Całkowita ciemność.
Tylko to był w stanie
zarejestrować umysł Severusa, kiedy jako taka świadomość do niego wróciła. Miał
wrażenie, jakby nie miał kontroli nad swoim ciałem – jego oczy nie chciały się
otworzyć, jego ręce pozostawały nieruchome. Czuł pod dłońmi fakturę materiału i
w pierwszej chwili nie był w stanie określić co to. Szorstki na pozór materiał
okazał się miękki, co zaskoczyło Severusa jednak nie dało żadnych wskazówek
dotyczących miejsca pobytu.
Nie wiedział ile minut czy godzin
minęło. Nie wiedział czy czas w ogóle ruszył. Ciemność otaczała go z tak
potężną siłą, że czuł się przez nią dosłownie miażdżony. Chociaż… Dziwnie
podobało mu się to uczucie. Nie przeszkadzała mu ani samotność ani cisza.
Niekiedy miał wrażenie, jakby
ktoś go dotykał. Nie słyszał żadnych dźwięków; nawet kiedy starał się coś
powiedzieć nic nie dochodziło do jego uszu. Co oznaczało, że przebywał w stanie
zawieszenia. Mógł myśleć i był zdany na łaskę przebywania wewnątrz własnego
umysłu. Cudownie.
Bawełna. Delikatna i cienka.
Prześcieradło? Tak. To właśnie znajdowało się pod jego dłonią.
– Nie mamy pojęcia, pani Blake.
Mogło dojść do poważnego uszkodzenia układu nerwowego. Możliwe, że będzie
wymagał otwartej sondy.
Blake. Znał to nazwisko. Próbował
dopasować do niego znajomą twarz, jednak żadna w tej chwili nie przychodziła mu
na myśl. Czuł się jak baza danych, w której brakuje zdjęć. Same nazwiska.
Kompletnie zignorował resztę
słów. Ze wszystkich sił starał sobie przypomnieć co się stało zanim trafił…
Gdzie? Gdzie jesteś, Severusie? Do
jego nozdrzy dolatywał słaby zapach chemikaliów. Morfina. Oh oczywiście. Był w
szpitalu. A ta sztucznie zmartwiona kobieta, którą słyszał kilka minut temu
musiała być tam pielęgniarką.
Zmusił zmęczony umysł do
współpracy i próbował przypomnieć sobie co się stało. Pamiętał jakieś błyski,
bladoniebieskie światło i czyjeś krzyki. Miał ochotę warknąć, tak bardzo
irytowały go przebłyski, jakie pojawiały się w jego głowie.
– Ma pan gości, panie Snape.
Po co ta kobieta mówiła do niego,
skoro on nie mógł jej odpowiedzieć? Czy myślała, że w ten sposób w jakiś sposób
mu pomaga? Czuł się zirytowany do granic możliwości. Poczuł na dłoni czyjś
uścisk i usłyszał płacz. Oh, na Merlina,
czy kobiety muszą ciągle płakać?
Kościste palce gładziły wierzch
jego dłoni, a Severus odniósł dziwne wrażenie, że zna ten dotyk. Poczuł
zadrapanie, kiedy jakiś ostry przedmiot otarł się o jego palec. Bransoletka?
Pierścionek? Merlinie, czuł się tak strasznie zmęczony. Nienawidził domysłów.
Nienawidził zgadywanek.
– Severusie, tak… Tak bardzo mi
przykro.
Ten głos poznałby wszędzie. A
skoro ta kobieta znalazła się w szpitalu przy jego łóżku, to znaczy, że było
źle.
Hogwart tymczasem trwał w stanie
zawieszenia. Minerwa McGonagall w porozumieniu z Ministrem Magii, którym na czas reorganizacji został Kingsley Shackelbolt, zdecydowała o
odbudowie zamku dopiero pierwszego dnia lipca. Uczniowie zostali odesłani do
domów, do swoich rodzin, a chętni mieli stawić się w szkole w wyznaczonym
terminie.
Oczywiście wiele osób
zdeklarowało chęć pomocy. Hermiona jednak martwiła się o profesor McGonagall,
ponieważ kiedy opuszczała Hogwart widziała kobietę w opłakanym stanie. Ze
stoickim spokojem żegnała uczniów, jednak w jej oczach widać było wszystkie
głęboko skrywane emocje. Rozdzierał ją wewnętrzny smutek i cierpienie. Czemu,
naturalnie, nikt nie mógł się dziwić. Traktowała uczniów jak własne dzieci, a
Hogwart jako najważniejsze z nich.
Hermiona opuściła szkołę,
szczerze zastanawiając się dokąd się udać. Nie chciała wracać do domu, a nie
posiadała żadnych bliskich, żyjących krewnych. Spakowała swoją torbę i udała
się do wyjścia tylko dlatego, że nic nie było dla niej w szkole. Nikt nie
zamierzał tu zostać. Zresztą Ministerstwo wydało rozkaz opuszczenia budynku w
celu umożliwienia ekipie aurorów przeprowadzenia oględzin.
