdłuższy czas. Możecie
panie go zobaczyć, jednak nie będzie to przyjemny widok. I radziłbym… Uzbroić
się w cierpliwość. Nie pozostało nam nic innego.
Rigss oddalił się, a Edna od razu
weszła do pomieszczenia. Hermiona przez otwarte drzwi widziała nieruchome na
łóżku ciało i mokre prześcieradło okrywające je. Jej nogi drżały, a serce
chciało wyrwać się z piersi. Podeszła bliżej i chwiejną ręką złapała się
framugi. Druga ręka instynktownie poszybowała do jej ust, powstrzymując jęk.
Edna pochylała się na zakrwawionym ciałem Severusa Snape’a, przyglądając się
badawczo jego twarzy. W jej oczach malował się strach. Wpatrywała się w
magiczną konstrukcję, zawieszoną nad piersią mężczyzny, a blado–błękitne smugi
światła pochodzące z niej odbijały się w jej źrenicach. Wielka kula, zawieszona
niczym magnez przy klatce piersiowej unosiła się samoistnie i najwyraźniej była
jedyną rzeczą, jaka podtrzymywała Severusa przy życiu. Rana na jego piersi była
nabrzmiała, a krew spływała po boku ciała, tworząc plamę na prześcieradle.
Hermiona podeszła bliżej, a jej powieki ledwo się poruszały. Nie potrafiła
odwrócić wzroku.
– To otwarta sonda. Podtrzymuje
jego serce, żeby biło w normalnym rytmie – wyjaśniła Edna, wciąż wpatrując się
w nieruchomą twarz mężczyzny.
– Czy on… Jego serce nie będzie w
stanie samodzielnie bić? – wyszeptała dziewczyna, a w jej oczach pojawiły się
łzy.
– Czy będzie to się okaże. Na
chwilę obecną… Nie może.
– I nic się nie da zrobić? Nie ma
na to żadnego lekarstwa? – Głos Hermiony stawał się piskliwy, kiedy kolejne
słowa opuszczały jej usta.
– Riggs i jego ludzie to
najzdolniejsi magomedycy w tym kraju – odparła siwa starucha, patrząc na
Hermionę pocieszająco. – Jeśli to ci pomoże, możesz zacząć się modlić.
– Nie robiłam tego od dziecka…
Edna skrzywiła się lekko, a jej
usta ułożyły się w przedziwny kształt.
– Więc może już czas najwyższy.
Stojący na balkonie mężczyzna
spojrzał w kierunku nadlatującej sowy i uśmiechnął się na jej widok. Czas
najwyższy na jakieś wieści, pomyślał. Sowa wysunęła łapy i bezgłośnie usiadła
na poręczy. Popatrzyła na niego wyczekująco, więc odwinął z jej stópki rulonik
i nieprędko rozwinął go. Nagle zwierzę dziobnęło go w dłoń, dosadnie przypominając
o zapłacie. Mężczyzna westchnął, sięgając po kawałek krakersa i podsunął go pod
dziób sowy. Tyto alba. Albinos. Bardzo rzadka. Pogłaskał ją po głowie, a
zwierzę wydało z siebie coś w rodzaju pomruku zadowolenia. Jej główka
przekręciła się, obserwując blond-włosego mężczyznę, który rozwinął papier i uważnie
przeczytał jego zawartość. Na jego usta wypłynął uśmiech. Jednak było w nim coś
niepokojącego.
– Tom nie żyje – oznajmił,
wchodząc przez drzwi do przyciemnionego pomieszczenia. Starszy, siwy mężczyzna
siedział w fotelu i sączył eliksir przygotowany specjalnie dla niego.
Połączenie trucizny z odtrutką. – Czy teraz w końcu uznasz, że jest odpowiedni
czas, aby wkroczyć?
– Co jeszcze jest tam napisane? –
spytał starzec, wskazując głową na kartkę. Jego oczy wodziły po ciele
towarzysza z nieukrywaną nieufnością.
– Harry Potter pokonał go w pojedynku. Wszystkie horkruksy zostały zniszczone.
