"Właściwe decyzje to trudne decyzje, lecz to właśnie ten trud daje pewność o ich słuszności"
Narcyza
Malfoy czuła się wyjątkowo dziwnie, skradając się we własnym domu. Wyglądnęła
zza rogu obserwując korytarz, pogrążony w półmroku, oświetlany jedynie przez
mdłe światło świec. Martwy, pomyślała,
delikatnie stąpając po dywanie. Martwy
niczym dusze mieszkańców. Zatrzymała się nagle, słysząc podniesiony głos.
Natychmiast wtuliła się za gobelin tak masywny, że ukrył wątłe ciało kobiety.
Drzwi po prawej stronie otwarły się z impetem i na korytarzu pojawił się Lucjusz.
Wściekle przeklinając pod nosem, minął gobelin i zbiegł po schodach. Narcyza
odczekała kilka sekund, po czym podeszła pod uchylone drzwi. Pchnęła je dłonią,
modląc się, aby nie zaskrzypiały.
–
Jeanne? – szepnęła kobieta, wolno podchodząc do łóżka.
Młoda
dziewczyna, na oko w wieku Dracona, o niegdyś pięknych, czarnych włosach,
zadbanej cerze i przenikliwym spojrzeniu, teraz leżała bezwładnie na łóżku.
Zupełnie jakby ktoś wyssał z niej życie. Biedne
dziecko. Kucnęła przy niej, odgarniając ze spoconego czoła zniszczone,
czarne włosy. Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale nie poruszyła się. Była
kompletnie bez sił, co nie zdziwiło Narcyzy. Po ogromnej posiadłości od kilku
dni roznosiły się jej przerażające krzyki. Tortury Lucjusza nie znały granic.
Narcyza sama wiedziała o tym najlepiej. Szybko oglądnęła się za siebie,
spłoszona jakimś szmerem. Muszę się
pospieszyć.
–
Obliviate – szepnęła, przystawiając różdżkę do bladej twarzy Jeanne.
Biały
strumień rozświetlił nieco pokój, który teraz pełnił rolę celi. Ciche
westchnienie ulgi wydobyło się z ust starszej kobiety. Szybko podniosła się z
kolan, podeszła do drzwi i ostatni raz spoglądając na nieprzytomną nastolatkę
wyszła na korytarz. Lekki uśmiech znikł z jej twarzy, gdy poczuła nagłe
szarpnięcie za włosy. Uderzyła głową o marmurową posadzkę i straciła
przytomność.
Hermiona
zjadła pospiesznie śniadanie, nie skupiając uwagi na rozgadanych uczniach
wokół. Obudziła się wyjątkowo zmęczona. Jej umysł zaprzątało pojawienie się
popleczników Voldemorta pod szkołą. Starała się ze wszystkich sił nie snuć
domysłów na ten temat, ale momentami łapała się na tym, że pytała się w
myślach: A jeśli zaatakują? Zostawiła
ostatniego naleśnika i szybko opuściła Wielką Salę. Miała teraz na głowie
ważniejsze sprawy niż wyobrażanie sobie wojny. Zabrała ze swojego gabinetu
fiolkę dla Ginny, spakowała do torby kilka książek i wyszła na przepełniony
korytarz. Był pierwszy dzień weekendu, więc mogła znaleźć przyjaciółkę tylko w
jednym miejscu.
– NIE
JESTEM NIEPEŁNOSPRAWNA! – usłyszała, gdy tylko znalazła się w pokoju wspólnym
Gryfonów. Krzyki Ginny zdawały się nie wywoływać wrażenia na obecnych w salonie
uczniach. Musieli od jej powrotu często ich słuchać. Dean, który właśnie zszedł
po schodach, rozcierał policzek, na którym zaczęła odbijać się krwista dłoń.
– Jezu,
Dean – szepnęła Hermiona. Podeszła do chłopaka i przyłożyła do jego policzka
różdżkę, wypowiadając zaklęcie chłodzące.
– Dzięki.
– odparł. – Ja już nie wiem, jak z nią rozmawiać. Nie chce pomocy, gdy pytam o
jakieś pierdoły, od razu wybucha płaczem, albo… - nie dokończył, tylko wskazał
na policzek.
Dziewczyna
westchnęła.
– Ja z
nią porozmawiam. Ostatnio całkiem dobrze poszło.
–
Parvati z nią siedzi, ale ona też już nie daje rady.
Hermiona
ruszyła do dormitorium, po drodze mijając jakieś drugoklasistki, szepczące
między sobą.
– …
zachowuje się jak wariatka – dosłyszała dziewczyna i domyśliła się, o kim
rozmawiały. Zapukała niepewnie do drzwi i weszła. Parvati siedziała na łóżku,
otoczona przez książki i przywitała Hermionę zmęczonym spojrzeniem.
– Ginny?
– spytała i usiadła na jej łóżku. Rudowłosa dziewczyna skuliła się na parapecie i
wypatrywała za okno. – Mam dla ciebie eliksir.
Ale
przyjaciółka nic nie odpowiedziała. Hermiona spojrzała na Parvati, ale ta
pokręciła głową i wróciła do lektury.
– Ginny,
spójrz na mnie – powiedziała łagodnie. Jednak nie wywołało to żadnej reakcji.
Klęknęła tuż przed dziewczyną i oparła dłoń na jej drobnym kolanie. – Oni tylko
chcą ci pomóc. Nie traktuj ich, jakby byli twoimi wrogami.
Słowa
trafiały na mur. Puste oczy Ginny patrzyły się w dal, a jej usta nawet nie
drgnęły. Hermiona próbowała jeszcze kilka razy zwrócić na siebie uwagę
przyjaciółki, ale na próżno. Zostawiła buteleczkę na stoliku nocnym i wyszła z
pokoju. Opuściła salon – miejsce dziwnie obce, odkąd nie przebywała w nim na co
dzień – i skierowała się do klasy. Stan Ginny nie ułatwiał jej funkcjonowania.
Miała wyrzuty sumienia, że przez zawirowania w życiu uczuciowym, kompletnie
zignorowała zniknięcie przyjaciółki. Bez żadnych podejrzeń uwierzyła w
historyjkę o pobycie w Norze. Gdyby wcześniej przejęła się jej losem, może… No co? Uratowałabym ją? Nie. Tu musiała
zgodzić się z Severusem – wiedza Hermiony o porwaniu Ginny przez Voldemorta nie
zmieniłaby sytuacji. Dodałoby to jedynie zmartwień. Sala
Historii Magii była dokładnie taka, jaką zapamiętała ją dziewczyna. W końcu nie
minęło aż tak dużo czasu. Całe popołudnie zajęło jej czyszczenie kurzów, gdyż
wyraźnie poprosiła skrzaty, aby tego nie robiły. Miała dość czasu, żeby zrobić
to sama, a poza tym, nienawidziła wykorzystywania skrzatów. Pomyślała o
reaktywacji W.E.S.Z. i stwierdziła, że gdy zostanie nauczycielką, będzie to o
wiele łatwiejsze. Gdy stoliki błyszczały jak nowe, a lampy paliły się ciepłym
światłem, Hermiona usiadła za biurkiem. Klasa zupełnie inaczej wyglądała z tej
perspektywy. Następne godziny upłynęły jej na błogiej nauce i nawet nie
zauważyła, jak za oknem zrobiło się szaro.
Severus
deportował się przed dwór Malfoy’ów, gdy słońce leniwie chowało się za horyzont.
Gdy wszedł, zastał w nim tylko dwie osoby – Antonina Dołohowa i Lucjusza
Malfoy’a.
–
Lucjuszu, miło cię znów widzieć.
– Severusie. Co tu robisz?
– Nie
będę owijał w bawełnę. Śmierciożercy pod Hogwartem?
–
Znudziło nas czekanie – odpowiedział Antonin. Jego zarośnięta twarz przybrała
dziwny grymas, który nie spodobał się Snape’owi.
– To
znajdź sobie panienkę, Dołohow. Dostaliśmy rozkazy.
– Przejąć
Ministerstwo? – prychnął czarodziej. – Hogwart miał być następny w kolejce, a
od śmierci tego przeklętego starucha minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu.
– Dobrze
wiesz, Dołohow, dlaczego nie kontrolujemy szkoły. Dopóki ja tam jestem, wierz
mi, nie ma takiej potrzeby.
– To
twoje zdanie – warknął szczupły mężczyzna. Wstał, gwałtownie odsuwając krzesło
i wyszedł.
– Kto
wpadł na ten genialny plan? – zapytał
szorstko Snape.
– Nie
muszę się przed tobą tłumaczyć, Snape – odezwał się Lucjusz. Włosy, niegdyś
zadbane i lśniące, teraz w nieładzie otaczały jego zmęczoną twarz.
– Jak
tam sobie chcesz. Czy podczas waszej wycieczki, dowiedzieliście się czegoś
nowego? – spytał ironicznie Snape.
Lucjusz
zmarszczył nos, ale nie odpowiedział. Marne
szanse, żeby widzieli Granger, ale zawsze lepiej się upewnić.
– Nudzi
mnie już cała ta farsa. – syknął chłodno Mistrz Eliksirów. – Jakbym mało dał wam
dowodów, że można mi ufać.
Snape
pochylił się w stronę mężczyzny, którego niegdyś uważał za przyjaciela. Jednak
teraz, pewnie zabiłby Severusa spojrzeniem, gdyby mógł.
– Trzymaj
się planu, Lucjuszu. Dobrze ci radzę.
– Daruj
sobie groźby, przyjacielu. – wysyczał jego rozmówca. – Nie ja jeden
uważam tę zwłokę za niepotrzebną.
– Więc
może zajmij sobie czas czymś pożytecznym. Brakuje ci szlam do mordowania?
Lucjusz
uśmiechnął się półgębkiem.
– Ich
nigdy nie brakuje.
– Więc
trzymaj się od szkoły z daleka.
Po tych
słowach Severus wyszedł, lecz zanim zdążył dotknąć klamki wielkich, żelaznych
drzwi, usłyszał spokojny głos gospodarza.
– Oczy
dookoła głowy, Severusie. Nawet wśród swoich, można narobić sobie wrogów.
Snape
zerknął za niego przez ramię i szybko opuścił posiadłość. Chłodny wiatr uderzył
go w twarz i podwiewał jego szatę, która falowała wokół niego jak skrzydła, gdy
szedł do punktu deportacyjnego. Przywołał obraz Hogsmeade i poczuł nagłe
szarpnięcie w podbrzuszu.
Cholerny
Malfoy, myślał. Gdyby niczego nie
spierdolił, teraz nie musiałbym zawracać sobie nim głowy. Dotarł
do wioski, która pogrążona w przenikliwej ciszy, wydawała się kompletnie
opustoszała. Kramarze, sklepikarze, nawet Miodowe Królestwo, wszyscy trzymali
się w swoich przybytkach. Z dala od potencjalnego zagrożenia. Śmierciożercy
lubili przechadzać się uliczkami i zasiewać strach w ludziach. Nie demolowali,
nie zabijali, nie wszczynali awantur. Po prostu byli, a sama ich obecność
przerażała ludzi. Bez klientów, interesy upadały. Jedynym źródłem zarobku byli
uczniowie, którzy coraz rzadziej opuszczali szkołę. Przewrażliwione mamuśki nie pozwolą, aby ich pociechom coś się stało, szydził
w myślach. Nagle w jego umyśle pojawiła się znajoma twarz, długie czarne włosy
i oczy, pełne nienawiści. "Pierdolony bachor! Zejdź mi z oczu, inaczej przysięgam, uduszę cię własnymi
rękoma!". Słyszał
jej słowa, jakby znów miał osiem lat i kulił się w kuchennym kącie. Jego matka
nie należała do najtroskliwszych, ani do najspokojniejszych ludzi na świecie. Często
zdarzało się również, że nie do najtrzeźwiejszych. Severus sam nie wiedział,
czy piła bo lubiła, czy może nie chciała słuchać ciągłych wypominań męża. Po
wielu latach od opuszczenia rodziców, mężczyzna nadal nie miał pojęcia, jak ta
dwójka mogła się ze sobą związać. Małżeństwem nie można było tego nazwać, mimo
iż wiele lat próbowali zachowywać pozory normalności. Potem już było im
obojętne. Gdy wracał do domu na święta, na ferie, bądź na wakacje, Snape miał
nadzieję, że uwolni się w końcu od ciągłego prześladowania, wyzwisk czy kpin.
Po pierwszym roku przekonał się jednak, że nic takiego się nie stanie.
Nieustanne kłótnie, awantury, przepychanki towarzyszyły chłopcu przez dwa
długie miesiące. Wtedy już wiedział, że nigdy więcej nie wróci. Bo i nie było
do czego. Teraz, mając niemal czterdzieści lat, nie żałował nawet przez chwilę
swojej decyzji. Całe dzieciństwo wmawiał sobie, że matka go kocha i jedynie
wyładowuje na nim swoją złość na ojca. Ale z biegiem lat ta wymówka stawała się
dziecinna. Zniknęła naiwność. Została szara rzeczywistość. Wypalona w jego
duszy, niczym jałowa skaza na ziemi.
