"Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpisz, znaczy, że żyjesz."
Na
szczęście dla Hermiony, dzień dłużył się w nieskończoność. Po rozmowie z
Hagridem wróciła do swoich kwater i siedząc na łóżku rozmyślała, jak zmusić go
do wyjawienia prawdy. Tym razem, jego długi język mógł faktycznie na coś się
przydać. Wiedział coś, co chciał przed nią ukryć, ale nie miała pojęcia,
dlaczego. Co takiego stało się z Ginny, o czym nie
mogła wiedzieć? Opadła na poduszki, ciężko wzdychając. A może przesadzam? Może Hagrid faktycznie nic nie wie, a ja wpadam w
paranoję? Wpatrywała się chwilę w baldachim nad łóżkiem. Zdecydowanie za
dużo myślała. Hagrid był dobrym człowiekiem, a ona od razu posądziła go o
kłamstwo. Poczuła wyrzuty sumienia, że nadszarpane zaufanie do Snape’a
odreagowała na kimś innym. Wstała i postanowiła się przejść. Może zajęcie myśli
czymś innym pozwoli jej na chwilę odetchnąć. Idąc korytarzem, mijając uczniów, nagle zapragnęła być znów jednym z nich. Wspomnienia z czasów, gdy jako
pierwszoroczna uczennica spacerowała po Hogwarcie, wróciły do niej i
uśmiechnęła się pod nosem. Pamiętała swój zachwyt nowym miejscem, czuła jego
wielkość, jakby znów miała jedenaście lat.
- Panno
Granger – usłyszała nagle i odwróciła się w stronę źródła głosu. Profesor
McGonagall szła w jej stronę.
- Dzień
dobry, pani dyrektor.
- Jak
się miewasz, kochana? Cieszę się, że cię widzę. Chciałabym zamienić z tobą słówko, jeśli nie jesteś
zajęta.
-
Oczywiście.
- To
cudownie – odparła starsza nauczycielka i ruszyła wolno korytarzem. – Powiedz
mi, jak przebiegła poranna lekcja?
- Przyjemnie,
pani profesor. Na początku się stresowałam – przyznała Hermiona. – Profesor
Snape nigdy… nigdy nie przeprowadził ze mną lekcji stażowej, więc nie
wiedziałam do końca, jak się do tego zabrać.
Dyrektorka zmarszczyła brwi, słysząc jej słowa.
- Ale
zostawił ci jakieś instrukcje, mam nadzieję?
- O tak,
bardzo szczegółowe instrukcje. Koniec końców okazało się, że nie jest to wcale
takie trudne, jak myślałam.
- Cieszę
się, że tak sądzisz.
Szły
chwilę w ciszy, gdy nagle profesor McGonagall zatrzymała się. Stały w ustronnym
miejscu drugiego piętra, uczniowie zniknęli z korytarzy, prawdopodobnie
przywołani na lekcje.
-
Hermiono… Wiem, że to twoja osobista sprawa. I nie musisz odpowiadać, jeśli nie
chcesz. Profesor Snape powiedział mi o pewnym… zdarzeniu, które między wami
zaszło.
Hermiona
zbladła. Snape się wygadał przed
McGonagall?
- Pani
profesor, ja…
-
Spokojnie – przerwała jej Minerwa, widząc jej nagłe zakłopotanie. – Nie zamierzam
cię z tego powodu karać. Jesteś dorosła i nie jesteś już uczennicą Hogwartu.
- To
była pomyłka, pani dyrektor. Więcej się nie powtórzy – odparła
szybko Hermiona.
- Nie pomyśl, że jestem wścibska, ale chcę
wiedzieć, czy... - starsza kobieta westchnęła głęboko. - Severus jest moim przyjacielem od wielu lat. Wiem, że to, co ci
zrobił jest potworne i masz wszelkie prawo, aby być na niego zła. Chcę jedynie
wiedzieć, czy miał ku temu słuszne powody.
- Nie
rozumiem - powiedziała Hermiona, czując, jak zaczyna drżeć. Zrobiło jej się
zimno, czuła jak żołądek znów podchodzi jej do gardła.
- Czy
to, co między wami zaszło… Było naprawdę przypadkiem?
Dziewczyna
zamarła. McGonagall była jej nauczycielką od ośmiu lat, teraz była jej
pracodawcą, a zadawała jej pytania natury tak osobistej, że Hermiona nie
wiedziała, jak się zachować.
- Ja…
-
Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mi powiedzieć. To twoje osobiste sprawy –
powiedziała, widząc nerwowe zachowanie swojej byłej uczennicy. – Wiedz jednak,
że jeśli kiedykolwiek będziesz chciała ze mną o tym porozmawiać, moje drzwi są
dla ciebie otwarte. W tej, czy w każdej innej sprawie.
- Dziękuję,
pani dyrektor.
McGonagall
patrzyła, jak dziewczyna szybko odchodzi korytarzem i znika za rogiem.
Westchnęła, kręcąc głową. Hermiona była zraniona, to było widać. A skoro
zraniło ją zachowanie Severusa, to to, co się między nimi stało, musiało coś
dla niej znaczyć. Inaczej po prostu zrozumiałaby jego postępowanie. Ale chciała,
aby dziewczyna wyrzuciła z siebie całą tą złość. Chciała jej pomóc. Severus może
i był dupkiem, ale Minerwa wiele myślała na ten temat i wiedziała jedno.
Związek z kimś takim jak Hermiona, byłby dla niego najlepszym, co mogłoby mu się
przytrafić. Była równie inteligentna, a do tego mogła wnieść światło do jego ponurego
życia. Nie chciała bawić się żadną swatkę. Chciała pomóc przyjacielowi,
odwdzięczając się za lata bycia przy niej. Wróciła do gabinetu i oczyszczając
umysł, zaczęła przeglądać dyrektorską pocztę.
Na
obiedzie Hermiona nie miała ochoty siadać przy stole nauczycielskim.
Wyprowadzona z równowagi przez rozmowę z dyrektorką gniewnie stukała w talerz,
niemal go nie rozbijając.
- Masz
okres, czy co? – mruknęła do niej Lavender, widząc jej zachowanie.
- Co?
Nie. Skąd ten pomysł? – spytała zdziwiona.
-
Torturujesz stek, jakby zrobił coś złego. No i mamroczesz.
- Wcale
nie mamroczę – powiedziała pod nosem Hermiona, na co blondynka odpowiedziała
śmiechem.
- A
teraz co zrobiłaś?
-
Lavender, słuchaj. Nie chcę być niemiła, ale nie mam ochoty na pogaduszki.
Dziewczyna
popatrzyła na Hermionę trochę zdziwiona, ale zaraz odwróciła się do swoich
przyjaciółek i pogrążyła w żywej rozmowie na temat nowej, magicznej pudernicy.
Do
wieczora nic nie poprawiło jej humoru. Obrzuciła przekleństwami bibliotekę, w
której znów nie mogła skupić się na czytaniu. To samo zrobiła z magicznymi
szachami po przegranej partii, a na dodatek chcąc zapalić w kominku skaleczyła
się w dłoń. Zawijając dłoń bandażem, spojrzała na zegarek. Kolacja zaczynała
się za dziesięć minut, ale dziewczyna nie była głodna. Prawdę mówiąc, czuła jak
zbiera się jej na wymioty. Zbliżający się obchód napawał ją lękiem. To miało
być jej pierwsze, dłuższe spotkanie ze Snape'em od czasu… Skrzywiła się.
Wspomnienia z tamtej nocy nachodziły ją zawsze, gdy tego nie chciała. Czasem
budziła się w środku nocy, zlana potem, drżąca na całym ciele. Wciąż czując
jego dłonie na swojej skórze. Łzy napłynęły nagle do jej oczu. Przeklęty idiota, myślała. Nie mogła
wyzbyć się tego, co do niego czuła mimo świadomości, co jej zrobił. Co odebrał.
Była jednocześnie wściekła i stęskniona. Nienawidziła siebie za to, że pragnie,
aby znów ją przytulił. Chciała poczuć jego ciepło, jego zapach, jego silne
dłonie oplatające jej ciało… Potrząsnęła głową, ostro wycierając łzy. Dość tego. To była pomyłka, nic nie znaczący błąd.
Severus
chłodno rozglądał się po Wielkiej Sali, szukając znajomej burzy brązowych
włosów, lecz nie znalazł jej w tłumie
gryfonów. Dokończył kolację i szybko dopił kawę. Ignorując Minerwę, która
uparcie chciała z nim porozmawiać o jego stanie zdrowia, wrócił do siebie i
sięgnął do barku. Nie zdążył nawet wyciągnąć butelki, gdy rozległo się pukanie
do drzwi.
- Wejść.
Granger
weszła do środka i nawet kiedy zamknęła za sobą drzwi, nie spojrzała na niego.
Widział, jak usilnie stara się to robić. Uniósł kącik ust, czego niestety nie
mogła zobaczyć zmieszana gryfonka.
- Dobry
wieczór, Granger. Nie byłaś na kolacji?
Owinęła
się rękami, jakby chciała się bronić przed atakiem ze strony Snape’a.
- Nie
byłam głodna.
- Znowu?
Znów
milczenie. Obszedł biurko, chowając różdżkę do kieszeni i wtedy zauważył, że
Hermiona nerwowo naciągała rękaw szaty na bandaż.
- Co ci
się stało?
-
Skaleczyłam się.
- W jaki
sposób?
- Nic mi
nie jest – odparła, podnosząc głowę.
Snape
obrzucił ją szybkim spojrzeniem i ruszył do drzwi. Posłusznie wyszła za nim,
nie mówiąc ani słowa. Irytował go jej ton, a teraz sam zbeształ się za pomysł, że
tęskni za jej wesołym głosem. Kiedy standardowo sprawdzili hol i pierwsze
piętro, Snape nie patrząc na nią, odezwał się.
-
Będziesz tak milczeć cały czas?
- Nie
mamy o czym rozmawiać – odparła sucho po chwili.
-
Czyżby? – warknął, gwałtownie się odwracając. Hermiona nie zdążyła zareagować i
wpadła prosto w niego.
- Wybacz
– mruknęła przestraszona. Trzymał ją za ramiona i patrzył, jak brązowe tęczówki
błądziły przerażone dookoła.
- To ty
mi wybacz – powiedział cicho, zaskakując zarówno siebie, jak i Hermionę.
-
Proszę?
