piątek, 19 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 15.

"Właściwe decyzje to trudne decyzje, lecz to właśnie ten trud daje pewność o ich słuszności"

Narcyza Malfoy czuła się wyjątkowo dziwnie, skradając się we własnym domu. Wyglądnęła zza rogu obserwując korytarz, pogrążony w półmroku, oświetlany jedynie przez mdłe światło świec. Martwy, pomyślała, delikatnie stąpając po dywanie. Martwy niczym dusze mieszkańców. Zatrzymała się nagle, słysząc podniesiony głos. Natychmiast wtuliła się za gobelin tak masywny, że ukrył wątłe ciało kobiety. Drzwi po prawej stronie otwarły się z impetem i na korytarzu pojawił się Lucjusz. Wściekle przeklinając pod nosem, minął gobelin i zbiegł po schodach. Narcyza odczekała kilka sekund, po czym podeszła pod uchylone drzwi. Pchnęła je dłonią, modląc się, aby nie zaskrzypiały.
– Jeanne? – szepnęła kobieta, wolno podchodząc do łóżka.
Młoda dziewczyna, na oko w wieku Dracona, o niegdyś pięknych, czarnych włosach, zadbanej cerze i przenikliwym spojrzeniu, teraz leżała bezwładnie na łóżku. Zupełnie jakby ktoś wyssał z niej życie. Biedne dziecko. Kucnęła przy niej, odgarniając ze spoconego czoła zniszczone, czarne włosy. Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale nie poruszyła się. Była kompletnie bez sił, co nie zdziwiło Narcyzy. Po ogromnej posiadłości od kilku dni roznosiły się jej przerażające krzyki. Tortury Lucjusza nie znały granic. Narcyza sama wiedziała o tym najlepiej. Szybko oglądnęła się za siebie, spłoszona jakimś szmerem. Muszę się pospieszyć.
– Obliviate – szepnęła, przystawiając różdżkę do bladej twarzy Jeanne.
Biały strumień rozświetlił nieco pokój, który teraz pełnił rolę celi. Ciche westchnienie ulgi wydobyło się z ust starszej kobiety. Szybko podniosła się z kolan, podeszła do drzwi i ostatni raz spoglądając na nieprzytomną nastolatkę wyszła na korytarz. Lekki uśmiech znikł z jej twarzy, gdy poczuła nagłe szarpnięcie za włosy. Uderzyła głową o marmurową posadzkę i straciła przytomność.

Hermiona zjadła pospiesznie śniadanie, nie skupiając uwagi na rozgadanych uczniach wokół. Obudziła się wyjątkowo zmęczona. Jej umysł zaprzątało pojawienie się popleczników Voldemorta pod szkołą. Starała się ze wszystkich sił nie snuć domysłów na ten temat, ale momentami łapała się na tym, że pytała się w myślach: A jeśli zaatakują? Zostawiła ostatniego naleśnika i szybko opuściła Wielką Salę. Miała teraz na głowie ważniejsze sprawy niż wyobrażanie sobie wojny. Zabrała ze swojego gabinetu fiolkę dla Ginny, spakowała do torby kilka książek i wyszła na przepełniony korytarz. Był pierwszy dzień weekendu, więc mogła znaleźć przyjaciółkę tylko w jednym miejscu.
– NIE JESTEM NIEPEŁNOSPRAWNA! – usłyszała, gdy tylko znalazła się w pokoju wspólnym Gryfonów. Krzyki Ginny zdawały się nie wywoływać wrażenia na obecnych w salonie uczniach. Musieli od jej powrotu często ich słuchać. Dean, który właśnie zszedł po schodach, rozcierał policzek, na którym zaczęła odbijać się krwista dłoń.
– Jezu, Dean – szepnęła Hermiona. Podeszła do chłopaka i przyłożyła do jego policzka różdżkę, wypowiadając zaklęcie chłodzące.
– Dzięki. – odparł. – Ja już nie wiem, jak z nią rozmawiać. Nie chce pomocy, gdy pytam o jakieś pierdoły, od razu wybucha płaczem, albo… - nie dokończył, tylko wskazał na policzek.
Dziewczyna westchnęła.
– Ja z nią porozmawiam. Ostatnio całkiem dobrze poszło.
– Parvati z nią siedzi, ale ona też już nie daje rady.
Hermiona ruszyła do dormitorium, po drodze mijając jakieś drugoklasistki, szepczące między sobą.
– … zachowuje się jak wariatka – dosłyszała dziewczyna i domyśliła się, o kim rozmawiały. Zapukała niepewnie do drzwi i weszła. Parvati siedziała na łóżku, otoczona przez książki i przywitała Hermionę zmęczonym spojrzeniem.
– Ginny? – spytała i usiadła na jej łóżku. Rudowłosa dziewczyna skuliła się na parapecie i wypatrywała za okno. – Mam dla ciebie eliksir.
Ale przyjaciółka nic nie odpowiedziała. Hermiona spojrzała na Parvati, ale ta pokręciła głową i wróciła do lektury.
– Ginny, spójrz na mnie – powiedziała łagodnie. Jednak nie wywołało to żadnej reakcji. Klęknęła tuż przed dziewczyną i oparła dłoń na jej drobnym kolanie. – Oni tylko chcą ci pomóc. Nie traktuj ich, jakby byli twoimi wrogami.
Słowa trafiały na mur. Puste oczy Ginny patrzyły się w dal, a jej usta nawet nie drgnęły. Hermiona próbowała jeszcze kilka razy zwrócić na siebie uwagę przyjaciółki, ale na próżno. Zostawiła buteleczkę na stoliku nocnym i wyszła z pokoju. Opuściła salon – miejsce dziwnie obce, odkąd nie przebywała w nim na co dzień – i skierowała się do klasy. Stan Ginny nie ułatwiał jej funkcjonowania. Miała wyrzuty sumienia, że przez zawirowania w życiu uczuciowym, kompletnie zignorowała zniknięcie przyjaciółki. Bez żadnych podejrzeń uwierzyła w historyjkę o pobycie w Norze. Gdyby wcześniej przejęła się jej losem, może… No co? Uratowałabym ją? Nie. Tu musiała zgodzić się z Severusem – wiedza Hermiony o porwaniu Ginny przez Voldemorta nie zmieniłaby sytuacji. Dodałoby to jedynie zmartwień. Sala Historii Magii była dokładnie taka, jaką zapamiętała ją dziewczyna. W końcu nie minęło aż tak dużo czasu. Całe popołudnie zajęło jej czyszczenie kurzów, gdyż wyraźnie poprosiła skrzaty, aby tego nie robiły. Miała dość czasu, żeby zrobić to sama, a poza tym, nienawidziła wykorzystywania skrzatów. Pomyślała o reaktywacji W.E.S.Z. i stwierdziła, że gdy zostanie nauczycielką, będzie to o wiele łatwiejsze. Gdy stoliki błyszczały jak nowe, a lampy paliły się ciepłym światłem, Hermiona usiadła za biurkiem. Klasa zupełnie inaczej wyglądała z tej perspektywy. Następne godziny upłynęły jej na błogiej nauce i nawet nie zauważyła, jak za oknem zrobiło się szaro.