– A różdżka? – rzucił ponownie
siwy mężczyzna.
Jego towarzysz zawahał się na
moment.
– Ani słowa o różdżce. Peleryna
wciąż pozostaje w posiadaniu chłopaka.
– A zatem musimy dowiedzieć się,
gdzie przechowuje różdżkę – odparł dobitnie starzec. Wstał powoli, a jego
drżąca dłoń złapała poręcz krzesła, podtrzymując jego ciężar. Poczerniałe palce
zacisnęły się z wysiłku. – Wtedy nadejdzie odpowiedni moment.
~~~~~~*~~~~~~
Witajcie :)
Co sądzicie? Wojna się skończyła, ale problemów końca nie widać. A na horyzoncie wciąż czai się nieidentyfikowane zło. Ktoś ma pomysły?
Za tydzień kolejny rozdział, a w trakcie pisania jest również dłuższa miniaturka.
Zapraszam Was również na Wattpad: https://www.wattpad.com/story/56686603-uciekinierzy
Jest to całkiem luźna opowieść, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba. Będzie Sevmione, ale inne niż wszystkie. Niemal w ogóle bez miłości.
Na dzisiaj to wszystko, do zobaczenia za tydzień!
I dziękuję, że jesteście. Chociaż nie jest Was dużo, to każdy komentarz, jaki zostawiacie jest dla mnie wsparciem.
PS. Właśnie zobaczyłam, że przekroczyliśmy 80 tysięcy wyświetleń bloga. To jest tak niesamowite, że ledwo do mnie dociera.
<3
Zahebisty rozdział. Jesteś niesamowita że piszesz rozdzialy w tak krotkim tempie a każdy kolejny lepszy od poprzedniego. Życzę dużej weny chociaż wene już masz wielką. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Pozdrawiam 😙
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozczarowałam się trochę Severusem bo nie sądziłam że będzie taki zimny ale cóż to profesor Snape. Mam nadzieję że wszystko się po między nimi ułoży.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Pani Snape
I co z tego, że jest niedziela?! Nie mogłam sobie odmówić! Nie mogłam sobie odmówić. Nie mogłam... Zaniedbuję pracę i rodzinę, ale czytam... Czytam, powoli, chcąc w pełni zrozumieć, wciąga mnie, nie mogę się oderwać, w mojej głowie kołacze się tylko jedna myśl: "Jak to się skończy?". Docieram do momentu, gdzie Edna sugeruje Hermionie, aby zaczęła się modlić… Słowa, które drą, które jasno mówią nie - nie będzie dobrze. Jest źle, będzie gorzej… Zatkało mnie. Nie spodziewałam się, że ten tekst AŻ TAK mnie poruszy, nadal mam łzy w oczach.
OdpowiedzUsuńSeverus, chłodny i powściągliwy jak zawsze, perfekcjonista żyjący ze świadomością własnej ułomności. Czy z takim obciążeniem w ogóle da się żyć? I właściwie: po co? Jaki on ma teraz powód, żeby dalej żyć, jaką motywację...? Jednak gdzieś tam pod cyniczną maską kryje się bardzo samotny człowiek, który jak każdy potrzebuje miłości, ale boi się otworzyć przed kimś w obawie, że ktoś mógłby go zranić. Taki Severus mnie przekonuje. Ludzki. Trochę jak krab - z wierzchu twardy i bardzo mięciutki w środku. Uważam, że dokładnie taki mógł być. Dokładnie tak mógłby myśleć o życiu, o innych, o sobie. Takiego faceta nie można nie kochać ;)
Hermiona. Kochająca kobieta, która straciła kontrolę, która dawała jej bezpieczeństwo, poczucie, że ona panuje nad swoim życiem, nad wiedzą, nad emocjami. Hermiona była uporządkowana, zawsze wszystko wiedziała, kontrolą zapewniała sobie poczucie bezpieczeństwa, wiedzą odganiała strach. A potem przyszedł ON, nieprzewidywalny, nie do ogarnięcia, nie do zrozumienia, który nie dawał jej kwiatów, który zdezorganizował jej życie... Mam nadzieję, że będzie na tyle zdeterminowana, aby zawalczyć o lepsze życie dla Severusa i dla siebie.