Popatrzyła
na niego pierwszy raz od tak dawna, że cała maska złości prysła i teraz
liczyła się jedynie ona. Jednak tak szybko, jak maska zniknęła – tak szybko i
powróciła.
- Ruszaj
dalej – powiedział, wypuszczając ją i odszedł dalej korytarzem. Kiedy nie
usłyszał jej kroków, rzucił przez ramię: - Nie zatrzymam się drugi raz.
Powoli
przemierzali korytarze, każde pogrążone we własnych myślach. Hermiona próbowała
uspokoić szalejące serce, ale gdy myślała, że znów stała tak blisko niego…
- Chcę
ci coś pokazać – powiedział nagle Snape. Była tak zamyślona, że nie zauważyła,
że sprawdziła właśnie ostatnią salę na siódmym piętrze.
- Ale…
Ja muszę…
- Książki nie obrażą się, jak nie będzie cię pięć minut dłużej, Granger - prychnął.
Zagryzła
zęby i poszła za mężczyzną. Jej ciekawska natura wygrała i teraz zastanawiała
się, co takiego chce jej pokazać Snape.
- Pokój
Życzeń? – spytała niepewnie, gdy dotarli pod znajomą ścianę.
-
Zamknij oczy – powiedział Snape.
-
Profesorze…
- Po
prostu zamknij te cholerne oczy – powtórzył głośniej. Hermiona posłusznie
wykonała polecenie, słuchając jak Snape podchodzi do ściany. Po chwili drzwi z
charakterystycznym szczękiem wysunęły się i Snape znów przemówił.
- Wejdź
i otwórz oczy dopiero, jak ci powiem.
- Ile
pan ma lat, dwanaście? - mruknęła pod nosem.
-
Granger – warknął tylko, ale zdawało jej się, że usłyszała śmiech. Przekroczyła
próg i stanęła kilka kroków dalej. Snape zamknął drzwi i stanął niedaleko. -
Otwórz oczy.
Zamrugała
kilka razy, a kiedy wzrok znów przywykł do światła, otworzyła usta ze
zdziwienia. Stali naprzeciw orkiestry. Prawdziwej, uśmiechającej się do niej,
gotowej do rozpoczęcia przedstawienia.
- Co się
dzieje? – spytała, patrząc na profesora, a on dumnie uniósł kącik ust i wskazał
głową na dwa fotele, które pojawiły się przed nimi.
- A na
co to wygląda?
Snape
wyciągnął do Hermiony dłoń, co kompletnie zbiło ją z nóg. Zagryzła wargi i
podała mu zdrową rękę, a on poprowadził ją do wielkich, bordowych foteli. Wszędzie
dookoła paliły się świecie, orkiestra była ubrana w piękne, eleganckie stroje. Pianista,
lekko po pięćdziesiątce, ubrany w czarny frak i ogromną, czerwoną muchę,
ukłonił się i zasiadł do instrumentu. W ślad za nim poszli pozostali.
Wiolonczelistka była czarnowłosą pięknością w długiej, czarnej sukni, która opływała
jej smukłe ciało niczym fale na wzburzonym morzu. Ruszały się przy każdym jej
ruchu, a Hermiona nie mogła oderwać od niej wzroku. Dwóch młodych
skrzypków–bliźniaków, ubranych we fraki oraz czarne koszule uśmiechnęło się
szeroko do widowni i złapali pięknie rzeźbione, drewniane instrumenty. Pierwsze
nuty rozbrzmiały. Dziewczyna była jak zaczarowana, jej źrenice rozszerzyły się
w ekscytacji, wszystko wokół jakby zniknęło – była tylko ona, zanurzona w
muzyce. Zerknęła na Snape’a, który podpierał brodę na zaciśniętej dłoni. Nagle
zapomniała o złości, która jak nieznośny pasożyt wypełniała jej serce.
Wcześniej pragnęła, aby ten wieczór się skończył. Teraz miała nadzieję, że
będzie trwać wiecznie. Wszystko, czym zaprzątała sobie umysł przez ostatnie dni, po prostu odeszło. Rozpłynęło się wraz z pierwszym dźwiękiem muzyki.
- To
Bach? – spytała, kiedy dźwięki przycichły.
- Bach.
- Nie
wiedziałam, że zna się pan na muzyce.
- Wielu
rzeczy o mnie nie wiesz – skwitował, kwaśno się uśmiechając.
Hermiona
wstrzymała oddech. Dotarło do niej właśnie, co kierowało Snape’em tamtego dnia.
Przez całe życie był samotny, każdy widział w nim zdrajcę lub zgorzkniałego profesora.
Ona sama traktowała go tak przez większość czasu. Jak więc mogła oczekiwać, że
po tylu latach nędznego życia uwierzy, że komuś może na nim zależeć?
-
Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? – spytała cicho, wciąż się w niego wpatrując.
Spojrzał na nią pytająco, a w jego oczach Hermiona zobaczyła zmęczenie.
- Lubisz
grać, więc pomyślałem, że ci się spodoba.
- Ty nie
robisz takich rzeczy.
- Co
masz na myśli?
- Nie
sprawiasz komuś przyjemności, ot tak.
- Może
nigdy nie było kogoś, komu chciałem sprawić przyjemność, ot tak – powiedział. Hermiona
pomyślała, że się przesłyszała. To nie był Snape jakiego znała. Jednak, gdy
znów się odezwał, jego głos był obojętny. W ten sam sposób spojrzał na
orkiestrę. - Jeśli ci się nie podoba, możesz sobie iść.
- Nie –
odparła natychmiast, ponownie zwracając na siebie uwagę mężczyzny. – Jest przepiękne
– dodała, uśmiechając się.
Kąciki
jego ust zadrżały, gdy znów oddała się muzycznej kuracji. Siedzieli w ciszy,
wsłuchując się w niesamowitą grę. Pianino górowało nad pozostałymi
instrumentami, ale raz po raz skrzypce i wiolonczela rywalizowały o drugi głos.
Struny drgały, unosząc w niewielkim pomieszczeniu melodię tak piękną, tak
niesamowicie hipnotyzującą, że po ciele Hermiony przeszedł dreszcz. Gdy
ostatnia nuta została zagrana, jeszcze jakiś czas wirowała w powietrzu,
wypełniając wszystkie zakamarki ukojonej duszy dziewczyny. Orkiestra ukłoniła
się i rozpłynęła w powietrzu, jakby nigdy nie była czymś materialnym. Całe to
przedstawienie było magiczne w sposób zupełnie inny, niż czarodzieje mogli
sobie wyobrazić.
- Czas
na nas – powiedział Snape wstając.
Hermiona
niechętnie zrobiła to samo, obserwując ukradkiem, jak zamyślony profesor
podchodzi do drzwi. Chciała z nim porozmawiać, jeszcze raz na spokojnie wytłumaczyć
sobie całą sytuację, która między nimi zaszła, ale nie wiedziała, czy to ma
sens. Postanowiła nie psuć sobie tego, o
dziwo, wspaniałego wieczoru.
-
Dobranoc, Granger – usłyszała, gdy wyszli na korytarz i Snape zaczął oddalać
się w swoim kierunku.
-
Profesorze – powiedziała, zanim zdążyła się powstrzymać. Zatrzymał się,
odwrócił w jej stronę i spojrzał na nią pytająco. – Dziękuję.
Skinął
głową i odszedł, a ona już go nie zatrzymała. Wróciła do swoich komnat,
uśmiechając się. Kiedy kładła się spać, wykąpana i cudownie zmęczona,
przypomniała sobie słowa Snape’a. „Może
nigdy nie było kogoś, komu chciałem sprawić przyjemność”. Chciał to zrobić
dla niej, co samo w sobie było dziwne, zważywszy na jego charakter. Ale zrobił
i wyszło mu to lepiej, niż Hermiona była w stanie przyznać. Zanim zapadła w sen
przez jej myśli przetoczyła się nadzieja, cienka i krucha niczym porcelanowa
filiżanka. Nadzieja, że może uda naprawić się to, co zostało tak brutalnie
zniszczone.
Następnego
ranka, siadając do śniadania, Hermiona uśmiechnęła się w stronę stołu
nauczycielskiego i skinęła Snape’owi głową. Nie zareagował, ale gest młodej
studentki nie umknął uwadze McGonagall. Uniosła brew, patrząc na swojego
przyjaciela, który nalewał sobie kawy.
- Coś
mnie ominęło? – spytała.
- Życie,
Minerwo.
- Pytam
poważnie.
-
Poważnie - powiedział znudzony Snape.
Minerwa zmierzyła go karcącym spojrzeniem i powstrzymała się przed uderzeniem do w żebra.
-
Severusie.
-
Merlinie – mruknął. – O co pytasz?
- O
pannę Granger.
- Co z
nią?
- Czyżby
twój wielki nos przesłaniał ci pole widzenia? – sarknęła. – Rozmawialiście?
-
Jesteśmy profesjonalistami. Uznaliśmy, że nie ma co sobie skakać do gardeł.
- Nie
zbywaj mnie. Uśmiechnęła się do ciebie.
- I co w
związku z tym? – zapytał ostro. - Prosiłem cię chyba, żebyś dała sobie spokój.
To nie jest twoja sprawa.
- Znasz
mnie dostatecznie długo, żeby wiedzieć, że to na mnie nie działa
-
Nadzieja matką głupich.
-
Severusie – powiedziała łagodnie. – Jesteś moim przyjacielem i chcę, żebyś ze
mną rozmawiał.
- Jak
będę chciał, to wiem, gdzie cię znaleźć.
Minerwa
zdała sobie sprawę, że ciągnięcie tej konwersacji, nic nie przyniesie. W ciszy
dokończyła swoje śniadanie, dopiła kawę i wróciła do swojego gabinetu.
Neville
oparł głowę o blat stołu i jęknął głośno zrezygnowany.
- Nigdy
nie uda mi się tego zapamiętać.
- Daj
spokój – pocieszała go Hermiona.
Przyszli do biblioteki zaraz po śniadaniu,
kiedy to Neville spanikowany poprosił dziewczynę o pomoc w nauce. Widząc w
jakim stanie jest przyjaciel, Hermiona nie umiała odmówić.
- Musisz się
przestać denerwować i wszystko będzie dobrze. Przecież wiesz to wszystko.
- I co z
tego? Jak tylko pomyślę o egzaminie, to od razu jest mi niedobrze.
- Mówisz
teraz do mnie, prawda? Patrz na mnie, mów do mnie, jakbyś tłumaczył to wszystko
komuś, kto nic z tego nie rozumie.
