Rozdział ze szczególną dedykacją dla side_of_sky.
Hermiona obracała między palcami swoje czarne pióro, zaczytana w „Czarownicach z Salem”. Na stoliku przed sobą miała pergaminy pełne notatek, a na nich stała w połowie pusta szklanka z czerwonym winem. Przewertowała już dwa rozdziały, sporządziła mnóstwo notatek, lecz nadal czuła, że to mało. Jaki był sens w czytaniu rzeczy, które pamiętała jeszcze ze szkoły? Wstała i ostrożnie odłożyła księgę na fotel. Wzięła naczynie do ręki i upiła łyk. Półsłodkie. Francuskie. Takie, jak lubiła. To była jedna z niewielu mugolskich rzeczy, jakie posiadała. Przeszła do swojej sypialni i podniosła ramkę, która stała na jej komodzie. Ze zdjęcia uśmiechali się do niej jej rodzicie – cali, zdrowi, nadal pamiętający, że mają córkę. Mimowolnie uśmiechnęła się do nich, chociaż w kącikach oczu zebrały się łzy. Oddałaby wszystko, by móc ich chociaż zobaczyć. Jednak przezorna panna Wiem-Najlepiej-Co-Mam-Robić sama zadbała o to, aby to nie było możliwe. Zaczarowała pewnego człowieka, aby odprawił jej rodziców do innego kraju, lecz nie zdradzał jej jakiego. Jej rodzice mogli być teraz gdziekolwiek. Pamiętała jeszcze czas, kiedy wmawianie sobie, że tak będzie lepiej dla wszystkich pomagało. Niestety teraz, czuła się tak samotna i opuszczona, że nienawidziła siebie za to, co zrobiła. Odłożyła zdjęcie na szafkę i nagle usłyszała dźwięk tłuczonego szkła. Szybka ochraniająca rodzinną fotografię posypała się na drewniany mebel. Hermiona wpatrywała się w rozbity przedmiot, a z jej oczu poleciało kilka więcej łez. Nie starła ich – pozwoliła, by swobodnie płynęły po gorącym policzku i przypominały jej, co straciła. Dopiła resztę alkoholu i dopiero wtedy wytarła twarz. Musi być twarda, bo taki los dla siebie wybrała. Pozwalanie sobie na wspomnienia, rozdrapywanie starych ran, nie zwróci jej rodziców. Nie zwróci jej dawnego życia. Teraz i tu miała nowe obowiązki. Miała nowe życie. Przeszła do salonu i odstawiła puste naczynie na stół. Ubrała szatę i zdecydowanym krokiem wyszła z gabinetu. Korytarz tętnił resztkami życia, uczniowie czekali na ostatnie zajęcia, rozproszeni w mniejszych lub większych grupach. Niektórzy odwracali w jej stronę głowy, niektórzy ukradkiem pokazywali ją sobie palcami, lecz ona mijała ich wszystkich, nie zawieszając na nikim wzroku. Dotarła na siódme piętro i stanęła przed portretem dobrze znanej Damy.
Hermiona obracała między palcami swoje czarne pióro, zaczytana w „Czarownicach z Salem”. Na stoliku przed sobą miała pergaminy pełne notatek, a na nich stała w połowie pusta szklanka z czerwonym winem. Przewertowała już dwa rozdziały, sporządziła mnóstwo notatek, lecz nadal czuła, że to mało. Jaki był sens w czytaniu rzeczy, które pamiętała jeszcze ze szkoły? Wstała i ostrożnie odłożyła księgę na fotel. Wzięła naczynie do ręki i upiła łyk. Półsłodkie. Francuskie. Takie, jak lubiła. To była jedna z niewielu mugolskich rzeczy, jakie posiadała. Przeszła do swojej sypialni i podniosła ramkę, która stała na jej komodzie. Ze zdjęcia uśmiechali się do niej jej rodzicie – cali, zdrowi, nadal pamiętający, że mają córkę. Mimowolnie uśmiechnęła się do nich, chociaż w kącikach oczu zebrały się łzy. Oddałaby wszystko, by móc ich chociaż zobaczyć. Jednak przezorna panna Wiem-Najlepiej-Co-Mam-Robić sama zadbała o to, aby to nie było możliwe. Zaczarowała