poniedziałek, 7 marca 2016

ROZDZIAŁ 30.

Wraz z ostatnim słonecznym promieniem w szkole zapanowała grobowa cisza. Nikt nie ośmielił się wychylić nosa na puste, opuszczone korytarze. Młodsi uczniowie z niepokojem oczekiwali w Pokoju Życzeń, a Argus Filch ściskał swoją włochatą kotkę na rękach. Każdy członek Zakonu Feniksa, każdy uczeń i nauczyciel znał swoje miejsce i z narastającym strachem oczekiwał na jakikolwiek znak. Wszystkie oczy zwrócone były na cienką, jasno–błękitną poświatę rozciągającą się wokół szkoły.

Jednak nic się nie stało.

Zebrani na placu starsi uczniowie rozglądali się zaniepokojeni po sobie i po okolicy. Nauczyciele obserwujący łąki od strony Zakazanego Lasu wyczekiwali w napięciu, jednak ani jeden olbrzym nie pojawił się na horyzoncie. Bariera nie drgnęła. Żaden dźwięk nie przedostawał się od drugiej strony. Severus wpatrywał się z kryjówki na główną bramę, gdzie miał uderzyć Voldemort, ale nic nie wskazywało, żeby najpotężniejszy czarodziej właśnie tam się znajdował. Olbrzymy powinny już przynajmniej mocno osłabić barierę. Napięcie rosło z każdą mijającą minutą. Nimfadora, która kucała tuż koło niego, nerwowo uderzała obcasem o posadzkę doprowadzając mężczyznę do białej gorączki.
– Czemu jest tak cicho? – szeptała pod nosem. – Zaraz oszaleję!
– A ja potraktuję cię jakąś paskudną klątwą, jeśli się nie uciszysz – warknął Snape, zarabiając pytające spojrzenie od Kingsley’a.
– Nie sądzisz, że to wszystko od początku wydawało się za proste? – spytał, a Severus popatrzył na niego wilkiem.
– Trochę za późno na plan B, nie uważasz? Poza tym... Nigdy nie odniosłem wrażenia, że inteligencja jest przymiotem Voldemorta. 
– Sam Dumbledore się go bał, więc myślę… – zaczęła Dora, ale Snape szybko jej przerwał.
– Lepiej tego nie rób. Dumbledore i Voldemort byli takimi samymi ignorantami i wbrew pozorom kierowały nimi te same motywy. Po prostu wy byliście w niego zbyt zapatrzeni, żeby chociaż spróbować to dostrzec.
– Jak śmiesz…
Severus znów nie dał dokończyć młodej kobiecie, gwałtownie odwracając się w jej stronę.
– Znasz Dumbledore’a z tej strony, z jakiej sam chciał się wam pokazać. Nie z tej, z której powinnaś patrzeć. Więc nie pouczaj mnie w kwestii, w której mam więcej do powiedzenia niż ty. Zresztą. Jak w każdej.
Kingsley spuścił wzrok, nie komentując słów mężczyzny. To nie był czas na tego typu dysputy, niezależnie od tego czy podzielał zdanie Snape’a czy nie. Położył dłoń na ramieniu Nimfadory, dając jej subtelny znak, aby nie odpowiadała. Znał temperament kobiety, a odkąd miał przyjemność pracować z nią niemal dzień w dzień poznał ją z każdej możliwej strony. Była równie uparta co Snape, jednak o wiele bardziej temperamentna. Krótkie włosy aurorki przybrały nagle wściekle czerwony kolor, jednak nie odezwała się ani słowem.

Nagle powietrze przeciął przeraźliwy krzyk. Jak na komendę każdy odwrócił się w stronę jego źródła. Nikt nie rozpoznał do kogo należał ten głos. Niektórzy uczniowie zaczęli panikować i nerwowo przestępowali z nogi na nogę, mocniej zaciskając swoje różdżki. Aurorzy przy bramie zamarli w oczekiwaniu.

Znowu zapadła martwa cisza.

Severus zmarszczył brwi, nasłuchując uważnie. Był niemal pewny do kogo należał głos, jednak bardziej zastanawiało go co go spowodowało. Dora poruszyła się niespokojnie, a Severus zarejestrował że jej różdżka nieznacznie drgnęła.
– Może powiniśmy… – zaczęła, ale Snape uciszył ją jednym gestem ręki. Wszyscy przysłuchiwali się ciszy z coraz większym strachem.

I wtedy po pustych korytarzach ponownie rozniósł się krzyk. Rozdzierający, przeszywający krzyk. Odbijał się echem od każdego zakamarka, mrożąc krew w żyłach każdego, kto go usłyszał. Severus stał jak wryty, trzymając różdżkę mocno w dłoni. Aurorzy zaczęli krok po kroku przesuwać się w głąb szkoły i wtedy rozległ się przerażający odgłos miliona iskier trafiających w barierę ochronną Hogwartu.