I co chcieli tam znaleźć? Kupkę
popiołu jaka została z Voldemorta? Martwe ciała śmierciożerców, które wciąż
walały się w najrozmaitszych zakamarkach szkoły?
Znów poczuła niechciane łzy.
Otarła je rękawem czarnej szaty i skierowała się do Hogsmeade. Mogła rzecz
jasna teleportować się, jednak nie miała bladego pojęcia dokąd. Postanowiła
przemyśleć to w drodze Expressu Hogwart do Londynu.
Usiadła w opuszczonym przedziale
i popatrzyła za okno, gdzie grupki uczniów wciąż kotłowały się ze swoimi
bagażami. Wszystko wyglądało inaczej. Sprawiali wrażenie uciekinierów, którzy
pragnęli tylko jednego – wsiąść do pociągu i zostawić za sobą wszystko. A może
tylko Hermiona tak się czuła? Może wmawiała sobie, że nie ona jedna marzy w
końcu o spokoju, żeby uciszyć wyrzuty sumienia?
Nagle drzwi przedziału otwarły
się i zaskoczona dziewczyna odwróciła głowę.
– Merlinie, nie patrz tak na
mnie. – Draco uśmiechnął się krzywo, po czym władował bagaż na rampę przy
suficie i zajął miejsce naprzeciw Hermiony.
– Nigdy nie sądziłam, że dojdzie
do tego, że to z tobą będę musiała dzielić przedział – odparła, odwracając z
powrotem głowę w stronę szyby.
– Wiesz, Granger, wbrew pozorom
jestem całkiem rozrywkowym chłopakiem.
Hermiona parsknęła śmiechem,
niemal natychmiast zasłaniając usta dłonią.
– Nie wierzysz mi? No to słuchaj.
Przychodzi szlama do lekarza… – Widząc uniesioną brew Hermiony przerwał na
moment. – Nie, słuchaj, bo to jest naprawdę zabawne.
– Nie śmiem w to wątpić –
mruknęła, unosząc kącik ust, na co Draco naburmuszył się teatralnie.
– Ty i to twoje
poczucie humoru – powiedział, zakładając jedną nogę na drugą i przyciągnął
kostkę do siebie.
– Co się stało, Malfoy? Tak łatwo
zgasić twój entuzjazm? – zaśmiała się Hermiona, a Draco popatrzył na nią
uważnie. Miała bardzo ładny śmiech. Bardzo dziewczęcy. I całkiem przyjemny
uśmiech, od kiedy nie miała tych wielkich przednich zębów. – Zaczynam się
ciebie bać – dodała, przywracając chłopaka za ziemię.
– Gdzie się podziejesz?
To pytanie zaskoczyło Hermionę.
– Nie wiem. Pewnie… Wynajmę jakiś
pokój w Dziurawym Kotle, a potem… – spuściła wzrok, wlepiając go w swoje
dłonie. – Potem się zobaczy.
– Moja matka chce się pozbyć
dworku – wyznał chłopak. – Chce się odciąć od „złych wspomnień”. – Dwa ostatnie słowa zaakcentował
ruchem dłoni i uśmiechnął się krzywo.
– Draco Malfoy nie będzie już żył
w przepychu? – zakpiła, na co Draco posłał jej wymowne spojrzenie.
– Zazdrościsz, że kiedykolwiek go
posmakowałem?
Hermiona zaśmiała się głośno,
dekoncentrując chłopaka.
– I z czego się śmiejesz? –
warknął.
– Okazuje się, że naprawdę jesteś
zabawny.
Posłała mu rozbawione spojrzenie
i w tej samej chwili pociąg ruszył, a obrazy za oknem zaczęły przewijać się
coraz szybciej. Przez następnych kilka godzin trasy żadne z nich nie zerknęło
za okno, a tematów do rozmów okazało się nie brakować. Hermiona ze zdumieniem
musiała przyznać, że Draco Malfoy nie jest głupim, nadętym bufonem, jakim był
kiedyś. Kiedy zamykała oczy, kładąc głowę na oparciu sąsiedniego fotela przez
chwilę zawiesiła na nim wzrok i nie mogła również odmówić mu urody. Nie lubiła
blondynów, ale zrozumiała dlaczego wiele dziewcząt reagowało na chłopaka
piskiem i teatralnym omdleniem. Miał tak jasne i przeszywające spojrzenie, a
jego kości policzkowe nadawały jego twarzy tak specyficzny kształt – całkiem
przyjemny dla oka – że mógł zostać uznany za przystojnego, młodego mężczyznę.
