sobota, 14 maja 2016

ROZDZIAŁ 39.

Zgodnie z obietnicą złożoną Ginewrze, Draco jeszcze tego samego dnia opuścił szpital. Udał się do dworku, po raz pierwszy przeprowadzając szczerą rozmowę z matką. Narcyza w duchu cieszyła się z jego propozycji, jednak jedna myśl przesłaniała jej radość. Taka misja była ryzykowna i Draco musiał zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie mógł napotkać. Śmierciożercy, którym udało się zbiec byli żądni krwi zdrajcy a wielu z nich nadal wierzyło, że i tym razem ich Panu udało się przeżyć. Ślepa wiara zaprowadziła ich pod ziemię, gdzie ukrywali się od tygodni. Czekając i czekając na dzień zjednoczenia, który nigdy nie nadejdzie. Nie tym razem.

Hermiona obserwowała przez szybę swoją śpiącą przyjaciółkę, a w jej głowie kłębiły się przeróżne myśli. Począwszy od propozycji Dracona, przez stan psychiczny Ginny, do Harry’ego, który podziewał się teraz na drugim końcu świata, Merlin jeden wie z kim, aż po Severusa i tajemnicę, jaką wyjawił jej młody ślizgon. Założyła ręce na piersiach, czując ogarniający ją chłód i przymknęła oczy. Tego wszystkiego było zwyczajnie za dużo. Zbyt wiele kłamstw, zbyt wiele strat, byt wiele cierpienia. Czym sobie na to zasłużyli? Co zrobili nie tak, aby dzisiaj cierpieć?
– Hermiona?
Obok niej stała czarnowłosa dziewczyna, którą wcześniej gryfonka widziała w Norze podczas zebrania. Z tego co wiedziała, dziewczyna przebywała teraz u Weasleyów. Nie znała jej imienia, ale nieszczególnie miała ochotę z nią rozmawiać i o nie wypytywać.
– Jest taka niewinna… – wyszeptała w odpowiedzi dziewczyna, patrząc ponownie na Ginny. – Nie mogę… Nie zasłużyła sobie na to.
– Nikt nie zasłużył. Ale śmierciożercy nie patrzą na to kogo krzywdzą.
Hermiona spojrzała na dziewczynę, której błękitne oczy wpatrywały się w nią przenikliwie.
– Jesteś jedną z nich – stwierdziła słabo Granger, a dziewczyna opuściła głowę.
– Byłam – sprostowała jej rozmówczyni.
– Ludzie się nie zmieniają – prychnęła Hermiona, a Jeanne popatrzyła na nią zaciekawiona.
– Ciekawe, że mówi to ktoś, kto uwierzył w Draco.
Na moment między dziewczynami zapadła cisza. Hermiona zmarszczyła brwi, tracąc rezon.
– Co tu robisz? Myślałam, że mieliście wyjechać z Georgem do Nowej Zelandii.
– Plany się zmieniły. Sytuacja się zmieniła – dodała dziewczyna, spoglądając na Ginny.
– Nie wiem, jak ona sobie z tym poradzi – wyznała niespodziewanie Hermiona. Czuła, że musi zrzucić z siebie chociaż część ciężaru, a ten moment wydał się odpowiedni. – Wciąż powtarzam jej, że damy radę, że wszyscy jej pomożemy, ale… W jej oczach widzę, jak bardzo nienawidzi świata. Jak bardzo nienawidzi tego dziecka – dodała szeptem. – Kiedy wróciła do szkoły myślałam, że to ją załamie. Porwanie, tortury… Nie sądziłam, że się podniesie. A teraz, kiedy udało się jej wyjść na prostą… To się będzie za nią ciągnąć do końca życia.
– O wiele większym cierpieniem byłoby dla niej, gdyby pozbyła się tego dziecka – odparła Jeanne, a Hermionę zamurowało. – Zło nie wybiera. Może wrócić do oprawcy, a może uderzyć przypadkową osobę. Całkowicie niewinną.
– A najgorsza w tym wszystkim jest bezradność – odparła Hermiona – i fakt, że na dobrą sprawę nie mogliśmy tego uniknąć.
– Jesteśmy tylko ludźmi.
Jeanne wyciągnęła rękę, żeby poklepać Hermionę po ramieniu, jednak w ostatnim momencie się powstrzymała. Zawróciła i jeszcze lekko utykając skierowała się na poszukiwania George’a. Odkąd Fred umarł a Ginny trafiła do szpitala, chłopak stał się niespokojny. Chodził struty i warczał na wszystkich, każdy przejaw troski odbierając jako agresję. Dziewczyna zaglądała w każde miejsce, gdzie chłopak mógł się ukryć, jednak zniknął bez śladu. Weszła po schodach, mocno zaciskając dłoń na barierce. Zaciskała zęby, byleby nie pokazać bólu, jaki wciąż sprawiało jej chodzenie. Znalazła się w korytarzu z identycznymi drzwiami jak na dole i pokręciła głową. Jak ma go znaleźć? I co dalej? Zaglądnęła do pustej sali, a kiedy zamknęła za sobą drzwi i odwróciła się jej wzrok spotkał się z innym, dobrze znanym.