Wszyscy obserwowali z zapartym tchem, jak bladoniebieska poświata przeradza się w płonący klosz, unoszący się nad ich głowami. Ze wzgórza rozległ się wrzask szmalcowników, którzy w jednej chwili wyłonili się zza drzew. Minerwa stała sparaliżowana, patrząc jak niezliczona ilość czarnych postaci naciera prosto na nich. Wiedziała, że zastępy Voldemorta mają nad nimi przewagę liczebną, ale do tej pory nie zdawała sobie sprawy, o jakiej ilości była mowa. Wstrzymała oddech, kiedy pierwsza fala szmalcowników wbiegła na zasłonę. Rozpadli się na drobne kawałki. Zamienili się w miliony błękitnych drobinek, rozpływając się w powietrzu. Poczuła ulgę, która dosłownie moment później zniknęła. Kolejna fala jaskrawych iskier kierowała się prosto na nich. Różdżki wszystkich obecnych na placu wystrzeliły w górę, rzucając zaklęcia ochronne. Błagali w myślach, aby bariera wytrzymała. Iskry odbiły się od bariery tworząc w niej czarne, szybko rozchodzące się plamy. Bariera przetrwała.


Hermiona stała w swoim gabinecie obserwując przez okno przerażający widok płonącej bariery. Jej nogi wrosły w ziemię i nie była w stanie poruszyć się nawet o cal. Nagle drzwi otwarły się gwałtownie i do gabinetu wbiegł Harry. Odwróciła się w jego stronę, patrząc na niego spod spuchniętych od płaczu powiek.
– Hermiona, ja… 
– Czego ode mnie chcesz, Harry? – przerwała mu tępym głosem.
– Chcę, żebyś postarała się zrozumieć – odparł, podchodząc bliżej do okna. – Zrobiłem to wszystko, bo nie chciałem, żeby i tobie stała się krzywda. Wszyscy… Zawsze komuś przeze mnie staje się krzywda.
– Użalaniem się nie wygrasz wojny.
Jej suche stwierdzenie zabolało chłopaka bardziej, niż się spodziewał. Jednak miała rację.
– Nie przyszedłem tu, żeby się nad sobą użalać. Chciałem prosić cię o wybaczenie.
– I pomoc – dodała, patrząc na zaciśnięty puchar w rękach chłopaka.
– Wszystko co robiłem, robiłem po to żebyśmy wszyscy mogli przeżyć – powiedział Harry starając się grać twardego. – Nie mogłem stracić i Rona i ciebie.
– Czego ode mnie chcesz? – spytała ponownie. Jej głos nie wyrażał żadnych emocji i z każdą chwilą Harry tracił resztki nadziei.
– Pomóż mi zniszczyć Voldemorta. Pomóż mi pomścić ich wszystkich – odparł, a Hermiona zmarszczyła brwi. – Wiem, że… To ja cię okłamałem. To ja cię skrzywdziłem. Nie zasłaniam się nim, ani nie próbuję się usprawiedliwiać, ale… Gdyby nie on… – jego głos był coraz słabszy. W oczach Hermiony pojawiły się łzy, kiedy chłopak ciągnął: – Gdyby nie on nie umarliby twoi rodzice. Gdyby nie on Ron też by żył. I Syriusz… Dumbledore… i… moi rodzice.
Hermiona zakryła dłonią usta, czując w ustach słony smak łez. Czuła ścisk w sercu i brakowało jej oddechu. Jakby każde słowo chłopaka na nowo otwierało świeżą ranę.
– Przepraszam – dodał głośniej Harry. – Przepraszam, za to wszystko co się stało. Przepraszam, że bycie moją przyjaciółką sprawiło ci tyle cierpienia. Nigdy tego nie chciałem. Nigdy...
Wpatrywał się w jej zapłakane oczy, czekając na choćby cień szansy, cień nadziei. Hermiona otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale jej gardło nadal było ściśnięte. Pokiwała tylko głową, otrząsając się. Cienka strużka łez popłynęła po bladym policzku dziewczyny, kiedy spytała:
– Co mam robić?
Harry odetchnął głęboko, kiedy otarła policzki i wpatrzyła się w niego z oczekiwaniem. Położył puchar na stole i wyjaśnił dziewczynie skąd go wziął i co udało mu się do tej pory o nim dowiedzieć. Razem zadecydowali, że jedynym sposobem na zniszczenie pucharu był miecz Gryffindora, którego niestety nie posiadali. Hermiona usiadła na biurku i próbowała sobie przypomnieć cokolwiek na temat niszczenia części duszy. W pewnym momencie w uchylonych drzwiach pojawiła się drobna postać Luny. Harry natychmiast podszedł do dziewczyny i chwycił ją za ramiona.
– Jesteś ranna?
Luna pokręciła głową i popatrzyła chłopakowi głęboko w oczy. Hermiona zmarszczyła brwi, ale wtedy Harry zwrócił się do niej:
– Luna wpadła na pomysł co może być kolejnym horkruksem.
– Co takiego?
– We wspomnieniach Voldemorta widziałem Hogwart. Czułem jego strach. Ten sam, kiedy niszczyliśmy inne horkruksy. Doszliśmy do wniosku, że horkruksem musi być coś, co znajduje się w zamku.
– Harry, zdajesz sobie sprawę ile istnieje możliwości? – spytała Hermiona sceptycznie, ale wtedy Luna podeszła do niej i złapała pusty kawałek pergaminu. Nabrała na pióro atramentu i powolnymi, precyzyjnymi ruchami naszkicowała coś, co przypominało Hermionie koronę. – Co to jest? Jakaś korona?
Luna złapała pióro i napisała cienkimi literami: diadem.
– Dobrze – zaczęła Hermiona – ale to nam absolutnie nic nie daje.
Wtedy na pergaminie pojawiło się jeszcze jedno słowo. Ravenclaw. Hermiona zmarszczyła brwi i ku zdziwieniu Harry’ego podeszła szybko do półki z książkami i wysunęła jedną z nich.

