sobota, 28 stycznia 2017

PAMIĘĆ ŁZY

Przedstawiam, zgodnie z obietnicą reaktywacji, małą miniaturkę. Przyjmijcie i wybaczcie.

Severus, Hermiona, słodko-gorzko.


 — Och, Ginny, wyglądasz olśniewająco — stwierdziła Molly Weasley, kiedy rude, poskręcane loki zafalowały wokół nagich ramion Ginny, a rozłożysta biała suknia zawirowała pod wpływem jej ruchów.
— Mówiłam, że to suknia do której się urodziłaś — dodała Jean Granger, zerkając z ukosa na swoją córkę. Hermiona siedziała po turecku na łóżku w sypialni przyjaciółki i podziwiała bez słowa jej urodę, podkreśloną delikatnym, dziewczęcym makijażem i piękną, subtelnie ozdobioną suknię ślubną.
— Jean, nadal nie wiem jak ci dziękować za tak wspaniały gest — powiedziała wzruszona Molly i objęła matkę Hermiony, która zaśmiała się rozbrajająco.
— Uznajcie to za prezent ślubny. Po wszystkim, co zrobiłyście dla Hermiony, chociaż w ten sposób możemy wam się odwdzięczyć.
— Och, drobiazg, kochana. Poradzicie sobie, dziewczynki? Muszę jeszcze sprawdzić jak wygląda namiot — stwierdziła rudowłosa gospodyni z wypiekami na piegowatych policzkach, na odchodnym przytulając swoją córkę. — Jestem taka dumna, córeczko!
— Mamo! — jęknęła cicho Ginny. — Udusisz mnie!
— Wybacz. Jestem taka podekscytowana! — szepnęła Molly. Jean wsunęła swoje szczupłe ramię pod rękę Molly i powiedziała:
— Chodź, pomożemy panom. Niech dziewczyny zaczerpną oddechu przed ceremonią.
Kiedy drzwi się zamknęły, Ginny jeszcze raz okręciła się wokół własnej osi, a świst materiału przerwał ciszę.
— A ty? Jeszcze nie gotowa? — spytała zatrzymując się gwałtownie. Spojrzała na Hermionę, która opierała się o ścianę i w ciszy przeglądała Proroka.
— Ginny, to twój wielki dzień — odparła rozbawiona Granger. — Nikt nie będzie zwracał uwagi na mnie, tylko na ciebie.
— Co nie znaczy, że nie masz ładnie wyglądać — mruknęła Ginny i położyła dłonie wojowniczo na talii. Hermiona zdążyła poznać już ją na tyle, że wiedziała, co znaczy ten gest. Mały uparciuch, który teraz przypominał bardziej dorosłą kobietę niż dziecko, był gotowy, aby spełnić swe groźby. — Chodź, zrobimy coś z tymi włosami.
— Naprawdę… — zaczęła sceptycznie Hermiona, ale przyjaciółka przerwała jej machnięciem ręki. Zrezygnowana dziewczyna wstała i podeszła do okna, siadając na małym krzesełku twarzą do światła.
— Cóż. Myślę, że możemy zrobić z ciebie człowieka — mruknęła do siebie Ginny, uśmiechając się łagodnie, kiedy dostrzegła spojrzenie Hermiony. — Nie marszcz brwi. Zmarszczki to najgorsza rzecz, jakiej możesz nabawić się w tak młodym wieku.
— Czuje się w pełni usatysfakcjonowana…
— … z tego jak wyglądam, mimo że wyglądam jak bezdomny — dokończyła za nią Ginewra. — Wiem. Słyszałam ten tekst wiele razy.
— Twój upór nie zna granic? — spytała zadziornie Hermiona, a przyjaciółka posłała jej rozbawione spojrzenie. Westchnęła i pozwoliła, aby dziewczyna wyprostowała jej włosy zaklęciem i ułożyła je na plecach, lekko podkręcając końce. — Hermiona… Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać…
— Więc nie zaczynaj tematu — przerwała jej szybko Granger, natychmiast się reflektując. Odwróciła się i spojrzała na Ginny, w której oczach widziała niepokój i troskę, której tak bardzo teraz nie chciała. — Nie dzisiaj, proszę. Nie psuj sobie własnego ślubu.
— Nie mogę patrzeć, jak cierpisz — szepnęła Ginny, dotykając lekko ramienia przyjaciółki.
— Cierpię, Ginny, bo próbujesz zrobić ze mnie pajaca, którym nie jestem.
Weasleyówna zamknęła oczy, wzdychając głośno. Kiedy starsza gryfonka odwróciła się do niej tyłem kontynuowała układanie jej włosów, nie mogąc wyprzeć z siebie myśli o Hermionie. Próbowała udawać twardą, ale jej zachowanie widział każdy. Z ponurą miną przesiadywała na łóżku, studiując w kółko te same księgi i ściskając wiszący na szyi delikatny naszyjnik w kształcie łzy. Paradoksem całej sytuacji był fakt, że człowiek, który go jej podarował, powodował jej płacz. Ilekroć Hermiona zostawała sama.
— Sukienka — mruknęła Ginny, kiedy loki Panny-Wiem-To-Wszystko łagodnie spływały po jej plecach. Podeszła do szafy, gdzie na drugich drzwiach wisiała przygotowana suknia druhny i uśmiechnęła się. — Będziesz wyglądasz cudownie.
— Obyś mogła powiedzieć to samo o namiocie — odparła Hermiona, zerkając za okno i uśmiechając się wesoło. — Ron chyba wciąż ma problemy z ręką.
— Albo po prostu chce mi zepsuć ślub — warknęła Ginny, a kiedy wyłapała spojrzenie przyjaciółki, uśmiechnęła się. — Przebierz się. Zaraz zaczną się schodzić goście. Ja muszę… ściągnąć… Muszę… — zaczęła niemal płaczliwym głosem, zarzucając ręce do tyłu i rozpaczliwie podejmując próby rozwiązania gorsetu.
— Daj — powiedziała ze śmiechem Hermiona. — Pomogę ci.
— Nie wiem jak ja wytrzymam te godziny — sapnęła Ginny, kiedy poczuła przyjemne rozluźnienie wiązań. — Jak ja mam sikać z tymi wszystkimi warstwami na sobie?
