W głowie Hermiony myśli kotłowały
się jedna przez drugą. Biegła na złamanie karku, zapominając o Severusie, o
wojnie, o Voldemorcie i o śmierciożercach. Dotarło do niej, jak bardzo
stęskniła się za dawno niewidzianymi twarzami przyjaciół i w tej chwili nie
marzyła o niczym innym, jak o uściskaniu chłopaków. Tęsknota boleśnie dała o sobie znać.
Dziewczyny dobiegły pod klasę
transmutacji, kiedy nagle Ginny złapała Hermionę za ramię.
– Czekaj… Hermiona… – Młodsza
dziewczyna wzięła kilka głębszych oddechów, zaciskając dłoń na ramieniu
koleżanki.
– Ginny, co robisz?
– Muszę ci o czymś powiedzieć…
Hermiona wyswobodziła się z jej
uścisku i położyła ręce na ramionach Ginny.
– Później, Ginny.
Otworzyła drzwi i kiedy tylko
zobaczyła czarne jak smoła włosy przyjaciela, niemal rozpłakała się ze
szczęścia. Harry Potter odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął.
– Cześć – powiedział.
Miał o wiele niższy głos niż dziewczyna zapamiętała. Podbiegła do niego i
zarzuciła mu ręce na szyje, przylegając do niego całym ciałem.
– Harry… – wyszeptała roześmiana. – Tak się
cieszę, że cię widzę.
Ginewra weszła powoli do sali,
zerkając na McGonagall zrezygnowanym wzrokiem. W otwartych drzwiach stanął
milczący Snape. Od razu dostrzegł
Lovegood, siedzącą na jednym ze stołów, ale jakoś dziwnie cichą. Rozglądała się po pomieszczeniu z
roztargnieniem, które szczególnie Severusa irytowało. Długie blond włosy były poczochrane i wyraźnie brudne. Miał wrażenie, że jej
oczy zmatowiały, a skóra na twarzy jakby się pomarszczyła. Dziewczyna wyglądała
starzej, ale niespecjalnie dojrzalej. Zaciskała wargi jednak w tak szczególny sposób,
że na usta cisnęło się jedno pytanie.
– Zostaliśmy z Ronem złapani
przez szmalcowników, kiedy szukaliśmy wskazówek, co może być kolejnym horkruksem.
Zaczaili się na nas, wpadliśmy w ich pułapkę. Nie mieliśmy pojęcia, że na imię
Sami–Wiecie–Kogo została nałożona klątwa, a kiedy człowiek, z którym
rozmawialiśmy wypowiedział je na głos… Przetrzymywali nas w dworze Malfoyów –
powiedział Harry. Zamyślony Severus dopiero teraz zaczął słuchać tego, co
Wybraniec ma do powiedzenia. – Okazało się, że Luna już tam jest. Była kartą przetargową.
Jej ojciec prowadzi ten magazyn…
– Żonglera – dopowiedziała za
niego Ginewra.
– Właśnie. Chcieli, żeby
Ksenofilius opowiedział się po ich stronie. Liczyli na to, że w ten sposób uda
im się dorwać mnie. W lochach był też Ollivander, ale pewnej nocy Glizdogon go
wyprowadził i… – Harry zmarszczył brwi. – Nigdy więcej nie wrócił.
Hermiona słuchała przyjaciela, a
w jej głowie zaczęły kiełkować ponure myśli. Spojrzała na Lunę i żal ścisnął
jej serce. Wyglądała jak siedem nieszczęść.
– Kiedy uciekliśmy, wiedzieliśmy,
że nie możemy po prostu wrócić do szkoły – kontynuował Harry, nieco przygaszonym głosem. – Zaczęliśmy
szukać horkruksów. Musieliśmy się ukrywać i być bardzo ostrożni, ale wszystko
szło w dobrym kierunku. Odnaleźliśmy to – Harry wyciągnął z plecaka mały,
błyszczący puchar i położył go na ławce. – Nadal szukamy sposobu, żeby go zniszczyć.
Niestety po drodze… Wpadliśmy na patrol śmierciożerców i Luna dostała jakąś
paskudną klątwą. Zrobiłem co umiałem, ale… od tego czasu nie mówi.
– Zajmiemy się tym – powiedziała
McGonagall, uśmiechając się uspokajająco do Luny. Hermiona popatrzyła na
przyjaciela i przełykając ślinę, spytała cicho:
– Harry, a gdzie Ron?
Chłopak otworzył usta, jednak
zamknął je po chwili, nie wypowiadając ani jednego słowa. Hermiona poczuła
ciężar, uciskający jej serce. Jakby wielki kamień przygniótł je i uniemożliwiał
oddychanie. W jej otwartych szeroko oczach pojawiły się łzy, które zaczęły
spływać po policzkach. Czuła pustkę, która wypełniała powoli całe jej ciało,
boleśnie rozrywając to, co kiedyś było sercem. Spełniły się te czarne
scenariusze, o których śniła tuż po powrocie do szkoły. Harry wlepił wzrok w
płaczącą przyjaciółkę. Cała przemowa, którą przygotował w trakcie podróży do
Hogwartu nagle straciła sens. Co miał powiedzieć? Jak miał się zachować?
– Hermiona, on… – Nie bardzo
wiedział jak ma powiedzieć jej coś, co złamie ją jeszcze bardziej. Nienawidził
się za to, że wszyscy, których kochał, cierpieli przez niego. Przez to, że był
pieprzonym wybrańcem. Voldemort nie miał skrupułów i wiedział to każdy, kto
decydował się opowiedzieć po stronie Harry’ego. Niestety taki argument był złym
argumentem. Dziewczyna podniosła na niego wzrok, wyczekując jego słów. –
Musicie wiedzieć, że Ron zginął honorową śmiercią.