– Bo się zakochasz – mruknął,
widząc jej spojrzenie, co skwitowała prychnięciem i zapadła w sen.
Avada… Kedavra…
Szept rozniósł się po ciemności, jaka ogarniała Hermionę z siłą, która przyprawiła
ją o dreszcze. Przez chwilę nic się nie działo, aż nagle szept ponowił się.
Avada… Kedavra…
Zielony promień pojawił się znikąd i przemknął przed oczami dziewczyny,
zatrzymując się w pewnym momencie. Ciemność rozstąpiła się, ukazując dwa ciała,
leżące na podłodze. Na jasnobrązowym dywanie, który leżał u podnóża
niewielkiego kominka.
Hermiona poczuła łzy gromadzące się w oczach. Żadna nie spłynęła po jej
policzku.
Odwróciła głowę w przeciwną stronę i jej oczom ukazała się sylwetka
Severusa Snape'a. Stał z wyciągniętą różdżką i ze zmarszczonymi brwiami obserwował
ciała jej rodziców. Nagle jego wzrok gwałtownie przeniósł się na nią, a ręka
podążyła za wzrokiem w tempie tak ekspresowym, że Hermiona nie miała nawet
szansy zareagować.
Zielony promień pomknął w jej stronę i dookoła znów zapadła ciemność.
– Londyn – usłyszała donośny głos
i przetarła oczy. Poczuła pod dłońmi mokre ślady i szybko rozejrzała się
dookoła. Draco sięgał właśnie po swój kufer, który chwilę później spoczywał już
na siedzeniu.
– Dojechaliśmy – odezwał się,
widząc, że się obudziła.
– Tak, widzę. – Wstała
pospiesznie i zaczęła ściągać swój bagaż z podestu. Nagle usłyszała głośne
westchnięcie. – Zamiast tak wzdychać, może byś mi pomógł. Arystokrata bez
manier, kto to widział.
Draco wyciągnął ręce, odsuwając
ją na bok i ściągnął jej kufer na siedzenie.
– Zły sen? – spytał, unosząc brwi
w taki sposób, że Hermiona musiała zmarszczyć swoje. Nie patrzył na nią, co
tylko potwierdziło jej przypuszczenia.
– Jesteś bezczelny – warknęła,
mierząc go groźnym spojrzeniem. Złapała kufer i ruszyła do drzwi, jednak Draco
zagrodził jej przejście.
– Nie powinnaś zostawać teraz
sama, zwłaszcza w takim stanie.
– W jakim stanie? – spytała
głośno, wyraźnie pesząc chłopaka. – Masz czelność zaglądać do moich snów a
teraz udajesz, że się troszczysz? Doprawdy – prychnęła – jesteś zabawny.
– To nie wstyd przyznać się, że
potrzebujesz pomocy – przyznał spokojnie, unosząc brew.
– Nie potrzebuję pomocy, a już
zwłaszcza od ciebie.
– Twoi rodzice zginęli. –
Hermiona otwarła szerzej oczy zaskoczona nagłą szczerością Dracona. – Tylko
psychopata przeszedłby obok tego obojętnie.
Ręce dziewczyny opadły, a w jej
oczach pojawiły się znów przeklęte łzy. Złapała mocniej uchwyt kufra i wyminęła
Draco, który nie przeszkodził jej ponownie. Zniknęła w korytarzu i kiedy pociąg
zatrzymał się, szybko wyskoczyła na peron i odeszła w stronę wyjścia. Draco
westchnął zrezygnowany i również opuścił przedział. Po przekroczeniu bariery z
mugolskim dworcem znalazł odosobnioną alejkę, po czym teleportował się do
swojego domu.
Hermiona natomiast nie potrafiła
uspokoić oddechu. Stała na peronie 9 i opierała się plecami o filar, biorąc
głębokie oddechy, jednak nic nie pomagało. Brutalna szczerość chłopaka
przypomniała jej o prawdzie, którą starała się odepchnąć, aby znów nie zatracić
się w rozpaczy.
Ze łzami w oczach zbiegła po
schodach i znalazła się na ruchliwej ulicy. Uderzyło w nią powietrze miasta,
pełne zanieczyszczeń i charakterystycznego ciężaru. Zamknęła oczy i ciężko
oddychając, odczekała chwilę.
– Dobrze się pani czuje? –
usłyszała jakiś męski głos i gwałtownie otwarła oczy. Nieznajomy mężczyzna o
ziemistej cerze i z gęstą brodą wpatrywał się w nią z niepokojem. Biło od niego
mocnym alkoholem i dymem papierosowym. Uśmiechnęła się wymuszenie i kiwnęła
głową, cicho dziękując.
Ruszyła w stronę przystanku
autobusowego i wyjmując z kieszeni sakiewkę, wyciągnęła z niej jednego funta.
