piątek, 8 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 34.

Martwa cisza rozniosła się po dziedzińcu szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, kiedy Tom Riddle znany jako Lord Voldemort powoli kroczył w stronę zebranej przed wejściem grupy. Obserwował zgromadzenie wyniosłym wzrokiem, powoli lustrując każdą postać z osobna. Jego wąskie usta układały się w tryumfalny uśmiech, a nagie stopy ledwo dotykały podłoża. Poruszał się z gracją, która ostro kłóciła się z jego przerażającą posturą.

Kiedy tłum kroczący za nim zbliżył się na wystarczającą odległość z tłumu dobiegły stłumione szepty. Szepty niepokoju. Hagrid, zakuty w kajdany, wyróżniał się na tle śmierciożerców i z łatwością można było dostrzec nieruchome ciało na jego rękach.

Hermiona, stojąca pośród swoich przyjaciół i nauczycieli oraz członków Zakonu Feniksa, jęknęła cicho. Rozpoznała od razu beżową kurtkę chłopaka, w której widziała go po raz ostatni. Jego głowa była schowana, a mimo to czarnych włosów nie sposób było pomylić z żadnymi innymi.

Świat czarodziejów zawalił się w chwili, kiedy po otwartej przestrzeni rozniósł się donośny, przerażający syk.
– Harry Potter nie żyje.

Wszyscy zebrani wstrzymali swoje oddechy. Nikt nie mógł w pierwszej chwili uwierzyć, że słowa wypowiedziane na głos były prawdziwe. Ale gdy po policzkach olbrzyma pociekły łzy, a Voldemort odwrócił się w stronę martwego ciała Pottera, śmierciożercy zaśmiali się.

Dziewczyna poczuła, jak z oddechem opuszcza ją wszelka nadzieja. Miała ochotę położyć się na ziemi i zamknąć oczy. Miała ochotę obudzić się z tego koszmaru. Jednak to nie był koszmar. To nawet nie był sen.
– Harry Potter nie żyje! – krzyknął Voldemort ponownie, a jego wąskie blade usta wykrzywił potworny uśmiech. Zaśmiał się tak głośno, że krew w żyłach Hermiony zdawała się zamarznąć. Upadła na kolana i ze łzami w oczach wpatrywała się w ciało przyjaciela. Jak mogła tak zawieść? Jak mogła, przez własne sprawy, nie przemówić Harry’emu do rozsądku i nie zapobiec temu wszystkiemu? Czuła się winna. Jej przyjaciel… którego kochała jak brata… leżał teraz bez życia. Czuła, jakby każda osoba, która umarła w jego obronie, tak naprawdę umarła za nic. 
– Daję wam wybór – powiedział Voldemort, a zebrani popatrzyli na niego zaskoczeni. – Ostatnią szansę. Nasze szeregi otwarte są dla każdego, kto zechce się do nas przyłączyć. Zbyt wiele osób poniosło niepotrzebną śmierć w tej walce. W walce, która teraz – zaakcentował głośniej – dobiegła końca. Możecie dołączyć do nas i zapobiec dalszemu rozlewowi krwi, albo…
Twarz Hermiony wykrzywił grymas bólu. To NIE mógł być koniec. Wciąż nie mogła pojąć słów Voldemorta i uwierzyć. Harry nie mógł tak po prostu umrzeć. Był Wybrańcem! Był Złotym Chłopcem! Chłopcem, który przeżył.

Nagle zobaczyła postać przechodzącą tuż obok niej. Przeniosła swój wzrok na Neville’a, który wolnym krokiem zbliżył się do przodu. Hermiona usłyszała szepty swoich sojuszników i odwróciła się. Draco Malfoy podszedł do niej i wyciągnął swoją szczupłą dłoń w jej kierunku. Minęła chwila, zanim Hermiona przyjęła dłoń i ciężko podniosła się na nogi. Popatrzyła chłopakowi prosto w oczy i zobaczyła na jego ustach smutny uśmiech.

Pociągnął ją za sobą na tyle mocno, że nie miała nawet ochoty protestować.
– Ta szkoła była naszym domem – usłyszała cichy głos Neville’a. 
– Miejscem, gdzie się wychowaliśmy – dodał ktoś z tłumu, a za chwilę do głosu dołączyła wyłaniająca się spomiędzy uczniów Padma Patil.
– Miejscem, gdzie nauczyliśmy się co to przyjaźń. – Ten głos należał do Ginny, która słabym krokiem podeszła do Neville’a i stanęła dumnie obok niego.
– Duma. – Do przyjaciół dołączył Dean, a moment za nim Seamus.
– Honor.
Hermiona obserwowała ich z rosnącym podziwem. Spojrzała na Draco, który wpatrywał się w swojego niedawnego pana nieugiętym spojrzeniem. Uśmiech na twarzy Voldemorta zaczął przybierać coraz bardziej groteskowe formy.
– Jesteście bardzo naiwni. To częsta cecha dzieci – wyszeptał złowrogo. Mimo, iż jego hart ducha nie zmalał, jego stopy nerwowo się poruszyły.
– Dzieci czy nie – odparł Draco, a wszystkie oczy zwróciły się na niego – przynajmniej wiemy za co walczymy. Walczymy za Harry’ego.
– Nawet jeśli nie jest już z nami – dodał Neville dumnie. – Nawet jeśli naprawdę nie żyje. My zawsze będziemy o nim pamiętać.
– Sentymenty, panie Longbottom, to jedna z rzeczy, które najczęściej prowadzą nas do zguby. Tak samo jak ślepa wiara w coś – Voldemort zaśmiał się pod nosem i odwrócił na moment w stronę Hagrida – lub kogoś, kto nie był nikim więcej niż kolejnym, słabym, tchórzliwym dzieckiem.
– Harry nie był tchórzem! – krzyknęła Hermiona odruchowo, a z jej oczu pociekły łzy.
– Godne podziwu.
– Draco – usłyszeli nagle szept i z tłumu śmierciożerców wyłoniła się wątła sylwetka Narcyzy Malfoy. Twarz młodego ślizgona napięła się, a jego oddech przyspieszył. – Draco, proszę.
Jej szept był tak błagalny, tak pełny miłości i cierpienia, że Hermionie zrobiło się żal. Nagle dłoń chłopaka wysunęła się z jej uścisku i wolnym krokiem zaczął zbliżać się w stronę Voldemorta. Popatrzyła na niego zszokowana, tak samo jak Neville i reszta zgromadzonych. Zatrzymał się w pewnym momencie i spuścił głowę.
– Wybacz, matko – wyszeptał. Wszyscy wyczekiwali w napięciu na jego kolejne słowa, a Hermiona poczuła, jakby ostatnia deska ratunku właśnie zaczęła tonąć. – Wybacz, że nie potrafię być synem, jakim chciałaś żebym był. Zawiodłem cię i teraz o tym wiem.
Podniósł wzrok na Voldemorta i w tej samej chwili jego ręka również się uniosła. Ściskał w niej różdżkę, której koniec wymierzony był w samego Czarnego Pana.
– Niemądre posunięcie – syknął wężousty. – Twój ojciec musi być zawiedziony…
– Nie waż się mówić o moim ojcu – przerwał mu Draco, a jego twarz wykrzywił grymas. Hermiona nigdy nie słyszała tyle nienawiści i stanowczości w głosie ślizgona. Nigdy. Nawet wtedy w szopie, kiedy myślała, że będzie zdolny ją zabić. Nigdy nie podejrzewała go też o taką odwagę. – Mój ojciec był kanalią jakich mało. Był przeżarty ideologią nienawiści, jaką wszystkim z nas próbujesz wpoić. Mnie też oszukał. Wmawiał rzeczy, które były zwyczajnym kłamstwem. Jak wszystko to. – Zatoczył ręką koło, omiatając każdego śmierciożercę na dziedzińcu. – Potter może nie żyć, a ja i tak nie wrócę na waszą stronę. Przejrzałem na oczy.
Voldemort mierzył chłopaka zimnym spojrzeniem czerwonych tęczówek. Draco drgnął niezauważenie, ale nie ruszył się. Wytrzymał niemą bitwę, wytrzymał gęstniejące powietrze wokół nich. Został z nimi.
– Dobrze więc – powiedział Voldemort, wyciągając do góry swoją różdżkę. – Sam wybrałeś los dla siebie. 
Jednak zanim skończył wypowiadać ostatnie słowo, wśród śmierciożerców zapanowało poruszenie. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli lecący w stronę Voldemorta promień zielonego światła. Błękitna tarcza rozbłysła jaskrawym światłem, kiedy zaklęcie w nią uderzyło, a chwilę później chłopak w beżowej kurtce zniknął za filarem dziedzińca.