– Dobrze wyglądasz – odezwała się Edna Blake, uśmiechając się krzywo do dziewczyny.
– Co pani tu robi? – spytała zdezorientowana. Z tego co było jej wiadome, pani Blake od wielu lat nie prowadziła służby medycznej.
– Ciebie również miło widzieć – sarknęła kobieta. – Odwiedzam naszego wspólnego znajomego.
Jeanne nie potrzebowała minuty, aby zrozumieć o kim mówi.
– Profesor tu jest?
– Dochodzi do siebie – przyznała Edna. – Jak twoje nogi?
– Wciąż słabe. Na maraton się jeszcze nie nadaję – zaśmiała się cicho Jeanne.
– Jednak robisz postępy. To dobrze rokuje.
Edna znów wykrzywiła usta w coś na kształt uśmiechu i wtedy Jeanne zdała sobie sprawę, skąd zna ten wyraz twarzy. Wcześniej przelotnie spostrzegła go u kobiety, a teraz nabrała pewności, ze to od niej profesor Snape nauczył się tego gestu.
– Mogłabym się z nim zobaczyć? – spytała nagle.
– Pod warunkiem, że obiecasz się go nie stresować. Poprzednia wizyta skończyła się utratą przytomności. – Kobieta uniosła wymownie brew.
– Ciekawe kto potrafił wyprowadzić go z równowagi – odparła rozbawiona Jeanne.
– Nie znam jej nazwiska. Kręci się z tymi twoimi Weasleyami, na pewno ją widziałaś. Takiej burzy włosów nie mogłaś przegapić.
Jeanne zmarszczyła brwi. Hermiona tu była? Co takiego zrobiła, że potrafiła doprowadzić do wściekłości człowieka o niemal żelaznej cierpliwości?
– Obiecuję, że będzie spokojny.
Kobiety wymieniły uśmiechy i Jeanne delikatnie nacisnęła klamkę. 
– Profesorze Snape?
Mężczyzna spojrzał na nią, wyraźnie zaskoczony jej obecnością.
– Nott, co za niespodzianka – mruknął pod nosem Severus, unosząc brwi. – Co cię tu przywiało?
– Ja… Spotkałam panią Blake na korytarzu i dowiedziałam się, że pan tu jest – przyznała dziewczyna. Podeszła powoli do łóżka i wymownie wskazując głową fotel, czekała na jego przyzwolenie. Kiedy skinął jej głową, usiadła. – Co się panu stało?
– Nic, co byłoby interesującym tematem rozmów. Zakładam, że ty za to masz więcej ciekawych wieści.
Jeanne prychnęła cicho.
– Niech pan zdefiniuje słowo „ciekawe”. – Snape uniósł kącik ust, jednak w jego słowach czuć było gorycz.
– Wszystko jest ciekawsze niż to. – Wskazał wymownie swoje ciało. Dziewczyna otwarła usta, nie wiedząc od czego zacząć.
– Siostra Rona tu jest. Ginny. Ona… Śmierciożercy, oni… – Słowa grzęzły w jej gardle, nie chcąc uformować się w proste stwierdzenie. – Zgwałcili ją, a teraz okazało się, że jest w ciąży. Leży piętro niżej.
– Och – mruknął Snape, dość zaintrygowany i jednocześnie mocno zszokowany wiadomością od ślizgonki. – Faktycznie, może nie wszystko jest ciekawsze.
Jego podopieczna uśmiechnęła się krzywo.
– Jest w całkowitej rozsypce. Ciągle płacze albo śpi, medycy podają jej jakieś specjalne środki na sen, takie które nie zaszkodzą dziecku. – Dziewczyna przetarła oczy. – Jej matka ciągle koło niej siedzi, tak samo jej przyjaciółka.
– Zakładam, że równo lamentują nad losem Ginewry – stwierdził gorzko Snape.
– To stereotypy, że kobiety płaczą więcej od mężczyzn – zaśmiała się cicho Jeanne. – Może pan jest wyjątkiem, ale większość facetów jest równie emocjonalna jak my.
– Powiedziała osoba wychowana wśród śmierciożerców – prychnął Snape.
– Powiedział śmierciożerca – rzuciła dziewczyna w odpowiedzi.
Snape uniósł kącik ust, kiwając głową.
– Jak twoje nogi? – spytał po chwili, wskazując je słabo palcem.