Przekazała go kierowcy, oddalając się zanim zdążył jej wydać resztę i usiadła
na jednym z tylnych siedzeń. Zagryzała mocno zęby, kiedy za oknem pojawiały się
coraz bardziej znajome krajobrazy.
Z pamięci przemierzyła resztę
trasy i jak zahipnotyzowana stanęła przed niedużym, dwupiętrowym domkiem.
Zarośnięty żywopłot zaczął napierać na bramkę wejściową, jednak łatwo go
pokonała. Otworzyła cicho drzwi i weszła do niewielkiego przedpokoju. Zerknęła
w prawo, na schody prowadzące na piętro. Do jej pokoju. I sypialni jej
rodziców. Jednak jej kroki skierowały się w lewo – do otwartego salonu.
Ostatni raz będąc w tym
pomieszczeniu nie przypuszczała, że kiedykolwiek wróci. A już na pewno nie w
takich okolicznościach. Na kominku, gdzie wcześniej stały zdjęcia Hermiony i
jej rodziców, teraz zalegała warstwa kurzu. W palenisku nie leżał ani jeden
kawałek drewna, a fotele stojące przed nim zdawały się stracić swój kolor.
Pomiędzy nimi nie było stolika do kawy, a na podłodze nie leżał pluszowy dywan.
Wszystko zniknęło. Zupełnie jak
jej życie.
Czując wzbierające łzy wdrapała
się po schodach na górę i niepewnie weszła do swojego pokoju. Tak jak
przypuszczała, tam również nic nie zostało. Hermiona nie posiadała żadnych
żyjących krewnych, więc własności państwa Granger trafiły zapewne jako dowody w
śledztwie, które nie miało przynieść żadnych efektów. A sama Hermiona zostanie
prawdopodobnie uznana za zaginioną. Przez moment w jej głowie
dominowała myśl, że może tak byłoby najlepiej.
Dotknęła dłonią zimnej ramy łóżka
i znów poczuła przyspieszający oddech. W piersi zaczęło brakować jej powietrza,
jednak tu nikt jej nie słyszał. Nie musiała się przed nikim kryć. Upadła na
drewnianą podłogę i wylewała z siebie łzy – efekt uboczny wszystkich
nagromadzonych w niej emocji. Nie wiedziała co czuje i dlaczego właściwie
płacze. Miała żal do siebie, że nie potrafiła ocalić rodziców. Miała żal do
przyjaciół, za wielomiesięczne kłamstwa. I miała żal do Snape’a. Za to, że
pozbawił ją wszystkiego co miała w życiu drogie. Dał nadzieję, którą później
brutalnie odebrał. Poczuła pod policzkiem
powiększającą się mokrą plamę i podniosła się powoli. Jaki cel miał płacz? Nie
odzyska ich. Będąc ze sobą całkiem szczera… Pożegnała ich już dawno temu. W
dzień, kiedy opuszczała ten dom.
Doprowadziła się do porządku i
zeszła z powrotem do przedpokoju, skąd przez kuchnie wyszła tylnym wyjściem do
ogrodu. Na drzewie wciąż wisiała ulubiona huśtawka jej rodziców, gdzie w lecie
– unoszeni podmuchami lekkiego wiatru – kołysali się zaczytani każde we własnej
książce.
Zamknęła zapłakane oczy i
ściskając różdżkę w dłoni teleportowała się w okolice Dziurawego Kotła.
Zgodnie z tym, co powiedziała
Draconowi wynajęła pokój, prosząc Toma o zachowanie dyskrecji na jej temat.
Wolała dmuchać na zimne – nie miała ochoty, po raz pierwszy w życiu, rozmawiać
z kimkolwiek. Przestąpiła drzwi najbardziej oddalonego w głąb budynku pokoju i
od razu rzuciła się na łóżko. Kufer głucho upadł na podłogę, a po pomieszczeniu
rozniósł się cichy płacz dziewczyny, sukcesywnie zagłuszany dudnieniem
przejeżdżających nieopodal pociągów.
Severus otworzył oczy zbyt
gwałtownie i nagłe, rażące światło słoneczne podrażniło jego spojówki. Syknął i
podniósł się na łóżku, czując jak w potylicy zaczyna pulsować irytująca żyłka.
Sterylny pokój, w którym się znajdował zdecydowanie potwierdził jego
przypuszczenia. Znajdował się w Świętym Mungu. Co było jednak bardziej
niepokojące – był nagi. Jedynie cienka szata szpitalna okrywała jego ciało, a
kiedy spróbował się jej pozbyć, poczuł silny ból.
– Dzień dobry, panie Snape –
odezwał się cichy głos i kiedy młoda pielęgniarka uśmiechnęła się do niego,
miał ochotę warknąć. Miała tak słodziutki głos, że zrobiło mu się niedobrze.
