sobota, 20 lutego 2016

ROZDZIAŁ 28.

Wszyscy członkowie Zakonu Feniksa wpatrywali się w Severusa Snape’a z niedowierzaniem, przerażeniem lub totalnym ogłupieniem. Pierwsza z letargu wyrwała się pani Weasley, kilka razy mrugając powiekami i przełykając głośno ślinę.
– Wiedzieliśmy, że w końcu nadejdzie ten moment – odparł Kingsley, podczas gdy Snape rozłożył na stole pergamin od Voldemorta.
– Sytuacja wygląda tak, że jest gorzej niż mogliśmy się spodziewać – zaczął Snape. – Jeśli ktoś z was pomyślał kiedykolwiek, że Czarny Pan jest niespełna rozumu to właściwie sprawił mu komplement.
Artur Weasley podszedł do stołu i wpatrzył się uważnie w mapę.
– To plan ataku na szkołę? – spytał cicho, na co Snape przewrócił oczami.
– To plan waszej obrony, którą Voldemort chce, abyście zastosowali. – W kuchni Weasleyów znów zapanowała cisza. – Nie dość tego, Voldemort zebrał dość pokaźną liczbę śmierciożerców stojących po jego stronie. Sami szmalcownicy stanowią dużą część jego szeregów. Ponadto… – zawiesił na moment głos, marszcząc gęste brwi. – Po jego stronie stanęły olbrzymy.
– To niemożliwe… – szepnęła pod nosem Minerwa.
– Nie tylko niemożliwe, co wysoce nieprawdopodobne. Trzeba wysłać Hagrida na pertraktacje. Musi dowiedzieć się ile przygłupów stanęło po stronie tego szaleńca – Snape rozmasował powieki, po czym oparł dłonie na stole i spojrzał na Kingsley’a. – Asasyni również stanęli po jego stronie.
– A ci jaki mają w tym interes?
– Nie wiem i szczerze mnie to nie obchodzi. Ale jeśli faktycznie przyłączyli się do Voldemorta, a tak wnioskuję po ich obecności na dzisiejszym spotkaniu, to mamy mocno przesrane.
Hermiona spojrzała na Snape’a ze strachem. Nie wiedziała kim byli owi Asasyni, ale reakcja aurora utwierdziła ją w przekonaniu, że są bardzo niebezpieczni. W tej chwili odezwała się dziewczyna, siedząca w fotelu naprzeciw.
– Oni nie mają żadnego motywu. Chcą kasy i tylko to się dla nich liczy.
Jej głos był szorstki i dało się w nim wyczuć podobną manierę co w głosie profesora. Mężczyźni spojrzeli na nią, a uwadze Hermiony nie umknął fakt iż Severus uniósł kącik ust.
– Każdy ma swoją cenę – mruknął, a dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Znam kogoś, kto może zapewnić nam dojścia w ich szeregi, jednak bez obszernej – uniosła wymownie brwi – naprawdę obszernej sakiewki z galeonami może się nie udać.
– Co ty na to, Kingsley? – rzucił Snape, a pomiędzy brwiami mężczyzny pojawiły się pionowe zmarszczki.
– Ile mamy czasu, Severusie? To jest kluczowa sprawa.
Wyraz twarzy śmierciożercy zmienił się diametralnie. Wyprostował się i rozglądając się ponownie po zebranych, powiedział:
– Do zachodu słońca.
Pani Weasley usiadła ciężko na krześle, a Remus zakrztusił się herbatą, którą właśnie pił.
– I mówisz nam o tym dopiero teraz? Ty parszywy gnoju…
Wilkołak rzucił się do gardła czarnowłosego mężczyzny, przygważdżając go do ściany. Kingsley doskoczył do nich, jednak nawet jego postura nie była w stanie konkurować z krzepą Lupina.
– Cholera jasna, Remus, to nie czas ani miejsce! – warknął.
Hermiona poderwała się z kanapy, zrzucając ze swojego ramienia zdezorientowaną Ginny. Patrzyła jak Remus obnaża kły, przyciskając przedramię mocniej do gardła Severusa.
– Remusie!
Ten głos należał do Nimfadory. Położyła drobne dłonie na ramionach męża i delikatnie gładziła materiał koszuli. Mężczyzna warknął zwierzęco w stronę Snape’a, ale puścił go po chwili.
– Powinienem zabić cię wtedy, kiedy miałem okazję – powiedział głucho, na co Severus wyprostował się i spojrzał na niego wzrokiem pełnym nienawiści.