Tekst kipi od emocji, najróżniejszych, często instynktownych, które wyłażą z ludzi w sytuacjach ostatecznych. W jakiś przewrotny sposób to wciąż jest tekst o przyjaźni i miłości, o trosce o najbliższych, bo przecież takie są intencje i motywacje działań głównych bohaterów. Severusa… Draco… Hermiony… Edny… nawet Jeanne. A jednak ta troska jest tak różna od tej zwyczajnej, codziennej...
Końcówka rozdziału. Hmmmm… Ten fragment jakoś szczególnie mnie zakuł. Poczułam jakiś taki zimny dreszcz. Sama nie wiem, jak to opisać. Miało już być pięknie. Voldemort pokonany, jest nadzieja na lepsze… na lepszy los czarodziejskiego świata, który tak wielkim kosztem został uratowany od zagrożenia… nadzieja na życie w świetle, a nie w cieniu wojny. A tu pojawia się kolejne widmo strachu, bólu, zła… To jeszcze nie koniec? Nie wiem…
SnowCake
Raz jeszcze wczytałam się w końcówkę. Siwowłosy starzec... poczerniałe palce... eliksir z odtrutką... odpowiedni moment...
UsuńI szok!!! Tylko jedno skojarzenie: Dumbledore???!!!
SnowCake
Biedna Ginny i biedna Hermiona martwi się i o Ginny i zarazem doszło jej zmartwienie w postaci Severusa. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego w najbliższych rozdziałach bo nie wytrzymie z tej niepewności między nimi. Pisz dalej bo naprawdę robisz to niesamowicie :) .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę!
Strasznie smutny rozdział ale końcówka wyrwała mnie z kapci :D chce wiedzieć jak to się rozwinie ! :D
OdpowiedzUsuńWitaj.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że jak dotąd to jeden z moich ulubionych rozdziałów.
Mam tyle pytań... Niepewność mnie roznosi.
Najbardziej męczy mnie wątek tego tajemniczego starca. Najtrafniejszym skojarzeniem, biorąc pod uwagę wzmiankę o poczerniałej dłoni, jest Dumbledore, ale... to niczego nie rozwiązuje. Pojawia się tylko więcej niejasności. Dlaczego się ukrywa? Kim jest ten blondyn, który sprawuje nad nim pieczę? Dlaczego, na gacie Merlina, zależy mu na informacjach o Insygniach? Wszystko jest takie pogmatwane...
Miło zaskoczyła mnie obecność Jeanne. Naprawdę ją polubiłam i jestem ciekawa, jak dalej potoczy się jej życie. Zastanawia mnie, czy kiedyś będzie szczęśliwa.
Ach, mogłabym tak pisać i pisać, ale co to da...?
Czekam niecierpliwie na kolejną notkę.
Dużo Weny, czasu i wszystkiego dobrego
Pozdrawiam z całego serca
bullek
Jest 2 w nocy, a ja dopiero skończyłam czytać wszystkie rozdziały i patrzę, a tu dalej nic nie ma ;(
OdpowiedzUsuńKobieto ten rozdział doprowadził mnie do palpitacji serca, już myślałam, że mój biedny Severus umrze na łóżku. Nie strasz mnie tak. Aż mi gorąco się zrobiło.
A ten staruszek na końcu jest bardzo intrygujący i jestem ciekawa kto to jest i kiedy wkroczy do akcji. Chyba spokoju to on im nie da.
Weny dużo, bo świetnie piszesz i super się czyta każdy rozdział.
Pozdrawiam. :)
Buuuuuuuu!!!!! Ja chcę mojego Severusa!!! Tak nie można postępować z czytelniczkami uzależnionymi od weekendowych nowości!!! A tu co? Weekend minął, jest Ś-R-O-D-A! I rozdziału brak :( Toż to prawdziwe okrucieństwo trzymać nas w takim napięciu i niepewności!