– Co się stało? – spytał,
ponownie podnosząc się na poduszkach, tym razem ostrożniej. Zanim niska
blondynka zdążyła mu odpowiedzieć, drzwi się uchyliły i twarz Severusa
skamieniała.
– Witamy wśród żywych, panie
Snape – przywitał go spokojnie lekarz; wysoki, nieco zbyt otyły mężczyzna. Na
moment, kiedy drzwi do sali się zamykały Snape dostrzegł na korytarzu dwie
oczekujące kobiety. Żadnej nie chciał teraz widzieć. – Nazywam się Benedict
Riggs i jestem pana lekarzem prowadzącym. Lepiej się pan czuje?
– Czy wyglądam, jakbym czuł się
lepiej? – spytał sarkastycznie mężczyzna, na co lekarz uśmiechnął się
pobłażliwie.
– Obudził się pan, więc śmiem
stwierdzić, że jest pan w lepszym stanie.
– Czy dowiem się w końcu co się
stało?
– Leżał pan w śpiączce przez dwa
tygodnie. Wybudziliśmy pana, bo zdołaliśmy wyeliminować wszelkie…
– Merlinie, do rzeczy – warknął
Severus, rozcierając kark.
– Podczas wojny doznał pan
poważnych obrażeń. Nastąpił rozległy krwotok w okolicy serca, który udało nam
się powstrzymać dzięki szybkiej interwencji pana chrześniaka.
– Draco… – mruknął do siebie
Severus, ignorując zaniepokojone spojrzenie lekarza.
– Oprócz krwotoku odkryliśmy
również pana zranienie na klatce piersiowej, jak się domyślam, spowodowane dużo
wcześniej. – Wzrok lekarza stał się teraz podejrzliwy i świdrował Severusa
przez dobrą chwilę. Kiedy nie padła żadna odpowiedź, Riggs westchnął. – Obrażenie
to zostało… mocno nadwyrężone. Zaklęcie, które pana trafiło było potężnym
odłamem klątwy uśmiercającej i szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia, jak pan
przeżył. Serce ledwo biło, kiedy trafił pan na stół zabiegowy i obawialiśmy się
najgorszego. Klątwa, która spowodowała pańskie wcześniejsze obrażenia mocno
uszkodziła system nerwowy. Musieliśmy naprawić go silnymi klątwami, dlatego
mogą wystąpić… pewnego rodzaju efekty uboczne. Na przykład paraliż. Przepiszemy
panu medykamenty, aby jak najbardziej im zapobiec, jednak zdaje pan sobie z
pewnością sprawę, że nie będzie to do końca możliwe.
– A jakie skutki uboczne będzie
miała klątwa, która trafiła mnie na wojnie? – spytał Severus, powoli
przyswajając informacje podane przez mężczyznę. Dziwnie… Nie czuł się ani
trochę zły.
– Spowodowała ona zerwanie
niektórych synaps, biegnących do ośrodka mózgowego. Będzie pan cierpiał na
bezsenność, to z pewnością. Mogą również… Wystąpić problemy z pamięcią.
W głowie Snape’a uformowało się
jedno, zasadnicze pytanie. Jak małe dziecko bał się je zadać, ponieważ
odpowiedź miała przesądzić o jego dalszym życiu.
– Czy zaniki pamięci i paraliż
przeszkodzą mi w wykonywaniu zawodu?
Riggs spojrzał na niego niepewnie
i nabrał powietrza.
– Nie umiem jednoznacznie tego
stwierdzić, panie Snape. Możliwe, że razem z paraliżem nasilą się ataki bólu,
które domyślam się występowały już wcześniej. – Severus przytaknął ledwo
zauważalnie i zmarszczył brwi.
– Drgawki?
– Prawdopodobnie.
Pierwszy raz od prawie czterdziestu
lat Severus Snape naprawdę nie wiedział, co powiedzieć. Doktor Riggs poklepał
go po ramieniu, a kiedy ten nie zareagował, opuścił pomieszczenie. Zanim drzwi
zamknęły się na dobre, Snape usłyszał głos lekarza.
– Wyjdźcie – warknął, kiedy drzwi
ponownie się otwarły. Edna Blake popatrzyła na niego karcąco, jednak w jej
oczach dało się zobaczyć rozbrajające współczucie.
– Severusie…
– Wynocha! – warknął głośno, a
powietrze natychmiast zgęstniało. Severus Snape mierzył wzrokiem kobietę,
której nie zamierzał już nigdy oglądać, a która właśnie stała w nogach jego
łóżka. – Nie chcę i nie zamierzam z tobą rozmawiać. Przez trzydzieści lat
miałaś mnie głęboko w dupie, więc z łaski swojej nie przestawaj. Wyjdź.