Hermiona wzruszyła ramionami, z rozbawieniem obserwując jak jęcząca wciąż Ginny ostrożnie zdejmuje suknię i w samej bieliźnie wybiega z pokoju. Kiedy została sama uśmiech spełzł z jej ust, a wzrok skierował się na zwiewną, liliową sukienkę na ramiączkach. Przejechała dłonią po delikatnym materiale, który przepłynął przez jej palce. Severus zawsze powtarzał, że w tym kolorze jest jej do twarzy. Na wspomnienie mężczyzny w jej oczach znów pojawiły się łzy. Nie, zbeształa się. Nie dzisiaj. Dla Ginny. Obiecała przyjaciółce siłę i zamierzała wywiązać się z obietnicy. Mimo iż na każdą myśl o Severusie jej serce ściskało się, a żołądek podchodził do gardła.
Wojna przyniosła wiele strat. Każdy z nich stracił coś, za czym po dziś dzień tęsknił. Harry na długo pogrążył się w szaleństwie, które zostało wywołane utratą części duszy. Uzdrowiciele stwierdzili zgodnie, że latami pasożytująca na chłopaku część duszy Voldemorta uszkodziła go na zawsze. Odzyskał trzeźwe myślenie głównie dzięki wsparciu przyjaciół i rodziny, a także Ginewry. Dziewczyna nie przestała kochać go nawet wtedy, kiedy targnął się w amoku na jej życie. Została, wiernie czuwając i czekając, aż w końcu dojdzie do siebie.
Klątwa, która trafiła podczas wojny w Rona nieodwracalnie uszkodziła mu nerwy. Chłopak miesiącami zmagał się z drżeniem, które złagodzono eliksirami i rehabilitacją, niestety nie odzyskał sprawności. Prawdopodobnie nigdy nie odzyska. Przeżył również dotkliwie zmianę Lavender, którą kochał całym sercem, mimo przeszkód, jakie stanęły na ich drodze. Dziewczyna odrzuciła go — nie chciała, aby marnował sobie życie z wilkołakiem. Ron mimo ciężkiego stanu spędził ponad rok na pomocy dziewczynie, krzycząc jej prosto w twarz, że nigdy w życiu jej nie zostawi. Wtedy do Hermiony dotarło, że upór Weasleyowie mają w genach.
Niestety jej tego uporu zabrakło. Kiedy na wojnie zobaczyła ciało Severusa, leżące na zakrwawionych deskach Wrzeszczącej Chaty, coś w niej pękło. Całe uczucie, które do niego żywiła przelała w jeden, przeciągły wrzask rozpaczy. Wywołała jakiś potężny urok, którego nigdy wcześniej nie znała i potem miesiącami płakała przy łóżku Severusa, który zapadł w śpiączkę. Rzuciła się w wir pracy, studiując wiedzę o klątwach, czarach i urokach — bezskutecznie. Była gotowa zrobić wszystko, żeby znaleźć odpowiedź. Odwiedziła norweskiego czarodzieja, który po błaganiach i ostrych argumentach zgodził się zobaczyć jej ukochanego — bezskutecznie. A kiedy już myślała, że wszystko wyszło na prostą, kiedy Severus pewnego dnia po prostu otworzył oczy — nie pamiętał jej.
— Córeczko. — Hermiona wyrwała się z zamyślenia i ze łzami w oczach odwróciła się w stronę drzwi. Jej mama patrzyła na jej zbolałą minę z niepokojem, a kiedy dziewczyna gwałtownie wytarła oczy, powiedziała: — Nie trzyj. Płacz jest dobry. Oczyszcza.
— Płacz nic nie daje — odparła sucho Hermiona. — Co się stało z namiotem?
— Nie zmieniaj tematu — poprosiła łagodnie Jean. Podeszła do córki i objęła ją delikatnie, a dziewczyna czując ciepło matczynego ciała, po prostu mu się poddała. Nigdy nie umiała z tym walczyć. — Próbowałaś z nim porozmawiać?
— Z nim się nie da rozmawiać, mamo — zaśmiała się przez łzy dziewczyna. — Nie znam bardziej zamkniętego w sobie mężczyzny.
— A jednak raz udało ci się do niego dotrzeć — stwierdziła Jean, wycierając delikatnym ruchem zaczerwieniony policzek córki. — Może mogłabyś…
— Mamo, proszę. — Hermiona uśmiechnęła się do matki z prośbą, na którą Jean zdecydowała się przystać. Skinęła głową i wyciągnęła ręce po sukienkę, podając ją dziewczynie.
— W porządku. W takim razie ubierz się. Poczekam na ciebie na dole.
— Hermiona jest coś o czym… — Półnaga Ginny wpadła do sypialni i zatrzymała się gwałtownie, widząc mamę swojej przyjaciółki. Oblała się szkarłatnym rumieńcem i uśmiechnęła się szeroko. — Przepraszam. Rozmawiałyście.
— Właśnie mówiłam Hermionie, że czas najwyższy zrobić coś z jej twarzą — stwierdziła kobieta, mrugając porozumiewawczo do córki, która wywróciła oczami.
— Moja twarz jest w porządku.
— Ale może być jeszcze bardziej w porządku — dodała Jean i uszczypnęła lekko jej policzek. — Pimpusiu.
— Mamo! — syknęła Hermiona, a Ginny zaniosła się śmiechem. Matka starszej dziewczyny uśmiechnęła się tylko i wyszła z pokoju, zostawiając dziewczyny całe czerwone. Hermionę ze wstydu, a Ginny ze śmiechu. — Przymknij się, bo nie dożyjesz własnego ślubu.
— Kiedy to przezwisko bardzo ci pasuje. — W oczach Ginny mignęła iskierka złośliwości. — Pimpusiu.
— Ginewro Molly Weasley…
— Tylko nie Ginewro! — powiedziała ostro Ginny, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, dziewczyny uśmiechnęły się do siebie. — Dobra, chodź, zobaczymy co da się zrobić z twoją twarzą.
— Wspomnij komuś o tym przezwisku, to zobaczysz co da się zrobić z twoją — warknęła Hermiona. — I uprzedzam…
— Nie będzie to coś, co chciałabym widzieć? — spytała kpiąco Ginny.