– Lepiej.
– Widzę, że obiadki u Molly ci służą – powiedział Snape, na co dziewczyna uśmiechnęła się krzywo. Widział w jej oczach jakąś zmianę. Pamiętał ze szkoły, jak z rzadka hamowała się przed uszczypliwym odgryzaniem się na komentarze i dobrze pamiętał, jak swego czasu miał problemy, aby uznała jego władzę. Dzieci śmierciożerców były nad wyraz specyficzne, czasem Severus miał wrażenie, że są zupełnie innym gatunkiem. Ta tutaj… Kiedyś była idealnym przykładem. – Zmieniłaś się.
– Dlaczego mówi pan to z takim niedowierzaniem? – spytała dziewczyna, uśmiechając się słabo. – Bo ludzie się nie zmieniają?
– Dokładnie dlatego.
– Ciekawe, że dziewczyna, która była u pana wcześniej powiedziała dokładnie to samo.
– Dlaczego wy wszyscy usilnie próbujecie wcisnąć nos w nie swoje sprawy? – odgryzł się Severus. – Macie tak nieciekawe życia czy po prostu musicie się wtrącać?
– Przepraszam. Jestem czasami zbyt ciekawska – przyznała potulnie Jeanne, wstając z fotela. Podeszła do drzwi, odwracając się na moment. – Draco wyjechał szukać gwałciciela. Chce go dopaść i najprawdopodobniej odpłacić się pięknym za nadobne. Patrząc na niego można by stwierdzić, że ludzie może jednak potrafią się zmieniać.
– Nie ludzie jak my, Nott – warknął Snape. – Oboje dobrze wiemy, że to kłamstwo.
– Ja już sama nie wiem, w co wierzyć. Kiedyś sama myślałam, że szlamy i zdrajcy krwi to najgorsze ścierwa chodzące po ziemi. Kiedyś wierzyłam, że tylko przemocą można coś osiągnąć. Pan wie o tym najlepiej ze wszystkich – wyznała ciszej. – Ale Weasleyowie nauczyli mnie czegoś. Że zmiana nie jest kwestią wiary. To nie chodzi o w co wierzę ja, w co wierzy pan ani świat. Zmiana jest kwestią czynu.
– Dobry uczynek za zły? – prychnął Snape. – Według ciebie to takie proste? Jesteś taka naiwna, Nott, że niemal zapominam, że kiedyś z zimną krwią zamordowałaś dziecko mugoli.
Jeanne poczuła, że jej gardło ścisnęło się tak, że nie jest w stanie oddychać. Opanowała się, chwytając mocno klamkę, aby dać ujście narastającej złości.
– Nie – szepnęła w końcu. – To nie jest takie proste. Ale jeśli na szali położymy pozbawienie kogoś życia, a obok tego ocalenie kogoś innego, to uważam, że taka szala się wyrówna. Życie za życie.
– Musiałbym do końca życia ratować ludziom życia, aby wyrównać swoją szalę – mruknął Snape.
– Czasem wystarczy jedno konkretne życie.
Popatrzyła na profesora smutnym wzrokiem i wyszła z pokoju, wpadając na Ednę. Ominęła ją, jak zahipnotyzowana przemierzając korytarz. Mimo stanowczości jaką chciała wywrzeć, wspomnienie jej zbrodni wyciągnięte przez Snape’a zalało jej głowę. Poczuła wzbierające łzy. Chciała zapomnieć, wyprzeć z pamięci swoje grzechy i liczyła, że te nigdy do niej nie wrócą? Stanęła pod ścianą na schodach i opierając o nią głowę, zamknęła oczy. Łzy ciurkiem toczyły się po jej bladych policzkach, a wargi drgały w rytm szlochu, jaki wydobywał się z jej piersi. Nigdy nie uwolni się od przeszłości.

– Dziecko rozwija się w bardzo dobrym tempie – mówił Hieronim Vazza, włoski magomedyk opiekujący się Ginewrą Weasley. Molly i Artur stali objęci przed wysokim, ciemnowłosym mężczyzną o lekko opalonej karnacji. Miał duże niebieskie oczy, budzące zaufanie. – Nie jesteśmy jeszcze w stanie określić jakiej jest płci, ale to kwestia tygodnia. Panna Weasley musi się przygotować na serię badań i tak jak poprzednio mówiłem, jeśli będą mieli państwo takie życzenie, mogę poprosić o pomoc specjalistów. Nasz szpital posiada wykwalifikowanych psychologów i psychiatrów. Mogliby pomóc państwa córce przejść przez traumę.
– Dziękujemy doktorze. Spróbujemy załatwić to sami – odparł grzecznie Artur, mocniej obejmując żonę.
– W porządku. W razie czego wiedzą państwo, gdzie mnie znaleźć.