Eileen Snape popatrzyła na syna,
a jej wąskie usta – identyczne jak u Severusa – rozwarły się lekko.
– Synu, proszę.
– O co prosisz, matko? – spytał,
pogardliwie akcentując ostatnie słowo. – Nie chcę cię widzieć, to chyba dość
zrozumiałe stwierdzenie.
Kobieta ze łzami w oczach
opuściła pomieszczenie, a Edna zmierzyła Severusa niewzruszonym spojrzeniem.
– Chcesz tego czy nie, ona nadal
jest twoją matką.
– Nie zmuszaj mnie, abym i tobie
powiedział kilka niemiłych słów.
– Och, jakbyś kiedykolwiek się
tym przejmował – szepnęła Edna i odwróciła się do drzwi, za którymi zniknęła
bez słowa.
Severus spojrzał za okno, a w
jego głowie pojawiła się nagle cisza. Spokój. Oparł głowę na poduszki i
wpatrzył się w sufit, powtarzając jak zaciętą płytę wyrok, jaki postawił przed
nim Riggs.
Nie będzie mógł dłużej pracować.
Czuł się, jakby ktoś właśnie wbił
mu sztylet prosto w świeżo otwartą ranę na piersi.
~~~~~~*~~~~~~
Cześć i czołem! Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał i zostawicie mi pod nim ładny komentarz :)
Liczę, że wszystkie czytelniczki, które chciały znów poczytać o losach profesora będą usatysfakcjonowane :D
Nie wiem, co jeszcze napisać. Dziękuję za odzew pod poprzednim postem. <3
To takie cudowne nie wytrzymam tygodnia ;)
OdpowiedzUsuń- Similar
Witaj :)
OdpowiedzUsuńNie powiem nic nowego - świetny rozdział.
Szczególnie część z perspektywy Severusa przypadła mi do gustu.
Swoją drogą, naprawdę mi go żal... Będzie cierpiał jeszcze bardziej niż dotąd. Bez możliwości robienia tego, co kochał. Całkiem sam. Już chyba byłoby lepiej, gdyby zginął.
Eileen wybrała sobie wprost wspaniały moment na próbę pojednania z synem. Tylko pozazdrościć wyczucia. Chociaż jestem bardzo ciekawa, czy jedynie ją wspomniałaś, czy też odegra jakąś rolę w późniejszych wydarzeniach. Poczekamy, zobaczymy.
Została jeszcze sprawa Draco i Hermiony. Czuję sympatię do obydwojga, ale jakoś nie potrafię polubić ich razem. Nie wiem, w moim umyśle ich relacja jest dziwnie nie na miejscu. Naprawdę nie mam pojęcia od czego to zależy.
Także tak...
Niecierpliwie czekam na kolejną notkę.
Pozdrawiam gorąco i życzę Ci wszystkiego dobrego ♥
bullek
Przebudzenie Severusa opisałaś fenomenalnie. Jego odczucia materiału, zapach chemikaliów… Mężczyzna, który dopiero, co się wybudził ze śpiączki, nadal pogrążony w otumanieniu, zdążył tyle szczegółów z otoczenia zarejestrować… Cały Severus ;) Przykro mi, że po tylu latach cierpienia, po tym, co przeszedł i nosi w sercu, straci możliwość wykonywania zawodu. Jedynej rzeczy, którą w swoim życiu tak naprawdę cenił, kochał i był z tego dumny. Mistrz Eliksirów, pozostanie „tylko” mistrzem… Obawiam się, że będzie teraz miał pretensje do Draco o ratunek. Będzie mu bardzo ciężko się odnaleźć. Stracił już obu swoich „panów”, stracił „posadę” szpiega i jeszcze utraci ukochany zawód. Bardzo mocno go doświadczasz… Ale powrócił do nas i zajął większą część tego rozdziału! :) Cudownie! Jestem usatysfakcjonowana jego powrotem i rozżalona jego sytuacją...
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy Eileen odegra większą rolę w życiu Severusa teraz. Zaskoczyłaś mnie pojawieniem się tej postaci. Aczkolwiek moment wybrała sobie naprawdę średnio odpowiedni. Tyle lat była nieobecna, a w chwili, gdy Severus dowiaduje się o paraliżu i innych komplikacjach, to ona zjawia się ze współczuciem. Zaintrygowałaś mnie tym momentem.
Hermiona. Została sama ze swoimi emocjami, odreagowała płaczem. Pożegnała się z domem, tak ostatecznie. To dobrze. Myślę, że jej to trochę pomoże. Zaciekawiły mnie jej przemyślenia dotyczące Severusa. Rozumiem rozpacz po utracie rodziców, żal o kłamstwa i ukrywanie prawdy. Ale zaskoczyło mnie stwierdzenie, iż Severus pozbawił ją wszystkiego, co kochała. Bardzo dramatycznie to zabrzmiało. Czuję coś w kościach, że nie zapowiada to jej dobrego stosunku do niego… Choć mam nadzieję, że jakoś Hermiona przełknie gorzką pigułkę przeszłości, a co za tym idzie, wybaczy zarówno przyjaciołom, jak i Severusowi.