Wszyscy zwrócili swoje oczy na
Pottera, który wyprostował się, zbierając w sobie całą odwagę, jaką mógł
posiadać gryfon.
– Honorową? – wyszeptała
zdruzgotana Hermiona.
– Kiedy trafiliśmy do dworu... Lucjusz Malfoy od razu wezwał Voldemorta. Myśleliśmy, że to już koniec, że po
prostu nas zabije. – Severus powstrzymał prychnięcie. – Kiedy się zjawił, od
razu dostrzegł, że jest nas tylko dwójka. Wpadł w szał… Zaczął atakować
szmalcowników, którzy nas przyprowadzili. Wrzeszczał coś o planie i ukrytej
broni… Broni, którą miałaś być ty. – Widząc zdziwienie na twarzy przyjaciółki, szybko
dodał: – Wmówił sobie, że jesteś moją tajną bronią i to, że daliśmy się złapać,
było częścią większego planu. Wysłał śmierciożerców na łowy.
Hermiona wstrzymała oddech i
patrzyła na Harry’ego jak na wariata.
– Wysłał ich… za mną?
Potter pokiwał głową.
– Tak. My zostaliśmy wrzuceni do
lochów i w kółko byliśmy przesłuchiwani przez śmierciożerców – Nastała chwila ciszy, po czym
Harry powiedział cicho, artykułując wyraźnie każde słowo: – Bał się, Hermiona.
On naprawdę się bał. Torturował nas, żebyśmy powiedzieli gdzie jesteś.
Hermiona miała wrażenie,
że więcej nie zniesie.
– Ron wyjawił, gdzie mieszkasz,
bo wiedział, że dom będzie pusty. Ty byłaś w Hogwarcie, a twoi rodzice w
Australii. Voldemort był zbyt ogarnięty paranoją, która zatruła mu umysł, żeby
nie domyślić się prawdy. Myśleliśmy, że kiedy śmierciożercy opuszczą dwór, uda
nam się uciec, ale nie zdążyliśmy. Na lochy została rzucona klątwa antyteleportacyjna,
a tylko od zewnątrz dało otworzyć się kłódkę. Kiedy wrócili… Voldemort bez
słowa rzucił się na Rona, krzycząc, że go oszukaliśmy. Że w domu nie było
Ciebie, tylko…
Hermiona otworzyła szerzej usta,
czując zimno przeszywające jej ciało.
– Nie… – wyszeptała, a w jej
oczach znów pojawiły się łzy. Zastygła ze wzrokiem wbitym w Harry’ego Pottera.
Kolejne sekundy mijały, a żadne z zebranych nie wiedziało, co powiedzieć. W pomieszczeniu dało się słyszeć tylko irytujące tykanie zegara, nie zagłuszone ani jednym, cichym odgłosem. Ginny nie wiedziała, jak pocieszyć przyjaciółkę. Czuła do siebie żal, że nie
powiedziała jej o wszystkim. Dopiero po długiej, krępującej ciszy, odezwał się
Harry.
– Musiałem sprawić, żebyś została
w Hogwarcie, bo tylko tu nie mogli cię dopaść.
Wtedy do Hermiony dotarło, do
czego przyjaciel dąży. Odwróciła bladą twarz w stronę Ginny, błagając aby
przyjaciółka zaprzeczyła.
– Wiedziałaś, prawda? –
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko ze łzami w oczach patrzyła na twarz
Hermiony, wyrażającą wyrzut. Tak ciężki dla serca wyrzut. – Pani? – odwróciła
się do McGonagall. – Wiedziała pani?
Czuła się oszukana, pusta i
stłamszona. Wszyscy, nawet Ginny… wszyscy wiedzieli. Dopiero teraz do
dziewczyny dotarło z podwójną siłą co przekazał jej Harry. Kolana się pod nią
ugięły, a oddech stał się spazmatyczny. Tylko cudem ustała na nogach.
– Robiliśmy to dla twojego dobra.
Chcieliśmy cię chronić – pusty głos McGonagall rozniósł się echem po sali. –
Baliśmy się, że będziesz chciała dołączyć do pana Pottera dlatego…
Zatrzymaliśmy cię w szkole.
Wzrok starszej czarownicy uciekł
w stronę drzwi, a Hermiona wolno obróciła się w tamtą stronę. Zobaczyła
kamienną postawę Severusa i zrozumiała. Jak grom z jasnego nieba przyszło do niej zrozuminie. Ostatni kawałek serca został rozdarty
na małe kawałeczki zostawiając pustą przestrzeń w klatce piersiowej. Nie
potrafiła wykrztusić z siebie ani słowa. Stała jak sparaliżowana i wpatrywała
się w posąg. Nie poruszył się ani o cal, po prostu stał i patrzył, jak łzy
ciekną po policzkach Hermiony i skapują na koszulę. Cierpienie w jej oczach i
nienawiść, jaka w nich rosła to była kara za kłamstwa.
– Chciałem sam ci o tym
powiedzieć, Hermiono… To nie jest ich wina. Ja ich do tego zmusiłem.
Głos Harry’ego docierał jakby zza
mgły. Chciała zadać tyle pytań, chciała wrzeszczeć, krzyczeć, ale z jej ust nie
wydobył się ani jeden dźwięk. Patrzyła nieobecnym wzrokiem w podłogę, czując
jak powoli osuwa się na ziemię. Harry złapał ją i posadził na krześle, patrząc
na nią wyczekująco. Nie oczekiwał wybaczenia, nie śmiał nawet o nie prosić.
Wiedział, że Hermiona nigdy nie zaufa mu tak jak kiedyś. Ale po śmierci Rona
poprzysiągł sobie, że zrobi wszystko, żeby chociaż ona przeżyła.