Chłopak odsunął się, kiedy nagle zza półek dało się słyszeć szczęk kół zębatych. Półki rozsunęły się z cichym zgrzytem, ukazując sekretne drzwi. Luna otworzyła szeroko oczy, a jej usta rozchyliły się w niemym zachwycie.
– Chyba żartujesz… – szepnął Harry.
– Chodźcie – odparła Hermiona, znikając za wysuniętą półką. Harry i Luna podążyli za nią, stając na środku pustego pomieszczenia.
– Gdzie są książki? – spytał Harry, na co Hermiona tylko uśmiechnęła się pod nosem. Stanęła na podeście i położyła ręce na drewnianym piedestale.
– Diadem Roweny Ravenclaw – powiedziała na głos i w tej samej chwili w jej rękach pojawiła się granatowa księga, okraszona pięknymi złotymi napisami. Luna podeszła bliżej Hermiony i wpatrzyła się w przedmiot jak w największe bóstwo, zapominając jak się oddycha.

Hermiona zaczęła szybko wertować księgę w poszukiwaniu przydatnych informacji i nagle drobna dłoń Luny zatrzymała ją na jednej ze stron. Dziewczyny wpatrzyły się w rysunek, łudząco podobny do szkicu Lovegood.
– To jest on – szepnął Harry z niedowierzaniem, podchodząc bliżej.
– Tu jest napisane, że zaginął przed wiekami. Był obdarzony zbyt wielką mocą i przez niego zginęły trzy osoby.
– Rowena Ravenclaw…
– Krwawy Baron – dopowiedziała za Harry’ego Hermiona, kiwając głową – i Helena Ravenclaw.
– Kim jest Helena Ravenclaw? – spytał Potter, a wtedy Luna otworzyła gwałtownie usta i wybiegła z biblioteczki. Hermiona i Harry wymienili szybkie spojrzenia i chłopak w mgnienia oku ruszył za blondynką.

Hermiona rzuciła się za nimi. Wybiegając z biblioteczki kątem oka zobaczyła lśniący puchar i zatrzymała się gwałtownie. Nawet jeśli znajdą diadem i nawet jeśli okaże się on horkruksem nadal nie mają nic, czym mogliby zniszczyć oba przedmioty. Przez jej głowę przewijało się tysiąc myśli na minutę. Wpatrywała się w swoje zniekształcone odbicie, które ukazywał puchar i wtedy jak grom z jasnego nieba uderzyła ją pewna myśl.
– Harry! – szepnęła i wybiegła na korytarz. Jednak ani chłopaka ani Luny tam nie było. Hermiona spanikowana ruszyła biegiem w stronę gabinetu dyrektora, pokonując schody z ciężkim oddechem. Dotarła pod rzeźbę chimery i wypowiedziała jej hasło, po czym szybkim krokiem dopadła do drzwi gabinetu McGonagall.

Ten gabinet należał kiedyś do Dumbledore’a więc musi w nim znajdować się kieł, którym Harry przebił dziennik. Dziennik Toma Riddle’a, który był jednym z pierwszych horkruksów! Hermiona weszła do gabinetu i rozejrzała się. Od czego miała zacząć? Podeszła powoli do biurka, kiedy nagle usłyszała za sobą dobrze znany głos.
– Witam, panno Granger.
Albus Dumbledore patrzył na nią wesoło z portretu na ścianie i uśmiechał się do niej przyjaźnie.
– Panie profesorze… – szepnęła Hermiona zaskoczona, kiedy nagle zdała sobie z czegoś sprawę. – Potrzebuję pańskiej pomocy.
– Naturalnie, moja droga. W czym mogę ci pomóc?
– Dziennik Toma Riddle’a był horkruksem, prawda? – Albus kiwnął głową, najwyraźniej zaskoczony jej niespodziewanym pytaniem. – I Harry zniszczył go za pomocą kła bazyliszka, zgadza się? – Były dyrektor ponownie potwierdził słowa dziewczyny. – Ma pan go tutaj?
– Oh, ależ panno Granger. Dobrze pani wie, że ten gabinet już od dawna nie zależy do mnie…
– Tak, wiem – przerwała mu nerwowo Hermiona. – Czy on jest tutaj?
Postać z portretu uśmiechnęła się. Dumbledore założył ręce na brzuchu i pokiwał aprobująco głową.
– Pani spryt jest godny podziwu. Owszem, oba przedmioty znajdują się w tym pokoju.
Hermiona rozpromieniła się.
– Gdzie?
Albus popatrzył na przeciwległą półkę, a dziewczyna podążyła za jego wzrokiem. Pośród książek na szafce stał pięknie rzeźbiony drewniany kuferek. Wolnym krokiem podeszła do półki i sięgnęła po przedmiot. Kiedy uchyliła wieczko jej oczom ukazał się pomarszczony dziennik z wielką, czarną dziurą na środku. We wgłębieniu znajdował się również złoty pierścień z czarnym oczkiem. Tuż obok dziennika znajdował się przedmiot, który najbardziej interesował Hermionę.
– Muszę go zabrać – powiedziała, chowając kieł do kieszeni szaty i odkładając kuferek z powrotem na miejsce. Zanim wyszła zobaczyła, że dyrektor uśmiecha się do niej. – Dziękuję, panie profesorze.
– Do usług, drogie dziecko.