Nagle
dostrzegł szarą postać, znikającą za rogiem nieopodal. Rozpoznał te ruchy. Nie
do podrobienia. Skręcił w tym samym miejscu i uszedł kilka kroków, zanim stanął
twarzą w twarz z Narcyzą Malfoy.
–
Severusie, wybacz to najście.
– Coś
się stało?
Kobieta
przełknęła nerwowo ślinę, rozglądając się dookoła. Skinęła Severusowi głową i
odeszła dalej od wioski. Gdy znaleźli się w cichym zaułku, oświetlani jedynie
przez bladą latarnię, zrzuciła w głowy obszerny kaptur.
– Jasna
cholera – zaklął Snape, gdy tylko ujrzał jej twarz. Od skroni aż do linii
żuchwy, rozciągała się świeża szrama.
– Wybacz
mi, naprawdę starałam się uważać, ale Lucjusz…
– Ten
sukinsyn ci to zrobił?
Severus
czuł, jak wzbiera w nim wściekłość.
– Wiesz,
że jest porywczy.
– Mało,
kurwa, powiedziane.
Na
moment zapadła cisza. Narcyza wyraźnie była załamana.
–
Dlaczego w ogóle cię skrzywdził?
– To nie
jest istotne.
– Merlinie,
Narcyzo. Okaleczył cię, a ty go jeszcze bronisz?
– Nie
bronię go. – odparła ostro kobieta. W jej oczach zaszkliły się pierwsze łzy,
zdradzające jej cierpienie. – Złapał mnie jak wychodziłam od Jeanne.
– Od
kogo?
– Od córki
Notta. – Snape uniósł pytająco brew. – To dziewczyna, którą znaleźliśmy w
lochu, gdy zniknęła córka Weasley’ów.
Narcyza
westchnęła i oparła się o mur, kontynuując. Jej głos wyraźnie zdradzał
zmęczenie.
–
Lucjusz chciał sprawdzić, ile wie. Ja… podejrzewałam, że to ty stałeś za
uwolnieniem tej dziewczyny, Ginny, więc chciałam… pomóc ci.
– Pomóc
mi? – Snape zmarszczył brwi i zbliżył się do kobiety. – Narcyzo, co ty
zrobiłaś?
– Mój
mąż torturował Jeanne, Severusie. Chciał wyciągnąć z niej informacje na siłę.
Ja usuwałam to, co udało mu się odzyskać. Gdyby chociaż jedno wspomnienie
dostało się w jego ręce, dowiedziałby się o tobie.
Zrozumienie
przyszło do Snape’a po chwili. Widziała
Weasleyów.
– Musiała
wpaść na tych idiotów.
– Nawet
jeśli widziała tylko ich, to wszyscy byliśmy w niebezpieczeństwie. Ta
dziewczyna…
Zamilkła,
po raz kolejny rozglądając się dookoła.
– Co z
nią?
– Wiesz,
że Nott nie jest wybitnym czarodziejem. Od zawsze chciał mieć dziedzica, z
którego stworzy idealne dziecko. Pech
chciał, że jego żona zmarła, zaraz po urodzenia syna. Był zbyt przybity, żeby
interesować się chłopcem. A gdy się otrząsnął… było za późno. To, co planował,
wymagało treningu od najmłodszych lat.
– Więc
sprawił sobie córkę?
– Jako
wynagrodzenie.
Snape
się wzdrygnął.
– W czym
ona jest taka… specjalna?
– Dziwi
mnie, że tego nie wiesz. Nott często się nią chwalił.
– Na
kolacjach? – spytał Snape, na co Narcyza uśmiechnęła się gorzko.
– Tak,
na kolacjach. Zapomniałam, że na nich nie bywasz.
– Do
rzeczy, co jest z tą Jeanne?
– Jest
niezwykłą legilimentką. Potrafi wejść do twojego umysłu, a ty nawet się nie
zorientujesz.
Snape
przełknął ślinę.
– Więc w
ten sposób, mogła dowiedzieć się, że to ja stoję za całą akcją.
–
Obawiam się, że tak.
– Nadal
nie rozumiem, dlaczego to zrobiłaś. – powiedział Snape po chwili. – Ryzykowałaś
o wiele więcej, niż blizna, musiałaś zdawać sobie z tego sprawę.
–
Oczywiście, że zdawałam sobie z tego sprawę. Jesteśmy przyjaciółmi, a
przyjaciele muszą sobie pomagać, prawda?
Snape
zdumiony popatrzył na uśmiechającą się do niego kobietę. Nadal nie pojmował,
jak mogła poświęcić dla niego aż tyle.
– To co
zrobiłaś, było głupie. Nierozsądne. Mogłaś zginąć.
– Ale
nie zginęłam. – odparła stanowczo. – Ty zrobiłbyś to samo dla mnie. Nie mam
racji?
Mężczyzna
zawahał się. Kiedyś zdecydowanie odpowiedziałby nie.
– Poza
tym – dodała weselej – gdyby dorwali ciebie, dorwaliby i mnie. Ratowałam
również swoją skórę.
– Ktoś
taki jak Lucjusz, nie miałby szans wyciągnąć ze mnie wspomnień – odpowiedział z
przekąsem Snape.
Narcyza
zaśmiała się cicho.
– Ale
komuś takiemu jak Jeanne, nie mógłbyś się oprzeć.
–
Powiedz mi, jak to się stało, że nie wydobyła wspomnień z ciebie?
– Oh,
Severusie, ty najlepiej powinieneś wiedzieć, że w tych czasach nie można
spuszczać głowy. Doszkoliłam się. Moja tarcza jest o wiele mocniejsza niż
kiedyś.
– Na
tyle mocna, żeby oprzeć się nastolatce?
– Nie.
Ale dziewczyna była tak wycieńczona, że prawdopodobnie nawet nie miałaby siły
pomyśleć o legilimencji. Resztę czasu starałam się jej unikać. Poza tym… Jest
wyjątkowo aspołeczna. Uczestniczy tylko w obowiązkowych zebraniach.
Posłała
mu wymowne spojrzenie, na co Snape jedynie wywrócił oczy.
–
Powinnaś wracać do domu. – powiedział po chwili. – Jak Lucjusz zobaczy, że
zniknęłaś to doda ci bliznę po drugiej stronie.
–
Uwielbiam symetrię. – odparła Narcyza sarkastycznie. – Rzecz w tym, że nie
przyszłam tu tylko żalić się na Lucjusza.
– Więc
po co?
Kobieta
chwilę zastanawiała się nad wypowiedzią.
– Chcę
jej pomóc, Severusie.
–
Jeanne? A w jaki sposób?
I wtedy
jedyne wyjście, na które mogła wpaść kobieta, uderzyło w niego niczym kubeł
zimnej wody.
– Nie. –
zaprotestował, zanim zdążyła odpowiedzieć. – Nie wyciągniemy jej z dworu.
– Ale
Severusie…
–
Kolejna ucieczka, poważnie, to twój pomysł? I niby nie wzbudzi to w nikim
podejrzeń? Twój mąż i tak stał się niespokojny. Dolejemy tylko oliwy do ognia.
Narcyza
westchnęła zrezygnowana.
–
Właściwie dlaczego Albert się nią nie zajmie? – spytał Snape. – Skoro to jego
ukochana córeczka, powinien interweniować.
–
Myślisz, że nie próbował? Lucjusz zbył go raz i to wystarczyło.
– Ojciec
roku – skwitował gorzko Severus.
Narcyza
odpowiedziała mu słabym uśmiechem i naciągnęła kaptur na głowę. Skinęła mu
lekko głową i odeszła, skręcając za najbliższym rogiem. Chwilę później Snape
usłyszał znajomy odgłos deportacji, więc skierował się w stronę zamku. Majaczył
na tle rozgwieżdżonego nieba, wyłaniając się zza koron drzew niczym bestia,
wychylająca głowę z pieczary. Gdy dotarł pod bramę, bez problemu się przez nią
przedostał, lecz zamiast do Hogwartu, skierował się pod topolę. Samotne drzewo
delikatnie drżało pod nocnym wiatrem. Usiadł na zimnym trawniku i oparł głowę o
korę.
W
młodości, gdy na jego barkach pojawiało się zbyt duże brzemię, siadywał pod
topolą i rozmyślał, uczył się lub spał – robił cokolwiek, co uspokajało jego
zmysły. Teraz miał nadzieję, że zadziała to tak samo.
Przewijał
obrazy niczym slajdy. Widział Narcyzę, Hermionę, Minerwę… Lucjusza ze swoim
morderczym spojrzeniem. Widział Voldemorta, zabijającego Bellatrix. Zrobiło mu
się żal kobiety. W swojej manii
zapomniała, że przy Voldemorcie trzeba dbać o każdy szczegół. Tak, jak
powiedział Lucjusz, nawet wśród swoich można narobić sobie wrogów. A gdy
popełnisz błąd, oni obrócą go przeciw tobie. Zwłaszcza, gdy dookoła siebie masz
morderców, gwałcicieli i wszelkiej maści sadystów.
Kiedyś
był tacy jak oni. Mordował bez skrupułów. Patrzył, jak torturowane ciało wiło
się przed nim i śmiał się, gdy ofiara błagała o litość. Litość w postaci
śmierci. Przynależność do śmierciożerców wypłukała go z wszelkich uczuć.
Dopiero Dumbledore był w stanie to zmienić. Dał mu szansę na nowe życie, które
w biegiem czasu, wcale nie okazało się lepsze. Szpiegowanie tylko pogłębiło
jego apatię. Jednak, bądź co bądź, musiał przyznać starcowi uznanie. Jednak
jego życie stało się lepsze. Teraz widział, że bycie podwójnym agentem przygasiło w
nim chęć zabijania. Oddał się swojej roli do tego stopnia, że nie mordował, nie
gwałcił, nie torturował. Przestało sprawiać mu to rozrywkę. Wolał śledzenie,
podsłuchiwanie, wypytywanie. W tej jednej kwestii, bycie szpiegiem zmieniło
jego życie na lepsze.
Nagle
ujrzał twarz pewnej kobiety. Charice Block.
To nazwisko zapamięta do końca życia. Mysie włosy, tęga sylwetka,
przeciętnej urody twarz. Lecz jej oczy…
Severus
jednym uderzeniem powalił kobietę na ziemię. Nastąpił ciężkim butem na jej
krtań, mimo iż rzucała się jak ryba bez wody. Docisnął stopę, a jej twarz
zaczęła sinieć.
–
Błagam – wycharczała ledwo słyszalnie, na co Severus wykrzywił usta w uśmiechu.
–
Błagaj. Lubię jak kobiety to robią.
Jego
głos był miękki, jakby mówił do kochanki o swoich najgłębszych fantazjach. Tego
dnia znów spotkał Lily z tym idiotą, Potterem. Wściekłość, która zrodziła się w
nim, patrząc na obejmującą i śmiejącą się parę, znalazła ujście w przydrożnym knajpie.
Barmanka Charise nalała mu pierwszego drinka, nie podejrzewając, że ten klient,
będzie jej ostatnim.
– Wiesz co? Właściwie mógłbym pozwolić ci żyć. Tylko po co? Nie zrobiłaś ze swoim
życiem nic wartościowego, jesteś brzydka, pusta i nawet nie umiesz dobrze nalać
szkockiej.
Zaczynało
brakować jej oddechu, widział to. Coraz mniej się szarpała, a oddech stał się
urywany i krótki. Nagle zabrał nogę, a kobieta zaczęła się krztusić.
–
Bezwartościowa dziwka.
Brutalnie
złapał ją za włosy i podniósł z ziemi, tylko po to, aby pchnąć ją na ścianę.
Krew popłynęła z jej nosa i rozciętej wargi.
–
Pokaż mi, jak się obsługuje klientów, Charise.
–
Proszę. – powiedziała, dławiąc się łzami i krwią. – W t-torebce mam pieniądze…
W-weź w-wszystko…
–
Tylko to się dla ciebie liczy? Pieniądze?
–
Więc czego ch-chcesz? – spytała szeptem.
Severus
podszedł do klęczącej kobiety i wymierzył jej policzek tak mocny, że uderzyła
głową o podłogę. Złapał jej podbródek, ściskając go z całej siły i przybliżył
jej okaleczoną twarz do swojej.
–
Chcę cię zabić.
Odsunął
się i wyprostował. Widział to błaganie. Błagała, żeby to się skończyło. Panika,
strach, przerażenie… Tyle emocji wywołanych przez niego. Czuł się taki lepszy.
Lepszy od tych wszystkich zasmarkanych gryfonów, którzy broniliby takiej kurwy,
zamiast po prostu rozerwać się jej kosztem.
Rzucał
klątwy na przemian, tracąc rachubę po kolejnym Cruciatusie. Ślepo wymierzał
jaskrawe pociski, które zadawały jedynie ból. Rozdzierający krzyk poniósł się
po pokoju, w którym się znajdowali.
–
Krzycz! – wrzasnął. – I tak nikt ci nie pomoże!
Nagle
jej jęki ucichły. Zaklęcia trafiały w bezwładne ciało, które odmówiło wszelkiej
walki. Severus uklęknął przed nią i odgarnął lepkie włosy z zakrwawionej
twarzy.