Zdała
sobie sprawę, że właśnie tak jest. Zielarstwo nigdy nie było jej najmocniejszą stroną. Chłopak widocznie zrozumiał jej konsternację, bo już chwilę
później śmiał się, wtórując koleżance.
- Dawaj,
Neville. Oddychaj głęboko i mów.
- Dobra
– odparł, podniesiony na duchu. Wyprostował się i wziął do ręki leżącą przed
nim książkę. Odwrócił ją do dziewczyny i wskazał na obrazek.
-
Ostrokrzew pospolity. Swoją budową przypomina pustynne kaktusy, jednak…
-
Kaktusy nie strzelają w ciebie swoimi kolcami – dokończył za niego niski głos.
Oboje odwrócili się i spojrzeli na stojącego nieopodal profesora Snape’a. –
Brawo, Longbottom. Przeskoczyłeś z okropnego do nędznego.
Neville
speszył się, a Hermiona tylko pokręciła głową i poklepała przyjaciela po nerwowo
zaciśniętych dłoniach.
- Jak
dla mnie, to masz wybitny w kieszeni.
-
Wybitnie nędzny – dodał Snape i głową wskazał drzwi. – Sprawdź czy cię nie ma w
szklarni, Longbottom.
Chłopak
zabrał książki i cały się trzęsąc, wyszedł z biblioteki. Hermiona rzuciła
pytające spojrzenie na Snape’a.
-
Wystarczy mu stresów w tym roku.
- Jak
będzie tak dygotał cały czas, to profesor Sprout pomyli go z tykwobulwą.
- Marne szanse - odparła. – Pomyśleć, że po wczoraj, będziesz mieć dobry humor.
- Mam. I
dlatego, pozwolę ci dzisiaj asystować w moich lekcjach.
Hermiona
od razu się rozchmurzyła.
-
Naprawdę?
- Nie,
Granger, żartowałem. Tak naprawdę posprzątasz dzisiaj zaplecze.
-
Zabawne – odparła teatralnie, ale zabrała torbę i ruszyła do drzwi. – Idziemy?
Minął ją
z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Obserwowała ruch jego szaty, gdy podążała
za nim do lochów i kilka razy o mało co, nie wdepnęłaby na nią. To z pewnością
nie poprawiłoby mu humoru, więc musiała uważać, gdzie stąpa. Nagle, na
drugim końcu korytarza dostrzegła znajome, rude włosy.
- Ginny
– szepnęła i niechcący nastąpiła na szatę Severusa.
- Do
cholery, Granger, chodzić nie umiesz?
Ale
dziewczyna go nie słuchała. Od kilku tygodni nie miała o przyjaciółce żadnych
wieści, a jej widok kompletnie ją rozproszył.
-
Przepraszam – powiedziała i zaczęła biec w jej stronę. – Przyjdę za chwilę! –
dodała przez ramię i przyspieszyła.
W ogóle
nie pomyślała o tym, co sobie pomyśli Snape i jak jej nagada, gdy wróci. Wśród
tłumu uczniów, nietrudno było odnaleźć burzę ognistych włosów. Teraz jednak,
gdy stanęła blisko nich, miała wrażenie, że zmatowiały.
- Ginny.
Dziewczyna
odwróciła się w jej stronę, a Hermiona przeraziła się. Wyglądała na trzy razy
starszą, jej skóra była pomarszczona, a oczy podkrążone.
-
Merlinie… Co ci się stało?
W oczach
młodej gryfonki zaszkliły się łzy i spłynęły po piegowatych policzkach. Hermiona
instynktownie objęła Ginny, która mocno wtuliła się w znajome ciało
przyjaciółki.
-
Hermiona – zapłakała.
Stojący
obok nich Dean i Parvati wymienili zmieszane spojrzenia. Hermiona nic nie
rozumiała. Co się stało tej pięknej i pełnej życia dziewczynie?
- Chodź
– powiedziała i zaprowadziła przyjaciółkę do swoich komnat.
- Muszę
iść na lekcję, Hermiona…
- Nie
wygłupiaj się.
Poprowadziła ją do siebie, zamknęła drzwi i posadziła
ją na jednym z foteli. Zanim usiadła naprzeciw niej, ukradkiem rzuciła zaklęcie wyciszające.
- Ginny,
na brodę Merlina, co Ci się stało?
Młoda Weasley'ówna chwilę zbierała się, aby opanować płacz.
- Ja… On
mnie porwał… - wyszeptała ledwo słyszalnie rudowłosa dziewczyna i ukryła twarz
w dłoniach.
- Kto
cię porwał? O czym ty mówisz?
-
Sama-Wiesz-Kto.
Hermiona
zbladła. Voldemort przetrzymywał Ginny? Na samą myśl żołądek podszedł jej do gardła.
- Byłam
w Hogsmeade. Chciałam kupić mamie trochę słodyczy, a wtedy… Oni się tam
pojawili i mnie porwali. Śmierciożercy – dodała, widząc pytającą minę Hermiony.
– Przetrzymywali mnie w jakimś ciemnym lochu, nawet nie wiem gdzie…
- Ale po
co?
-
Chcieli wiedzieć, gdzie jest Harry. Torturowali mnie, myśleli, że wiem, ale…
Rozpłakała
się na dobre, a łzy napłynęły jej do ust i nie była w stanie wydobyć z siebie
ani jednego słowa więcej. Hermiona podeszła do niej i mocno otoczyła ją
ramieniem, zszokowana całą tą sytuacją.
- Już
wszystko w porządku, Ginny, jesteś już bezpieczna – mówiła do niej kojącym
głosem, gładząc długie włosy. Kiedy dziewczyna trochę się uspokoiła, wróciła do
dormitorium, a Hermiona nie zamierzała jej zatrzymywać. Ginny była dostatecznie
zmęczona, co wyraźnie odbijało się w jej twarzy i oczach. Nie zamierzała
naciskać. Jeśli przyjaciółka będzie chciała, opowie wszystko później.
- Możesz
do mnie przyjść o każdej porze dnia i nocy – zapewniła ją, gdy Ginny
wchodziła do dormitorium.
Skierowała się do Wieży Astronomicznej, aby usprawiedliwić nieobecność przyjaciółki u Firenza. Gdy wracała krętymi schodami, Hermiona przypomniała sobie, że miała iść na lekcje u Snape’a. Poczuła
napływającą złość na mężczyznę. Czuła, że wiedział o wszystkim, ale to przed
nią zataił. Weszła po cichu do sali od eliksirów i stanęła przy drzwiach.
Lekcja miała się ku końcowi, więc gdy uczniowie kilka minut później opuścili
klasę, Hermiona podeszła do Snape’a.
- Mam
coś na twarzy, Granger, że tak mi się przyglądasz? – spytał sarkastycznie, ale
dziewczyna nie uśmiechnęła się.
-
Wiedziałeś?
Snape na
moment się zawahał.
- Czy
wiedziałem, o czym? Mówże jaśniej, dziewczyno.
-
Wiedziałeś, że Sam-Wiesz-Kto porwał Ginny?
Snape
tylko zmierzył ją wzrokiem, po czym powrócił do porządkowania dokumentów.
- Nie,
nic na ten temat nie wiedziałem.
-
Kłamiesz.
- Nie
tym tonem, Granger.
- Więc
powiedz prawdę – powiedziała głośniej.
-
Owszem, wiedziałem.
- Ty…
- Uważaj
na słowa – syknął i obszedł biurko, stając tuż naprzeciw niej. – Jeśli
Panna-Muszę-Wiedzieć-Najlepiej musi wiedzieć, to wiedziałem i więcej. To ja ją
uwolniłem z tego pieprzonego lochu.
Siarczysty
policzek, wymierzony w stronę Snape’a, odbił się echem po niewielkiej sali.
-
Pytałam, a ty mnie bezczelnie okłamałeś.
- I po
co miałem ci mówić? Mieliśmy plan, twoja wiedza na nic by się nam nie przydała.
Fuknęła
na niego, niczym zirytowana kotka. Złapał mocno jej nadgarstek, a kiedy
spróbowała się uwolnić, brutalnie zbliżył ją do siebie.
-
Spróbuj jeszcze raz mnie uderzyć, a przysięgam, że nie będę tak miły, jak
wczoraj.
Wyszarpała
się z jego uścisku dokładnie w momencie, gdy drzwi się otworzyły. Wściekła
obeszła biurko i usiadła na jego miejscu. Godzinne zajęcia uspokoiły jednak jej
nerwy. Na powrót mogła racjonalnie przeanalizować sytuację i doszła do wniosku,
że niesłusznie wściekła się na profesora. W końcu miał rację, w czym pomogłaby
jej świadomość, że jej przyjaciółka została porwana? Gdy Snape zakończył swoją
prelekcję o likantropii, uczniowie podnieśli gwar i zaczęli opuszczać salę.
-
Przepraszam – powiedziała cicho. – Nie powinnam… - dodała, wskazując na policzek.
- Masz
całkowitą rację.
- … ale
ty nie powinieneś był mnie okłamywać.
Snape
rzucił jej suche spojrzenie.
-
Naprawdę jej pomogłeś? – spytała łagodniej.
- Aż tak
trudno uwierzyć, że stoję po tej dobrej stronie?
Hermiona
uśmiechnęła się krzywo.
- Nie.
Po prostu, chciałam ci podziękować.
- Nie
masz za co.
-
Uratowałeś moją przyjaciółkę.
- Ja
tylko ułożyłem plan. Jej bracia ją uratowali.
- Ron?
Snape
spoważniał. Niebezpieczne tematy to coś, czego chciał unikać, a ten był jednym
z nich.
-
Bliźniacy.
- A co…
-
Wystarczy w temacie, Granger. Zabierz się teraz za to sprzątanie.
- Co? –
spytała, zanim zdążyła się powstrzymać.
-
Przecież ci mówiłem, że dzisiaj sprzątasz składzik.
Hermiona
prychnęła i jednym machnięciem różdżki wyczyściła kociołki na stołach. Przeszła
w głąb klasy i po kolei porządkowała stoliki.
- Chcesz
mieć czysty składzik, to go sobie posprzątaj. Każdy profesor musi dbać o
czystość w swojej klasie – dodała, cytując jedną z jego wypowiedzi. Snape
uniósł kącik ust.
-
Przemądrzałe babsko – mruknął pod nosem, na co Hermiona uśmiechnęła się
szeroko.