Skinął małżeństwu głową z niezwykłą uprzejmością i oddalił się, po drodze zatrzymując się przy stacji pielęgniarek. Hermiona, która siedziała w połowie drogi, popatrzyła na państwa Weasleyów ze smutkiem. Zobaczyła rysę w masce pani Weasley, kiedy mąż przytulił ją do siebie mocno. Kiedy zniknęli w pokoju córki, Hermiona nadal wpatrywała się w drzwi. Nie wiedziała jak udaje jej się grać przed Ginny. Musiała być twarda, ale powoli czuła, że ciężar przygniata ją do ziemi. Bała się, że w pewnym momencie nie będzie w stanie się podnieść.

Nagle zobaczyła, jak z końca korytarza w jej stronę biegnie pielęgniarka. Przebiegła koło niej tak szybko, że Hermiona aż poczuła powiew powietrza. Zerknęła w stronę stacji, gdzie Vazza wciąż rozmawiał z niewysoką, blondwłosą pielęgniarką i usłyszała w końcu podniesiony głos:
– Potrzebujemy pomocy w dwieście piątce, natychmiast.
Hermiona poczuła, jak jej serce się zatrzymuje. Severus. Tyle zdążyła pomyśleć, zanim zerwała się na równe nogi i rzuciła się do biegu. Pokonała schody, potykając się na ostatnim stopniu. Dobiegła pod salę z wariującym sercem w piersi i zobaczyła jak Edna, kobieta którą spotkała wcześniej, stoi przerażona przed drzwiami. Kiedy Hermiona podążyła za jej wzrokiem, poczuła ścisk w piersi. Lekarze gromadzili się nad Severusem, a pielęgniarki obok pracowały w zawrotnym tempie. Nie widziała ciała, jednak słysząc krzyki ze środka poczuła jeszcze większy ucisk.
– Dwie dawki środka znieczulającego, już! – krzyknął otyły lekarz, a pielęgniarki natychmiast wykonały jego polecenie. – Trzymajcie go mocno, na Merlina!
Na moment w zbiegowisku pojawiła się luka, przez którą dziewczyna zobaczyła wijącego się Severusa. Jego twarz była mokra od potu, a usta wykrzywiały się w potworny grymas bólu. Ciało wyginało się w spazmach. Wyglądał niczym marionetka, którą bawiło się małe dziecko. Nagle drzwi z trzaskiem się zamknęły, a Hermiona instynktownie dopadła do klamki.
– Zostaw – warknęła kobieta, łapiąc ją za rękę. – Oni wiedzą co robią.
Hermiona popatrzyła na Ednę z tępym wyrazem na twarzy, jednak posłusznie puściła klamkę. Zagryzła wargi, obserwując jak kobieta siada na ławce i oddycha głęboko.
– Co się dzieje? – wyszeptała, siadając obok.
– To kara – odparła starucha, kręcąc głową. – Mówiłam mu, żeby trzymał się z daleka. Mówiłam, że to wszystko źle się skończy.
Siedziały w ciszy, wpatrując się niecierpliwie w drzwi z nadzieją, że ktoś się pojawi. Hermiona czuła napływające do oczu łzy.
– To moja wina – wyznała nagle, a Edna popatrzyła na nią zaskoczona. – Nie potrafiłam go ochronić. Moja tarcza… Rozpadła się i on… To wszystko przeze mnie.
– Oh, zamknij się – warknęła kobieta. Dziewczyna podniosła na nią oczy, a widząc jej spojrzenie poczuła się mała. – Gdybyś nie rzuciła tarczy w ogóle by nie przeżył. Zawdzięcza ci życie.
– Jakie życie? – spytała Hermiona, siąkając nosem. – Stracił wszystko, co kochał. Cierpi, bo ja nie potrafiłam go ochronić.
– Jesteś tu, więc nic nie stracił – powiedziała niespodziewanie Edna, przywołując gryfonkę na ziemię. – Nie myśl, że jestem ślepa. Przeżyłam trzech mężów i potrafię wyczuć coś takiego na kilometr.
– Ja…
– Znam Severusa odkąd był małym dzieckiem. Wychowałam tego chłopaka i znam każdy wyraz twarzy, każde jego spojrzenie. Myślisz, że nie zauważyłabym? – uniosła brwi, pytająco spoglądając na Hermionę. Ta jedynie spuściła głowę, przymykając powieki. Czuła znów nadmiar emocji, który zdawał się rozdzierać ją od środka. Miała ochotę płakać, krzyczeć.

Cisza powoli wypełniała korytarz w miarę upływu czasu. Słońce przemierzało bezchmurne niebo, nieuchronnie kierując się ku zachodowi. Rzucało leniwe promienie na drzewa wokół szpitala, a zieleniejące liście iskrzyły się w ich świetle. Natura budziła się do życia, rodząc się na nowo wraz z nadejściem wiosny.

