niedziela, 13 marca 2016

ROZDZIAŁ 31.

Dwie grupy stojące po przeciwnych stronach bariery wpatrywały się w przeciwników ze strachem i wyczekiwaniem. Dotychczas jasnoniebieska poświata oddzielająca napastników od obrońców przybrała teraz kolor granatu i ledwo można było zobaczyć, co dzieje się po drugiej stronie. Minerwa McGonagall stała z różdżką wyciągniętą przed siebie i czekała na atak szmalcowników. Wiedziała, że bariera nie wytrzyma już zbyt długo. Za duże obciążenie spadło na nią w jednej chwili.

Aberforth Dumbledore, zwerbowany przez Artura Weasley’a, oczekiwał wraz z grupą starszych uczniów przy zachodniej bramie. Przymrużył oczy, wpatrując się w wielkie postacie atakujące z potężną siłą barierę, która z każdym uderzeniem drgała niepokojąco. Wypowiedział pod nosem kolejną falę zaklęć, kierując ich strumień ku górze.

Severus obserwował go uważnie, powoli wycofując się w głąb szkoły. Voldemort nie pojawił się przy głównej bramie i teraz mężczyzna pluł sobie w brodę, że faktycznie nie wziął pod uwagę możliwości pułapki. Szybkim krokiem wrócił do kryjówki, gdzie na wszelki wypadek postanowili zostać. Kingsley popatrzył na niego pytająco, ale pokręcił głową. Dora obracała różdżkę w palcach, wpatrując się w ścianę naprzeciw siebie. Nagle przedmiot z głuchym tąpnięciem upadł na posadzkę.
– Harry… – wyszeptała, podnosząc się gwałtownie z ziemi.
Severus i Kingsley odwrócili się w stronę nadbiegającego chłopaka. Za nim zobaczyli Lovegood, której blada twarz zaróżowiła się na policzkach. Miała na sobie kolorowy sweter i wyświechtane dżinsy, a w rękach ściskała jasnobrązową różdżkę.
– Zniszczyliśmy… – wycharczał chłopak, zatrzymując się przy aurorach. – Zniszczyliśmy dwa horkruksy. Gdzie… gdzie Voldemort?
– Nie pojawił się – odparł Kingsley. Severus obserwował uważnie dobiegającą do nich Hermionę, która zwolniła, gdy napotkała jego wzrok. Stanęła koło Luny, usilnie wpatrując się w Harry’ego i próbując uspokoić oddech.
Nagle ich rozmowę zagłuszył rozdzierający dźwięk przerywanej bariery. Wszyscy wpatrzyli się w wielkie, płonące płaty, powoli opadające z nieba niczym pierwsze płatki śniegu.
– Chwila prawdy – szepnął do Severusa Kingsley, na co ten zmierzył go kwaśnym spojrzeniem.
Harry pociągnął Lunę w głąb szkoły, kierując się do przeciwległego wyjścia. Hermiona spojrzała na Severusa, który nie oderwał jednak wzroku od oddalających się postaci.
– Remus z innymi wilkołakami odciągną uwagę szmalcowników, więc zajmijcie się olbrzymami. Z nimi możemy sobie nie poradzić – poinstruował ją Kingsley. Dziewczyna kiwnęła głową i rzucając szybkie, obojętne spojrzenie Severusowi ruszyła biegiem za przyjaciółmi.
– Co to było? – spytała nagle Dora, a Kinsgley uniósł pytająco brew.
– O czym mówisz?
Dora podeszła bliżej Severusa i zmarszczyła brwi. Mężczyzna zwrócił na nią oczy, również unosząc brew.
– Pytam o nią. Czyżbyś miał coś wspólnego z…
– Nie masz ważniejszych rzeczy na głowie, Nimfadoro? – warknął Snape najbardziej pogardliwym tonem na jaki go było stać.
– Jestem po prostu ciekawa.
– To przestań być, bo jeśli przez swoją nieuwagę dasz się zabić, to nie drgnie mi nawet powieka.
– Nie śmiałabym cię o to podejrzewać, Smarkerusie – odpowiedziała Dora, wyginając usta w paskudnym uśmieszku. Snape obnażył kły, ale widząc spojrzenie Kingsley’a – odpuścił. Był starszy, mądrzejszy i nie zamierzał zniżać się do poziomu tej nieopierzonej idiotki.
– Dołącz na front. Nie będziesz nam tu dłużej potrzebna.
Tonks otworzyła zaskoczona usta i popatrzyła na swojego przełożonego.
– Rób co ci każe – odparł auror.
Zamierzała zaprotestować, kiedy usłyszała głos Snape’a: – I nie zapomnij tupnąć nóżką. Takie zachowanie bardzo pasuje do dzieci.
Dora fuknęła oburzona i odeszła szybkim krokiem. Severus zamknął oczy, czując nieopisaną ulgę rozchodzącą się po jego umyśle. Skierował wzrok na ścieżkę prowadzącą do Hogsmeade i czekał zniecierpliwiony na jakikolwiek znak, że jednak miał rację.

Tymczasem Harry, Luna i Hermiona wpadli w sam środek walki. Poruszali się po dziedzińcu, próbując unikać zamaszystych ataków sierpów, jakie przyniosły ze sobą olbrzymy. Nie były dużo większe od Hagrida, ale ich ilość i gabaryty skutecznie dawały im przewagę. Hermiona rzuciła zaklęcie, jednak to odbiło się od zaczarowanej broni i rykoszetem poszybowało w jej stronę. W ostatniej chwili rzuciła się za zwalony mur, lądując twardo na ziemi. Poczuła krew spływającą po jej czole, a przed oczami pojawiły się czarne plamki. Oszołomiona mrugnęła kilka razy i podniosła się ciężko z ziemi. Zobaczyła Harry’ego osłaniającego własnym ciałem Lunę. Dziewczyna rzuciła tarczę, która wybuchła przy zderzeniu z bronią olbrzyma. Hermiona wykorzystując swoje położenie skierowała różdżkę na odrzuconego potwora i rzuciła zaklęcie. Monstrum zastygło na sekundę i z głośnym trzaskiem upadło na ziemię. Harry rzucił spojrzenie Hermionie i skinął jej głową.