– Zawsze byłeś ofiarą losu – sarknął.
W ułamku sekundy Remus rzucił się ponownie w jego stronę, ale tym razem to Severus był szybszy. Wycelował różdżkę precyzyjnie w mężczyznę i posłał go jedną klątwą na drugi koniec pokoju.
– Czy nie dociera do was, że stoję po waszej stronie? – krzyknął w przestrzeń, zatrzymując na moment wzrok na Hermionie, wpatrzonej w niego szerokimi oczami. – Narażam swoje życie chodząc na herbatki do Voldemorta, a wy nadal mi nie ufacie? Więc może mam zabrać te plany i zostawić was na pastwę losu?!
Wszyscy wpatrywali się w niego z lękiem. Remus został postawiony na nogi i strącił rękę żony, która chciała otrzepać jego brudne spodnie.
– Uzgodniliśmy, że Snape jest po naszej stronie. Prawda, Remusie? – spytał wymownie Kingsley, stojąc pomiędzy mężczyznami. Wilkołak warknął w odpowiedzi, a auror jednym machnięciem różdżki przywrócił w pomieszczeniu porządek. – Dobrze. A teraz, Severusie. Wyjaśnisz nam ten pośpiech?
– Zebranie odbyło się dopiero dzisiaj. Voldemort zniknął miesiące temu, szlajając się Merlin wie gdzie i werbując kogo popadnie. Szukał Pottera, ale chłopak przepadł jak kamień w wodę.
Hermiona nabrała głośno powietrza, słysząc imię przyjaciela. Molly również natychmiast się ożywiła.
– Niestety, ktoś z takim ilorazem inteligencji jak on nie potrafił opanować podstawowych zasad oklumencji. Przez co jesteśmy tu dzisiaj. Voldemort śledził chłopaka i dlatego jutro wieczorem zamierza zjawić się w szkole.
Minerwa otworzyła usta ze zdziwienia, podobnie jak Hermiona i Molly. Ginny zakryła usta dłońmi i zaczęła płakać rzewnymi łzami.
– Niechże ktoś uspokoi tę beksę – mruknął pod nosem. Minerwa złapała Severusa za ramię.
– Żyje? Potter żyje?
– Skoro będzie jutro w zamku, to chyba tak, Minerwo. – odparł kpiąco, jednak jego ton złagodniał nieco, widząc ulgę malującą się na twarzy przyjaciółki. – Chociaż ty zachowuj się jak osoba inteligentna.
Na moment zapanowała cisza. Severus oparł rękę o stół, zwracając na siebie ponownie uwagę.
– Olbrzymy i szmalcownicy przyjdą od strony Zakazanego Lasu. Kwestią czasu jest złamanie bariery ochronnej Hogwartu więc trzeba unieszkodliwić tak wielu, jak tylko się da, zanim to się stanie. Im mniej ich wedrze się na teren szkoły tym lepiej – powiedział oczywistym tonem i zwrócił się do Remusa. – Jeśli opanowałeś już swój żałosny temperament, to chciałbym abyś posłuchał uważnie tego, co teraz powiem.
Lupin podszedł powoli do stołu, jednak zatrzymał się w bezpiecznej odległości od Snape’a.
– Potrzebujemy wilkołaków. Tak dużo, jak uda ci się zwerbować. Zaatakujecie szmalcowników, którzy będą atakować od północy. O tu – wskazał palcem miejsce na mapie, gdzie widniał duży znak „2”.
– Nie wydaje mi się, żeby wilkołaki były skłonne do współpracy… – zaczął Lupin, ale Snape przerwał mu w pół słowa.
– Więc ich przekonasz. Potrzebujemy każdego, każdej pary rąk i każdej różdżki.
Remus skinął głową w odpowiedzi.
– A co oznacza jedynka? – spytał Kingsley, wskazując na zachodnią bramę.
– Olbrzymy. Na szczęście lub nieszczęście, mamy jednego pół–przygłupa po naszej stronie. Musi przekonać resztę, aby poszły za nim.
– A jeśli nie będą chciały? – tym razem McGonagall wtrąciła się do rozmowy. – Wiesz, jaki miały stosunek do Albusa. Wydaje mi się, że jeśli miałyby stawać po którejś stronie to raczej nie mamy co liczyć na ich pomoc.