Hermiona siedziała na ławce, podkurczając pod brodę nogi. Zbielałe wargi zaciskały się w cienką linię. Pod jej oczami zaczęły pojawiać się sine okręgi, wyraźnie wskazując na brak snu. Od czasu wojny nie przespała dobrze całej nocy. Budziła się w nocy, dręczona koszmarami. Koszmarami, w których główną rolę przejmowały twarze zmarłych. Nie mogła ich od siebie odpędzić, a jedynym ukojeniem okazywało się porzucenie starań. Kładła się do łóżka tylko po to, aby zażyć ulgi na ciele, jednak jej umysł pozostawał nawiedzony. Nie potrafiła tego zmienić. Wpatrywała się pustym wzrokiem w drzwi, za którymi Severus Snape walczył o życie. Poczuła się przeraźliwie bezradna. Może Edna miała rację. Może gdyby Hermiona w ogóle nie rzuciła tarczy, Severus teraz nie leżałby w tej sali. A ona nie czekałaby na wieści o nim. Jednak na myśl o tragedii jaka go w zamian dotknęła… Severus nie jeden raz stawał naprzeciw przeciwnościom losu i zawsze wychodził obronną ręką. Czy było to szpiegowanie dla Voldemorta czy ciężka służba jego oponentowi, on zawsze dawał sobie radę. Przetrwał upokorzenia, tortury i zadania, które wielu ludzi pozbawiłoby zmysłów. Doprowadziło do obłędu. A teraz jako nagrodę odbiera życie cierpiętnika.

Schowała głowę między kolana i zamknęła oczy. Teraz jeszcze trudniej będzie im znaleźć wspólny język. Nie potrafiła nawet wyobrazić sobie tego, co dzieje się wewnątrz jego umysłu. Jak bardzo cierpi. Na zewnątrz sprawiał wrażenie twardego i zdystansowanego, ale Hermiona wiedziała, że ma serce. Głęboko ukryte i poranione, ale gdzieś tam, pod tymi wszystkimi cierpieniami i próbami odepchnięcia od siebie każdego, kto zbliży się za bardzo – biło gorące serce. A kiedyś zabiło dla niej.
Bała się tylko tego, że i wtedy była to gra.

Nagle drzwi otworzyły się, a lekarz spojrzał na kobiety wyczerpanym wzrokiem. Na jego czole szkliły się krople potu, które otarł dłonią, po czym podszedł do Edny. Jego wzrok wyrażał o wiele więcej, niż wyszło z jego ust.
– Ustabilizowaliśmy go. Na razie śpi i chciałbym, aby pozostało tak przez możliwie najdłuższy czas. Możecie panie go zobaczyć, jednak nie będzie to przyjemny widok. I radziłbym… Uzbroić się w cierpliwość. Nie pozostało nam nic innego.
Rigss oddalił się, a Edna od razu weszła do pomieszczenia. Hermiona przez otwarte drzwi widziała nieruchome na łóżku ciało i mokre prześcieradło okrywające je. Jej nogi drżały, a serce chciało wyrwać się z piersi. Podeszła bliżej i chwiejną ręką złapała się framugi. Druga ręka instynktownie poszybowała do jej ust, powstrzymując jęk. Edna pochylała się na zakrwawionym ciałem Severusa Snape’a, przyglądając się badawczo jego twarzy. W jej oczach malował się strach. Wpatrywała się w magiczną konstrukcję, zawieszoną nad piersią mężczyzny, a blado–błękitne smugi światła pochodzące z niej odbijały się w jej źrenicach. Wielka kula, zawieszona niczym magnez przy klatce piersiowej unosiła się samoistnie i najwyraźniej była jedyną rzeczą, jaka podtrzymywała Severusa przy życiu. Rana na jego piersi była nabrzmiała, a krew spływała po boku ciała, tworząc plamę na prześcieradle. Hermiona podeszła bliżej, a jej powieki ledwo się poruszały. Nie potrafiła odwrócić wzroku.
– To otwarta sonda. Podtrzymuje jego serce, żeby biło w normalnym rytmie – wyjaśniła Edna, wciąż wpatrując się w nieruchomą twarz mężczyzny.
– Czy on… Jego serce nie będzie w stanie samodzielnie bić? – wyszeptała dziewczyna, a w jej oczach pojawiły się łzy.
– Czy będzie to się okaże. Na chwilę obecną… Nie może.
– I nic się nie da zrobić? Nie ma na to żadnego lekarstwa? – Głos Hermiony stawał się piskliwy, kiedy kolejne słowa opuszczały jej usta.
