niedziela, 1 maja 2016

ROZDZIAŁ 37.

Eileen Prince oparła się ciężko o ścianę tuż obok drzwi, za którymi leżał jej jedyny syn. Tak jak on była zbyt dumna, aby przyznać mu, jak ogromne wyrzuty sumienia targają nią od czasów, kiedy zmuszona została do porzucenia go. Nigdy nie wyjawiła Severusowi prawdziwych motywów i nie chciała, aby się o nich dowiedział. Bała się, że rzuci w nią stosem obelg kwitując to krótkim stwierdzeniem, że przecież można było znaleźć inne wyjście.

Tobias nie należał do łatwych ludzi i Severus powinien zdawać sobie z tego sprawę, jednak jego upór często przysłaniał mu racjonalne myślenie. W jego dziecięcych oczach często świat wyglądał na nieco jaskrawszy niż był w rzeczywistości, a Eileen nie chciała wyprowadzać go z błędu. Uważała, że jako matka ma obowiązek odciągać od dziecka niepotrzebne utrapienia.

Nagle drzwi otworzyły się, a wzrok kobiety skierował się na Ednę. Ta popatrzyła na nią surowo i milcząc, odeszła kawałek i usiadła na pobliskiej ławce.
– Edna ja wiem, że popełniłam błąd – zaczęła cicho Eileen, jednak w jej gardle pojawiła się nieznośna gula.
– Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę. Szkoda tylko, że trzydzieści lat po czasie.
Uzdrowicielka przewróciła oczami i przetarła zmęczoną twarz.
– To jest mój jedyny syn – wyszeptała matka Snape’a. – Czy naprawdę jeden błąd ma całkowicie mnie przekreślić?
– Jeden błąd? – spytała wzburzona Edna, wstając z ławy. – Jeden, Eileen? Opuściłaś go i to dla kogo? Tobias był tego wart?
– Nie, nie był – powiedziała twardo wyższa kobieta, prostując się butnie. – Dobrze o tym wiesz.
– On tego nie wie. – Edna wskazała wymownie głową na drzwi. – Jego przekonuj, nie mnie.
Widząc wzrok Eileen, kobieta wyciągnęła w jej stronę oskarżycielski palec.
– Nie wyręczysz się mną i tym razem, Snape.
– Prince – mruknęła dumnie Eileen. – Nazywam się Prince.
Edna Blake zmarszczyła nos i oddaliła się korytarzem w stronę wyjścia. Zatrzymała się dopiero, kiedy drzwi zamknęły się za nią, a świeże powietrze uderzyło w jej nozdrza. Wyciągnęła z torebki paczkę mugolskich papierosów i odpaliła naprędce jednego. Dym wypełnił jej płuca, dając niezwykłą ulgę i rozluźnienie.

Nie chciała jej tu przyprowadzać. Nie chciała po raz kolejny stawać pomiędzy matką a dzieckiem. Trzydzieści lat temu to zrobiła i to wystarczyło, aby od tamtej pory czuła wyrzuty sumienia. Zamiast odprawić Eileen z kwitkiem, zamiast kazać jej wychować syna… Ona po prostu zgodziła się nim zaopiekować. A teraz jak gdyby nigdy nic miała pomóc im się zjednoczyć? Westchnęła głęboko, wypuszczając obłok dymu wysoko ponad swoją głowę. Nie. Muszą załatwić to sami. Skoro nie udało im się wtedy, to teraz mają ostatnią szansę. A skoro oboje są dorośli, nie powinni mieć z tym problemu.

Tymczasem Severus leżał zapatrzony w sufit, a jego lewa stopa wybiła pierwszy rytm, jaki wpadł mężczyźnie do głowy. Zaciskał wargi tak mocno, że ich środek powoli zaczynał blednąć. Za dużo rzeczy działo się naraz i jego nie w pełni funkcjonujący mózg nie działał w stu procentach na pełnych obrotach. Co sprawiało, że każda próba wysiłku umysłowego kończyła się migreną.