Kilka sekund, które minęły pomiędzy cudownym zmartwychwstaniem Harry'ego Pottera, reakcją zgromadzonych i wycofaniem się Zakonu Feniksa z powrotem do szkoły, zdawały się trwać w nieskończoność. Voldemort stał z ogłupieniem wypisanym na twarzy, a jego usta lekko rozchylały się, jakby chciał wrzeszczeć, ale nie był w stanie.

Hermiona niczym burza wpadła do holu wejściowego i kiedy tylko zobaczyła swojego przyjaciela rzuciła mu się na szyję.
– Nigdy więcej tak nie rób! – wyszeptała, a uśmiech na jej ustach poszerzał się z każdą chwilą. Harry mocno przycisnął ją do siebie i wtulił twarz w jej rozpierzchnięte włosy. Kiedy ją puścił, kilka kolejnych osób poklepało go po plecach, a Molly Weasley wyraziła wielką ulgę nie pomijając oczywiście swojego przedzawałowego stanu.

Kingsley zebrał wszystkich w jednej z opuszczonych sal, gdzie tymczasowo ustanowiono centrum dowodzenia wojennego. Pomieszczenie okazało się na tyle duże, że pani Pomfrey z łatwością mogła rozłożyć wszystkich, mniej lub bardziej rannych na podłogach i stołach.

Hermiona wyłapała spośród zebranych znajomą blond fryzurę i powolnym krokiem podeszła do chłopaka. Siedział na jednej z ławek, przodem do niej, łokcie opierając na kolanach a twarz chowając w dłoniach. Przestąpiła ostrożnie deskę i usiadła w przeciwną stronę, tak, że ich ramiona niemal się ze sobą stykały.
– Nie wiedziałam, że jesteś taki bohaterski, Malfoy – szepnęła, zwracając na siebie jego uwagę. Otworzył usta, najwyraźniej chcąc wycedzić jakiś sarkastyczny żart, jednak powstrzymał się, uśmiechając się półgębkiem. Nagle jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił, a usta otwarły. Wpatrywał się w coś za jej plecami, z najwyraźniej ogromnym szokiem. Hermiona zmarszczyła brwi i odwróciła się. W sali zapadła martwa cisza, kiedy w drzwiach stanęła Narcyza Malfoy.
– Mamo – wyszeptał chłopak, a wtedy kobieta szybkim krokiem podeszła do niego i wzięła go w ramiona. – Mamo, przepraszam…
Wtedy po raz pierwszy w życiu Hermiona widziała w oczach Dracona Malfoya łzy. Przyciskał się do swojej matki tak mocno, jakby robił to pierwszy raz, jakby nigdy wcześniej nie miał takiej okazji. Narcyza położyła dłoń na jego głowie i przytuliła mocno do siebie, zamykając oczy, spod których wypłynęły łzy. 