– Riggs i jego ludzie to najzdolniejsi magomedycy w tym kraju – odparła siwa starucha, patrząc na Hermionę pocieszająco. – Jeśli to ci pomoże, możesz zacząć się modlić.
– Nie robiłam tego od dziecka…
Edna skrzywiła się lekko, a jej usta ułożyły się w przedziwny kształt.
– Więc może już czas najwyższy.

Stojący na balkonie mężczyzna spojrzał w kierunku nadlatującej sowy i uśmiechnął się na jej widok. Czas najwyższy na jakieś wieści, pomyślał. Sowa wysunęła łapy i bezgłośnie usiadła na poręczy. Popatrzyła na niego wyczekująco, więc odwinął z jej stópki rulonik i nieprędko rozwinął go. Nagle zwierzę dziobnęło go w dłoń, dosadnie przypominając o zapłacie. Mężczyzna westchnął, sięgając po kawałek krakersa i podsunął go pod dziób sowy. Tyto alba. Albinos. Bardzo rzadka. Pogłaskał ją po głowie, a zwierzę wydało z siebie coś w rodzaju pomruku zadowolenia. Jej główka przekręciła się, obserwując blond-włosego mężczyznę, który rozwinął papier i uważnie przeczytał jego zawartość. Na jego usta wypłynął uśmiech. Jednak było w nim coś niepokojącego.
– Tom nie żyje – oznajmił, wchodząc przez drzwi do przyciemnionego pomieszczenia. Starszy, siwy mężczyzna siedział w fotelu i sączył eliksir przygotowany specjalnie dla niego. Połączenie trucizny z odtrutką. – Czy teraz w końcu uznasz, że jest odpowiedni czas, aby wkroczyć?
– Co jeszcze jest tam napisane? – spytał starzec, wskazując głową na kartkę. Jego oczy wodziły po ciele towarzysza z nieukrywaną nieufnością.
– Harry Potter pokonał go w pojedynku. Wszystkie horkruksy zostały zniszczone.
– A różdżka? – rzucił ponownie siwy mężczyzna.
Jego towarzysz zawahał się na moment.
– Ani słowa o różdżce. Peleryna wciąż pozostaje w posiadaniu chłopaka.
– A zatem musimy dowiedzieć się, gdzie przechowuje różdżkę – odparł dobitnie starzec. Wstał powoli, a jego drżąca dłoń złapała poręcz krzesła, podtrzymując jego ciężar. Poczerniałe palce zacisnęły się z wysiłku. – Wtedy nadejdzie odpowiedni moment.





~~~~~~*~~~~~~
Witajcie :)

Co sądzicie? Wojna się skończyła, ale problemów końca nie widać. A na horyzoncie wciąż czai się nieidentyfikowane zło. Ktoś ma pomysły? 

Za tydzień kolejny rozdział, a w trakcie pisania jest również dłuższa miniaturka. 

Zapraszam Was również na Wattpad: https://www.wattpad.com/story/56686603-uciekinierzy
Jest to całkiem luźna opowieść, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba. Będzie Sevmione, ale inne niż wszystkie. Niemal w ogóle bez miłości. 

Na dzisiaj to wszystko, do zobaczenia za tydzień! 
I dziękuję, że jesteście. Chociaż nie jest Was dużo, to każdy komentarz, jaki zostawiacie jest dla mnie wsparciem. 

PS. Właśnie zobaczyłam, że przekroczyliśmy 80 tysięcy wyświetleń bloga. To jest tak niesamowite, że ledwo do mnie dociera.
<3


11 komentarzy:

  1. Zahebisty rozdział. Jesteś niesamowita że piszesz rozdzialy w tak krotkim tempie a każdy kolejny lepszy od poprzedniego. Życzę dużej weny chociaż wene już masz wielką. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Pozdrawiam 😙

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozczarowałam się trochę Severusem bo nie sądziłam że będzie taki zimny ale cóż to profesor Snape. Mam nadzieję że wszystko się po między nimi ułoży.
    Pozdrawiam Pani Snape

    OdpowiedzUsuń
  4. I co z tego, że jest niedziela?! Nie mogłam sobie odmówić! Nie mogłam sobie odmówić. Nie mogłam... Zaniedbuję pracę i rodzinę, ale czytam... Czytam, powoli, chcąc w pełni zrozumieć, wciąga mnie, nie mogę się oderwać, w mojej głowie kołacze się tylko jedna myśl: "Jak to się skończy?". Docieram do momentu, gdzie Edna sugeruje Hermionie, aby zaczęła się modlić… Słowa, które drą, które jasno mówią nie - nie będzie dobrze. Jest źle, będzie gorzej… Zatkało mnie. Nie spodziewałam się, że ten tekst AŻ TAK mnie poruszy, nadal mam łzy w oczach.