W pewnym momencie usłyszał uchylające się drzwi. Spojrzał obojętnym wzrokiem na matkę, która niepewnie stanęła w przejściu.
– Czyżbym nie wyraził się dostatecznie jasno? – spytał, a kobieta zamknęła za sobą drzwi.
– Owszem, wyraziłeś. Nie chcesz mnie tutaj, to zrozumiałe. – W jej głosie słychać było ból, jednak Severus przyjmował go z dystansem. – Ale czy pięć minut to naprawdę tak wiele?
– Mógłbym zadać podobne pytanie. Czy trzydzieści lat nic dla ciebie nie znaczy?
Eileen westchnęła, odwracając zrozpaczone spojrzenie na bok. Jej syn odziedziczył po niej dokładnie ten sam rodzaj uporu, jednak on nauczył się całkowicie kontrolować swoje emocje. Ona nie umiała. Była matką, a to zbyt potężna klątwa, żeby tak po prostu się jej przeciwstawić.
– Nie masz pojęcia o tym co zaszło – wyszeptała, wciąż nie patrząc na syna. Odepchnął się od łóżka, siadając prosto i wpatrując się w kobietę uporczywym wzrokiem.
– Więc mnie oświeć. Czas najwyższy.
Załzawione oczy spojrzały na Severusa. Poczuł w klatce uścisk, jednak zmusił się, aby go zignorować. Eileen Prince nie była już jego matką. Nigdy nie była. Nic nie znaczyła.
– Twój ojciec…
– Ja nie mam ojca – przerwał jej krótkim warknięciem, a w oczach Eileen pojawiło się jeszcze więcej łez.
– Każdy go ma, Severusie. Myślisz, że Tobias był najgorszą gnidą jaką znałeś? – spytała, dezorientując mężczyznę. – Być może. Bo nie znałeś ani jego ojca, ani jego dziadka. On został wychowany w takim myśleniu i nic nie mogło tego zmienić.
– Dlaczego, po tych wszystkich latach udręki, ty go jeszcze usprawiedliwiasz?
– Bo go kochałam. Całym sercem – wyznała cicho kobieta. – A dla miłości ludzie są w stanie dla największych wyrzeczeń.
– Więc wyrzekłaś się mnie – skwitował Snape, a Eileen spuściła wzrok.
Na moment w pomieszczeniu zapadła cisza, która z każdą chwilą gęstniała coraz bardziej. Severus był wściekły, a Eileen zdruzgotana i to wszystko uniemożliwiało im normalną konwersację. Nigdy nie mogli się dogadać. Oboje posiadali te same, silne charaktery, mimo iż w tej chwili kobieta nie przypominała siebie sprzed lat.
– Nie miałam wyjścia – odparła, zaciskając pięści. Severus popatrzył na nią spod zmarszczonych brwi i sam nie wiedział, co ma myśleć. Ma jej współczuć? Ma mu być żal? Jedyne, czego był pewien, to tego jak bardzo nienawidził tej kobiety. – Sytuacja w jakiej znaleźliśmy się w tamtym czasie… sprawiła, że musiałam zrobić to, co było najlepsze dla ciebie.
– Najlepsze dla mnie? – Severus miał wrażenie, jakby już kiedyś słyszał ten argument. – Edna.
– Nie porzuciłam cię, Severusie. Oddałam cię komuś, kto był w stanie dać ci to, czego ja nie mogłam. – Eileen popatrzyła na syna z nadzieją, że w końcu uda jej się przełamać mur. – Rodzinę i dom, do którego chciałbyś wracać.
– Dlaczego?
Kobieta zaczerpnęła powietrza i złapała metalową poręcz łóżka.
– Ponieważ poza miłością z twoim ojcem łączyła mnie również zależność finansowa. Kiedy się poznaliśmy… – Na ustach Eileen pojawił się mglisty uśmiech. – Twój ojciec był zupełnie inną osobą. Dawał prezenty, był czuły i kochający. Zmanipulował mnie, abym porzuciła własny rozwój i tak… Kiedy pojawiłeś się na świecie… Zostałam kurą domową z dzieckiem do opieki, bez wykształcenia i całkowicie zależna Tobiasowi. Wykorzystywał to w każdy możliwy sposób, czasem… W sposoby, o których nie chcesz wiedzieć. – Snape zmarszczył nos, kiedy zrozumiał aluzję matki. – Nie kochał cię. Nigdy. Gardził tobą z całego serca i to tylko dlatego, że okazałeś się być czarodziejem. Nienawidził cię, bo byłeś lepszy od niego. Miałeś coś, czego on nie posiadał i posiąść nie mógł. Moc, o której on zawsze marzył.
– O czym ty mówisz? – spytał zaskoczony Snape, a Eileen uśmiechnęła się.
– Jego siostra była czarownicą. Była jedyną czarownicą w rodzinie. Ich rodzice byli mugolami, a kiedy okazało się, że Eleonora jest inna… On również chciał. Czekał, czekał, jednak w dniu jego jedenastych urodzin nie przyleciała żadna sowa. Zazdrościł siostrze do tego stopnia, że znienawidził ją za to, że posiadła coś, czego jemu nie było dane zdobyć.
– Dlaczego zatem w ogóle ożenił się z tobą? – Przez moment patrzył w twarz matki, aż spłynęło na niego zrozumienie. – Nie powiedziałaś mu, że jesteś czarownicą, prawda?
Eileen pokręciła głową.
– Chciałam żyć na własną rękę. Z dala od rodziców. Udawałam mugola, przez lata nie używałam magii… Kiedy się urodziłeś, byliśmy tacy szczęśliwi. Kochał cię wtedy, chociaż zawsze był kiepski w okazywaniu uczuć.
– Zdaje się, że to jedna z nielicznych cech, jaką po nim mam – mruknął Severus.
– Myślałam, że tak będzie już zawsze – ciągnęła zamyślona Eileen. – Miałam nadzieję, że uda się ukrywać moją… inność… aż do śmierci. Ale się przeliczyłam. Miałeś cztery lata, kiedy Tobias zauważył jak odepchnąłeś klocek za pomocą magii. Błagałam go, aby poczekał. Żądał, abyśmy się ciebie pozbyli już wtedy…
– Uciekłem z domu, kiedy miałem osiem lat – powiedział Severus, marszcząc brwi i uważnie wpatrując się w matkę.
– Musiałam przyrzec, że kiedy podrośniesz wystarczająco odeślę cię, inaczej…
– Zabiłby mnie?
– Nie! – zaprotestowała gwałtownie Eileen. – Nie, on… Nie był mordercą. Był zły, ale nigdy nie dopuściłby się do czegoś takiego.
– Nadal nie rozumiem, czemu… – zaczął Snape, jednak kobieta rozpłakała się i przerwała mu:
– Musiałam oddać cię, musiałam przyrzec, że się ciebie wyrzeknę, bo inaczej odszedłby, a ja nie miałam jak zapewnić ci życia. Nie miałam wykształcenia, nie miałam pieniędzy, nie miałam nic! – Z oczu kobiety ciekło coraz więcej łez, a jej zaciśnięta na poręczy dłoń drżała energicznie. – Umarlibyśmy z głodu, albo wylądowalibyśmy na ulicy. Wolałam oddać cię komuś niż narażać na takie życie.
Severus patrzył twardo na matkę, a jego nozdrza lekko drgały, kiedy wciągał nerwowo powietrze. Wszystko wreszcie ułożyło się w logiczną układankę. Jego maska, którą nosił dłużej niż prawdziwą twarz, nie pozwalała mu zrozumieć ludzkich aspektów postępowania matki, a jednak… Z jakiegoś powodu powstrzymywał w sobie złość.
– Nie proszę cię o przebaczenie, bo dobrze wiem, że ani na nie nie zasługuję ani ty nie jesteś zdolny mi go dać. Chciałam tylko, abyś wysłuchał tej historii.
– Dlaczego teraz? – spytał podejrzliwie mężczyzna.
– Bo nie ma już nic, co trzymałoby mnie z dala od ciebie – odparła, patrząc mu prosto w oczy. Severus otworzył usta, kiedy zrozumiał, że jego ojciec nie żyje.
– Jak umarł?
– Naprawdę ma to dla ciebie takie znaczenie?
– Chcę wiedzieć, czy cierpiał.
Eileen otworzyła szerzej oczy, zaskoczona bezpośredniością syna.
– Rak wątroby.
– Zalała go jego własna żółć – stwierdził beznamiętnie Snape. – Co za ironia.
– Severusie… – Kobieta zbliżyła się do syna, przysiadając na skraju łóżka. – Przepraszam cię. Powinnam była wymyślić coś, aby móc cię przy sobie zatrzymać.
– Nie zmienisz przeszłości. Choćbyś nie wiadomo jak chciała.
Severus odwrócił wzrok, kiedy Eileen słabo przytaknęła. Poczuł jej zimną dłoń, obejmującą jego własną. Zagryzł zęby, czekając na jej ruch.
– Zawsze byłeś i zawsze będziesz dla mnie najważniejszy na świecie.
To powiedziawszy puściła jego dłoń i wyszła z sali. Severus odetchnął głęboko, czując jak jego czaszka zaczyna pulsować. Złapał rękami skronie i mocno je ścisnął, chcąc ulżyć sobie w bólu, jednak kiedy to nie przyniosło skutku warknął cicho i opadł ciężko na poduszki. Nie mogąc znieść pulsowania zamknął oczy i przed długą chwilę, która ciągnęła się w nieskończoność próbował zmusić ciało do zapadnięcia w sen.