— Mama zawsze mówiła tak do mnie, kiedy chciała się ze mną drażnić. Wiedziała, że go nienawidzę.
— Nigdy nie mówiłaś, że twoja mama jest taką super babką — stwierdziła całkiem poważnie Ginny, kiedy Hermiona znów siedziała na krzesełku pod oknem, a przyjaciółka odprawiała nad nią złowieszcze czary.
— Nigdy nie pytałaś — odparła Granger, wzruszając ramionami.
Kiedy ciemnobrązowe oczy Hermiony zostały lekko podkreślone, a cera przestała wyglądać jak wysuszony pergamin, dziewczyny ubrały swoje kreacje. Z każdą minutą Ginny drżała coraz mocniej, a Hermiona musiała uspokajać ją, próbując jednocześnie zawiązać na nowo sznurowania gorsetu. Kiedy przyszykowane stały pod oknem i nerwowo obserwowały zbiorowisko na dole, pani Weasley znów pojawiła się w pokoju dziewcząt.
— Hermiono, zejdź do nas na dół. Ginny, tata przyjdzie po ciebie za momencik.
— Nie zostawiaj mnie — jęknęła młoda panna młoda. W jej oczach pojawiło się przerażenie i strach, więc Hermiona uśmiechnęła się do niej pocieszająco.
— Spotkamy się za chwilę. Ginny. — Rudowłosa dziewczyna spojrzał na przyjaciółkę. — Jesteś najpiękniejszą panną młodą na całym świecie.
Ginny objęła Hermionę tak mocno, że na chwilę obie stracił dech w piersiach. Uśmiechnęły się jednak, wiedząc, że ten dzień będzie najważniejszym dniem w ich życiach. Marzenie młodej Weasleyówny spełniło się, a starsza gryfonka cieszyła się szczęściem przyjaciółki tak bardzo, jakby sama wychodziła za mąż.
Molly i Hermiona zeszły do kuchni, gdzie czekała na nie Jean — w idealnie skrojonej, granatowej sukience do kolan — i tata Hermiony, Chris, wciśnięty w prosty, czarny garnitur.
— Pięknie wyglądasz, kochanie — powiedział, kiedy dziewczyna mocno go uściskała i pocałował ją w policzek. Dziewczyna zarumieniła się i spojrzała na rodziców, czując uścisk w sercu. Tak bardzo brakowało jej ich obecności przez ten rok, kiedy próbowała wyśledzić ich położenie w Australii. Tak bardzo pragnęła, aby zaklęcie przywracające im pamięć się udało. I tak bardzo pragnęła, aby wybaczyli jej decyzję, którą podjęła. Grangerowie okazali się wyrozumiali, chociaż nie umieli ukryć swej złości, która przeszła im po wylewnych przeprosinach córki.
Do tej pory Hermiona nie spodziewała się również, że jej rodzice będą umieli pomóc jej w sprawach sercowych. Kiedy dowiedzieli się, że ukochany ich córki leży w śpiączce pomagali jej i wspierali całym sercem. Pan Granger oczywiście nie był zadowolony, kiedy okazało się, że mężczyzna jest tylko kilka lat od niego młodszy, ale Jean wyperswadowała mu, że miłość to miłość i nie ma żadnych ograniczeń. Oboje pomogli Hermionie przebrnąć przez ciężkie czasy rozpaczy, kiedy Severus Snape stracił kompletnie pamięć o ich córce.
— Mogę? — spytał ojciec Hermiony, wyciągając ku niej ramię, a rozbawiona dziewczyna przyjęła je z uśmiechem. Jean objęła męża z drugiej strony i w trójkę wyszli na taras, z którego rozpościerał się widok na cały ogród.
Hermiona przyznała w duchu, że rzeczywiście wyglądał jak z bajki. Białe krzesła porozstawiane były wszędzie, tworząc małe skupiska wokół stołów, zastawionych piękną, odświętną porcelaną i szkłem. Namiot przyozdobiły baloniki i serpentyny, wirujące wokół własnych osi. Łuk weselny ustawiono z boku, a ścieżka ułożona z polnych kwiatów prowadziła prosto do miejsca, gdzie za chwilę Harry i Ginny mieli stać się małżeństwem.
Ojciec poprowadził kobiety w stronę właśnie tego miejsca, gdzie gromadkami zebrali się goście. Widząc druhnę panny młodej Kingsley Shackelbolt dał znać gościom, aby ustawili się po dwóch stronach, tworząc przejście dokładnie pomiędzy nimi. Hermiona posłała rodzicom uśmiech i krocząc spokojnie między gośćmi, dotarła do pana młodego.
— Och, Harry — westchnęła, kiedy przyjaciel mocno objął jej talię. — Tak bardzo się cieszę!
— Ja też, Hermiono — przyznał drżącym tonem chłopak i odsunął się o krok. — Boję się, że zapomnę przemowę.
— Daj spokój, ćwiczyłeś ją cały tydzień — pocieszyła go Hermiona i spojrzała na Rona, który nieco zaciągającym krokiem szedł ku nim.
— Wielki d-dzień, co? — spytał z krzywym uśmiechem, który był pozostałością po upiornej klątwie. Podobnie jak wada wymowy, która w odczuciu Lavender ponoć tylko dodała mu uroku.
— Koniec z wypadami do Trzech Mioteł — mruknął Harry, ale widać było, że zupełnie nie będzie mu tego brakowało.
— T-trudno. Będę zab-bierał Hermionę — zaśmiał się Ron. Hermiona, która przypatrywała się gościom nieco nieobecnym wzrokiem spojrzała na przyjaciela z uniesioną brwią.
— Mnie? Od kiedy, Ronald, uważasz mnie za dobre towarzystwo do picia i rozmów o Quidditchu? — Cała trójka zaśmiała się, a Ron dodał:
— Jak się n-nie ma co się lu-ubi, to się lubi co się ma…
Jego słowa zagłuszył dźwięk melodii, którą Ginny wybrała na otwarcie ceremonii. Wszyscy goście zamilkli jak zaklęci, kiedy panna młoda w towarzystwie swego ojca — ubranego w schludny, skrojony garnitur i piękną, kraciastą muszkę — pojawiła się na tarasie.