Ku zdziwieniu Hermiona pierwsza do Narcyzy podeszła Molly Weasley. Niepewnie zerknęły na siebie i kiedy blondynka wypuściła syna z objęć, ścisnęły sobie delikatnie dłonie.
– Nie wydałaś mnie – powiedział Harry, który cicho do nich podszedł. Wszyscy popatrzyli na niego pytająco, nie rozumiejąc co dokładnie się dzieje. A przynajmniej Hermiona nic nie rozumiała. – Dziękuję.
Pełne usta Narcyzy ułożyły się w słaby uśmiech, który Potter odwzajemnił.
– Witamy po jasnej stronie – powiedział dostojnie Kingsley, lekko skinąwszy głową. Tonks, która jeszcze nie do końca wydobrzała po stracie męża popatrzyła na niego zszokowana i pokręciła głową, jakby się przesłyszała.
– Ona? W Zakonie? Do reszty powariowaliście, czy…
Jej głośny protest przerwał Harry.
– W Zakazanym Lesie, kiedy walczyłem z Voldemortem... Pozwoliłem mu się zabić. Pani Malfoy sprawdzała czy żyję, podczas kiedy ja modliłem się o cud. I nie wydała mnie – dodał głośniej, kierując te słowa do wszystkich zebranych. – Mogła powiedzieć, że przeżyłem ale nie zrobiła tego. Okłamała samego Voldemorta w zamian za jedną informację. Czy żyjesz – dodał, patrząc na Draco.
– Poza tym od dawna była po naszej stronie – dodał stanowczo Artur, podchodząc do swojej żony i obejmując ją ramieniem. 
– Jestem przede wszystkim matką – powiedziała Narcyza cichym głosem, wymownie patrząc na Molly. – Nie mogłam walczyć przeciw własnemu synowi. A skoro on zdecydował się być po waszej stronie, mam nadzieję, że i mnie dacie taką szansę.
– Każdy zasługuje na drugą szansę – odparł Kingsley, ignorując prychnięcie Tonks. – A teraz słuchajcie mnie wszyscy. Sami–Wiecie–Kto nie odpuści, zwłaszcza teraz kiedy Harry okazał się, cóż, nie być martwy.
Po sali rozeszły się niepewnie pomruki i ciche śmiechy.
– Jest słaby – dodał Potter, a wszyscy popatrzyli na niego uważnie. – Słabszy niż kiedykolwiek. Teraz mamy jedyną szansę, aby raz na zawsze pozbyć się go i położyć kres jego tyranii. Wiem, że wszyscy jesteście wykończeni. Ja też. Ale obiecuję wam, że wkrótce wszystko skończy się na dobre. Wiem, że wiele straciliście i… – głos chłopaka osłabł na sile, a w jego oczach pojawił się niewyobrażalny ból. – Chciałbym przeprosić was wszystkich za straty, jakie dziś ponieśliście. Nie zdajecie sobie nawet sprawy, jak bardzo jestem wdzięczny za wasze poświęcenie. Nie będę nigdy w stanie się wam za to odpłacić.
Łzy wzruszenia, głowy kiwające z aprobatą i uśmiechy, jakie pojawiły się na ustach osób zebranych w sali spowodowały, że coś w Harrym pękło. Hermiona jak nikt inny znała chłopaka i widziała, że nie jest w stanie kontrolować swoich emocji. Jego dłonie trzęsły się, a jego oddech z pewnością przyspieszył. Borykał się z niemałym brzemieniem i nikt, nawet ona, nie zdawał sobie sprawy co to dla niego znaczy.
– Plan jest prosty – dodał ciszej, kiedy zbiegowisko na nowo zajęło się swoimi sprawami. – Hermiona, miałaś dobry pomysł z wykorzystaniem połączenia, jakie istnieje między mną a Voldemortem. Obawiam się tylko, że w chwili gdy ta część mnie zginęła, straciłem takie umiejętności.
– Może warto spróbować? – spytała z nadzieją w głosie, analizując wiedzę na temat horkruksów. – Nikt nigdy nie sprecyzował co dzieje się z horkruksem po jego zniszczeniu. Teoretycznie w przypadku przedmiotów, stają się one po prostu zwyczajnymi przedmiotami.
– Ale Potter nie jest przedmiotem – rzucił Draco, wciąż obejmowany przez swoją matkę.
– Bystre spostrzeżenie, panie Malfoy – odparła profesor McGonagall, a na jej ustach pojawił się krzywy uśmiech.
– Logicznym jest, że będąc horkruksem Voldemorta czułeś to samo co on. Może… – Hermiona zamyśliła się. – Może tylko te umiejętności straciłeś? Coś nadal musi was łączyć.
– W takim razie zwabię go na dziedziniec. A co stało się z Nagini?
Dziewczyna spuściła głowę zanim odpowiedziała. Przed oczami stanął jej obraz martwego ciała Parvati i zapłakane oczy Neville’a.
– Nie żyje – usłyszeli głos należący właśnie do niego. Podszedł do nich przez nikogo niezauważony i popatrzył się na przyjaciółkę, wymownie kręcąc głową.
– To dobrze – odparł Potter, najwyraźniej nie zauważając porozumienia między dwójką gryfonów. Hermiona dopiero po chwili zrozumiała motyw Neville’a i żal ścisnął jej serce. Mimo, iż stracił ukochaną nie chciał obarczać za to winą Harry’ego. A tak stałoby się, gdyby opowiedział mu całą historię.

Plan Harry’ego rzeczywiście był prosty. Tak jak Voldemort dwa lata temu podrzucił w jego umyśle fałszywą wizję torturowanego Syriusza, tak teraz Harry zamierzał podrzucić mu wizję Neville’a zabijającego Nagini. Nie odbiegało to od prawdy, jedynie czas i miejsce nie zgadzały się z rzeczywistością, ale co do jednego Potter był pewny. Voldemort nie wiedział o zabójstwie swojej najwierniejszej przyjaciółki. Gdyby tak było, ktoś zostałby za to ukarany.

Harry rzucił przepraszające, pełne bólu spojrzenie wszystkim dookoła i powoli udał się do wyjścia. Kingsley zarządził pozostanie w sali wszystkim, którzy nie nadawali się do walki, a reszta – w tym Hermiona, Draco oraz Neville – miała rozstawić się dookoła dziedzińca w niewidocznych miejscach, aby stamtąd obserwować przebieg walki i w razie przeszkód pomóc Potterowi. Śmierciożercy ulotnili się zaraz po tym, jak Harry uciekł i teraz ślad po nich zaginął, ale auror sam stwierdził, że ostrożności nigdy za wiele.

Hermiona w napięciu ukryła się za wielkim filarem tuż obok wrót i obserwowała kroczącego wolnym krokiem przyjaciela. Stanął na środku dziedzińca i zamknął oczy, ściskając z całych sił pięści.

Pierwsze promienie słońca zaczęły rozjaśniać niebo i wyłoniły się zza horyzontu, padając na odsłoniętą sylwetkę chłopaka. Powietrze było czyste i pachniało wiosną. Bez zgiełku, krzyków i nieustannych zielonych błysków panował tu niesamowity spokój.

Nagle chłopak podniósł głowę i zaczął rozglądać się nerwowo dookoła. Martwej ciszy, jaka panowała dookoła nie przerwał ani jeden szelest. Nawet wiatr zdawał się ucichnąć na dobre. Hermiona rozglądnęła się po towarzyszach i zauważyła ich spięte twarze. Wszyscy czekali na jakikolwiek znak.