Przez dłuższą chwilę jedynym
dźwiękiem, jaki słyszalny był w pomieszczeniu był płacz dziewczyny. Donośny,
rozdzierający powietrze lament. Skuliła się, kładąc głowę na kolanach i nie
powstrzymywała łez. Nie mogła zrozumieć, nie mogła przeboleć tego, że wszyscy,
których obdarzyła zaufaniem mogli okłamywać ją przez tyle miesięcy. Każda wizja
dwóch leżących na ziemi ciał przyprawiała ją o kolejne spazmy płaczu i rozdzierała
na nowo bolesną ranę. Nie mogła zrozumieć, że to wszystko nie jest złym snem.
Harry klęczał przed nią mając
ochotę cofnąć czas i rozegrać wszystko zupełnie inaczej. Mógł przewidzieć, mógł
pomyśleć… Bił się z myślami, nie wiedząc co jeszcze powiedzieć. Otworzył usta,
kładąc dłoń na ramieniu przyjaciółki.
– Hermiona, ja… – Burza loków
nagle poruszyła się i wyłoniła się zza nich para zaczerwienionych, załzawionych
oczu. – Przepraszam cię.
Dziewczyna otarła gwałtownie łzy
i wstała, a jej opuchnięte usta otworzyły się na moment i zaraz zamknęły.
Ruszyła w stronę drzwi, ignorując nawoływania Ginny.
– Hermiona!
Ale przyjaciółka jej nie
słuchała. Stanęła tylko na moment, odwróciła się i powiedziała jadowicie:
– Nie sądziłam, że będziecie do
tego zdolni – Po czym odwróciła się w stronę Severusa i zmierzyła go
spojrzeniem. Była zbyt słaba, aby zacząć na niego krzyczeć, ale w jej oczach
zobaczył zawód, cierpienie i to, czego się spodziewał najbardziej. – Nienawidzę
cię. – Z każdym słowem coraz więcej łez ciekło po jej czerwonych od płacz policzkach.
– Jak mogłeś? Po tym wszystkim…
– Nie powinno cię to ani trochę
dziwić – dokończył za nią obojętnie.
Mógłby błagać ją o wybaczenie.
Mógłby kajać się przed nią i tłumaczyć się, ale jaki to miałoby sens? Ona już
go znienawidziła. Nie mógł zrobić nic, aby to zmienić. Chciał powiedzieć jej,
że jest głupia jeśli kiedykolwiek myślała, że mógłby się zmienić. Ugryzł się w
język w ostatnim momencie, ostatecznie nie wypowiadając ani słowa więcej.
Nauczył się nie przywiązywać do przedmiotów i ludzi, a teraz i Hermiona się
tego nauczy. Nauczy, że ludzie są w stanie wyrządzić komuś krzywdę nawet dla jego dobra.
Hermiona wyminęła mężczyznę i
ruszyła biegiem do swojego pokoju. Chciała zostać sama. Nigdy nie chciała
umrzeć tak bardzo, jak w tamtym momencie.
– Trzeba było powiedzieć jej o
wszystkim! – powiedziała załamana Ginny, ocierając łzy.
– Myślisz, że wtedy nie ryczałaby
jak głupia? – sarknął Snape, a dziewczyna popatrzyła na niego.
– Tak, tak właśnie myślę. Nie
miałaby do nas wtedy żalu, nie znienawidziłaby nas wszystkich!
Severus włożył ręce do kieszeni
szaty i zmarszczył brwi.
– Będziesz musiała to jakoś
przeżyć – odparł beznamiętnie. – Przypominam, że mamy na głowie wojnę. Jak będziemy się zajmować takimi
błahostkami to równie dobrze możemy podać się Voldemortowi na złotej tacy.
Ginny otworzyła szerzej oczy, ale
zanim zdążyła odpowiedzieć co o nim myśli, odezwał się Harry.
– Jaki jest plan?
Wszyscy popatrzyli na Harry’ego,
a następnie skierowali spojrzenia na Severusa.
– Liczyłem Potter, że to ty
odpowiesz mi na to pytanie.
Kiedy w Hogwarcie trwały ostatnie
przygotowania i dyskusje, w domu Weasleyów zaczęli zbierać się powoli
członkowie Zakonu. Zamierzali stamtąd udać się do Hogwartu, przy okazji
wymieniając się informacjami na temat swoich działań.
Do Nory przybyły również
wilkołaki zwerbowane przez Remusa. Mężczyźni i kobiety w różnym wieku stali
teraz na podwórku, rozsiani w małych grupkach, czekając na instrukcje. George
przyglądał się przez okno w salonie jednej z nich, na którą składali się dwaj
mężczyźni i kobieta. O ile po niej ciężko można by wywnioskować likantropię,
tak po pozostałej dwójce widać ją było na pierwszy rzut oka. Mężczyzna stojący
przodem do okna miał jaskrawe, żółte tęczówki, a kiedy uśmiechał się, w oczy
rzucały się jego pokaźne kły. Był wysoki i postawny, miał bujne brązowe włosy i
gdyby nie oczy, mógłby uchodzić za przeciętnie przystojnego mężczyznę. Drugi z
nich, stojący do George’a tyłem miał długie, ciemne włosy i już sama ich
objętość wyróżniała go z tłumu. Kiedy odwrócił się na moment w bok, na jego
twarzy dało się zauważył dorodne bokobrody, zakrywające paskudne, wyblakłe
blizny. Miał normalne oczy, ale znudzenie z jakim obserwował otoczenie, wydało
się chłopakowi znajome.
– Bez pełni cię nie zaatakują,
nie panikuj – usłyszał głos za sobą i odwrócił się w stronę Jeanne. Siedziała
na tylnym oparciu kanapy i uśmiechała się do niego półgębkiem.