Harry na moment zapomniał jak się oddycha. Patrząc na ukochaną nie umiał posiąść się ze szczęścia. Suknia w blasku słońca mieniła się pięknymi odblaskami w kolorach tęczy, a w oczach wielu zebranych pojawiły się łzy wzruszenia.
— Czy ty, Harry Jamesie Potterze bierzesz sobie tę oto Ginewrę Molly Weasley za żonę? — spytał spokojnym tonem Kingsley, chociaż w jego oczach dało się zobaczyć dumę. Harry osobiście poprosił go, aby jako Minister Magii udzielił im błogosławieństwa, a z racji, że mężczyzna sporo pomógł mu po ukończeniu szkoły, Potter traktował go jak swojego mentora.
— Biorę. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że dostąpię zaszczytu wzięcia za żonę kobiety jednocześnie pięknej i mądrej, która w dodatku posiada serce tak wielkie, że nie jestem w stanie tego zrozumieć. Ginny… — Harry spojrzał na rudowłosą dziewczynę, w której oczach zalśniły łzy i przełknął ślinę. — Jesteś spełnieniem wszystkich moich marzeń. Dałaś mi dom, którego nigdy nie miałem i miłość, której potrzebowałem. Oraz rodzinę, o której zawsze marzyłem. Chcę móc odwdzięczać ci się za to do końca moich dni.
Wsunął cienką, złotą obrączkę na palec Ginny, która na moment przestała oddychać.
— A czy ty, Ginewro Molly Weasley, bierzesz sobie tego oto Harry’ego Jamesa Pottera za męża?
— Tak — szepnęła wzruszona dziewczyna. — Tak, Harry. Bycie dla ciebie wsparciem i możliwość opiekowania się tobą, kiedy tego potrzebowałeś… Możliwość kochania cię, nawet z daleka… Zawsze była, jest i będzie czymś, co cenię w życiu najbardziej. I pragnę móc odwdzięczać ci się za twoją miłość do końca swoich dni.
— Harry, Ginewro — Kingsley spojrzał na młodą parę — podajcie mi swoje dłonie.
Złota, magiczna wstęga wyfrunęła wysoko w powietrze, a w trakcie mowy Kingsleya, opadła w dół i owinęła się wokół splecionych dłoni małżonków, zostawiając za sobą białą, skrzącą się mgiełkę, która splotła ich życia.
— Cieszcie się każdym dniem. Wielbcie to, co dostajecie od życia i udowadniajcie siłę swej miłości od dziś, póki śmierć was nie rozłączy.
— Póki śmierć nas nie rozłączy — odpowiedzieli wspólnie młodzi.
— Ogłaszam was mężem i żoną.
Pocałunek, wiwaty i oklaski trwały tak długo, że Hermiona poczuła jak jej policzki drętwieją od uśmiechania się. Gościom wciąż było mało i wołali „Gorzko!” tak długo, aż para młoda nie mogła w końcu zaczerpnąć tchu.
— Zapraszamy na wesele! — krzyknął pan Weasley, którego oczy lekko się zaświeciły. Goście wciąż krzykami wiwatując na część państwa Potterów zaczęli przemieszczać się w kierunku namiotu, a każdy zajmował miejsce, które było mu przypisane. Kelnerzy krążący pomiędzy nimi zaczęli rozdawać szampana, a wielki stół pełen kieliszków zaczął samoistnie się napełniać, dzięki czemu nikomu nie zabrakło alkoholu.
Hermiona rozejrzała się w poszukiwaniu rodziców i nagle jej szeroki uśmiech zastygł, podobnie jak całe jej ciało. Przy bocznej ścianie namiotu, oparty o jeden z magicznych wsporników, stał jak gdyby nigdy nic Severus Snape.
— Przepraszam — bąknęła dziewczyna, kiedy jakaś czarownica potrąciła ją lekko ramieniem i dosłownie na moment odwróciła się w jej stronę. Kiedy przerażona zerknęła w narożnik, mężczyzny już nie było.
Wariuję, pomyślała. Potrząsnęła głową i ścisnęła mocniej kieliszek z szampanem, szukając wzrokiem rodziców. Siedzieli przy stoliku bliżej parkietu, gdzie rozanieleni Harry i Ginny przyjmowali życzenia od gości. Jean zauważyła córkę i pomachała jej energicznie.
— Chyba zwariowałam — mruknęła do siebie, a matka spojrzała na nią zdziwiona.
— O czym mówisz?
— Widziałam go — szepnęła z szalejącym sercem Hermiona, a jej rodzicielka najpierw uniosła brwi, a potem rozglądnęła się po sali.
— Może zwyczajnie odpowiedział na zaproszenie… — zaczęła ostrożnie, chcąc uspokoić córkę.
— On nienawidzi imprez — wtrąciła młoda czarownica.
— Może tym razem zrobił wyjątek.
— A może ja po prostu tracę zmysły. Był taki żywy, taki… realny… — Hermiona nie wiedziała co się z nią dzieje. Myślała, że wyleczyła się z uczucia do Snape’a, ale najwyraźniej to było silniejsze. Ukryło się głęboko na dnie, maskując się hardością i odwagą, czekając tylko na właściwy moment.
— Nie zwariowałaś, kochanie — pocieszyła ją Jean. — Ty po prostu za nim tęsknisz.
Kobieta sama zaskoczona była łatwością, z jaką przyszło jej wypowiedzieć te słowa. Tłumacząc mężowi, że wiek Severusa Snape’a nie gra roli sama nie była do tego przekonana. Jej racjonalny umysł podpowiadał, że taki mężczyzna prędzej zapewni jedynej córce Grangerów bezpieczeństwo i stateczność, jednak serce podpowiadało coś zgoła innego. Choć nigdy nie dane jej było porozmawiać z mężczyzną, od Hermiony wiedziała jakim człowiekiem był. Molly również wyraziła na jego temat swe zdanie. A informacja o jego poczynaniach podwójnego agenta sprawiła, że pani Granger kompletnie nie wiedziała, co myśleć. Tyle sprzeczności w stosunku do jednego człowieka…
— Uściskam Ginny i Harry’ego.
