sobota, 23 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 36.

Całkowita ciemność.

Tylko to był w stanie zarejestrować umysł Severusa, kiedy jako taka świadomość do niego wróciła. Miał wrażenie, jakby nie miał kontroli nad swoim ciałem – jego oczy nie chciały się otworzyć, jego ręce pozostawały nieruchome. Czuł pod dłońmi fakturę materiału i w pierwszej chwili nie był w stanie określić co to. Szorstki na pozór materiał okazał się miękki, co zaskoczyło Severusa jednak nie dało żadnych wskazówek dotyczących miejsca pobytu.

Nie wiedział ile minut czy godzin minęło. Nie wiedział czy czas w ogóle ruszył. Ciemność otaczała go z tak potężną siłą, że czuł się przez nią dosłownie miażdżony. Chociaż… Dziwnie podobało mu się to uczucie. Nie przeszkadzała mu ani samotność ani cisza.

Niekiedy miał wrażenie, jakby ktoś go dotykał. Nie słyszał żadnych dźwięków; nawet kiedy starał się coś powiedzieć nic nie dochodziło do jego uszu. Co oznaczało, że przebywał w stanie zawieszenia. Mógł myśleć i był zdany na łaskę przebywania wewnątrz własnego umysłu. Cudownie.

Bawełna. Delikatna i cienka. Prześcieradło? Tak. To właśnie znajdowało się pod jego dłonią.
– Nie mamy pojęcia, pani Blake. Mogło dojść do poważnego uszkodzenia układu nerwowego. Możliwe, że będzie wymagał otwartej sondy.

Blake. Znał to nazwisko. Próbował dopasować do niego znajomą twarz, jednak żadna w tej chwili nie przychodziła mu na myśl. Czuł się jak baza danych, w której brakuje zdjęć. Same nazwiska.

Kompletnie zignorował resztę słów. Ze wszystkich sił starał sobie przypomnieć co się stało zanim trafił… Gdzie? Gdzie jesteś, Severusie? Do jego nozdrzy dolatywał słaby zapach chemikaliów. Morfina. Oh oczywiście. Był w szpitalu. A ta sztucznie zmartwiona kobieta, którą słyszał kilka minut temu musiała być tam pielęgniarką.

Zmusił zmęczony umysł do współpracy i próbował przypomnieć sobie co się stało. Pamiętał jakieś błyski, bladoniebieskie światło i czyjeś krzyki. Miał ochotę warknąć, tak bardzo irytowały go przebłyski, jakie pojawiały się w jego głowie.
– Ma pan gości, panie Snape.
Po co ta kobieta mówiła do niego, skoro on nie mógł jej odpowiedzieć? Czy myślała, że w ten sposób w jakiś sposób mu pomaga? Czuł się zirytowany do granic możliwości. Poczuł na dłoni czyjś uścisk i usłyszał płacz. Oh, na Merlina, czy kobiety muszą ciągle płakać?

Kościste palce gładziły wierzch jego dłoni, a Severus odniósł dziwne wrażenie, że zna ten dotyk. Poczuł zadrapanie, kiedy jakiś ostry przedmiot otarł się o jego palec. Bransoletka? Pierścionek? Merlinie, czuł się tak strasznie zmęczony. Nienawidził domysłów. Nienawidził zgadywanek.
– Severusie, tak… Tak bardzo mi przykro.
Ten głos poznałby wszędzie. A skoro ta kobieta znalazła się w szpitalu przy jego łóżku, to znaczy, że było źle.


Hogwart tymczasem trwał w stanie zawieszenia. Minerwa McGonagall w porozumieniu z Ministrem Magii, którym na czas reorganizacji został Kingsley Shackelbolt, zdecydowała o odbudowie zamku dopiero pierwszego dnia lipca. Uczniowie zostali odesłani do domów, do swoich rodzin, a chętni mieli stawić się w szkole w wyznaczonym terminie.

Oczywiście wiele osób zdeklarowało chęć pomocy. Hermiona jednak martwiła się o profesor McGonagall, ponieważ kiedy opuszczała Hogwart widziała kobietę w opłakanym stanie. Ze stoickim spokojem żegnała uczniów, jednak w jej oczach widać było wszystkie głęboko skrywane emocje. Rozdzierał ją wewnętrzny smutek i cierpienie. Czemu, naturalnie, nikt nie mógł się dziwić. Traktowała uczniów jak własne dzieci, a Hogwart jako najważniejsze z nich.