I wtedy po drugiej stronie dziedzińca rozległo się ciche pyknięcie. Voldemort rozejrzał się znudzonym na pozór spojrzeniem po dziedzińcu i uśmiechnął się, zamykając oczy.
– Pomyśleć, że skoro udało ci się przeżyć po raz kolejny, w końcu postanowisz odpuścić – powiedział lekceważąco, zbliżając się powoli do Harry’ego.
– Mamy niedokończone sprawy, Tom.
Na dźwięk swojego imienia Voldemort drgnął. Jednak za moment jego kąciki ust zadrżały.
– Skoro tak twierdzisz. Powiedz mi, Harry, dlaczego tak usilnie chcesz spełnić wolę człowieka, który już dawno się poddał?
– Ponieważ tak samo jak on – warknął Harry głośniej – wierzę w jej słuszność.
– Naiwność, panie Potter – powtórzył Voldemort, rozglądając się dookoła, jakby doskonale wiedział, że tam ukryci są jego wrogowie – to nie jest cecha godna człowieka pańskiej reputacji.
– Ani twojej. A jednak tu jesteś.
Voldemort zaśmiał się szyderczo, a Hermiona poczuła nieprzyjemny dreszcz. Przez moment przez jej głowę przewinęła się myśl, że on wie. Przewidział to wszystko i zastawił na nich pułapkę. Oglądnęła się zaniepokojona, jednak wtedy donośny głos Czarnego Pana przeszył powietrze.
– Mamy niedokończone sprawy.
– Zniszczyłem je wszystkie. Twoje horkruksy – wyjaśnił Harry tryumfalnie. – Zostaliśmy sami.
– Dlaczego zatem czujesz się taki przerażony? – zaśmiał się paskudnie Voldemort. – Dlaczego, skoro jesteś przekonany o swoim zwycięstwie?
– Nie jestem próżny – wycedził chłopak, ściskając mocniej różdżkę. Voldemort popatrzył na nią spod przymrużonych powiek po czym znów przeniósł wzrok na chłopaka.
– Nie jesteś też głupi. Nigdy nie miałeś ani cienia wątpliwości, aby zakwestionować polecenia swojego pana, Harry?
Na te słowa Potter zmarszczył brwi i przestąpił z nogi na nogę.
– Dumbledore nie był moim panem, a ja nie byłem niczyim sługą! W przeciwieństwie do twoich ludzi. Którzy najwyraźniej, po raz kolejny postanowili cię porzucić. Jakie to uczucie?
– Nie potrzebuję nikogo, aby cię pokonać i przejąć władzę nad twoim światem. Mam Czarną Różdżkę. To chyba krzyżuje ci nieco plany. – Jego głos był tak pewny siebie i tak przepełniony arogancją, że Harry nie wytrzymał i roześmiał się.
– Nie wydaje mi się, aby Czarna Różdżka ci w tym pomogła – odparł groźnie, kiedy z jego ust zniknął śmiech. – Mam wrażenie, jakby ta różdżka… nie działała… właściwie. – Po każdym wyraźnie zaakcentowanym słowie postawa Voldemorta słabła coraz bardziej. Patrzył pytającym wzrokiem na Harry’ego, któremu chciało się śmiać. Nie zaprzeczył, co ani trochę chłopaka nie zdziwiło, za to obecni wciąż w ukryciu jego poplecznicy przysłuchiwali się tej wymianie zdań z rosnącym zainteresowaniem. – Mam rację, prawda? Nie słucha cię. Nie jest ci posłuszna.
– Mylisz się.
– Czyżby? Z tego co słyszałem na jej temat jasno wynikało, że Czarna Różdżka słucha tylko i wyłącznie tego czarodzieja, który jest jej prawowitym właścicielem.
– Ja jestem jej prawowitym właścicielem! – krzyknął rozjuszony Voldemort, a jego nozdrza drgały niebezpiecznie.
– Nie, Tom. Nie jesteś.
Zielony promień z prędkością światła pomknął w stronę Harry’ego, który jednym szybkim ruchem zablokował zaklęcie zaklęciem tarczy. Ta eksplodowała z cichym sykiem. Harry stał z wyciągniętą w stronę Voldemorta różdżką i mierzył go spokojnym spojrzeniem.
– Dlaczego miałbyś być? Nie odebrałeś tej różdżki Dumbledore’owi.
– Snape… – warknął Voldemort, a Hermiona poczuła nieprzyjemny dreszcz.
Harry pokręcił głową.
– Zimno. Snape zabił Dumbledore’a to fakt. Pomijając fakt, że zrobił to na jego własne życzenie, to niestety nie uczyniło go to właścicielem Czarnej Różdżki. Na Wieży Astronomicznej Albusa Dumbledore’a rozbroił nie kto inny jak osoba, której powierzyłeś zadanie zabicia go.
– Draco Malfoy – szepnął Voldemort, marszcząc usta w niezadowoleniu. Zdał sobie właśnie sprawę z pomyłki, karygodnego błędu jaki popełnił. Jeden, mały szczegół.
– Zgadza się – odparł Harry. – Nadal jednak, zabicie Draco na nic by się zdało. Kiedy twoi ludzie przetrzymywali mnie w jego domu, kiedy twoi ludzie zabili mojego najlepszego przyjaciela – krzyknął, a w oczach zarówno Hermiony jak i całej rodziny Weasleyów pojawiły się łzy – miałem tę przyjemność spotkać się z Draconem. Doszło do walki. Kolejna zagadka. Draco przestał być wtedy właścicielem Czarnej Różdżki.
Wszyscy popatrzyli na czarnowłosego chłopaka z szeroko otwartymi oczyma, a Voldemort otworzył lekko usta.
– Ty jesteś jej właścicielem? – spytał spokojnie, mimo iż w jego oczach gotowała się złość.
– Czarna Różdżka należy do mnie. I tylko mnie będzie się słuchać.
Nozdrza Voldemorta rozszerzały się i zwężały, kiedy nabierał nerwowo powietrza. Harry wiedział, że to koniec. Wszyscy zdali sobie z tego sprawę. Bez różdżki, bez popleczników – Voldemort nie miał najmniejszych szans na pokonanie Harry’ego.
– To nadal niczego nie przesądza. Jestem od ciebie silniejszy. O wiele silniejszy.
– To nic nie zmienia! – wrzasnął Potter. – Nie możesz mnie zabić! Kiedy to do ciebie dotrze?!
Wszyscy w oczekiwaniu wstrzymali oddechy.
– Mogę…
– Odrodziłeś się dzięki mojej krwi! Przypieczętowałeś tylko klątwę rzuconą przez moją matkę! NIE JESTEŚ W STANIE MNIE ZABIĆ NAWET BĘDĄC PANEM CZARNEJ RÓŻDŻKI! – wydarł się Harry doprowadzony na skraj cierpliwości. Nie chciał ujawniać szczegółów rozmowy z dyrektorem, której doświadczył  po śmierci w Zakazanym Lesie, jednak Tom wyprowadzał go z równowagi jak mało kto.

Zielony promień ponownie wystrzelił z różdżki Voldemorta w akompaniamencie ryku nienawiści, który wydobył się z jego gardła. Harry instynktownie posłał w jego stronę czerwony promień i kiedy dwa przeciwstawne zaklęcia się zderzyły w powietrze wystrzeliły miliony kolorowych iskier. Zaczęły z nich wypływać przeróżne postacie – Lily Potter, James Potter, Albus Dumbledore, Remus Lupin, Syriusz Black, Ron Weasley, Parvati Patil, Charlie Weasley, Percy Weasley, Jean Granger, Henry Granger, Bellatrix Lestrange, Marvolo Gaunt, Tom Marvolo Riddle, Meropa Riddle.