Tymczasem Edna obserwowała Eileen Prince, która wciągała na zmęczone ramiona jasny płaszcz. Sięgał jej do połowy ud, z racji iż matka Snape’a była dość wysoka jak na kobietę. Edna zawsze uważała Eileen za wyjątkowo brzydką, a jej męskie rysy twarzy tylko potęgowały to odczucie. Miała ten sam haczykowaty nos, który odziedziczył po niej Severus i równie ciemne włosy. Sięgały jej ramion i od dawna spinała je w luźny kok. W ciągu ostatnich lat Eileen postarzała się, co było widać zwłaszcza po jej oczach, jednak Edna nie była tym faktem zdziwiona. Doskonale wiedziała co przeszła w życiu i szczerze współczuła kobiecie. Jednak ostrzegała ją. Wiele lat temu.
– Edna. – Kobieta patrzyła na nią obojętnym wzrokiem, który był doskonałą przykrywką dla jej prawdziwych uczuć. Kolejna cecha wspólna Snape’ów. – Dziękuję ci za pomoc.
– Nie zrobiłam tego dla ciebie. Severus zasługiwał na prawdę.
– Nienawidzi mnie… – powiedziała cicho kobieta, a na moment w jej masce pojawiła się rysa. – Nigdy nie spojrzy na mnie jak na matkę.
– Nie masz prawa go za to winić – odparła stanowczo Edna. – Nigdy nie byłaś dla niego matką.
I chociaż była to prawda, w oczach Eileen Prince pojawił się ból. Prawda bolała bardziej niż najsłodsze kłamstwo.
– Żegnaj – powiedziała i odeszła korytarzem, odprowadzona przez baczny wzrok Edny. Kobieta przysiadła na ławce i oparła łokcie na kolanach, zatapiając twarz w dłoniach. Takie momenty były nielicznymi, w których pozwalała sobie na rozmyślanie o przeszłości. Zawsze uważała, że nie warto się nad nią rozwodzić, a jednak dzisiaj zrozumiała, że nie można jej tak po prostu zignorować. W końcu przynosi swoje konsekwencje, a wyrzuty sumienia, które zaczęły ściskać powoli jej serce były jej osobistym demonem. Konsekwencją decyzji podjętych kiedyś.