– Pająki – szepnęła Hermiona, przykuwając uwagę zebranych. Widząc, że wszyscy na nią patrzą, odchrząknęła i powiedziała głośniej: – Hagrid opowiadał nam kiedyś o pająkach, żyjących w Zakazanym Lesie. Wielkich pająkach. Mógłby spróbować przeciągnąć chociaż je.
Severus zmarszczył brwi, po czym kiwnął głową na zgodę.
– Przekażesz to wszystko przygłupowi – zwrócił się do Minerwy. – Jeśli przekupstwo nie zadziała, będziemy musieli również znaleźć sposób na Asasynów.
– Jak zamierzają dostać się do Hogwartu? – spytała Minerwa.
– Raczej nie główną bramą – odparł Severus. – Podejrzewam, że wybiorą któreś z tajnych wejść. Wiedza o nich nie jest tak bardzo niedostępna dla kogoś, kto wie czego szukać.
George i Fred spojrzeli na profesora, a widząc jego uniesione brwi, wymienili spojrzenia.
– Możemy się tym zająć – wypalił Fred.
– Po moim trupie! – krzyknęła Molly, uderzając otwartą pięścią w stół i wskazała synów oskarżycielskim palcem. Następnie skierowała go na Severusa. – Nie wyślesz moich synów na walkę z płatnym zabójcami!
Snape widział w jej oczach łzy i wiedział doskonale do czego pije. Zamierzał się odezwać, kiedy przerwał mu siedzący na oparciu George.
– Nie jesteśmy już dziećmi, mamo – Jeanne spojrzała na chłopaka, a jej usta lekko drgnęły. – Będziemy walczyć jak każdy z was, ta sprawa dotyczy nas wszystkich w takim samym stopniu. Poza tym, znasz nas. Dawaliśmy sobie radę z gorszymi rzeczami.
– O tak, nawet nie zdajesz sobie sprawy jaki Filch potrafi być przerażający. Jacyś asasyni to przy nim pikuś! – dodał drugi bliźniak entuzjastycznym tonem.
– Molly, jak już mówiłem potrzebujemy każdej pary rąk i każdej różdżki – powiedział Severus kończąc temat. Kobieta zacisnęła zęby i spojrzała na synów ze łzami w oczach, ale nie odezwała się już ani słowem. – Ostania grupa. Śmierciożercy na czele z Voldemortem.
Kościsty palec mężczyzny spoczął na wielkiej, czerwonym czaszce.
– Wszyscy członkowie Zakonu będą musieli się zmobilizować – powiedział zamyślony Kingsley.
– Nie tylko Zakon. Uczniowie starszych klas i nauczyciele oraz cały personel Hogwartu będzie musiał uczestniczyć w bitwie. Jeśli chcemy wygrać, musimy uderzyć wszyscy.
– Gwardia Dumbledore’a – powiedziała Ginny, a Snape pokiwał głową.
– Zbierz nowych członków.
– W jeden dzień?
Niepewność w głosie przytłumił strach, chociaż w tej chwili Hermiona odniosła wrażenie, że nad dziewczyną wzięła górę determinacja.
– W kilka godzin – poprawił ją Snape. – Granger, ty…
Hermiona popatrzyła na Severusa, który mierzył ją badawczym spojrzeniem.
– Pomożesz pannie Weasley. A kiedy Potter pojawi się w Hogwarcie, zapewnicie mu bezpieczeństwo.
Dziewczyny skinęły w odpowiedzi głowami.
Severus rozejrzał się po raz ostatni po zebranych i wskazał mapę.
– Czarny Pan będzie przekonany, że wszyscy będziecie odpierać ataki zarówno od północnej, jak i od zachodniej strony. Chce sam niepostrzeżenie dostać się do szkoły od wschodu, główną bramą. Tam, gdzie nikt się go nie spodziewa. Podzielimy się na grupy. Gwardia Dumbledore’a, czy jak tam chcecie się nazywać, będzie odpierała ataki szmalcowników od północy. Tych co przedostaną się do szkoły. Reszta uczniów i nauczyciele będą odpierać ataki olbrzymów od zachodu.
– A Zakon zaczai się na Voldemorta przy głównej bramie – dokończył za niego Remus, studiując uważnie mapę.
– Może jednak wyhodowałeś tam jakiś móżdżek, Lupin. Mały, bo mały, ale…
– Nie sądzisz, że to zbyt proste? – spytał Kingsley, marszcząc brwi jeszcze mocniej. – Zaczaimy się? Tylko tyle?