Kiedy uśmiercające zaklęcie poszybowało z powrotem w stronę Toma Riddle’a jego ostatnie spojrzenie spotkało się z bladymi tęczówkami jego matki. Po pomarszczonym policzku pociekła strużka czarnych łez, a usta zastygły w niemym krzyku. Upadł na kolana i zwalił się na dziedziniec z głuchym echem. 



~~~~~~*~~~~~~
A więc witam w piątek, tak jak obiecywałam - rozdział szybciej niż zwykle, na specjalną prośbę ;)

Jak wrażenia? Wiem, że nie mam dla Was dzisiaj nic odkrywczego, ale nie chciałam zakończyć tej wojny jednym zdaniem. Taka ot, zapchajdziura :D

Mimo wszystko liczę, że się Wam podobało i dacie mi o tym znać w komentarzach :)

Dziękuję przy okazji za wspaniały odzew przy poprzednim poście. Było mi naprawdę, naprawdę miło. Nawet sobie sprawy nie zdajecie.

Tyle. Do zobaczenia za tydzień. 
PS. Nie wierzę, że przekroczyliście już 70 tysięcy wyświetleń. Jesteście niesamowici <3


26 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział po prostu wspaniały, proszę o kolejny :* i też prosiłabym o dalsze losy Severusa i Hermiony :*
    Pozdrawiam :*
    Pani Snape

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, dziękuję!
      Spokojnie, na wszystko przyjdzie czas. Na Severusa i Hermionę również <3
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. O, jaki niesamowicie cudny rozdział.
    Naprawdę. Twoje opisy, bogactwo słownictwa, pomysł na rozwinięcie fabuły i cała reszta są wspaniałe. Mogłabyś być wspaniałą pisarką.

    Co do treści, konfrontacja Harry'ego i Toma przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Nie wiem dlaczego, ale szczególnie przypadł mi d gustu fragment, w którym Potter wykrzyczał Voldemortowi w twarz, że nigdy nie będzie w stanie go zabić. To było epickie c:

    Nie mogę uwierzyć, że to już koniec... wojny, a może i powoli opowiadania. Zaczęłam czytać Twoje opowiadanie około półtora roku temu i nie żałuję ani minuty spędzonej tutaj.

    Gorąco pozdrawiam
    bullek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, po stokroć dziękuję.

      Sentymenty mną ruszyły, kiedy wspomniałaś o tym ile czasu spędziłyśmy razem, jakby na patrzeć, na tym blogu. Naprawdę ten czas zleciał mi tak niesamowicie szybko... Pocieszę się chyba jeśli napiszę, że to nie koniec. Jeszcze trochę przed nami. Liczę, że 50 rozdziałów to taki optymalny wynik? :)

      Dziękuję, że tyle ze mną wytrzymałaś i liczę, że zostaniesz do końca i jeszcze dłużej. Taki czytelnik to skarb!

      Pozdrawiam i ściskam Cię mocno
      Hachi

      Usuń
  4. Nawet, jeśli Twoim zdaniem jest to "zapchajdziura" to jest ona bardzo udana :)

    Jako że Hermionie poświęciłam sporo miejsca w swoich poprzednich komentarzach, a Severusa dziś nie znalazłam, to skupię się na kilku innych postaciach.

    Bardzo podoba mi się opis cierpień Harry'ego. Zrobiłaś to w subtelny, a jednocześnie dosadny sposób. On się nie żali, nie krzyczy, nie płacze… Cierpi po cichu. A jednocześnie przeprasza innych za to, co ich w trakcie tej wojny spotkało. Pokazałaś, że mimo wszystko jest bardzo silny. Skupiony na swoim zadaniu. Gotowy walczyć do końca. Prawdziwy Wybraniec. I ta jego rozmowa z Tomem. Nie Lordem, nie Voldemortem, a Tomem. Ukazałaś tym, jego dojrzałość. Dziękuję Ci za to, że nie zrobiłaś z niego tylko życiowego farciarza…

    Neville. Kolejna osoba ukazana w piękny sposób. Cierpi po stracie ukochanej, ale nie okaże tego by Harry nie odczuł kolejnego brzemienia na ramionach. Do tego jego postawa gotowości do walki, gdy Harry „nie żył”. Wiara w sprawę, honor. Uroczy w swej prostocie, pełen wielu cech prawdziwego przyjaciela i wojownika.

    Niezłomny Draco udowadniający, po której jest stronie.

    Matczyna miłość ukazana w osobie Narcyzy. Kobiety gotowej przejść na druga stronę barykady tylko ze względu na syna. Sprzeciwiająca się swojemu panu w imię miłości do jedynego dziecka. Nawet w takiej postaci, stłamszonej przez męża, wychowanej w nienawiści do nieczystej krwi, wyniosłej, posłusznej Voldemortowi, wygrało tak piękne uczucie jak matczyna miłość. Pięknie to ukazałaś.

    Dziękuję za ten rozdział! Dość emocjonująca ta Twoja zapchajdziura :D

    Oczekuję przyszłego weekendu i liczę na sporą dawkę Severusa i Hermiony :)

    Pozdrawiam,
    kmer f

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty wiesz, jak poprawić człowiekowi humor.
      Dziękuję!

      Dla mnie Harry nie jest życiowym farciarzem, ale... mimo to, naprawdę nie lubię tej postaci. Uważam, że często miał pod górkę ale nigdy nie został naprawdę sam. Zawsze miał przy sobie przyjaciół, Dumbledore'a, nawet Snape'a. I jedyne w nim co mi się podoba, a brakowało mi w oryginale to właśnie te wyrzuty sumienia. Nie był psychopatą i na pewno żałował każdej osoby, która oddała życie za niego, jakby nie patrzeć.

      Neville jest najbardziej kochany na świecie <3 Nie wiem co z nim teraz zrobię. Muszę go jakoś pocieszyć.

      Narcyza pasowała mi na przyjaciółkę Severusa bardziej niż Minerwa ze względu na to, przede wszystkim, że ma z nim więcej wspólnego i jest w stanie go zrozumieć. I ona, w odróżnieniu od oryginału, nie kocha Lucjusza i za wszelką cenę chce się od niego uwolnić. Jednak nie bez syna. A skoro Draco stanął po stronie Harry'ego...

      Zapchajdziura to był taki skrót myślowy. Nie chciałam zostawiać dziur fabularnych, ale dziwnie się czułam opisując coś, co wszyscy już znacie z książek Rowling. A mimo to cieszę się, że tak Wam się podoba.