Severus deportował się przed dwór Malfoy’ów, gdy słońce leniwie chowało się za horyzont. Gdy wszedł, zastał w nim tylko dwie osoby – Antonina Dołohowa i Lucjusza Malfoy’a.
– Lucjuszu, miło cię znów widzieć.
– Severusie. Co tu robisz?
– Nie będę owijał w bawełnę. Śmierciożercy pod Hogwartem?
– Znudziło nas czekanie – odpowiedział Antonin. Jego zarośnięta twarz przybrała dziwny grymas, który nie spodobał się Snape’owi.
– To znajdź sobie panienkę, Dołohow. Dostaliśmy rozkazy.
– Przejąć Ministerstwo? – prychnął czarodziej. – Hogwart miał być następny w kolejce, a od śmierci tego przeklętego starucha minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu.
– Dobrze wiesz, Dołohow, dlaczego nie kontrolujemy szkoły. Dopóki ja tam jestem, wierz mi, nie ma takiej potrzeby.
– To twoje zdanie – warknął szczupły mężczyzna. Wstał, gwałtownie odsuwając krzesło i wyszedł.
– Kto wpadł na ten genialny plan? – zapytał szorstko Snape.
– Nie muszę się przed tobą tłumaczyć, Snape – odezwał się Lucjusz. Włosy, niegdyś zadbane i lśniące, teraz w nieładzie otaczały jego zmęczoną twarz.
– Jak tam sobie chcesz. Czy podczas waszej wycieczki, dowiedzieliście się czegoś nowego? – spytał ironicznie Snape.
Lucjusz zmarszczył nos, ale nie odpowiedział. Marne szanse, żeby widzieli Granger, ale zawsze lepiej się upewnić.
– Nudzi mnie już cała ta farsa. – syknął chłodno Mistrz Eliksirów. – Jakbym mało dał wam dowodów, że można mi ufać.
Snape pochylił się w stronę mężczyzny, którego niegdyś uważał za przyjaciela. Jednak teraz, pewnie zabiłby Severusa spojrzeniem, gdyby mógł.
– Trzymaj się planu, Lucjuszu. Dobrze ci radzę.
– Daruj sobie groźby, przyjacielu. – wysyczał jego rozmówca. – Nie ja jeden uważam tę zwłokę za niepotrzebną.
– Więc może zajmij sobie czas czymś pożytecznym. Brakuje ci szlam do mordowania?
Lucjusz uśmiechnął się półgębkiem.
– Ich nigdy nie brakuje.
– Więc trzymaj się od szkoły z daleka.
Po tych słowach Severus wyszedł, lecz zanim zdążył dotknąć klamki wielkich, żelaznych drzwi, usłyszał spokojny głos gospodarza.
– Oczy dookoła głowy, Severusie. Nawet wśród swoich, można narobić sobie wrogów.
Snape zerknął za niego przez ramię i szybko opuścił posiadłość. Chłodny wiatr uderzył go w twarz i podwiewał jego szatę, która falowała wokół niego jak skrzydła, gdy szedł do punktu deportacyjnego. Przywołał obraz Hogsmeade i poczuł nagłe szarpnięcie w podbrzuszu.
Cholerny Malfoy, myślał. Gdyby niczego nie spierdolił, teraz nie musiałbym zawracać sobie nim głowy. Dotarł do wioski, która pogrążona w przenikliwej ciszy, wydawała się kompletnie opustoszała. Kramarze, sklepikarze, nawet Miodowe Królestwo, wszyscy trzymali się w swoich przybytkach. Z dala od potencjalnego zagrożenia. Śmierciożercy lubili przechadzać się uliczkami i zasiewać strach w ludziach. Nie demolowali, nie zabijali, nie wszczynali awantur. Po prostu byli, a sama ich obecność przerażała ludzi. Bez klientów, interesy upadały. Jedynym źródłem zarobku byli uczniowie, którzy coraz rzadziej opuszczali szkołę. Przewrażliwione mamuśki nie pozwolą, aby ich pociechom coś się stało, szydził w myślach. Nagle w jego umyśle pojawiła się znajoma twarz, długie czarne włosy i oczy, pełne nienawiści. "Pierdolony bachor! Zejdź mi z oczu, inaczej przysięgam, uduszę cię własnymi rękoma!". Słyszał jej słowa, jakby znów miał osiem lat i kulił się w kuchennym kącie. Jego matka nie należała do najtroskliwszych, ani do najspokojniejszych ludzi na świecie. Często zdarzało się również, że nie do najtrzeźwiejszych. Severus sam nie wiedział, czy piła bo lubiła, czy może nie chciała słuchać ciągłych wypominań męża. Po wielu latach od opuszczenia rodziców, mężczyzna nadal nie miał pojęcia, jak ta dwójka mogła się ze sobą związać. Małżeństwem nie można było tego nazwać, mimo iż wiele lat próbowali zachowywać pozory normalności. Potem już było im obojętne. Gdy wracał do domu na święta, na ferie, bądź na wakacje, Snape miał nadzieję, że uwolni się w końcu od ciągłego prześladowania, wyzwisk czy kpin. Po pierwszym roku przekonał się jednak, że nic takiego się nie stanie. Nieustanne kłótnie, awantury, przepychanki towarzyszyły chłopcu przez dwa długie miesiące. Wtedy już wiedział, że nigdy więcej nie wróci. Bo i nie było do czego. Teraz, mając niemal czterdzieści lat, nie żałował nawet przez chwilę swojej decyzji. Całe dzieciństwo wmawiał sobie, że matka go kocha i jedynie wyładowuje na nim swoją złość na ojca. Ale z biegiem lat ta wymówka stawała się dziecinna. Zniknęła naiwność. Została szara rzeczywistość. Wypalona w jego duszy, niczym jałowa skaza na ziemi.
Nagle dostrzegł szarą postać, znikającą za rogiem nieopodal. Rozpoznał te ruchy. Nie do podrobienia. Skręcił w tym samym miejscu i uszedł kilka kroków, zanim stanął twarzą w twarz z Narcyzą Malfoy.
– Severusie, wybacz to najście.
– Coś się stało?
Kobieta przełknęła nerwowo ślinę, rozglądając się dookoła. Skinęła Severusowi głową i odeszła dalej od wioski. Gdy znaleźli się w cichym zaułku, oświetlani jedynie przez bladą latarnię, zrzuciła w głowy obszerny kaptur.
– Jasna cholera – zaklął Snape, gdy tylko ujrzał jej twarz. Od skroni aż do linii żuchwy, rozciągała się świeża szrama.
– Wybacz mi, naprawdę starałam się uważać, ale Lucjusz…
– Ten sukinsyn ci to zrobił?
Severus czuł, jak wzbiera w nim wściekłość.
– Wiesz, że jest porywczy.
– Mało, kurwa, powiedziane.
Na moment zapadła cisza. Narcyza wyraźnie była załamana.
– Dlaczego w ogóle cię skrzywdził?
– To nie jest istotne.
– Merlinie, Narcyzo. Okaleczył cię, a ty go jeszcze bronisz?
– Nie bronię go. – odparła ostro kobieta. W jej oczach zaszkliły się pierwsze łzy, zdradzające jej cierpienie. – Złapał mnie jak wychodziłam od Jeanne.
– Od kogo?
– Od córki Notta. – Snape uniósł pytająco brew. – To dziewczyna, którą znaleźliśmy w lochu, gdy zniknęła córka Weasley’ów.
Narcyza westchnęła i oparła się o mur, kontynuując. Jej głos wyraźnie zdradzał zmęczenie.
– Lucjusz chciał sprawdzić, ile wie. Ja… podejrzewałam, że to ty stałeś za uwolnieniem tej dziewczyny, Ginny, więc chciałam… pomóc ci.
– Pomóc mi? – Snape zmarszczył brwi i zbliżył się do kobiety. – Narcyzo, co ty zrobiłaś?
– Mój mąż torturował Jeanne, Severusie. Chciał wyciągnąć z niej informacje na siłę. Ja usuwałam to, co udało mu się odzyskać. Gdyby chociaż jedno wspomnienie dostało się w jego ręce, dowiedziałby się o tobie.
Zrozumienie przyszło do Snape’a po chwili. Widziała Weasleyów.
– Musiała wpaść na tych idiotów.   
– Nawet jeśli widziała tylko ich, to wszyscy byliśmy w niebezpieczeństwie. Ta dziewczyna…
Zamilkła, po raz kolejny rozglądając się dookoła.
– Co z nią?
– Wiesz, że Nott nie jest wybitnym czarodziejem. Od zawsze chciał mieć dziedzica, z którego stworzy idealne dziecko. Pech chciał, że jego żona zmarła, zaraz po urodzenia syna. Był zbyt przybity, żeby interesować się chłopcem. A gdy się otrząsnął… było za późno. To, co planował, wymagało treningu od najmłodszych lat.
– Więc sprawił sobie córkę?
– Jako wynagrodzenie.
Snape się wzdrygnął.
– W czym ona jest taka… specjalna?
– Dziwi mnie, że tego nie wiesz. Nott często się nią chwalił.
– Na kolacjach? – spytał Snape, na co Narcyza uśmiechnęła się gorzko.
– Tak, na kolacjach. Zapomniałam, że na nich nie bywasz.
– Do rzeczy, co jest z tą Jeanne?
– Jest niezwykłą legilimentką. Potrafi wejść do twojego umysłu, a ty nawet się nie zorientujesz.
Snape przełknął ślinę.
– Więc w ten sposób, mogła dowiedzieć się, że to ja stoję za całą akcją.
– Obawiam się, że tak.
– Nadal nie rozumiem, dlaczego to zrobiłaś. – powiedział Snape po chwili. – Ryzykowałaś o wiele więcej, niż blizna, musiałaś zdawać sobie z tego sprawę.
– Oczywiście, że zdawałam sobie z tego sprawę. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele muszą sobie pomagać, prawda?
Snape zdumiony popatrzył na uśmiechającą się do niego kobietę. Nadal nie pojmował, jak mogła poświęcić dla niego aż tyle.
– To co zrobiłaś, było głupie. Nierozsądne. Mogłaś zginąć.
– Ale nie zginęłam. – odparła stanowczo. – Ty zrobiłbyś to samo dla mnie. Nie mam racji?
Mężczyzna zawahał się. Kiedyś zdecydowanie odpowiedziałby nie.
– Poza tym – dodała weselej – gdyby dorwali ciebie, dorwaliby i mnie. Ratowałam również swoją skórę.
– Ktoś taki jak Lucjusz, nie miałby szans wyciągnąć ze mnie wspomnień – odpowiedział z przekąsem Snape.
Narcyza zaśmiała się cicho.
– Ale komuś takiemu jak Jeanne, nie mógłbyś się oprzeć.
– Powiedz mi, jak to się stało, że nie wydobyła wspomnień z ciebie?
– Oh, Severusie, ty najlepiej powinieneś wiedzieć, że w tych czasach nie można spuszczać głowy. Doszkoliłam się. Moja tarcza jest o wiele mocniejsza niż kiedyś.
– Na tyle mocna, żeby oprzeć się nastolatce?
– Nie. Ale dziewczyna była tak wycieńczona, że prawdopodobnie nawet nie miałaby siły pomyśleć o legilimencji. Resztę czasu starałam się jej unikać. Poza tym… Jest wyjątkowo aspołeczna. Uczestniczy tylko w obowiązkowych zebraniach.
Posłała mu wymowne spojrzenie, na co Snape jedynie wywrócił oczy.
– Powinnaś wracać do domu. – powiedział po chwili. – Jak Lucjusz zobaczy, że zniknęłaś to doda ci bliznę po drugiej stronie.
– Uwielbiam symetrię. – odparła Narcyza sarkastycznie. – Rzecz w tym, że nie przyszłam tu tylko żalić się na Lucjusza.
– Więc po co?
Kobieta chwilę zastanawiała się nad wypowiedzią.
– Chcę jej pomóc, Severusie.
– Jeanne? A w jaki sposób?
I wtedy jedyne wyjście, na które mogła wpaść kobieta, uderzyło w niego niczym kubeł zimnej wody.
– Nie. – zaprotestował, zanim zdążyła odpowiedzieć. – Nie wyciągniemy jej z dworu.
– Ale Severusie…
– Kolejna ucieczka, poważnie, to twój pomysł? I niby nie wzbudzi to w nikim podejrzeń? Twój mąż i tak stał się niespokojny. Dolejemy tylko oliwy do ognia.
Narcyza westchnęła zrezygnowana.  
– Właściwie dlaczego Albert się nią nie zajmie? – spytał Snape. – Skoro to jego ukochana córeczka, powinien interweniować.
– Myślisz, że nie próbował? Lucjusz zbył go raz i to wystarczyło.
– Ojciec roku – skwitował gorzko Severus.
Narcyza odpowiedziała mu słabym uśmiechem i naciągnęła kaptur na głowę. Skinęła mu lekko głową i odeszła, skręcając za najbliższym rogiem. Chwilę później Snape usłyszał znajomy odgłos deportacji, więc skierował się w stronę zamku. Majaczył na tle rozgwieżdżonego nieba, wyłaniając się zza koron drzew niczym bestia, wychylająca głowę z pieczary. Gdy dotarł pod bramę, bez problemu się przez nią przedostał, lecz zamiast do Hogwartu, skierował się pod topolę. Samotne drzewo delikatnie drżało pod nocnym wiatrem. Usiadł na zimnym trawniku i oparł głowę o korę.
W młodości, gdy na jego barkach pojawiało się zbyt duże brzemię, siadywał pod topolą i rozmyślał, uczył się lub spał – robił cokolwiek, co uspokajało jego zmysły. Teraz miał nadzieję, że zadziała to tak samo.
Przewijał obrazy niczym slajdy. Widział Narcyzę, Hermionę, Minerwę… Lucjusza ze swoim morderczym spojrzeniem. Widział Voldemorta, zabijającego Bellatrix. Zrobiło mu się żal kobiety. W swojej manii zapomniała, że przy Voldemorcie trzeba dbać o każdy szczegół. Tak, jak powiedział Lucjusz, nawet wśród swoich można narobić sobie wrogów. A gdy popełnisz błąd, oni obrócą go przeciw tobie. Zwłaszcza, gdy dookoła siebie masz morderców, gwałcicieli i wszelkiej maści sadystów.
Kiedyś był tacy jak oni. Mordował bez skrupułów. Patrzył, jak torturowane ciało wiło się przed nim i śmiał się, gdy ofiara błagała o litość. Litość w postaci śmierci. Przynależność do śmierciożerców wypłukała go z wszelkich uczuć. Dopiero Dumbledore był w stanie to zmienić. Dał mu szansę na nowe życie, które w biegiem czasu, wcale nie okazało się lepsze. Szpiegowanie tylko pogłębiło jego apatię. Jednak, bądź co bądź, musiał przyznać starcowi uznanie. Jednak jego życie stało się lepsze. Teraz widział, że bycie podwójnym agentem przygasiło w nim chęć zabijania. Oddał się swojej roli do tego stopnia, że nie mordował, nie gwałcił, nie torturował. Przestało sprawiać mu to rozrywkę. Wolał śledzenie, podsłuchiwanie, wypytywanie. W tej jednej kwestii, bycie szpiegiem zmieniło jego życie na lepsze.
Nagle ujrzał twarz pewnej kobiety. Charice Block. To nazwisko zapamięta do końca życia. Mysie włosy, tęga sylwetka, przeciętnej urody twarz. Lecz jej oczy…
Severus jednym uderzeniem powalił kobietę na ziemię. Nastąpił ciężkim butem na jej krtań, mimo iż rzucała się jak ryba bez wody. Docisnął stopę, a jej twarz zaczęła sinieć.
– Błagam – wycharczała ledwo słyszalnie, na co Severus wykrzywił usta w uśmiechu.
– Błagaj. Lubię jak kobiety to robią.
Jego głos był miękki, jakby mówił do kochanki o swoich najgłębszych fantazjach. Tego dnia znów spotkał Lily z tym idiotą, Potterem. Wściekłość, która zrodziła się w nim, patrząc na obejmującą i śmiejącą się parę, znalazła ujście w przydrożnym knajpie. Barmanka Charise nalała mu pierwszego drinka, nie podejrzewając, że ten klient, będzie jej ostatnim.
 Wiesz co? Właściwie mógłbym pozwolić ci żyć. Tylko po co? Nie zrobiłaś ze swoim życiem nic wartościowego, jesteś brzydka, pusta i nawet nie umiesz dobrze nalać szkockiej.
Zaczynało brakować jej oddechu, widział to. Coraz mniej się szarpała, a oddech stał się urywany i krótki. Nagle zabrał nogę, a kobieta zaczęła się krztusić.
– Bezwartościowa dziwka.
Brutalnie złapał ją za włosy i podniósł z ziemi, tylko po to, aby pchnąć ją na ścianę. Krew popłynęła z jej nosa i rozciętej wargi.
– Pokaż mi, jak się obsługuje klientów, Charise.
– Proszę. – powiedziała, dławiąc się łzami i krwią. – W t-torebce mam pieniądze… W-weź w-wszystko…
– Tylko to się dla ciebie liczy? Pieniądze?
– Więc czego ch-chcesz? – spytała szeptem.
Severus podszedł do klęczącej kobiety i wymierzył jej policzek tak mocny, że uderzyła głową o podłogę. Złapał jej podbródek, ściskając go z całej siły i przybliżył jej okaleczoną twarz do swojej.
– Chcę cię zabić.
Odsunął się i wyprostował. Widział to błaganie. Błagała, żeby to się skończyło. Panika, strach, przerażenie… Tyle emocji wywołanych przez niego. Czuł się taki lepszy. Lepszy od tych wszystkich zasmarkanych gryfonów, którzy broniliby takiej kurwy, zamiast po prostu rozerwać się jej kosztem.
Rzucał klątwy na przemian, tracąc rachubę po kolejnym Cruciatusie. Ślepo wymierzał jaskrawe pociski, które zadawały jedynie ból. Rozdzierający krzyk poniósł się po pokoju, w którym się znajdowali.
– Krzycz! – wrzasnął. – I tak nikt ci nie pomoże!
Nagle jej jęki ucichły. Zaklęcia trafiały w bezwładne ciało, które odmówiło wszelkiej walki. Severus uklęknął przed nią i odgarnął lepkie włosy z zakrwawionej twarzy.
– Liczyłem, że jednak stać cię na więcej. – westchnął rozczarowany. – W takim razie to koniec.
Na ułamek sekundy kobieta spojrzała na niego. Jej miodowe oczy pochwyciły mroczne spojrzenie młodego Severusa Snape’a, który zobaczył w nich coś, czego się nie spodziewał. Natychmiast się odsunął i wypowiedział dwa słowa:
– Avada Kedavra.
Te miodowe oczy znaczyły dla Severusa coś więcej niż nadzieję. Zmaltretowane ciało nie pozwalało na nic więcej, niż spojrzenie. Ulotne spojrzenie, wyrażające błaganie. Nadzieję, że pozwoli jej żyć. Prosiła, choć wiedziała, jaka będzie odpowiedź. Z upływem lat, tej zbrodni żałował najbardziej. Niewinna kobieta, która znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie.
Nagle Snape zadrżał. Nie wiedział, czy to przez wspomnienie czy noc, ale zimno przeszyło jego ciało do szpiku kości. Wrócił do zamku na skostniałych nogach.
– Profesorze Snape. – usłyszał kilka chwil po tym, jak zamknął za sobą drzwi do gabinetu. Drobna, obdarta skrzatka stała przed nim, a jej wzrok błądził po dywanie. – dyrektor McGonagall chciała się widzieć z panem jutro rano.