Hermiona opuściła szkołę, szczerze zastanawiając się dokąd się udać. Nie chciała wracać do domu, a nie posiadała żadnych bliskich, żyjących krewnych. Spakowała swoją torbę i udała się do wyjścia tylko dlatego, że nic nie było dla niej w szkole. Nikt nie zamierzał tu zostać. Zresztą Ministerstwo wydało rozkaz opuszczenia budynku w celu umożliwienia ekipie aurorów przeprowadzenia oględzin.
I co chcieli tam znaleźć? Kupkę popiołu jaka została z Voldemorta? Martwe ciała śmierciożerców, które wciąż walały się w najrozmaitszych zakamarkach szkoły?

Znów poczuła niechciane łzy. Otarła je rękawem czarnej szaty i skierowała się do Hogsmeade. Mogła rzecz jasna teleportować się, jednak nie miała bladego pojęcia dokąd. Postanowiła przemyśleć to w drodze Expressu Hogwart do Londynu.

Usiadła w opuszczonym przedziale i popatrzyła za okno, gdzie grupki uczniów wciąż kotłowały się ze swoimi bagażami. Wszystko wyglądało inaczej. Sprawiali wrażenie uciekinierów, którzy pragnęli tylko jednego – wsiąść do pociągu i zostawić za sobą wszystko. A może tylko Hermiona tak się czuła? Może wmawiała sobie, że nie ona jedna marzy w końcu o spokoju, żeby uciszyć wyrzuty sumienia?

Nagle drzwi przedziału otwarły się i zaskoczona dziewczyna odwróciła głowę.
– Merlinie, nie patrz tak na mnie. – Draco uśmiechnął się krzywo, po czym władował bagaż na rampę przy suficie i zajął miejsce naprzeciw Hermiony.
– Nigdy nie sądziłam, że dojdzie do tego, że to z tobą będę musiała dzielić przedział – odparła, odwracając z powrotem głowę w stronę szyby.
– Wiesz, Granger, wbrew pozorom jestem całkiem rozrywkowym chłopakiem.
Hermiona parsknęła śmiechem, niemal natychmiast zasłaniając usta dłonią.
– Nie wierzysz mi? No to słuchaj. Przychodzi szlama do lekarza… – Widząc uniesioną brew Hermiony przerwał na moment. – Nie, słuchaj, bo to jest naprawdę zabawne.
– Nie śmiem w to wątpić – mruknęła, unosząc kącik ust, na co Draco naburmuszył się teatralnie.
– Ty i to twoje poczucie humoru – powiedział, zakładając jedną nogę na drugą i przyciągnął kostkę do siebie.
– Co się stało, Malfoy? Tak łatwo zgasić twój entuzjazm? – zaśmiała się Hermiona, a Draco popatrzył na nią uważnie. Miała bardzo ładny śmiech. Bardzo dziewczęcy. I całkiem przyjemny uśmiech, od kiedy nie miała tych wielkich przednich zębów. – Zaczynam się ciebie bać – dodała, przywracając chłopaka za ziemię.
– Gdzie się podziejesz?
To pytanie zaskoczyło Hermionę.
– Nie wiem. Pewnie… Wynajmę jakiś pokój w Dziurawym Kotle, a potem… – spuściła wzrok, wlepiając go w swoje dłonie. – Potem się zobaczy.
– Moja matka chce się pozbyć dworku – wyznał chłopak. – Chce się odciąć od „złych wspomnień”. – Dwa ostatnie słowa zaakcentował ruchem dłoni i uśmiechnął się krzywo.
– Draco Malfoy nie będzie już żył w przepychu? – zakpiła, na co Draco posłał jej wymowne spojrzenie.
– Zazdrościsz, że kiedykolwiek go posmakowałem?
Hermiona zaśmiała się głośno, dekoncentrując chłopaka.
– I z czego się śmiejesz? – warknął.
– Okazuje się, że naprawdę jesteś zabawny.
Posłała mu rozbawione spojrzenie i w tej samej chwili pociąg ruszył, a obrazy za oknem zaczęły przewijać się coraz szybciej. Przez następnych kilka godzin trasy żadne z nich nie zerknęło za okno, a tematów do rozmów okazało się nie brakować. Hermiona ze zdumieniem musiała przyznać, że Draco Malfoy nie jest głupim, nadętym bufonem, jakim był kiedyś. Kiedy zamykała oczy, kładąc głowę na oparciu sąsiedniego fotela przez chwilę zawiesiła na nim wzrok i nie mogła również odmówić mu urody. Nie lubiła blondynów, ale zrozumiała dlaczego wiele dziewcząt reagowało na chłopaka piskiem i teatralnym omdleniem. Miał tak jasne i przeszywające spojrzenie, a jego kości policzkowe nadawały jego twarzy tak specyficzny kształt – całkiem przyjemny dla oka – że mógł zostać uznany za przystojnego, młodego mężczyznę.
– Bo się zakochasz – mruknął, widząc jej spojrzenie, co skwitowała prychnięciem i zapadła w sen.