– No ja tam nie wiem. Widziałaś
ostatnio Lupina w akcji – odparł, wymownie wskazując na wspomnianego mężczyznę
głową. Stał nad stołem, przy którym siedziała jego żona i rozmawiał z nią
przyciszonym głosem.
– Podejrzewam, że udałoby mu się co najwyżej pogłaskać Snape’a niż zrobić mu jakąś krzywdę.
– No wtedy to Snape dopiero by
się wściekł – zaśmiał się George, a dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Mimo,
iż był to wymuszony uśmiech starała się tego nie okazywać.
– George? Zostawisz nas na moment
samych?
Pan Weasley podszedł do kanapy i
usiadł obok dziewczyny, nerwowo zagryzając wargi. Kiedy jego syn odszedł do
braci, Jeanne popatrzyła na seniora marszcząc brwi. Nie sposób było nie
zauważyć tego, jak mocno postarzał się w przeciągu ostatnich dni. Jego
płomienne rude włosy poblakły, a tuż nad uszami zaczęły nawet lekko siwieć.
Mimo, iż dziewczyna bardzo się starała, nie powstrzymała się przed zaglądnięciem
w umysł Artura.
Zobaczyła równie rudego co on
chłopaka, ale dużo młodszego. Miała wrażenie, że skądś kojarzy jego twarz, ale
nie była w stanie sobie przypomnieć. Widziała chłopaka na peronie, na plaży,
koło piramid… Wspomnienia o nim przewijały się niczym klatki z filmu, ukazując
mężczyzn i panią Weasley w różnych momentach. Ostatnim okazał się budynek
Ministerstwa Magii. Drzwi oznaczone srebrną plakietką… „Percy Weasley, asystent
Ministra Magii”. Jeanne zobaczyła, jak młody chłopak patrzy z wyższością na
młodą dziewczynę, niewiele starszą od niej samej, która w poszarpanym ubraniu
prowadzona była przez dwóch wielkich śmierciożerców. Chociaż prowadzona to zbyt
wiele powiedziane.
– Słuchaj… – Jeanne natychmiast
opuściła umysł mężczyzny i wpatrzyła się w niego wyczekująco. Z kieszeni
wyświechtanej kamizelki wyciągnął dobrze znany dziewczynie przedmiot. –
Obiecałem, że oddam ci ją, kiedy staniesz na nogi.
Młoda ślizgonka popatrzyła na
swoją różdżkę z ciężkim sercem, ale wymuszając na swojej twarzy wdzięczny
uśmiech odebrała ją od mężczyzny. Ku jej zdziwieniu, kiedy Artur wstał, odezwał
się przyciszonym głosem:
– Oceniłem cię z góry, Jeanne, za
co cię przepraszam. Nie powinienem tego robić. Ale sama pewnie rozumiesz, co
mną kierowało – nastolatka przytaknęła. Gładziła w ręce ciemnobrązową, głogową
różdżkę nie odzywając się ani słowem. Dopiero kiedy Artur zamierzał odejść
podniosła głowę i powiedziała cicho:
– Przepraszam. Za wszystko.
Mężczyzna odwrócił się i
zaskoczony popatrzył na dziewczynę, która pierwszy raz na twarzy miała
wymalowane widoczne emocje. Skrucha mieszała się z zażenowaniem, kiedy dodała: –
Nigdy nie chciałam ich skrzywdzić. Chciałam tylko…
Spuściła głowę i na jej twarzy znów pojawił się grymas.
– Mam wrażenie, że nie jesteś tą
samą dziewczyną, co wtedy – powiedział niepewnie pan Weasley. Jeanne spojrzała
ukradkiem na wysokiego, rudego chłopaka.
– Nie. Wydaje mi się... że coś dzięki wam zrozumiałam. Chyba już wiem, co znaczy kogoś naprawdę kochać.
Artur Weasley wpatrywał się w
twarz dziewczyny, na której pojawił się znikomy uśmiech. Przypomniał sobie
słowa Snape’a, kiedy opowiadał Molly historię dziewczyny i serce ścisnął mu
żal. Początkowa niechęć zamieniła się we współczucie i teraz miał szczerą nadzieję,
że dziewczyna poradzi sobie w życiu. Wyciągnął dłoń w jej stronę, a po chwili
zaskoczona dziewczyna przyjęła jego gest.
Nagle kominek nieopodal którego
stali zatrzeszczał i z płomieni wyłoniła się postawna sylwetka Kingsleya. Zerknął
wymownie na Artura i skinięciem głowy dał znak. Zarówno on jak i Remus
zrozumieli gest i zaczęli szykować wszystkich do transportu. Młoda dziewczyna
obserwowała jak za czarnoskórym aurorem jeden po drugim do kominka wskakiwały
wilkołaki Lupina. Jej serce zaczęło szybciej bić, a na twarzy pojawił się cień strachu. Czuła na sobie spojrzenie pani Weasley, która w końcu
zdecydowała się do niej podejść.
– Zostaniecie tutaj razem z
Fleur, we dwójkę będzie wam raźniej.
Jeanne spojrzała na pulchną
kobietę i widziała po jej twarzy, że chciała coś jeszcze dodać, jednak w
ostatniej chwili się powstrzymała. Ścisnęła tylko szczupłą dłoń dziewczyny i
kiwnęła jej pokrzepiająco głową, po czym odeszła w stronę męża.
George przecisnął się pomiędzy
ostatnimi wilkołakami i stanął przed dziewczyną. Otworzył usta chcąc coś
powiedzieć, ale tym razem to dziewczyna pierwsza się odezwała.
– Obiecaj mi coś.
– O ile to nie będzie głowa Sama–Wiesz–Kogo…
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
– To też może być – odparła, a George
zaśmiał się pod nosem. – Po prostu… chciałam ci podziękować.