Hermiona zapukała do ciężkich drzwi skrzydła szpitalnego. Próbowała porozmawiać z Severusem, jednak nie zastała go w kwaterach. Potrzebowała pomocy natychmiast. Neville przybiegł do niej, trzęsąc się na całym ciele i mówił o ataku furii Ginny. Przynajmniej tyle zrozumiała Hermiona. Pani Pomfrey, wyraziwszy swoją dezaprobatę godziną odwiedzin, udała się z nimi do wieży domu lwa.
– Trzymaj ją mocno, chłopcze, chyba że chcesz, aby straciła oko! – mówiła do Deana, który starał się utrzymać przyjaciółkę nieruchomo. Zaskakujące, ile siły miała w sobie ta niepozorna dziewczyna. Gdy w końcu starsza kobieta zdołała rzucić zaklęcie, podała jej silny eliksir na sen i poprosiła, aby Hermiona poszła z nią do skrzydła. Dała jej kilka eliksirów uspokajających i nasennych oraz poinstruowała ją, jak je dawkować.  
– Same leki nie wystarczą. Ginewra potrzebuje odpoczynku, spokoju i wsparcia. To najlepsza pomoc, jaką możecie jej dać – powiedziała miękko, gdy dziewczyna opuszczała ambulatorium.
Gdy Hermiona z naręczem fiolek szła do swojego gabinetu, zastanawiała się, czy to naprawdę wszystko, co jest w stanie zrobić dla przyjaciółki. Nie miała dla niej słowa otuchy, którego by już nie powiedziała. Żadnej rady, jak żyć po czymś takim. Cała jej wiedza nagle wydała się kompletnie bezużyteczna. Zamknęła za sobą drzwi i odłożywszy torbę na fotel, rozpięła guziki szaty. Zrzuciła ją dopiero w łazience. Kątem oka spojrzała w lustro. Kosmyki włosów wypadały z koka, tworząc nieokreślone formy wokół jej twarzy. Z głębokim westchnięciem rozplotła włosy i weszła do wanny. Nie zdążyła dobrze namydlić ciała, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
– Rany, o takiej godzinie? – szepnęła i pospiesznie wyszła, otulając się ręcznikiem. Znów usłyszała pukanie, tym razem silniejsze, głośniejsze.
– Już idę! – krzyknęła, dociskając ręcznik. A jeśli to jakiś uczeń? pomyślała. Zdała sobie jednak sprawę, że uczniowie do niej nie przychodzą. A na pewno nie o takiej porze. Uchyliła drzwi, wystawiając jedynie głowę i zmarszczyła brwi widząc czarną szatę Severusa.
– Wpuścisz mnie, czy rodzicie nie nauczyli cię szacunku? – spytał.
– Nauczyli. Mówili również, że nie nachodzi się ludzi w środku nocy.
Powiedziawszy to, odsunęła się, wpuszczając starszego profesora do środka. Nagle zdała sobie sprawę, że jest w samym ręczniku.
– W czymś mogę ci pomóc? – spytała niepewnie, błagając, aby Snape nie odwrócił się w jej stronę. Nie dość, że to zrobił, to jeszcze zlustrował ją wzrokiem od czubka mokrej głowy po bose stopy.
– Widzę, że przeszkodziłem. Cóż, chciałem ci tylko powiedzieć, że jutro punkt ósma widzę cię u mnie w gabinecie.
– Oczywiście.
Speszona szczelniej objęła się rękoma. Ramiona pokryte miała kroplami wody, kapiącej z włosów. Severus uniósł brew, widząc jej reakcję.
– Nie spóźnij się. – Podszedł do drzwi, i odwrócił się w jej stronę, dodając na odchodnym: – I nie łam sobie tak rąk. Nie zaskoczysz mnie niczym, czego jeszcze nie widziałem.
Wyszedł, zostawiając Hermionę kompletnie ogłupiałą. Spłonęła rumieńcem na samo wspomnienie ich wspólnie spędzonej nocy. Nadal było to dla niej obce. Próbując odpędzić od siebie natrętne myśli przebrała się w piżamę i wskoczyła do łóżka.

Snape usiadł na twardym materacu i uśmiechnął się krzywo. Widok roznegliżowanej dziewczyny zmienił ten wieczór na dużo przyjemniejszy. A jej zażenowanie tylko go rozbawiło. Widział ją nago, o wiele więcej razy niż mogła przypuszczać. Pojawiała się w jego fantazjach, leżąc obok, kochając się z nim. Pozwalał sobie na te myśli – mimo, iż wiedział, że są nieodpowiednie nie potrafił ich powstrzymać, zwłaszcza gdy kładł się spać. Teraz również puścił wodze fantazji i zamykając oczy, widział jak uśmiecha się do niego, szepcząc jego imię w erotycznym spełnieniu.


Dwór Malfoy’ów nie należał do najspokojniejszych miejsc, zwłaszcza ostatnio. Narcyza przyciskała głowę do poduszki, słuchając krzyków Lucjusza, niosących się korytarzami. Od kilku godzin starała się zasnąć, jednak wrzaski wszystko utrudniały. Czuła jak niemoc oplata ją ciasno, czuła się bezsilna, nie mogąc pomóc biednej dziewczynie.
Przed jej oczami pojawiła się twarz syna.
– Draco – wyszeptała cicho.
Miała wrażenie, że zawiodła jako matka. Wychowała mordercę. Wychowała śmierciożercę. Sama podążała za Czarnym Panem jedynie ze względu na rodzinę, ale nigdy nie przypuszczała, że jej syn pójdzie w ślady ojca do tego stopnia. Niestety jej ręce były związane – nie mogła otwarcie nastawiać syna przeciw Lucjuszowi. Nie mogła powiedzieć, że wcale nie trzeba podążać jego zasadami, chociaż Merlin jeden wie, ile razy pragnęła. Teraz wiedziała, że zawiodła. Może pomagając tej dziewczynie, będę w stanie odkupić swoje winy, zastanawiała się. Chociaż częściowo.
Nagle drzwi sypialni trzasnęły.
– Mała szmata. – wycedził Lucjusz. Spojrzał na kobietę i warknął jedynie: – Masz szczęście, że nie dałaś mi takiej córki.
– O czym ty mówisz? – spytała Narcyza cicho.
– Może się nie przyznawać, ale ja wiem, że miała coś wspólnego z ucieczką tej drugiej zdradzieckiej pizdy.
– Lucjusz, skąd ci to przyszło do głowy? – Narcyza usiadła na łóżku i spojrzała na męża, marszcząc brwi. – Przecież znalazłeś ją nieprzytomną…
– Jakby nie miała nic do ukrycia, to pozwoliłaby wydobyć z siebie te zasrane wspomnienia.
Mężczyzna nerwowo zrzucał z siebie kolejne części ubrania. Dawno przestał wydawać się w jakikolwiek sposób atrakcyjny dla żony. Patrząc na niego czuła obrzydzenie. Pogardę.
– Wiesz jaki to bolesny proces. Nie dziw się, że dobrowolnie nie pozwala ci się krzywdzić. Nie jest masochistką.
– Powinna się poświęcić. – powiedział stanowczo Lucjusz. – Powinno jej zależeć, żeby złapać szpiega.
Narcyza modliła się, aby jej głos brzmiał spokojnie.
– Połóż się i uspokój. Możliwe, że ona nic nie wie – powiedziała, wyciągając rękę do męża, ale on złapał ją mocno za nadgarstek i spojrzał w oczy.
– Możliwe. Jednak dopóki sam tego nie zobaczę, nie uwierzę.
Przyciągnął kobietę do siebie i zaczął brutalnie całować jej szyję. Nawet nie próbowała go odepchnąć, gdy rozwiązał jej szlafrok i niemal zdarł z niej koszulę nocną. Wiedziała, że opór nie ma sensu. Zbyt wiele razy poległa próbując. Musiała oddać mu się po dobroci albo z szarpaniem, biciem i obelgami.
Gdy była młoda, szaleńczo zakochana w swoim mężu, seks z nim sprawiał jej wiele przyjemności. Chwaliła się przed przyjaciółkami, że Lucjusz nie ma sobie równych, a kobiety aż gotowały się z zazdrości. Był atrakcyjny, miał zadbane, wyrzeźbione ciało, a długie blond włosy długie i lśniące. Co pozostało z tego mężczyzny? Stary, sapiący nad nią nieudacznik. Który siłą bierze, co uważa, że mu się należy.