Avada… Kedavra…

Szept rozniósł się po ciemności, jaka ogarniała Hermionę z siłą, która przyprawiła ją o dreszcze. Przez chwilę nic się nie działo, aż nagle szept ponowił się.

Avada… Kedavra…

Zielony promień pojawił się znikąd i przemknął przed oczami dziewczyny, zatrzymując się w pewnym momencie. Ciemność rozstąpiła się, ukazując dwa ciała, leżące na podłodze. Na jasnobrązowym dywanie, który leżał u podnóża niewielkiego kominka.

Hermiona poczuła łzy gromadzące się w oczach. Żadna nie spłynęła po jej policzku.

Odwróciła głowę w przeciwną stronę i jej oczom ukazała się sylwetka Severusa Snape'a. Stał z wyciągniętą różdżką i ze zmarszczonymi brwiami obserwował ciała jej rodziców. Nagle jego wzrok gwałtownie przeniósł się na nią, a ręka podążyła za wzrokiem w tempie tak ekspresowym, że Hermiona nie miała nawet szansy zareagować.

Zielony promień pomknął w jej stronę i dookoła znów zapadła ciemność.

– Londyn – usłyszała donośny głos i przetarła oczy. Poczuła pod dłońmi mokre ślady i szybko rozejrzała się dookoła. Draco sięgał właśnie po swój kufer, który chwilę później spoczywał już na siedzeniu.
– Dojechaliśmy – odezwał się, widząc, że się obudziła.
– Tak, widzę. – Wstała pospiesznie i zaczęła ściągać swój bagaż z podestu. Nagle usłyszała głośne westchnięcie. – Zamiast tak wzdychać, może byś mi pomógł. Arystokrata bez manier, kto to widział.
Draco wyciągnął ręce, odsuwając ją na bok i ściągnął jej kufer na siedzenie.
– Zły sen? – spytał, unosząc brwi w taki sposób, że Hermiona musiała zmarszczyć swoje. Nie patrzył na nią, co tylko potwierdziło jej przypuszczenia.
– Jesteś bezczelny – warknęła, mierząc go groźnym spojrzeniem. Złapała kufer i ruszyła do drzwi, jednak Draco zagrodził jej przejście.
– Nie powinnaś zostawać teraz sama, zwłaszcza w takim stanie.
– W jakim stanie? – spytała głośno, wyraźnie pesząc chłopaka. – Masz czelność zaglądać do moich snów a teraz udajesz, że się troszczysz? Doprawdy – prychnęła – jesteś zabawny.
– To nie wstyd przyznać się, że potrzebujesz pomocy – przyznał spokojnie, unosząc brew.
– Nie potrzebuję pomocy, a już zwłaszcza od ciebie.
– Twoi rodzice zginęli. – Hermiona otwarła szerzej oczy zaskoczona nagłą szczerością Dracona. – Tylko psychopata przeszedłby obok tego obojętnie.
Ręce dziewczyny opadły, a w jej oczach pojawiły się znów przeklęte łzy. Złapała mocniej uchwyt kufra i wyminęła Draco, który nie przeszkodził jej ponownie. Zniknęła w korytarzu i kiedy pociąg zatrzymał się, szybko wyskoczyła na peron i odeszła w stronę wyjścia. Draco westchnął zrezygnowany i również opuścił przedział. Po przekroczeniu bariery z mugolskim dworcem znalazł odosobnioną alejkę, po czym teleportował się do swojego domu.

Hermiona natomiast nie potrafiła uspokoić oddechu. Stała na peronie 9 i opierała się plecami o filar, biorąc głębokie oddechy, jednak nic nie pomagało. Brutalna szczerość chłopaka przypomniała jej o prawdzie, którą starała się odepchnąć, aby znów nie zatracić się w rozpaczy.

Ze łzami w oczach zbiegła po schodach i znalazła się na ruchliwej ulicy. Uderzyło w nią powietrze miasta, pełne zanieczyszczeń i charakterystycznego ciężaru. Zamknęła oczy i ciężko oddychając, odczekała chwilę.
– Dobrze się pani czuje? – usłyszała jakiś męski głos i gwałtownie otwarła oczy. Nieznajomy mężczyzna o ziemistej cerze i z gęstą brodą wpatrywał się w nią z niepokojem. Biło od niego mocnym alkoholem i dymem papierosowym. Uśmiechnęła się wymuszenie i kiwnęła głową, cicho dziękując.

Ruszyła w stronę przystanku autobusowego i wyjmując z kieszeni sakiewkę, wyciągnęła z niej jednego funta. Przekazała go kierowcy, oddalając się zanim zdążył jej wydać resztę i usiadła na jednym z tylnych siedzeń. Zagryzała mocno zęby, kiedy za oknem pojawiały się coraz bardziej znajome krajobrazy.