– Z drogi! – usłyszała donośny głos i kiedy odwróciła się, w pierwszej chwili sparaliżował ją strach. W jej stronę z zawrotną prędkością pędziło stado ogromnych centaurów. Poczuła jak ktoś łapie ją za ramiona i odciąga gwałtownie na bok. Wylądowała na ziemi, zamortyzowana nieco upadkiem na miękką klatkę piersiową swojego wybawcy. Odwróciła się do niego i zobaczyła wielkie oczy Neville’a wpatrujące się w nią ze strachem.
– Nic ci nie jest? – spytał, przekrzykując tętent kopyt. Hermiona kiwnęła głową, na co chłopak pomógł jej wstać i odbiegł w przeciwną stronę.
Hermiona zapatrzyła się na ogromne bestie toczące bój tuż przed nią. Wycofała się do tyłu, wpadając na mur. Nagle dostrzegła machającą w jej stronę dłoń. Rzuciła się do biegu, pokonując leżące pod nogami zgliszcza murowanego dachu dziedzińca. Dopadła do Harry’ego i razem z Luną wycofali się za polanę. Usłyszeli krzyki i nawoływania, więc odwrócili się tylko po to, aby stanąć twarzą w twarz z kolejną grupą walczących. Hermiona rozejrzała się przerażona, patrząc jak powietrze przed nimi przecinają zielone błyski. W pewnej chwili zobaczyła znajomą twarz i rzuciła się do biegu. Wyciągnęła przed siebie różdżkę, odpierając atak zamaskowanego śmierciożercy, który padł do tyłu. Dobiegła do profesor McGonagall i stanęła za kobietą, rzucając zaklęcie w nadbiegającego mężczyznę.
– Hermiono! Gdzie jest Potter?! – krzyknęła dyrektorka, a widząc nadbiegających Harry’ego i Lunę odetchnęła z ulgą. Jej siwe włosy okalały brudną twarz, wypadając z koka i opadając na ramiona. Kiwnęła im głową i nagle jej twarz stężała. Wyciągnęła różdżkę i w jednej chwili odepchnęła uczniów na boki i rzuciła potężne zaklęcie w zbliżającego się śmierciożercę. Hermiona ścisnęła mocniej różdżkę, gotowa do walki.

Nikt nie liczył upływających minut. Mogło minąć kilka godzin, a mogło to być dosłownie kilka minut. Twarze uczestników wyrażały coraz większe zmęczenie i bezsilność. Mieli wrażenie, że walczą z wiatrakami. Ile szmalcowników udało im się powalić, tyle samo przybywało z odsieczą. Wśród mieszających się ze sobą miliona kolorów dało się rozróżnić najbardziej przerażający odcień zieleni, jaki ktokolwiek mógł sobie wyobrazić. Przy akompaniamencie jaskrawego błysku raz po raz na ziemię padało ciało, którego oczy zastygały w martwym wyrazie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Niebo, którego te oczy miały już nigdy nie oglądać.

Na dziedzińcu centaury i olbrzymy toczyły zażartą walkę. Wśród wrzasków i okrzyków wojennych dało się słyszeć jęki i wrzaski, kiedy martwe ciała centaurów padały na brukowany dziedziniec z rozpłatanymi gardłami. Cięcia przecinały powietrze, a purpura zalała dziedziniec jak płachta, kiedy ciała porozrzucane na niej zastygały w przerażających pozach.

Nagle z tłumu wyłoniła się postać, na widok której wszyscy zamarli w przerażeniu. Resztka uczniów wycofała powoli się w kierunku Hogwartu, wpatrując się z przerażeniem w ciało, bezwładnie klęczące przy boku zamaskowanego śmierciożercy. Hermiona jęknęła, poznając ubranie i poczuła, jak jej ciało słabnie. Wpatrywała się w zmasakrowanego Remusa Lupina i w mężczyznę, który brutalnie trzymał go za włosy.
– Nie… – wyszeptała, czując napływające do oczy łzy. Śmierciożerca rozglądnął się po zebranych, a za jego plecami utworzył się mały półokrąg.
– Mamy dla ciebie mały prezent, Potter – warknął szyderczo mężczyzna, szarpiąc ciało tak, że upadło głucho na ziemię przed nim. Z tłumu dał się słyszeć zduszony jęk i kiedy Hermiona popatrzyła w tamtym kierunku, zobaczyła panią Weasley trzymającą w ramionach rozhisteryzowaną Tonks. Usta dziewczyny otwarły się bezwiednie, widząc rozpacz kobiety.
– Remus! – krzyknęła z płaczem, a Hermiona popatrzyła na ciało leżące przed nimi.
– Zapłacisz za to… – warknął Harry, ściskając mocniej różdżkę w dłoniach.
– Oh, nie wątpię – zaśmiał się pogardliwie śmierciożerca. Wyciągnął różdżkę w stronę mężczyzny i zanim ktokolwiek zdążył zareagować warknął: – Crucio.
Przeraźliwy krzyk przeszył powietrze, a Remus zaczął zwijać się z bólu.
– Przestań! – wrzasnęła rozpaczliwie Tonks, wyrywając się Molly. W ostatniej chwili złapał ją pan Weasley, podtrzymując ledwo słaniającą się na nogach dziewczynę. Hermiona musiała odwrócić wzrok od ciała, które wiło się przed nimi w spazmach bólu.
– Czego chcesz?! – krzyknął Harry.
Nagle śmierciożerca zatrzymał zaklęcie jednym ruchem różdżki i wpatrzył się w chłopaka ledwo widocznymi zza maski oczami. Świdrował Harry’ego na wylot nieruchomymi, błękitnymi tęczówkami. Tak jasnymi, że niemal przezroczystymi.

W pewnym momencie zza jego pleców dało się słyszeć zduszone krzyki. Hermiona zmarszczyła brwi, kiedy w jednej chwili wielki, włochaty pająk wyskoczył spośród śmierciożerców i spadł na nich z powrotem, przygniatając ich do ziemi. Śmierciożerca, który stał na samym czele popatrzył na pająki zaskoczony i w jednej chwili jego różdżka wyleciała w powietrze i przestrzeń przeciął jaskrawozielony błysk światła. Sekundę później mężczyzna teleportował się. Hermiona zastygła w przerażeniu, obserwując jak Nimfadora dopada ciała martwego mężczyzny i zanosząc się przeraźliwym płaczem, szarpie zakrwawioną marynarkę.