Następny ranek był tak spokojny, że Severus zastanowił się, czy aby coś się nie stało. Zdał sobie jednak sprawę, że mimo weekendowej pory wstał na długo przed śniadaniem. Nie spodziewał się spotkać uczniów przez kilka następnych godzin. Wziął chłodną kąpiel i wycierając włosy ręcznikiem przywołał skrzatkę.
– Kawę, Sisi. A o ósmej podaj śniadanie.
Skinęła nisko głową i z cichym pyknięciem wyparowała. Snape nałożył na siebie spodnie i czarną koszulę, po czym skierował się do Minerwy. Podał gobelinowi hasło, na co ten posłusznie rozwinął przed nim schody do gabinetu dyrektora.
­– Severusie. – przywitała go. – Wejdź.
Nie zdziwiło go, że dyrektorka jest już na nogach. Poza problemami ze snem, Minerwa zawsze była rannym ptaszkiem.
– Co to za pilna sprawa, o której chciałaś porozmawiać?
– Pilna? Chciałam wypić z tobą kawę.
Snape westchnął zniecierpliwiony.
– Wybacz, ale Sisi już ją dla mnie przygotowała. W moim gabinecie.
– Rozumiem – powiedziała Minerwa radośnie.
Mężczyzna skierował się do drzwi, jednak od razu powstrzymał go głos McGonagall:
– Chciałabym, abyś przekazał pannie Granger, że profesor Binns poukładał wszystkie swoje sprawy i na nowy rok przejmie starsze klasy, aby ją odciążyć. Pannie Granger przypadną pierwszo, drugo i trzecioroczni.
– Nie bardzo rozumiem.
– Ani ja. Wygląda na to, że Cuthbert w istocie nie odda swojego stanowiska tak łatwo.
– A przynajmniej całego – dodał Snape.
– Wracając do tematu, skoro profesor wyraził chęć dzielenia obowiązków z panną Granger, nie będziesz musiał dłużej być jej opiekunem.
Dosłownie przez sekundę w masce Snape’a pojawiła się rysa.
– Wspaniale. – odparł sucho. – Przekażę nowiny pannie Granger.
– Severusie. – Minerwa po raz kolejny powstrzymała go od wyjścia. – Jak wyglądają wasze relacje?
– Jakie relacje łączą mnie z kimkolwiek, to tylko i wyłącznie moja sprawa – powiedział ostro. Wiedział, że kobieta nie chciała źle, ale zaczynało go irytować jej ciągłe wypytywanie o jego prywatne sprawy. Wyszedł, zanim zdążyła zatrzymać go po raz kolejny.
Na biurku czekała na niego parująca kawa, mleko i dwie kostki cukru. Mimo iż wydawał się być przepełniony goryczą, Severus nienawidził czarnej kawy. Miała zbyt nieprzyjemny smak. Spojrzał na zegarek, który wskazywał kilkanaście minut przed siódmą. Usiadł i rozwinął proroka, który jak co dzień, pojawiał się na jego biurku.
Kolejni mugole nie żyją.
Śmierciożercy sieją postrach – ile wytrwamy?
Zawsze te same nagłówki. Od miesięcy o niczym innym nie piszą. Snape aż parsknął pod nosem. O ile bardziej zdenerwowałby go artykuł o koncercie Wiedźm lub o romansach w mugolskim świecie kina. Jednak dziennikarze dawno temu zaprzestali takiego mydlenia oczu. Na początku próbowali odwrócić uwagę ludzi od morderstw – w czasach, gdy jeszcze nie były na porządku dziennym. Teraz nikogo już nie dziwiły takie nagłówki. Pociągnął łyk kawy i nagle jego wzrok padł na nekrologi. Znajome nazwiska przewijały się, lecz on zamiast liter, widział zakrwawione twarze. Znaczna część tych ludzi zginęła z jego ręki. Odłożył gazetę i spokojnie dopił kawę, cały czas próbując pozbyć się sprzed oczu dwóch twarzy, które jak na złość, nie chciały zniknąć. Poszedł do łazienki i stwierdził, że musi zdecydowanie pozbyć się zarostu. Nie było go dużo – praktycznie nie było go wcale – jednak Snape i tak nie tolerował nic na swojej twarzy. Gdy wytarł twarz ręcznikiem, usłyszał pukanie do drzwi.
Punkt ósma, pomyślał.
– Wejdź. – powiedział, uchylając dziewczynie drzwi. – Kawy?
– Poproszę – odparła zmieszana Hermiona. Jak zwykle schludnie ubrana i uczesana, patrzyła na niego podejrzliwym wzrokiem.
W tym momencie pojawiła się Sisi, kładąc na biurku śniadanie profesora.
– Kawę… z cukrem? – Snape popatrzył na Hermionę pytająco.
– I z mlekiem – potwierdziła, a widząc krzywy uśmiech Severusa przestraszyła się jeszcze bardziej. Ciche pyknięcie oznajmiło odejście skrzatki.
– Usiądź. Mam dla ciebie interesujące wieści.
– Czy coś się stało? Coś źle zrobiłam? – zalała go falą pytań, gdy tylko zajęła fotel po drugiej stronie biurka.
– Wyobraź sobie, że nie zawsze chodzi tylko o ciebie, Granger.
– Więc o co chodzi?
Snape zawahał się na moment, przypominając sobie nazwiska z nekrologu. Miał dość sekretów, chciał być z nią szczery. Ale umowa z Minerwą wiązała mu ręce. Po raz kolejny, zwalczył w sobie ochotę wyjawienia wszystkiego.
– Nie będę dłużej twoim opiekunem – powiedział wprost. Hermiona dopiero po chwili zrozumiała sens tego zdania.
– Dlaczego?
– Ponieważ profesor Binns postanowił jednak nie opuszczać swego stanowiska.
– Ale… – dziewczyna wyraźnie zbladła. – Czy to znaczy, że mam się spakować? Wrócić na zajęcia? Nie przygotowywałam się do egzaminów, jak ja teraz zdam…
Snape nie mógł powstrzymać się od śmiechu. To jeszcze bardziej pogłębiło panikę Hermiony.
– Pana bawi ta sytuacja?
– Owszem, Granger. – odparł już spokojniej. – Nie powiedziałem nic na temat twojego odejścia.
– Nie… nie rozumiem.
W tym momencie pojawiła się skrzatka, stawiając filiżankę przed zdezorientowaną dziewczyną.
– Profesor wróci na swoje stanowisko – wyjaśnił, gdy Sisi zniknęła – i będziecie dzielić nauczanie przedmiotu.
– Na jakich zasadach?
– Pod twoją opiekę trafią najmłodsze klasy. Czwartorocznymi zajmie już się profesor Binns.
Hermiona odetchnęła z ulgą. Na jej ustach wykwitł łagodny uśmiech.
– Nie mógł pan tak od razu? Przestraszył mnie pan niemal na śmierć – powiedziała z wyrzutem.
– Niemal. – powiedział z satysfakcją Snape. – Następnym razem postaram się lepiej.
– Chyba nie jestem warta trafienia do Azkabanu na resztę życia – zaśmiała się, patrząc na niego wesoło.
Snape przez chwilę wpatrywał się w jej rozbawione oblicze. Zbyt długo nie widział jej takiej, jaką najbardziej ją lubił. Zarumieniła się, gdy wychwyciła jego badawcze spojrzenie.
– Chyba nie – odparł, biorąc do ust kawałek tosta.
Hermiona w ciszy wypiła swój napój, ciesząc się jego na w pół gorzkawym smakiem. Jeden jedyny raz próbowała wypić całkiem czarną kawę, jednak skończyło się to na, na szczęście, pohamowanych wymiotach.
– Pójdę już. Smacznego, profesorze. – odstawiła filiżankę i podniosła się. – I dziękuję za prawie udany zawał serca.
– Zawsze do usług, Granger – odparł, jednak w jego głosie pobrzmiewało coś więcej niż tylko sarkazm. Coś, co sprawiło, że Hermiona uśmiechnęła się do profesora szeroko. Wyszła, pozwalając mu w spokoju dokończyć śniadanie. Wreszcie będę miał spokój od tego jej nieznośnego uśmieszku, pomyślał. Sytuacja zaczęła układać się na korzyść Snape’a, teraz w końcu będzie mógł zrealizować swój plan odsunięcia się od niej. Gdy był jej opiekunem, musiał przyznać, bywało ciężko. Każdy jej uśmiech, każde wypowiedziane słowo, każdy gest, który wykonała był niczym gwóźdź do jego trumny. A sposób, w jaki na niego czasami patrzyła… Sam nie wiedział, czy będzie w stanie obejść się bez tego. Jednak wiedział, że dla jej dobra, będzie musiał.


Lucjusz Malfoy stał nad przytomniejącą powoli dziewczyną i nie miał ochoty dłużej czekać. Chciał wiedzieć już teraz.
– Podnieście ją – rzucił do dwóch śmierciożerców, którzy stali obok niego. Z obrzydliwymi uśmieszkami wykonali jego polecenie, na co dziewczyna zareagowała sykiem bólu. Siedziała oparta o wezgłowie, a jej czarne włosy zakrywały częściowo jej twarz. – Wyjdźcie.
Gdy drzwi się zamknęły, zbliżył się do bladej jak ściana Jeanne.
– Powiedz mi, co wiesz.
Przełknęła ślinę, patrząc na niego zdezorientowana. Odkąd znaleźli ją w lochach Malfoy’s Manor, tylko raz była przytomna na tyle, by przeprowadzić z nim rozmowę. Tą samą rozmowę. Potem pamiętała tylko ból i ciemność.
– Mówiłam już. Nic nie wiem.
Melodyjny niegdyś głos zamienił się w charczenie. Ledwo była w stanie wydobywać z siebie słowa. Nagle w jej stronę poleciała klątwa tnąca i z jej lewego uda popłynęła strużka krwi.
– Powiedz mi, co wiesz – powtórzy ostrzej starszy czarodziej.
Jeanne patrzyła na niego hardo, nie wyrażając żadnych emocji. Ból przestał być dla niej problemem. Siedział w jej mózgu, więc wystarczyło, że przestała o nim myśleć.
– Nic nie wiem – wycedziła słabo, dostając przez to kolejną klątwą. Tym razem na policzku pojawiła się niewielka blizna.
– Albert musi się za ciebie wstydzić jak diabli. Gdybym to ja miał dziecko zdrajcę, chyba umarłbym ze wstydu.
– Wielka strata – wymamrotała. Lucjusz odsłonił zęby, rzucając w nią Cruciatusa. – Nie jestem żadnym zdrajcą! – krzyknęła w końcu.
– Skąd możesz wiedzieć, skoro nic nie pamiętasz? – spytał pogardliwie Lucjusz podchodząc jeszcze bliżej.
– Jestem córką swojego ojca. 
– Nie jesteś niczyją córką. – parsknął ze śmiechem Malfoy. Jeanne przez chwilę patrzyła się na niego z niedowierzaniem, gdy dotarło do niej, co chciał przez to powiedzieć. – Albert nie chce mieć do czynienia z takim ścierwem.
Jej oczy w jednej chwili zapełniły się łzami. Jej ojciec nie mógł się jej wyrzec, po prostu nie mógł! Zawsze powtarzał, że jest jego córką. Jego idealną córką.
– Kłamiesz. – warknęła. – Kłamiesz! Mój ojciec nigdy by tego nie zrobił!
– Chyba nie sądziłaś, że po zdradzie będzie w stanie nadal uważać cię za swoje dziecko?
Widziała, że to sprawiało mu przyjemność. Upokarzanie, torturowanie. Podniecało go to.
– Ciekawe, co twój ojciec musi o tobie sądzić – powiedziała sucho.
Nagle poczuła silne uderzenie w twarz, które niemal zwaliło ją z łóżka.
– Musi przewracać się w grobie – skwitowała tylko.
– Pyskata gówniara, nie ma co. Ojciec jednak źle nauczył cię manier.
Podniósł ją za podartą szatę i rzucił na podłogę tak mocno, że rozcięła czoło. Ostatkiem sił podniosła się na łokciach tylko po to, by zaraz upaść, gdy twardy obcas Lucjusza wbił się w jej brzuch. Krzyknęła, czując niesamowity, rozdzierający ból. Ten był realny. Garda w górę, powtórzyła w myślach.
– Nie jestem zdrajcą! – jęknęła, wypluwając krew z ust.
– I tak ci nie wierzę – powiedział, niebezpiecznie blisko je ucha.
Jedyne co potem poczuła to kolejne kopnięcie. Na kilka chwil straciła przytomność. Kiedy się ocknęła, jej głowa leżała na kolanach Narcyzy Malfoy.
– To jeszcze dziecko, Lucjuszu. Siłą niczego z niej nie wydobędziesz.
– Nie broń jej, Narcyzo. Zdradziła nas, pomogła uciec tej przeklętej rudej wiedźmie, a za to powinna zginąć!
– Nie masz żadnych dowodów, na swoje słowa. Czarny Pan nawet… nawet gdyby tu był, to w nic by nie uwierzył bezpodstawnie.
– To siedzi w jej głowie.
Jeanne poczuła, jak ciepła dłoń kobiety gładzi jej włosy i odważyła się uchylić oczy. Lucjusz spacerował nad nią, nawet nie zaszczycając żony spojrzeniem. Twarzy Narcyzy nie widziała – jej czarnobiałe włosy zasłaniały ją niemal całkowicie. Nagle poczuła silny uścisk na ramieniu i domyśliła się, że to Narcyza każe jej się nie podnosić.
– Wierzę Lucjuszowi. Ten urywek, który widzieliśmy… Moja córka to zdrajczyni. Nie ma co do tego wątpliwości.
Gdyby nie znała tego głosu, nigdy nie uwierzyłaby, że należy do jej ojca. Jej rodzonego ojca. Dlaczego tylko ona mnie broni? zastanawiała się gorączkowo Jeanne. Nadal nie mogła pogodzić się z faktem, że jej ojciec tak łatwo w nią zwątpił. Czyż nie robiła wszystkiego, aby go zadowolić? Czyż nie była idealną córką?
– Ona nigdy nie przegrałaby pojedynku z kimś… kimś takim. To wytrenowana śmierciożerczyni, a dała się pokonać jakiemuś młokosowi – ciągnął Albert.
– To coś znaczy, mam rację? – spytał Lucjusz z satysfakcją. Narcyza odpowiedziała dopiero po chwili.
– Tak. 
Dziewczyna poruszyła się lekko, ale nacisk na jej ramieniu się pogłębił.
– Zatem trzeba wymierzyć jej karę.
– Co chcesz z nią zrobić? – spytała cicho Narcyza.
Lucjusz zaśmiał się cicho. Dziewczyna natychmiast oprzytomniała. Skupiła się mocno na obrazie Narcyzy Malfoy i już chwilę później siedziała w jej głowie. Przewijała szybko obrazy z ostatniej nocy, lekko sztywniejąc widząc upokarzaną kobietę. Nie czas na to, zbeształa się. Cofała wspomnienia niczym kartki papieru i nagle zobaczyła znajomą twarz. Profesor Snape? Co on… I zanim zdążyła zadać sobie to pytanie, uzyskała odpowiedź. „Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele muszą sobie pomagać, prawda?”. Stali w jakimś zaułku i rozmawiali… O mnie. Wyłapała jedynie, że Narcyza chce jej pomóc. Powiedziała Snape’owi o torturowaniu, wspomniała coś o niebezpieczeństwie, w jakim by się znaleźli. Nagle dotarła do niej prawda. To Snape uwolnił tą dziewczynę z lochu.
Usłyszała nagle inny głos, dochodzący tuż obok niej.
– Zawsze wiedziałem, że córka to jednak hańba. Powinienem był zająć się synem, kiedy była na to pora – powiedział z pogardą Albert.
– Kobiety są słabe.
– Nie zdawałem sobie sprawy, że aż tak. Mogłem zabić tą kurwę, gdy dała mi córkę. Inna na pewno dałaby mi syna.
W tej chwili Jeanne zdusiła w sobie ochotę wstania i powiedzenia prawdy o Narcyzie i Snape’ie. W tej chwili zapomniała, co zobaczyła. W głowie dudniły jej słowa ojca. Hańba. Hańba. Mogłem zabić tą kurwę, gdy dała mi córkę. Dawno temu dowiedziała się, że jej matka nie była żoną ojca i że ona, Jeanne, była córką, która miała wynagrodzić ojcu cierpienia po stracie żony. Jednak nigdy nie słyszała tyle jadu w głosie ojca. Zwłaszcza gdy mówił o niej. Zawsze myślała, że… kocha ją. Była w końcu jego córką.
– Pozbądź się jej – usłyszała głos Lucjusza. Nie wiedziała do kogo był skierowany, dopóki nie poczuła nacisku na ramieniu.
– Lucjuszu, ja… Ja nie dam rady – wyszeptała błagalnie Narcyza.
Co, do cholery? pomyślała Jeanne. W co ona gra?
– Pozbądź się jej, albo ja pozbędę się ciebie. 
Dziewczyna pozwoliła, aby jej głowa głucho upadła na posadzkę. Musiała udawać nieprzytomną. Chociaż jeszcze nie wiedziała, co zamierza zrobić Narcyza. A jeśli ona mnie zabije? przestraszyła się.
Avada Kedavra – wyszeptała kobieta.
Ciemność zapadła się wokół i Jeanne wiedziała, że to koniec.