- Ciesz
się, że pomagam ci sprzątnąć salę. Puchoni robią naprawdę niezły
bałagan.
- Nie
to, co Gryfoni – odgryzł się, dołączając do niej i rzucając zaklęcia na brudne
deski.
-
Sprzątaliśmy po każdej lekcji! - oburzyła się ze śmiechem.
- Bo
baliście się ujemnych punktów. Inaczej zostawilibyście po sobie cały ten chlew.
-
Zobaczyłbyś moje kwatery, to byś odwołał to wszystko.
Dopiero
po chwili, gdy nie odpowiedział, zdała sobie sprawę, jak to zabrzmiało.
Zarumieniła się i szybko wróciła do czyszczenia, ale Snape nie mógł pozostać
obojętny na jej słowa.
- Panuj
nad hormonami, Granger. Nie będziesz mogła stawiać ujemnych punktów, bo masz
okres.
- Ty za
to mogłeś je rozdawać na prawo i lewo, pod byle pretekstem? – prychnęła.
- Jak
ktoś jest idiotą, zasługuje na ujemne punkty – powiedział Snape, wzruszając
ramionami.
- Komplement
z ust Mistrza Eliksirów! – szepnęła do siebie teatralnie, kpiąc ze swojego
opiekuna.
-
Bzdury, Granger.
Wyczyściła
ostatni kociołek i uśmiechnęła się do niego zwycięsko.
- Jakoś
nigdy nie dostałam ujemnych punktów na eliksirach.
- Siedem
lat zmarnowane – skwitował sucho i uniósł kącik ust, widząc jej wgłębienia na
policzkach.
Hermiona
widząc, jak profesor przygląda się jej badawczo, spłonęła rumieńcem. Odwróciła wzrok i
skończyła sprzątać w momencie, gdy uczniowie znów zaczęli napływać do sali.
Po
ostatnich zajęciach odesłał ją na obiad, sam zostając w swoich komnatach.
Dziewczyna, choć niechętnie, musiała przyznać, że czas spędzany z profesorem
coraz bardziej jej się podoba. Zastanawiała się, jak to się dzieje, że złość
potrafiła przerodzić się tak szybko w zadowolenie, a teraz, gdy siedziała
samotnie przy stole, jedząc posiłek – w tęsknotę. Ginny nie chciała z nią
rozmawiać na temat jej porwania, ale to akurat Hermiona potrafiła zrozumieć.
Traumatyczne przeżycia w tak młodym wieku… Myśl o rzeczach, których
przyjaciółka musiała doświadczyć z rąk oprawców, przyprawiała ją o dreszcze. Starała
się rozluźnić atmosferę namawiając ją do odwiedzin w Hogsmeade, proponując jej
spotkanie u niej w komnatach, ale Ginny pozostała obojętna i nieobecna. Nie
reagowała na jej słowa, Hermiona czuła się, jakby rozmawiała ze ścianą. Nie
miała pojęcia, jak pomóc dziewczynie. Parvati również próbowała swoich sił,
daremnie próbując ją wyciągnąć na zakupy w Miodowym Królestwie. Ginny siedziała
i jedynie wpatrywała się w pustą przestrzeń.
- Może
powinnaś wrócić do domu? – zasugerował Dean, gdy nikt nie wiedział, co jeszcze
można powiedzieć.
- Żeby
znów siedzieć sama? Nie, dziękuję.
Jej głos
był zmieniony. Zniekształcony.
- Twoi
rodzice by się tobą zaopiekowali – powiedziała łagodnie Hermiona.
-
Dziękuję za waszą troskę – odparła Ginny, wstając od stołu. – Ale nie
potrzebuję teraz rozrywek, zakupów, ani imprez.
Po tych
słowach wyszła, zapewne wracając do wieży Gryffindoru. Parvati pobiegła za
dziewczyną, a gdy odeszły, Hermiona westchnęła zrezygnowana. Została z Padmą,
Deanem i Nevillem, a każde z nich wyglądało na tak samo bezradne jak ona.
- Nie
wiem, jak możemy jej pomóc.
- Może
ma rację. Może jak będziemy udawać, że nic się nie stało… - zaczął Dean, ale
Neville mu przerwał.
- Stary,
jak możemy się tak zachowywać? Stało się i teraz musimy jej pomóc.
- Tylko
w jaki sposób? – jęknęła Padma. Na to pytanie, każdemu z nich ciężko było
odpowiedzieć.
-
Pokażmy jej, że z nami jest bezpieczna – powiedziała Hermiona nagle. Pozostali
popatrzyli na nią, nie do końca rozumiejąc co ma na myśli. – Widzicie, jaka
jest spłoszona. Musimy ją otaczać opieką, ale nie robić z niej dziecka. Nie
naciskajmy na nią. Jak będzie chciała iść do Miodowego Królestwa, to wtedy ją
tam zabierzemy. A do tej pory… po prostu bądźmy dla niej oparciem, gdy tylko
będzie go potrzebować. Bez presji.
Pozostali zgodnie pokiwali głowami. Hermiona jednak zmarszczyła brwi, sama pragnąć
wierzyć, że to zadziała. Gdy skończyła swoją porcję ziemniaczanego puree,
wróciła do lochów. Wchodząc do sali, od razu zauważyła nieobecność Severusa.
Nie widziała go na obiedzie, ale on rzadko tam jadał. Sporadycznie przychodził,
a nawet wtedy nie zabawiał długo. Stanęła przy krawędzi biurka i przypomniała
sobie nagle, jak podczas jednej z lekcji, dotknął jej dłoni, muskając ją delikatnie
niczym wiosenny powiew wiatru. To wspomnienie wydało jej się takie…
odległe. Nierzeczywiste. Nie żywiła już w sercu urazy za to, jak potraktował ją
Snape. Jedynie myśli o ich przeżyciach zawsze powodowały w niej to samo uczucie
– jakby ktoś za nią przeżył to wszystko. I to najbardziej bolało
dziewczynę. Przywrócone wspomnienia nie były częścią jej.
- Moje
biurko doprawdy jest interesującym meblem – usłyszała nagle głos Snape’a. Nie
zarejestrowała nawet, że wszedł do sali.
-
Zamyśliłam się.
- Nic
nowego – skwitował, podchodząc do swojego krzesła. Zauważył małą zmarszczkę,
pomiędzy jej brwiami. – Cóż jest tak absorbującego?
- Chodzi
o Ginny… - przyznała. – Nie wiem, jak jej pomóc.
Nie
wiedziała, po co mu to mówi. Wiele razy udowadniał, że nie interesuje go życie
prywatne uczniów.
- Nie
wiem, czy na chwilę obecną możesz pomóc jej bardziej, niż po prostu być przy
niej.
Popatrzyła
na niego zaskoczona jego słowami, ale w tym momencie zreflektował się i dodał
ostrzej:
- Zawracanie sobie głowy takimi głupotami na pewno nie pomoże ci w pracy. Musisz zachować
profesjonalizm.
-
Głupotami? Ginny to moja przyjaciółka, jak moż…
-
Profesjonalizm, Granger. Wiem, że brutalnie to brzmi, ale takie rzeczy nie mogą
wytrącać cię z równowagi.
Wypuściła
głośno powietrze, zbulwersowana jego zachowaniem, ale z drugiej strony
wiedziała, że ma rację. Skoro nie wiedziała jak pomóc przyjaciółce, musiała
skupić się na swojej pracy.
-
Załapałaś, to dobrze. Masz – powiedział, podając jej czysty pergamin. – Dobierz
tematy do jutrzejszego rozkładu zajęć. Tu masz program – dodał, wskazując
obszerną księgę.
Wstał i
minął ją, ustępując jej miejsca. Wciąż wpatrywała się w blat, kiedy usłyszała
jego miękki głos.
-
Rozchmurz się, Granger. Ginewra dojdzie do siebie szybciej, niż myślisz.
Odwróciła
się do niego, ale Snape zdążył już odejść na zaplecze. Jego słowa w istocie,
podniosły ją na duchu. Jego głos ukoił jej umysł niczym balsam. Głos, a nie
warczenie, którym zwykle ją obdarzał. Uśmiechając się do siebie zajęła jego
miejsce i otworzyła księgę. Gdy po pół godzinie przewertowała ją do połowy
musiała przyznać, że zadanie jej powierzone, było całkiem trudne. Według
podziału zajęć, Snape miał jutro dwie godziny z drugoklasistami, jedną z
czwartoklasistami i aż cztery godziny z piątoklasistami. Tych ostatnich musiał
przygotować do SUMów, a więc musiała wybrać tematy spod końca roku. Rozmasowała
obolały kark, ukradkiem obserwując Severusa. Precyzyjnie odmierzał składniki do
eliksiru, który warzył się w kociołki nieopodal.
-
Myślałam, że używasz tylko pracowni w swoich komnatach.
Snape
podniósł głowę zdekoncentrowany.
- I
miałbym zostawić cię samą w mojej sali? Jeszcze czego.
- A co
takiego mogłabym zrobić? – spytała rozbawiona.
- Cóż,
już kilka razy zdarzały się kradzieże składników.
Posłał
jej oskarżające spojrzenie, na co Hermiona zarumieniła się wściekle.
- Raz! –
powiedziała, śmiejąc się. – Tylko w drugiej klasie to była moja sprawka.
-
Wyjątkowo nieudolna, swoją drogą.
- Nie
mam pojęcia, do czego pijesz – powiedziała cicho, ale Snape i tak ją usłyszał.
- Cóż,
pani Pomfrey rzecz jasna musiała mnie powiadomić o zmianie uczennicy w kota.
- Nie
poruszaj tego tematu – wycedziła przez zęby, ale Severus ciągnął dalej z
wyjątkową satysfakcją.
-
Przyznaję, że pierwszy raz byłem tak rozbawiony.
- Uznam
to za komplement – burknęła Hermiona pod nosem.
Profesor
jednak zignorował jej wypowiedź, ciągnąc dalej, wyraźnie zadowolony z siebie.
- Udało
ci się uwarzyć eliksir wielosokowy w tak młodym wieku, ale być na tyle głupią,
żeby wziąć pierwszy lepszy włos, to porażka pierwsza klasa.
-
Skończysz już się ze mnie naśmiewać?
Snape
popatrzył na nią z tryumfem i uniósł brew.
- To
nigdy mi się nie znudzi, Granger.