Jednak Remus Lupin leżał nieruchomo na ziemi, a jego oczy wpatrywały się w pustkę. Drobne dłonie kobiety gładziły rozpaczliwie twarz wilkołaka, która zastygła w krzywym wyrazie bólu. Z kącików martwych oczu sączyły się ostatnie łzy mężczyzny.

Hermiona poczuła, że ktoś odepchnął ją na bok i nagle znikąd pojawiła się sylwetka Artura. Złapał Dorę pod pachy i siłą odciągnął ją od ciała.
– Nie! Zostaw mnie! – krzyczała kobieta, kiedy mężczyzna odprowadzał ją w kierunku budynku szkoły.
– Harry… – szepnęła Granger, patrząc nieprzytomnie na przyjaciela.
– Muszę go znaleźć. Muszę… Muszę to skończyć – odparł chłopak cicho, podążając za rudym mężczyzną.
Luna złapała koleżankę za ramię. Hermiona popatrzyła w jej oczy i po raz pierwszy dostrzegła niczym niezmącony wyraz bólu. Luna cierpiała i nie była w stanie tego wyrazić słowami. Pociągnęła Hermionę z powrotem do szkoły. Śledziły wyróżniające się czarne włosy Harry’ego, próbując zagłuszyć lamenty Nimfadory. Hermiona zerknęła przez ramię i zobaczyła Freda i George’a niosących na rękach wilkołaka.

Kiedy przestąpiły próg szkoły, Dora klęczała już na ziemi, a Artur rozmawiał przyciszonym głosem z Kingsleyem. Hermiona chciała podejść do kobiety i pocieszyć ją, powiedzieć cokolwiek, co mogłoby jej ulżyć. Jednak w jej gardle pojawiła się zaschnięta gula, a w głowie nastała przerażająca pustka. Rozejrzała się w poszukiwaniu Harry’ego i dojrzała go siedzącego na schodach. Podeszła do niego wolno i usiadła na stopniu, w ciszy obserwując Ginny, która gładziła białe włosy aurorki. Wymieniły spojrzenia, a na widok łez w oczach przyjaciółki, Hermionie ścisnęło się serce.

To wszystko nie tak miało się potoczyć. Znaleźli przecież horkruksy, zniszczyli je i co? Wszystko na marne?
– Muszę go znaleźć i zabić – powiedział nagle Harry, wyrywając dziewczynę z zamyślenia. Spojrzała na niego ze strachem.
– Harry, sam nie…
– Muszę to zrobić sam – przerwał jej zdecydowanie. – Tylko ja mogę go zabić.
Hermiona spuściła głowę, zamykając oczy.
– Oni wszyscy… Nasi rodzice… Ron… A teraz Lupin… – jej głos łamał się z każdym słowem. – Oni wszyscy zginęli przez niego. To już nie jest walka między tobą a Sam–Wiesz–Kim. To jest walka każdego z nas. Harry… Sam nie dasz rady zabić Voldemorta. Ja…
– Nie, Hermiona. Nie. Nie po to okłamałem cię i trzymałem od tego wszystkiego z daleka, żeby teraz dać ci się zabić.
W oczach Pottera widać było zdeterminowanie, jednak w głębi duszy wiedział, że walka w pojedynkę nie jest najlepszym wyjściem. Była jednak jedynym wyjściem, żeby już nikt za niego nie umarł.
– Harry, jak chcesz mnie trzymać od tego z daleka? – Hermiona zatoczyła ręką półkole. – To już się dzieje. Ja już jestem w to zamieszana. Zresztą… Od sześciu lat jestem.
Ich oczy spotkały się. Hermiona z uporem powstrzymywała łzy, cisnące się do jej oczu, a Harry otworzył lekko usta.
– Nie mogę pozwolić, żeby coś ci się stało… – wyszeptał słabo, patrząc na Tonks.
– Nic mi się nie stanie – odparła Hermiona, podążając za jego wzrokiem. – W końcu miałam wybitny z zaklęć, pamiętasz?
Harry zaśmiał się odruchowo, a Hermiona zawtórowała mu po chwili. Starła z policzka niesforne łzy i wstała, wyciągając do niego rękę.
– Razem?
Potter wstał i podał jej rękę.
– Razem.

Niezauważeni przez nikogo ruszyli biegiem w przeciwnym kierunku, kierując się do głównej bramy. Zatrzymali się w ustronnym zaułku za schodami. Harry zmusił każdą komórkę ciała do współpracy i nagle w jego głowie zaczęły pojawiać się przesiąknięte ciemnością obrazy. Czuł gniew, pulsujący gdzieś z tyłu czaszki. Czuł dłoń, mocniej zaciskającą się na różdżce. Widział Hogwart, światła rozchodzące się z jednej i drugiej strony zamku i płonącą barierę, powoli opadającą w dół. Nagle perspektywa zmieniła się. Widział poszycie Zakazanego Lasu, konary wystające z ziemi i układające się w przerażające figury. Widział niebo, rozgwieżdżone i przysłonięte lekko koronami drzew. Nagle usłyszał krzyk.
– Harry!
W jednej chwili ocknął się i dobył różdżki, widząc trzech śmierciożerców stojących wokół Hermiony.
– Proszę, proszę – zacmokał mężczyzna skrzekliwym głosem. Spod jego maski widać było fragmenty ciemnej karnacji. – Potter i Granger. Takie zwroty akcji to ja lubię!
Jego dwóch kolegów zarechotało nieprzyjemnie, a większy z nich, ubrany w ciemnogranatową szatę, przestąpił z nogi na nogę, nieznacznie zbliżając się do dziewczyny.
– Pan bardzo ucieszy się z takiej niespodzianki – powiedział jego kompan, niski, barczysty, odziany w identyczną szatę. Ich twarze były zasłonięte srebrnymi maskami, na których każdy z nich miał wygrawerowany inny wzór. Wymierzył różdżkę w Hermionę, napawając się jej rosnącym strachem.
– Avada Kedavra!
Zielony promień przeciął powietrze pomiędzy Hermioną i Harrym, którzy odskoczyli w bok, nie spuszczając różdżek. Draco Malfoy pojawił się znikąd i stanął pomiędzy gryfonami, celując w śmierciożerców. Wielkolud i jego przywódca popatrzyli po sobie zaskoczeni.