Hermiona siedziała na fotelu obok łóżka, na którym leżała Ginny i obserwowała przyjaciółkę zmartwionym spojrzeniem. Draco i Harry przekonali ją w końcu do opuszczenia Dziurawego Kotła, a kiedy opowiedzieli jej o sytuacji najmłodszej Weasleyówny… Hermiona rzuciła wszystko i zapomniała o wszystkim, co zaprzątało jej myśli.

„Ona jest w ciąży, Hermiona.”

Te słowa dudniły w jej głowie za każdym razem, kiedy patrzyła na przyjaciółkę. Jednak nie samo dziecko było tragedią. Kiedy tylko dotarli do Świętego Mungo, po tym jak pewnego wieczora dziewczyna zemdlała, na jaw wyszły o wiele potworniejsze fakty. Fakty, do których Ginny nigdy się nie przyznała. Hermionie nawet nie przyszło jej za to winić.

„Została zgwałcona.”

Lekarz stwierdził wyraźne ślady, nawet po tylu miesiącach. Nosiła w sobie owoc bestialskiego czynu i na dodatek nie była w stanie powiedzieć, kto jej to zrobił. Hermionie żal ściskał serce, kiedy widziała twarz Molly. Dla nich wojna nigdy się nie skończy. Jej skutki będą musieli przeżywać do końca życia. Śmierć Freda i Percy’ego, a teraz ciąża Ginny… Hermiona ledwo powstrzymała się od łez. Płacz nic nie da, tak przynajmniej wmawiała sobie odkąd przybyła do Nory. Tak wmawiała sobie odkąd wojna się skończyła.

Mimo tego wszystkiego, jej myśli uporczywie kierowały się ku jednej osobie, o której nie chciała myśleć. Jednak im bardziej się starała, tym bardziej odwrotny skutek to przynosiło. Severus wypełniał jej myśli i przyćmiewał widok zdruzgotanej Ginny, co potęgowało tylko wyrzuty sumienia u Hermiony.