–
Liczyłem, że jednak stać cię na więcej. – westchnął rozczarowany. – W takim
razie to koniec.
Na
ułamek sekundy kobieta spojrzała na niego. Jej miodowe oczy pochwyciły mroczne
spojrzenie młodego Severusa Snape’a, który zobaczył w nich coś, czego się nie
spodziewał. Natychmiast się odsunął i wypowiedział dwa słowa:
–
Avada Kedavra.
Te
miodowe oczy znaczyły dla Severusa coś więcej niż nadzieję. Zmaltretowane ciało nie pozwalało na nic
więcej, niż spojrzenie. Ulotne spojrzenie, wyrażające błaganie. Nadzieję, że
pozwoli jej żyć. Prosiła, choć wiedziała, jaka będzie odpowiedź. Z upływem lat,
tej zbrodni żałował najbardziej. Niewinna kobieta, która znalazła się w
nieodpowiednim miejscu i czasie.
Nagle
Snape zadrżał. Nie wiedział, czy to przez wspomnienie czy noc, ale zimno
przeszyło jego ciało do szpiku kości. Wrócił do zamku na skostniałych nogach.
–
Profesorze Snape. – usłyszał kilka chwil po tym, jak zamknął za sobą drzwi do
gabinetu. Drobna, obdarta skrzatka stała przed nim, a jej wzrok błądził po dywanie.
– dyrektor McGonagall chciała się widzieć z panem jutro rano.
Hermiona
zapukała do ciężkich drzwi skrzydła szpitalnego. Próbowała porozmawiać z
Severusem, jednak nie zastała go w kwaterach. Potrzebowała pomocy natychmiast.
Neville przybiegł do niej, trzęsąc się na całym ciele i mówił o ataku furii
Ginny. Przynajmniej tyle zrozumiała Hermiona. Pani Pomfrey, wyraziwszy swoją
dezaprobatę godziną odwiedzin, udała się z nimi do wieży domu lwa.
–
Trzymaj ją mocno, chłopcze, chyba że chcesz, aby straciła oko! – mówiła do
Deana, który starał się utrzymać przyjaciółkę nieruchomo. Zaskakujące, ile siły
miała w sobie ta niepozorna dziewczyna. Gdy w końcu starsza kobieta zdołała
rzucić zaklęcie, podała jej silny eliksir na sen i poprosiła, aby Hermiona
poszła z nią do skrzydła. Dała jej kilka eliksirów uspokajających i nasennych
oraz poinstruowała ją, jak je dawkować.
– Same
leki nie wystarczą. Ginewra potrzebuje odpoczynku, spokoju i wsparcia. To
najlepsza pomoc, jaką możecie jej dać – powiedziała miękko, gdy dziewczyna
opuszczała ambulatorium.
Gdy
Hermiona z naręczem fiolek szła do swojego gabinetu, zastanawiała się, czy to
naprawdę wszystko, co jest w stanie zrobić dla przyjaciółki. Nie miała dla niej
słowa otuchy, którego by już nie powiedziała. Żadnej rady, jak żyć po czymś
takim. Cała jej wiedza nagle wydała się kompletnie bezużyteczna. Zamknęła za
sobą drzwi i odłożywszy torbę na fotel, rozpięła guziki szaty. Zrzuciła ją
dopiero w łazience. Kątem oka spojrzała w lustro. Kosmyki włosów wypadały z
koka, tworząc nieokreślone formy wokół jej twarzy. Z głębokim westchnięciem
rozplotła włosy i weszła do wanny. Nie zdążyła dobrze namydlić ciała, gdy
usłyszała pukanie do drzwi.
– Rany,
o takiej godzinie? – szepnęła i pospiesznie wyszła, otulając się ręcznikiem.
Znów usłyszała pukanie, tym razem silniejsze, głośniejsze.
– Już
idę! – krzyknęła, dociskając ręcznik. A
jeśli to jakiś uczeń? pomyślała. Zdała sobie jednak sprawę, że uczniowie do
niej nie przychodzą. A na pewno nie o takiej porze. Uchyliła drzwi, wystawiając
jedynie głowę i zmarszczyła brwi widząc czarną szatę Severusa.
–
Wpuścisz mnie, czy rodzicie nie nauczyli cię szacunku? – spytał.
–
Nauczyli. Mówili również, że nie nachodzi się ludzi w środku nocy.
Powiedziawszy
to, odsunęła się, wpuszczając starszego profesora do środka. Nagle zdała sobie
sprawę, że jest w samym ręczniku.
– W
czymś mogę ci pomóc? – spytała niepewnie, błagając, aby Snape nie odwrócił się
w jej stronę. Nie dość, że to zrobił, to jeszcze zlustrował ją wzrokiem od
czubka mokrej głowy po bose stopy.
– Widzę,
że przeszkodziłem. Cóż, chciałem ci tylko powiedzieć, że jutro punkt ósma widzę
cię u mnie w gabinecie.
–
Oczywiście.
Speszona
szczelniej objęła się rękoma. Ramiona pokryte miała kroplami wody, kapiącej z
włosów. Severus uniósł brew, widząc jej reakcję.
– Nie
spóźnij się. – Podszedł do drzwi, i odwrócił się w jej stronę, dodając na odchodnym: – I nie
łam sobie tak rąk. Nie zaskoczysz mnie niczym, czego jeszcze nie widziałem.
Wyszedł,
zostawiając Hermionę kompletnie ogłupiałą. Spłonęła rumieńcem na samo
wspomnienie ich wspólnie spędzonej nocy. Nadal było to dla niej obce. Próbując
odpędzić od siebie natrętne myśli przebrała się w piżamę i wskoczyła do łóżka.
Snape
usiadł na twardym materacu i uśmiechnął się krzywo. Widok roznegliżowanej
dziewczyny zmienił ten wieczór na dużo przyjemniejszy. A jej zażenowanie tylko
go rozbawiło. Widział ją nago, o wiele więcej razy niż mogła przypuszczać.
Pojawiała się w jego fantazjach, leżąc obok, kochając się z nim. Pozwalał sobie
na te myśli – mimo, iż wiedział, że są nieodpowiednie nie potrafił ich
powstrzymać, zwłaszcza gdy kładł się spać. Teraz również puścił wodze fantazji
i zamykając oczy, widział jak uśmiecha się do niego, szepcząc jego imię w
erotycznym spełnieniu.
Dwór
Malfoy’ów nie należał do najspokojniejszych miejsc, zwłaszcza ostatnio. Narcyza
przyciskała głowę do poduszki, słuchając krzyków Lucjusza, niosących się
korytarzami. Od kilku godzin starała się zasnąć, jednak wrzaski wszystko
utrudniały. Czuła jak niemoc oplata ją ciasno, czuła się bezsilna, nie mogąc
pomóc biednej dziewczynie.
Przed
jej oczami pojawiła się twarz syna.
– Draco
– wyszeptała cicho.
Miała
wrażenie, że zawiodła jako matka. Wychowała mordercę. Wychowała śmierciożercę.
Sama podążała za Czarnym Panem jedynie ze względu na rodzinę, ale nigdy nie
przypuszczała, że jej syn pójdzie w ślady ojca do tego stopnia. Niestety jej
ręce były związane – nie mogła otwarcie nastawiać syna przeciw Lucjuszowi. Nie
mogła powiedzieć, że wcale nie trzeba podążać jego zasadami, chociaż Merlin jeden
wie, ile razy pragnęła. Teraz wiedziała, że zawiodła. Może pomagając tej dziewczynie, będę w stanie odkupić swoje winy, zastanawiała
się. Chociaż częściowo.
Nagle
drzwi sypialni trzasnęły.
– Mała
szmata. – wycedził Lucjusz. Spojrzał na kobietę i warknął jedynie: – Masz
szczęście, że nie dałaś mi takiej córki.
– O czym
ty mówisz? – spytała Narcyza cicho.
– Może
się nie przyznawać, ale ja wiem, że miała coś wspólnego z ucieczką tej drugiej
zdradzieckiej pizdy.
–
Lucjusz, skąd ci to przyszło do głowy? – Narcyza usiadła na łóżku i spojrzała
na męża, marszcząc brwi. – Przecież znalazłeś ją nieprzytomną…
– Jakby
nie miała nic do ukrycia, to pozwoliłaby wydobyć z siebie te zasrane
wspomnienia.
Mężczyzna
nerwowo zrzucał z siebie kolejne części ubrania. Dawno przestał wydawać się w
jakikolwiek sposób atrakcyjny dla żony. Patrząc na niego czuła obrzydzenie.
Pogardę.
– Wiesz
jaki to bolesny proces. Nie dziw się, że dobrowolnie nie pozwala ci się
krzywdzić. Nie jest masochistką.
–
Powinna się poświęcić. – powiedział stanowczo Lucjusz. – Powinno jej zależeć,
żeby złapać szpiega.
Narcyza
modliła się, aby jej głos brzmiał spokojnie.
– Połóż
się i uspokój. Możliwe, że ona nic nie wie – powiedziała, wyciągając rękę do
męża, ale on złapał ją mocno za nadgarstek i spojrzał w oczy.
–
Możliwe. Jednak dopóki sam tego nie zobaczę, nie uwierzę.
Przyciągnął
kobietę do siebie i zaczął brutalnie całować jej szyję. Nawet nie próbowała go
odepchnąć, gdy rozwiązał jej szlafrok i niemal zdarł z niej koszulę nocną.
Wiedziała, że opór nie ma sensu. Zbyt wiele razy poległa próbując. Musiała
oddać mu się po dobroci albo z szarpaniem, biciem i obelgami.
Gdy była
młoda, szaleńczo zakochana w swoim mężu, seks z nim sprawiał jej wiele
przyjemności. Chwaliła się przed przyjaciółkami, że Lucjusz nie ma sobie
równych, a kobiety aż gotowały się z zazdrości. Był atrakcyjny, miał zadbane,
wyrzeźbione ciało, a długie blond włosy długie i lśniące. Co pozostało z tego
mężczyzny? Stary, sapiący nad nią nieudacznik. Który siłą bierze, co uważa, że
mu się należy.
Następny
ranek był tak spokojny, że Severus zastanowił się, czy aby coś się nie stało.
Zdał sobie jednak sprawę, że mimo weekendowej pory wstał na długo przed
śniadaniem. Nie spodziewał się spotkać uczniów przez kilka następnych godzin.
Wziął chłodną kąpiel i wycierając włosy ręcznikiem przywołał skrzatkę.
– Kawę,
Sisi. A o ósmej podaj śniadanie.
Skinęła
nisko głową i z cichym pyknięciem wyparowała. Snape nałożył na siebie spodnie i
czarną koszulę, po czym skierował się do Minerwy. Podał gobelinowi hasło, na co
ten posłusznie rozwinął przed nim schody do gabinetu dyrektora.
–
Severusie. – przywitała go. – Wejdź.
Nie
zdziwiło go, że dyrektorka jest już na nogach. Poza problemami ze snem, Minerwa
zawsze była rannym ptaszkiem.
– Co to
za pilna sprawa, o której chciałaś porozmawiać?
– Pilna?
Chciałam wypić z tobą kawę.
Snape
westchnął zniecierpliwiony.
–
Wybacz, ale Sisi już ją dla mnie przygotowała. W moim gabinecie.
–
Rozumiem – powiedziała Minerwa radośnie.
Mężczyzna
skierował się do drzwi, jednak od razu powstrzymał go głos McGonagall:
–
Chciałabym, abyś przekazał pannie Granger, że profesor Binns poukładał
wszystkie swoje sprawy i na nowy rok przejmie starsze klasy, aby ją odciążyć.
Pannie Granger przypadną pierwszo, drugo i trzecioroczni.
– Nie bardzo
rozumiem.
– Ani
ja. Wygląda na to, że Cuthbert w istocie nie odda swojego stanowiska tak łatwo.
– A
przynajmniej całego – dodał Snape.
–
Wracając do tematu, skoro profesor wyraził chęć dzielenia obowiązków z panną
Granger, nie będziesz musiał dłużej być jej opiekunem.
Dosłownie
przez sekundę w masce Snape’a pojawiła się rysa.
–
Wspaniale. – odparł sucho. – Przekażę nowiny pannie Granger.
–
Severusie. – Minerwa po raz kolejny powstrzymała go od wyjścia. – Jak wyglądają
wasze relacje?
– Jakie
relacje łączą mnie z kimkolwiek, to tylko i wyłącznie moja sprawa – powiedział
ostro. Wiedział, że kobieta nie chciała źle, ale zaczynało go irytować jej
ciągłe wypytywanie o jego prywatne
sprawy. Wyszedł, zanim zdążyła zatrzymać go po raz kolejny.
Na
biurku czekała na niego parująca kawa, mleko i dwie kostki cukru. Mimo iż
wydawał się być przepełniony goryczą, Severus nienawidził czarnej kawy. Miała
zbyt nieprzyjemny smak. Spojrzał na zegarek, który wskazywał kilkanaście minut
przed siódmą. Usiadł i rozwinął proroka, który jak co dzień, pojawiał się na
jego biurku.
Kolejni
mugole nie żyją.
Śmierciożercy
sieją postrach – ile wytrwamy?