Tymczasem Harry biegł za Luną, ledwo mogąc nadążyć. Dziewczyna przemierzała puste korytarze w zawrotnym tempie, a jej blond włosy falowały na jej plecach pod naporem wiatru. Znaleźli się na czwartym piętrze i dopiero przed wielkimi, mosiężnymi drzwiami Luna się zatrzymała. Popatrzyła na Harry’ego i pchnęła wrota, ukazując ich oczom ciemne pomieszczenie.

Izba Pamięci oświetlona była jedynie przez mdłe światło lamp i jednego, niemal wygasłego paleniska. Harry ruszył za dziewczyną rozglądając się dookoła. Mijali oszklone wystawy, popiersia sławnych czarodziejów oraz komplety zbroi, wiszące na kolumnach. Jego myśli zalała fala wspomnień i uważnie badał każdy mijany przedmiot. Przechodząc obok obrazu Merlina na moment zatrzymał na nim wzrok, przyglądając się siwym, falującym włosom i bladym oczom, wpatrującym się w pustkę. Nagle jego uwagę zwróciła lśniąca gablota z pięknymi stalowymi ramami. Podszedł do niej powoli, obserwując znajome rysy twarzy. W środku na czerwonym, atłasowym dywaniku stał mały podest, gdzie umieszczono podobiznę jednego z największych czarodziejów wszechczasów. Wzrok chłopaka powędrował do złotej plakietki, gdzie czarnymi zgrabnymi literami wyryto napis: Albus Dumbledore. 

Nagle na swoim ramieniu Harry poczuł cudzą, drobną dłoń. Luna delikatnie ścisnęła jego ramię, a chłopak odwzajemnił gest nie patrząc na dziewczynę. W następnej chwili zmarszczył brwi, wyczuwając mrowienie w dłoniach. W jego uszach zaskrzeczał znajomy dźwięk, jakby ktoś paznokciem przejechał po tafli szkła. Odwrócił się powoli i wpatrując się w przestrzeń ruszył przed siebie.

Luna cicho podążyła za nim. Minął drewnianą półkę i zacisnął pięści. Skrobanie nasilało się z każdym krokiem, czuł ogarniające jego ciało zimno. Jego oddech zwolnił, kiedy zatrzymał się przy niewysokim stoliku i wyciągnął dłonie po małe, granatowe pudełeczko. Popatrzył na Lunę, która zachęcająco kiwnęła do niego głową i otworzył wieczko.

Promień rzucany przez świecę odbijał się delikatnie od powierzchni wielkiego, granatowego szafiru. Otoczony był mnóstwem równie lśniących brylancików, które zafascynowany Harry delikatnie gładził. Czuł niesamowitą moc bijącą od przedmiotu. Z każdym pociągnięciem przez jego palce przechodził przyjemny dreszcz. Harry dotknął kciukiem kamienia na szczycie i wpatrzył się w jego głębię. Nie mógł oderwać od niego wzroku, czuł jakby z każdą chwilą wpadał w jego otchłań coraz głębiej. Stał jak zahipnotyzowany, zapominając o wszystkim dookoła.