Zwłaszcza odkąd Draco powiedział jej, że on również leży w Świętym Mungo. Próbowała zdusić w sobie pragnienie zobaczenia go, próbowała z całych sił zmusić się do zignorowania natarczywych myśli. Jednak im dłużej patrzyła na Ginny, teraz ledwo oddychającą, tym bardziej czuła się przytłoczona. Rozdarta. Poczekała, aż przyjaciółka zaśnie i cicho wymknęła się na pusty korytarz.

Draco siedział na ławce, a jego głowa bezwładnie zwisała na jego piersi. Harry leżał rozłożony na dwóch fotelach naprzeciw niego i cicho pochrapywał. Hermiona uśmiechnęła się lekko, widząc jego wreszcie beztroską minę. Spał jak dziecko, mimo iż Hermiona jak mało kto wiedziała ile go to kosztuje. Potter , podobnie jak ona sama, cierpiał na notoryczne koszmary i spodziewała się, że kwestią minut jest jego nagła pobudka.

Skierowała się w stronę zachodniego skrzydła, po czym skręciła w stronę klatki schodowej. Powolnym krokiem pokonała piętro i znalazła się na jeszcze cichszym korytarzu. Słyszała przytłumiona rozmowy dobiegające z pokoju lekarskiego i domyśliła się, że to pielęgniarki. Niewiele myśląc podeszła pod drzwi oznaczone numerem dwieście pięć. Zanim jednak udało jej się nacisnąć klamkę, jej serce diametralnie przyspieszyło. Czuła, że jest jej duszno, a nogi miękną jej tak, że ledwo mogła na nich stać.
– Śpi – usłyszała nagle za plecami i kiedy raptownie się odwróciła mało nie wpadła na niską, siwą kobietę z jednym, bladoniebieskim okiem. Świdrowała ją badawczym spojrzeniem, wprawiając Hermionę w zakłopotanie. – Przestraszyłam cię?
– Trochę – przyznała dziewczyna, uśmiechając się nerwowo.
Kobieta uśmiechnęła się do niej niespodziewanie i podała jej kubek z parującą jeszcze herbatą.
– Skąd…
– Pijże, nie gadaj – mruknęła rozbawiona Edna, a Hermiona poczuła dziwny autorytet bijący od kobiety. Pociągnęła łyk z kubka i poczuła przyjemny brzoskwiniowy aromat. Mruknęła zadowolona, nie do końca zdając sobie sprawę, że zrobiła to na głos. – Rozumiem, że smakuje. To moja ulubiona – dodała ciszej kobieta, puszczając jej konspiracyjnie oczko.
– Chciałam tylko… – zaczęła Hermiona, nie wiedząc za bardzo co chce powiedzieć. Po co tu przyszła? Zobaczyć go? Porozmawiać? – Jak on się czuje?
– Wyszedł z tego. Tego faceta nawet śmierć nie lubi – odparła kobieta, a na jej małych ustach pojawił się uśmiech. Hermiona popatrzyła bezwiednie na drzwi. – Wejdź do niego.
– Nie chcę go budzić. Pewnie i tak nie ucieszy się na mój widok – przyznała Hermiona, uśmiechając się słabo.
– Mało rzeczy jest w stanie ucieszyć Severusa.
Hermiona zmarszczyła brwi, czując dziwne ciepło płynące ze słów kobiety. Nie śmiała pytać kim dla niego była, a jednak czuła instynktownie, że jest blisko ze Snapem. Oddała kobiecie kubek i odwróciła się niepewnie w stronę drzwi. Edna zmarszczyła brwi, obserwując jak niepewnie wchodzi do środka.