Zawsze
te same nagłówki. Od miesięcy o niczym innym nie piszą. Snape aż parsknął pod
nosem. O ile bardziej zdenerwowałby go artykuł o koncercie Wiedźm lub o romansach
w mugolskim świecie kina. Jednak dziennikarze dawno temu zaprzestali takiego
mydlenia oczu. Na początku próbowali odwrócić uwagę ludzi od morderstw – w
czasach, gdy jeszcze nie były na porządku dziennym. Teraz nikogo już nie
dziwiły takie nagłówki. Pociągnął łyk kawy i nagle jego wzrok padł na
nekrologi. Znajome nazwiska przewijały się, lecz on zamiast liter, widział
zakrwawione twarze. Znaczna część tych ludzi zginęła z jego ręki. Odłożył
gazetę i spokojnie dopił kawę, cały czas próbując pozbyć się sprzed oczu dwóch
twarzy, które jak na złość, nie chciały zniknąć. Poszedł do łazienki i
stwierdził, że musi zdecydowanie pozbyć się zarostu. Nie było go dużo –
praktycznie nie było go wcale – jednak Snape i tak nie tolerował nic na swojej
twarzy. Gdy wytarł twarz ręcznikiem, usłyszał pukanie do drzwi.
Punkt
ósma, pomyślał.
– Wejdź. – powiedział, uchylając dziewczynie drzwi. – Kawy?
–
Poproszę – odparła zmieszana Hermiona. Jak zwykle schludnie ubrana i uczesana,
patrzyła na niego podejrzliwym wzrokiem.
W tym
momencie pojawiła się Sisi, kładąc na biurku śniadanie profesora.
– Kawę…
z cukrem? – Snape popatrzył na Hermionę pytająco.
– I z
mlekiem – potwierdziła, a widząc krzywy uśmiech Severusa przestraszyła się
jeszcze bardziej. Ciche pyknięcie oznajmiło odejście skrzatki.
–
Usiądź. Mam dla ciebie interesujące wieści.
– Czy
coś się stało? Coś źle zrobiłam? – zalała go falą pytań, gdy tylko zajęła fotel
po drugiej stronie biurka.
–
Wyobraź sobie, że nie zawsze chodzi tylko o ciebie, Granger.
– Więc o
co chodzi?
Snape
zawahał się na moment, przypominając sobie nazwiska z nekrologu. Miał dość
sekretów, chciał być z nią szczery. Ale umowa z Minerwą wiązała mu ręce. Po raz
kolejny, zwalczył w sobie ochotę wyjawienia wszystkiego.
– Nie
będę dłużej twoim opiekunem – powiedział wprost. Hermiona dopiero po chwili
zrozumiała sens tego zdania.
–
Dlaczego?
–
Ponieważ profesor Binns postanowił jednak nie opuszczać swego stanowiska.
– Ale… –
dziewczyna wyraźnie zbladła. – Czy to znaczy, że mam się spakować? Wrócić na
zajęcia? Nie przygotowywałam się do egzaminów, jak ja teraz zdam…
Snape
nie mógł powstrzymać się od śmiechu. To jeszcze bardziej pogłębiło panikę
Hermiony.
– Pana
bawi ta sytuacja?
–
Owszem, Granger. – odparł już spokojniej. – Nie powiedziałem nic na temat
twojego odejścia.
– Nie…
nie rozumiem.
W tym
momencie pojawiła się skrzatka, stawiając filiżankę przed zdezorientowaną
dziewczyną.
–
Profesor wróci na swoje stanowisko – wyjaśnił, gdy Sisi zniknęła – i będziecie
dzielić nauczanie przedmiotu.
– Na
jakich zasadach?
– Pod
twoją opiekę trafią najmłodsze klasy. Czwartorocznymi zajmie już się profesor
Binns.
Hermiona
odetchnęła z ulgą. Na jej ustach wykwitł łagodny uśmiech.
– Nie
mógł pan tak od razu? Przestraszył mnie pan niemal na śmierć – powiedziała z
wyrzutem.
–
Niemal. – powiedział z satysfakcją Snape. – Następnym razem postaram się
lepiej.
– Chyba
nie jestem warta trafienia do Azkabanu na resztę życia – zaśmiała się, patrząc
na niego wesoło.
Snape
przez chwilę wpatrywał się w jej rozbawione oblicze. Zbyt długo nie widział jej
takiej, jaką najbardziej ją lubił. Zarumieniła się, gdy wychwyciła jego
badawcze spojrzenie.
– Chyba
nie – odparł, biorąc do ust kawałek tosta.
Hermiona
w ciszy wypiła swój napój, ciesząc się jego na w pół gorzkawym smakiem. Jeden
jedyny raz próbowała wypić całkiem czarną kawę, jednak skończyło się to na, na
szczęście, pohamowanych wymiotach.
– Pójdę
już. Smacznego, profesorze. – odstawiła filiżankę i podniosła się. – I dziękuję
za prawie udany zawał serca.
– Zawsze
do usług, Granger – odparł, jednak w jego głosie pobrzmiewało coś więcej niż
tylko sarkazm. Coś, co sprawiło, że Hermiona uśmiechnęła się do profesora
szeroko. Wyszła, pozwalając mu w spokoju dokończyć śniadanie. Wreszcie będę miał spokój od tego jej nieznośnego
uśmieszku, pomyślał. Sytuacja zaczęła układać się na korzyść Snape’a, teraz
w końcu będzie mógł zrealizować swój plan odsunięcia się od niej. Gdy był jej
opiekunem, musiał przyznać, bywało ciężko. Każdy jej uśmiech, każde
wypowiedziane słowo, każdy gest, który wykonała był niczym gwóźdź do jego
trumny. A sposób, w jaki na niego czasami patrzyła… Sam nie wiedział, czy
będzie w stanie obejść się bez tego. Jednak wiedział, że dla jej dobra, będzie
musiał.
Lucjusz
Malfoy stał nad przytomniejącą powoli dziewczyną i nie miał ochoty dłużej
czekać. Chciał wiedzieć już teraz.
–
Podnieście ją – rzucił do dwóch śmierciożerców, którzy stali obok niego. Z
obrzydliwymi uśmieszkami wykonali jego polecenie, na co dziewczyna zareagowała
sykiem bólu. Siedziała oparta o wezgłowie, a jej czarne włosy zakrywały
częściowo jej twarz. – Wyjdźcie.
Gdy
drzwi się zamknęły, zbliżył się do bladej jak ściana Jeanne.
–
Powiedz mi, co wiesz.
Przełknęła
ślinę, patrząc na niego zdezorientowana. Odkąd znaleźli ją w lochach Malfoy’s
Manor, tylko raz była przytomna na tyle, by przeprowadzić z nim rozmowę. Tą
samą rozmowę. Potem pamiętała tylko ból i ciemność.
–
Mówiłam już. Nic nie wiem.
Melodyjny
niegdyś głos zamienił się w charczenie. Ledwo była w stanie wydobywać z siebie
słowa. Nagle w jej stronę poleciała klątwa tnąca i z jej lewego uda popłynęła
strużka krwi.
–
Powiedz mi, co wiesz – powtórzy ostrzej starszy czarodziej.
Jeanne
patrzyła na niego hardo, nie wyrażając żadnych emocji. Ból przestał być dla
niej problemem. Siedział w jej mózgu, więc wystarczyło, że przestała o nim
myśleć.
– Nic
nie wiem – wycedziła słabo, dostając przez to kolejną klątwą. Tym razem na
policzku pojawiła się niewielka blizna.
– Albert
musi się za ciebie wstydzić jak diabli. Gdybym to ja miał dziecko zdrajcę,
chyba umarłbym ze wstydu.
– Wielka
strata – wymamrotała. Lucjusz odsłonił zęby, rzucając w nią Cruciatusa. – Nie
jestem żadnym zdrajcą! – krzyknęła w końcu.
– Skąd
możesz wiedzieć, skoro nic nie pamiętasz? – spytał pogardliwie Lucjusz
podchodząc jeszcze bliżej.
– Jestem
córką swojego ojca.
– Nie
jesteś niczyją córką. – parsknął ze śmiechem Malfoy. Jeanne przez chwilę
patrzyła się na niego z niedowierzaniem, gdy dotarło do niej, co chciał przez
to powiedzieć. – Albert nie chce mieć do czynienia z takim ścierwem.
Jej oczy
w jednej chwili zapełniły się łzami. Jej ojciec nie mógł się jej wyrzec, po
prostu nie mógł! Zawsze powtarzał, że jest jego córką. Jego idealną córką.
–
Kłamiesz. – warknęła. – Kłamiesz! Mój ojciec nigdy by tego nie zrobił!
– Chyba
nie sądziłaś, że po zdradzie będzie w stanie nadal uważać cię za swoje dziecko?
Widziała,
że to sprawiało mu przyjemność. Upokarzanie, torturowanie. Podniecało go to.
–
Ciekawe, co twój ojciec musi o tobie sądzić – powiedziała sucho.
Nagle
poczuła silne uderzenie w twarz, które niemal zwaliło ją z łóżka.
– Musi
przewracać się w grobie – skwitowała tylko.
–
Pyskata gówniara, nie ma co. Ojciec jednak źle nauczył cię manier.
Podniósł
ją za podartą szatę i rzucił na podłogę tak mocno, że rozcięła czoło. Ostatkiem
sił podniosła się na łokciach tylko po to, by zaraz upaść, gdy twardy obcas
Lucjusza wbił się w jej brzuch. Krzyknęła, czując niesamowity, rozdzierający
ból. Ten był realny. Garda w górę, powtórzyła
w myślach.
– Nie
jestem zdrajcą! – jęknęła, wypluwając krew z ust.
– I tak
ci nie wierzę – powiedział, niebezpiecznie blisko je ucha.
Jedyne
co potem poczuła to kolejne kopnięcie. Na kilka chwil straciła przytomność.
Kiedy się ocknęła, jej głowa leżała na kolanach Narcyzy Malfoy.
– To
jeszcze dziecko, Lucjuszu. Siłą niczego z niej nie wydobędziesz.
– Nie
broń jej, Narcyzo. Zdradziła nas, pomogła uciec tej przeklętej rudej wiedźmie,
a za to powinna zginąć!
– Nie
masz żadnych dowodów, na swoje słowa. Czarny Pan nawet… nawet gdyby tu był, to
w nic by nie uwierzył bezpodstawnie.
– To
siedzi w jej głowie.
Jeanne
poczuła, jak ciepła dłoń kobiety gładzi jej włosy i odważyła się uchylić oczy.
Lucjusz spacerował nad nią, nawet nie zaszczycając żony spojrzeniem. Twarzy
Narcyzy nie widziała – jej czarnobiałe włosy zasłaniały ją niemal całkowicie.
Nagle poczuła silny uścisk na ramieniu i domyśliła się, że to Narcyza każe jej
się nie podnosić.
– Wierzę
Lucjuszowi. Ten urywek, który widzieliśmy… Moja córka to zdrajczyni. Nie ma co
do tego wątpliwości.
Gdyby nie
znała tego głosu, nigdy nie uwierzyłaby, że należy do jej ojca. Jej rodzonego
ojca. Dlaczego tylko ona mnie broni? zastanawiała
się gorączkowo Jeanne. Nadal nie mogła pogodzić się z faktem, że jej ojciec tak
łatwo w nią zwątpił. Czyż nie robiła wszystkiego, aby go zadowolić? Czyż nie
była idealną córką?
– Ona
nigdy nie przegrałaby pojedynku z kimś… kimś takim. To wytrenowana
śmierciożerczyni, a dała się pokonać jakiemuś młokosowi – ciągnął Albert.
– To coś
znaczy, mam rację? – spytał Lucjusz z satysfakcją. Narcyza odpowiedziała
dopiero po chwili.
– Tak.
Dziewczyna
poruszyła się lekko, ale nacisk na jej ramieniu się pogłębił.
– Zatem
trzeba wymierzyć jej karę.
– Co
chcesz z nią zrobić? – spytała cicho Narcyza.
Lucjusz
zaśmiał się cicho. Dziewczyna natychmiast oprzytomniała. Skupiła się mocno na
obrazie Narcyzy Malfoy i już chwilę później siedziała w jej głowie. Przewijała
szybko obrazy z ostatniej nocy, lekko sztywniejąc widząc upokarzaną kobietę. Nie czas na to, zbeształa się. Cofała
wspomnienia niczym kartki papieru i nagle zobaczyła znajomą twarz. Profesor Snape? Co on… I zanim zdążyła
zadać sobie to pytanie, uzyskała odpowiedź. „Jesteśmy
przyjaciółmi, a przyjaciele muszą sobie pomagać, prawda?”. Stali w jakimś
zaułku i rozmawiali… O mnie. Wyłapała
jedynie, że Narcyza chce jej pomóc. Powiedziała Snape’owi o torturowaniu,
wspomniała coś o niebezpieczeństwie, w jakim by się znaleźli. Nagle dotarła do
niej prawda. To Snape uwolnił tą
dziewczynę z lochu.
Usłyszała
nagle inny głos, dochodzący tuż obok niej.