– Voldemort nie będzie miał pojęcia o naszej obecności. Według planu bitwy, który on przygotował cała uwaga Zakonu ma skupić się na północnej bramie. Ma was za głupców, niezdolnych do samodzielnego myślenia. Tak jakbyście mieli i bez tego nie domyśleć się podstępu.
– Więc… – Remus popatrzył na Snape’a spode łba. – Więc może to zasadzka?
– Co najwyżej przerośnięte ego – odparł Severus, drapiąc się do brodzie. – Wiecie, co chce osiągnąć Voldemort?
Tym nagłym pytaniem wprawił wszystkich w osłupienie.
– Władzę nad wszystkimi czarodziejami? – odpowiedział ostrożnie Bill Weasley, który tak jak Charlie ani razu od przybycia się nie odezwał.
– W pewien bardzo konkretny, wyrafinowany sposób – sprecyzował Snape. – Tak długo, jak będzie przekonany o swojej wygranej, tak długo nie będzie oglądał się za siebie. Takiego człowieka, przekonanego o własnej wyższości, najłatwiej podejść od tyłu. Nie widzi swoich słabych punktów, bo zwyczajnie nie potrafi ich dostrzec.

Tej nocy nikt nie potrafił zmrużyć oka. Kto mógł od razu zaczął wypełniać punkty planu ułożonego przez Severusa. Hagrid na polecenie Minerwy przed świtem udał się w góry, gdzie znajdowała się siedziba olbrzymów. Pertraktował z nimi tak długo, dopóki nie zaczęły zachowywać się agresywnie. Opuścił ich siedlisko, przynosząc przynajmniej jedną dobrą wieść.
Niewiele olbrzymów postanowiło stanąć po stronie Voldemorta. Wiele z nich miało awersję zarówno do Dumbledore’a jak i do Czarnego Pana. Hagrid wspomniał również o chciwości olbrzymów i o ich zdradzieckiej naturze.
– Nigdy nie odwracaj się plecami do olbrzyma – powiedział, kiedy żegnał się z McGonagall. – Mimo, że stoi po twojej stronie i tak może pozbawić cię głowy jednym ruchem.
Severus uznał to za całkiem zrozumiały fakt. McGonagall cieszyła się, że Hagrid nie do końca zrozumiał aluzję, bo wtedy ktoś faktycznie mógłby stracić głowę.
Zakon zebrał tylu członków, ile tylko się dało. Kingsley udał się zgodnie ze wskazówkami Jeanne do centrum Londynu, gdzie odnalazł szmuglera imieniem Rory.
Chłopak zjawił się w Norze zaraz po wizycie czarnoskórego aurora i usiadł obok dziewczyny. Miał dwadzieścia pięć lat i lekko opaloną skórę, jak na Latynosa przystało. Brązowe, krótko przystrzyżone włosy zdobił wzór, wytatuowany od czoła aż do samej potylicy. Na czarny podkoszulek narzuconą miał dżinsową kurtkę.
– Dawno cię nie widziałem, J.
– Nie było powodu – mruknęła Jeanne, zerkając na George’a, siedzącego przy stole w kuchni. – Rory, musisz coś dla mnie zrobić.
– Dla ciebie wszystko, maleńka.
– Powagi, człowieku – skarciła go dziewczyna. Zielone oczy starego znajomego zmierzyły ją rozbawionym wzrokiem. – Szkot.
Rory spoważniał w ułamku sekundy.
– Pierdolony zdrajca. Wypatroszyłbym gada, gdybym tylko dorwał go w swoje ręce.
– Język, młody człowieku! – Molly wychyliła się zza rogu, słysząc donośne przekleństwa Rory’ego.
– Pani wybaczy, ale dla takich zawszonych kundli nie mam szacunku. Jak matkę kocham, pokroiłbym go na kawałki a potem usmażył na głębokim tłuszczu!
– Dam ci go. Jeśli przekupisz asasynów.
Rory zakrztusił się własną śliną i chwilę trwało, zanim doszedł do siebie.
– Jesteś walnięta, J.
– Zdesperowana, Rory. Zrobisz to czy nie?
– Walnięta! – powtórzył głośniej chłopak, łapiąc się teatralnie za głowę. George zerknął w ich stronę i na moment udało mu się uchwycić spojrzenie Jeanne. – Dobra, dobra, momencik. Może… – Usta chłopaka zwęziły się, przygryzł wargę po czym przybrał minę zadumanego człowieka. W zestawieniu z gangsterskim strojem i tatuażem wyglądało to komicznie. – Może jest sposób. Ale potrzebuję czasu, J. Czasu!