Kiedy dziewczyna stanęła w progu, a kiedy drzwi cicho zamknęły się za jej plecami, poczuła, że serce ma ochotę wyskoczyć jej z piersi. Severus leżał na łóżku, pogrążony we śnie, a jego klatka piersiowa miarowo unosiła się w rytm oddechów. Nawet w półmroku panującym w pomieszczeniu mogła zobaczyć jak blada jest jego twarz. Zbliżyła się do łóżka, dotykając jedynie opuszkami palców dłoni mężczyzny. Była chłodna i sztywna, zupełnie jakby nie żył. Przed oczami dziewczyny stanął znów obraz Severusa leżącego bez życia na posadzce Hogwartu i złapała się za usta, aby jęk nie wydobył się z jej gardła. Spojrzała na bandaż, zakrywający niemal całą jego klatkę piersiową. Widziała wyraźnie odcinające się na jego skórze blizny, które pamiętała z jego opowieści o torturach. Jej wzrok błądził po jego ciele doszukując się obrażeń i z ulgą stwierdziła, że śmierć naprawdę go oszczędziła. Spuściła wzrok, a kiedy zamknęła powieki, po policzkach pociekło kilka łez. Ogromny kamień spadł z jej serca, uwalniając ją od troski.
– Granger – usłyszała nagle i podniosła wzrok, napotykając w półmroku spojrzenie ciemnych oczu Severusa.
– Przepraszam, nie… Nie chciałam cię obudzić – wyszeptała speszona, odsuwając gwałtownie rękę z jego dłoni. Patrzył na nią tak intensywnie, będąc jednocześnie tak zaskoczony jej obecnością, że Hermiona nie wiedziała gdzie podziać wzrok. Wytrzymała jednak jego spojrzenie, zdając sobie sprawę jak bardzo się za nim stęskniła.
– Po co przyszłaś? – spytał, nie odrywając od niej spojrzenia.
Dobre pytanie. Hermiona przełknęła ślinę.
– Zobaczyć cię – powiedziała w końcu. Severus uniósł kącik ust, a z jego gardła wyrwało się pogardliwe prychnięcie.
– Zobaczyć jak zdycham?
Hermiona zmarszczyła brwi.
– Gdybym chciała patrzeć jak umierasz, nie ratowałabym cię wtedy na korytarzu – rzuciła, czując rosnące w niej rozgniewanie. Severus pokręcił głową, po czym znów wlepił w nią swoje spojrzenie.
– Więc czego chcesz, Granger?
Na moment w pokoju zapadła cisza, podczas której Hermiona usilnie próbowała dobrać odpowiednie słowa. Wzrok Severusa dekoncentrował ją jak mało co. Musiała być jednak silna. Skoro powiedziała „A”, musi powiedzieć i „B”.
– Porozmawiać. Wyjaśnić wszystko raz na zawsze.



~~~~~~~*~~~~~~~
Witam wszystkich serdecznie w ten piękny, majowy weekend.

Jeśli rozdział Wam się podobał to oczywiście zachęcam Was do skomentowania go, bo niewiele Was to kosztuje a ilość komentarzy zawsze przekłada się na lepsze pisanie :) Jeśli macie zastrzeżenia - również mi o nich napiszcie.

Kolejny rozdział pojawi się za tydzień, a w nim długo wyczekiwana konfrontacja pomiędzy Severusem i Hermioną. Mam nadzieję, że nie zawiedzie ona Waszych oczekiwań :)

Do zobaczenia!
Hachi

6 komentarzy:

  1. Na początek niezbyt wymownie: aaach... (westchnienie pełne zachwytu). Ten tekst zrobił na mnie zbyt duże wrażenie, bym mogła jakoś sensownie go skomentować... Ale spróbuję. Ponownie Ci dziękuję za Snape’a. Czytając, zupełnie odpłynęłam od rzeczywistości i całą duszą przeniosłam się do Munga... by znaleźć się jak najbliżej Severusa...

    Rozdział jest niezwykły. Bardzo głęboki, wyrazisty, a jednocześnie pełny czegoś bardzo subtelnego, nieuchwytnego i delikatnego. Uczucia takie żywe, że ma się wrażenie, jakby to wszystko dotyczyło naprawdę mnie i bliskiej mi osoby, która siedzi tuż obok i zwierza się z najbardziej ukrywanych tajemnic.

    Severus i Eileen. Przebijanie się poprzez mury... Fakt, do Severusa niełatwo dotrzeć. Paradoksalnie wydaje mi się, że to może właśnie Eileen ma największe szanse na to, żeby się przez nie przedostać... W pewnym momencie wydawało mi się, że mogło się skończyć dobrze. Lecz wystarczyło jedno nierozważne słowo i zerwała się nikła nić kiełkującego porozumienia między Sevem i Eileen. Severus nie chce "pomocy" i nie prosi o nią, to takie dla niego typowe. Smutne i w jakimś stopniu wzruszające. Snape jest taki ludzki i kruchy, zamknięty w sobie. Atak i odizolowanie są jego obroną, ale czy właściwą? W pewnym sensie go rozumiem, sama czasami stosuję taką taktykę...