– Nie żegnaj się ze mną.
Uniosła głowę, a w jej oczach
lśniły łzy. Bez zastanowienia chłopak podszedł do niej i przyciągnął ją do
siebie, mocno wtulając jej głowę w swój tors. Nie myślał o tym, że cała rodzina
się w nich wpatruje. Jeanne zacisnęła dłonie na jego talii, zamykając oczy.
Czuła coś, czego nie potrafiła opisać.
– Obiecaj, że wrócisz –
wyszeptała w jego koszulę.
– Bo jeszcze pomyślę, że ci
zależy – odparł z wymuszonym śmiechem na ustach, ale kiwnął głową. Poczuła
mocniej zaciskające się wokół niej ramiona i usta na swoim czole, kiedy George
złożył na nich delikatny pocałunek.
– George.
Pani Weasley stała przed
kominkiem wyczekująco patrząc na syna. Jej serce zabiło szybciej, kiedy
widziała obejmujących się młodych i serce ścisnęło jej się ze szczęścia. George
popatrzył na kominek i w ostatniej chwili odwrócił się, żeby złożyć na ustach
Jeanne przelotny, pełen tęsknoty pocałunek. Pocałunek, który stanowił
obietnicę. Podszedł szybko do kominka i
zanim zniknął w płomieniach, zobaczył strużkę łez, spływającą po policzku
dziewczyny.
Słońce powoli zbliżało się do
linii horyzontu, a wpatrujące się w nie czerwone ślepia Voldemorta wyrażały
coraz większą ekscytację. Stał nieruchomo na wzgórzu, pod swoimi stopami mając
Hogwart. Popatrzył na zamek obojętnym wzrokiem, a cień zmęczenia przemknął
przez jego trupiobladą twarz. Kiedy ostatni promień słonecznego światła padł na
jego twarz, uniósł kościstą rękę, dając sygnał do ataku.
No i jak? Jeśli Wam się podobało lub macie jakieś zastrzeżenia, będę wdzięczna za pozostawienie komentarza. Bardzo pomagają one w pisaniu kolejnych rozdziałów, których do końca nie zostało wcale tak mało.
Rozdział nie jest zbetowany, z góry przepraszam za wszystkie błędy.
Enjoy.
No i widzimy się za tydzień, kiedy to rozpocznie się w końcu akcja właściwa.
Buziaki <3
<3
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że to będzie najdłuższy tydzień w moim życiu :')
OdpowiedzUsuńI mam nadzieję, że Hermiona się jak najszybciej pogodzi z Severusem!
Niestety o tym przekonasz się nieprędko :)
UsuńPozdrawiam
Cudo, czekam na ciąg dalszy <3
OdpowiedzUsuńDziękuję. Postaram się wyrobić normę i znów pojawić się z rozdziałem za tydzień :)
UsuńPrzeczytałam ten rozdział i bardzo mi się spodobał :) stwierdziłam, że muszę przeczytać tego bloga od początku, do końca, wiec lecę do pierwszego rozdziału, by jak najszybciej nadrobić :) na razie się żegnam i wrócę tutaj z dłuższym komentarzem, jak już wszystko nadrobię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i morza weny życzę :*
/Annabeth
Miło mi bardzo, że zachęciłaś się do czytania.
UsuńLiczę, że spodobają Ci się poprzednie rozdziały, jednak uprzedzam, że zwłaszcza początek jest dużo gorszy od tych teraz publikowanych części :)
Pozdrawiam i czekam na Twoją opinię
Cudo <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Hermiona szybko pogodzi się z Severusem i z całą resztą. George i Jeanne są razem cudowni (jak zrobisz coś Georgowi to ja chyba ci coś zrobię ;-;)
To będzie chyba najdłuższy tydzień w moim życiu i chyba najbardziej oczekiwany rozdział :)
Czekam bardzo bardzo niecierpliwie
Pozdrawiam i życzę dużo weny
S.A
Co do Hermiony i Severusa to sama się przekonasz jak potoczy się ich historia :) Mogę jedynie powiedzieć, że coś zmieni się i to drastycznie.
UsuńA George'owi spokojnie, nie mam zamiaru nic robić. Nie tworzyłabym dla niego OC gdyby miał zginąć :v
Cieszę się, że Ci się podobało i dziękuję bardzo za komentarz!
Pozdrawiam
Ale mnie załatwiłaś! Najpierw uparłam się, żeby oglądać w nocy rozdanie Oscarów... Jak zobaczyłam oscarowe In Memoriam z Alanem Rickmanem, nie mogłam powstrzymać łez... potem na pocieszenie wlazłam na Twojego bloga - bo może coś będzie nowego - (Cholera, zaczynało świtać!!!)- i znalazłam nowy rozdział... No cóż, poszłam spać dużo później niż zamierzałam. Dlatego komentarz dopiero teraz. Rozdział, co tu dużo pisać... miodas! Snape znów taki mój (choć trochę mi go za mało). Myślałam, że Hermiona dowie się wszystkiego rozmawiając z Harrrym na osobności, pobiegnie do lochów, nawrzeszczy, wypłacze się i wyląduje w ramionach Snape'a, a tu taka niespodzianka. Ale nie pozwól Hermionie go zbyt długo męczyć fochami, bo Severus gdzieś tam głęboko jest strasznie wrażliwy. A ja jestem uczulona na jego smutek :\ I w następnym rozdziale poproszę więcej mojego Nietoperza.