Rzuciła
mu mordercze spojrzenie i wróciła do lektury, gdy usłyszała jego głos.
- Złość piękności szkodzi.
Nie
patrzył na nią, a mimo to wiedział, że ona zerknęła właśnie na niego. Wyczuł
jej spojrzenie na swoich plecach. Zarumieniła się jedynie i uśmiechnęła do
siebie. Kiedy stał się taki ludzki? zastanowiła
się, jednak chwilę później, jej uwagę zajęło przypisywanie tematów. Oderwała
się dopiero, gdy napisała ostatnie zdanie.
-
Skończyłam – powiedziała dumnie, patrząc na Snape’a, który uważnie wrzucał
składniki do kociołka. Podeszła do niego i z ciekawością obserwowała jego
ruchy. Były pewne, precyzyjne, mechaniczne. Perfekcyjne. – Co to za eliksir?
- Na
cierpliwość - odparł ironicznie.
-
Wygląda bardziej jak eliksir Słodkiego Snu.
Severus
popatrzył na nią z nieukrywanym zaskoczeniem.
- To dla
panny Weasley. Minerwa poprosiła mnie, aby go dla niej uwarzył.
Hermiona
uśmiechnęła się lekko, znów zaskoczona ludzkim odruchem nietoperza. Rozejrzała
się i postanowiła mu pomóc, w końcu miała okazję na coś rzeczywiście przydać
się przyjaciółce.
- Czego
potrzebujesz? – krzyknęła z magazynku, kiedy odniosła do niego kilka
nieużywanych narzędzi. Snape nagle pojawił się za nią i wyjął z jej ręki nóż,
który przypadkowo zagarnęła ze sobą.
- Tego –
powiedział. Stał tak blisko, że dziewczyna instynktownie wstrzymała oddech. Czuła,
jakby wraz z jego obecnością, małe zaplecze skurczyło się i napierało na nią
zewsząd.
Snape
wpatrywał się w nią, zahipnotyzowany jej bliskością. Mocno ściskał w dłoniach
nóż, a gdy Hermiona nieświadomie zerknęła na jego usta, poczuł ból i ciepłą
krew na palcach. To orzeźwiło go dostatecznie, aby odwrócić się i wyjść.
Spojrzał na zakrwawioną dłoń. Z każdym dniem, coraz bardziej chciał wziąć ją w
objęcia. Chciał przypomnieć sobie, jak to jest. Jednym machnięciem różdżki
pozbył się skaleczenia i wrócił do pracy. Dziewczyna cicho krzątała się wokół
niego, wynosząc zużyte resztki, donosząc składniki, których potrzebował,
czyszcząc narzędzia. Gdy eliksir był niemal gotowy, stanęła obok niego i zafascynowana wpatrywała się w parującą ciecz.
- Jak ty
to robisz?
- Co
robię? – spytał, unosząc brew.
- Jak
nauczyłeś się tak idealnie sporządzać eliksiry?
- Jeśli
zdradzę ci mój sekret, wtedy nie będę mistrzem. I będę musiał cię zabić.
Dziewczyna
uśmiechnęła się, ale nie ciągnęła tematu. Posprzątała noże i chochelki, a Snape
wziął pustą fiolkę i napełnił ją wywarem.
- Zanieś
to pannie Weasley. Na dzisiaj wystarczy.
- Dobrze
– powiedziała Hermiona i włożyła eliksir do torby, którą zarzuciła na ramię.
Wychodząc z sali, odwróciła się i popatrzyła na Snape’a, który przeglądał
właśnie jej wykaz. Chciała coś powiedzieć, chciała nadal tu być i czuć jego
obecność. Uśmiechnęła się na myśl, że jutro znów spędzi z nim dzień.
Skierowała
się do wieży Gryffindoru. Dawno już nie szła tymi korytarzami. Jedynie na
obchodach, ale wtedy były puste, martwe. Teraz tętniły życiem, wypełnione
gwarem, krzykami i śmiechami uczniów, którzy ustępowali jej drogę. Niektórzy,
przeważnie pierwszoroczni, nawet witali ją krótkim „dzień dobry, pani
profesor”. Wciąż dziwne uczucie, myślała,
dochodząc do portretu Grubej Damy.
- Floret animus – powiedziała, a kobieta z obrazu ukłoniła się jej lekko i wpuściła ją
do środka. Salon wypełniało ciepłe światło świec. Garstka uczniów zasiadała na
kanapie przed kominkiem, gdzie zwykle to ona, Harry i Ron przeprowadzali
dyskusje i nocne debaty.
-
Hermiona – usłyszała głos i spojrzała w stronę idącego do niej Deana. – Co tu
robisz?
-
Przyszłam do Ginny. Mam coś dla niej.
- To
życzę powodzenia – odparł gorzko. – Nawrzeszczała na Parvati, jak się jej
spytała o egzaminy.
Hermiona
westchnęła.
- Dziwisz
się? Nadal przeżywa to wszystko.
- Wiem –
przyznał skruszony chłopak. – Słuchaj. Chciałem o czymś z tobą porozmawiać.
Spotkamy się później?
- Jasne.
- To
poczekam, jak skończysz z Ginny.
To
powiedziawszy odszedł w kierunku dormitorium chłopców. Hermiona szczerze
zastanowiła się, o co chodzi. Weszła po schodach do dziewczęcych kwater i
zapukała do szóstorocznych.
-
Hermiona – przywitała ją Parvati, z widocznie podpuchniętymi oczami. Musiała
płakać. Cholera, cholera, cholera, myślała.
- Cześć.
Słuchaj, mam dla Ginny eliksir na sen, mogę wejść?
-
Pewnie, co za pytanie. Tylko – powiedziała i zniżyła głos do szeptu, gdy
stanęły za drzwiami – uważaj, co mówisz. I nie przejmuj się tym, co odpowie.
-
Postaram się – szepnęła Hermiona i weszła w głąb pokoju. Ginny siedziała po
turecku, oparta plecami o poręcz w nogach swojego łóżka. Wpatrywała się w
pościel niemal nie mrugając. Hermiona zerknęła niepewnie na Parvati, która
przysiadła na swoim posłaniu i wzruszyła ramionami.
- Ginny
– odezwała się w końcu. – To ja, Hermiona.
Usiadła
powoli obok dziewczyny, która podniosła na nią swoje matowe oczy.
- Tylko
nie mów, że możemy wybrać się do wioski.
- Nie,
nie po to przyszłam. Jak się czujesz?
Ginny prychnęła gniewnie, odgarniając włosy na plecy. Hermiona starała się wziąć do serca radę Deana.
- Mam
coś dla ciebie.
Wyciągnęła z torby małą fiolkę i położyła ją na kołdrze przed Ginny.
- To na
sen. Profesor Snape uwarzył go dla ciebie.
- Nie
potrzebuję środków na sen.
Popatrzyła
na Hermionę pustym wzrokiem, a po jej policzku spłynęły łzy.
-
Potrzebuję zapomnieć.
- Ginny…
- Możesz
to dla mnie zrobić? – spytała sucho. Nie błagała, nawet nie prosiła. Wiedziała,
co odpowie jej przyjaciółka.
- Nie,
Ginny, nie zrobię tego. Nie wymażę ci pamięci.
- A więc
nie mamy o czym rozmawiać.
Jej głos
był obcy. To nie była Ginny, jaką wszyscy znali. Hermiona spodziewała się po
niej zmian, ale nie sądziła, że stanie się zimna. Oschła.
-
Posłuchaj… - zaczęła spokojnie starsza gryfonka, przysuwając się do
przyjaciółki i chwytając ją za ręce. – Takie wspomnienia czynią nas silniejszymi.
Wiem, jak to brzmi, ale z czasem twoja złość osłabnie, a wtedy te wspomnienia
się zatrą. Wyblakną.
- Ja nie
chcę, żeby się zacierały. Ja chcę, żeby zniknęły.
Wyszarpała dłoń z uścisku przyjaciółki i zapatrzyła się znów w dal. Hermiona starała się zrozumieć, ale przychodziło jej to z trudem.
- I
chcesz zapomnieć, kto był w stanie zaryzykować życie, aby cię uratować?
Ginny
nie odpowiedziała.
- Wierz
mi lub nie, ale wszystkie wspomnienia są ważne. Z każdego, nawet najgorszego,
jesteś w stanie wyciągnąć jakiś dobry ślad. Drobny, ale dobry. Kto przyszedł ci
na pomoc?
- Fred i
George… - wyszeptała ze łzami w oczach Ginny.
- Tylko oni?
-
Profesor Lupin… I Kingsley.
Jej głos
stawał się coraz cichszy.
-
Naprawdę chcesz zapomnieć, że Remus, Kingsley i twoi bracia ryzykowali życia,
aby cię wydostać? Zrobili to dla ciebie, bo jesteś dla nich ważna. Dla nas
wszystkich. Nie możesz o tym zapomnieć.
- Śnię o
tym po nocach – wyszeptała nagle Ginny. – Widzę czarne postacie… Słyszę ich
głosy… Szepczą do mnie. Torturują bez końca. Bellatrix. Dołohow. I… Greyback…
Na
chwilę zamilkła, zamykając oczy.
- I
jeszcze jeden głos… Mówi, że wszystko będzie w porządku. Mówi, że za niedługo
to się skończy. Że za niedługo po mnie przyjdzie.
- Czyj
głos? – spytała cicho Hermiona, czując, że zna odpowiedź na to pytanie.
- Snape’a.
- On
pomógł cię uratować.
- On
mnie tam zostawił, Hermiona – wyszeptała Ginny, patrząc prosto w jej oczy. –
Przychodził i opatrywał moje rany, ale… Zawsze mnie tam zostawiał. W ciemności.
Samą.
- Nie
mógł tak po prostu cię uwolnić – odparła łagodnie dziewczyna. – Zaplanował
twoją ucieczkę, aby nic się wam nie stało. Nikt cię tam nie zostawił.
- Tam
było tak ciemno – zapłakała Ginny. Hermiona wzięła przyjaciółkę w objęcia,
czując jak przez zmęczone ciało przechodzą spazmy płaczu. Głos jej się załamał i
nie była w stanie nic powiedzieć. Parvati klęknęła przed nimi zatroskana,
sięgając po fiolkę.
- Wypij
to. Pomoże ci zasnąć.
Ginny
posłusznie połknęła eliksir i już po chwili, zasnęła w objęciach Hermiony.
Ułożyły ją pod kołdrą i cicho zeszły na dół. W salonie pozostał już jedynie
Dean, czekający na Hermionę.