Podoba mi się Twoja kreacja Draco. Inteligentny, z poczuciem humoru, z bagażem doświadczenia oraz przenikliwie patrzący na drugiego człowieka. Podoba mi się taka wersja dojrzałego Malfoy’a.
Rozdział intrygujący, wciągający. Powrócił nasz Mistrz, Hermiona zmierzyła się z brakiem rodziców, pełno emocji i przemyśleń dotyczących niepewnej przyszłości obojga głównych bohaterów… Chce się więcej :D
Pozdrawiam serdecznie i oczekuję kolejnego rozdziału :)
kmerf
Cudowny rozdział :D
OdpowiedzUsuńWeny!
Cudo kochana poproszę o więcej takich rozdziałów nie mogę się doczekać kolejnych ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;****
Pani Snape
O w mordę hipogryfa!!! Tegom się nie spodziewała! Mocne, naprawdę mocne. I daje do myślenia. Ten rozdział jest jak lekko słone ciasteczko. Kiedy już je zjesz, w ustach pozostaje ten nieuchwytny smak niespełnienia…
OdpowiedzUsuńCzytałam oczywiście w sobotę, tym razem czytałam tak szybko, że moje oczy ledwie nadążały za rozszalałym umysłem. Zaskoczenie? Na pewno! Ja-Cię-Uwielbiam! Za Snape’a! A za pomysł daję 11 na 10 możliwych!
Severus… Pięknie! Pokazałaś w nim człowieka, nie niszcząc przy tym jego osobowości. To doprawdy wielka sztuka. Szorstki, oschły – tak, ale tylko pozornie. Przecież gdyby rzeczywiście taki był, nie walczyłby o zapełnienie duszącej go samotności. Choć oczywiście za żadne skarby nie przyznałby się do tego nawet przed sobą… Nie daje się zmiękczyć, nie rozczula się, mimo że… Jednak na pewno zasługuje na lepszy los, na happy ending. On postrzega świat przez pryzmat swojej pracy, więc rzeczywiście zgotowałaś mu straszny los! Ale Severus jest zdeterminowanym perfekcjonistą, który lubi największe wyzwania, a jeszcze bardziej lubi stawiać czoło tym niemożliwym, więc wybrnie z tego bez większego wysiłku. Ja w niego wierzę.
Hermiona… Wojenny kataklizm dotyka wszystkich i wszędzie. Niszczy totalnie. Smutne. Gorzkie. Ponure nawet. I niedopowiedziane. Ale tak lepiej. Fantastyczna kreacja. Rozpacz, bezradność i osamotnienie Hermiony są prawie namacalne. To jak krzyk w tłumie, gdy nikt i tak nie słyszy. Stoisz i krzyczysz. Nie, to samotność krzyczy. Może kiedyś coś się zmieni, może…
Po tym rozdziale obawiam się trochę o uczucia pomiędzy Severusem a Hermioną. Oboje nie mają w tej dziedzinie zbyt wielkiego doświadczenia. Ich miłość… ona łączy, ale też dzieli. Potrafi sprawić, że życie jest piękne… lub zabić…
Lubię czytać takie rozdziały. Lekko zawoalowane tajemnicą, nie do końca wyjaśnione. Postawione w jednym konkretnym momencie na linii czasu. Zaczynające się i kończące wtedy, kiedy nie wiemy wcale więcej, niż przed rozpoczęciem czytania. No dobra, może wiemy, ale na pewno mamy tak samo dużo domysłów i powiązań, które możemy zastosować. Lubię tak czytać - łapiąc strzępki myśli, reszta to pole do popisu dla naszej wyobraźni.
SnowCake
Świetne :D. Pisz dalej, bo naprawdę fajnie wychodzi. Piszesz zwięźle, a zarazem akcja nie dzieje się zbyt szybko ;)
OdpowiedzUsuńwitaj, ciekawie mi się to czytało, nie powiem. Chciał bym cię zaprosić również do mnie ekologiczne zabawki poznań
OdpowiedzUsuńPomyślałam sobie, że przeczytam jeszcze jeden rozdział (wątpię, żebym skończyła dziś całego bloga :/), zanim zabiorę się za swoją miniaturkę, bo jestem ciekawa, jak to wszystko się zacznie toczyć po bitwie.
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie opisujesz to, co dzieje się w głowie Snape'a. Jak odczuwa to, co się dookoła niego dzieje, to wszystko naprawdę oddziałuje na wyobraźnię i nie ma porównania do opisów, które fundowałaś nam w pierwszych rozdziałach. Ziemia a niebo.