OdpowiedzUsuńHachi, ja Cię błagam, nie rób nam tego więcej! Wstawiaj czym prędzej,co tam masz. Choćby kawałek... pliiiiiiiiis!
SnowCake
Sen zmorzył mnie niemal w sekundę, więc postanowiłam odłożyć zakończenie opka na słoneczną niedzielę. :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, co to za niezidentyfikowane zło, o którym wspominasz na dwa rozdziały przed końcem opowiadania. Wątpię, żeby to się rozwiązało już teraz, ale może planujesz jakaś kontynuację opka?
Widzę, że zaczęłaś pisać nowe opowiadanie, szkoda tylko, że na wattpadzie, ale może jakoś się nauczę tym posługiwać i przeczytam? :)
Dziwne, że Hermiona po tym wszystkim, co przeszła, po zaufaniu Draconowi (jak dobrze wytknęła jej Jeanne), po tym, jak setki razy przekonywała Snape'a, że wierzy w jego zmianę, ale nie potrafi zaufać dziewczynie, której ufają jej przyjaciele, z którą związał się George, która naprawdę pomogła podczas wojny, a sama raczej zbyt wiele złego nie zrobiła. Trochę mi nie pasuje ta niekonsekwencja, zwłaszcza że Hermiona zawsze była pierwsza do dawania drugiej szansy (np. do samego końca nie wierzyła, że Snape mógłby być po stronie Voldemorta).
O, właśnie mi się przypomniała scena z tym wisiorkiem/kolią/łotewer. Jakoś zapomniałaś o tym, choć sądzę, że kieszeń Snape'a nadal o tym pamięta. Weź pod uwagę, że jeśli piszesz o ludziach biednych lub ze średniej klasy społecznej, takie ogromne wydatki są zazwyczaj przemyślane (wątpię, żeby Snape podczas zakupów był w stanie manii i kupił tę kolię ot tak, dla zabawy, z potem o niej zapomniał), a Ty po prostu olałaś tamtą scenę, choć wydawało się, że będzie ważna.
To dziwne, że Jeanne nie może wydobyć z pamięci Ginny tej informacji. Podobno jest taka świetna w legilimencji. Prawdziwa mistrzyni. Voldemort potrafił przełamać zaklęcie zapomnienia, więc sądzę, że mała amnezja Ginny nie będzie dla Jeanne czymś nie do przeskoczenia. To już któryś raz, kiedy dajesz nam do zrozumienia, że zapomniałaś o mocy, którą wcześniej sama obdarzyłaś swoją OC.
Wydaje mi się, że rozmowa Snape'a z Jeanne może dobrze na niego wpłynąć i dać mu do myślenia, że nie warto tak skreślać Granger tylko dlatego, że Snape narobił w życiu mnóstwo błędów. Mógłby ją skreślić z wielu innych powodów (choćby dlatego, że widział, jak dorastała, że jest sporo młodsza i może faktycznie nadal Snape kocha Lily, a Hermiona jest tylko taką przygodą), ale nie dlatego, że był śmierciożercą (i to przez krótki czas).
Trochę za bardzo inspirujesz się naszymi mugolskimi zawodami ze szpitali. Psycholog i psychiatra - czemu nie, ale mogłaś choć trochę ruszyć głową i wymyślić jakieś bardziej czarodziejsko brzmiące nazwy. Żeby ten świat był jak najbardziej potterowski, magiczny, żeby było widać, że cały czas pamiętasz, że to fanfik.
Hmm, faktycznie wprowadziłaś jakiś nowy wątek. I nadal nie mieści mi się w głowie, jak to przeciągniesz, bo nie można czegoś takiego rozwiązać w jednym rozdziale, chyba że zamierzasz podzielić opko na części. To z całą pewnością intryguje (jak i to, że tajemniczy mężczyzna nazwał Voldemorta Tomem). O stan Severusa jakoś się nie obawiam. Widziałam już epilog, ale nawet gdybym nie widziała, też bym się nie obawiała. :) Po prostu w tym rozdziale czuć, że opowiadanie skończy się happy endem.