Hermiona skuszona polepszającą się pogodą postanowiła przedpołudnie spędzić na błoniach. Wzięła ze sobą książki i ubrana w cieplejszą szatę, wyszła z zamku. W pierwszej chwili chciała iść na brzeg jeziora. Wtedy jednak wspomnienia z nieprzyjemnego spotkania z Draconem wróciły do niej, powodując, że skręciła w drugą stronę. Zeszła z dziedzińca i usadowiła się na miękkiej trawie nieopodal. Drzewa wokół chwiały się lekko pod wpływem wiosennego wiatru, a małe kolorowe kwiatki zaczęły porastać wszędzie, gdzie spojrzała. Nie potrafiła jednak odepchnąć od siebie napływających obrazów i przypomniała sobie tortury młodego Malfoya. Poczuła uścisk w żołądku. „Szlama” słyszała w głowie. Ktoś mógłby powiedzieć, że po tylu latach powinna przyzwyczaić się do tej obelgi. A jednak bolała tak samo za każdym razem.
Kiedy postanowiła wrócić do Hogwartu, myślała, że będzie inaczej. Nie zostawiła przyjaciół tylko ze względu na Rona. Prawdę powiedziawszy to po prostu przelało czarę. Czuła się samotna w ich towarzystwie. Jedyne, o czym potrafili rozmawiać to sport. Siedziała w Norze słuchając, jak kłócą się między sobą o to, która drużyna jest lepsza, który szukający powinien odejść, dlaczego wystarczyłby jeden pałkarz w drużynie. Kiedy chciała zmienić temat, jej słowa trafiały na mur. Czuła się ignorowana. Dopiero, gdy oni chcieli, rozmawiali o czym innym. A i wtedy nawet nie mogła się wtrącić do rozmowy. Wciąż słyszała, jak Ron nabija się z niej, że mimo upływu lat pozostała sztywna. Mało rozrywkowa, jak to uprzejmie stwierdził.
Początkowo Harry starał się ją bronić, ale po pewnym czasie, przestał reagować. A Hermiona miała dość odpierania tak dziecinnych zarzutów. Nie była rozrywkowa, ale zawsze taka była i dziwiła się, dlaczego dalej im to przeszkadzało. Byli w końcu przyjaciółmi. I mimo, iż docinki Weasleya były „przyjacielskie”, ona czuła się nimi urażona. Gdy oni świętowali, ona zamykała się w pokoju, żeby poczytać. To był jej świat.
Martwiła się, że nie dadzą sobie bez niej rady. Martwiła się, że przez to, że odeszła, coś im się stanie. Wpadną w zasadzkę, wdadzą się w pojedynek, zgubią się. Jednak nie była na tyle zadufana w sobie, aby myśleć, że jest jedynym mózgiem ich trójki. Zdawała sobie sprawę, że z jej pomocą może być im łatwiej, ale doceniała ich inteligencję. W przeciwieństwie do nich, pomyślała przygnębiona. Położyła się na nieco zimnej ziemi i wpatrzyła w niebo. Chmury leniwie przesuwały się po błękicie, układając w coraz wymyślniejsze formy. Nagle przypomniała sobie, jak jednej nocy obserwowali z Severusem gwiazdy. Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie jego bliskość, gdy pojawili się śmierciożercy. Nie przejmowała się tym atakiem. Powiedziałby jej, gdyby to było coś ważnego. Powiedziałby Minerwie. Teraz pozwoliła sobie puścić wodze fantazji i znów czuć jego silne dłonie na swoich ramionach. Jego zapach tak blisko niej. I jego oczy świdrujące ją na wylot.
Nie do końca rozumiała, dlaczego tak ją do niego ciągnie. Może dlatego, że w przeciwieństwie do chłopców, których znała i z którymi przebywała, on był dojrzały. Inteligentny. Mimo, iż on również jej ubliżał i bynajmniej nie w sposób przyjacielski, nigdy nie przerwał jej, gdy rozmawiali. Zawsze odpowiadał na jej stwierdzenia, co prawda w sposób sarkastyczny, pogardliwy czasem, jednak zawsze pozwalał jej wyrazić swoje zdanie. Gdzieś wewnątrz pojawiło się małe światełko, jakaś nadzieja, że może naprawdę uważa ją za inteligentną.
No i ma w sobie coś takiego… pomyślała, przywodząc jego obraz przed oczy. Pamiętała każdy szczegół jego ciała, mimo iż spędzili razem jedną noc. Pamiętała bliznę, pamiętała szramy, pamiętała to zagłębienie na obojczyku. Chciała znów znaleźć się w jego ramionach. Nagle oczami wyobraźni zobaczyła, jak wyciąga w jej stronę różdżkę i szepcze to cholerne zaklęcie. Gwałtownie podniosła się z ziemi i poczuła zawrót w głowie. Dość, zbeształa się. Miałam się uczyć.
Otworzyła księgę na pierwszej stronie i pogrążyła się w lekturze, niemal natychmiast zapominając o przykrych wspomnieniach.

Severus Snape złapał się na tym, że siedząc za stołem nauczycielskim, szukał wzrokiem znajomej twarzy. Jej widok stał się dla niego tak normalny, że gdy nic nie znalazł, naszły go ponure myśli. Nie ufał Lucjuszowi, a już na pewno nie wierzył, że będzie trzymał się z dala od szkoły. Wolał mieć gryfonkę w zasięgu wzroku. Nie chciał nawet wyobrażać sobie, co by zrobił, gdyby wpadła w ręce tego psychopaty. Jak na zawołanie w drzwiach pojawiła się Hermiona i szybko podeszła do stołu domu lwa. Spóźniona Zawsze–Na–Czas Granger? Niebywałe.
Pogrążył się w nudnej konwersacji z profesor Vector, która coś mamrotała o złym układzie dat. Zaskakując samego siebie stwierdził, że faktycznie daty nie sprzyjają. Do końca kwietnia zostały niecałe dwa tygodnie, co oznaczało, że za czternaście dni Hermiona zostanie nauczycielką i prawdopodobnie ich stosunki jeszcze bardziej się oddalą. Myślał, że ta wiadomość go ucieszy – przecież sam chciał trzymać się od niej na dystans. Teraz jednak nie był tego taki pewny. Chciał z nią rozmawiać. Chciał słyszeć jej głos, nawet jeśli irytowała go niemal nieustannie. Dokończył obiad i wrócił do swoich kwater, zastanawiając się kiedy stał się tak niezdecydowany. To wszystko przez tą głupią dziewczynę. Czuł, że to nie jest właściwe. Nie dość, że był śmierciożercą, zdrajcą i mordercą, to zbliżał się nieubłaganie do czterdziestki. A ona dopiero co skończyła osiemnaście lat. Co z tego, że w magicznym świecie wiek jest postrzegany zupełnie inaczej niż u mugoli. Gdyby inaczej ułożył swoje życie, miałby córkę w jej wieku. Zaczął się zastanawiał, co ona sądzi na ten temat. Nagle przypomniał sobie ich rozmowę sprzed kilku tygodni. Powiedział jej, że nie wierzy, że mogłaby go pokochać. Nadal pamiętał wyraz bólu na jej twarzy, gdy odpowiedziała, że ma rację. Od tego czasu wiele razy zastanawiał się, czy nie kłamała. Po co miałaby to robić? pytał sam siebie. I zawsze dochodził do wniosku, że mówiła prawdę. Teraz jednak, gdy widział jak rumieni się, gdy na nią patrzy, jak uśmiecha się do niego, jak reaguje na jego bliskość łudził się, że może jednak kierowały nią emocje. Nie żeby obchodziło go, co siedzi w tej nastroszonej głowie. I tak nic by z tego nie wyszło.