    Severus, chłodny i powściągliwy jak zawsze, perfekcjonista żyjący ze świadomością własnej ułomności. Czy z takim obciążeniem w ogóle da się żyć? I właściwie: po co? Jaki on ma teraz powód, żeby dalej żyć, jaką motywację...? Jednak gdzieś tam pod cyniczną maską kryje się bardzo samotny człowiek, który jak każdy potrzebuje miłości, ale boi się otworzyć przed kimś w obawie, że ktoś mógłby go zranić. Taki Severus mnie przekonuje. Ludzki. Trochę jak krab - z wierzchu twardy i bardzo mięciutki w środku. Uważam, że dokładnie taki mógł być. Dokładnie tak mógłby myśleć o życiu, o innych, o sobie. Takiego faceta nie można nie kochać ;)


    Hermiona. Kochająca kobieta, która straciła kontrolę, która dawała jej bezpieczeństwo, poczucie, że ona panuje nad swoim życiem, nad wiedzą, nad emocjami. Hermiona była uporządkowana, zawsze wszystko wiedziała, kontrolą zapewniała sobie poczucie bezpieczeństwa, wiedzą odganiała strach. A potem przyszedł ON, nieprzewidywalny, nie do ogarnięcia, nie do zrozumienia, który nie dawał jej kwiatów, który zdezorganizował jej życie... Mam nadzieję, że będzie na tyle zdeterminowana, aby zawalczyć o lepsze życie dla Severusa i dla siebie.

    Tekst kipi od emocji, najróżniejszych, często instynktownych, które wyłażą z ludzi w sytuacjach ostatecznych. W jakiś przewrotny sposób to wciąż jest tekst o przyjaźni i miłości, o trosce o najbliższych, bo przecież takie są intencje i motywacje działań głównych bohaterów. Severusa… Draco… Hermiony… Edny… nawet Jeanne. A jednak ta troska jest tak różna od tej zwyczajnej, codziennej...

    Końcówka rozdziału. Hmmmm… Ten fragment jakoś szczególnie mnie zakuł. Poczułam jakiś taki zimny dreszcz. Sama nie wiem, jak to opisać. Miało już być pięknie. Voldemort pokonany, jest nadzieja na lepsze… na lepszy los czarodziejskiego świata, który tak wielkim kosztem został uratowany od zagrożenia… nadzieja na życie w świetle, a nie w cieniu wojny. A tu pojawia się kolejne widmo strachu, bólu, zła… To jeszcze nie koniec? Nie wiem…

    SnowCake

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz jeszcze wczytałam się w końcówkę. Siwowłosy starzec... poczerniałe palce... eliksir z odtrutką... odpowiedni moment...

      I szok!!! Tylko jedno skojarzenie: Dumbledore???!!!

      SnowCake

      Usuń
  5. Biedna Ginny i biedna Hermiona martwi się i o Ginny i zarazem doszło jej zmartwienie w postaci Severusa. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego w najbliższych rozdziałach bo nie wytrzymie z tej niepewności między nimi. Pisz dalej bo naprawdę robisz to niesamowicie :) .

    Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Strasznie smutny rozdział ale końcówka wyrwała mnie z kapci :D chce wiedzieć jak to się rozwinie ! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj.

    Wydaje mi się, że jak dotąd to jeden z moich ulubionych rozdziałów.
    Mam tyle pytań... Niepewność mnie roznosi.

    Najbardziej męczy mnie wątek tego tajemniczego starca. Najtrafniejszym skojarzeniem, biorąc pod uwagę wzmiankę o poczerniałej dłoni, jest Dumbledore, ale... to niczego nie rozwiązuje. Pojawia się tylko więcej niejasności. Dlaczego się ukrywa? Kim jest ten blondyn, który sprawuje nad nim pieczę? Dlaczego, na gacie Merlina, zależy mu na informacjach o Insygniach? Wszystko jest takie pogmatwane...
    Miło zaskoczyła mnie obecność Jeanne. Naprawdę ją polubiłam i jestem ciekawa, jak dalej potoczy się jej życie. Zastanawia mnie, czy kiedyś będzie szczęśliwa.

    Ach, mogłabym tak pisać i pisać, ale co to da...?
    Czekam niecierpliwie na kolejną notkę.

    Dużo Weny, czasu i wszystkiego dobrego
    Pozdrawiam z całego serca

    bullek

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest 2 w nocy, a ja dopiero skończyłam czytać wszystkie rozdziały i patrzę, a tu dalej nic nie ma ;(
    Kobieto ten rozdział doprowadził mnie do palpitacji serca, już myślałam, że mój biedny Severus umrze na łóżku. Nie strasz mnie tak. Aż mi gorąco się zrobiło.