– Masz mnóstwo czasu, Rory – odpowiedziała Jeanne. – Całe dwanaście godzin.
Rory niemal położył się w fotelu, przygnieciony słowami młodej dziewczyny.
– Cofam. Ty naprawdę jesteś walnięta!
– Dlatego zwracam się do ciebie, bo wiem, że mnie zrozumiesz. Chcesz Szkota, czy nie?
– Skąd właściwie o nim wiesz? – odpowiedział pytaniem na pytanie zaintrygowany chłopak, gwałtownie podnosząc się na fotelu.
– Pytanie brzmiało inaczej.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniem, aż w końcu Rory wstał i przeciągnął się.
– Odezwę się.
– Rory – Jeanne wstała z fotela i bardzo powoli podeszła do chłopaka. George śledził ją wzrokiem, gotów w każdej chwili podbiec i złapać dziewczynę. – To jest sprawa życia i śmierci.
– Dios mio, przysięgam, J.
Rory puścił oczko dziewczynie, po czym pomachał do pani Weasley i krzyknął wesoło:
– Do zobaczenia pani!
Molly uśmiechnęła się zrezygnowana, kiedy drzwi zamknęły się za latynosem. Jeanne wypuściła powietrze i oparła się drżącą ręką o oparcie fotela, koło którego stała. Zanim opadła na niego całym ciężarem, George podtrzymał ją i miękko posadził na dotychczas zajmowanym miejscu.
– Interesujących masz znajomych – stwierdził, na co Jeanne uśmiechnęła się krzywo.
– Rory jest nieszkodliwy kiedy nie trzeba. Pomoże nam. 
Podczas, gdy bliźniacy opracowywali plan zasadzki, Ginny rozpoczęła razem z Deanem i Seamusem ponowną rekrutację do gwardii Dumbledore’a. Udało im się przyłączyć kilkudziesięciu nowych uczniów, głównie z piątych i szóstych klas. O dziwo nawet kilku ślizgonów zdecydowało się stanąć po ich stronie. Nie było czasu na odsyłanie do domów młodszych uczniów, więc gwardia musiała przede wszystkim zająć się ochroną dzieciaków.
Hermiona w tym czasie zbiegła do lochów i stanęła w pustej sali eliksirów.
– Severusie?
Mężczyzna wyłonił się z magazynku, podchodząc powoli do dziewczyny.
– Nie masz co robić, Granger?
– Ginny poradzi sobie beze mnie – odparła, kierując się w stronę magazynku. – Pomyślałam, że możesz potrzebować pomocy w uzupełnianiu zapasów.
Nagle z małego pomieszczenia wyłonił się Horacy Slughorn, a Hermiona odskoczyła do tyłu, zaskoczona jego obecnością.
– Panno Granger, jak miło panią widzieć – powiedział wesoło mężczyzna. Jego usta natychmiast rozłożyły się w szeroki uśmiech.
Hermiona spojrzała na Severusa, unosząc brew, po czym odparła:
– Co trzy głowy to nie jedna. Profesorze, dobrze pan wygląda.
Sztuczny uśmiech na twarzy młodej dziewczyny niemal rozbawił Severusa. Słuchał Slughorna jednym uchem, drugim przysłuchując się krzątaniu dziewczyny. Cała trójka zdawała sobie sprawę, że w zaledwie kilka godzin nie będą w stanie uwarzyć wiele. Zdecydowali się podzielić i w ten sposób Hermiona i Horacy byli w stanie przygotować aż dwieście pięćdziesiąt porcji eliksiru Wiggenowego.
Zmęczona dziewczyna otarła z czoła pot i wcisnęła za ucho kosmyk włosów, ukradkiem obserwując skupionego Severusa, który pracował na jakimś tajemniczym eliksirem. Obok kociołka leżał kawałek pożółkłego pergaminu, zapisany starannymi, wąskimi literami.
– Co to takiego? – spytała cicho, podchodząc do profesora, gdy Slughorn zniknął na zapleczu.
– Coś, co przyda się każdemu – odparł niespiesznie, uśmiechając się półgębkiem. – Eliksir Mózgowy.
– Barufia? – Hermiona zmarszczyła brwi, przypominając sobie, jak dwa lata temu przyłapała Harry’ego i Rona z buteleczką tego specyfiku. Ponoć usprawniał pracę umysłową każdego, kto wypił chociaż łyk. – Przecież to zwykłe oszustwo, sam Carmichael to przyznał.