OdpowiedzUsuńP.S. Zachwyciłaś mnie stwierdzeniem, że do końca jeszcze daleko, bo dopiero co się wkręciłam w opowiadanie i zasmuciłoby mnie szybkie zakończenie. Życzę więc dużo weny i do przeczytania za tydzień (obiecywałaś!!!):D
SnowCake
Widzę, że nie ja jedna ryczałam na Memoriale </3
UsuńCo do Severusa. Jako dziewczynie naturalne że łatwiej mi się pisze z perspektywy Hermiony, ale postaram się to poprawić. Wiem, że to głupi argument, ale momentami mam brak weny na ponurą, sarkastyczną narrację. Chociaż masz rację. On jest w środku, pod tą swoją skorupą, wrażliwym i bardzo uczuciowym facetem. Tylko nie umie tego okazać.
Smaczki między bohaterami zostawię Wam na później. Mój mąż namówił mnie do ciągnięcia historii, no i widzę, że i Wam się podoba. Dlatego nie skończę po wojnie, tak jak planowałam.
Dziękuję za tak piękny, długi komentarz. I cieszę się, że Ci się podobało :)
Pozdrawiam!
Dziewczyny, obejrzyjcie sobie:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=EmsntGGjxiw
Czekałam na to cały rok. I przyznaję, że było warto :D
SnowCake
Czekałam na to od The Greater Good. I jest fantastyczne <3
UsuńWitaj, droga Hachi.
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział, taki pełen emocji.
Szkoda mi Hermiony, ale myślę, że trochę przesadza. Owszem, straciła przyjaciela, ale przykładowo taka Ginny... To był jej brat, mimo tego ukrywała własny ból i smutek, żeby oszczędzić tego Granger. Tak samo Harry i cała reszta. Mam szczerą nadzieję, że powściągnie swój temperament i kiedy złość minie, zacznie myśleć logicznie.
Weasley'owie niezmiennie są wspaniali. Cóż, więcej mogę dodać?
Jedyna uwaga: wydaje mi się, że w momencie, kiedy Jeanne wniknęła do umysłu Artura powinno być "to *nie* powstrzymała się". Chyba, że się mylę. Wtedy najmocniej przepraszam c:
Dużo Weny, czasu i wszystkiego, czego potrzebujesz.
Niecierpliwie czekam na ostatnią bitwę.
Pozdrawiam ciepło
bullek
Witaj, moja droga.
UsuńCóż, Hermiona nie tylko straciła przyjaciela ale i oboje rodziców. Ponadto dowiedziała się, że wszyscy ją oszukali. W tym Snape, w którym zdążyła się zakochać. Nie dziw się zatem jej pierwszej reakcji. Oczywiście kiedy minie pierwszy szok odczujesz zmianę jej charakteru, ale to w końcu Hermiona Granger. Myśli logicznie niezależnie od sytuacji.
Fragment z Jeanne poprawiony, dziękuję za czujność.
Sceny z jej udziałem niezwykle przyjemnie mi się pisze.
Cóż, rozdział 30 jest już niemal napisany, więc w sobotę/niedzielę postaram się go doszlifować i opublikować.
Dziękuję za miłe słowa i również pozdrawiam :)
Hachi cudowny rozdział :) przeczytałam go juz dawno ale teraz musze ponadrabiac ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadania jest takie pełen emocji ;) widać jak się starsza i z kazdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej rozwijasz to opowiadania !;*
Cmok w krok lecę dalej !
Piszesz, że w kolejnym odcinku nareszcie rozpocznie się jakaś właściwa akcja, więc zakładam, że ten rozdział nie będzie obfitował w emocje. Chociaż to może być złudne, bo przecież rozdział i bez tego może wyjść całkiem fajnie. :)
OdpowiedzUsuńHermiona stęskniła się za Harrym? No myślałby kto! Przecież przez prawie całe opowiadanie pomyślała o nim przelotnie może ze trzy razy, bo jej myśli zaprzątał Snape, a tu nagle zapomina o wszystkim i wszystkich, bo wrócił Harry. Zazwyczaj docenia się ludzi dopiero wtedy, kiedy ich się traci, ale to dla Hermiony zbyt mainstreamowe, więc doceniła Harry'ego, kiedy go już odzyskała. NO CÓŻ, lepiej późno niż wcale. :D
O czym Ginny chce powiedzieć Hermionie, zanim ta spotka się z Harrym? Może o śmierci Rona? Nie jestem pewna, czy Ginny o tym wie (choć pewnie śmierciożercy zdążyli ją o tym poinformować, kiedy siedziała w lochu), ale jeśli wie i nie powiedziała o tym Hermionie przez tyle czasu... Hermiona nie jest głupia i od razu by zauważyła, że jej przyjaciółka czuje się fatalnie i coś przed nią ukrywa, więc albo Ginny faktycznie nic nie wie, albo ma wywalone na brata, albo jest lepszą aktorką, niż wszystko myślimy.
Widzę, że po części trzymasz się fabuły z HP7. Nie wiem, co o tym myśleć, bo w Twojej fabule jest tyle faktów, które wykluczają fabułę z książki... Np. jak Harry i Ron zniszczyli medalion? Jak go w ogóle zdobyli? Skoro Hermiony z nimi nie było, nie zdobyli medalionu, który miała Umbridge. Ok, załóżmy, że ktoś im pomógł albo medalion w czarodziejski sposób zmaterializował się w kieszeni Harry'ego. Nie musieli w takim razie opuszczać Grimmauld Place. A nawet jeśli, to gdzie się udali? Nie do tego lasu, gdzie przeniosła ich Hermiona, bo Hermiony z nimi nie było. Jak zniszczyli medalion, skoro Snape im nie pomagał? Wiesz, jeśli już chcesz zmieniać niektóre fakty, to albo popuść wodze wyobraźni i zmień resztę, albo wymyśl swoją część fabuły tak, żeby pasowała do tej fabuły z kanonu. Wiesz, to mi przypomina ułożenie jednej układanki do połowy, później drugiej do połowy, a teraz chcesz te dwie zupełnie różne połówki układanek połączyć ze sobą. Smerfy z Kopciuszkiem. Jakoś Ci się uda połączyć puzzle, ale będziesz musiała je wciskać na siłę, a cała układanka nie będzie wyglądać dobrze.