Podoba mi się także, jak przedstawiasz tu McGonagall. W środku bardzo uczuciowa (w końcu dużo się działo, dużo było na jej głowie), ale na zewnątrz jak zwykle opanowana i surowa, bo kto ma Hogwart poskładać do kupy, jak nie ona?
Fajnie wyszła Ci rozmowa Dracona i Hermiony w pociągu, naprawdę coraz bardziej podobają mi się te ich relacje. Nadal pamiętają o tym, co ich dzieliło, ale teraz, kiedy połączyła ich wspólna strona, potrafią ze sobą normalnie porozmawiać. Oczywiście W MIARĘ normalnie, bo Malfoy chyba nigdy nie wyzbędzie się tego pieprzenia o szlamach. :) A, powiem jeszcze jedno. Przyjemnie jest czytać o takich niewinnych flircikach Dracona i Hermiony ze świadomością, że nie będą razem. Pokazałaś, że można fajnie opisywać scenki z postaciami, których relacje nie skończą się na związku, ale nie łączy ich czysto braterskie uczucie (jak Hermionę i Harry'ego).
Za dużo ostatnio piszesz o tym czuciu łez na policzkach. Przez kilka ostatnich rozdziałów Hermiona non-stop płacze, naprawdę robi się to coraz bardziej irytujące. Jeśli już robisz z Granger płaczkę na poziomie Cho Chang, to chociaż używaj jakichś synonimów, żeby cały czas nie było o tych łzach na policzkach.
Bardzo fajny opis domu Hermiony, całej tej podróży i emocji, ale, cholera, znowu te ŁZY! Płacz i rozpacz można opisać naprawdę na wiele różnych sposobów, niekoniecznie przez czucie łez na policzkach. A co do teleportacji do Dziurawego Kotła... Pamiętasz, że Tom nadal tam pracuje, ale dlaczego Hermiona nie użyła transmutacji, żeby chociaż zmienić sobie kolor włosów, może skóry, kształt nosa? Po co prosić Toma o dyskrecję? Przecież Granger jest czarownicą, może zmienić swój wygląd w sekundę, ale ona woli po mugolsku. Wiem, że to bardziej efektywne, ale naprawdę rozdział nie utraci na wartości, jeśli dodasz tam trochę zwykłych, książkowych czarów.
Akapit o wynajmowaniu pokoju i ten o Severusie mogłabyś oddzielić jakąś gwiazdką albo czymś wyraźniejszym, bo zlewają się tak, jakby Snape był w tym pokoju, który Hermiona wynajęła.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy żyłka może pulsować w potylicy, ale wiem, że raczej żyły boleśnie pulsują w skroniach, tam zazwyczaj boli głowa i chyba to miałaś na myśli (mogę tak przypuszczać, bo już raz udowodniłaś, że masz problem z budową czaszki - powtarzam: ZRÓB RISERCZ!).
W czarodziejskim świecie nie było lekarzy, a UZDROWICIELE, więc Benedict Riggs może być co najwyżej uzdrowicielem prowadzącym.
No, ale wiemy już, co się działo ze Snape'em. I pojawiła się jeszcze jedna bardzo pocieszająca informacja: wiemy mniej więcej, ile czasu minęło od bitwy. Dwa tygodnie. A Ty opisujesz to wszystko trochę tak, jakby od bitwy minęło ze trzy dni. W końcu piszesz, że w Hogwarcie nadal jest pełno ciał śmierciożerców. Muszę Cię zmartwić: po dwóch tygodniach (i to jeszcze w czerwcu) zwłoki są w takim stanie, że nikt nie zdołałby bez kwękania przebywać w ich towarzystwie.
No, no, no. Mamusia Snape'a. Znakomicie! Naprawdę znakomicie (piszę to bez ironii, naprawdę!), to pierwsze opowiadanie (poza moim własnym), w którym żywo występuje matka Snape'a. Zawsze jest spychana do najciemniejszych piwnic podświadomości opka, no, może czasem Snape sobie o niej pomyśli (jakaś krótka, nudna retrospekcja, która nic nie wnosi i jedzie sztampą na kilometr), a u Ciebie nawet przyszła odwiedzić syna.
Rozdział naprawdę ładny. Naprawdę. Jestem bardzo zaskoczona i zadowolona, bo bitwa poszła Ci raczej kiepsko, a tutaj taka miła niespodzianka, aż się chce czytać dalej! Chyba się skuszę na kolejny rozdział, a jeśli będzie tak napisany... Do końca wierzyłam, że nareszcie mnie pozytywnie zaskoczysz. I nie pomyliłam się. :D Gratuluję, rozdział naprawdę godny pochwały.