      Niestety zmartwię Cię, że jeszcze chwila minie zanim ponownie zobaczymy Severusa i Hermionę razem. Ale będzie to warte czekania, taką mam nadzieję :>

      Pozdrawiam Cię moja droga!
      Hachi

      Usuń
  5. Naprawdę fajnie urozmaicilas końcówkę bitwy. Ten rozdział był świetny, i bardzo wciągający. Szkoda że rak krótko ale rozumiem blog to nie wszystko ��. Życzęweny i oczekuje kolejnego świetnego rozdziału...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog w moim przypadku to większość, ale po prostu pisanie dłuższych rozdziałów, o dziwo, przychodzi mi zdecydowanie trudniej. Taka długość mi odpowiada, nawet bardzo. Zawieram w tym dokładnie tyle, ile chcę :)
      Cieszę się, że Ci się podobało, dziękuję za miły komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  6. Na słodkiego Merlina! Nie wierzę! Nie ma tu jeszcze mojego komentarza?! Czas jak najszybciej nadrobić zaległości! Ale to naprawdę nie moja wina.
    Zacznę od tego, że... ach, gdybyś widziała moją minę, gdy nowy rozdział pojawił się w piątek na stronie, a właściwie w moim telefonie, bo na imprezce rodzinnej byłam i kompa brak. Taki szeroki uśmiech... jak u dziecka, które widzi ogromny kawał czekolady. Umknęłam cichaczem do łazienki niby mejkapa poprawić ;) I przeczytałam!
    Dlatego komentarz dopiero teraz :D chociaż nadal nie minęła mi euforia.

    Ogromna gama emocji. Stwarzasz niepowtarzalny klimat. Można się uśmiechnąć, by za chwilę przeczytać coś wstrząsającego, a nad tym wszystkim unosi się jeszcze nutka tajemniczości. Twoja wizja wojny wkrada się w umysł czytelnika i długo nie chce odejść. Tworzysz coś niesamowitego!

    A teraz bohaterowie. Jak zawsze każdy inny, ze swoimi pragnieniami i marzeniami.
    Hermiona - taka prawdziwa,realna. Niby Panna-Idealna, ale zawsze siedziało w niej coś, co chciało krzyczeć.
    Harry - kroczący po krawędzi, ukształtowany przez napięcie, jakby dojrzał otchłanie piekieł aż do samego dna. Chociaż obawiam się, że gdyby spadł w tę otchłań, nie byłby w stanie powrócić. To potrafi tylko Snape! (ukłon dla Mistrza,choć go nie było) :D
    Malfoy - taki severusowaty, z uśmieszkiem, którego mogłaby pozazdrościć mu sama śmierć.
    I Neville - wierny Gryffindorowi jak zawsze.

    Rozdział zaiste wyborny! Żywy, działający na wyobraźnię. Lubię moją wyobraźnię, naprawdę, znowu wyświetliła mi film podczas lektury twojego opowiadania.
    Uch! Kończę. Bardzo mi się podobało. Zresztą, przecież wiesz :D
    Chylę Tiary! I czekam, jak zawsze, na więcej. Mojego ulubieńca, oczywiście :**

    SnowCake

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Snow, nigdy nie zawodzisz <3
      Jak zwykle genialna analiza bohaterów. Dokładnie tak chciałam, aby zostali odebrani. Zmartwię cię, jeśli napiszę, że Snape przez moment się nie pojawi? Później co prawda cały rozdział będzie pisany z jego perspektywy. A właściwie myśli. Więc może wybaczysz :3

      A apropos filmu, to widzę, że mamy wiele wspólnego. Ja wyobrażam sobie sceny w głowie i wtedy przelewam to na papier (kompa, meh). także pjonteczka!

      No i do zobaczenia za tydzień.
      I dziękuję za kolejną pozytywną dawkę energii.
      <3

      Usuń
    2. Droga Autorko! Muszę przyznać,że czuję się tu zupełnie znośnie.

      (skrzywienie ust, mające być w JEGO rozumieniu uśmiechem)

      Nie przesładzasz mojego charakteru, nie robisz ze mnie filmowego amanta ani krwiożerczej bestii, jak to czynią niektóre z Was.

      (sarkastyczne prychnięcie)

      Jako najciekawsza postać tego opowiadania...

      (tym razem pomruk zadowolenia)

      ...żądam jednak, aby moja osoba pojawiała się przynajmniej w co trzecim rozdziale! Tak, tak. I żadnego przewracania oczami i wzruszania ramionami, że się nie da.

      (zgaszenie przeciwnika świdrującym spojrzeniem)

      Chce Pani osiągnąć sukces czy nie? To. Do. Roboty.

      (rzut oka na mugolskie urządzenie zwane laptopem)

      I oczekuję, że poważnie potraktuje Pani moje zalecenia!

      (głośny trzask aportacji Mistrza)

      Usuń
  7. Wspaniały! ��

    OdpowiedzUsuń
  8. Tydzień temu trafiłam na to Sevmione i jestem zachwycona *.* Cudowny rozdział i Sev jest taki jaki powinien czyli nie za słodki. Gratuluje wyobraźni i dziękuje za czas poświęcony na pisanie dla nas.
    Pozdrawiam Naleśniczek :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Naleśniczku! (mam zaciesz z Twojego nicku, jest przesłodki :3)
      Cieszę się niezmiernie, że podoba Ci się Severus. Bałam się zwłaszcza jego, bo to jest pierwsza rzecz na jaką patrzą Sevmionki :>
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Kiedy kolejna część????
    Pani Snape

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudo, cudo, cudo

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli już sama piszesz, że ten rozdział ma być zapychaczem, to naprawdę się obawiam, co tu zastanę. Oby nie było tak źle, jak piszesz, choć na wstępie powiem, że lepiej jest zakończyć coś wcześniej albo dać odleżeć pomysłom i coś ewentualnie dopomyśleć (ale coś dobrego), niż pchać w opko watę.
    Wątpię, żeby Voldemort potrzebował lustrować każdą postać z osobna, kiedy kroczył sobie przez Hogwart. Czy przerażająca postać kłóci się z eleganckim poruszaniem się? Wręcz przeciwnie. Poza tym Voldemort ma sprawne nogi, plecy, ramiona, głowę, więc chyba nie powinien niezgrabnie pełzać, nie? :)