W pewnej chwili poczuł przeraźliwy ból w potylicy i upadł na ziemię. Diadem potoczył się po ziemi, a Luna natychmiast uklęknęła przy Harrym, obejmując go ramionami. Widział Voldemorta, widział drzewa i widział Hogwart. Przebijający się między pniami. Słyszał w głowie nienawistny syk, swoje imię i słowa, których nawet on nie rozumiał.
– Harry! – usłyszał stłumiony krzyk, jednak nie był w stanie otworzyć oczu. – Harry!
Głos zszedł na dalszy plan, a w głowie rezonował jedynie pełen nienawiści głos Voldemorta. Czuł jego strach. Czuł to wszystko teraz, naraz.
– Finite!
Wybraniec poczuł zimną posadzkę pod policzkiem i otworzył powoli oczy. Hermiona i Luna wpatrywały się w niego z niepokojem, a w oczach tej drugiej zobaczył nieopisaną ulgę.
– Hermiona… – powiedział, mrugając oczami. Nagle oprzytomniał i rozglądnął się dookoła. Sięgnął po diadem i pokazał go przyjaciółce. – To jest to, diadem… Czułem to.
– Czułeś? – spytała zdezorientowana Hermiona, a po chwili dodała karcąco: – Harry, wszedłeś do jego umysłu?
– To pojawiło się samo, kiedy dotknąłem diademu! – usprawiedliwił się Potter, podnosząc się ciężko z podłogi.
Gryfonka zmarszczyła brwi.
– Przynajmniej mamy pewność, że jest horkruksem.
– Tak, tyle że nadal nie mamy czym go zniszczyć. Mamy dwa horkruksy, a jak ostatnio sprawdzałem nie było żadnego miecza…
Hermiona wyciągnęła w jego stronę rękę z kłem bazyliszka, na co chłopak głośno wciągnął powietrze.
– No jasne! – wyszeptał. – Przecież dziennik też był…
– Właśnie o tym samym pomyślałam! A skoro Dumbledore zachował dziennik, jak sam twierdziłeś… To musiał też mieć kieł.
– Hermiona, jesteś fantastyczna! – krzyknął uradowany chłopak i złapał przyjaciółkę za ramiona. Ta uśmiechnęła się zaskoczona. Wyciągnęła z kieszeni szaty puchar i przeglądnęła się w nim po raz ostatni.
– Co jest w nich takiego specjalnego? – spytała samą siebie.
– To znaczy?
– Czemu akurat puchar? I diadem?
Luna pomachała ręką i wskazała jakiś punkt, a Hermiona podążyła wzrokiem we wskazane miejsce. Jej oczom ukazała się rzeźba z białego kamienia, przedstawiająca cztery głowy, wyrastające z zamku. Godryk Gryffindor, Salazar Slytherin, Rowena Ravenclaw i Helga Hufflepuff.
– Tom czuł się tu jak w domu – wyjaśnił Harry. – Pewnie dlatego cztery horkruksy są czymś, co należało do założycieli.
– Sam–Wiesz–Kto jest sentymentalny? – zakpiła Hermiona.
– Najwyraźniej. Dzięki temu, nawet takiemu idiocie jak ja nie trudno było się domyślić, co może być następnym horkruksem.
Hermiona otwarła usta, kiedy Potter uśmiechnął się kwaśno, jednak szybko je zamknęła.
– Nie jesteś idiotą, Harry. Prawdę mówiąc… – mina dziewczyny zrzedła. – Jesteś o wiele mądrzejszy ode mnie.
Zarówno Harry jak i Luna byli zaskoczeni słowami dziewczyny.
– O czym ty mówisz? Ledwo przechodziłem do wyższych klas, a…
– Nie, Harry – przerwała mu nagle Hermiona, po czym przełknęła ślinę i wydukała: – Szkoła to nie wszystko. To… tylko namiastka. W prawdziwym życiu liczy się co innego. Wiem, że chciałeś mnie chronić, a ja… – popatrzyła przyjacielowi głęboko w oczy i zmarszczyła brwi. – Zachowałam się jak ostatnia kretynka.
– Rozumiem cię – odparł Harry i mocno przytulił do siebie dziewczynę. Czuł, że wróciła do niego cała nadzieja. Czuł, że radość rozpiera jego serce. Hermiona obejmowała go mocno, chcąc tym gestem wyrazić słowa, które grzęzły jej w gardle. Luna stała obok nich i wpatrywała się w nich ze łzami w oczach. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku.




~~~~~*~~~~~
Przepraszam za ten poślizg, ale chciałam aby chociaż wojna była dopracowana. No i życie mnie dopadło trochę. 

Jeśli spodobała Wam się moja wizja tego wydarzenia, zostawcie komentarz pod spodem. Będę zobowiązana i bardzo wdzięczna!

Mam nadzieję, że nie zawiedliście się pierwszą częścią Bitwy o Hogwart.

Całuję Was,
Hachi

14 komentarzy:

  1. Ciekawe, ciekawe...
    Czekam na dalszą część!:))

    Świetny szablon !:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Postaram się napisać ją jak najszybciej :D

      Usuń
  2. Podoba mi się odświeżona wersja bloga :)
    A jeśli chodzi o sam rozdział, to bardzo ciekawy. Podoba mi się sposób, w jaki ukazałaś ból oraz rozgoryczenie Hermiony, a teraz jej powolne zrozumienie odnośnie postępowania Harry'ego. Zgrabnie to wyszło. Temperamentna Nimfadora jest naturalna, jednak myślę, że w obliczu wojny ktoś w końcu powinien jej raz, a dobrze wyjaśnić, że Severus jest po tej dobrej stronie... Jej ciągła "czepliwość" mnie lekko irytuje ;P Z niecierpliwością oczekuję następnej części Bitwy!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojniee, to nie pierwsze i ostatnie takie rozmowy w trakcie tej bitwy :) A o Nimfadorę się nie martw. Jej charakterek sam się uspokoi. Mwahaha :>