No nic, ale zobaczymy, jak bardzo różne układanki wybrałaś.
OdpowiedzUsuńWiesz, gdzie znajdowała się czarka Helgi Hufflepuff? Przypomnę Ci. W Banku Gringotta, dokładniej w krypcie Bellatriks Lestrange. Harry opowiada to tak mgliście, że daje mi dowody do ręki: Ty, autorka tego opowiadania, nie masz zielonego pojęcia, co robił Harry, kiedy zniknął. Niby szukał gdzieś horkruksów, niby jakimś cudem udało im się uciec z Malfoy Manor, niby jakimś cudem zniszczyli medalion, potem dorwali czarkę... Ale nie ma w tej opowieści prawie żadnych konkretów. Może gdyby Czytelnik przeleciał wzrokiem tę rozmowę, pominąłby to, ale jeśli się wczyta, prędko zauważy, że pisałaś tę rozmowę na odpierdziel. Jeśli już chciałaś tej rozmowy, to dlaczego nie przemyślałaś, co Harry mógł w tym czasie robić? Podrzucę Ci pomysł, z którego ja często korzystam: piszę sobie na kartce plan ramowy - nie muszę go używać w opowiadaniu, ale jeśli rozdzielam bohaterów, to w opowiadaniu piszę swoje, ale jednocześnie pamiętam, że ,,aha, teraz, kiedy moja bohaterka napiernicza się ze smokiem, postać X jest w Londynie i rozmawia z postacią Y o dostaniu się do Departamentu tajemnic" - moje opka do tej pory toczą się równolegle z fabułą z HP, więc coś takiego bardzo pomaga; poza tym to bardzo pomocne, jeśli kiedyś tam zachce mi się zrobić jakąś rozmowę o poczynaniach tej postaci X, to sięgam do starego planu ramowego (nigdy tego nie wywalam, nawet po ukończeniu opka, bo nie wiadomo, co może się kiedyś przydać) i mam. Nie muszę tego szukać po rozdziałach (zwłaszcza że moje rozdziały mają po 20-kilka stron), a unikam błędu, że w rozdziale załóżmy 85 mam jakieś zdarzenie, a w 98 to coś mi się zmienia, bo po prostu detale wyleciały mi z głowy. To naprawdę bardzo przydatne, napiszę Ci o tym jeszcze pod epilogiem, choć mam nadzieję, że przeczytasz wszystkie moje komentarze i kiedyś tam zbetujesz to opowiadanie - nie ma nic przyjemniejszego od posiadania skończonego opowiadania, które jest poprawione. Oczywiście nie musi być idealnie poprawione (nawet w wydanych książkach jest masa błędów, więc nie trzeba popadać w skrajności), ale chociaż na tyle, na ile sama dasz radę, na tyle, na ile pozwalają Ci umiejętności i wyobraźnia. Dlatego jestem na Ciebie czasami taka zła, bo tworzysz na szybko jakieś dyrdymały, a widać, że stać Cię na dużo, naprawdę dużo więcej.
No nic, ale wróćmy do rozdziału.
Zrobienie z Luny niemej jest bardzo dobrym pomysłem. Podoba mi się. Takie zwykłe torturowanie i robienie krzywdy, jakby bohatera dorwał jakiś szwab i wpierdzielił mu na Pawiaku, jest już trochę oklepane.
Stało się. Nadejszła wiekopomna chwila. Hermiona zapytała o Rona.
Tak, kocham te przemyślenia Harry'ego. Nienawidził się, że wszyscy, których kochał, umierali przez niego. Szkoda tylko, że w Twoim opowiadaniu raczej każdemu ,,dobremu" wszystko wychodzi, a Ron jest jedną jedyną ofiarą podczas tej wojny. No cóż, koloru włosów się nie wybiera.
Jak ja nie znoszę, kiedy Hermiona całkowicie z dupy i bez powodu jest UKRYTĄ BRONIĄ. Bardzo jestem ciekawa, cóż to za broń, skoro od samego początku opka nie ujawnia żadnych nadnaturalnych (dla czarodziejskiego świata) mocy, nie jest żadną wróżbitką. Chyba że pójdziesz najprostszą z najprostszych dróg i zrobisz o niej przepowiednię. Tego bym Ci chyba nie darowała, ale jestem spokojna, bo wiem, że nie poszłabyś tą drogą. :)
Hahaha, najciemniej pod latarnią? Voldek niby taki genialny, ale nie wysłał nikogo poza Snape'em (któremu i tak już nie ufa) do Hogwartu? Ba, w Ministerstwie Magii musi chyba istnieć jakiś zapis, kto gdzie pracuje. O ile wiem, to w jakiś magiczny sposób się aktualizuje. Jeśli Hermiona miała być nauczycielką, to... zresztą co ja się produkuję, już to kiedyś przecież pisałam, że nawet zwykły uczeń może donieść o tym rodzicom. A Malfoy? Przecież wiedział, że Hermiona jest w Hogwarcie. Lucjusz dzięki temu też. Jak Voldkowi wytłumaczono, że Draco trafił do Azkabanu? Przecież to była kara za torturowanie Hermiony. Odnoszę wrażenie, że wszyscy Twoi bohaterowie cierpią na wybiórczą amnezję.