Piękną, słoneczną niedzielę zepsuła wieczorna burza. Ostatni uczniowie uciekali do zamku, jakby mieli zaraz rozpuścić się na deszczu, a w oddali widać było pioruny, rozświetlające horyzont. Przez małe okno w gabinecie Snape widział wiszące chmury i słyszał jak krople brutalnie obijają się o niewielką okiennicę. Kończył właśnie obszerny tom „Salamandry”, gdy usłyszał ciche pukanie do drzwi.
– Kogo niesie o takiej porze? – spytał, niechętnie podchodząc do drzwi i otwierając je na oścież. Zaskoczył go widok Hermiony. – Granger. Nie przypominam sobie, żebym kazał ci przychodzić.
– Czy mimo tego wpuści mnie pan do środka?
Powstrzymała się przed wypomnieniem mu dobrych manier.
– A czy mam jakiś wybór? – spytał, wzdychając teatralnie. Zauważył w jej rękach małe zawiniątko. – Więc co sprowadza cię o takiej porze?
– Ja… – Hermiona była wyraźnie zmieszana. – Przyszłam podziękować.
– Podziękować? – zdziwił się Snape. Dziewczyna wręczyła mu zawiniątko, a gdy odwinął kawałek papieru, zauważył pięknie prezentującą się okładkę. – Cóż takiego zrobiłem?
W środku znalazł bardzo starą i cenną księgę. Nie pod względem wartości a zawartości. „Teoria wszystkiego i niczego. Eliksiry przez wieki, wydanie rozszerzone”. Zaniemówił i musiał kilka razy przeczytać tytuł, aby się upewnić.
– To za poświęcony czas. Nie byłam w stanie nic kupić, ale lubi pan czytać, więc pomyślałam, że to się nada.
– Nada się? Ty wiesz, co to za książka?
– Wydanie rozszerzone „Eliksirów przez wieki”? – spytała niewinnie, ewidentnie bawiąc się z nim.
– Skąd to wytrzasnęłaś?
Czytał tą księgę w młodości, a potem po pożarze jednej z większych bibliotek, słuch o niej zaginął. Ponoć zostało kilka kopii, ale nie spodziewał się, że akurat Granger będzie ją posiadać.
– Profesor Binns trzyma w gabinecie niezwykłe rzeczy – powiedziała i uśmiechnęła się, dumna z siebie. Udało jej się go zaskoczyć, to było widać. Odchrząknął i ostrożnie odłożył księgę na biurko.
– Nie musiałaś mi nic dawać. Wykonywałem swoją pracę.
– Mimo wszystko, poświęcił pan czas, żeby przygotować mnie do bycia nauczycielem.
Przyglądała się mu, jakby czekała na podziękowania. Nie wyglądała jednak na zawiedzioną, gdy ich nie otrzymała.
– Jeszcze raz dziękuję – powiedziała i odwróciła się do wyjścia.
– Poczekaj.
Zatrzymała się i zmierzyła go wzrokiem. Miała cichą nadzieję, że ten prezent przyniesie korzyści dla nich obojga.
– Tak?
– Myślę, że możemy mówić sobie po imieniu. Po raz kolejny.
– Zgadzam się. W końcu będziemy razem pracować.
Do trzech razy sztuka, pomyślał Snape, kiedy podali sobie dłonie.
– Powiesz mi co w tej księdze jest takiego nadzwyczajnego? – spytała dziewczyna, wcale nie chcąc opuszczać przyjemnie chłodnego gabinetu. Severus wskazał jej fotel przed kominkiem, co z radością przyjęła.
– Dziwi mnie, że nie wiesz. Ten manuskrypt jest tak stary, jak „Eliksiry przez wieki”.
– Z wiekiem coraz cenniejszy?
Snape spojrzał na nią badawczo, na co jedynie się uśmiechnęła.
– Znajdziesz może… trzy kopie. Na całym świecie. – powiedział, zaskakując dziewczynę. – Sama podstawa zawiera wiele cennych informacji, ale tutaj… Słyszałem wiele historii na temat powstawania tego dzieła. Nie są przyjemne.
– Jakie historie? – spytała wyraźnie zainteresowana.
– Nieprzyjemne. Jak mówiłem.
Hermiona uniosła brew w oczekiwaniu. Uwielbiała słuchać jego głosu.
– Skoro nalegasz. Ale nie wiń mnie, jeśli zrobi ci się niedobrze.
– Nie zrobi – powiedziała i usadowiła się wygodniej w fotelu.
– Zawsze musisz wszystko wiedzieć. – wymamrotał. – Nie wiadomo, kto dokładnie napisał tą księgę. Możliwe, że autor „Eliksirów” chciał uzupełnić swoją wiedzę, ale istnieje teoria, że napisał ją jego syn, zainspirowany pracą ojca.
– Zapowiada się całkiem przyjemnie.
Zaśmiała się cicho, gdy rzucił jej wymowne spojrzenie, żeby mu nie przerywała.
– Niezależnie kto to napisał, musiał bardzo dokładnie poznać działania eliksirów. Są w niej opisane wszelkie możliwe błędy w ważeniu, z dokładnym opisem skutków ubocznych. Dlatego podejrzewam, że twórca testował na sobie wszystkie eksperymenty. Nie znajdziesz tam eliksirów na porost włosów, czy zwykłych usypiaczy. To są zaawansowane, mocno oddziaływające eliksiry. Niektóre wręcz podchodzą pod kategorię trucizn.
Hermiona przestała się uśmiechać, słuchając jego słów. Poczuła wielki szacunek, jeśli słowa Severusa były prawdą.
– I testował je na sobie?
– Dlatego ta księga nigdy nie została dokończona. A przynajmniej nie przez jednego człowieka.
Nagle Severus wstał i chwilę później wrócił na fotel, trzymając w rękach prezent od Hermiony. Pogładził oprawkę jakby była czymś najpiękniejszym, co w życiu widział. Otworzył pod koniec i przewracając delikatnie kartki, kontynuował:
– Czytając dokładniej, można wyczuć, że styl się zmienił. Szczegółowe opisy zmieniły się w znacznie mniej… wyrafinowane. Znacznie mniej przyjemne.
– Wszystkie są rękopisami?
– Ta nim jest. Zdecydowanie – odparł, przyglądając się tomowi, który leżał na jego kolanach. Podał go zaintrygowanej dziewczynie. Hermiona wpatrywała się w strony i faktycznie, w niektórych miejscach widać było drżącą literę, gdzieniegdzie zaschnięte ślady krwi.
– Jakim cudem atrament nie wyblakł?
– Został połączony ze specjalnie zrobionym eliksirem. Stronice zostały nimi nasmarowane, tak samo pióro, którym pisano.
Młoda gryfonka była pełna podziwu dla pracy włożonej w napisanie jednej księgi. To co opowiadał Severus, sugerowało niewyobrażalne oddanie. Ale w rzeczy samej, wszystkie ilustracje, inkantacje, przepisy zapisane były tak staranną czcionką, wszystko wyglądało tak przepięknie, że efekt wynagrodził trud.
– Niesamowite – szepnęła. Oddała Severusowi księgę, uśmiechając się na widok jego miny, gdy na dłużej przytrzymała jego dłoń przy swojej. Odstawił tom na półkę. Hermiona była szczęśliwa, widząc, że naprawdę podobał mu się podarunek. Obawiała się, że zna to dzieło i wyśmieje ją za ignorancję. Udało jej się go jednak zaskoczyć.
– Widzę, że jesteś całkiem zadowolona z siebie.
Zaśmiała się gromko, dezorientując Snape’a.
– Widzę, że prezent przypadł ci do gustu.
– Nawet sobie nie wyobrażasz.
Podniosła się i stanęła naprzeciw niego. Zebrała w sobie całą odwagę i unosząc się na palcach, pocałowała go w policzek. Był tak zaskoczony, że w pierwszej chwili nie wiedział czy to faktycznie się dzieje.
– Cieszę się – powiedziała, odsuwając się od niego.
– Granger…
– Hermiona – poprawiła go z uśmiechem.
Nie umiał powiedzieć jej, żeby przestała. Ten drobny gest, ten krótki pocałunek zburzył pierwsze mury. A jej uśmiech bezlitośnie przedzierał się przez kolejne.
– Powinnam już iść – powiedziała. Złapał ją za rękę i w przypływie niezrozumiałych emocji przyciągnął ją lekko do siebie i pocałował. Westchnęła, kiedy delikatnie wplótł dłoń w jej włosy, jednak nie zamierzała przerywać tej chwili. Przywarła do niego, pozwalając, aby druga dłoń zacisnęła się na jej talii. Tak bardzo pragnęła tych ust. Tak bardzo pragnęła jego bliskości. Dotknęła jego ramion i poczuła jak napiął mięśnie, a ucisk na jej talii się wzmocnił.
Nagle usłyszeli trzask tłuczonej szyby i odruchowo Snape objął dziewczynę, zasłaniając przed niebezpieczeństwem. Kiedy zerknął przez ramię nie zobaczył szkła. Kilkanaście centymetrów nad ziemią unosił się paw, z szeroko rozpostartym ogonem.
– Potrzebuję cię, Severusie. – przemówił paw, a Hermiona zamarła. Znała ten głos. Słyszała go już kiedyś. Narcyza Malfoy. – Spotkaj się ze mną tam, gdzie ostatnio. Teraz.
W jednej sekundzie paw zamienił się w błękitny obłok i zniknął. Hermiona spojrzała zdezorientowana na Severusa. Marszczył brwi, mocno zaciskając zęby. Wypuścił ją gwałtownie z ramion, złapał z biurka różdżkę i pospiesznie założył wierzchnią szatę.
– Powinnaś już iść – powiedział jedynie i ruszył do drzwi.
– Severusie…
Jednak on spojrzał na nią z taką paletą emocji na twarzy, że Hermiona wstrzymała oddech.
– Idź do siebie.
Zniknął, zostawiając ją tam, gdzie stała, gdy ją całował. Całował ją, a teraz idzie do Narcyzy? Narcyzy Malfoy? O co w tym wszystkim chodzi, do cholery? Usiadła na jego fotelu i spojrzała na swoje dłonie. Czyżby aż tak źle oceniła swoją sytuację? Nie potrafiła sobie wyobrazić Severusa i Narcyzy razem, jednak… Jej umysł podrzucał obrazy z prędkością światła. Nie potrafiła tego pojąć. A może kobieta ma kłopoty? Może to było wezwanie pomocy? Tylko, do cholery, dlaczego zwraca się z tym do Severusa?
Nawet do głowy nie przyszło jej, jaka relacja tak naprawdę łączy dwójkę śmierciożerców. Poczuła jak do jej oczu napływają łzy. Opanowała się jednak, nie chcąc panikować bezpodstawnie. Postanowiła poczekać i dowiedzieć się tego, zaraz jak wróci.