– Na nim pierwszym bym go zastosował – Severus zamieszał energicznie w kociołku, w którego buchnęła fioletowa para, natychmiast zamieniając się w zielonkawą mgiełkę. – Dla kogoś z mózgiem wielkości orzecha włoskiego pazur smoka nie różni się niczym od odchodów bahanek.
Dziewczyna popatrzyła na mężczyznę i uśmiechnęła się zaskoczona.
– Wiedziałeś?
– Czy wiedziałem, że Carmichael i Dingle okradali moje zbiory przy każdej możliwej okazji? Ciężko było tego nie zauważyć – Na ustach mężczyzny pojawił się kwaśny uśmiech tryumfu, na co Hermiona pokręciła tylko głową.
– Dlaczego mnie to nie dziwi?
Severus popatrzył na uśmiechniętą gryfonkę, kiedy nagle drzwi otworzyły się z łoskotem, a do Sali wbiegła zdyszana Ginny Weasley.
– Hermiona… – wydukała, przełykając ślinę i uspokajając oddech.
– Ginny, co się stało?
Horacy, zwabiony nagłym hałasem wyłonił się z magazynku i popatrzył na młodą dziewczynę. Hermiona zmarszczyła brwi, a Severus ścisnął mocniej dyszel chochelki. To mogło oznaczać tylko jedno…

– Harry wrócił.



~~~~~~*~~~~~~
Mam nadzieję, że się podobało.
Pomijając błędy, które zapewne wkradły się w tekst, ja jestem zadowolona z tego rozdziału.
Liczę na Wasze opinie w komentarzu.

Dedykuję ten rozdział wszystkim moim czytelnikom. Wróciliście mi wiarę <3

Buziaki,
Hachi

17 komentarzy:

  1. Super, super, SUPER! <3
    Nawet nie wiesz, jak ucieszył mnie nowy rozdział i z tego co widzę zbliżamy się chyba do końca?
    Pozdro,
    ~M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciii, gdzie tam jeszcze do końca :)
      Cieszę się, że Ci się podobało, pozdro.

      Usuń
  2. Wojna, wojna... Ciekawe jak to wszystko się potoczy!
    Czekam na następny rozdział:))

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam w takim razie w okolicach weekendu, wtedy pojawi się (mam nadzieję) kolejny rozdział :)

      Usuń
  3. No cóż mogę tylko powiedzieć, że rozdział świetny i czekam niecierpliwie na następny! Buzia ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Anonimku ;*
      Zapraszam w okolicach weekendu na kolejny rozdział. Będzie to, na co większość z Was ponoć czeka :)

      Usuń
  4. Dzisiaj Alan Rickman obchodziłby urodziny...

    Gdziekolwiek jesteś, Mistrzu Eliksirów, Happy Birthday!

    All I needed was the love You gave
    All I needed for another day
    And all I ever knew
    Only You

    Allways!

    Snapehead

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zdążyłam jeszcze starego rozdziału ogarnąć a już nowy xD oba są świetne
    Wojna tuż tuż mam nadzieje że obejdzie się bez śmierci najlepszych bohaterów. Tworzysz genialne postacie Jeanne i Rory, jego niby mało a ja już go lubię
    Pozdrawiam
    S.A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Cieszę się, że moje postacie Ci się podobają. Uśmiałam się przy pisaniu sceny Rory'ego i cieszę się, że i Tobie się podobało.
      A co do wojny... Musisz sama się przekonać, ja nie spojluję :)

      Usuń
  6. hmmmmm... mam nadzieję, że zarwana nocka jest wystarczającym komentarzem do twojego opowiadania. Trafiłam na nie całkiem niedawno i wsiąkłam :) Nadrobiłam wszystkie zaległości ;D Sev jest cudny! Takiego kocham go najbardziej - sarkającego, warczącego... a jednocześnie złamanego życiem. Tylko nie zrób mu jakiegoś kuku w nadchodzącej bitwie!!!
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    SnowCake

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZIĘKUJĘ!

      Cudownie jest czytać o coraz to nowych czytelnikach! A Twoja interpretacja Severusa jest bezbłędna, widzę, że się rozumiemy :) Nie mogę niestety obiecać, że nikomu nic się nie stanie. Sama wojna zostawia w ludziach wiele złego.
      Na kolejny rozdział zapraszam w okolicach weekendu :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do oswojonego wilka Lupina, że musiałam sprawdzić drugi raz, czy to na pewno o nim czytam. Ciekawy pomysł, droga Hachi.