    Severus i Hermiona. Fascynują subtelnością kontaktów. Niemalże nie ruszają się z miejsc, niewiele słów, a przecież całe ich zachowanie nasycone jest emocjami i… smutkiem. Myślę, że jest ciekawiej bez ochów i achów. Jest za to spotkanie niezręczne, prawie jakby żałowali; nawet nie próbują się do siebie przebić, ale coś potężnego drzemie pod tą pozornie martwą powierzchnią.

    Teraz cały długi tydzień czekania na ciąg dalszy… wrrrrrr!!! Tego nie cierpię!

    Ślę sowę z pozdrowieniami i czekam na kolejne rolki pergaminu. Oby jak najdłuższe <3
    SnowCake

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś skończyć w takim momencie?! Mam czekać cały TYDZIEŃ!!! :'D

    OdpowiedzUsuń
  3. Edna to jedna z moich ulubionych postaci :D mam nadzieję, że będzie się u Ciebie pojawiać częściej :)
    z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj! :)
    Piękny rozdział.

    Naprawdę wzruszyła mnie historia Eileen, choć w Twoim opowiadaniu zarówno ona, jak i Tobias... cóż, nie bardzo dają się lubić. (osobiście mam do tej pokręconej parki wielki sentyment - wynik zabawy z moją zwariowaną wyobraźnią i programem tekstowym :P)
    Jestem pewna, że już kiedyś to mówiłam, ale powtórzę. Twój sposób przedstawiania postaci jest wprost niesamowity. Wszyscy są tacy prawdziwi, ludzcy.

    Odliczam dni do pojawienia się następnej notki, nie mogę się doczekać rozmowy Seva i Hermiony.

    Pozdrawiam gorąco
    bullek c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Z tygodniowym opóźnieniem, ale jestem i komentuję :)

    Rozdział cudowny. Jak zwykle perfekcyjnie opisałaś uczucia i emocje naszych bohaterów. Sceny bardzo głębokie, zachęcające do zatrzymania się, zadumania… Odczuwałam emocje Severusa, Eileen, Hermiony, tak jakby mnie dotyczyły opisane przez Ciebie wydarzenia. Niezwykłe.

    Eileen. Trochę się spóźniła zarówno ze swoją obecnością, jak i wyjaśnieniami. Severus zasługiwał na prawdę dużo wcześniej. Aczkolwiek gdyby nie dawne postępowanie matki, nie był by tym Severusem, którego tak uwielbiam… Jednak obawiam się, że jego przemyślenia na temat Eileen mogą zaowocować wnioskiem, że podjęła z nim rozmowę, tylko dlatego, że wie ile on teraz stracił. Z litości. A wiemy, że on nie znosi litości i użalania się. Severus przyjmuje swoją pozycję atakującego, by ukryć jak bardzo cierpi i co czuje. Przez to staje się jeszcze bliższy mojemu sercu, jeszcze bardziej mam ochotę siąść przy nim w Mungu i zwyczajnie dodać otuchy.

    Edna. Ciekawa postać Ci wyszła. Mam nadzieję, że wraz ze swoją mądrością i troską wobec Severusa jeszcze tutaj zagości.

    "Dla nich wojna nigdy się nie skończy." I tu pojawia się Ginny oraz cała rodzina Weasleyów. Ginny przeżywająca, coś czego wolę sobie nawet nie wyobrażać, Molly nosząca w sercu zarówno żałobę po synach, jak i ból jedynej córki. Krótka wzmianka o koszmarach Harry’ego wystarcza, by przypomnieć sobie, jakie brzemię ma ten chłopak na sercu. Niby wojna skończona… A jednak serca naszych bohaterów ciągle są owiane jej oddechem…

    Harry, Draco. Jakoś mi pasują jako kumple. Nie jest to dla mnie rażące czy coś w tym stylu.

    Hermiona. Przed salą Severusa miękną jej kolana, czuje strach, zdenerwowanie, ale zbiera się na odwagę by z nim porozmawiać. Zuch dziewczyna! Niby w tej Sali szpitalnej czuć niepewność, niezręczność, stonowanie… ale atmosfera między nimi drży od emocji, jest napięta od skrywanych uczuć.
    Oczywiście urwałaś w momencie, gdy moja wyobraźnia rozwinęła szeroko skrzydła, wymyślając dalszy przebieg tego spotkania. Aż czułam na plecach ciarki zastanawiając się, które pierwsze wybuchnie, czy dadzą radę porozmawiać, czy Severus każe jej się wynosić (wcale by mnie takim zachowaniem nie zdziwił), czy Hermiona zacznie krzyczeć…

    Wciągający rozdział.