Z pamięci przemierzyła resztę trasy i jak zahipnotyzowana stanęła przed niedużym, dwupiętrowym domkiem. Zarośnięty żywopłot zaczął napierać na bramkę wejściową, jednak łatwo go pokonała. Otworzyła cicho drzwi i weszła do niewielkiego przedpokoju. Zerknęła w prawo, na schody prowadzące na piętro. Do jej pokoju. I sypialni jej rodziców. Jednak jej kroki skierowały się w lewo – do otwartego salonu.

Ostatni raz będąc w tym pomieszczeniu nie przypuszczała, że kiedykolwiek wróci. A już na pewno nie w takich okolicznościach. Na kominku, gdzie wcześniej stały zdjęcia Hermiony i jej rodziców, teraz zalegała warstwa kurzu. W palenisku nie leżał ani jeden kawałek drewna, a fotele stojące przed nim zdawały się stracić swój kolor. Pomiędzy nimi nie było stolika do kawy, a na podłodze nie leżał pluszowy dywan.

Wszystko zniknęło. Zupełnie jak jej życie.

Czując wzbierające łzy wdrapała się po schodach na górę i niepewnie weszła do swojego pokoju. Tak jak przypuszczała, tam również nic nie zostało. Hermiona nie posiadała żadnych żyjących krewnych, więc własności państwa Granger trafiły zapewne jako dowody w śledztwie, które nie miało przynieść żadnych efektów. A sama Hermiona zostanie prawdopodobnie uznana za zaginioną. Przez moment w jej głowie dominowała myśl, że może tak byłoby najlepiej.

Dotknęła dłonią zimnej ramy łóżka i znów poczuła przyspieszający oddech. W piersi zaczęło brakować jej powietrza, jednak tu nikt jej nie słyszał. Nie musiała się przed nikim kryć. Upadła na drewnianą podłogę i wylewała z siebie łzy – efekt uboczny wszystkich nagromadzonych w niej emocji. Nie wiedziała co czuje i dlaczego właściwie płacze. Miała żal do siebie, że nie potrafiła ocalić rodziców. Miała żal do przyjaciół, za wielomiesięczne kłamstwa. I miała żal do Snape’a. Za to, że pozbawił ją wszystkiego co miała w życiu drogie. Dał nadzieję, którą później brutalnie odebrał. Poczuła pod policzkiem powiększającą się mokrą plamę i podniosła się powoli. Jaki cel miał płacz? Nie odzyska ich. Będąc ze sobą całkiem szczera… Pożegnała ich już dawno temu. W dzień, kiedy opuszczała ten dom.

Doprowadziła się do porządku i zeszła z powrotem do przedpokoju, skąd przez kuchnie wyszła tylnym wyjściem do ogrodu. Na drzewie wciąż wisiała ulubiona huśtawka jej rodziców, gdzie w lecie – unoszeni podmuchami lekkiego wiatru – kołysali się zaczytani każde we własnej książce.

Zamknęła zapłakane oczy i ściskając różdżkę w dłoni teleportowała się w okolice Dziurawego Kotła.
Zgodnie z tym, co powiedziała Draconowi wynajęła pokój, prosząc Toma o zachowanie dyskrecji na jej temat. Wolała dmuchać na zimne – nie miała ochoty, po raz pierwszy w życiu, rozmawiać z kimkolwiek. Przestąpiła drzwi najbardziej oddalonego w głąb budynku pokoju i od razu rzuciła się na łóżko. Kufer głucho upadł na podłogę, a po pomieszczeniu rozniósł się cichy płacz dziewczyny, sukcesywnie zagłuszany dudnieniem przejeżdżających nieopodal pociągów.