Severus teleportował się do Hogsmeade, zaniepokojony, co mogło się stać. Narcyza stała w tym samym miejscu, gdzie ostatnio. Jedyna różnica to dziewczyna leżąca pod jej stopami.
– Narcyzo. – syknął i pociągnął ją za ramię w głąb zaułka. – Co ty wyprawiasz?
– Uspokój się, daj mi wszystko wytłumaczyć.
– Obyś miała na to – wskazał na nieprzytomną dziewczynę – dobre wytłumaczenie.
– Najpierw zabierz mnie do Nory.
Severus otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale szczerze, nie miał zielonego pojęcia co.
– Co? Do Nory? Po kiego licha?
– Po prostu mi pomóż. Tobie chociaż trochę ufają, mnie nie wpuszczą.
Zrozumiał, że kobieta nie żartuje. Wziął dziewczynę na ręce i nakazał Narcyzie złapać jego ramię. Natychmiast znaleźli się przed barierami ochronnymi Nory. Noc była ciemniejsza, niż mogło się wydawać z zamku. Czarne chmury wisiały nad łąkami otaczającymi mały dom Weasleyów, ale w tej części Anglii chociaż nie padał deszcz.
– Nie przejdziesz przez bariery. Ona też nie – powiedział, wskazując na nieprzytomną dziewczynę spoczywającą w jego ramionach.
– Idź do Weasleyów i poproś ich o zdjęcie barier.
– Zwariowałaś. – powiedział jedynie Snape, ale kiedy popatrzył na minę Narcyzy kolejny raz przekonał się, że jest śmiertelnie poważna. – I co mam im powiedzieć? Żeby cię wpuścili, bo pomogłaś uwolnić ich córkę z rąk Voldemorta?
– Tak – odparła Narcyza, na co mężczyzna miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Nagle dostrzegł światło, które zapaliło się na ganku i w drzwiach pojawił się Artur Weasley.
Severus czując, że ten pomysł skończy się tragicznie, ruszył w jego kierunku.
– Snape, czy ty nie masz za grosz poszanowania dla innych? Jest środek nocy, niektórzy śpią o tej…
Artur dostrzegł Narcyzę i wyciągnął różdżkę z kieszeni szlafroka. Popatrzył pytająco na Severusa.
– Potrzebujemy twojej pomocy, Arturze. Wszyscy.
– To Narcyza Malfoy – szepnął gniewnie rudy mężczyzna, jakby samo imię było wystarczającą obelgą dla właścicielki.
– Tak. I potrzebuje twojej pomocy.
Gospodarz popatrzył na niego przez dłuższą chwilę. W końcu wypuścił głośno powietrze i otworzył niewielkie przejście w barierze. Severus obserwował jak Narcyza niepewnie zbliża się, lewitując za sobą bezwładne ciało nastolatki. Artur zmierzył go ponownie wzrokiem i wprowadził do domu.
– Arturze, na litość Merlina, co się tu… – Molly zamarła widząc w progu swojego domu rozczochraną, brudną i wyraźnie zmęczoną Narcyzę Malfoy. – Co to ma znaczyć?
Spoglądała pytająco to na swojego męża to na Severusa, jednak żaden z nich się nie odezwał.
– Severusie, weź ją – powiedziała Narcyza. Snape podszedł do ciała i ostrożnie przeniósł na kanapę w salonie. Kobieta w tym czasie spojrzała na zdezorientowaną parę i przełknęła ślinę.
– Dziękuję, że zgodziliście się nas wpuścić.
Artur przypatrywał się jej w milczeniu, mocno obejmując żonę ramieniem. Narcyza jak zaczarowana wpatrywała się w małżeństwo, dopóki głos Molly nie przywołał ją z powrotem na ziemię.
– Czego od nas chcesz?
– Pomocy.
Państwo Weasley otworzyli niemal jednocześnie usta ze zdziwienia. Nigdy w życiu nie spodziewali się usłyszeć takiego słowa z ust jednego z Malfoyów. Pierwszy z szoku otrząsnął się rudy czarodziej.
– Dlaczego mielibyśmy ci pomóc? Zamordowaliście mi syna. Porwaliście mi córkę. Poza tym jesteście szumowinami i pieprzonymi arystokratami, co to swoje głowy powkładali w dupy!
Narcyza spuściła głowę, wiedząc, że ma całkowitą rację. Jednak, czego się nie spodziewała, w jej obronie stanął Severus Snape.
– Może dlatego, że Narcyza uratowała waszą córkę? Skoro śmierciożerca był zdolny ocalić Ginewrę, dlaczego wy nie możecie zrobić tego samego? Myślałem, że jesteście ponad ideami Czarnego Pana.
Kolejna porcja szoku to było zbyt wiele dla biednej pani Weasley. Usiadła przy stole jadalnym, wpatrując się tępo w Severusa. Artur jednak nie potrafił pozostać spokojny na takie słowa.
– To, że nie zabijamy dzieci dla przyjemności, nie znaczy, że mamy pomagać każdemu, które trafi do naszego domu. To są śmierciożercy, Snape. Skąd wiesz, że to nie jest kolejny podstęp?
– Stąd, Weasley, że stoimy po tej samej stronie. Wszyscy.
– O czym ty mówisz? – spytał Artur.
– Narcyza jest po naszej stronie. Potwierdziła moje słowa u Czarnego Pana, dzięki czemu wasi synowi zyskali na czasie.
Spojrzał na swoją przyjaciółkę, która cierpiętniczo wpatrywała się we własne dłonie.
– Poza tym wiedziała, że jestem członkiem Zakonu i nie wydała mnie.
– Wiem, że nie mam prawa o nic was prosić, jednak... – zaczęła Narcyza, przerywając Severusowi – Molly.
Kobieta oprzytomniała słysząc swoje imię.
– Proszę cię jak matka matkę. – ciągnęła Narcyza. – Draconowi już nie pomogę, ale ta dziewczyna… Potrzebuje was.
Artur usiadł obok żony, a Severus stanął w przejściu do kuchni. Molly zerknęła na kanapę, gdzie widziała jedynie czarne, poszarpane szaty. Pierwsze, co rzuciło się jej w oczy była twarz obcej dziewczyny. Pocięta, ubrudzona zaschniętą krwią. Miała zbyt miękkie serce, by w tamtym momencie myśleć o niej jako o wrogu.
– Lucjusz Malfoy znęcał się nad nią – powiedział Severus, podążając za wzrokiem kobiety – bo był przekonany, że ma coś wspólnego z uwolnieniem waszej córki z lochów Malfoy’s Manor. Nie wiem, jaki dokładnie miała w tym udział, jednak to bez znaczenia.
– Jej własny ojciec skazał ją na śmierć. – dodała Narcyza. Jej twarz była spokojna, mimo iż w środku błagała, aby Weasley’owie się zgodzili. Za nic przyznałaby się, że byli jej ostatnią deską ratunku. – Uznał ją za hańbę dla rodziny i razem z Lucjuszem kazali mi się jej pozbyć. Rzuciłam na nią śmiertelne zaklęcie, ale tylko werbalnie. Tak naprawdę uśpiłam ją, bo wiedziałam, że Lucjusz będzie chciał upewnić się, że nie żyje.
– Dlaczego nie pozwoliłaś jej umrzeć? – spytał Artur. – Skoro twój mąż uznał ją za zdrajczynię, musiał mieć jakieś dowody.
– Gdybyś słyszał Lucjusza, też zwątpiłbyś w winę tej dziewczyny – odparła gorzko Narcyza.
Na moment nastała cisza.
– Nadal nie rozumiem, czego od nas oczekujesz – powiedział ostro Artur.
– Niczego od was nie oczekuję. Proszę was tylko, abyście pomogli mi uratować tę dziewczynę.
– Dlaczego po prostu jej nie wyślesz w jakieś odległe miejsce? Do innego kraju? – dopytywał się Artur.
Narcyza złączyła dłonie, nerwowo je pocierając.
– Problem jest taki, że… jedna z klątw trafiła w jej kręgosłup. – Narcyza przełknęła ślinę. – Ona nie może chodzić.

~
No więc jest kolejny rozdział. Jestem strasznie zaskoczona, że mój blog odwiedziło już niemal 20 tysięcy ludzi. Tak jak już pewnie kiedyś pisałam, nie spodziewałam się zbyt wielkiego odzewu, a tu proszę. Sama świadomość, że ktoś czyta naprawdę podbudowuje, a komentarze tylko dają większą motywację. 

Rozdział zbetowała Natalia, za co jej bardzo dziękuję :) 

22 komentarze:

  1. Świetny rozdział ! Już myślałam że będzie coś więcej między Hermioną a Severusem a tu Narcyza przerwała...

    Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba sobie dawkować jakoś ten romantyzm, nie?
      Cieszę się, że Ci się podobało. Zapraszam wkrótce na kolejny :)

      Usuń
  2. Cześć i czołem.
    Super rozdział.

    Błędów raczej nie ma, jak zwykle, ale mimochodem wyłapałam, iż we fragmencie o W. E. S. Z. napisałaś "zrobić to samej" i wydaje mi się, że powinno być "zrobić to samemu". Takie tam moje gadanie :)

    Cóż, zawsze lubiłam Malfoy'ów, ale Twojego Lucjusza najchętniej wytargałabym za kłaki aż by mu głowa odpadła. Jest okropny, blah. Za to jestem miło zaskoczona postawą Narcyzy. Mam nadzieję, że Lucek nie dowie się o jej prawdziwym wkładzie w całą sprawę, bo to nie skończy się dla niej dobrze.

    Ale, ale... pora przejść do naszej ulubionej pary. Severus zachowuje się jak nie przymierzając kobieta. Taki niezdecydowany, rozchwiany emocjonalnie i w ogóle. Słodkie. Dobrze, że Hermiona postanowiła zadziałać i nie dała mu stworzyć zbyt dużej przestrzeni między nimi (zarówno w sensie metaforycznym, jaki i dosłownym).

    Dużo Weny, dużo czasu, dużo wszystkiego.
    Pozdrawiam gorąco

    bullek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czołem, witam.
      Tak się drapię po głowie z tym WSZEM, ale wydaje mi się, że Herm jest laską... A one robią to same, nie? A nie wiem. Poprawiłam w każdym razie :D
      Zgadzam się, że Lucjusz jest paskudny w tym rozdziale. Potrzebowała, takiego skurwiela, za przeproszeniem, a wybór padł akurat na niego.
      Wiem, że Severus zachowuje się jak baba, ale właśnie... Chciałam, żeby to Herma była tą, która pcha ich "związek" dalej. W końcu jest bardziej otwarta.
      Dziękuję za komentarz, naprawdę, z całego serca.
      Dzięki Tobie między innymi chce mi się pisać dalej.
      Serduszko dla Ciebie <3

      Usuń
  3. W takim momencie przerwac severudowi! No wiesz ty co :p Juz eir balam zr zostawilam to opowiadanie dlatego niezmiernie sie ciesze mogac czytac nowe rozdzialy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy, za nic nie zostawię Seva i Hermy.
      Miło mi, że Ci się podobało :)
      Następny już niedługo!
      PS. Jeszcze sobie odchorują tą wstrzemięźliwość. Kiedyś :D

      Usuń
  4. Wow.... Uwielbiam Twojego Seva! Jest taki Sevowaty ale ma uczucia! :D W ogóle świetna historia :) Czekam na kolejny rozdział :)
    ps ciekawe jak ta młoda zareaguje jak sie obudzi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie będzie zachwycona ;)
      A dziękuję, dziękuję. Ja również uwielbiam mojego Seva. Naprawdę. Wyszłabym za niego, gdybym mogła.
      Następny rozdział już niedługo, także zapraszam!

      Usuń
  5. Wreszcie mogłam usiąść i spokojnie przeczytać ten rozdział.
    Bardzo mi się podobało, jak opisałaś mroczną przeszłość Severusa i do tego ta ciekawa wizja jego matki (chyba pierwszy raz spotkałam się z panią Snape, która nie była kochana mamuśką, tylko zaglądająca do kielicha wredną ździrą) Czasem się zastanawiam, czy ktoś z taką przeszłością, tak brutalny i bezwzględny może się zmienić? I mam wątpliwości... ale przecież tego właśnie chcemy i o to tu chodzi. Prawda?
    Jednak moim ulubionym zdaniem w tym rozdziale jest "No i ma w sobie coś takiego… pomyślała, przywodząc jego obraz przed oczy" - kwintesencja Severusowatości :D
    Rozdział świetny jak zwykle i już wiem dlaczego mi się tak dobrze czyta to co piszesz... mówimy chyba jednym językiem, koleżanko - krakowianko. :)
    Pozdrawiam serdecznie i weny, weny, weny....
    Czekam na kolejny
    I jeszcze jedno... Narcyza jest OK :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana!
      Twoje słowa są jak miód na moje serce.
      Miło mi, że ktoś wyłapał fragment o matce Seva. Chciałam, żeby coś chociaż w jakimś stopniu tłumaczyło jego zachowanie. A apropo Twojego pytania - w następnym rozdziale poświęcę temu kawałek.
      To zdanie! <3 Wiem. Każda Sevmionka Ci to powie :)
      Dziękuję jeszcze raz za komentarz.

      Usuń
  6. Ej no w takim momencie przerwać, powinnaś sie wstydzić -,- rozdzial jak zwykle świetny, wyjaśniło sie wiele spraw. Mialam nadzieje, ze między Herm i Sevem na nowo cos wykwitnie, a tu kicha. Narcyza musiała im przeszkodzić... W każdym razie bardzo przyjemnie sie czytali. Mam wrażenie, ze z każdą częścią nabierasz wprawy i rozdziały są coraz lepsze. Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak uważasz.
      Na pewno trochę pomogło to, że znalazłam betę, ale może coś w tym jest?
      Kolejny wpis pojawi się już niedługo, a tam pogmatwa się o wiele więcej niż się zdążyło wyjaśnić ;)
      Taki ze mnie niedobry autor.
      Pozdrawiam i zapraszam na kolejny rozdział, już niedługo!