    Nie mogę się doczekać spotkania z Harrym. Założę się, że ma sporo do opowiedzenia. Szkoda tylko, że będzie miał tak mało czasu, bo za kilka godzin rozpęta się piekło...
    Rory jest fajnym chłopakiem i wyraźnie lubi Jeanne. Dlatego na miejscu George'a uważnie bym go obserwowała, haha c:

    Dużo Weny, czasu i wszystkiego, co Ci potrzebne
    Pozdrawiam

    bullek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, jak miło, że ktoś zauważył wilczka! Uwielbiam Lupina, ale w mojej głowie zawsze był taki - spokojny, ale miał swoje granice, a wtedy mógłby zabić w mgnieniu oka.
      W następnym rozdziale zaspokoję Twoją i wieu innych ciekawość, w takim razie. Owszem Harry ma wiele do powiedzenia.
      Zazdrosny George, aww <3

      Pozdrawiam i dziękuję raz jeszcze <3

      Usuń
  8. Zapraszam na rozdzial 31 po dluuugiej przerwie
    www.hg-ss-all-i-need.blogspot.com
    Mam nadzieje, ze sie spodoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ha, skończyłam dzisiaj naukę wcześniej, to sobie przeczytam rozdział, a co. :D
    Pierwsze zdanie i pierwsze czepialstwo: Snape przybywa, żeby ogłosić, że nadchodzi bitwa, a Zakonnicy... wpatrują się w niego z niedowierzaniem. Bo przecież nie ma wcale wojny, a bitwa nie wisi w powietrzu. XD Rozumiem, że może Molly Weasley byłaby trochę zaskoczona, ale reszta od dawna węszy za bitwą. To niedowierzanie jest chyba troszkę zbyt mocnym słowem, nie sądzisz? :) A skoro nawet Kingsley powiedział to na głos...
    Voldemorta w Zakonie określano albo Voldemort, albo (kiedy imię stało się już tabu) Sama-Wiesz-Kto. Czy na pierdyliard innych sposobów, ale nie ,,Czarny Pan". Snape był wyjątkiem, bo był też śmierciożercą i pewnie weszło mu to w nawyk. No, jestem jeszcze w stanie zrozumieć Moody'ego. Ale Kingsley? Absolutnie nie. To są niuanse, ale trzeba ich się trzymać, bo u Ciebie i tak już jest kanonu jak na lekarstwo, więc chociaż respektuj takie drobnostki.
    Trochę się spóźniłaś z tymi rewelacjami. W HP5 spiskowanie z olbrzymami zaskakiwało, ale nie w HP7! Uwaga, pojadę sucharkiem: Twoi Zakonnicy są jak Internet Explorer.
    Hehehe. XD
    Miałam nadzieję, że troszkę bardziej się wysilisz przy kreowaniu dwulicowości Snape'a. On nie wszystko mówił Zakonnikom i nie wszystkim się dzielił z Czarnym Panem. A wychodzi na to, że on nic nie mówi Voldkowi, a Zakonnikom powtarza słowo w słowo to, o czym rozmawiali śmierciożercy. Takie najprostsze rozwiązanie - ot, żeby tylko odbębnić przygotowania do wojny.
    Chcą kasy. Kasy. KASY. Gdyby to były słowa mugola - okej. Ale która czarownica czystej krwi używa słowa ,,kasa"? Z książki wiemy, że w świecie czarodziejów nie używa się nawet słowa ,,pieniądze" (w HP1 Ron dziwił się, że ,,aha, więc to tak wyglądają PIENIĄDZE"), więc co dopiero ,,kasa", ,,kapucha" czy ,,hajs". A coś takiego w ustach Jeanne? W magicznym świecie było złoto - ewentualnie galeony, sykle i knuty. Żadna kasa. Poza tym to brzmi strasznie prostacko, a wiemy, że panna NOTT do takich dziewczyn nie należy.