      A jeśli chodzi o Hermionę to ona wydaje mi się naprawdę złożoną bohaterką, dlatego ani nie potrafi długo chować urazy ale też nie wybacza wszystkim jak leci. Ma swój zdrowy rozsądek, ale czasami po prostu szybciej mówi niż myśli. Emocje :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Cieszę się, że planujesz uspokojenie Tonks :>
      Hermiona jest bardzo złożona. A to, że czasem coś powie zanim pomysli wynika chyba też z tego, że jest po prostu... kobietą :D Bardzo odpowiada mi sposób, w jaki ją wykreowałaś.
      Szczerze, obok opisu Bitwy, to nie mogę się doczekać spotkania Mistrza Eliksirów z Hermioną, gdy ta już wszystko sobie poukłada w głowie. Coś czuję, że będzie ono bardzo ciekawe ;)
      Ogromu weny życzę!

      Usuń
    3. Nie trudno domyślić się, że to spotkanie na pewno do łatwych nie będzie należało. W końcu oboje są bardzo uparci, a duma już nie raz psuła im relacje :)
      I bardzo cieszę się, że podoba Ci się moja Hermiona. Mimo tego, że jest kobietą i powinno mi być łatwiej opisywać sytuacje z jej perspektywy czasem muszę naprawdę poważnie zastanowić się na JEJ konkretną reakcją, w końcu to Granger. Więc cieszę się podwójnie :)
      Dziękuję za wenę, bo ta zawsze się przyda!

      Usuń
  3. No, no... Nowe ubranko dla stronki (piękne, dużo delikatniejsze niż poprzednie) :) I nowy rozdzialik (nareszcie! bo czekałam od piątku).

    Jak zwykle mogłabym się godzinami rozpływać nad moim ulubieńcem (choć malućko ci go tu było). Ale skupię się nad całym rozdziałem. Napięcie przed godziną zero wspaniałe, Hermiona zaczyna pękać (to dobrze, może wybaczy Severusowi), opis rozmowy Harry - Hermiona taki prawdziwy, zagubiony Harry i Hermiona realistka, twardo stąpająca po ziemi. Bitwa u wrót Hogwartu... Czyli po prostu znowu MIODZIO!!!

    A teraz się poczepiam trochę (to Severus tak na mnie wpływa <3 ), znalazłam kilka drobniutkich błędów do poprawy:
    "Po prostu wy jesteście zbyt zapatrzeni, żeby chociaż spróbować to dostrzec" -tu zamiast "zapatrzeni" dałabym może "zaślepieni" albo "zapatrzeni w..."
    "I wtedy po pustych korytarzach ponownie rozległ się krzyk" - albo "na korytarzach" albo zamiast "rozległ" poniósł/potoczył albo "w korytarze... wdarł się" itp
    "Cienka strużka łez nadal popłynęła po bladym policzku dziewczyny, kiedy spytała.." - zamiast "popłynęła" bardziej pasuje "płynęła"
    "Hermiona weszła do gabinetu i rozglądnęła się zdezorientowana" - zamiast "rozglądnęła" lepsze byłoby "rozejrzała"

    Na koniec ocena Mistrza Eliksirów:
    - Pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru/Slytherinu/ufflepuffu/Ravenclawu (niewłaściwe skreślić) za tak sugestywny opis początku bitwy o Hogwart, Pani Hachi! A w najbliższą sobotę chcę widzieć na moim biurku trzy rolki pergaminu opisujące dalszy ciąg bitwy! I niech Pani nawet nie waży się skrzywdzić mnie w jakikolwiek sposób w tej walce, bo znam kilka ciekawych eliksirów,które mogłyby przypadkiem trafić do Pani kawy...

    SnowCake

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podoba Ci się szablon. Długo nad nim siedziałam (mimo wszystko nie jest taki prosty :D) i faktycznie uważam, że jest delikatniejszy od tamtego i bardziej mi się podoba.

      Wiem, że obiecałam Ci Severusa, no ale nie dam rady wcisnąć wszystkiego do tak krótkiego rozdziału. Będzie w wojnie, oj będzie, ale w swoim czasie. I swoje zrobi. Nie zdradzę jak potoczy się jego historia z Hermioną, ale powiem Ci, że myślę, że Cię zaskoczę :)

      Oczywiście poprawiłam wszystko, co mi wytknęłaś, za co dziękuję! Rozdział, jak wiesz, nie jest betowany, a ja chciałam mimo wszystko jak najszybciej się nim z Wami podzielić. Dlatego jeszcze raz dziękuję za czujność!

      A do Mistrza mam tylko jedno: *wystawia język* Ravenclawowi może Pan naskoczyć :D

      Pozdrawiam Cię gorąco
      Hachi

      Usuń
  4. Cześć i czołem!

    Strasznie trudno przyzwyczaić mi się do nowego szablonu, co nie zmienia faktu, że jest bardzo ładny.

    Rozdział jak zwykle ciekawy.
    Powoli zaczynałam się niepokoić, że może Voldzio zagrał Zakonowi na nosie i podał Severusowi fałszywy plan czy coś... Kiedy szmalcownicy ruszyli do ataku, aż westchnęłam z ulgi.
    Sprzeczka Severusa i Tonks? Jestem na tak! Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się to urocze. Dziewczyna ma charakterek.