    Widzę, że scena żywcem wydarta z HP7, więc co nas wkręcasz, że piszesz zapychacz? Po prostu idziesz z kanonem. Owszem, fajnie by było, gdybyś dodała jakaś swoją interpretację, swoją scenę, ale lepsze to, niż gdybyś miała nam wciskać jakieś filozofowanie, które nijak się ma do wojny. Ale jeszcze wszystko przed nami, bo to dopiero drugi akapit.
    Podpierałaś się filmem, co? Wiesz, jeśli używasz jakichś cytatów (bo tu widzę autentycznie wydartą z filmu scenę i identyczne wypowiedzi, więc wypadałoby na końcu pod słowem od autora napisać, skąd to wzięłaś, bo sama tego nie wymyśliłaś - używanie cytatów jest okej, ale to, co Ty robisz, jest plagiatem; wiem, że mogłaś o tym nie wiedzieć, ale teraz już wiesz), powinnaś dodać informację, skąd to wzięłaś?
    To narratorskie jąkanie drażni i nie brzmi dobrze. Narrator nie jest od przeżywania z jedną z bohaterek, a jeśli już, to niech to robi w naturalny sposób. Niemniej jednak znakomicie, że do Granger doszło, że spieprzyła sprawę, myśląc tylko o sobie.
    Ta scena z dopowiadaniem to już Twój pomysł, to widać. I jest naprawdę... jak to napisać, żeby trafić w to, co teraz czuję, kiedy to czytam... O, wiem. Jest lekko żenująca w swojej podniosłości. Tak, ja wiem, że młodzi, butni, rozjuszeni członkowie GD chcą pokazać Voldkowi, ile mają jeszcze odwagi, ale mogli to zrobić w trochę bardziej realistyczny sposób. To filmowe, amerykańskie dopowiadanie mogli sobie darować. Pamiętaj, że to nie film, w którym wystarczy smutniejsza nuta i obraz (który notabene bardziej działa na człowieka), żeby ścisnąć za serce. Pisarz musi się bardziej postarać, a to, co jest dobre w filmie, nie zawsze sprawdza się w opowiadaniu (i na odwrót). Ponimayete? :)
    Przepraszam bardzo, ale skąd Voldemort zna Neville'a? Jeśli faktycznie idziesz według fabuły, Voldek wiedział, że Longbottomowie mieli syna (o Longbottomach coś wiedział - byli aurorami, członkami Zakonu, a Bella i spółka poszli siedzieć, bo ich torturowali), ale wątpię, żeby go poznał. W końcu w bitwie o Hogwart walczyła cała masa uczniów, więc takim Neville'em mógł być każdy. Voldek się zorientował dopiero wtedy, kiedy ten mu się przedstawił. Dopiero wtedy skojarzył buźkę z nazwiskiem.
    Voldek z Twojego opowiadania przypomina mi Stephanie z ,,Mody na sukces". Tak, tak, oglądałam bardzo namiętnie, dopóki przestali nadawać w Polsce. To był jedyny serial, który lubiłam i regularnie oglądałam. ;_; Jeśli też wpadło Ci kilka odcinków (a sądzę, że wpadło - każdemu Polakowi z telewizorem w domu wpadło, o tym się nie da zapomnieć), to wiesz, że Stephanie była taką babeczką (matką głównego bohatera), matroną, która we wszystko się wtrącała, wszystko nadzorowała, a to wszystko to były głównie życia uczuciowe większości bohaterów. Voldemort zachowuje się dokładnie tak samo - tamten coś pieprzy o dumie, inny o przyjaźni, później jest wielce patetyczna wymiana zdań Narcyzy i Dracona, a Volduś tak sobie dookoła tego skacze, tak każdemu odpowiada, jakby go obchodziła jakaś przyjaźń grupy dzieciaków i relacje rodzinne Malfoyów. Które notabene bardzo szybko by się skończyły, bo po takim zagraniu (gdyby Voldek wygrał) Malfoyowie bardzo szybko pożegnaliby się z życiem. Narcyza zdradziła (okłamała Voldzia co do śmierci Pottera), Draco przeszedł na stronę ,,dobrych", a Lucek... Szkoda gadać. Cała rodzinka całkiem mocno sobie przeskrobała, więc na ich miejscu nie liczyłabym na przebaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  12. I jeszcze ta pyskówka Dracona do Voldzia... Malfoy zeszczałby się ze strachu, gdyby zobaczył Voldemorta w pełnej okazałości, a nie pyskował. A nie mówiłam? Czysta ,,Moda na sukces", jak Brooke ze Stephanie. :D
    I to jest kwintesencja Twojego opowiadania: ,,Voldemort stał z ogłupieniem wypisanym na twarzy". Powiedz mi, proszę, jak wygląda Voldemort, na którego twarzy maluje się ogłupienie? Na jego płaskim liczku mogło malować się wszystko: wściekłość, ostry wkurw, zdumienie, niepewność, rozbicie, nawet przerażenie, ale nie OGŁUPIENIE! Robiąc z głównego złego idiotę, jednocześnie ogłupiasz swoich pozostałych bohaterów, których tak gloryfikujesz. Snape jest skończonym idiotą, skoro poddaje się takiemu kretynowi. Na bory podkarpackie, po tym rozdziale już wiem, że Twój Voldemort jest głupszy od doktora Dundersztyca. Jestem totalnie załamana jego kreacją. Jest gorzej wykreowany niż Lavender, a myślałam, że nic nie będzie w stanie jej przebić. Może niech Twój Voldek już umiera, oszczędzisz mu funkcjonowania w tej niedorzecznej interpretacji.
    O Voldku już chyba wszystko zostało powiedziane, nie chcę dłużej drążyć tego tematu. [*]
    Chociaż pewnie będę, bo jestem upierdliwa jak piętnaście i pół Stephanie.
    Zaraz, moment, czegoś nie rozumiem. Tak, w książce było, że Voldemort dał Zakonnikom czas do północy, żeby opatrzyli rannych, zebrali ciała poległych, ale to było w NOCY, kiedy Harry miał się zjawić w Zakazanym Lesie. A w momencie, kiedy on ujawnił, że żyje, Voldek i śmierciojady ruszyli do ataku. Nie było żadnego zbrojenia się, żadnego planowania!
    Chociaż... no tak, Twój Voldek nadal stoi na dziedzińcu z ogłupiałym wyrazem twarzy i wgapia się w podłogę, więc Zakonnicy sprytnie chowają się w jakiejś sali.
    Przyciskał się do matki - lepiej: przywarł.