- I jak?
Udało się?
- O
dziwo – przyznała Parvati. – Coś czuję, że jedna dawka nie wystarczy.
Hermiona
pokiwała głową.
- Wiem.
Snape ma cały kociołek eliksiru, jutro przyniosę go więcej.
Usiedli
na kanapie, ogrzewając się przy palenisku. Hermiona popatrzyła na nich i
spytała zmęczona:
- Nie
macie zajęć?
-
Wróżbiarstwo – powiedziała Patil, a Dean dodał: - Ja mam transmutację, ale
profesor McGonagall kazała mi zająć się Ginny.
- Nie
wiem, co robić – przyznała Hermiona. – Eliksir Słodkiego Snu to nie lekarstwo.
Może pomóc jej zasypiać, ale… Ona będzie mieć traumę.
- Jest
silna, wyjdzie z tego – pocieszał Dean, ale chyba sam nie był przekonany do
swych słów.
- Poza
tym, ma nas. Z takimi przyjaciółmi wychodzi się z gorszych rzeczy – dodała
Parvati.
Zapadło
między nimi milczenie. Każde z nich z osobna przeżywały stan Ginny, ale
najbardziej przerażała ich bezsilność. Bezradność. Mogli jedynie patrzeć i mieć
nadzieję, że przyjaciółka stanie na nogi.
- Myślicie,
że szykuje się wojna? – spytał nagle Dean.
- Wojna?
Z Sam-Wiesz-Kim? – Parvati podciągnęła nogi pod brodę i objęła je mocno rękoma.
- Skoro
Śmierciożercy mogą porwać kogoś niezauważenie z Hogsmeade… To nikt nie jest
bezpieczny.
Hermiona
przysłuchiwała się obawom chłopaka i zadrżała, mimo ciepła dobiegającego z
kominka. Wojna z Voldemortem sama w sobie była ideą tak straszną, że jej
prawdopodobieństwo sprawiało, że człowiek bał się każdego następnego dnia.
- Nie ma
co panikować – powiedziała w końcu Hermiona, widząc łzy w oczach przerażonej
Parvati. – Hogwart jest bezpieczny, MY jesteśmy bezpieczni. Dopóki jesteśmy w
szkole, nic nam się nie stanie.
Tego
wieczora, gdy już leżała w łóżku, dręczyły ją słowa Deana. Nie chciała myśleć o
wojnie, o Voldemorcie, o Ginny, o niczym. Sama ta myśl przerażała ją, jak nic
innego. Kiedy noc zapadła, a ona nadal nie mogła zmrużyć oka, wstała i ubrała
szlafrok. Podeszła do okna, za którym na niebie wisiał lśniący księżyc i milion
gwiazd. Niebo było niesamowicie czyste – jakby nic nie mogło zmącić jego
majestatu. Owinęła się szczelniej szlafrokiem i wyszła z gabinetu. Musiała
pozbierać myśli, a znała jedno miejsce, gdzie poczuje ulgę.
Severus
wpatrywał się w niebo, zastanawiając się, kiedy nadejdzie koniec. Voldemort
ruszył do Albanii, w poszukiwaniu Pottera, którego tam nie znajdzie. A gdy
wróci… Rozpęta się piekło. Śmierciożercy nie muszą być niczemu winni, aby
zasłużyć na tortury. Wyżyje się na nich za kolejną porażkę. Spojrzał na
gwiazdy, które niezmącone żadną chmurą, świeciły w jego stronę, słuchając jego
oddechu.
-
Dumbledore, ty stary głupcze. Dlaczego musiałeś zakładać ten przeklęty
pierścień…
Chociaż
szczerze starca nie znosił, brakowało mu jego mądrości, a nawet życiowych
morałów. Nawet durnych żarcików. Nagle usłyszał odgłos otwieranych drzwi i
zobaczył, jak pojawia się nich Hermiona. Wyglądała na równie zaskoczoną jego
obecnością, jak on jej.
- Nie
możesz spać? – spytała, podchodząc do niego i oparła się o zimną barierkę.
- Nigdy
nie mogę spać.
-
Zupełnie jakbyś był wampirem – uśmiechnęła się lekko.
- Nie
opowiadaj bzdur.
Zamknęła
oczy i pozwoliła nocnej bryzie swobodnie muskać jej twarz. W świetle księżyca
wyglądała niczym porcelanowa lalka. Snape wpatrywał się w nią, jakby rzuciła na
niego jakiś urok.
- Doprawdy,
moja twarz jest tak absorbująca? – spytała, unosząc kąciki ust. Spojrzała na
niego i uśmiechnęła się, widząc, że ją obserwuje.
- Nie
pochlebiaj sobie. Co najwyżej intrygująca.
- Mnie
wystarczy.
Patrzyła
chwilę w jego oczy, po czym skierowała wzrok na gwieździste niebo.
- Jest
takie... czyste. Wielkie.
-
Ameryki nie odkryłaś - odparł beznamiętnie.
- Czy
ciebie cokolwiek rusza?
Hermiona uśmiechnęła się szeroko, gdy Snape udał, że się zastanawia. Ostatecznie pokręcił głową.
- Nie
bardzo.
- Oh,
więc widziałeś już wszystko?
- Mniej
więcej.
- Mniej
czy więcej?
- Zamyka
ci się kiedyś ta niewyparzona gęba?
Powstrzymała się od komentarza, pozwalając na krótką ciszę miedzy nimi.
-
Severusie?
Niemal
zapomniał, jak jej miękki głos potrafi pieścić jego imię.
-
Myślałeś czasem o tym, żeby po prostu… zniknąć?
Zaskoczyła
go tym pytaniem.
- Nie –
odparł po chwili.
Wiedziała,
że nie jest wylewny, więc spodziewała się, że to koniec, ale właśnie wtedy, on znów się
odezwał.
- Na
początku myślałem – przyznał. – Gdy wszystko wydawało się szare.
Pozbawione sensu. Tylko, że… nadal takie jest. I raczej zawsze będzie. Więc
przestałem o tym myśleć.
Jego
głos, poza obojętnością i chłodem, przepełniała bezradność. Zupełnie jak jej,
gdy mu odpowiedziała.
- Zdałam
sobie sprawę, jak bardzo byłam naiwna, licząc, że to się kiedyś skończy.
- Kiedyś
na pewno się skończy.
- I co
wtedy? – spytała, nie oczekując odpowiedzi. – Myślisz, że będziemy mogli
normalnie żyć?
W ciągu
krótkiego czasu, drugi raz usłyszał to pytanie.
- A
czego oczekujesz? Mało masz problemów, że spokój tak by ci przeszkadzał?
- Nie –
przyznała z uśmiechem. – Spokój byłby wspaniały.
Stali
chwilę obserwując martwe góry przed nimi. Majestatycznie
rozciągały się wzdłuż horyzontu, odgradzając ich od świata zewnętrznego, dając
swoiste poczucie bezpieczeństwa. Nagle Snape dostrzegł poruszające się korony
drzew i z jednej sekundzie w powietrze wzbiły się dwa czarne obłoki. Pchnął
Hermionę za filar i obserwował poruszające się cienie.
- Co
robisz? – spytała szeptem, ale nakazał gestem, by milczała. Przerażona
wpatrywała się w wytężoną twarz Severusa.
-
Śmierciożercy – mruknął tylko.
Przywarła
do niego mocniej, wstrzymując oddech. Czuła jego dłoń, mocno zaciskającą się na
jej ramieniu.
-
Cholera – warknął. Zmierzył ją wzrokiem i odsunął się. Niechętnie puściła jego
szatę, wciąż czując w piersi kołaczące ze strachu serce.
- Co oni
tu robili?
-
Obserwowali.
- Chyba…
nie przymierzają się do ataku?
Wiedziałbym,
pomyślał Snape. Chyba, że
nie?
- Do środka – powiedział, popychając Hermionę w stronę drzwi. Zbiegła po
schodach, dopiero na korytarzu zwalniając kroku. Severus zagryzał szczękę, a na
jego czole widziała wyraźne zmarszczki.
-
Severusie? - spytała zaniepokojona, widząc jak nerwowo zaciska pięści.
- Idź do
siebie.
Widziała,
że w tym stanie nie ma co z nim dyskutować.
- Jazda!
– warknął, gdy nadal stała w miejscu. Powoli oddaliła się do swojego pokoju,
wciąż przerażona jego zachowaniem. Zerknęła za siebie, ale Severus zniknął. Co,
do licha, Śmierciożercy robili pod szkołą? Co obserwowali w środku nocy? Czy
Voldemort zamierza zaatakować Hogwart? Na samą myśl, Hermiona poczuła dreszcze.
Zatrzasnęła za sobą ciężkie drzwi i otoczyła się szczelnie rękami. Ciepły
szlafrok zdawał się nie spełniać swojego zadania, więc wgramoliła się pod
kołdrę i z głową pełną najgorszych scenariuszy, zapadła w sen.
Severus
zamiast do siebie, skierował się do Minerwy. W takich sytuacjach, dziękował
Merlinowi, że udało mu się odwieść Voldemorta od przejęcia szkoły w zeszłym
roku. Chociaż jedno miejsce było, miał nadzieję, względnie bezpieczne.
-
Minerwo – szepnął głośno, pukając do jej drzwi. Było grubo po północy. Oby ta stara jędza nie pomyślała sobie
czegoś zbereźnego. Drzwi otworzyły się, a w nich stanęła zaspana kobieta.
Naciągała na siebie puchowy szlafrok. Minął ją bezpardonowo.
-
Oczywiście, Severusie, że możesz wejść – jęknęła sarkastycznie, ale ziewnięcie
zepsuło efekt.
- Możesz
zamknąć drzwi? – spytał zniecierpliwiony. Przewracając oczami, McGonagall
posłuchała.
- Co
sprowadza cię do mnie – spytała, patrząc na zegarek – o takiej porze?
- Jeśli
jesteś ciekawa, to Śmierciożercy obserwowali twoją szkołę.
Natychmiast
oprzytomniała. Poprawiła na nosie okulary, jak to w zwyczaju miał były dyrektor
i owijając się szlafrokiem, usiadła na fotelu za biurkiem.
-
Śmierciożercy tu byli?
- Brzmię
niewyraźnie? Widziałem ich z Wieży Astronomicznej.
- Ale…
nic nie mówiłeś, że mają się zjawić.