— Dobrze. Chris, przyniesiesz mi jakiegoś drinka? — poprosiła kobieta, spoglądając na oddalającą się pospiesznie córkę. Tak bardzo pragnęła jej szczęścia, że niemal miała nadzieję, że Severus rzeczywiście pojawił się na przyjęciu.
— Gratuluję — szepnęła ze łzami Hermiona, kiedy udało jej dopchać do przyjaciół. Uściskała ich obydwoje, wkładając w to wiele uczucia i za nim nie miała ochoty ich puszczać. — Jestem z was taka dumna.
— Och, Hermiono, jestem taka szczęśliwa! — pisnęła do jej ucha Ginny, a w jej oczach wciąż świeciły się łzy. Przyjaciółka pogładziła jej twarz, uśmiechając się łagodnie. — To najwspanialszy dzień w moim życiu!
Impreza kręciła się w najlepsze, a goście coraz bardziej podchmieleni bawili się znakomicie. Molly Weasley jeszcze nigdy nie wydawała się tak szczęśliwa, a swoją miłość w czasie, kiedy nie okazywała jej parze młodej, przelewała na swoją synową, Fleur Weasley. Będąca w piątym miesiącu ciąży francuska piękność trzymała się blisko swojego męża, który akurat bawił się z Charliem, śmiejąc się w głos i żartując. Pozwalała swojej teściowej gładzić widoczny już brzuszek, a Hermiona i Ginny zalewały się łzami, widząc jej zbolałą minę, kiedy po raz kolejny pani Weasley zachwalała jej urodę do którejś z kolei ciotki.
— Mogę? — Pan Granger skłonił się po dżentelmeńsku i zaprosił do tańca swoją córkę, która obserwowała właśnie tańczącą parę młodą.
— Jasne, tato — odparła Hermiona, uśmiechając się lekko. Dała poprowadzić się na parkiet i zaczęła wirować w tańcu z ojcem, który okazał się zaskakująco kiepskim tancerzem. Zaśmiała się, kiedy drugi raz wdepnął w jej nogę.
— Ciesz się, że nie widziałaś nagrania z naszego ślubu — mruknął złowrogo, puszczając oczko do Hermiony. — Twoja matka była wściekła, że dwa tygodnie lekcji tańca nie dały żadnego rezultatu.
— Nie opowiadaj bzdur, tato, tańczysz… fantastycznie! — dodała szybko, widząc zmrużone oczy ojca. Zaśmiał się i obrócił ją pod ręką, a jej sukienka zawirowała pod wpływem tego ruchu.
— Na pewno nie masz tego po mnie — zażartował.
— Chciałabym kiedyś zobaczyć to nagranie.
— Po. Moim. Trupie.
— Mama z pewnością mi je pokaże, jak ją o to poproszę — stwierdziła z przekąsem Hermiona, czując jak mężczyzna znów ją odpycha i zmusza gładkim ruchem ręki do obrotu wokół własnej osi. W migającym obrazie dostrzegła znajomą sylwetkę i potknęła się o niefortunnie wystawioną nogę ojca. Wpadła na niego, natychmiast spoglądając za siebie. Severus stał przy wyjściu z namiotu i przyglądał się towarzystwu, zawieszając wzrok na dziewczynie, która teraz z otwartymi do połowy ustami wpatrywała się w niego z przerażeniem.
— Hermiona? — Głos ojca przywołał ją na ziemię. Przyszedł, pomyślała. Cuda jednak się zdarzają. — Wszystko gra?
— Hmm?
Ojciec podążył wzrokiem za spojrzeniem córki i uniósł brew, kiedy zobaczył Severusa Snape’a. Zmarszczył brwi, kiedy spostrzegł na twarzy córki szok i zmieszanie, ale kiedy Hermiona wczepiła się w niego mocno i kontynuowała taniec, odchrząknął. Nie podobało mu się to, że wybranek jego jedynaczki był niemal w jego wieku, ale już dawno został zmuszony dostosować się do decyzji córki, która przecież była dorosłą, odpowiedzialną osobą.
— Słuchaj — zaczął poważniej Chris, obejmując córkę mocno i zwalniając kroku. Chciał zająć jej myśli, bo widział, jak bardzo pojawienie się mężczyzny zadziałało na dziewczynę. — Tak sobie pomyśleliśmy, że może przydałyby ci się wakacje. Co ty na to? Dwa tygodnie we Włoszech dobrze ci zrobią.
— Tato — przerwała mu Hermiona, ale mężczyzna zmarszczył brwi dokładnie w taki sposób, w jaki dziewczyna robiła to za każdym razem, kiedy chciała komuś uświadomić swoją rację.
— Zawsze marzyłaś, żeby zobaczyć Rzym. Florencję — dodał wymownie się uśmiechając. — Wenecję.
— Niczego od was nie przyjmę! — żachnęła się dziewczyna, ukradkiem zerkając przez jego ramię.
— Za późno. Matka już zrobiła rezerwację.
Hermiona odsunęła się na krok, patrząc na ojca oskarżycielskim tonem.
— Wiesz, że nienawidzę prezentów, zwłaszcza drogich.
— Drogich? — prychnął pan Granger i przyciągnął do siebie córkę, okręcając się z nią w miejscu. — Najbardziej obskurna dzielnica na obrzeżach, opuszczony hotel, pełno robactwa, w ogóle rudera jakiej nigdy nie widziałaś…
Jego rozbawiony ton zniszczył całe misterne przedstawienie, a widząc uniesioną brew Hermiony, mężczyzna westchnął teatralnie.
— I tak nie masz wiele do gadania.
— Zupełnie, jakby wciąż była dzieckiem. Tato — dodała kpiąco.
Zatańczyli jeszcze jeden taniec, kiedy na horyzoncie pojawił się pan Weasley, porywając Chrisa na toast. Hermiona wróciła na drżących nogach do stolika i chwyciła kieliszek z białym winem, który zostawiła tam jakiś czas wcześniej. Upiła łyk gorzkiego napoju, ale nie skrzywiła się. Smakowała jej nuta palonego drewna, która przebijała się ponad smak winogron.