Severus otworzył oczy zbyt gwałtownie i nagłe, rażące światło słoneczne podrażniło jego spojówki. Syknął i podniósł się na łóżku, czując jak w potylicy zaczyna pulsować irytująca żyłka. Sterylny pokój, w którym się znajdował zdecydowanie potwierdził jego przypuszczenia. Znajdował się w Świętym Mungu. Co było jednak bardziej niepokojące – był nagi. Jedynie cienka szata szpitalna okrywała jego ciało, a kiedy spróbował się jej pozbyć, poczuł silny ból.
– Dzień dobry, panie Snape – odezwał się cichy głos i kiedy młoda pielęgniarka uśmiechnęła się do niego, miał ochotę warknąć. Miała tak słodziutki głos, że zrobiło mu się niedobrze.
– Co się stało? – spytał, ponownie podnosząc się na poduszkach, tym razem ostrożniej. Zanim niska blondynka zdążyła mu odpowiedzieć, drzwi się uchyliły i twarz Severusa skamieniała.
– Witamy wśród żywych, panie Snape – przywitał go spokojnie lekarz; wysoki, nieco zbyt otyły mężczyzna. Na moment, kiedy drzwi do sali się zamykały Snape dostrzegł na korytarzu dwie oczekujące kobiety. Żadnej nie chciał teraz widzieć. – Nazywam się Benedict Riggs i jestem pana lekarzem prowadzącym. Lepiej się pan czuje?
– Czy wyglądam, jakbym czuł się lepiej? – spytał sarkastycznie mężczyzna, na co lekarz uśmiechnął się pobłażliwie.
– Obudził się pan, więc śmiem stwierdzić, że jest pan w lepszym stanie.
– Czy dowiem się w końcu co się stało?
– Leżał pan w śpiączce przez dwa tygodnie. Wybudziliśmy pana, bo zdołaliśmy wyeliminować wszelkie…
– Merlinie, do rzeczy – warknął Severus, rozcierając kark.
– Podczas wojny doznał pan poważnych obrażeń. Nastąpił rozległy krwotok w okolicy serca, który udało nam się powstrzymać dzięki szybkiej interwencji pana chrześniaka.
– Draco… – mruknął do siebie Severus, ignorując zaniepokojone spojrzenie lekarza.
– Oprócz krwotoku odkryliśmy również pana zranienie na klatce piersiowej, jak się domyślam, spowodowane dużo wcześniej. – Wzrok lekarza stał się teraz podejrzliwy i świdrował Severusa przez dobrą chwilę. Kiedy nie padła żadna odpowiedź, Riggs westchnął. – Obrażenie to zostało… mocno nadwyrężone. Zaklęcie, które pana trafiło było potężnym odłamem klątwy uśmiercającej i szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia, jak pan przeżył. Serce ledwo biło, kiedy trafił pan na stół zabiegowy i obawialiśmy się najgorszego. Klątwa, która spowodowała pańskie wcześniejsze obrażenia mocno uszkodziła system nerwowy. Musieliśmy naprawić go silnymi klątwami, dlatego mogą wystąpić… pewnego rodzaju efekty uboczne. Na przykład paraliż. Przepiszemy panu medykamenty, aby jak najbardziej im zapobiec, jednak zdaje pan sobie z pewnością sprawę, że nie będzie to do końca możliwe.
– A jakie skutki uboczne będzie miała klątwa, która trafiła mnie na wojnie? – spytał Severus, powoli przyswajając informacje podane przez mężczyznę. Dziwnie… Nie czuł się ani trochę zły.
– Spowodowała ona zerwanie niektórych synaps, biegnących do ośrodka mózgowego. Będzie pan cierpiał na bezsenność, to z pewnością. Mogą również… Wystąpić problemy z pamięcią.
W głowie Snape’a uformowało się jedno, zasadnicze pytanie. Jak małe dziecko bał się je zadać, ponieważ odpowiedź miała przesądzić o jego dalszym życiu.
– Czy zaniki pamięci i paraliż przeszkodzą mi w wykonywaniu zawodu?
Riggs spojrzał na niego niepewnie i nabrał powietrza.
– Nie umiem jednoznacznie tego stwierdzić, panie Snape. Możliwe, że razem z paraliżem nasilą się ataki bólu, które domyślam się występowały już wcześniej. – Severus przytaknął ledwo zauważalnie i zmarszczył brwi.
– Drgawki?
– Prawdopodobnie.
Pierwszy raz od prawie czterdziestu lat Severus Snape naprawdę nie wiedział, co powiedzieć. Doktor Riggs poklepał go po ramieniu, a kiedy ten nie zareagował, opuścił pomieszczenie. Zanim drzwi zamknęły się na dobre, Snape usłyszał głos lekarza.
– Wyjdźcie – warknął, kiedy drzwi ponownie się otwarły. Edna Blake popatrzyła na niego karcąco, jednak w jej oczach dało się zobaczyć rozbrajające współczucie.
– Severusie…
– Wynocha! – warknął głośno, a powietrze natychmiast zgęstniało. Severus Snape mierzył wzrokiem kobietę, której nie zamierzał już nigdy oglądać, a która właśnie stała w nogach jego łóżka. – Nie chcę i nie zamierzam z tobą rozmawiać. Przez trzydzieści lat miałaś mnie głęboko w dupie, więc z łaski swojej nie przestawaj. Wyjdź.
Eileen Snape popatrzyła na syna, a jej wąskie usta – identyczne jak u Severusa – rozwarły się lekko.
– Synu, proszę.
– O co prosisz, matko? – spytał, pogardliwie akcentując ostatnie słowo. – Nie chcę cię widzieć, to chyba dość zrozumiałe stwierdzenie.
Kobieta ze łzami w oczach opuściła pomieszczenie, a Edna zmierzyła Severusa niewzruszonym spojrzeniem.
– Chcesz tego czy nie, ona nadal jest twoją matką.
– Nie zmuszaj mnie, abym i tobie powiedział kilka niemiłych słów.
– Och, jakbyś kiedykolwiek się tym przejmował – szepnęła Edna i odwróciła się do drzwi, za którymi zniknęła bez słowa.
Severus spojrzał za okno, a w jego głowie pojawiła się nagle cisza. Spokój. Oparł głowę na poduszki i wpatrzył się w sufit, powtarzając jak zaciętą płytę wyrok, jaki postawił przed nim Riggs.