    Skisłam. Nie, ja po prostu zgniłam. Lupin nigdy w życiu nie zachowałby się w tak prostacki i żałosny sposób - nie wyzwałby Snape'a od gnojów, a potem absolutnie nie rzuciłby mu się do gardła, na miłość boską! Co się znowu dzieje? W dwudziestce siódemce scena jak z serialu dla dziesięciolatek, a teraz to? ;_; Totalnie mieszasz charaktery i przerysowujesz je w blogaskowy sposób. To. Jest. Kiepskie. Tak mógłby się zachować wkurwiony za ruchanie jego niedoszłej dziewczyny Ron (gdyby żył, ech), Syriusz, ale nie Lupin. On chyba jako jeden z niewielu członków Zakonu byłby w stanie zrozumieć, że Snape też o wszystkim nie wie (zwłaszcza po tym, kiedy Zakonnicy wybaczyli mu morderstwo Dumbledore'a - przecież to oczywiste, że Voldek w sekundę zwąchałby podstęp!), że może Voldek już mu tak nie ufa, że też dopiero co się o tym dowiedział. Ale nie, Ty wolałaś zrobić z niego ,,zakonną" wersję Greybacka. Po co trzymać się kanonu. Jeśli już chciałaś wprowadzić taką reakcję (przecież nie mówię, że taka reakcja kogoś innego jest zła), to proszę bardzo, Twoja fabuła, ale mogłaś tym obarczyć jakąś bardziej pasującą do porywczości postać. Naprawdę Lupin pasuje do tego najmniej.
    ,,Powinienem zabić cię wtedy, kiedy miałem okazję - powiedział głucho [Lupin]" - nie skomentuję. [*]

    OdpowiedzUsuń
  10. Czyli jednak Ginny nadal coś czuje do Harry'ego, skoro za nim płacze. To dobrze, że nie uczyniłaś tych dwóch relacji (Harry/Luna, Ginny/Dean) takich płytkich.
    Jak to się stało, że nikt nie pyta o Rona? Tzn. wiem, jak - wszyscy poza Hermioną wiedzą o jego śmierci. Ale w takim razie dlaczego ona o niego nie pyta? Nie pyta o to, dlaczego inni o niego nie pytają? Bo naprawdę nie pamiętam, żeby Granger dowiedziała się o jego śmierci. Albo przemyciłaś tę informację w jednym nieznaczącym nic dla reszty fabuły zdaniu prostym, że mi umknęło.
    No tak, Snape tak po prostu obraża Hagrida (a propos Hagrida - jest jednym z istotniejszych członków Zakonu, ale nikt nie zaprosił go na ważne spotkanie; ech, fanfikocepcja), ale nikomu nie przeszło przez myśl, żeby stanąć w jego obronie czy chociaż spojrzeć krzywo na Snape'a. Nawet Hermiona, mimo że z Hagridem łączyła ją szczególna przyjaźń. Szkoda, że te wszystkie postacie są takie płaskie.
    Okej, ta burzliwa dyskusja już się skończyła, a ja podsumuję ją pytaniem. Wiesz, jak by się skończyło Powstanie Warszawskie, gdyby planowano je w taki sposób, jak Twoje postacie planują bitwę z Voldemortem? Niemcy zgnietliby nas, zanim powstanie by się zaczęło.
    Powiem szczerze, że naprawdę się boję, czy poradzisz sobie z opisem bitwy.
    Ale domyślam się, z czego wynika ta nieporadność w tworzeniu tych całych dyskusji, planowania... Do tej pory migałaś się jak tylko mogłaś od pisania o polityce, sytuacji, która dzieje się poza zamkiem. W Hogwarcie i w Norze było sielankowo, sielsko i anielsko, mimo że za murami Voldek wprowadzał swoje rządy. Gdybyś powoli od początku wprowadzała ten nastrój, teraz wyszłoby Ci to o wiele zgrabniej, jestem pewna.
    Oho, nowa postać OC.
    No tak, przekupienie nowych popleczników Voldzia, mogłam się tego spodziewać. I wyjdzie, że do bitwy w końcu nie dojdzie, bo Hagrid czy Minerwa przeciągną na swoją stronę olbrzymy, Remus przekona wilkołaki, że walka u boku Voldka do grzech, a jakiś szmugler przekupi wojowników. I Voldzio zostanie z garstką podstarzałych śmierciożerców, którzy i tak się już wykruszają (nawet Lucjusz wbił mu nóż w plecy). A przez chwilę naprawdę liczyłam (NAPRAWDĘ), że ta bitwa to będzie coś! Jakieś rozwiązanie tej całej niewyjaśnionej, mglistej sytuacji. Rozładowanie napięcia, które narastało przez lata.
    No tak, nawet Ślizgoni już stają po stronie Zakonników!
    Ale przynajmniej wrócił Potter. Doskonale się składa, bo bardzo jestem ciekawa, jak go nam przedstawisz - może w końcu będę mogła pochwalić za kreację jakiegoś bohatera. :)

    OdpowiedzUsuń