Zaczęła przyglądać się gościom weselnym, nie chcąc przyznać się, że szukała tego jednego, konkretnego człowieka. Przez jej myśli wciąż przewijała się myśl, że wystarczyło jedno potknięcie, a nie siedzieliby tu wszyscy razem. Wystarczyła chwila nieuwagi, a kogoś mogło wśród nich zabraknąć. Spostrzegła George’a, samotnie siedzącego kilka stolików dalej i poczuła uścisk w sercu. Jego zmiana dotknęła ich wszystkich, a jego żal sprawił, że długo nie umieli cieszyć się zwycięstwem. Doszczętnie zniszczył wszystkie niedokończone projekty, które znajdowały się w jego pokoju, a które wciąż przypominały mu o bracie.
Nagle poczuła, że ktoś usiadł obok niej. Spojrzała z nadzieją na Wiktora, który jak w przypadku wesela Fleur, z chęcią odpowiedział na zaproszenie ślubne Harry’ego. Wydoroślał od czasu, kiedy widziała go podczas tamtej ceremonii, a jego twarz wyraźnie stężała, podobnie jak reszta ciała — zapewne od długoletnich treningów.
— Miło cię widzieć — przywitał się, a zaskoczona Hermiona uniosła brwi.
— Ciebie również. Poprawiłeś angielski?
— Mam w drużynie wielu anglików — zaśmiał się cicho chłopak, przeczesując ciemne, gęste włosy. Hermiona przełknęła ślinę, nagle zdając sobie sprawę, że ich długość przypomina uczesanie Severusa. — A ty? Pracujesz?
— Zaczęłam staż w Ministerstwie — przyznała Hermiona. W rzeczywistości jednak daleko jej było do dumy, zrobiła to ze względów czysto praktycznych. Musiała zająć czymś myśli, a praca u boku asystenta Młodszego Sekretarza Wizengamotu była odpowiednio absorbująca. — Na razie nic poważnego, ale mam zamiar to zmienić.
— Zawsze ambitna — stwierdził chłopak, uśmiechając się i odsłaniając rząd prostych zębów. — A poza tym… Jak ci się wiedzie?
Zerknął wymownie w stronę Rona, a gryfonka zaśmiała się nerwowo, szczerze zaskoczona.
— Och, nie jesteśmy razem, jeśli o to pytasz.
— Och?
— Widzisz tę blondynkę? W długiej, bordowej sukience?
Wiktor mruknął pod nosem, wyłapując wzrokiem Lavender Brown i uniósł brew.
— Ładna. Dziewczyna?
— Narzeczona. Tak jakby — sprecyzowała Hermiona. — Znaczy, wiem, że ma się jej oświadczyć, ale jeszcze nie wybrał pierścionka.
— Ty się nie podobałaś?
Chwilę zajęło dziewczynie zrozumienie, o co dokładnie pytał jej dawny chłopak.
— Ja nie dostałam pierścionka. Ron i ja jesteśmy przyjaciółmi, stwierdził, że jestem dla niego zbyt… zajmująca — odparła, szukając odpowiedniego słowa, aby Wiktor zrozumiał, co ma na myśli.
— Jesteś mądra — stwierdził odkrywczo chłopak, pociągając łyk ze szklanki, którą ze sobą przyniósł. — I bardzo ładna. Twój chłopak musi być równie mądry i ładny.
Na twarzy Granger pojawił się grymas. Spuściła głowę, zerkając tępo w resztkę wina i nie odpowiedziała na słowa Kruma. Ukradkiem spojrzała na Snape’a, który pojawił się w pobliżu, rozmawiając z zaskoczoną Molly.
— Przepraszać — bąknął Wiktor. — Nieodpowiedni temat do rozmów?
— Nie — przyznała Hermiona. — Opowiedz mi lepiej o mistrzostwach. Szykujecie się na zwycięstwo?
Wsłuchała się w niski głos Wiktora, który opowiadał jej z zaangażowaniem o treningach i nowych technikach, których uczył swoich najmłodszych studentów. Nie mogła wyprzeć z siebie uczucia, że ten głos kogoś jej przypomina. Zupełnie jak zakrzywiony nos, który lekko się marszczył, kiedy Wiktor mówił. Wodziła wzrokiem za poruszającym się po sali Severusem i słuchała, jak to jej dawny przyjaciel rozwijał się w Quidditchu. Wiedziała z gazet, że jest wciąż najbardziej poszukiwanym graczem w całej lidze. Każdy zespół chciał go mieć, stąd wynikło wiele plotek o przekupstwach i łapówkach, jakie zawodnik miał brać za udziały w meczach.
Pierwszy raz od dawna Hermiona była szczerze uradowana tym, że ktoś mówił tylko i wyłącznie o sobie. Lubiła w Wiktorze to, że mimo iż miał niewiele tematów do rozmów — a właściwie ograniczały się one tylko do sportu — mówił o nich z taką pasją, jakiej dziewczyna nigdy nie słyszała. Uśmiechała się i przytakiwała, kiedy tłumaczył jej na czym polega zwrot Grembisa, a nawet zaśmiała, kiedy przytoczył opowieść o jednym z gorszych treningów bułgarskiej drużyny.
Nagle za ich plecami rozgorzały piski i podniecone szepty, a kiedy Hermiona zerknęła w tamtą stronę, zobaczyła stadko kuzynek Ginny, które pokazywały ich bezczelnie palcami i zaczęły dosłownie wariować, kiedy Wiktor posłał im uśmiech. Apogeum nastąpiło, kiedy grzecznie przeprosił Hermionę i podszedł do nich, dając się zamknąć w szczelnym kółeczku.
Rozbawiona Hermiona poczuła na ramieniu ciężar czyjegoś ciała.
— Widziałaś go? — szepnęła Ginny nieco zdyszanym tonem, a Hermiona skinęła głową.
— Nie wiedziałam, że przyjdzie.
— Sama jestem zaskoczona! — pisnęła świeżo upieczona pani Potter i podwijając obszerną suknię, usiadła obok przyjaciółki. — Wysłaliśmy mu zaproszenie z czystej formalności, Harry nalegał. W końcu… Snape wiele dla niego zrobił.
— A, o tym mówisz — mruknęła Hermiona w odpowiedzi, udając, że mówiła o Krumie. Ginny uszczypnęła ją w ramię, a jej zaróżowiona twarz przybrała pytający wyraz.
— Rozmawialiście?