Nie będzie mógł dłużej pracować.

Czuł się, jakby ktoś właśnie wbił mu sztylet prosto w świeżo otwartą ranę na piersi.




~~~~~~*~~~~~~

Cześć i czołem! Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał i zostawicie mi pod nim ładny komentarz :)

Liczę, że wszystkie czytelniczki, które chciały znów poczytać o losach profesora będą usatysfakcjonowane :D 

Nie wiem, co jeszcze napisać. Dziękuję za odzew pod poprzednim postem. <3

10 komentarzy:

  1. To takie cudowne nie wytrzymam tygodnia ;)

    - Similar

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj :)

    Nie powiem nic nowego - świetny rozdział.

    Szczególnie część z perspektywy Severusa przypadła mi do gustu.
    Swoją drogą, naprawdę mi go żal... Będzie cierpiał jeszcze bardziej niż dotąd. Bez możliwości robienia tego, co kochał. Całkiem sam. Już chyba byłoby lepiej, gdyby zginął.
    Eileen wybrała sobie wprost wspaniały moment na próbę pojednania z synem. Tylko pozazdrościć wyczucia. Chociaż jestem bardzo ciekawa, czy jedynie ją wspomniałaś, czy też odegra jakąś rolę w późniejszych wydarzeniach. Poczekamy, zobaczymy.
    Została jeszcze sprawa Draco i Hermiony. Czuję sympatię do obydwojga, ale jakoś nie potrafię polubić ich razem. Nie wiem, w moim umyśle ich relacja jest dziwnie nie na miejscu. Naprawdę nie mam pojęcia od czego to zależy.
    Także tak...

    Niecierpliwie czekam na kolejną notkę.
    Pozdrawiam gorąco i życzę Ci wszystkiego dobrego ♥

    bullek

    OdpowiedzUsuń
  3. Przebudzenie Severusa opisałaś fenomenalnie. Jego odczucia materiału, zapach chemikaliów… Mężczyzna, który dopiero, co się wybudził ze śpiączki, nadal pogrążony w otumanieniu, zdążył tyle szczegółów z otoczenia zarejestrować… Cały Severus ;) Przykro mi, że po tylu latach cierpienia, po tym, co przeszedł i nosi w sercu, straci możliwość wykonywania zawodu. Jedynej rzeczy, którą w swoim życiu tak naprawdę cenił, kochał i był z tego dumny. Mistrz Eliksirów, pozostanie „tylko” mistrzem… Obawiam się, że będzie teraz miał pretensje do Draco o ratunek. Będzie mu bardzo ciężko się odnaleźć. Stracił już obu swoich „panów”, stracił „posadę” szpiega i jeszcze utraci ukochany zawód. Bardzo mocno go doświadczasz… Ale powrócił do nas i zajął większą część tego rozdziału! :) Cudownie! Jestem usatysfakcjonowana jego powrotem i rozżalona jego sytuacją...

    Zastanawiam się, czy Eileen odegra większą rolę w życiu Severusa teraz. Zaskoczyłaś mnie pojawieniem się tej postaci. Aczkolwiek moment wybrała sobie naprawdę średnio odpowiedni. Tyle lat była nieobecna, a w chwili, gdy Severus dowiaduje się o paraliżu i innych komplikacjach, to ona zjawia się ze współczuciem. Zaintrygowałaś mnie tym momentem.

    Hermiona. Została sama ze swoimi emocjami, odreagowała płaczem. Pożegnała się z domem, tak ostatecznie. To dobrze. Myślę, że jej to trochę pomoże. Zaciekawiły mnie jej przemyślenia dotyczące Severusa. Rozumiem rozpacz po utracie rodziców, żal o kłamstwa i ukrywanie prawdy. Ale zaskoczyło mnie stwierdzenie, iż Severus pozbawił ją wszystkiego, co kochała. Bardzo dramatycznie to zabrzmiało. Czuję coś w kościach, że nie zapowiada to jej dobrego stosunku do niego… Choć mam nadzieję, że jakoś Hermiona przełknie gorzką pigułkę przeszłości, a co za tym idzie, wybaczy zarówno przyjaciołom, jak i Severusowi.

    Podoba mi się Twoja kreacja Draco. Inteligentny, z poczuciem humoru, z bagażem doświadczenia oraz przenikliwie patrzący na drugiego człowieka. Podoba mi się taka wersja dojrzałego Malfoy’a.