    Jestem strasznie ciekawa, co się stało ze śmierciożercami, podczas gdy Zakonnicy się naradzają. Czekają grzecznie pod drzwiami? No, godne podziwu ustępstwa, naprawdę jestem pod wrażeniem. :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Harry wywabi Voldemorta na dziedziniec, zabawa przednia! Widzę, że już wszyscy Twoi bohaterowie się zorientowali, że Voldek jest idiotą. A co, wywabmy go sobie jak głupiutkiego pieska. Ej, po co się bawić w wywabianie? Może lepiej mu po prostu wmówić, że on sam jest Harrym Potterem, wtedy Voldzio sam się unicestwi, a wszyscy będą szczęśliwi.
    ,,Plan Harry’ego rzeczywiście był prosty" - yup. Mów mi jeszcze.
    Widzę, że jednak nie mogę już przestać pisać o Voldku, bo ten rozdział praktycznie w całości poświęciłaś właśnie jemu. Ech, trudno, mordęgi ciąg dalszy. Nie, nie dlatego, że to postać, którą naprawdę lubię, ale raczej dlatego, że tak okropnie kaleczysz jej charakter (na miejscu Voldzia mógłby równie dobrze być Glizdogon, Slughorn czy Colin - newermanjd, ważne, że charakter jest zgwałcony bez powodu - czuję się, jakbyś robiła ze mnie i pozostałych Czytelników idiotów, że damy się nabrać na takie drastyczne zmiany bez zapytania o ich powód), a to naprawdę jest na dłuższą metę uciążliwe. Nie mówię, że jeśli nie czujesz za bardzo danej postaci (a tym bardziej ważnej postaci), to powinnaś całkowicie ją olać, zapomnieć o jej istnieniu, ale albo ograniczyć do niezbędnego minimum jej występowanie w opku, albo wziąć się w garść i poświęcić jej czas (osobiście proponuję to drugie). Dobry tekst wymaga dobrego riserczu, a ja mam wrażenie, że nie poświęciłaś na poznanie Voldzia nawet minuty. A jeśli zamierzasz jeszcze pisać jakieś opko o HP, to ta wiedza Ci nie ucieknie, ba, przyda Ci się. Na tym właśnie polega pisanie ficzków. Nie chodzi o to, żebyś wpadła na blogspota i odjebała nam bezbłędne, złote fanfiction, ale właśnie o rozwój. To, czego się nauczysz, zostanie Ci w głowie i będziesz mogła z tego do woli korzystać. A jeśli postanowisz, że to koniec z fanfikami potterowskimi, będziesz mieć satysfakcję, że rozwinęłaś się trochę w tym niewdzięcznym rzemiośle, no i później w pisaniu czegoś swojego będzie Ci szło lepiej, ponieważ pomyślisz o postaciach jakoś głębiej. No, ale jeśli wolisz wersję dla leniwych, to po co ta cała rozmowa Harry'ego z Voldemortem? Po co te jego wielkie wystąpienia? Niech Voldzio powie trzy kwestie z filmu, zginie i na tym koniec. Niepotrzebnie się motasz w zmuszaniu tych dwóch postaci do rozmawiania ze sobą - obaj brzmią jak kłócące się o pierdołę nastolatki. Nie wymagam od Ciebie urywającego dupy przemówienia, zwracania uwagi na różnorodność wypowiedzi (tak, Voldemort z całą pewnością mówił inaczej niż Harry, Harry inaczej niż Snape, a Snape inaczej niż Tonks - ogólnie ludzkie style wypowiedzi różnią się od siebie, jedne bardziej, inne mniej, ale jednak pomiędzy tymi dwoma bohaterami - Voldkiem i Harrym - istnieje spora różnica w inteligencji, doświadczeniu, wykształceniu (i nie, nie mówię o ukończeniu Hogwartu, Voldek sam poświęcił masę czasu na naukę, na poznawanie różnych ludzi, uczeniu się od nich), wychowaniu, ba, nawet w wieku urodzenia - nie dzieli ich dziesięć lat, a pięćdziesiąt. Pięćdziesiąt lat, które w tym czasie naprawdę bardzo dużo wniosły - kiedy Harry był dzieckiem, a potem nastolatkiem, podchodzono do wszystkiego luźniej, mowa była bardziej elastyczna, a za czasów młodości Voldka nadal noszono kije w dupskach - przecież to było jeszcze przed wojną). Ale jeśli widzisz (a wiem, że widzisz), że średnio radzisz sobie z jakąś postacią, która jest dość ważna, ale w sumie nie ma jakiegoś musu, żeby wciskać ją bezpośrednio na pierwszy plan w opku, a Tobie i tak nie chce się albo nie masz czasu na risercz, to po prostu pomijasz to pitolenie i przechodzisz do rzeczy. Nie będę Ci mówić, jak masz pisać swojego fika, ale zwróć na to uwagę przy betowaniu albo przy pisaniu czegoś nowego - niekoniecznie ff. Czasami lepiej coś pominąć, na chwilę opuścić, zrobić przerwę, żeby się doszkolić, niż wrzucać byle co, byle było, bo w piątek ma być rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dalej jest nieco lepiej, pewnie dlatego, że tu chyba podparłaś się trochę książką. Nie pewnie, tylko tak, bo Harry tłumaczy Voldkowi, jak to się stało, że jednak nie jest właścicielem Czarnej Różdżki. Dziwi mnie jedno - skoro Voldek sądził, że zabicie Snape'a da mu władzę nad upragnioną różdżką, to dlaczego tego nie zrobił, zanim postanowił zabić Harry'ego w Lesie?
    Ale końcówki już naprawdę nie trynię. Okej, wszystko ładnie, kanonicznie, Frozenka trochę uspokoiła rozgonione nerwy, ale o co chodzi z tymi postaciami? To znaczy... Rozumiem Jamesa, Lily, Syriusza... Rozumiem, że chodziło Ci o ofiary Voldka? Bo nie o ofiary tej bitwy. Jeśli tak, to brakuje wielu ofiar. A jeśli nie... No i po grzyb wcisnęłaś tam Meropę? Voldemort nie zabił Meropy. Tzn. można tak powiedzieć, bo umarła zaraz po porodzie, ale nie zrobił tego świadomie. Zresztą... co ja chrzanię, tak tego nie można interpretować, żadne dziecko nie jest winne śmierci swojej matki podczas porodu, nawet taki zwyrodnialec jak Voldemort. Więc co ona tam robi?
    Ech. Wygląda na to, że dowiem się jutro. Przypuszczam, że kolejny rozdział będzie już ostatnim bitewnym rozdziałem. Z jednej strony się cieszę, bo to było trochę męczące (nie idzie Ci opisywanie walki, oj, nie, musisz jeszcze troszkę poćwiczyć :)), ale z drugiej czuję pewien niedosyt, bo do końca miałam nadzieję, że nas czymś zaskoczysz. Albo przynajmniej mnie, bo widzę, że pozostali Czytelnicy są raczej zadowoleni. Cóż, do końca i tak jeszcze sześć rozdziałów, więc wszystko się może zdarzyć. :)

    OdpowiedzUsuń