– Zawsze
wiedziałem, że córka to jednak hańba. Powinienem był zająć się synem, kiedy
była na to pora – powiedział z pogardą Albert.
–
Kobiety są słabe.
– Nie
zdawałem sobie sprawy, że aż tak. Mogłem zabić tą kurwę, gdy dała mi córkę.
Inna na pewno dałaby mi syna.
W tej
chwili Jeanne zdusiła w sobie ochotę wstania i powiedzenia prawdy o Narcyzie i
Snape’ie. W tej chwili zapomniała, co zobaczyła. W głowie dudniły jej słowa
ojca. Hańba. Hańba. Mogłem zabić tą
kurwę, gdy dała mi córkę. Dawno temu dowiedziała się, że jej matka nie była
żoną ojca i że ona, Jeanne, była córką, która miała wynagrodzić ojcu cierpienia
po stracie żony. Jednak nigdy nie słyszała tyle jadu w głosie ojca. Zwłaszcza
gdy mówił o niej. Zawsze myślała, że… kocha ją. Była w końcu jego córką.
–
Pozbądź się jej – usłyszała głos Lucjusza. Nie wiedziała do kogo był
skierowany, dopóki nie poczuła nacisku na ramieniu.
–
Lucjuszu, ja… Ja nie dam rady – wyszeptała błagalnie Narcyza.
Co, do cholery? pomyślała Jeanne. W co ona gra?
–
Pozbądź się jej, albo ja pozbędę się ciebie.
Dziewczyna
pozwoliła, aby jej głowa głucho upadła na posadzkę. Musiała udawać
nieprzytomną. Chociaż jeszcze nie wiedziała, co zamierza zrobić Narcyza. A jeśli ona mnie zabije? przestraszyła
się.
– Avada Kedavra – wyszeptała kobieta.
Ciemność
zapadła się wokół i Jeanne wiedziała, że to koniec.
Hermiona
skuszona polepszającą się pogodą postanowiła przedpołudnie spędzić na błoniach.
Wzięła ze sobą książki i ubrana w cieplejszą szatę, wyszła z zamku. W pierwszej
chwili chciała iść na brzeg jeziora. Wtedy jednak wspomnienia z nieprzyjemnego
spotkania z Draconem wróciły do niej, powodując, że skręciła w drugą stronę.
Zeszła z dziedzińca i usadowiła się na miękkiej trawie nieopodal. Drzewa wokół
chwiały się lekko pod wpływem wiosennego wiatru, a małe kolorowe kwiatki
zaczęły porastać wszędzie, gdzie spojrzała. Nie potrafiła jednak odepchnąć od
siebie napływających obrazów i przypomniała sobie tortury młodego Malfoya. Poczuła
uścisk w żołądku. „Szlama” słyszała w
głowie. Ktoś mógłby powiedzieć, że po tylu latach powinna przyzwyczaić się do
tej obelgi. A jednak bolała tak samo za każdym razem.
Kiedy
postanowiła wrócić do Hogwartu, myślała, że będzie inaczej. Nie zostawiła
przyjaciół tylko ze względu na Rona. Prawdę powiedziawszy to po prostu przelało
czarę. Czuła się samotna w ich towarzystwie. Jedyne, o czym potrafili rozmawiać
to sport. Siedziała w Norze słuchając, jak kłócą się między sobą o to, która
drużyna jest lepsza, który szukający powinien odejść, dlaczego wystarczyłby
jeden pałkarz w drużynie. Kiedy chciała zmienić temat, jej słowa trafiały na
mur. Czuła się ignorowana. Dopiero, gdy oni chcieli, rozmawiali o czym innym. A
i wtedy nawet nie mogła się wtrącić do rozmowy. Wciąż słyszała, jak Ron nabija
się z niej, że mimo upływu lat pozostała sztywna. Mało rozrywkowa, jak to
uprzejmie stwierdził.
Początkowo
Harry starał się ją bronić, ale po pewnym czasie, przestał reagować. A Hermiona
miała dość odpierania tak dziecinnych zarzutów. Nie była rozrywkowa, ale zawsze
taka była i dziwiła się, dlaczego dalej im to przeszkadzało. Byli w końcu
przyjaciółmi. I mimo, iż docinki Weasleya były „przyjacielskie”, ona czuła się
nimi urażona. Gdy oni świętowali, ona zamykała się w pokoju, żeby poczytać. To
był jej świat.
Martwiła
się, że nie dadzą sobie bez niej rady. Martwiła się, że przez to, że odeszła,
coś im się stanie. Wpadną w zasadzkę, wdadzą się w pojedynek, zgubią się.
Jednak nie była na tyle zadufana w sobie, aby myśleć, że jest jedynym mózgiem
ich trójki. Zdawała sobie sprawę, że z jej pomocą może być im łatwiej, ale
doceniała ich inteligencję. W
przeciwieństwie do nich, pomyślała przygnębiona. Położyła się na nieco
zimnej ziemi i wpatrzyła w niebo. Chmury leniwie przesuwały się po błękicie,
układając w coraz wymyślniejsze formy. Nagle przypomniała sobie, jak jednej
nocy obserwowali z Severusem gwiazdy. Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie jego
bliskość, gdy pojawili się śmierciożercy. Nie przejmowała się tym atakiem.
Powiedziałby jej, gdyby to było coś ważnego. Powiedziałby Minerwie. Teraz
pozwoliła sobie puścić wodze fantazji i znów czuć jego silne dłonie na swoich
ramionach. Jego zapach tak blisko niej. I jego oczy świdrujące ją na wylot.
Nie do
końca rozumiała, dlaczego tak ją do niego ciągnie. Może dlatego, że w
przeciwieństwie do chłopców, których znała i z którymi przebywała, on był
dojrzały. Inteligentny. Mimo, iż on również jej ubliżał i bynajmniej nie w
sposób przyjacielski, nigdy nie przerwał jej, gdy rozmawiali. Zawsze odpowiadał
na jej stwierdzenia, co prawda w sposób sarkastyczny, pogardliwy czasem, jednak
zawsze pozwalał jej wyrazić swoje zdanie. Gdzieś wewnątrz pojawiło się małe
światełko, jakaś nadzieja, że może naprawdę uważa ją za inteligentną.
No
i ma w sobie coś takiego… pomyślała, przywodząc jego obraz przed oczy.
Pamiętała każdy szczegół jego ciała, mimo iż spędzili razem jedną noc.
Pamiętała bliznę, pamiętała szramy, pamiętała to zagłębienie na obojczyku.
Chciała znów znaleźć się w jego ramionach. Nagle oczami wyobraźni zobaczyła, jak
wyciąga w jej stronę różdżkę i szepcze to cholerne zaklęcie. Gwałtownie
podniosła się z ziemi i poczuła zawrót w głowie. Dość, zbeształa się. Miałam
się uczyć.
Otworzyła
księgę na pierwszej stronie i pogrążyła się w lekturze, niemal natychmiast
zapominając o przykrych wspomnieniach.
Severus
Snape złapał się na tym, że siedząc za stołem nauczycielskim, szukał wzrokiem
znajomej twarzy. Jej widok stał się dla niego tak normalny, że gdy nic nie
znalazł, naszły go ponure myśli. Nie ufał Lucjuszowi, a już na pewno nie
wierzył, że będzie trzymał się z dala od szkoły. Wolał mieć gryfonkę w zasięgu
wzroku. Nie chciał nawet wyobrażać sobie, co by zrobił, gdyby wpadła w ręce
tego psychopaty. Jak na zawołanie w drzwiach pojawiła się Hermiona i szybko
podeszła do stołu domu lwa. Spóźniona
Zawsze–Na–Czas Granger? Niebywałe.
Pogrążył
się w nudnej konwersacji z profesor Vector, która coś mamrotała o złym układzie
dat. Zaskakując samego siebie stwierdził, że faktycznie daty nie sprzyjają. Do
końca kwietnia zostały niecałe dwa tygodnie, co oznaczało, że za czternaście
dni Hermiona zostanie nauczycielką i prawdopodobnie ich stosunki jeszcze
bardziej się oddalą. Myślał, że ta wiadomość go ucieszy – przecież sam chciał
trzymać się od niej na dystans. Teraz jednak nie był tego taki pewny. Chciał z
nią rozmawiać. Chciał słyszeć jej głos, nawet jeśli irytowała go niemal
nieustannie. Dokończył obiad i wrócił do swoich kwater, zastanawiając się kiedy
stał się tak niezdecydowany. To wszystko
przez tą głupią dziewczynę. Czuł, że to nie jest właściwe. Nie dość, że był
śmierciożercą, zdrajcą i mordercą, to zbliżał się nieubłaganie do
czterdziestki. A ona dopiero co skończyła osiemnaście lat. Co z tego, że w
magicznym świecie wiek jest postrzegany zupełnie inaczej niż u mugoli. Gdyby inaczej
ułożył swoje życie, miałby córkę w jej wieku. Zaczął się zastanawiał, co ona
sądzi na ten temat. Nagle przypomniał sobie ich rozmowę sprzed kilku tygodni.
Powiedział jej, że nie wierzy, że mogłaby go pokochać. Nadal pamiętał wyraz
bólu na jej twarzy, gdy odpowiedziała, że ma rację. Od tego czasu wiele razy
zastanawiał się, czy nie kłamała. Po co
miałaby to robić? pytał sam siebie. I zawsze dochodził do wniosku, że
mówiła prawdę. Teraz jednak, gdy widział jak rumieni się, gdy na nią patrzy,
jak uśmiecha się do niego, jak reaguje na jego bliskość łudził się, że może
jednak kierowały nią emocje. Nie żeby obchodziło go, co siedzi w tej
nastroszonej głowie. I tak nic by z tego
nie wyszło.
Piękną,
słoneczną niedzielę zepsuła wieczorna burza. Ostatni uczniowie uciekali do
zamku, jakby mieli zaraz rozpuścić się na deszczu, a w oddali widać było
pioruny, rozświetlające horyzont. Przez małe okno w gabinecie Snape widział
wiszące chmury i słyszał jak krople brutalnie obijają się o niewielką
okiennicę. Kończył właśnie obszerny tom „Salamandry”, gdy usłyszał ciche
pukanie do drzwi.
– Kogo
niesie o takiej porze? – spytał, niechętnie podchodząc do drzwi i otwierając je
na oścież. Zaskoczył go widok Hermiony. – Granger. Nie przypominam sobie, żebym
kazał ci przychodzić.
– Czy
mimo tego wpuści mnie pan do środka?
Powstrzymała
się przed wypomnieniem mu dobrych manier.
– A czy
mam jakiś wybór? – spytał, wzdychając teatralnie. Zauważył w jej rękach małe
zawiniątko. – Więc co sprowadza cię o takiej porze?
– Ja… –
Hermiona była wyraźnie zmieszana. – Przyszłam podziękować.
–
Podziękować? – zdziwił się Snape. Dziewczyna wręczyła mu zawiniątko, a gdy
odwinął kawałek papieru, zauważył pięknie prezentującą się okładkę. – Cóż
takiego zrobiłem?
W środku
znalazł bardzo starą i cenną księgę. Nie pod względem wartości a zawartości.
„Teoria wszystkiego i niczego. Eliksiry przez wieki, wydanie rozszerzone”.
Zaniemówił i musiał kilka razy przeczytać tytuł, aby się upewnić.
– To za
poświęcony czas. Nie byłam w stanie nic kupić, ale lubi pan czytać, więc
pomyślałam, że to się nada.
– Nada
się? Ty wiesz, co to za książka?
–
Wydanie rozszerzone „Eliksirów przez wieki”? – spytała niewinnie, ewidentnie
bawiąc się z nim.
– Skąd
to wytrzasnęłaś?
Czytał
tą księgę w młodości, a potem po pożarze jednej z większych bibliotek, słuch o
niej zaginął. Ponoć zostało kilka kopii, ale nie spodziewał się, że akurat
Granger będzie ją posiadać.
–
Profesor Binns trzyma w gabinecie niezwykłe rzeczy – powiedziała i uśmiechnęła
się, dumna z siebie. Udało jej się go zaskoczyć, to było widać. Odchrząknął i
ostrożnie odłożył księgę na biurko.
– Nie
musiałaś mi nic dawać. Wykonywałem swoją pracę.
– Mimo
wszystko, poświęcił pan czas, żeby przygotować mnie do bycia nauczycielem.
Przyglądała
się mu, jakby czekała na podziękowania. Nie wyglądała jednak na zawiedzioną,
gdy ich nie otrzymała.
–
Jeszcze raz dziękuję – powiedziała i odwróciła się do wyjścia.
–
Poczekaj.
Zatrzymała
się i zmierzyła go wzrokiem. Miała cichą nadzieję, że ten prezent przyniesie
korzyści dla nich obojga.
– Tak?
– Myślę,
że możemy mówić sobie po imieniu. Po raz kolejny.
–
Zgadzam się. W końcu będziemy razem pracować.
Do
trzech razy sztuka, pomyślał Snape, kiedy podali sobie dłonie.
–
Powiesz mi co w tej księdze jest takiego nadzwyczajnego? – spytała dziewczyna,
wcale nie chcąc opuszczać przyjemnie chłodnego gabinetu. Severus wskazał jej
fotel przed kominkiem, co z radością przyjęła.