— Nie. — przyznała cicho. — Nie mamy o czym rozmawiać. Sam tak stwierdził.
— Ale…
— To jest twój wielki dzień, Ginny — przerwała oschle Hermiona, uśmiechając się przepraszająco — i tylko to powinno cię teraz interesować. Zajmij się sobą, zajmij się Harrym.
Ku jej zaskoczeniu panna młoda odpuściła. Opowiedziała jej za to o wspaniałym prezencie, który dostali od jednej z ciotek, Brigitte, która składała się z wizyty w Amsterdamie, gdzie znajdował się jeden z pokaźniejszych kompleksów sportowych na świecie. Ku zaskoczeniu dziewcząt Dursleyowie, których przybycia Harry spodziewał sie najmniej, również sprezentowali im piękny prezent w postaci pamiątek rodzinnych Evansów i vouchera do spa. Uśmiech na twarzy Ginny wprowadził Hermionę w zadowolenie. Dziewczyna zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Niespodziewanie orkiestra ogłosiła północ, a na parkiet wjechał przepiękny tort. Młodzi pokroili go i zaprosili do oczepin, które zakorzeniły się w magicznej społeczności mimo iż były pochodzenia mugolskiego. Hermiona czując się nagle dziwnie słabo, postanowiła wyjść się przewietrzyć. Chłodny powiew nocnego powietrza otrzeźwił ją nieco i wyostrzył zmysły, stłumione wypitym alkoholem i unoszącą się w namiocie duchotą.
Przypatrując się z uśmiechem, jak Harry rzuca muszkę w tłum młodych, niezamężnych mężczyzn kątem oka spostrzegła, że ktoś stanął koło niej. Mężczyzna w czarnym garniturze, trzymający w dłoni kieliszek z nienaruszonym alkoholem. Mierzył ją spokojnym spojrzeniem ciemnych, niewielkich oczu i uniósł brew, widząc jej zszokowane spojrzenie.
— Granger.
To słowo w jego ustach utwierdziło ją, że on naprawdę tam stał. Przez moment jej ciało było sparaliżowane, ale szybko otrząsnęła się z letargu.
— Przyszedł pan.
— Bystra obserwacja — prychnął, a jego głos podrażnił jej nerwy. Bolało ją, że wiedziała więcej od niego i pierwszy raz nie chciała, aby tak było. — Dobrze się bawisz?
— Ja… Tak — skłamała patrząc mu prosto w oczy. Kiedyś wiedział, że kłamię, pomyślała.
— Potter wygląda na zadowolonego — stwierdził mężczyzna, zerkając na chłopaka. Goście śpiewali głośno, ale Hermiona miała wrażenie, że wokół niej i Snape’a nie ma nic więcej. Tylko ona i on. Zamknięci w szczelnej, małej kuli.
— To jego ślub — odparła bez żadnych emocji. — Powinien być szczęśliwy.
Snape nie odpowiedział, wciąż wpatrując się w Wybrańca. Mierzył go wzrokiem, jakby próbował przypomnieć sobie jego osobę, a Hermiona poczuła ucisk w żołądku. Chciała coś powiedzieć, cokolwiek, licząc na co? Że nagle przypomni sobie, co między nimi było?
Nagle znikąd pojawiła się przed nią Ginny, ciągnąc za rękę w stronę parkietu. Oczepiny panny młodej wymagały obecności wszystkich niezamężnych kobiet, więc druhna niechętnie dołączyła do grona panien wędrujących wokół śmiejącej się dziewczyny i kiedy bukiet leciał w jej stronę celowo odsunęła się w lewo, pozwalając aby młoda Gabrielle doskoczyła do niego pierwsza. Kobiety i mężczyźni podnieśli huczny toast i wypili za zdrowie nowej pary młodej — Gabrielle i kuzyna Ginny, Anthony’ego — którzy odtańczyli swój taniec, a zabawa rozpoczęła się na nowo.
Hermiona poczuła, że jest jej niedobrze. Rozmowa ze Snapem, jak zawsze, powodowała u niej wzrost ciśnienia i chęć płaczu, ale wiedziała, że musi być silna chociaż ten jeden dzień. Chcąc udać się z powrotem do stolika została niefortunnie popchnięta przez pulchną kuzynkę Molly, a alkohol w dłoni kobiety wylał się na jej sukienkę.
— Cholera — syknęła pod nosem. Różdżka leżała na łóżku, w pokoju Ginny. Musiała iść do domu, żeby chociaż spróbować pozbyć się niewielkiej, ale irytującej plamy.
Minęła gości, którzy rozmawiali we własnych gronie przy wyjściu z namiotu i skierowała się na taras.
— Zaczekaj.
To jedno słowo spowodowało, że zamarła z dłonią na barierce. Zamknęła oczy i odwróciła się do Severusa, czując płacz, cisnący się do gardła.
— Profesorze? — spytała najbardziej neutralnym tonem, na jaki było ją stać.
— Co się stało z nadętym sukinsynem, którym nazwałaś mnie ostatnio? — prychnął Snape, zerkając na dziewczynę z uniesioną brwią. Wciskał dłonie do kieszeni spodni i zbliżał się powoli, powodując w Hermionie chęć ucieczki.
— Przeprosiłam. Poza tym pan pierwszy nazwał mnie niestabilną emocjonalnie gówniarą — przypomniała mu z kwaśnym uśmiechem, który miał zamaskować chęć płaczu. Wspomnienia z tamtej rozmowy, podczas której odkryła jego amnezję wróciły niespodziewanie, a zaschnięta gula nie pozwoliła Hermionie normalnie mówić.
— Należało ci się.
— Chciał mi pan o tym przypomnieć? Czy ma pan jakiś powód, aby ze mną rozmawiać? — spytała nieco zbyt ostro, ale każda sekunda w jego obecności ciągnęła się niemiłosiernie.
— Sądzę, że mamy wiele powodów do rozmów.
Zbliżył się do niej, a Hermiona cofnęła się o schodek w tył.
— Przepraszam, profesorze, ale ja tak nie potrafię — szepnęła. Mężczyzna zatrzymał się, bacznie obserwując jej reakcję, a ona pokręciła głową. Nie chciała przy nim znów płakać. Poniżyła się zbyt wiele razy, próbując przypomnieć mu o miłości, jaką ponoć ją obdarzył. — Nie potrafię patrzeć na pana i nie widzieć tego, co było.