– Ty mały gnojku… – warknął drugi z nich i zamachnął się w stronę ślizgona, jednak Hermiona była szybsza. Odzyskawszy rozum wycelowała w niego różdżkę i już sekundę później mężczyzna leżał spetryfikowany na posadzce.
Harry spojrzał na pozostałego na polu bitwy śmierciożercę.
– Nie myśl o tym, Potter. On by ci nie dał zwiać – powiedział Malfoy, jakby czytając w myślach chłopaka. Śmierciożerca widząc wahanie w oczach wybrańca rzucił się do biegu, jednak zanim zdążył skręcić za róg, jaskrawozielony promień trafił go w plecy i upadł głucho na ziemię.
– Co ty wyprawiasz, Malfoy? – spytała groźnie Hermiona. Wycelowała różdżkę w blondyna, a kiedy ten odwrócił się, jej koniec znalazł się tuż przy jego nosie.
– Zdaje się, że uratowałem ci życie – odparł, patrząc na nią niepewnie.
– Dlaczego?
Minęła chwila zanim chłopak odpowiedział, a jego głos nie był butny i szyderczy jak niegdyś.
– I tak byś nie uwierzyła, więc sobie daruję – mruknął, odwracając wzrok. Hermiona obserwowała go, próbując zrozumieć w co pogrywa młody Malfoy. Opuściła powoli różdżkę, a wtedy Draco znów się odezwał: – Zaraz zjawi się tu pełno śmierciożerców, więc sugerowałbym się ukryć.
Ledwo skończył, a z końca korytarza dało się słyszeć kroki. Zbliżały się coraz szybciej. Harry i Hermiona wymienili spojrzenia i skinęli zgodnie głowami. Rzucili się w stronę schodów i jak najszybciej się dało oddalili się.
– Tutaj – szepnął Harry, wciągając Hermionę do pustej Sali. Draco rozglądnął się po korytarzu i zamknął za sobą drzwi. Pomieszczenie było niemal całkiem pogrążone w ciemności, a jedyne światło pochodziło z wielkich okiennic na przeciwległej ścianie. Hermiona poczuła dreszcze, nie mogąc oprzeć się wrażeniu grozy, jaką wywierał na niej ten widok. Ławki w bladym świetle wyglądały jak dawno temu opuszczone, a kurz na półkach mienił się nieprzyjemnie, kiedy raz po raz, poświaty bitwy rzucały na niego promienie. Hermiona spojrzała ukradkiem na Dracona. Jego twarz była przeraźliwie blada, a włosy i oczy straciły ze swojej barwy. Szare tęczówki poruszały się niespokojnie, lustrując na przemian drzwi i Harry’ego. Pod oczami uwydatniły się granatowe sińce, a wokół ust pojawiła się nikła zmarszczka. Miał na sobie czarny garnitur, lekko pomięty i przyprószony kurzem.
– Dobra – powiedział znienacka Potter, rzucając na salę zaklęcie wyciszające i wlepiając wzrok w Malfoya. – A teraz gadaj.
Chłopak speszył się nagłym atakiem. Poruszył się nieznacznie i wsadził drżące ręce do kieszeni garniturowych spodni.
– A co chciałbyś usłyszeć, Potter?
– Dlaczego mnie uratowałeś – uprzedziła przyjaciela Hermiona. Draco spojrzał jej prosto w oczy, które pomimo złej widoczności zauważył, że były zapuchnięte.
– Dlatego, że nie zasługujesz na śmierć.
Dziewczyna otwarła usta, a Harry wytrzeszczył z zaskoczenia oczy. Kim był ten chłopak i co zrobił z Draco Malfoyem?
– Przepraszam… Co?
– Niezbyt elokwentna odpowiedź, Granger – odparł cicho blondyn i dodał: – Jak już wspomniałem… I tak nie uwierzysz.
– Zaryzykuję.
Chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu Draco przeczesał ręką włosy i zaczął cicho mówić.
– Wiem, że to brzmi naiwnie, ale w Azkabanie zrozumiałem kilka rzeczy. Nie twierdzę, że pokochałem szlamy – na to słowo Hermionie zjeżyły się włosy na rękach – ale… Zrozumiałem, że moje przekonania nie dają mi… przyzwolenia… na zachowywanie się w ten sposób.
– Oni ci tam zrobili pranie mózgu, czy co? – spytał zaszokowany Harry, zarabiając rozbawione spojrzenie Draco, w którym kryła się niewyobrażalna gorycz.
– Nie musieli. Spotkanie z kilkoma osobami uświadomiło mi pewne… rzeczy. Większe pranie mózgu, jak to określiłeś, robił mi mój ojciec. Niestety za późno zdałem sobie z tego sprawę.
Chłopak spuścił głowę, a Hermiona otworzyła zaskoczona usta. Nigdy nawet nie śniła o tym, by usłyszeć takie słowa z ust próżnego arystokraty.
– To znaczy, że jesteś po naszej stronie?
– Jestem przeciwko tamtej stronie, Granger, ale nazwij to jak chcesz. Jeśli walka przeciw mojemu ojcu oznacza przyłączenie się do was… – Draco przełknął ślinę. – To jest ustępstwo, na jakie jestem w stanie przystać.
Harry zerknął na Hermionę, wciąż nie mogąc pojąć co tak właściwie się dzieje. Draco Malfoy po dobrej stronie. Kto by się spodziewał?
– Nie wierzę ci – odparła dziewczyna drżącym głosem. – Byłeś gnojkiem od pierwszej chwili, kiedy się poznaliśmy i nie wierzę… Nie uwierzę, że się zmieniłeś, chociażbyś nie wiadomo co zrobił.
– Rozumiem, że uratowanie życia szlamie, której nienawidzę się nie liczy? – warknął Malfoy.
Słowa ugrzęzły w gardle Hermiony. Miała mętlik w głowie. Miał cholerną rację, ale jeśli prowadzi ich w zasadzkę, to nigdy nie daruje sobie, że dała się tak łatwo podejść.