      Usuń
  7. milutko... kiedy następny? :)
    ~margo

    OdpowiedzUsuń
  8. Skoro mnie zapraszałaś to jestem :)
    Przeczytałam dziś całą twoją historię i z czystym sumieniem stwierdzam, że mi się podoba. Nie powiem, żeby było mi jakoś specjalnie przykro z powodu uśmiercenia Rona, bo nie przepadam za tą postacią. Lubię za to Narcyzę i podoba mi się, że zrobiłaś z niej osobę, która pomaga Severusowi.
    U siebie wyjaśniłam dlaczego w ostatnim czasie nie było rozdziału i kiedy mniej więcej można się go spodziewać. Jak go opublikuje to dam znać. No i liczę na info o nowościach u Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam.
      Miło mi, że podoba Ci się historia.
      Również nie przepadam za Ronem, ale nie tylko jako za "chłopakiem" Herm, tylko jako za człowiekiem.
      Narcyza jest OK, jak to padło wyżej. Lubię ją i chciałam z niej zrobić dobrą osobę. Mam nadzieję, że wyszło :)
      Następny rozdział już niedługo, także zapraszam!

      Usuń
  9. Kilka lat temu byłam mocno wkręcona w te opowiadania, przeczytałam ich mnóstwo. Potem przyszły studia i zainteresowanie znikło ale niedawno (na szczęście) znowu do nich powróciłam. Długo szukałam dobrej historii, na marne, aż trafiłam tutaj. Dwa dni nie mogłam się odkleić od komputera, przez co cierpi trochę mój licencjat ale co tam, warto! To opowiadanie zaliczam do 5 ulubionych, obok prawdziwych klasyków. Głównie ze względu na to, że świetnie prowadzisz postać Severusa, co dla mnie jest najważniejsze. Snape to u Ciebie Snape a nie jakaś rozmiękczona klucha. Życzę dalej tak cudownej weny i czekam na kolejne rozdziały.
    M.J.J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo.
      Takie komentarze jak ten, to właśnie ten motorek, który pcha do pisania. Chciałam stworzyć historię, od której można się uzależnić, ale wszystko tak naprawdę zależy od czytelników. Nigdy nie dogodzimy wszystkim. Dlatego cieszę się, że jak do tej pory, opowiadanie się podoba.
      Zaskoczyłaś mnie z tym Snape'em. Zawsze wydawało mi się, że właśnie za dużo w nim emocji, a tu proszę.
      Mam nadzieję, że licencjat nie ucierpi za bardzo :)
      PS. Między innymi dzięki Tobie miałam wenę na skończenie następnego rozdziału, który pojawi się już niedługo. Dziękuję jeszcze raz!
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Stwierdzam ogromny talent. Muszę przyznać, że uzależniłam się od tych rozdziałów, także jak nie napiszesz następnego to będziesz miała człowieka na sumieniu... Laska!!! Pisz, pisz, bo jesteś wspaniała, aczkolwiek jedna uwaga: tĘ kurwĘ, tĘ dziewczynĘ, tĘ kawĘ, więc do każdego wyrazu zakańczającego się na 'ę' dopasowujemy zaimek z końcówkę 'ę'. (tak samo będzie z 'ą'). Weny, kochana!

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo fajnie, że wspomniałaś o Narcyzie, bo już myślałam, że o niej zapomniałaś. Widzę, że babeczka wróciła do domu, mimo że niedawno jeszcze nocowała w gabinecie Snape'a. Ciekawa jestem, jak jej losy się potoczyły, kiedy wróciła do domu. Skoro piszesz, że Narcyza doskonale wie, jaki Lucjusz jest, kiedy torturuje, to oznacza, że sama przeżyła jego tortury? Powiem Ci szczerze, że jak lubię u Ciebie relacje Snape'a i Narcyzy, tak relacje Narcyzy i Lucjusza kompletnie mi nie pasują. On bardzo kochał swoją żonę, już Ci o tym pisałam, a ta nagła zmiana, której w żaden sposób nie uzasadniłaś, bardzo mi tu bruździ. Nie mówię, że trzeba iść zawsze zgodnie z kanonem, bo wtedy nie byłoby sensu pisać fanfików, ale jeśli już chce się coś zmienić, dobrze byłoby to chociaż raz i porządnie uzasadnić. :)
    Interesująca jest tajemnicza postać Jeanne. To jakaś Twoja OC, co bardzo mi się podoba, bo tworzone przez autorów postacie mogą fajnie wpłynąć na fabułę, ba, mogą być doskonałym wytłumaczeniem zmian, które autor czasami dokonuje w charakterach postaci kanonicznych.
    Krwista dłoń nie brzmi dobrze, bo pierwsze, co przychodzi na myśl, to zakrwawiona ręka Ginny, która ląduje na policzku Deana i odciska na nim ten krwisty ślad. Przypuszczam, że raczej tak nie było. Jeśli koniecznie chciałaś użyć takiego urozmaicenia, wystarczył ,,krwistoczerwony ślad dłoni". :)
    I kto by pomyślał, że Ginny jest taka słaba. Podoba mi się, jak opisujesz jej odpały. Sama raczej bym się nie porwała na taką kreację tej postaci, bo to wygląda nieco abstrakcyjnie, ale w końcu Ty bardzo odbiegasz od kanonu, więc takie przedstawienie Ginny wcale tak bardzo się od fabuły nie odznacza.
    O, i wspominasz o Wszy. Ty albo zalewasz (trochę z dupy, bo to wspomnienie o Wszy właśnie takie było) rozdział ciekawostkami z kanonu, albo całkowicie je pomijasz. Powinnaś to raczej rozłożyć. Miałaś pełno beznadziejnych zapychaczy, w miejsce których spokojnie możesz włożyć próby reaktywacji Wszy, kontakty z Neville'em czy inne. I wtedy i Ty masz w logiczny sposób zapełnione luki między akcją a akcją, i Czytelnik się nie irytuje, bo wie, że Twoi bohaterowie poza imionami i nazwiskami mają jakiś związek z tymi kanonicznymi.
    Trochę mi to śmierdzi, że Snape wpadł do Lucjusza tylko po to, żeby się mogli poprzerzucać ripostami. Ta scena jest zdecydowanie zbyt krótka. Jeśli nie chciało Ci się na siłę ciągnąć tego fragmentu, mogłaś po prostu napisać, że Snape przez jakiś czas już tam siedzi, nie musiałaś opisywać poprzedniej rozmowy (albo późniejszej), wystarczyłby wtedy ten fragment. Taka szarpanina bohaterów jest nienaturalna, zwłaszcza dla bohaterów pokroju Snape'a, którzy cenią siebie i swój czas. Może Neville by się na takie coś zgodził, ale Snape? Wątpię. Nie trzeba opisywać wszystkiego, ale wystarczy przemyśleć, co by było dla danej postaci naturalne. I wtedy stosować takie małe triki, oszukaństwa. Narrator trzecioosobowy ma o tyle łatwiej, że prędzej mu ujdzie pomijanie niektórych sytuacji i opisywanie ich w kilku słowach. Gdybyś pisała w pierwszej osobie z perspektywy Snape'a, byłoby z tym gorzej, ale też jest to oczywiście do obejścia. :)
    Fajnie, że wspomniałaś o rodzinie Snape'a. Bardzo często się to pomija, a przecież Snape musiał często myśleć o swoich rodzicach, bo patologia, w której się wychował, bardzo na niego wpłynęła.
    Lucjusz bijący Narcyzę? Jestem na nie.
    No! Ale nareszcie coś idzie nie po myśli Snape'a. Jeanne jako Mistrzyni Legilimencji (tak ją nazwę) jest zagrożeniem dla Snape'a i Zakonników, no, może w końcu ten okropny zastój (bo, sory, ale te wydarzenia u Ciebie wojny nie przypominają, choć piszesz, że wojna jednak trwa) się ruszy i coś zacznie się dziać. Aj kent łejt.

    OdpowiedzUsuń
  12. Voldemort zabił Bellatriks? ZABIŁ JĄ? Bo Snape wcisnął mu kit? Przecież Voldemort jest mistrzem w swoim fachu, nie miałby żadnego problemu z tym, żeby wydobyć ze Snape'a, Belli czy innego śmierciożercy prawdy. Snape'owi ufał tylko dlatego, że ten zawsze perfekcyjnie mu kłamał, ale Twój Snape... Wybacz, nie jest Ojcem Kłamstwa. Voldek przejrzałby go w sekundę, ale nie, lepiej było zabić Bellę i znów ułatwić Snape'owi działanie. Gdyby to chociaż był powód! Nie pamiętasz, jak Voldemort zachowywał się po śmierci Bellatriks? Wpadł w rozkurwisty szał, a Ty zmuszasz go do zabicia swojej ukochanej sługi przez taką pierdołę.
    Z tego, co pamiętam, to Lily zmieniła Snape'a, nie Dumbledore. Ale co ja tam wiem.
    Jeśli już wstawiasz jakąś retrospekcję, warto byłoby ją oddzielić jakimś akapitem.
    I po co ta dyrektor McGonagall? Jest w Hogwarcie kilku dyrektorów, że trzeba zaznaczyć, o którego dyrektora (lub dyrektorkę) chodzi? Wystarczy ,,pani dyrektor prosi".
    Mam problem z jedną rzeczą: Snape nie miał problemu, żeby wysłać jej liścik, w którym namawiał ją do przyjęcia posady nauczycielki, ale już musi ją nachodzić, żeby jej powiedzieć o kolejnych zajęciach. Nie mógł wysłać jej wiadomości? Albo użyć kominka (jak Syriusz)? Albo najlepiej zrobić plan zajęć i dać Hermionie? Każdy nauczyciel ma jakiś stały plan, więc Hermiona też powinna go dostać.
    Gwałt na Narcyzie. Po stokroć nie.
    Ale Snape nareszcie przypomniał Hermionie, że wszechświat nie kręci się tylko dookoła niej. Dobrze by było, gdybyś i Ty o tym pamiętała, bo za dużo jest tego niepotrzebnego wpadania Snape'a na Granger (i odwrotnie), choć idzie Ci coraz lepiej i powoli wprowadzasz nowe wątki.
    Serio? Serio? Dwóch nauczycieli tak gównianego przedmiotu, którego praktycznie żaden student nie kontynuuje po piątym roku? Po co? Gdyby to była jakaś transmutacja czy obrona przed czarną magią, gdzie zawsze są tłumy - jasne i zrozumiałe. Ale historia magii? Już chyba zajęcia Hagrida są mniej oblegane.
    Skąd Ci przyszło do głowy, że Narcyza ma czarno białe włosy?
    Szkoda, że przygoda z Jeanne tak szybko się skończyła. A może to nie ona padła martwa, ale Lucjusz? Może Narcyza jest silniejsza, niż ją przedstawiasz, i w końcu postanowiła postawić się mężowi?
    Podoba mi się, jak opisujesz książkowy świat Hermiony, jak ciągle o tym wspominasz. To bardzo kanoniczne. :) Ale trochę jestem niepocieszona tą płytką kreacją Rona, jakoby był tylko takim przygłupem McLaggenem, a przecież Ron został naprawdę fajnie zrobiony. Był na swój sposób inteligentny, sprytny, przyjacielski, miał specyficzne poczucie humoru... Owszem, może był trochę prostakiem, ale robienie z niego pustaka interesującego się wyłącznie sportem... To nie przejdzie.

    OdpowiedzUsuń
  13. No. I właśnie w takiej sytuacji Snape mógł zaproponować Hermionie przejście na ,,ty". Teraz jestem pocieszona, gdyby tylko wymazać te pierdyliard wcześniejszych podobnych propozycji. :)
    Dobra jest ta scena z książką, a potem z Patronusem Narcyzy. Jestem w stanie przyjąć, że kobieta mogła go wyczarować, bo nie była śmierciożercą. I ciekawa jestem, cóż to za straszna sytuacja, która przerwała Snape'owi miłe sam na sam z Hermioną.
    Szkoda, że Narcyza tak szybko odpuściła sobie Dracona. A jej ucieczka do Weasleyów wydaje mi się całkiem... znośna. Myślałam, że może Snape postara się ją ukryć w swoim rodzinnym domu albo coś, ale takie połączenie sił też jest okej. No i fakt, Weasleyowie są jej coś winni.
    Zaraz, ten rozdział jest zbetowany? Doceniam dobre chęci Natalii, ale radziłabym Ci poszukać bety z prawdziwego zdarzenia. Piszesz też coraz dłuższe rozdziały, muszę się trochę streszczać z komentowaniem, bo jak tak dalej pójdzie, epilog będę komentować cały dzień. xD

    OdpowiedzUsuń