    W bardzo interesujący sposób rozwiązałaś sytuację z Diademem. Spodobało mi się też wplecenie w historię Dumbledore'a i wykorzystanie pomocy.

    Co do błędów, nic wielkiego: na początku napisałaś "puste, opuszczone korytarze". Trochę masło maślane c; Później w okolicach pierwszego krzyku jest "zastanawiało go co było spowodowało". Wydaje mi się, że coś się tu pomieszało.

    Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku.
    Wszystkiego dobrego, ściskam gorąco.

    bullek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj.

      Mam nadzieję, że poruszanie się po blogu to kwestia przyzwyczajenia. Chyba, że masz jakieś sugestie, co mogłabym poprawić. Szczerze powiedziawszy, tamten szablon po prostu mnie już znudził i uznałam, ze czas na powiew świeżości :v

      Co do rozdziału, to kolejny raz cieszę się, że udało mi się Wam dogodzić. Sprzeczka Tonks i Severus wyszła całkowicie spontanicznie i mimo, iż nie przepadam za tą pierwszą to faktycznie, ma ona charakterek.
      Bałam się, jak przyjmiecie moją wersję Bitwy, ponieważ jest to dość mocne nagięcie kanonu, a ja jestem strachliwa pod tym względem. Ufam, że dalsza część również Ci się spodoba. Bo to nie koniec niespodzianek, oj nie.

      Kwiatki poprawione, jak pisałam wyżej, rozdział nie jest betowany i takich baboli moje oczy już nie wychwytują. Dziękuję bardzo.

      U mnie jak na karuzeli. Każdy ma swoje wyboje życiowe.
      Mam nadzieję, że i u Pani wszystko dobrze.
      Również ściskam gorąco!

      Usuń
  5. Mam tyle ulubionych momentów, ale ten po prostu sprawił dreszcze na moim ciele :P
    "Rozdzierający, przeszywający krzyk. Odbijał się echem od każdego zakamarka, mrożąc krew w żyłach każdego, kto go usłyszał." jak z dobrego kryminału !
    Sprzeczka Seva z Tonks
    Powiem Ci, że przez chwile myślałam, że Zostali wypuszczeni w maliny a tu jednak ;)
    Rozdział dopracowany pod każdym względem ! Lovki !;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Piszesz, że spóźniłaś się z rozdziałem, bo chciałaś dopracować wojnę. Podoba mi się takie podejście, za samo to u mnie plusujesz. :) Zobaczymy, jak bardzo dopracowana jest ta Twoja wojna, ale skoro poświęciłaś jej więcej czasu, to chyba nie powinno być źle. Chociaż niepokoi mnie, że rozdział jest taki krótki.
    Faktycznie popracowałaś nad początkiem. Opis bardzo mi się podoba, ale kiedy zaczyna się dialog... Jak by to powiedzieć... Przypierniczyłaś jak dzik w sosnę. Przywaliłaś jak łysy warkoczem o beton. Snape uważa Voldemorta za idiotę? Nawet nie za idiotę, nie. Za kogoś, kto NIE JEST inteligentny. Można powiedzieć o Voldemorcie wiele. Że nie jest rozsądny, nie ma w sobie grama moralności, jego wygląd odstręcza, może nie potrafi pojąć niektórych rzeczy (związanych z emocjami i uczuciami) i robi to z niego ignoranta, ale nie można powiedzieć, że nie jest inteligentny. Tak samo Dumbledore. Świetnie, że Snape zauważa ich ignorancję (bo pod tym względem świetnie do siebie pasują), ale to jeszcze nie znaczy, że są kretynami. Jeden i drugi został obdarzony inteligencją, której każdy czarodziej może im pozazdrościć. Gdyby tak nie było, ani Dumbledore, ani Voldemort nie osiągnęliby tego wszystkiego, co najwyżej byliby przydupasami. Voldemort przegrał tylko dlatego, że nie był w stanie przyjąć, że poza wielkimi umiejętnościami i talentem magicznym może liczyć się coś więcej. Przecież Harry nie był ani tak zdolny, ani tak błyskotliwy, ale jednak go pokonał. Bo miał tę rozdmuchaną MIŁOŚĆ, a Voldemort nie. Wiadomo, to książka dla dzieci, w normalnym świecie w takim pojedynku Voldek zrobiłby z Pottera krwawą miazgę, ale przecież w książkach dla dzieci dobro i miłość muszą wygrać. A my, pisząc fanfiki, możemy sobie takie rzeczy zmieniać albo zostawić, ale modyfikacja charakteru postaci (bo tak, Twój Voldemort faktycznie nie jest zbyt bystry, ale wynika to raczej z Twojej nieznajomości tej postaci, niż z celowych zabiegów, bo pojawiłoby się pytanie - po co?) do tego stopnia sprawia, że bohaterowie przestają być postaciami z książki, a są bandą OC o imionach i nazwiskach postaci z kanonu. A tego każdy autor ff powinien unikać, bo może to oznaczać, że nie potrafi odwzorować istniejącej już postaci. Chyba że celowo zmienia jakieś cechy charakteru, ale to musi być uzasadnione wydarzeniami, nie można tak sobie powiedzieć - olewam kanon, robię wszystko po swojemu, a przecież nikt się nie zorientuje, że zrobiłam z Lupina porywczego szaleńca, Voldkowi odjęłam jakieś 200 punktów IQ, a z Hermiony zrobiłam rozhisteryzowaną nastolatkę.