– Mówiłem już, że i tak nie uwierzysz, bo sam wiem, jak to jest. Myślisz, że mi łatwo było zaakceptować prawdę o swoim ojcu? Zmienić myślenie o nim? – słowa wylewały się z Dracona potokiem nienawiści połączonej z żalem. Nigdy nie słyszała takiego tonu w głosie ślizgona. – Wypierałem z siebie świadomość o tym, że bił moją matkę, że upokarzał ją na każdym kroku. Wypierałem z siebie to, że zabijał dla przyjemności. Że czerpał z tego chorą satysfakcję. Przyznaj, Granger, nigdy nie sądziłaś, że wylądujemy w takiej sytuacji. Rozejrzyj się. Uratowałem twoją dupę przed śmierciożercami, do których sam należę. Naraziłem się na śmierć, jeśli ktokolwiek by się o tym dowiedział. Nadal mi nie wierzysz?
Hermiona i Harry stali sparaliżowani, podczas gdy Draco świdrował wzrokiem przerażoną twarz dziewczyny. Nagle zza okna pojawił się jaskrawy promień błękitnego światła, który na moment oświetlił ich twarze. I wtedy po pustej sali rozniósł się syk bólu i Harry upadł na ziemię.




~~~~~~*~~~~~~
Mam nadzieję, że po raz kolejny udało się Was zadowolić i rozdział Wam się podobał.
Jeśli tak jest bardzo będę wdzięczna, jeśli powiadomicie mnie o tym w komentarzu pod spodem. Jeśli macie uwagi lub pytania również piszcie :)

Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie i do zobaczenia za tydzień!
Hachi


17 komentarzy:

  1. Tak szczerze to są dwie rzeczy które mi się nie podobają w tym rozdziale mianowicie śmierć Lupina ale ok jest wojna ludzie giną. Jest jeszcze jedno moim zdaniem za szybko się skończył i to w znacznym momencie - cały tydzień czekania 💔😭

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, nie strasz! :c
      Też szkoda mi Remusa, ale niestety wojna pociąga za sobą ofiary i nie jest usłana różami.
      Za tydzień będzie jeszcze więcej atrakcji, więc zapraszam :)

      Usuń
  2. Remus! D: Tak strasznie szkoda mi i jego, i Tonks.
    Bardzo ciekawy rozdział.
    Draco pojawi się w idealnym momencie. Uratował tyłki pozostałym 2/3 Złotej Trójcy. Nie dziwota, że Hermiona była w szoku.
    Jestem naprawdę ciekawa co takiego zobaczy Harry. Bo przypuszczam, że to Voldek nawiązał z nim kontakt... Oczywiście mogę się mylić.

    Dużo Weny, dużo czasu i wszystkiego dobrego
    Pozdrawiam
    bullek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wojna = ofiary.
      To nie bajka ;-;
      Draco się pojawił niczym królewicz na białym koniu. Ma do odegrania swoją rolę, która no cóż, wymaga jego obecności :v
      W weekend pojawi się kolejna część, więc dowiesz się wszystkiego.
      Jeszcze raz wielkie, wielkie DZIĘKUJĘ :)

      Usuń
  3. Nowy rozdział, ale fajnie! :D
    Bardzo budujesz napięcie. Opis jest dość dynamiczny, ale nie można z niego wywnioskować kto wygrywa obecnie w bitwie. Co dodatkowo wzbudza ciekawość.
    Szkoda mi Lupina... Podejrzewałam, że ktoś zginie, ale nie obstawiałam akurat jego. I mam nadzieję, że to nie był Twój sposób na "wyciszenie" Tonks. Bo nie o takie jej potraktowanie mi chodziło :(
    Malfoy pojawił się w dobrym momencie. Szok Harry'ego i Hermiony adekwatny to sytuacji oraz postaci.
    Znalazłam drobną literówkę, a mianowicie w zdaniu: "Draco spojrzał jej prosto w oczy, które pomimo złej widoczności zauważył, że były zapuchnięte." Powinno być "zauważyła". Chyba, że Draco jednak Harry'emu spojrzał w oczy (choć z dalszego tekstu wnioskuję,że jednak nie), to wtedy zaimek na męski trzeba przekręcić :)

    Życzę ogromu weny!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzię-ku-ję!
      Liczyłam, że uda mi się osiągnąć taki efekt przy pisaniu wojny, więc cieszę się bardzo, że tak to odbierasz.
      Remus, eh, tłumaczę się po raz kolejny. Wojna to wojna, ludzie giną każdego dnia. I tak, to był sposób na uciszenie Tonks, chociaż nie był to główny powód dlaczego zabiłam Lupina.
      Poczekaj co będzie dalej... Zaszlachtujesz mnie ;-;
      Z tym zdaniem to już wyjaśniam. Ono jest chyba jakoś źle napisane, ale Draco popatrzył w oczy Hermionie i zobaczył (mimo złej widoczności), że JEJ oczy były zapuchnięte. Mniej więcej o to chodzi :)

      Dziękuję za wenę i dziękuję za komentarz!
      Gorąco pozdrawiam

      Usuń
    2. Dziękuję za wyjaśnienie! Faktycznie zdanie nie jest całkiem poprawne, ale już wiem o co chodzi i to się liczy :D
      Zastanawiam się, co wymyśliłaś na następny rozdział, skoro obawiasz się zaszlachtowania... Może to ja powinnam się bać tego, co siedzi w Twojej głowie? :D
      Rozumiem, że wojna wymaga ofiar, absolutnie nie musisz mi tłumaczyć, że trzeba kilka postaci poświęcić. Aczkolwiek zaskoczyło mnie, że padło akurat na Remusa.
      Czekam z niecierpliwośćią na ciąg dalszy :)obiecałaś w komentarzu SnowCake więcej Severusa, a i ja nie mogę się doczekać większej obecności jego postaci :))
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. I cóż ja mogę napisać w komentarzu? Hmmmm... Dzięki! Masz u mnie podwójne kremowe!

    Odcinek odrobinę chaotyczny, ale przecież ta wojna to chaos. Zrobiło się ponuro, ciężko, ostro. Pierwsze ofiary, okrucieństwa... i gdzieś z oddali wielkimi krokami nadchodzi Vol... on.

    Co do postaci, to podoba mi się młody Malfoy. Przedstawiłaś go tak kanonicznie - utracone szanse, zmarnowane krótkie życie, a jednak nadzieja gdzieś się tli. Hermiona też powoli się zmienia, zaczynam widzieć u niej coś, co nazwałabym impulsywnym rozsądkiem.