- Bo nic
nie wiedziałem – przyznał, siadając naprzeciw niej.
- Więc
co jest grane?
- Nie wiem, ale wolałem cię o tym powiadomić. Możliwe naturalnie, że szpiegowali na własną rękę, ale jeśli wysłał ich tu Voldemort… Może to jest cisza przed burzą.
- Nie wiem, ale wolałem cię o tym powiadomić. Możliwe naturalnie, że szpiegowali na własną rękę, ale jeśli wysłał ich tu Voldemort… Może to jest cisza przed burzą.
-
Spodziewasz się ataku? – głos Minerwy zadrżał.
- Sam
nie wiem. Na ostatnim zebraniu nie doszliśmy do żadnych istotnych kwestii.
Na
chwilę zapadła cisza. Każde z nich pogrążone we własnych, ponurych myślach, nie
wiedziało co powiedzieć. W końcu Snape wstał.
- Jutro
udam się do Malfoy’ów i dowiem się, o co chodzi.
-
Oczywiście, oczywiście – powiedziała szybko dyrektorka.
- Swoją
drogą, słyszałem, że Weasley nie za dobrze radzi sobie z przystosowaniem się do
życia.
- Nic
dziwnego – odparła Minerwa. – Panna Weasley przeżyła traumę, zapewne długo jej
zajmie, by znów żyć pełnią życia.
-
Właściwie czemu wróciła do szkoły? – spytał Snape, zaskakując swoją
przyjaciółkę.
- Stałeś
się bardzo ciekawski, Severusie.
Przymrużyła
oczy, badawczo go obserwując, ale on tylko prychnął i zniknął za drzwiami.
McGonagall odetchnęła głęboko i oparła brodę o splecione dłonie. Miała
nadzieję, że najgorsze nigdy nie nadejdzie. W głębi duszy wiedziała jednak, jak
naiwne było to marzenie.
*
Tymczasem
w zupełnie innej części świata, zakapturzona postać siedziała w fotelu, tępo
wpatrując się przed siebie. Mężczyzna podszedł do niej i popatrzył na nią,
kręcąc głową.
- Już
wkrótce dojdziesz do siebie.
- Już
wkrótce, to wszystko będzie moje – wycharczała postać.
- Nasze,
przyjacielu.
Mężczyzna
poprawił koc, który spoczywał na kolanach jego rozmówcy. Słaba dłoń jednak
odtrąciła go z zadziwiającą siłą.
- Nie
musisz mnie stale niańczyć.
- Jesteś
słaby.
Postać
zapatrzyła się w oddal, gdzie majaczył zasypany śniegiem las, otoczony zewsząd
srogimi szczytami gór. Pokręciła głową, a z ust wydobył się cichy, złowrogi pomruk.
- Jestem
coraz silniejszy.
Najfajniejszy prezent na Dzień Dziecka :D
OdpowiedzUsuńTen rozdział był tak pozytywnie zakręcony, że nie mogłam się od niego oderwać.
Szkoda mi Ginny. Jedynym, czym zasłużyła sobie na takie cierpienia, jest jej przyjaźń z Potterem. Mam nadzieję, że kiedyś dojdzie do siebie.
Severus mnie zaskoczył. W dobry sposób, oczywiście. Widać, że się stara i uważam, iż na swój pokręcony sposób taki Snape jest całkiem słodki.
Poważnie obawiam się reakcji Hermiony, kiedy dowie się o Ronie... jakby nie było to jeden z jej najlepszych przyjaciół. Och, coś czuję, że urządzi Severusowi piekło na Ziemi, a on jak to on, nie pozostanie jej dłużny.
Ostatni fragment zbił mnie z tropu. Wyliczałam w głowie osoby, które mogłyby pasować do roli łaknącego władzy i potęgi czarnoksiężnika, ale... nie doszłam do żadnych konkretnych wniosków. Poza Czarnym Panem, który odpada z oczywistych powodów, wytypowałam tylko Grindelwalda.
Co tu się, droga panienko, wyprawia?
Wszystkiego dobrego!
bullek
Dziękuję za, jak zwykle, cudowny komentarz!
UsuńMiło widzieć, że ktoś śledzi wiernie i wyłapuje szczegóły.
Cóż, a propo ostatniego fragmentu wiesz co powiem - nic nie powiem. Takie tam, budowanie napięcia.
Historia z Ginny, cóż, przyznam, że pisanie o niestabilnej emocjonalnie nastolatce jest trudne. Oddanie emocji... Można złapać doła.
Całkiem odbiegając od tematu zdradzę, że pisząc fragmenty z Hermioną i Snape'em stawiałam się na jej miejscu. I nie mogłam usiedzieć przed biurkiem.
A jej przygoda z Ronem, hmm. On był dla niej kimś więcej niż przyjaciel. Więc tak, masz rację. Będzie piekło na ziemi.
Cieszę się, że podobał ci się rozdział, który nawiasem mówiąc, czekał na Dzień Dziecka, aby go dodać :) Poważnie, napisany był chyba ze dwa tygodnie temu i czekał. I kwiczał. "Dodaj mnie, dodaj mnie".
Pozdrawiam cieplutko :*
Przyjemność po mojej stronie :D
UsuńFakt, trochę... zmniejszyłam rolę Rona. Z przyzwyczajenia. Nie przepadam za nim i jakoś nie potrafię zaakceptować związku między nim a Granger.
No, teraz pozostaje mi już tylko spokojne czekanie na rozwinięcie historii.
Miłego dnia :)
Rozdział względnie spokojny, ale właśnie- ostatni wątek to coś :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię zaskoczyłam :)
UsuńObiecuję, że postaram się nadrobić akcję w następnych rozdziałach :)
Pozdrawiam!
Biedna Ginny. Mam nadzieję że Hermi i reszta Gryfonów pomogą jej przez to przejść.
OdpowiedzUsuńSzkoda że Sev zaciął się tym nożem w składziku. Już myślałam, że pocałuje Herm.
Rozdział jak zwykle cudowny. Jestem zła, bo nie mam żadnych błędów do których mogłabym się przyczepić :D
Serdecznie pozdrawiam i dużo weny życzę Senri97
P.S. Nie każ nam czekać tak długo na kolejny rozdział proszę!!
Przykro mi, że nie ma błędów :c Postaram Cię nie zawieść w 15 :)
UsuńCieszę się, że Ci się podobało i również pozdrawiam!
A co do nowego rozdziału, to postaram się szybko dokończyć.
Zacznę od początku. Przede wszystkim uwielbiam McGonagall! Chce pomóc Severusowi i Hermionie w jak najbardziej dyskretny sposób. Druga sprawa na którą zwróciłam uwagę, to zwalanie złych humorów u kobiety na okres!!! (znam to z autopsji :D i nic bardziej mnie nie denerwuje!) Czy dobrze przeczytałam, że Hermionie zbierało się na wymioty? - no, no, no... ciekawe (czyżby się tam coś "posiało"?) Koncert był cudowny i widać, że Severus ma wyrzuty sumienia i na swój pokrętny sposób próbuje zrekompensować Hermionie krzywdy. Mam nadzieję, że wkrótce przestanie być zakompleksionym, pozbawionym wiary w siebie dupkiem!
OdpowiedzUsuńBiedna Ginny, niestety musi zmierzyć się ze swoimi wspomnieniami w myśl zasady, że co cie nie zabije to cię wzmocni!
Śmierciożercy obserwujący Hogwart i Severus, który nic o tym nie wie? Pewnie niedługo dowiemy się z czyjego polecenia. No i ta końcówka....
Rozdział świetny, gratuluję! Mam nadzieję, że szybko pojawi się następny!
PS. Wszystkiego najlepszego w Dniu Dziecka!
Czy to przypadkiem nie dzisiaj miała się ukazać miniaturka dla ciebie od Dubhean? ;)
Tak, miała, niestety się nie pojawiła :(
UsuńDzień Dziecka </3
PS. Cieszę się niezmiernie, że podobał ci się rozdział. Nie powiem nic więcej, wiesz, po prostu nie mogę. Wszystko wyjdzie w praniu. :)
Pozdrawiam
Boski prezent :D Chcę taki częściej :D
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Ginny, mam nadzieję że dojdzie do siebie...
Liczę że w końcu Hermiona czy Severus wybuchnie i dojdzie między nimi do czegoś :)
Pozdrawiam
Nikola
Witam! W imieniu swoim i całej Załogi ocenialni Wspólnymi Siłami z przyjemnością informuję, że właśnie ukazała się ocena Twojego bloga. Pozdrawiam i życzę miłego dnia z nadzieją, że docenisz moją pracę i kulturalnie skomentujesz recenzję.
OdpowiedzUsuńWS
Hej ! Przeczytałam Twój komentarz i śpieszę z odpowiedzią! Wybacz , ze musiałaś tyle czekać , ale byłam na wyjeździe . Co do Severusa i Florence cóż.... czas pokarze :D Mam co do tej dwójki pewne plany, ale łatwo i słodko nie będzie ;) Dzisiaj rozpoczęłąm pisanie 3 rozdziału i postaram się na bierząco dodawać posty. Mam zmiar stworzyć długą hisotrię, a przede wszystkim pisać dłuższe rodziały. Prolog i dwa pierwsze rodziały były próbą, chciałąm zobaczyć czy historia się spodoba. I widzę, że przypadła Tobie i kilku osobom do gustu , więc jestem przeszczęśliwa. Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na stałe ! Liczę na Twoje opinie ( szczere , nieważne czy będą pozytywne czy negatywne) . Na pewno będę kierowała się wskazówkami od Was ! http://severuslovelikethisneverhappend.blox.pl/html
OdpowiedzUsuńMiałam krótką przerwę od czytania Twojego opowiadania, wiadomo, sesja się zbliża, a wraz z nią - zaliczenia. Ale już po wszystkim, więc wróciłam, żeby zawracać Ci głowę marudzeniem. xD
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się, jeśli będę bardziej czepialska niż zwykle, po prostu od wczoraj nęka mnie alergia. I nie chce sobie pójść.
Zauważyłam, że skończyłaś już opowiadanie. Szkoda, myślałam, że napiszesz minimum sześćdziesiąt rozdziałów, bo w czterdzieści (i to przeciętnej długości) ciężko przedstawić tak zagmatwany temat jak Sevmione. Aczkolwiek jest pewien plus - teraz, kiedy masz już zakończone opowiadanie, możesz spokojnie zacząć je poprawiać! :D
Szybciutkie przypomnienie tego, co działo się w poprzednim rozdziale: Snape dogadał się z Zakonnikami i wspólnie odbili Ginny, a Hermiona postanowiła odnowić znajomość z Hagridem.