– Dziwi
mnie, że nie wiesz. Ten manuskrypt jest tak stary, jak „Eliksiry przez wieki”.
– Z
wiekiem coraz cenniejszy?
Snape
spojrzał na nią badawczo, na co jedynie się uśmiechnęła.
–
Znajdziesz może… trzy kopie. Na całym świecie. – powiedział, zaskakując
dziewczynę. – Sama podstawa zawiera wiele cennych informacji, ale tutaj…
Słyszałem wiele historii na temat powstawania tego dzieła. Nie są przyjemne.
– Jakie
historie? – spytała wyraźnie zainteresowana.
–
Nieprzyjemne. Jak mówiłem.
Hermiona
uniosła brew w oczekiwaniu. Uwielbiała słuchać jego głosu.
– Skoro
nalegasz. Ale nie wiń mnie, jeśli zrobi ci się niedobrze.
– Nie
zrobi – powiedziała i usadowiła się wygodniej w fotelu.
– Zawsze
musisz wszystko wiedzieć. – wymamrotał. – Nie wiadomo, kto dokładnie napisał tą
księgę. Możliwe, że autor „Eliksirów” chciał uzupełnić swoją wiedzę, ale
istnieje teoria, że napisał ją jego syn, zainspirowany pracą ojca.
–
Zapowiada się całkiem przyjemnie.
Zaśmiała
się cicho, gdy rzucił jej wymowne spojrzenie, żeby mu nie przerywała.
– Niezależnie
kto to napisał, musiał bardzo dokładnie poznać działania eliksirów. Są w niej
opisane wszelkie możliwe błędy w ważeniu, z dokładnym opisem skutków ubocznych.
Dlatego podejrzewam, że twórca testował na sobie wszystkie eksperymenty. Nie
znajdziesz tam eliksirów na porost włosów, czy zwykłych usypiaczy. To są
zaawansowane, mocno oddziaływające eliksiry. Niektóre wręcz podchodzą pod
kategorię trucizn.
Hermiona
przestała się uśmiechać, słuchając jego słów. Poczuła wielki szacunek, jeśli
słowa Severusa były prawdą.
– I
testował je na sobie?
–
Dlatego ta księga nigdy nie została dokończona. A przynajmniej nie przez
jednego człowieka.
Nagle
Severus wstał i chwilę później wrócił na fotel, trzymając w rękach prezent od
Hermiony. Pogładził oprawkę jakby była czymś najpiękniejszym, co w życiu
widział. Otworzył pod koniec i przewracając delikatnie kartki, kontynuował:
–
Czytając dokładniej, można wyczuć, że styl się zmienił. Szczegółowe opisy
zmieniły się w znacznie mniej… wyrafinowane. Znacznie mniej przyjemne.
–
Wszystkie są rękopisami?
– Ta nim
jest. Zdecydowanie – odparł, przyglądając się tomowi, który leżał na jego
kolanach. Podał go zaintrygowanej dziewczynie. Hermiona wpatrywała się w strony
i faktycznie, w niektórych miejscach widać było drżącą literę, gdzieniegdzie
zaschnięte ślady krwi.
– Jakim
cudem atrament nie wyblakł?
– Został
połączony ze specjalnie zrobionym eliksirem. Stronice zostały nimi nasmarowane,
tak samo pióro, którym pisano.
Młoda
gryfonka była pełna podziwu dla pracy włożonej w napisanie jednej księgi. To co
opowiadał Severus, sugerowało niewyobrażalne oddanie. Ale w rzeczy samej, wszystkie
ilustracje, inkantacje, przepisy zapisane były tak staranną czcionką, wszystko
wyglądało tak przepięknie, że efekt wynagrodził trud.
–
Niesamowite – szepnęła. Oddała Severusowi księgę, uśmiechając się na widok jego
miny, gdy na dłużej przytrzymała jego dłoń przy swojej. Odstawił tom na półkę.
Hermiona była szczęśliwa, widząc, że naprawdę podobał mu się podarunek.
Obawiała się, że zna to dzieło i wyśmieje ją za ignorancję. Udało jej się go
jednak zaskoczyć.
– Widzę,
że jesteś całkiem zadowolona z siebie.
Zaśmiała
się gromko, dezorientując Snape’a.
– Widzę,
że prezent przypadł ci do gustu.
– Nawet
sobie nie wyobrażasz.
Podniosła
się i stanęła naprzeciw niego. Zebrała w sobie całą odwagę i unosząc się na
palcach, pocałowała go w policzek. Był tak zaskoczony, że w pierwszej chwili
nie wiedział czy to faktycznie się dzieje.
– Cieszę
się – powiedziała, odsuwając się od niego.
–
Granger…
–
Hermiona – poprawiła go z uśmiechem.
Nie
umiał powiedzieć jej, żeby przestała. Ten drobny gest, ten krótki pocałunek
zburzył pierwsze mury. A jej uśmiech bezlitośnie przedzierał się przez kolejne.
–
Powinnam już iść – powiedziała. Złapał ją za rękę i w przypływie
niezrozumiałych emocji przyciągnął ją lekko do siebie i pocałował. Westchnęła, kiedy
delikatnie wplótł dłoń w jej włosy, jednak nie zamierzała przerywać tej chwili.
Przywarła do niego, pozwalając, aby druga dłoń zacisnęła się na jej talii. Tak
bardzo pragnęła tych ust. Tak bardzo pragnęła jego bliskości. Dotknęła jego
ramion i poczuła jak napiął mięśnie, a ucisk na jej talii się wzmocnił.
Nagle
usłyszeli trzask tłuczonej szyby i odruchowo Snape objął dziewczynę,
zasłaniając przed niebezpieczeństwem. Kiedy zerknął przez ramię nie zobaczył
szkła. Kilkanaście centymetrów nad ziemią unosił się paw, z szeroko
rozpostartym ogonem.
–
Potrzebuję cię, Severusie. – przemówił paw, a Hermiona zamarła. Znała ten głos.
Słyszała go już kiedyś. Narcyza Malfoy. –
Spotkaj się ze mną tam, gdzie ostatnio. Teraz.
W jednej
sekundzie paw zamienił się w błękitny obłok i zniknął. Hermiona spojrzała zdezorientowana
na Severusa. Marszczył brwi, mocno zaciskając zęby. Wypuścił ją gwałtownie z
ramion, złapał z biurka różdżkę i pospiesznie założył wierzchnią szatę.
–
Powinnaś już iść – powiedział jedynie i ruszył do drzwi.
–
Severusie…
Jednak
on spojrzał na nią z taką paletą emocji na twarzy, że Hermiona wstrzymała
oddech.
– Idź do
siebie.
Zniknął,
zostawiając ją tam, gdzie stała, gdy ją całował. Całował ją, a teraz idzie do
Narcyzy? Narcyzy Malfoy? O co w tym
wszystkim chodzi, do cholery? Usiadła na jego fotelu i spojrzała na swoje
dłonie. Czyżby aż tak źle oceniła swoją sytuację? Nie potrafiła sobie wyobrazić
Severusa i Narcyzy razem, jednak… Jej umysł podrzucał obrazy z prędkością
światła. Nie potrafiła tego pojąć. A może kobieta ma kłopoty? Może to było
wezwanie pomocy? Tylko, do cholery,
dlaczego zwraca się z tym do Severusa?
Nawet do
głowy nie przyszło jej, jaka relacja tak naprawdę łączy dwójkę śmierciożerców.
Poczuła jak do jej oczu napływają łzy. Opanowała się jednak, nie chcąc
panikować bezpodstawnie. Postanowiła poczekać i dowiedzieć się tego, zaraz jak
wróci.
Severus
teleportował się do Hogsmeade, zaniepokojony, co mogło się stać. Narcyza stała
w tym samym miejscu, gdzie ostatnio. Jedyna różnica to dziewczyna leżąca pod
jej stopami.
–
Narcyzo. – syknął i pociągnął ją za ramię w głąb zaułka. – Co ty wyprawiasz?
–
Uspokój się, daj mi wszystko wytłumaczyć.
– Obyś
miała na to – wskazał na nieprzytomną
dziewczynę – dobre wytłumaczenie.
–
Najpierw zabierz mnie do Nory.
Severus
otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale szczerze, nie miał zielonego pojęcia
co.
– Co? Do
Nory? Po kiego licha?
– Po
prostu mi pomóż. Tobie chociaż trochę ufają, mnie nie wpuszczą.
Zrozumiał,
że kobieta nie żartuje. Wziął dziewczynę na ręce i nakazał Narcyzie złapać jego
ramię. Natychmiast znaleźli się przed barierami ochronnymi Nory. Noc była
ciemniejsza, niż mogło się wydawać z zamku. Czarne chmury wisiały nad łąkami
otaczającymi mały dom Weasleyów, ale w tej części Anglii chociaż nie padał
deszcz.
– Nie
przejdziesz przez bariery. Ona też nie – powiedział, wskazując na nieprzytomną
dziewczynę spoczywającą w jego ramionach.
– Idź do
Weasleyów i poproś ich o zdjęcie barier.
–
Zwariowałaś. – powiedział jedynie Snape, ale kiedy popatrzył na minę Narcyzy
kolejny raz przekonał się, że jest śmiertelnie poważna. – I co mam im
powiedzieć? Żeby cię wpuścili, bo pomogłaś uwolnić ich córkę z rąk Voldemorta?
– Tak –
odparła Narcyza, na co mężczyzna miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Nagle
dostrzegł światło, które zapaliło się na ganku i w drzwiach pojawił się Artur
Weasley.
Severus
czując, że ten pomysł skończy się tragicznie, ruszył w jego kierunku.
– Snape,
czy ty nie masz za grosz poszanowania dla innych? Jest środek nocy, niektórzy
śpią o tej…
Artur
dostrzegł Narcyzę i wyciągnął różdżkę z kieszeni szlafroka. Popatrzył pytająco
na Severusa.
–
Potrzebujemy twojej pomocy, Arturze. Wszyscy.
– To
Narcyza Malfoy – szepnął gniewnie rudy mężczyzna, jakby samo imię było
wystarczającą obelgą dla właścicielki.
– Tak. I
potrzebuje twojej pomocy.
Gospodarz popatrzył na niego przez dłuższą chwilę. W końcu wypuścił głośno powietrze i otworzył niewielkie przejście w barierze. Severus obserwował jak Narcyza niepewnie zbliża się, lewitując za sobą bezwładne ciało nastolatki. Artur zmierzył go ponownie wzrokiem i wprowadził do domu.
– Arturze, na litość Merlina, co się tu… – Molly zamarła widząc w progu swojego domu rozczochraną, brudną i wyraźnie zmęczoną Narcyzę Malfoy. – Co to ma znaczyć?
Spoglądała pytająco to na swojego męża to na Severusa, jednak żaden z nich się nie odezwał.
– Severusie, weź ją – powiedziała Narcyza. Snape podszedł do ciała i ostrożnie przeniósł na kanapę w salonie. Kobieta w tym czasie spojrzała na zdezorientowaną parę i przełknęła ślinę.
– Dziękuję, że zgodziliście się nas wpuścić.
Artur przypatrywał się jej w milczeniu, mocno obejmując żonę ramieniem. Narcyza jak zaczarowana wpatrywała się w małżeństwo, dopóki głos Molly nie przywołał ją z powrotem na ziemię.
– Czego od nas chcesz?
– Pomocy.
Państwo Weasley otworzyli niemal jednocześnie usta ze zdziwienia. Nigdy w życiu nie spodziewali się usłyszeć takiego słowa z ust jednego z Malfoyów. Pierwszy z szoku otrząsnął się rudy czarodziej.
– Dlaczego mielibyśmy ci pomóc? Zamordowaliście mi syna. Porwaliście mi córkę. Poza tym jesteście szumowinami i pieprzonymi arystokratami, co to swoje głowy powkładali w dupy!
Narcyza spuściła głowę, wiedząc, że ma całkowitą rację. Jednak, czego się nie spodziewała, w jej obronie stanął Severus Snape.
– Może dlatego, że Narcyza uratowała waszą córkę? Skoro śmierciożerca był zdolny ocalić Ginewrę, dlaczego wy nie możecie zrobić tego samego? Myślałem, że jesteście ponad ideami Czarnego Pana.
Kolejna porcja szoku to było zbyt wiele dla biednej pani Weasley. Usiadła przy stole jadalnym, wpatrując się tępo w Severusa. Artur jednak nie potrafił pozostać spokojny na takie słowa.
– To, że nie zabijamy dzieci dla przyjemności, nie znaczy, że mamy pomagać każdemu, które trafi do naszego domu. To są śmierciożercy, Snape. Skąd wiesz, że to nie jest kolejny podstęp?
– Stąd, Weasley, że stoimy po tej samej stronie. Wszyscy.
– O czym ty mówisz? – spytał Artur.
– Narcyza jest po naszej stronie. Potwierdziła moje słowa u Czarnego Pana, dzięki czemu wasi synowi zyskali na czasie.
Spojrzał na swoją przyjaciółkę, która cierpiętniczo wpatrywała się we własne dłonie.