Cierpię, ponieważ zrobiłaś z mojej drugiej ulubionej postaci tak przeogromnego idiotę. Tak, mówię o Voldemorcie. Nie musiałaś zagłębiać się w jego interpretację aż tak, żeby dostrzec, jak szalenie interesującym bohaterem może być, ale mogłaś przeczytać książkę na tyle dokładnie, żeby wyczytać, że Voldek jest ponadprzeciętnie inteligentny. Może i jest zaślepiony jakimiś swoimi pragnieniami, ale nie jest aż takim szaleńcem, żeby sobie coś BEZ POWODU uroić. Bo z tego, co mówi Harry, wynika, że Voldek bez powodu uroił sobie, że Hermiona jest jakąś tajną bronią. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat Hermiona. Tzn. mam - bo Granger jest główną bohaterką, ale poza tym? Równie dobrze tajną bronią może być Ginny, Parvati, Neville, Slughorn, Lavender... Nie, Twoja Lavender nie, chociaż... kto wie? Najciemniej pod latarnią.
OdpowiedzUsuńNo i tyle, że się wyjaśniło, dlaczego nikt nie powiedział Hermionie o śmierci Rona. Przyznam, że jest to w miarę logiczne, więc za to masz plusa. Aczkolwiek to się nie zeruje, ponieważ minus za wybryk Hermiony (jej zostanie w szkole, bo Ron wyznał jej miłość) jest dużo większy. To się po prostu nie powinno wydarzyć.
Harry zmusił ich do zachowania śmierci Rona w tajemnicy? A co, Harry jest jedyną myślącą postacią w Zakonie? Po zachowaniu niektórych (Lupina) nawet byłabym w stanie w to uwierzyć, ale przecież każdy może się śmiało domyślić, że Hermiona zaczęłaby szukać Harry'ego, gdyby się dowiedziała, że jest sam. Harry nie musiał ich do niczego zmuszać.
A na miejscu Hermiony od razu bym na wszystkich nakrzyczała - jak potworna musi być ich znieczulica, skoro Granger nie była w stanie zauważyć, że coś (śmierć Rona) ich dręczy. Co ja piszę, NIE DRĘCZY ich, bo nawet w Norze (w której nie było Hermiony, więc nikt nie musiał przed nią udawać, że wszystko jest dobrze) wszyscy zapomnieli o Ronie.
Hermiona mówi Snape'owi, że go nienawidzi. Ziew. Pewnie znów z nim zerwie. A potem będzie bitwa, Snape prawie zginie, Hermiona mu nagle wybaczy i będą żyli długo i szczęśliwie. Ziew do kwadratu. Proszę, nie rób tak.
Pominę fakt, że po tym rozdziale uważam Twoją Hermionę za mega egoistyczną (żeby nie powiedzieć głupią) - doskonale wie, że trzymanie w tajemnicy śmierci Rona miało ją ochronić. Nie dlatego, że jej życie było cenniejsze niż życie innych ludzi, ale dlatego, że podobno jest (albo TYLKO dla Voldka jest) jakąś tajną bronią, więc wszyscy jej szukają. Dla większego dobra powinna siedzieć na dupie w miejscu, gdzie jest najbezpieczniejsza (nie sądzę, że Hogwart jest takim miejscem, ale przyjmijmy, że w Twoim universum tak jest). Podobno była głosem rozsądku w całym Złotym Trio, a wychodzi na to, że nawet Ron jest mniej lekkomyślny od niej.
Mam nadzieję, że nie zapomnę tego napisać pod epilogiem, ale na wszelki wypadek piszę to tutaj: Twój pomysł z Hermioną na nauczycielskim stażu nie jest zły. Ale opowiadanie byłoby o wiele lepsze, gdyby działo się po wojnie. Snape jakimś magicznym cudem by przeżył, nadal uczyłby w Hogwarcie, wszystko byłoby spokojnie. Wtedy nie musiałabyś się bawić w opisywanie wojny (co wybitnie Ci nie idzie - to nic złego, nie ma na świecie autora, który byłby mistrzem w opisywaniu każdej możliwej sytuacji), mogłabyś się skupić na naprawie świata po wojnie - to byłoby naprawdę ciekawe. Nie musiałabyś tworzyć jakichś dziwnych, pseudo-niebezpiecznych sytuacji, a ta sielanka, którą przedstawiasz w Hogwarcie, byłaby naturalna, bo Voldek nie żyje, owszem, wiele osób zginęło, ale to już koniec wojny. No i miałabyś prawie pustą kartę do zapisania, nie musiałabyś godzić swojej wyobraźni z książkowym kanonem, bo oficjalnie nie wiemy, co się działo jakiś czas po końcu bitwy.
OdpowiedzUsuńI tak oto w jednym rozdziale, BA, w jednej scenie - zaprzeczyłaś sama sobie. Dowód?
,, Jak będziemy się zajmować takimi błahostkami to równie dobrze możemy podać się Voldemortowi na złotej tacy". Komu mogą się podać na tacy? Komu? Głośniej, bo nie słyszę. VOLDEMORTOWI? A czy to Harry nie powiedział jakiś czas temu, że jego imię jest tabu i że przez to właśnie wpadli? W takim razie dlaczego nie zwalili się tu nagle wszyscy śmierciożercy?
No tak, Remus zwerbował w jeden wieczór cały tłum wilkołaków. Teraz już nie mają się o co martwić, skoro wszyscy są albo przekupieni, albo przekabaceni, albo przekonani.
Podoba mi się to pożegnanie, które kończy rozdział. Właśnie w ten sposób buduje się oczekiwanie na coś wielkiego, nie trzeba wklejać nudnego opisu, który na koniec tylko zirytuje. No cóż, mam mieszane uczucia co do bitwy, zobaczymy, na ile udało Ci się ją udźwignąć.
Pierwszy raz komentuje i wiem że jestem dużo po czasie, ale nie moge zatrzymać dla siebie tego, jak bardzo dobrze brzmi do tego rozdziału, do tego opowiadania "All I ask" w wersji Bruno Marsa <3
OdpowiedzUsuń