Te kwatery są coraz bardziej irytujące. Nawet bardziej niż komnaty.
Nareszcie Hermiona robi użytek ze swojej inteligencji. Wpadła na pomysł, że może Hagrid coś chlapnie, a ona bez problemu się domyśli, o co chodzi w tym całym burdlu. Podoba mi się ta tęsknota Hermiony za latami szkolnymi. Ech, dorastanie... Czasami ciężko się z nim pogodzić.
Profesor McGonagall jest chyba trochę za mało stanowcza. Mam na myśli tę rozmowę o seksach ze Snape'em. Oczywiście doceniam to, że nie jest jakoś specjalnie wścibska czy upierdliwa w stylu Molly Weasley, aczkolwiek brakuje mi tego zdyscyplinowania. No i za mało wstydu Hermiony! Zdecydowanie za mało, spokojnie mogłabyś to trochę ubarwić, bo strach to jedno, bardzo dobrze, że o nim wspomniałaś, nareszcie Hermiona uruchomiła rozsądek, aczkolwiek rozmowa o TYCH sprawach z byłą wychowawczynią i nauczycielką, która znała ją jeszcze z dziecięcych lat, musiała być dla Granger bardzo krępująca. Hermiona rumieni się na myśli o Snape'ie, choć są (przynajmniej teoretycznie) dostępne tylko dla jej samej, a taka otwarta rozmowa o tym samym z McGonagall jedynie ją przeraża?
Szkoda, że Minerwa nie myśli już tak rozsądnie. Nawet Hermiona (choć podchodzi do sprawy bardzo emocjonalnie) zauważyła, że jej związek ze Snape'em jest problematyczny, a McGonagall (rozsądna, doświadczona i inteligentna kobieta) pomyślała o tym jak nastolatka. Gówno z tego, że dzieli ich więcej, niż łączy. Po prostu Hermiona jest najlepszym, co mogło spotkać Snape'a. I nie ma gadania. Zgodziłabym się z akceptacją, zrozumieniem, ba, nawet ze współczuciem z jej strony, ale brakuje mi tu jakiegoś ALE z jej strony.
Podoba mi się to rozdarcie Hermiony. Z jednej strony cholernie tęskni, bo widać, że nie zapomniała o zauroczeniu swoim nauczycielem, ale z drugiej - jest Hermioną. Nie wybaczy tak łatwo takiego zachowania. Aczkolwiek to skaleczenie mogła sobie przecież bez problemu sama wyleczyć.
,,Po prostu zamknij te cholerne oczy" - jestem fanką takiego Snape'a. <3
OdpowiedzUsuńJuż wiem, w czym tkwi problem. Hermionę czujesz bardzo dobrze, McGonagall przeciętnie, w charakter Snape'a też udaje Ci się trafić (ostatnio coraz częściej), jeśli rozmawiają ze sobą, to wychodzi im to całkiem dobrze, ale Ty czasami wrzucasz tych biednych bohaterów w sytuacje, które są całkowicie nieadekwatne. Np. ta sytuacja w Pokoju Wspólnym z orkiestrą. Totalnie nie do przyjęcia, a ta całkiem dobra rozmowa Snape'a i Granger sprawia, że jestem całkowicie rozdarta. To jest ten poziom abstrakcji, którego już nie ogarniam. Ja rozumiem, że Snape chciał sprawić Hermionie przyjemność, w końcu podkreślasz to dosyć często. Okej. Na coś takiego mógłby się szarpnąć Ron, gdyby wcześniej sporo przyoszczędził i byłby już z Granger w związku. Dlaczego? Bo Ron był na swój sposób romantyczny i bardzo klasyczny w tym swoim romantyzmie. Natomiast Snape zrobiłby to w zupełnie inny sposób. Długo by się z tym kisił, a gdyby już się zdecydował, podczas spotkania byłby bardzo lakoniczny, spięty, dzięki czemu by ukrywał, jak jest zdenerwowany. Nigdy by się nie szarpnął na tak romantyczny gest, bo nie pomyślałby, że ON miałby siedzieć z laską przy orkiestrze jak jakiś słaby głupiec. Nie każda sytuacja pasuje do każdej postaci, a jeśli już wrzucić tego bohatera na głęboką wodę (nie mówię, że wszystkie sytuacje mają być dla bohaterów super komfortowe, bo nie na tym polega życie), to niech zachowa się zgodnie ze swoim charakterem. Nieprzystępny Snape w takiej sytuacji czułby się bardzo nieswojo, a Ty robisz z niego na tę krótką scenę czarującego Lestata. To tak nie działa.
Scena z Neville'em jest bardzo przyjemna, tylko mogłaś ją jeszcze troszkę pociągnąć. Brakuje mi tego Neville'a u Ciebie, bo bardzo fajnie go wykreowałaś, chętnie bym jeszcze o nim poczytała. No i znów Snape jawi się nam jako mistrz riposty. Bardzo fajnie opisałaś tę scenę, podoba mi się. Powiem więcej, gdyby nie ta dziwna (wydarta z kosmosu) scena z orkiestrą (mogłaś ją zastąpić po prostu zwykłym spacerem do jakiegoś czarownego miejsca, które Snape odkrył np. w Zakazanym Lesie, kiedy był jeszcze uczniem i nigdy o tym nikomu nie powiedział - nawet Lily), to do tej pory rozdział bardzo przyjemnie się czyta. Z opisami też radzisz sobie coraz lepiej. :)
Noo, Ginny już nie jest taka harda. Dobrze, że to porwanie jakoś wpłynęło na jej charakter. Takie transformacje lubię - jakieś zdarzenie i wpływ na bohatera, a nie nabieranie kształtów przed wakacje i przyspieszony kurs makijażu.
Ach, wyjaśniło się. Ginny nie została porwana z Hogwartu, ale z Hogsmeade, kiedy kupowała słodycze. Dwie sprawy: kto, do jasnej ciasnej, samotnie wymyka się ze szkoły, choć wie, że nie może tego zrobić? Ba, jeszcze gorzej (obawiam się, że posłużyłaś się pierwszym pomysłem), jeśli McGonagall (wiedząc, jaka jest sytuacja poza szkołą) puściła uczniów bez nadzoru do Hogsmeade, jak jeszcze za czasów, kiedy nie było wojny.
Bicie Snape'a mogłaś sobie darować, jest nieadekwatne do sytuacji. Snape ratuje najlepszą funfelę Hermiony, a ta wymierza mu policzek? Właśnie w tej sytuacji powinna mu być wdzięczna. Nie mówię, że powinna mu się rzucić w ramiona, ale zająkać się, zmieszać, że tak fatalnie go oceniła, a on narażał swoje życie, żeby odbić Ginny, która tak naprawdę dla Zakonu i świata czarodziejów jest bezwartościowa. A te przeprosiny to panna Granger może sobie wsadzić w wiadome miejsce.
Świat się wali, Hermiona pyta o Rona! Naprawdę powoli odzyskuje swój kanoniczny charakter, jestem w ciężkim szoku. Szkoda tylko, że nie naciskała na Snape'a, przecież to jej przyjaciel.
No co oni tak wszyscy o tym okresie? Jak jeszcze sucharek Lavender jest nawet w jej stylu, tak Snape wspominający o okresie to totalna abstrakcja. Bardzo zła abstrakcja.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że Hermiona chce pomóc Ginny. Nareszcie pokazałaś, że ta ich siostrzana przyjaźń ma jakieś oparcie w fabule. No i nareszcie Hermiona ,,wykorzystuje" Snape'a w odpowiedni sposób. Jest doświadczony i ma różne stosunki z różnymi ludźmi, więc z pewnością może jej jakoś doradzić. To jest jedno z w miarę logicznych wyjaśnień, jakie widzę w początkach Sevmione, a nie jakieś wzdychania do perfum i kształtów przebijających się przez obcisłe szaty.
Jestem naprawdę zachwycona tymi wspominkami. Mogłaś je trochę bardziej podkręcić i ubogacić jakimiś wstawkami narratora, jakimiś krótkimi opisami, bo trzy, może cztery wypowiedzi nieoddzielonych jakimikolwiek wstawkami narratora przejdzie, ale jak robi się z tego ponad dziesięć, to trochę przesada. Ale i tak jestem oczarowana, takie ,,zapychacze" przyjmuję z zadowoleniem. :)
No patrz, Gryfoni też odzyskują rozum, nawet są w stanie ogarnąć, że skoro w Hogsmeade nie jest bezpiecznie, to może niebawem tak samo będzie w Hogwarcie. A tak na serio - cieszę się, że zaczęłaś trochę poważniej traktować wojnę, że coraz częściej o niej wspominasz. No i trochę więcej jest w tym rozdziale świata, postaci, a nie tylko to ciągłe kręcenie się dookoła Sevmione. Jestem pozytywnie zaskoczona, bo rozdział zbliża się ku końcowi i jeszcze nic mnie nie rozwścieczyło, a jestem naprawdę poirytowana tą alegrią. :) Jestem tylko ciekawa, jak Hermiona dowie się o śmierci Rona. Przypuszczam, że pewnie nie do Snape'a, bo ten już miał wiele okazji, żeby powiedzieć prawdę. Może od Ginny? Chociaż ona od razu by jej to powiedziała. No nic, zobaczymy. Tak czy siak - fajnie, że tak to odwlekasz. Właśnie o takim budowaniu napięcia mówiłam.
Ta wieczorna rozmowa Snape'a i Hermiony jest całkiem niezła. Bardzo realna, kiedy popatrzy się szerzej na to, co odwala się w ich świecie. Tylko te patrole śmierciożerców trochę kiepskie, bo gdyby częściej ich obserwowali, z pewnością kiedyś by zobaczyli, że Hermiona ukrywa się w szkole. A nie zakładam, że są idiotami.
Za to wątek kończący rozdział jest bardzo tajemniczy, zachęca do czytania kolejnego rozdziału. Trzyma w napięciu. Niestety już dziś (przynajmniej w tej chwili) nie dowiem się, co przygotowałaś na kolejny odcinek, bo chyba zaraz odpadnie mi nos, ale postaram się przeczytać jak najszybciej. A sam rozdział czytało mi się wyjątkowo przyjemnie, naprawdę, oby tak dalej. :)