    I na koniec MY HERO. Jesteś kochana,że o mnie nie zapomniałaś.(Dlatego topodwójne kremowe: jedno za rozdział, drugie za Seva). Zaczytywałam się w niektórych fragmentach:
    "To przestań być (ciekawska), bo jeśli przez swoją nieuwagę dasz się zabić, to nie drgnie mi nawet powieka." - Severus zawsze i wszędzie pragnący odrobiny spokoju :D
    "I nie zapomnij tupnąć nóżką. Takie zachowanie bardzo pasuje do dzieci." - no nie mogę! bitwa w toku a Mistrz pozostał Mistrzem! Cały ON.
    "Snape obnażył kły..." - zauważyłaś, że Severus nie "zachowuje się"? On po prostu "jest".
    Więcej takich tekstów, a nawet Ognistą ci zaproponuję :D

    Koniec komentarza, zabieram się jeszcze raz za rozdział!

    SnowCake

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yaay, podwójne kremowe! Upiję się, że ho ho :D
      Wojna taka jest, moja droga. Jest okrutna, bolesna i obrzydliwa. Nie ma w tym nic przyjemnego.
      Podsumowałaś dokładnie to, co Draco miał sobą reprezentować. Zabolało mnie, że na początku zrobiłam z niego okrutnika i postanowiłam trochę się zrekompensować. Mam nadzieję, że mi wybaczy :v Hermiona jest może kobietą i myśli bardzo emocjonalnie (i tak też reaguje) ale mimo wszystko to osoba trzeźwo, bardzo trzeźwo myśląca.

      Jak ja lubię Twój zachwyt Severusem, haha!
      Twój hero będzie w następnym rozdziale i ma kilka rzeczy do powiedzenia pewnej pannie. Dużo rzeczy.

      Pozdrawiam cię serdecznie i dziękuję za komentarz i miłe słowa! <3

      Usuń
    2. Ha! każdy ma swojego bzika :D
      Mój pojawił się, gdy literacki Severus Snape stopił się w jedność z Alanem Rickmanem. Najwspanialszy baddie dostał osobowość i głos mojego ukochanego aktora. Przepadłam z kretesem. I tak mi zostanie już chyba na wieki... <3
      SnowCake

      Usuń
    3. Lubię Severusa przedstawionego przez Rickmana, chociaż mam kilku pretendentów, którzy moim zdaniem równie dobrze mogliby odegrać tę postać. Nie do końca tak wyobrażałam sobie SS, będąc całkiem szczerą, ale nie przeszkadzało mi to, od kiedy Rickman odezwał się po raz pierwszy :D

      Usuń
    4. Mmmmm... ten głos... Gdyby aksamit umiał mówić, miałby głos Alana...

      Usuń
  5. Co nie nie nie :(
    Jestem w szoku ;( szkoda mi Remusa ale taka niestety jest wojna :(
    Rozdział jak zawsze miazga tylko hmm ciezko jest mi cos napisac co miałaby sens ;* wojna to smierć , chaos, walka, rozpacz, napięcie i wszystko to się tu znalazło ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Już sobie przeczytałam spoilery w komentarzach (uwielbiam spoilery) - śmierć Lupina jest najwyraźniej najważniejszym punktem w tym rozdziale, przynajmniej na Czytelnikach wywarła największe wrażenie. Póki co nic nie pisałaś o tym, że Lupin i Tonks mają dziecko, są po ślubie czy chociaż są zaręczeni, no ale cóż. Skupiłaś się na romansach głównych bohaterów, szkoda, że bardziej nie rozbudowałaś fabuły. Przez takie proste zabiegi (wystarczyło wspomnieć, że Hermiona zobaczyła obrączkę na palcu Tonks, mogłaś dodać jej myśl, że ,,ach, pewnie pobrali się gdzieś w tajemnicy jak większość par podczas wojny, tak mówiła pani Weasley" i już dotknęłabyś czegoś, co dzieje się poza Hogwartem i nie dotyczy Hermiony i Snape'a) opowiadanie dużo zyskuje. Rozumiem, że mając opowiadanie składające się jedynie z czterdziestu rozdziałów, ciężko jest dokładnie przedstawić dalsze życie pozostałych bohaterów, których masz pińcet, ale takie wtrącenia dodają naturalności, ponieważ Czytelnik widzi, że nie zapomniałaś o tym, że bohaterowie, o których nie piszesz, też mają własne życie.
    Ale przejdźmy do rozdziału, może się dowiem, czy Lupina i Tonks coś łączyło.
    No cóż, może jednak to Severus jest idiotą, a nie Voldemort. Przecież to, co właśnie zrobił, to zdrada. Chyba że oficjalnie miał być z Zakonnikami, a potem w najmniej oczekiwanym momencie powinien wbić im nóż w plecy. Chociaż perspektywa oszukaństwa ze strony Voldzia brzmi obiecująco, on byłby do tego zdolny, tylko pytanie - po co?
    No i znów ta Dora. NIMFADORA.
    To, że Voldek i śmierciożercy się nie pojawiają, jest zdecydowanie dobrym pomysłem. Już bez znaczenia, czy wybuchnie bitwa, czy nie. Zastanawiam się, na ile jest to budowanie napięcia, a na ile odciąganie opisu bardzo trudnej sceny (zakładam, że to pierwsze), ale i tak mi się to podoba.
    Dora. Dora. DORA. SRORA. To już zaczyna być irytujące, przecież możesz użyć jej pełnego imienia, nazwiska, możesz nazwać ją kobietą, BA, już nawet bym się tak nie pluła o określenie jej kolorem włosów (choć ,,różowowłosa" brzmi naprawdę idiotycznie). I nie chodzi o same powtórzenia, bo czasami lepiej go nie unikać, niż wymyślać na siłę jakieś dziwne określenia (ehm, ehm, ,,czarnowłosy nietoperz") albo wciskać patetyczne albo dziwnie brzmiące synonimy, ale o fakt, że sama DORA brzmi wybitnie źle, a powtarzanie w kółko tego zdrobnienia analogicznie jest jeszcze gorsze (wyższa matematyka!).

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nie wiem, Ty w każdym rozdziale musisz wytworzyć coś, co daje powód do czepiania - jak nie scena z Lavender, to znowu atak (bez powodu) Lupina na Snape'a, a potem jeszcze jakaś powtarzana w kółko Dora... Skup. Się.