– Poza tym wiedziała, że jestem członkiem Zakonu i nie wydała mnie.
– Wiem, że nie mam prawa o nic was prosić, jednak... – zaczęła Narcyza, przerywając Severusowi – Molly.
Kobieta oprzytomniała słysząc swoje imię.
– Proszę cię jak matka matkę. – ciągnęła Narcyza. – Draconowi już nie pomogę, ale ta dziewczyna… Potrzebuje was.
Artur usiadł obok żony, a Severus stanął w przejściu do kuchni. Molly zerknęła na kanapę, gdzie widziała jedynie czarne, poszarpane szaty. Pierwsze, co rzuciło się jej w oczy była twarz obcej dziewczyny. Pocięta, ubrudzona zaschniętą krwią. Miała zbyt miękkie serce, by w tamtym momencie myśleć o niej jako o wrogu.
– Lucjusz Malfoy znęcał się nad nią – powiedział Severus, podążając za wzrokiem kobiety – bo był przekonany, że ma coś wspólnego z uwolnieniem waszej córki z lochów Malfoy’s Manor. Nie wiem, jaki dokładnie miała w tym udział, jednak to bez znaczenia.
– Jej własny ojciec skazał ją na śmierć. – dodała Narcyza. Jej twarz była spokojna, mimo iż w środku błagała, aby Weasley’owie się zgodzili. Za nic przyznałaby się, że byli jej ostatnią deską ratunku. – Uznał ją za hańbę dla rodziny i razem z Lucjuszem kazali mi się jej pozbyć. Rzuciłam na nią śmiertelne zaklęcie, ale tylko werbalnie. Tak naprawdę uśpiłam ją, bo wiedziałam, że Lucjusz będzie chciał upewnić się, że nie żyje.
– Dlaczego nie pozwoliłaś jej umrzeć? – spytał Artur. – Skoro twój mąż uznał ją za zdrajczynię, musiał mieć jakieś dowody.
– Gdybyś słyszał Lucjusza, też zwątpiłbyś w winę tej dziewczyny – odparła gorzko Narcyza.
Na moment nastała cisza.
– Nadal nie rozumiem, czego od nas oczekujesz – powiedział ostro Artur.
– Niczego od was nie oczekuję. Proszę was tylko, abyście pomogli mi uratować tę dziewczynę.
– Dlaczego po prostu jej nie wyślesz w jakieś odległe miejsce? Do innego kraju? – dopytywał się Artur.
Narcyza złączyła dłonie, nerwowo je pocierając.
– Problem jest taki, że… jedna z klątw trafiła w jej kręgosłup. – Narcyza przełknęła ślinę. – Ona nie może chodzić.
– Arturze, na litość Merlina, co się tu… – Molly zamarła widząc w progu swojego domu rozczochraną, brudną i wyraźnie zmęczoną Narcyzę Malfoy. – Co to ma znaczyć?
Spoglądała pytająco to na swojego męża to na Severusa, jednak żaden z nich się nie odezwał.
– Severusie, weź ją – powiedziała Narcyza. Snape podszedł do ciała i ostrożnie przeniósł na kanapę w salonie. Kobieta w tym czasie spojrzała na zdezorientowaną parę i przełknęła ślinę.
– Dziękuję, że zgodziliście się nas wpuścić.
Artur przypatrywał się jej w milczeniu, mocno obejmując żonę ramieniem. Narcyza jak zaczarowana wpatrywała się w małżeństwo, dopóki głos Molly nie przywołał ją z powrotem na ziemię.
– Czego od nas chcesz?
– Pomocy.
Państwo Weasley otworzyli niemal jednocześnie usta ze zdziwienia. Nigdy w życiu nie spodziewali się usłyszeć takiego słowa z ust jednego z Malfoyów. Pierwszy z szoku otrząsnął się rudy czarodziej.
– Dlaczego mielibyśmy ci pomóc? Zamordowaliście mi syna. Porwaliście mi córkę. Poza tym jesteście szumowinami i pieprzonymi arystokratami, co to swoje głowy powkładali w dupy!
Narcyza spuściła głowę, wiedząc, że ma całkowitą rację. Jednak, czego się nie spodziewała, w jej obronie stanął Severus Snape.
– Może dlatego, że Narcyza uratowała waszą córkę? Skoro śmierciożerca był zdolny ocalić Ginewrę, dlaczego wy nie możecie zrobić tego samego? Myślałem, że jesteście ponad ideami Czarnego Pana.
Kolejna porcja szoku to było zbyt wiele dla biednej pani Weasley. Usiadła przy stole jadalnym, wpatrując się tępo w Severusa. Artur jednak nie potrafił pozostać spokojny na takie słowa.
– To, że nie zabijamy dzieci dla przyjemności, nie znaczy, że mamy pomagać każdemu, które trafi do naszego domu. To są śmierciożercy, Snape. Skąd wiesz, że to nie jest kolejny podstęp?
– Stąd, Weasley, że stoimy po tej samej stronie. Wszyscy.
– O czym ty mówisz? – spytał Artur.
– Narcyza jest po naszej stronie. Potwierdziła moje słowa u Czarnego Pana, dzięki czemu wasi synowi zyskali na czasie.
Spojrzał na swoją przyjaciółkę, która cierpiętniczo wpatrywała się we własne dłonie.
– Poza tym wiedziała, że jestem członkiem Zakonu i nie wydała mnie.
– Wiem, że nie mam prawa o nic was prosić, jednak... – zaczęła Narcyza, przerywając Severusowi – Molly.
Kobieta oprzytomniała słysząc swoje imię.
– Proszę cię jak matka matkę. – ciągnęła Narcyza. – Draconowi już nie pomogę, ale ta dziewczyna… Potrzebuje was.
Artur usiadł obok żony, a Severus stanął w przejściu do kuchni. Molly zerknęła na kanapę, gdzie widziała jedynie czarne, poszarpane szaty. Pierwsze, co rzuciło się jej w oczy była twarz obcej dziewczyny. Pocięta, ubrudzona zaschniętą krwią. Miała zbyt miękkie serce, by w tamtym momencie myśleć o niej jako o wrogu.
– Lucjusz Malfoy znęcał się nad nią – powiedział Severus, podążając za wzrokiem kobiety – bo był przekonany, że ma coś wspólnego z uwolnieniem waszej córki z lochów Malfoy’s Manor. Nie wiem, jaki dokładnie miała w tym udział, jednak to bez znaczenia.
– Jej własny ojciec skazał ją na śmierć. – dodała Narcyza. Jej twarz była spokojna, mimo iż w środku błagała, aby Weasley’owie się zgodzili. Za nic przyznałaby się, że byli jej ostatnią deską ratunku. – Uznał ją za hańbę dla rodziny i razem z Lucjuszem kazali mi się jej pozbyć. Rzuciłam na nią śmiertelne zaklęcie, ale tylko werbalnie. Tak naprawdę uśpiłam ją, bo wiedziałam, że Lucjusz będzie chciał upewnić się, że nie żyje.
– Dlaczego nie pozwoliłaś jej umrzeć? – spytał Artur. – Skoro twój mąż uznał ją za zdrajczynię, musiał mieć jakieś dowody.
– Gdybyś słyszał Lucjusza, też zwątpiłbyś w winę tej dziewczyny – odparła gorzko Narcyza.
Na moment nastała cisza.
– Nadal nie rozumiem, czego od nas oczekujesz – powiedział ostro Artur.
– Niczego od was nie oczekuję. Proszę was tylko, abyście pomogli mi uratować tę dziewczynę.
– Dlaczego po prostu jej nie wyślesz w jakieś odległe miejsce? Do innego kraju? – dopytywał się Artur.
Narcyza złączyła dłonie, nerwowo je pocierając.
– Problem jest taki, że… jedna z klątw trafiła w jej kręgosłup. – Narcyza przełknęła ślinę. – Ona nie może chodzić.
~
No więc jest kolejny rozdział. Jestem strasznie zaskoczona, że mój blog odwiedziło już niemal 20 tysięcy ludzi. Tak jak już pewnie kiedyś pisałam, nie spodziewałam się zbyt wielkiego odzewu, a tu proszę. Sama świadomość, że ktoś czyta naprawdę podbudowuje, a komentarze tylko dają większą motywację.
Rozdział zbetowała Natalia, za co jej bardzo dziękuję :)
Rozdział zbetowała Natalia, za co jej bardzo dziękuję :)
Świetny rozdział ! Już myślałam że będzie coś więcej między Hermioną a Severusem a tu Narcyza przerwała...
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział.
Pozdrawiam
Nikola
Trzeba sobie dawkować jakoś ten romantyzm, nie?
UsuńCieszę się, że Ci się podobało. Zapraszam wkrótce na kolejny :)
Cześć i czołem.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział.
Błędów raczej nie ma, jak zwykle, ale mimochodem wyłapałam, iż we fragmencie o W. E. S. Z. napisałaś "zrobić to samej" i wydaje mi się, że powinno być "zrobić to samemu". Takie tam moje gadanie :)
Cóż, zawsze lubiłam Malfoy'ów, ale Twojego Lucjusza najchętniej wytargałabym za kłaki aż by mu głowa odpadła. Jest okropny, blah. Za to jestem miło zaskoczona postawą Narcyzy. Mam nadzieję, że Lucek nie dowie się o jej prawdziwym wkładzie w całą sprawę, bo to nie skończy się dla niej dobrze.
Ale, ale... pora przejść do naszej ulubionej pary. Severus zachowuje się jak nie przymierzając kobieta. Taki niezdecydowany, rozchwiany emocjonalnie i w ogóle. Słodkie. Dobrze, że Hermiona postanowiła zadziałać i nie dała mu stworzyć zbyt dużej przestrzeni między nimi (zarówno w sensie metaforycznym, jaki i dosłownym).
Dużo Weny, dużo czasu, dużo wszystkiego.
Pozdrawiam gorąco
bullek
Czołem, witam.
UsuńTak się drapię po głowie z tym WSZEM, ale wydaje mi się, że Herm jest laską... A one robią to same, nie? A nie wiem. Poprawiłam w każdym razie :D
Zgadzam się, że Lucjusz jest paskudny w tym rozdziale. Potrzebowała, takiego skurwiela, za przeproszeniem, a wybór padł akurat na niego.
Wiem, że Severus zachowuje się jak baba, ale właśnie... Chciałam, żeby to Herma była tą, która pcha ich "związek" dalej. W końcu jest bardziej otwarta.
Dziękuję za komentarz, naprawdę, z całego serca.
Dzięki Tobie między innymi chce mi się pisać dalej.
Serduszko dla Ciebie <3
W takim momencie przerwac severudowi! No wiesz ty co :p Juz eir balam zr zostawilam to opowiadanie dlatego niezmiernie sie ciesze mogac czytac nowe rozdzialy :)
OdpowiedzUsuńNigdy, za nic nie zostawię Seva i Hermy.
UsuńMiło mi, że Ci się podobało :)
Następny już niedługo!
PS. Jeszcze sobie odchorują tą wstrzemięźliwość. Kiedyś :D
Wow.... Uwielbiam Twojego Seva! Jest taki Sevowaty ale ma uczucia! :D W ogóle świetna historia :) Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńps ciekawe jak ta młoda zareaguje jak sie obudzi :D
Na pewno nie będzie zachwycona ;)
UsuńA dziękuję, dziękuję. Ja również uwielbiam mojego Seva. Naprawdę. Wyszłabym za niego, gdybym mogła.
Następny rozdział już niedługo, także zapraszam!
Wreszcie mogłam usiąść i spokojnie przeczytać ten rozdział.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało, jak opisałaś mroczną przeszłość Severusa i do tego ta ciekawa wizja jego matki (chyba pierwszy raz spotkałam się z panią Snape, która nie była kochana mamuśką, tylko zaglądająca do kielicha wredną ździrą) Czasem się zastanawiam, czy ktoś z taką przeszłością, tak brutalny i bezwzględny może się zmienić? I mam wątpliwości... ale przecież tego właśnie chcemy i o to tu chodzi. Prawda?
Jednak moim ulubionym zdaniem w tym rozdziale jest "No i ma w sobie coś takiego… pomyślała, przywodząc jego obraz przed oczy" - kwintesencja Severusowatości :D
Rozdział świetny jak zwykle i już wiem dlaczego mi się tak dobrze czyta to co piszesz... mówimy chyba jednym językiem, koleżanko - krakowianko. :)
Pozdrawiam serdecznie i weny, weny, weny....
Czekam na kolejny
I jeszcze jedno... Narcyza jest OK :D
Kochana!
UsuńTwoje słowa są jak miód na moje serce.
Miło mi, że ktoś wyłapał fragment o matce Seva. Chciałam, żeby coś chociaż w jakimś stopniu tłumaczyło jego zachowanie. A apropo Twojego pytania - w następnym rozdziale poświęcę temu kawałek.
To zdanie! <3 Wiem. Każda Sevmionka Ci to powie :)
Dziękuję jeszcze raz za komentarz.