    Zabieram się niecierpliwie za następny :D

    kmerf

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę, że rozdział dość krótki. Chyba chciałaś szybko skończyć to opowiadanie, nie? ;) Tak już jest, że kiedy zbliża się koniec opka, z jednej strony chce się mieć już to z głowy, skończone, bo to już jakoś zakończony dorobek, ale z drugiej strasznie szkoda tych postaci, fabuły, z którą się zżyło...
    Bardzo jestem ciekawa, dlaczego Eileen zostawiła syna. Denerwuje mnie to, że Rowling tak oschle obyła się z rodzicami tych dorosłych bohaterów. Przecież Potterowie (gdyby żyli za czasów serii), Snape, Syriusz, Remus... Oni nie mieli jeszcze czterdziestu lat, więc ich rodzice powinni normalnie żyć (np. rodzice Snape'a czy Potterów, rodzice Syriusza byli trochę starsi, więc okej), a jeśli nie, to Rowling powinna gdzieś dać znać (albo napisać jakiś artykuł, cokolwiek, tyle ich przecież wysmarowała - i to o pierdołach - więc co jej szkodzi wyznać, co się stało z Lupinami czy Potterami?). To jest wielka dziura w serii, chociaż daje szansę fanom i Czytelnikom (zwłaszcza autorom fanfików) na wymyślenie ich dalszego losu. Tym bardziej jestem ciekawa, dlaczego Eileen zniknęła z życia syna (bo Tobiasz wiadomo, można się domyśleć). A przeleciałam wzrokiem tekst i rzuciło mi się kilka razy w oczy jej imię, więc pewnie dziś się tego dowiem. :)
    Fajnie, że rozwiązujesz sprawę opiekunki Snape'a i tego całego nieporozumienia między Snape'em a matką, widzę, że co rozdział pojawia się rozwiązanie kolejnej tajemnicy. :D
    W głowie mi się nie mieści, jak ta kobieta mogła wyrzec się swojego jedynego dziecka dla takiego potwora. Rozumiem miłość, nawet tę mocną, toksyczną miłość, którą kobiety czują do swoich mężów, którzy je katują, ale porzucenie dziecka dla takich śmieci jest naprawdę podłe.
    O, widzę, że w przypadku ojca Snape'a było tak, jak w przypadku Lily, ale Tobiasz był Petunią, nie Evans. I trochę go w tej sytuacji rozumiem (nie, nie jego zazdrość), bo żona go oszukała. Udawała mugola, więc Tobiasz miał prawo zmienić o niej zdanie. Nie, nie miał prawa się z nią kłócić, może nawet bić, ale miał prawo być wściekły i tego nie akceptować.
    Podczas rozmowy z matką Snape stał się jakiś taki... dziecięcy. Dużo wypytywał i chyba naprawdę zainteresował się tym, co Eileen ma mu do powiedzenia. Widać, że cofnął się w te dawne czasy, które zawiązały mu całe życie, uformowały charakter. Oczywiście tylko po części.
    To spotkanie było potrzebne zarówno Snape'owi i jego matce, jak i opowiadaniu. Bardzo miło się to czytało, fajnie nareszcie coś wiedzieć, coś, co nie jest przedstawione chaotycznie. :)
    Tak, te większe sceny (Snape-Hermiona) też wypadałoby oddzielić czy zaznaczyć, bo naprawdę można pomyśleć, że Hermiona i Ginny są w szpitalu i zaraz spotkają się ze Snape'em.
    Ech, czyli Percy też nie żyje, to musiało mi umknąć.
    Odmieniaj imiona, bo wygląda to tak, jakby Hermiona była w ciąży. I na początku pomyślałam: serio? To jeszcze pogodzenie, weselisko i typowy, sztampowy happy end, ale na szczęście szybko dałaś do zrozumienia, że to GINNY została zgwałcona. Tak nawet się zastanawiałam, jak mogło mi coś takiego (gwałt Hermiony) umknąć. Bo wątpię, żeby Snape był aż tak niedelikatny.
    No, ciąża Ginny to kolejna rewelacja tego rozdziału. Dodatkowo wynika z gwałtu, a takie opkowe gwałty raczej rzadko kończą się ciążą (przynajmniej ja się z czymś takim jeszcze nie spotkałam), więc dodatkowy plus, choć jestem ciekawa, czy bohaterowie nie przejdą po tym do porządku dziennego.
    Bardzo byłam ciekawa spotkania Snape'a i Hermiony. To jest dobre budowanie napięcia, po kilku rozdziałach naprawdę chcę, żeby się spotkali, porozmawiali, żeby coś się rozwiązało. I właśnie dlatego sięgam po kolejny rozdział, choć wiem, że jutro rano będę tego żałować. ;_; Ale naprawdę jestem ciekawa, to chyba pierwszy raz, który dotyczy stricte Sevmione.

    OdpowiedzUsuń