    Albo jesteś ślepa, albo Tonks... przepraszam bardzo, DORA czyta Snape'owi w myślach. Co takiego zrobił Snape, że Tonks mogła zauważyć, że między Snape'em i Hermioną coś jest? I od kiedy Tonks mówi do Snape'a ,,Smarkerusie"? Ty tak na poważnie? Przecież to gówniara w wieku Billa, ona na dobrą sprawę powinna zwracać się do Snape'a ,,proszę pana", a nie wyjeżdżać ze Smarkerusami. Twoje postacie są coraz bardziej chamskie i oddzielone od swoich prawdziwych charakterów. Nie podoba mi się to.
    Snape obnażył kły. Czy narrator nam o czymś nie powiedział? Snape jest wampirem, wilkołakiem? A może postanowił zrobić sobie zabieg w gabinecie doktora Szczyta na przekształcenie zębów w kły?
    Ze zdania na zdanie jest coraz gorzej. Co to ma być? ,,Był starszy, mądrzejszy i nie zamierzał zniżać się do poziomu tej nieopierzonej idiotki" - jeśli już chciałaś polecieć tak wybitnym określeniem, to powinnaś zrobić z tego myśl Snape'a. ,,Jestem starszy, mądrzejszy i nie zamierzam zniżać się do poziomu tej nieopierzonej idiotki" - tak najprędzej, chociaż na Twoim miejscu zastąpiłabym czymś łagodniejszym tę ,,idiotkę". I ,,Smarkerusa" także.
    ,,I nie zapomnij tupnąć nóżką. Takie zachowanie bardzo pasuje do dzieci" - najlepiej niech oboje pójdą się pobawić w piaskownicy, bo najwyraźniej są w tej samej fazie rozwoju. Jakbym czytała blogaskowe przekomarzanie się Dracona i Hermiony. ;_; Przecież Rowling przedstawiła Snape'a i Tonks jako dwójkę inteligentnych, utalentowanych, (jako tako) kulturalnych, wykształconych ludzi, naprawdę sądzisz, że tuż przed bitwą, w której mogą zginąć, tak by się obrażali? Rozumiem, że Tonks może być jedną z osób, które nie wierzą Snape'owi po tym, co odwalił z Dumbledore'em (sama na miejscu Twojej Tonks też bym mu nie wierzyła), ale to chyba nie znaczy, że trzeba się non-stop kłócić, podczas gdy pod bramą może czyhać Voldek ze świtą.
    No pewnie, jeszcze DORA fuknęła obrażona i poszła. Szkoda, że na odchodne nie pokazała Snape'owi języka.
    Ach, czyli jednak walki już trwają. Hermiona rzuca zaklęcie w olbrzyma, ono odbija się od broni, leci w stronę Hermiony, a ona... rzuca się do ucieczki. :D Kisnę. Przez calusieńki rok uczyła się wraz z całym zespołem GD (za wspomnienie którego Cię nie pochwaliłam, a powinnam, bo autorzy często o tym zapominają, GD nie pojawia się nawet w myślach bohaterów, a Ty postanowiłaś nawet zmotywować tę grupę do walki, brawo), jak bronić się przed zaklęciami, a kiedy przyszło co do czego, zamiast użyć zaklęcia Protego, Granger odskakuje, żeby uniknąć ciosu. XD Nie, spoko, to całkiem logiczne. Rozumiem, że może podczas jakiegoś napastliwego pojedynku z Bellatriks czy Voldemortem nie miałaby czasu na jednoczesne bronienie się i atakowanie, ale Hermiona rzuciła od niechcenia tylko jedno zaklęcie.
    Powiem szczerze, że te krótkie opisy walk są nawet całkiem dynamiczne, spodziewałam się czegoś trochę bardziej topornego, więc jestem pozytywnie zaskoczona. :) Ale mam pytanie w stylu Wojciecha Cejrowskiego: rozumiem, że to świat magii, można spotkać centaura i smoka, ale czy można się wycofać DO PRZODU? Hermiona wycofuje się u Ciebie do tyłu, stąd moje pytanie, bo skoro tak to podkreślasz, to może można i do przodu... :D
    Cięcia przecinały powietrze. [*] Tak, nie trzeba brać sobie za bardzo do serca tego nauczycielskiego trajkotania, że powtórzenia to nasienie Belzebuba i spłoniemy w piekle, jeśli w tekście pojawi się dwa razy słowo ,,jest", ale cięcia, które przecinają powietrze to już przegięcie w drugą stronę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Scena śmierci Lupina bardzo mi się nie podoba. Aż słyszę te wszystkie ,,ochy" i ,,achy" przerażenia. Lupin jest znaczącą postacią, tak, ale nie na tyle, żeby przerywać walkę i wpatrywać się z przerażeniem, jak śmierciożerca pochyla się nad jego martwym ciałem. Gdyby jeszcze szansa, że Lupin może to przeżyć, to chyba lepiej rzucić mu się na pomoc (jeśli nie ma się przed sobą tuzina śmierciojadów i dwóch olbrzymów), niż wpatrywać się tępo, jak uchodzi z niego życie. Prawda? To jest tylko fanfiction, ale nie ma co z niego robić amerykańskiego filmu akcji ze spowolnionymi scenami.
    I znów wychodzi na wierzch kompletny brak interpretacji postaci. Najpierw ani słowem nie wspominasz, że Tonks czuje coś do Lupina, a potem dosłownie z dupy wklejasz na pierwszy plan ROZHISTERYZOWANĄ Tonks (aż dziwne, że nie Dorę). Przyjmijmy, że dokładnie opisałaś, jaka to Tonks jest w Lupinie zakochana. To nie zwalnia Cię z obowiązku trzymania się charakterów postaci stworzonych przez Rowling. Tonks w takiej sytuacji nie skakałaby rozhisteryzowana w ramionach Molly, bardziej rzucałaby się wkurwiona w stronę śmierciożercy, żeby pomścić śmierć ukochanego. Jo przedstawiła ją jako bardzo silną jak na swój wiek dziewczynę. Nie przeczę, że pewnie w chwili spokoju, kiedy mogłaby przeżyć żałobę po ukochanym, pozwoliłaby sobie na smutek czy łzy, ale wątpię, żeby robiła takie cyrki.