Ej no w takim momencie przerwać, powinnaś sie wstydzić -,- rozdzial jak zwykle świetny, wyjaśniło sie wiele spraw. Mialam nadzieje, ze między Herm i Sevem na nowo cos wykwitnie, a tu kicha. Narcyza musiała im przeszkodzić... W każdym razie bardzo przyjemnie sie czytali. Mam wrażenie, ze z każdą częścią nabierasz wprawy i rozdziały są coraz lepsze. Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak uważasz.
UsuńNa pewno trochę pomogło to, że znalazłam betę, ale może coś w tym jest?
Kolejny wpis pojawi się już niedługo, a tam pogmatwa się o wiele więcej niż się zdążyło wyjaśnić ;)
Taki ze mnie niedobry autor.
Pozdrawiam i zapraszam na kolejny rozdział, już niedługo!
milutko... kiedy następny? :)
OdpowiedzUsuń~margo
Jak tylko się napisze :)
UsuńSkoro mnie zapraszałaś to jestem :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam dziś całą twoją historię i z czystym sumieniem stwierdzam, że mi się podoba. Nie powiem, żeby było mi jakoś specjalnie przykro z powodu uśmiercenia Rona, bo nie przepadam za tą postacią. Lubię za to Narcyzę i podoba mi się, że zrobiłaś z niej osobę, która pomaga Severusowi.
U siebie wyjaśniłam dlaczego w ostatnim czasie nie było rozdziału i kiedy mniej więcej można się go spodziewać. Jak go opublikuje to dam znać. No i liczę na info o nowościach u Ciebie.
Witam.
UsuńMiło mi, że podoba Ci się historia.
Również nie przepadam za Ronem, ale nie tylko jako za "chłopakiem" Herm, tylko jako za człowiekiem.
Narcyza jest OK, jak to padło wyżej. Lubię ją i chciałam z niej zrobić dobrą osobę. Mam nadzieję, że wyszło :)
Następny rozdział już niedługo, także zapraszam!
Kilka lat temu byłam mocno wkręcona w te opowiadania, przeczytałam ich mnóstwo. Potem przyszły studia i zainteresowanie znikło ale niedawno (na szczęście) znowu do nich powróciłam. Długo szukałam dobrej historii, na marne, aż trafiłam tutaj. Dwa dni nie mogłam się odkleić od komputera, przez co cierpi trochę mój licencjat ale co tam, warto! To opowiadanie zaliczam do 5 ulubionych, obok prawdziwych klasyków. Głównie ze względu na to, że świetnie prowadzisz postać Severusa, co dla mnie jest najważniejsze. Snape to u Ciebie Snape a nie jakaś rozmiękczona klucha. Życzę dalej tak cudownej weny i czekam na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńM.J.J.
Dziękuję Ci bardzo.
UsuńTakie komentarze jak ten, to właśnie ten motorek, który pcha do pisania. Chciałam stworzyć historię, od której można się uzależnić, ale wszystko tak naprawdę zależy od czytelników. Nigdy nie dogodzimy wszystkim. Dlatego cieszę się, że jak do tej pory, opowiadanie się podoba.
Zaskoczyłaś mnie z tym Snape'em. Zawsze wydawało mi się, że właśnie za dużo w nim emocji, a tu proszę.
Mam nadzieję, że licencjat nie ucierpi za bardzo :)
PS. Między innymi dzięki Tobie miałam wenę na skończenie następnego rozdziału, który pojawi się już niedługo. Dziękuję jeszcze raz!
Pozdrawiam
Stwierdzam ogromny talent. Muszę przyznać, że uzależniłam się od tych rozdziałów, także jak nie napiszesz następnego to będziesz miała człowieka na sumieniu... Laska!!! Pisz, pisz, bo jesteś wspaniała, aczkolwiek jedna uwaga: tĘ kurwĘ, tĘ dziewczynĘ, tĘ kawĘ, więc do każdego wyrazu zakańczającego się na 'ę' dopasowujemy zaimek z końcówkę 'ę'. (tak samo będzie z 'ą'). Weny, kochana!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie, że wspomniałaś o Narcyzie, bo już myślałam, że o niej zapomniałaś. Widzę, że babeczka wróciła do domu, mimo że niedawno jeszcze nocowała w gabinecie Snape'a. Ciekawa jestem, jak jej losy się potoczyły, kiedy wróciła do domu. Skoro piszesz, że Narcyza doskonale wie, jaki Lucjusz jest, kiedy torturuje, to oznacza, że sama przeżyła jego tortury? Powiem Ci szczerze, że jak lubię u Ciebie relacje Snape'a i Narcyzy, tak relacje Narcyzy i Lucjusza kompletnie mi nie pasują. On bardzo kochał swoją żonę, już Ci o tym pisałam, a ta nagła zmiana, której w żaden sposób nie uzasadniłaś, bardzo mi tu bruździ. Nie mówię, że trzeba iść zawsze zgodnie z kanonem, bo wtedy nie byłoby sensu pisać fanfików, ale jeśli już chce się coś zmienić, dobrze byłoby to chociaż raz i porządnie uzasadnić. :)
OdpowiedzUsuńInteresująca jest tajemnicza postać Jeanne. To jakaś Twoja OC, co bardzo mi się podoba, bo tworzone przez autorów postacie mogą fajnie wpłynąć na fabułę, ba, mogą być doskonałym wytłumaczeniem zmian, które autor czasami dokonuje w charakterach postaci kanonicznych.
Krwista dłoń nie brzmi dobrze, bo pierwsze, co przychodzi na myśl, to zakrwawiona ręka Ginny, która ląduje na policzku Deana i odciska na nim ten krwisty ślad. Przypuszczam, że raczej tak nie było. Jeśli koniecznie chciałaś użyć takiego urozmaicenia, wystarczył ,,krwistoczerwony ślad dłoni". :)
I kto by pomyślał, że Ginny jest taka słaba. Podoba mi się, jak opisujesz jej odpały. Sama raczej bym się nie porwała na taką kreację tej postaci, bo to wygląda nieco abstrakcyjnie, ale w końcu Ty bardzo odbiegasz od kanonu, więc takie przedstawienie Ginny wcale tak bardzo się od fabuły nie odznacza.
O, i wspominasz o Wszy. Ty albo zalewasz (trochę z dupy, bo to wspomnienie o Wszy właśnie takie było) rozdział ciekawostkami z kanonu, albo całkowicie je pomijasz. Powinnaś to raczej rozłożyć. Miałaś pełno beznadziejnych zapychaczy, w miejsce których spokojnie możesz włożyć próby reaktywacji Wszy, kontakty z Neville'em czy inne. I wtedy i Ty masz w logiczny sposób zapełnione luki między akcją a akcją, i Czytelnik się nie irytuje, bo wie, że Twoi bohaterowie poza imionami i nazwiskami mają jakiś związek z tymi kanonicznymi.
Trochę mi to śmierdzi, że Snape wpadł do Lucjusza tylko po to, żeby się mogli poprzerzucać ripostami. Ta scena jest zdecydowanie zbyt krótka. Jeśli nie chciało Ci się na siłę ciągnąć tego fragmentu, mogłaś po prostu napisać, że Snape przez jakiś czas już tam siedzi, nie musiałaś opisywać poprzedniej rozmowy (albo późniejszej), wystarczyłby wtedy ten fragment. Taka szarpanina bohaterów jest nienaturalna, zwłaszcza dla bohaterów pokroju Snape'a, którzy cenią siebie i swój czas. Może Neville by się na takie coś zgodził, ale Snape? Wątpię. Nie trzeba opisywać wszystkiego, ale wystarczy przemyśleć, co by było dla danej postaci naturalne. I wtedy stosować takie małe triki, oszukaństwa. Narrator trzecioosobowy ma o tyle łatwiej, że prędzej mu ujdzie pomijanie niektórych sytuacji i opisywanie ich w kilku słowach. Gdybyś pisała w pierwszej osobie z perspektywy Snape'a, byłoby z tym gorzej, ale też jest to oczywiście do obejścia. :)
Fajnie, że wspomniałaś o rodzinie Snape'a. Bardzo często się to pomija, a przecież Snape musiał często myśleć o swoich rodzicach, bo patologia, w której się wychował, bardzo na niego wpłynęła.
Lucjusz bijący Narcyzę? Jestem na nie.
No! Ale nareszcie coś idzie nie po myśli Snape'a. Jeanne jako Mistrzyni Legilimencji (tak ją nazwę) jest zagrożeniem dla Snape'a i Zakonników, no, może w końcu ten okropny zastój (bo, sory, ale te wydarzenia u Ciebie wojny nie przypominają, choć piszesz, że wojna jednak trwa) się ruszy i coś zacznie się dziać. Aj kent łejt.
Voldemort zabił Bellatriks? ZABIŁ JĄ? Bo Snape wcisnął mu kit? Przecież Voldemort jest mistrzem w swoim fachu, nie miałby żadnego problemu z tym, żeby wydobyć ze Snape'a, Belli czy innego śmierciożercy prawdy. Snape'owi ufał tylko dlatego, że ten zawsze perfekcyjnie mu kłamał, ale Twój Snape... Wybacz, nie jest Ojcem Kłamstwa. Voldek przejrzałby go w sekundę, ale nie, lepiej było zabić Bellę i znów ułatwić Snape'owi działanie. Gdyby to chociaż był powód! Nie pamiętasz, jak Voldemort zachowywał się po śmierci Bellatriks? Wpadł w rozkurwisty szał, a Ty zmuszasz go do zabicia swojej ukochanej sługi przez taką pierdołę.
OdpowiedzUsuńZ tego, co pamiętam, to Lily zmieniła Snape'a, nie Dumbledore. Ale co ja tam wiem.
Jeśli już wstawiasz jakąś retrospekcję, warto byłoby ją oddzielić jakimś akapitem.
I po co ta dyrektor McGonagall? Jest w Hogwarcie kilku dyrektorów, że trzeba zaznaczyć, o którego dyrektora (lub dyrektorkę) chodzi? Wystarczy ,,pani dyrektor prosi".
Mam problem z jedną rzeczą: Snape nie miał problemu, żeby wysłać jej liścik, w którym namawiał ją do przyjęcia posady nauczycielki, ale już musi ją nachodzić, żeby jej powiedzieć o kolejnych zajęciach. Nie mógł wysłać jej wiadomości? Albo użyć kominka (jak Syriusz)? Albo najlepiej zrobić plan zajęć i dać Hermionie? Każdy nauczyciel ma jakiś stały plan, więc Hermiona też powinna go dostać.
Gwałt na Narcyzie. Po stokroć nie.
Ale Snape nareszcie przypomniał Hermionie, że wszechświat nie kręci się tylko dookoła niej. Dobrze by było, gdybyś i Ty o tym pamiętała, bo za dużo jest tego niepotrzebnego wpadania Snape'a na Granger (i odwrotnie), choć idzie Ci coraz lepiej i powoli wprowadzasz nowe wątki.
Serio? Serio? Dwóch nauczycieli tak gównianego przedmiotu, którego praktycznie żaden student nie kontynuuje po piątym roku? Po co? Gdyby to była jakaś transmutacja czy obrona przed czarną magią, gdzie zawsze są tłumy - jasne i zrozumiałe. Ale historia magii? Już chyba zajęcia Hagrida są mniej oblegane.
Skąd Ci przyszło do głowy, że Narcyza ma czarno białe włosy?
Szkoda, że przygoda z Jeanne tak szybko się skończyła. A może to nie ona padła martwa, ale Lucjusz? Może Narcyza jest silniejsza, niż ją przedstawiasz, i w końcu postanowiła postawić się mężowi?
Podoba mi się, jak opisujesz książkowy świat Hermiony, jak ciągle o tym wspominasz. To bardzo kanoniczne. :) Ale trochę jestem niepocieszona tą płytką kreacją Rona, jakoby był tylko takim przygłupem McLaggenem, a przecież Ron został naprawdę fajnie zrobiony. Był na swój sposób inteligentny, sprytny, przyjacielski, miał specyficzne poczucie humoru... Owszem, może był trochę prostakiem, ale robienie z niego pustaka interesującego się wyłącznie sportem... To nie przejdzie.
No. I właśnie w takiej sytuacji Snape mógł zaproponować Hermionie przejście na ,,ty". Teraz jestem pocieszona, gdyby tylko wymazać te pierdyliard wcześniejszych podobnych propozycji. :)
OdpowiedzUsuńDobra jest ta scena z książką, a potem z Patronusem Narcyzy. Jestem w stanie przyjąć, że kobieta mogła go wyczarować, bo nie była śmierciożercą. I ciekawa jestem, cóż to za straszna sytuacja, która przerwała Snape'owi miłe sam na sam z Hermioną.
Szkoda, że Narcyza tak szybko odpuściła sobie Dracona. A jej ucieczka do Weasleyów wydaje mi się całkiem... znośna. Myślałam, że może Snape postara się ją ukryć w swoim rodzinnym domu albo coś, ale takie połączenie sił też jest okej. No i fakt, Weasleyowie są jej coś winni.
Zaraz, ten rozdział jest zbetowany? Doceniam dobre chęci Natalii, ale radziłabym Ci poszukać bety z prawdziwego zdarzenia. Piszesz też coraz dłuższe rozdziały, muszę się trochę streszczać z komentowaniem, bo jak tak dalej pójdzie, epilog będę komentować cały dzień. xD