    Rozdział intrygujący, wciągający. Powrócił nasz Mistrz, Hermiona zmierzyła się z brakiem rodziców, pełno emocji i przemyśleń dotyczących niepewnej przyszłości obojga głównych bohaterów… Chce się więcej :D

    Pozdrawiam serdecznie i oczekuję kolejnego rozdziału :)
    kmerf

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo kochana poproszę o więcej takich rozdziałów nie mogę się doczekać kolejnych ;p
    Pozdrawiam ;****
    Pani Snape

    OdpowiedzUsuń
  5. O w mordę hipogryfa!!! Tegom się nie spodziewała! Mocne, naprawdę mocne. I daje do myślenia. Ten rozdział jest jak lekko słone ciasteczko. Kiedy już je zjesz, w ustach pozostaje ten nieuchwytny smak niespełnienia…

    Czytałam oczywiście w sobotę, tym razem czytałam tak szybko, że moje oczy ledwie nadążały za rozszalałym umysłem. Zaskoczenie? Na pewno! Ja-Cię-Uwielbiam! Za Snape’a! A za pomysł daję 11 na 10 możliwych!

    Severus… Pięknie! Pokazałaś w nim człowieka, nie niszcząc przy tym jego osobowości. To doprawdy wielka sztuka. Szorstki, oschły – tak, ale tylko pozornie. Przecież gdyby rzeczywiście taki był, nie walczyłby o zapełnienie duszącej go samotności. Choć oczywiście za żadne skarby nie przyznałby się do tego nawet przed sobą… Nie daje się zmiękczyć, nie rozczula się, mimo że… Jednak na pewno zasługuje na lepszy los, na happy ending. On postrzega świat przez pryzmat swojej pracy, więc rzeczywiście zgotowałaś mu straszny los! Ale Severus jest zdeterminowanym perfekcjonistą, który lubi największe wyzwania, a jeszcze bardziej lubi stawiać czoło tym niemożliwym, więc wybrnie z tego bez większego wysiłku. Ja w niego wierzę.

    Hermiona… Wojenny kataklizm dotyka wszystkich i wszędzie. Niszczy totalnie. Smutne. Gorzkie. Ponure nawet. I niedopowiedziane. Ale tak lepiej. Fantastyczna kreacja. Rozpacz, bezradność i osamotnienie Hermiony są prawie namacalne. To jak krzyk w tłumie, gdy nikt i tak nie słyszy. Stoisz i krzyczysz. Nie, to samotność krzyczy. Może kiedyś coś się zmieni, może…

    Po tym rozdziale obawiam się trochę o uczucia pomiędzy Severusem a Hermioną. Oboje nie mają w tej dziedzinie zbyt wielkiego doświadczenia. Ich miłość… ona łączy, ale też dzieli. Potrafi sprawić, że życie jest piękne… lub zabić…

    Lubię czytać takie rozdziały. Lekko zawoalowane tajemnicą, nie do końca wyjaśnione. Postawione w jednym konkretnym momencie na linii czasu. Zaczynające się i kończące wtedy, kiedy nie wiemy wcale więcej, niż przed rozpoczęciem czytania. No dobra, może wiemy, ale na pewno mamy tak samo dużo domysłów i powiązań, które możemy zastosować. Lubię tak czytać - łapiąc strzępki myśli, reszta to pole do popisu dla naszej wyobraźni.

    SnowCake

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne :D. Pisz dalej, bo naprawdę fajnie wychodzi. Piszesz zwięźle, a zarazem akcja nie dzieje się zbyt szybko ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. witaj, ciekawie mi się to czytało, nie powiem. Chciał bym cię zaprosić również do mnie ekologiczne zabawki poznań

    OdpowiedzUsuń
  8. Pomyślałam sobie, że przeczytam jeszcze jeden rozdział (wątpię, żebym skończyła dziś całego bloga :/), zanim zabiorę się za swoją miniaturkę, bo jestem ciekawa, jak to wszystko się zacznie toczyć po bitwie.
    Bardzo ładnie opisujesz to, co dzieje się w głowie Snape'a. Jak odczuwa to, co się dookoła niego dzieje, to wszystko naprawdę oddziałuje na wyobraźnię i nie ma porównania do opisów, które fundowałaś nam w pierwszych rozdziałach. Ziemia a niebo.
    Podoba mi się także, jak przedstawiasz tu McGonagall. W środku bardzo uczuciowa (w końcu dużo się działo, dużo było na jej głowie), ale na zewnątrz jak zwykle opanowana i surowa, bo kto ma Hogwart poskładać do kupy, jak nie ona?