    A ten staruszek na końcu jest bardzo intrygujący i jestem ciekawa kto to jest i kiedy wkroczy do akcji. Chyba spokoju to on im nie da.
    Weny dużo, bo świetnie piszesz i super się czyta każdy rozdział.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Buuuuuuuu!!!!! Ja chcę mojego Severusa!!! Tak nie można postępować z czytelniczkami uzależnionymi od weekendowych nowości!!! A tu co? Weekend minął, jest Ś-R-O-D-A! I rozdziału brak :( Toż to prawdziwe okrucieństwo trzymać nas w takim napięciu i niepewności!
    Hachi, ja Cię błagam, nie rób nam tego więcej! Wstawiaj czym prędzej,co tam masz. Choćby kawałek... pliiiiiiiiis!

    SnowCake

    OdpowiedzUsuń
  10. Sen zmorzył mnie niemal w sekundę, więc postanowiłam odłożyć zakończenie opka na słoneczną niedzielę. :)
    Zastanawiam się, co to za niezidentyfikowane zło, o którym wspominasz na dwa rozdziały przed końcem opowiadania. Wątpię, żeby to się rozwiązało już teraz, ale może planujesz jakaś kontynuację opka?
    Widzę, że zaczęłaś pisać nowe opowiadanie, szkoda tylko, że na wattpadzie, ale może jakoś się nauczę tym posługiwać i przeczytam? :)
    Dziwne, że Hermiona po tym wszystkim, co przeszła, po zaufaniu Draconowi (jak dobrze wytknęła jej Jeanne), po tym, jak setki razy przekonywała Snape'a, że wierzy w jego zmianę, ale nie potrafi zaufać dziewczynie, której ufają jej przyjaciele, z którą związał się George, która naprawdę pomogła podczas wojny, a sama raczej zbyt wiele złego nie zrobiła. Trochę mi nie pasuje ta niekonsekwencja, zwłaszcza że Hermiona zawsze była pierwsza do dawania drugiej szansy (np. do samego końca nie wierzyła, że Snape mógłby być po stronie Voldemorta).
    O, właśnie mi się przypomniała scena z tym wisiorkiem/kolią/łotewer. Jakoś zapomniałaś o tym, choć sądzę, że kieszeń Snape'a nadal o tym pamięta. Weź pod uwagę, że jeśli piszesz o ludziach biednych lub ze średniej klasy społecznej, takie ogromne wydatki są zazwyczaj przemyślane (wątpię, żeby Snape podczas zakupów był w stanie manii i kupił tę kolię ot tak, dla zabawy, z potem o niej zapomniał), a Ty po prostu olałaś tamtą scenę, choć wydawało się, że będzie ważna.
    To dziwne, że Jeanne nie może wydobyć z pamięci Ginny tej informacji. Podobno jest taka świetna w legilimencji. Prawdziwa mistrzyni. Voldemort potrafił przełamać zaklęcie zapomnienia, więc sądzę, że mała amnezja Ginny nie będzie dla Jeanne czymś nie do przeskoczenia. To już któryś raz, kiedy dajesz nam do zrozumienia, że zapomniałaś o mocy, którą wcześniej sama obdarzyłaś swoją OC.
    Wydaje mi się, że rozmowa Snape'a z Jeanne może dobrze na niego wpłynąć i dać mu do myślenia, że nie warto tak skreślać Granger tylko dlatego, że Snape narobił w życiu mnóstwo błędów. Mógłby ją skreślić z wielu innych powodów (choćby dlatego, że widział, jak dorastała, że jest sporo młodsza i może faktycznie nadal Snape kocha Lily, a Hermiona jest tylko taką przygodą), ale nie dlatego, że był śmierciożercą (i to przez krótki czas).
    Trochę za bardzo inspirujesz się naszymi mugolskimi zawodami ze szpitali. Psycholog i psychiatra - czemu nie, ale mogłaś choć trochę ruszyć głową i wymyślić jakieś bardziej czarodziejsko brzmiące nazwy. Żeby ten świat był jak najbardziej potterowski, magiczny, żeby było widać, że cały czas pamiętasz, że to fanfik.
    Hmm, faktycznie wprowadziłaś jakiś nowy wątek. I nadal nie mieści mi się w głowie, jak to przeciągniesz, bo nie można czegoś takiego rozwiązać w jednym rozdziale, chyba że zamierzasz podzielić opko na części. To z całą pewnością intryguje (jak i to, że tajemniczy mężczyzna nazwał Voldemorta Tomem). O stan Severusa jakoś się nie obawiam. Widziałam już epilog, ale nawet gdybym nie widziała, też bym się nie obawiała. :) Po prostu w tym rozdziale czuć, że opowiadanie skończy się happy endem.

    OdpowiedzUsuń