— Mogłabyś chociaż spróbować.
— Po co? — jęknęła czując, że bawi się jej uczuciami. Jego miękki głos drażnił ją, a niechciane wspomnienia zaczęły zalewać jej głowę. Nie potrafiła już tego kontrolować.
— Bo jesteśmy dorośli i powinniśmy się tak zachowywać.
— Nie mogę rozmawiać z panem… mając w głowie te wszystkie dni, kiedy… Obiecałam Ginny, że nie zepsuję jej tego dnia. A pan… Przyszedł tu, tak po prostu… — Zaczęła się jąkać, spuszczając głowę ku ziemi i nienawidząc się za to, że znów okazuje przed nim słabość. — Nie chcę tego. Proszę… — Spojrzała na niego i nagle coś pękło w niej tak mocno, że nie potrafiła się opanować. Poczuła łzy, moczące jej policzki. — Niech mnie pan zostawi w spokoju.
Zanim zdążył ją powstrzymać uciekła w głąb domu i wbrew temu, co obiecała przyjaciółce, teleportowała się do miejsca, gdzie mogła wykrzyczeć całemu światu jak bardzo go nienawidzi. Stanęła na wysokim klifie i zadrżała, kiedy mroźne powietrze owiało jej nagie ramiona. Zaczęła płakać, wyrzucając z siebie całą złość i gniew, jakie w jednej chwili nagromadziły się w jej głowie i sercu. Nikt nie miał prawa usłyszeć jej słów ani zawodzenia, które poniosło się wiatrem wzdłuż wybrzeża, znikając daleko od jej drżącej postaci.
— Granger — usłyszała i odwróciła się tak gwałtownie, że o mało co nie straciła równowagi. Snape stał kawałek od niej, z rękami wciąż wciśniętymi w kieszenie. Jego wzrok pierwszy raz od tylu miesięcy wyrażał coś więcej niż obojętność, że rozpłakała się jeszcze bardziej.
— Lubisz patrzeć na ludzkie cierpienie? — krzyknęła z płaczem, a nagły powiew wiatru rozwiał jej włosy, powodując jeszcze więcej łez. — Cieszy cię, kiedy widzisz jak płaszczę się przed tobą?
Mężczyzna otworzył usta i podszedł krok do przodu, ale dziewczyna uniosła ręce w górę.
— Jesteś okrutny! Kochałam cię, kochałam najbardziej na świecie i nienawidzę tego, że ty kochałeś mnie! Nienawidzę tego, że pierwszy raz kiedy byłam naprawdę szczęśliwa ty znów to zepsułeś, zapominając o moim istnieniu! — Krzyczała tak głośno, że jej gardło szybko się skurczyło, wprawiając głos w chrypę. Spojrzała na niego zapłakanym wzrokiem i opuściła ręce wzdłuż ciała, które nagle stało się słabe. — I nienawidzę tego, że… To nie jest twoja wina. Chciałam kogoś winić, i… Fakt, że mnie nie pamiętasz… Sprawia, że kocham cię jeszcze bardziej. Nadal jesteś tym samym facetem, w którym się zakochałam i za którego oddałabym życie, a ty…
Nie dokończyła. Severus stanął przed nią, a ona czując ciepło jego ciała po prostu zamilkła.
— Nadal jestem tym samym nadętym sukinsynem — dokończył.
Hermiona spojrzała na niego, zadzierając głowę wysoko. Severus odgarnął z jej twarzy rozwiane włosy i pogładził jej policzek, a jego dotyk piekł jak rozżarzony węgiel. Przejechał opuszkiem palca po wisiorku, spoczywającym na jej szyi. Zapamiętał tę łzę.
— Jesteś? — spytała z nadzieją w głosie, a on przytaknął, przyciągając ją do siebie lekko. Wczepiła się w jego ciało desperacko, jakby było ostatnią deską ratunku i pozwoliła, aby ucałował czubek jej głowy. Jak zawsze, kiedy niemo mówił jej że ją kocha. 

12 komentarzy:

  1. Dobra, zacznijmy od tego że na momencie, kiedy Snape powiedział ukochane przeze mnie "Granger" zaczęłam płakać. Skończmy na tym, że miniaturkę zapisuję w ulubionych na dni takie jak te. Słodko-gorzkie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądziłam, że aż tak będzie to działać :v I jest mi bardzo miło, chociaż nie dlatego, że ktoś przeze mnie płacze. I bardzo, bardzo, bardzo dziękuję.

      Usuń
  2. No, no. Ktoś tu się rozwija ^^ Opowiadanie serio bardzo dobre, a przynajmniej mnie przypadło wyjątkowo do gustu. Wiesz, że kocham szczęśliwe zakończenia. Jesteś boska jak Anna Maria Wesołowska.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie pokierowane emocje, naprawdę cudownie utrzymana atmosfera,świetny tekst :) na pewno zajrzę na resztę twoich tekstów, pozdrawiam serdecznie i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Kolejne miniaturki wkrótce, może wena dopisze :)

      Usuń
  4. uwielbiam twój styl. jesteś pierwszą osobą, która przekonuje mnie do sevmione. możesz to dodać do swojej listy life goals. pozdrawiam i czekam na następne<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wreszcie dotarłam do domu. I co? Rzuciłam się na kompa, coby skomentować to cudo! Miniaturka wyszła Ci naprawdę świetna. Taka... dojrzała. Przemyślana i zaplanowana od pierwszego do ostatniego słowa...

    Hermiona - rozbita,zagubiona dziewczyna,która nie wie, jak poradzić sobie z bólem życia bez tego jedynego. I ON. Pojawiający się jakby przypadkiem. Cudowny, wredny, sarkastyczny, idealny, "nadęty sukinsyn" ...umarłam. Taki jest mój Snape! Nic dodać, nic ująć.

    Naprawdę mi się podobało... i wzruszyło....ach... idę szukać chusteczek…

    ILoveSnowCake

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bosz, jak ja kocham Twoje komcie. Serjo. Nie wiem, one chyba trzymają mojego wena przy życiu.

      Usuń