    Ach, czyli Lupin jednak żyje. No tak. Śmierciożercy torturują nieprzytomnego Remusa, ale nic nie szkodzi, bo Tonks przynajmniej spróbuje go uratować. Nie, zaraz, ona krzyknęła tylko ,,przestań". Rozumiem, że w takich chwilach człowiek pieprzy od rzeczy, bo jest pod wpływem emocji (właśnie, możesz sobie zobaczyć ostatnią scenę z ,,Megan is missing", tam jest to świetnie pokazane), ale narrator nie jest tylko od tego, żeby zawalić Czytelnika toną retorycznych pytań i odwalić od czasu do czasu jakiś opis pogody czy nieba nad Zakazanym Lasem, trzecioosobowy narrator też może opisywać uczucia. Ba, robi to nawet lepiej niż pierwszoosobowy, bo teoretycznie jest bezstronny i mógłby dodać, że np. Tonks krzyczała do śmierciożerców, by go (Lupina) zostawili, nie zdając sobie sprawy z bezsensowności swoich słów. To sztampowe i proste, ale przynajmniej dajesz nam do zrozumienia, że percepcja narratora i poszczególnych bohaterów się różni. Nie jest płaska.

    OdpowiedzUsuń
  9. Powstrzymywanie Harry'ego przed zabiciem Voldemorta na tym etapie jest tak bezsensowne, że nawet Rowling to zauważyła, ale Twoje postacie nadal w to brną. Kto ma to zrobić? Przecież wszyscy widzą, że Voldemort jest nie do pokonania, a Dumbledore już od dawna trąbił, że może to zrobić tylko Harry. Nie uważam, że to jest prawda, bo nie, gdyby Harry zginął, ktoś inny mógłby zabić Voldzia, oczywiście, ale trzeba wziąć pod uwagę to, co myśli Hermiona, Kingsley, Tonka, pani Weasley i inni. Oni doskonale wiedzą, że jedyne, co mogą zrobić, to próbować osłabić Voldemorta, wybić jak najwięcej śmierciożerców, przekabacić na swoją stronę olbrzymy (bo to przecież takie proste), ale nic poza tym, bo przepowiednia już się spełnia. A gdyby się dokonała i Voldemort zabił Harry'ego, nie byłoby już żadnej przepowiedni i ktoś inny mógłby zabić Voldzia. Harry świetnie to sobie w książce wytłumaczył.
    Strasznie mi się podoba rozmowa Harry'ego z Hermioną. Przypomina mi tę z pierwszej części, kiedy Harry miał iść dalej na starcie ze złodziejem kamienia, a Hermiona miała się wrócić, żeby pomóc Ronowi i zawiadomić Dumbledore'a. To wtedy mniej więcej wszystko się zaczęło, a teraz, kiedy mają zabić Voldemorta, koło się domknęło. Jestem bardzo z tej sceny zadowolona i pierwszy raz czuję coś na kształt wzruszenia - no wiesz, te wszystkie interpretacje i inne... No, w każdym razie - pięknie. :) Może trochę za bardzo patetycznie, ale właśnie dlatego pięknie. Ruszają mnie takie rzeczy - przyjaźń, honor, poświęcenie, odwaga. To jest ważne, dlatego się cieszę, że o tym wspominasz.
    Scena z Draconem jest bardzo intrygująca, zastanawiam się, czy chłopak żałuje, że tak źle potraktował Hermionę i wdał się w romans z czarną magią, czy to jakaś zasadzka. Intryguje mnie jeszcze jedna rzecz - Draco już w HP6 zdradzał swoje wątpliwości co do zostania śmierciożercą, a w HP7 ewidentnie było widać, że zmienił zdanie, tylko było już za późno (o osiemnaście lat), żeby się z tego wymiksować. U Ciebie on nadal jest zdeklarowanym fanem Voldzia, a teraz z dupy coś mu się odmieniło. Zobaczymy, jaką ostatecznie podejmie decyzję, bo czuję, że to nie jest ostatnia scena z Malfoyem w roli głównej.
    Ach, czyli Draco wystraszył się Azkabanu. Wydaje mi się troszkę zbyt zdrowy psychicznie jak na wakacje w Azkabanie. A biorąc pod uwagę jego ,,silny" charakter, ,,odwagę" i widoczny od pierwszej sceny w HP1 ,,nonkonformizm", powinien być trochę bardziej szalony. Zlękniony. Jakikolwiek, byle było po nim widać, że jakoś odczuł pobyt w więzieniu. Artur Weasley, który podobno tylko na chwilę kiedyś odwiedził Azkaban, wrócił do domu i ponoć przez resztę dnia cały się trząsł. A pan Weasley (mimo że Jo przedstawiła go jako ciepłego, dobrego i nawet wrażliwego mężczyznę) nie był tak paskudnym tchórzem i mięczakiem. Więc co musiało się stać z Malfoyem po kilkutygodniowym (?) czy nawet kilkudniowym pobycie w Azkabanie. To nie jest więzienie, w którym miał po prostu dużo czasu na myślenie, więc sobie postanowił, że będzie milszy dla Pottera i Granger.
    Lucjusz Malfoy bije Narcyzę. [*]
    Albo nawet nie znicz.
    /*
    Różdżka. Pierdyliard różdżek. Wyznanie może i mocne, ale po co znowu popadać w skrajności? Przecież tragedia Malfoyów nie polegała na tym, że ktoś kogoś bił, ale na tym, że nie mieli wyboru. Że tak wiele stracili. Że byli jak chorągiewki na wietrze. Nie rozumiem (i nie piję teraz do Ciebie, ale ogólnie sobie narzekam), dlaczego autorzy popadają w takie skrajności. Tragedia ludzka dzieje się wszędzie i nie zawsze ma postać pięści lądującej na twarzy kobiety.
    No cóż. Pomijając kłótnię Snape'a i Tonks, Dory i śmierci Lupina (choć po części się cieszę, że nareszcie ktoś z ,,dobrych" zginął, bo do tej pory po dupie dostawał tylko nikt albo śmierciożercy), rozdział całkiem niezły. Było kilka bardzo dobrych momentów, które wypada podrasować (dodać troszkę opisów, jakieś uwagi od narratora) i będzie naprawdę dobrze.

    OdpowiedzUsuń