    Dora. ;_; Znowu jak z tą Hermą. Uważasz, że Tonks (nienawidząca swojego imienia) byłaby w stanie zaakceptować zdrobnienie ,,Dora"? Okej, a nawet jeśli, to dlaczego narrator zachowuje się tak nieprofesjonalnie i co rusz używa tego zdrobnienia? Gdyby brakło Ci synonimów - nie ma problemu, RAZ NA JAKIŚ CZAS to ujdzie. Ale nie co zdanie. Czy Tonks albo nawet ta Nimfadora są aż tak złe?

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz, co Ci powiem? Znowu nas okłamałaś. Ja się czuję oszukana. Piszesz w ,,słowie od autora", że to Twoja interpretacja bitwy, a ja tu widzę kropka w kropkę sceny z filmu. Gdyby to chociaż było książkowe. Albo napisz, że mocno wzorowałaś się na kanonie, albo nie pisz nic. Przy takim komentarzu każda TWOJA WŁASNA interpretacja bitwy (nawet pińcet razy gorsza) jest lepsza od streszczenia tego, co widzimy w drugiej części HP7. Naprawdę. Bierzesz sobie z fabuły to, co jest dla Ciebie wygodne. Lubisz wymyślać romantyczne wątki? To na cholerę wprowadzasz je w wojnę, której nie lubisz (albo nie potrafisz) opisywać? Odbębnić bitwę i wrócić do romansów? Przecież nie w tym rzecz. Albo przeplatasz kanon swoimi pomysłami, albo całkowicie od niego odchodzisz. Już wczoraj o tym pisałam - łączysz ze sobą połówki dwóch układanek.
    No tak, Hermiona jest głosem rozsądku. Kanon 100%. Niby taka inteligentna, ale przez myśl jej nie przeszło, że takimi fochami na Harry'ego nie ułatwi mu walki/szukania horkruksów/pojedynku z Voldziem/łotewer. Nieczuła idiotka. Naprawdę. Nie znoszę Hermiony z tego rozdziału, zachowuje się gorzej niż Lavender.
    Jak ja kocham tę manierę z amerykańskich filmów detektywistycznych! Zamiast napisać coś więcej, osoba, która nie może mówić, pisze jedno enigmatyczne słowo. Tak, rozumiem, nie ma czasu, Voldek sprowadził ogromną armię (aż dziwne, że Jeanne wszystkich nie przekupiła), ale chyba znalezienie horkruksów jest troszkę ważniejsze.
    Okazuje się, że biblioteka Binnsa do czegoś się jeszcze przydała. To fajnie, że o tym pamiętasz, faktycznie może być bardziej pomocna niż Pokój Życzeń, który jest trochę bardziej zagadkowy i często nie da Ci tego, czego dosłownie sobie życzysz. Tylko... czy to nie jest za proste?
    No właśnie. Ani trochę wysiłku, ani trochę wysiłku. Po co Dumbledore miałby trzymać kieł bazyliszka w gabinecie? A nawet jeśli, to gabinet od roku należy do McGonagall. Niby nie jest to błąd, ale o wiele zbyt proste, więc nie czepiam się, tylko wyrażam swoje prywatne zdanie: nie podoba mi się ten zabieg. Czekałam na coś niebezpiecznego. Nawet na tą cholerną wyprawę do Komnaty Tajemnic. Ale - jak wspominałam wyżej - wybierasz sobie z fabuły to, co Ci pasuje, więc nic dziwnego, że ominęłaś ten fragment.
    Joanno. Czy Ty wiesz, gdzie jest potylica? To kość, która znajduje się z tyłu czaszki. Z tego, co pamiętam, blizna Harry'ego znajduje się na jego czole, nie na potylicy. Mógłby poczuć ból w potylicy, gdyby nagle zapiekła go blizna, a on upadłby na plecy i walnął głową o podłogę. Jeśli czegoś nie jesteś pewna, to sprawdź to sobie w internecie, risercz tego typu nie zajmuje tygodni. To wklepanie w internety jednego słowa.
    Diadem w Izbie Pamięci. [*] Ale pamiętasz, że on był ukryty w Pokoju Życzeń? Tak tylko pytam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ej no, hola hola, nie rób z Harry'ego takiego nieuka. Ledwo przechodził do następnych klas? Crabbe i Goyle ledwo przechodzili do następnych klas, a Harry był dobrym uczniem. Nawet nie przeciętnym, ale DOBRYM. Czwórkowym. Nie miał samych piątek i szóstek, ale przecież trafił mu się z obrony wybitny, z transmutacji powyżej oczekiwań (a McGonagall dużo wymagała). Nawet z eliksirów miał piątkę, mimo że Snape zawsze go oblewał, a Harry bardzo nie lubił tego przedmiotu.
    Za to kończy się wybitnie przyjemnie - Hermiona nareszcie przyznaje, że zachowała się jak kretynka? Czyżby powrót do kanonu?
    Wypada, żebym się wypowiedziała o pierwszej części bitwy. Nie wiem, ile ich jeszcze będzie, ale początek przeciętny. Opis na wstępie bardzo zachęca do dalszego czytania, ale to skakanie między kanonem a własnymi pomysłami jest słabe. Nie mówię - innym może się podobać. Ale ja oczekuję od Ciebie więcej, bo widzę, że Twój poziom to nie jakieś blogaskowe nudy, więc liczyłam na coś więcej. Na odrobinę polotu albo chociaż na swoje własne pomysły. Widzisz, w fanfikach jest tak, że trzeba wiedzieć, w których momentach trzymać się kanonu. Przy kreowaniu postaci - prawie zawsze. Ale kiedy masz do opisania jakąś bitwę, dlaczego nie ruszyłaś głową i nie zaskoczyłaś nas? Liczę, że bitwa jakoś się rozwinie i będę choć trochę pocieszona. :D

    OdpowiedzUsuń