    Fajnie wyszła Ci rozmowa Dracona i Hermiony w pociągu, naprawdę coraz bardziej podobają mi się te ich relacje. Nadal pamiętają o tym, co ich dzieliło, ale teraz, kiedy połączyła ich wspólna strona, potrafią ze sobą normalnie porozmawiać. Oczywiście W MIARĘ normalnie, bo Malfoy chyba nigdy nie wyzbędzie się tego pieprzenia o szlamach. :) A, powiem jeszcze jedno. Przyjemnie jest czytać o takich niewinnych flircikach Dracona i Hermiony ze świadomością, że nie będą razem. Pokazałaś, że można fajnie opisywać scenki z postaciami, których relacje nie skończą się na związku, ale nie łączy ich czysto braterskie uczucie (jak Hermionę i Harry'ego).
    Za dużo ostatnio piszesz o tym czuciu łez na policzkach. Przez kilka ostatnich rozdziałów Hermiona non-stop płacze, naprawdę robi się to coraz bardziej irytujące. Jeśli już robisz z Granger płaczkę na poziomie Cho Chang, to chociaż używaj jakichś synonimów, żeby cały czas nie było o tych łzach na policzkach.
    Bardzo fajny opis domu Hermiony, całej tej podróży i emocji, ale, cholera, znowu te ŁZY! Płacz i rozpacz można opisać naprawdę na wiele różnych sposobów, niekoniecznie przez czucie łez na policzkach. A co do teleportacji do Dziurawego Kotła... Pamiętasz, że Tom nadal tam pracuje, ale dlaczego Hermiona nie użyła transmutacji, żeby chociaż zmienić sobie kolor włosów, może skóry, kształt nosa? Po co prosić Toma o dyskrecję? Przecież Granger jest czarownicą, może zmienić swój wygląd w sekundę, ale ona woli po mugolsku. Wiem, że to bardziej efektywne, ale naprawdę rozdział nie utraci na wartości, jeśli dodasz tam trochę zwykłych, książkowych czarów.

    OdpowiedzUsuń
  9. Akapit o wynajmowaniu pokoju i ten o Severusie mogłabyś oddzielić jakąś gwiazdką albo czymś wyraźniejszym, bo zlewają się tak, jakby Snape był w tym pokoju, który Hermiona wynajęła.
    Nie wiem, czy żyłka może pulsować w potylicy, ale wiem, że raczej żyły boleśnie pulsują w skroniach, tam zazwyczaj boli głowa i chyba to miałaś na myśli (mogę tak przypuszczać, bo już raz udowodniłaś, że masz problem z budową czaszki - powtarzam: ZRÓB RISERCZ!).
    W czarodziejskim świecie nie było lekarzy, a UZDROWICIELE, więc Benedict Riggs może być co najwyżej uzdrowicielem prowadzącym.
    No, ale wiemy już, co się działo ze Snape'em. I pojawiła się jeszcze jedna bardzo pocieszająca informacja: wiemy mniej więcej, ile czasu minęło od bitwy. Dwa tygodnie. A Ty opisujesz to wszystko trochę tak, jakby od bitwy minęło ze trzy dni. W końcu piszesz, że w Hogwarcie nadal jest pełno ciał śmierciożerców. Muszę Cię zmartwić: po dwóch tygodniach (i to jeszcze w czerwcu) zwłoki są w takim stanie, że nikt nie zdołałby bez kwękania przebywać w ich towarzystwie.
    No, no, no. Mamusia Snape'a. Znakomicie! Naprawdę znakomicie (piszę to bez ironii, naprawdę!), to pierwsze opowiadanie (poza moim własnym), w którym żywo występuje matka Snape'a. Zawsze jest spychana do najciemniejszych piwnic podświadomości opka, no, może czasem Snape sobie o niej pomyśli (jakaś krótka, nudna retrospekcja, która nic nie wnosi i jedzie sztampą na kilometr), a u Ciebie nawet przyszła odwiedzić syna.
    Rozdział naprawdę ładny. Naprawdę. Jestem bardzo zaskoczona i zadowolona, bo bitwa poszła Ci raczej kiepsko, a tutaj taka miła niespodzianka, aż się chce czytać dalej! Chyba się skuszę na kolejny rozdział, a jeśli będzie tak napisany... Do końca wierzyłam, że nareszcie mnie pozytywnie zaskoczysz. I nie pomyliłam się. :D Gratuluję, rozdział naprawdę godny pochwały.

    OdpowiedzUsuń