pewnego człowieka, aby odprawił jej rodziców do innego kraju, lecz nie zdradzał jej jakiego. Jej rodzice mogli być teraz gdziekolwiek. Pamiętała jeszcze czas, kiedy wmawianie sobie, że tak będzie lepiej dla wszystkich pomagało. Niestety teraz, czuła się tak samotna i opuszczona, że nienawidziła siebie za to, co zrobiła. Odłożyła zdjęcie na szafkę i nagle usłyszała dźwięk tłuczonego szkła. Szybka ochraniająca rodzinną fotografię posypała się na drewniany mebel. Hermiona wpatrywała się w rozbity przedmiot, a z jej oczu poleciało kilka więcej łez. Nie starła ich – pozwoliła, by swobodnie płynęły po gorącym policzku i przypominały jej, co straciła. Dopiła resztę alkoholu i dopiero wtedy wytarła twarz. Musi być twarda, bo taki los dla siebie wybrała. Pozwalanie sobie na wspomnienia, rozdrapywanie starych ran, nie zwróci jej rodziców. Nie zwróci jej dawnego życia. Teraz i tu miała nowe obowiązki. Miała nowe życie. Przeszła do salonu i odstawiła puste naczynie na stół. Ubrała szatę i zdecydowanym krokiem wyszła z gabinetu. Korytarz tętnił resztkami życia, uczniowie czekali na ostatnie zajęcia, rozproszeni w mniejszych lub większych grupach. Niektórzy odwracali w jej stronę głowy, niektórzy ukradkiem pokazywali ją sobie palcami, lecz ona mijała ich wszystkich, nie zawieszając na nikim wzroku. Dotarła na siódme piętro i stanęła przed portretem dobrze znanej Damy.
- Witam,
pani profesor – odezwała się kobieta.
- Gruba
Damo – skinęła jej grzecznie głową.
- Twoi
przeuroczy przyjaciele są na zajęciach.
- Nie
szkodzi – uśmiechnęła się. – Nie po to przyszłam.
Gruba
Dama skinęła tylko głową i natychmiast uchyliła przejście. Hermiona
podziękowała jej i przeszła przez otwór. Nawet nie wiedziała, że bycie
nauczycielem zwalnia ją z obowiązku podawania haseł. Po raz kolejny była pod
wrażeniem możliwości swojego nowego stanowiska. Odsłoniła ręką kurtynę
oddzielającą hol od salonu Gryfonów i weszła do dobrze znanego, ciepłego
pomieszczenia. Kominek palił się słabo, stara kanapa stała samotnie, a
przy regale siedział zamyślony duch. Te widoki przywołały falę wspomnień, jakby
nic się nie zmieniło. Nagle z jej ust znikł uśmiech, gdy zdała sobie sprawę, że
zmieniło się wszystko.
- Sir
Nicholasie.
Duch
podniósł swą odciętą głowę i spojrzał na nią zdumiony.
-
Panna Granger.
Wstał i
ukłonił się przed nią nisko. Dziewczyna uśmiechnęła się zmieszana.
-
Zastanawiam się, czy nie mógłby mi pan pomóc.
- Ależ
naturalnie, czego ci potrzeba?
- Ksiąg.
O Historii Magii.
- Ależ
tak, tak, historia to piękna rzecz! – zawołał uradowany i zaczął krążyć przed
regałem.
-
Właściwie – przerwała mu nieśmiało. – Chodzi mi o coś bardziej… zaawansowanego.
Nicholas
podpłynął do niej i zmrużył oczy, jakby ją badając.
-
Zaawansowanego, powiadasz? – wzbił się na sam szczyt wielkiej półki i po chwili
zastanowienia wyciągnął z niej opasły tom. Położył na stole i czekał na reakcję
dziewczyny. Hermiona przetarła oprawkę dłonią i przeczytała tytuł. Uśmiechnęła
się od ucha do ucha.
-
Idealne – powiedziała. – Czy jest tego więcej?
-
Człowiek głodny wiedzy, to rzadkość w dzisiejszych czasach. Jednak obawiam się,
że nic więcej dla ciebie nie znajdę.
- Nie
szkodzi – odparła, widząc minę Sir Nicholasa. – Powinno wystarczyć.
Podniosła
tom i ruszyła w stronę drzwi. Tuż przed kurtyną odwróciła się i uśmiechnęła do
mężczyzny.
-
Dziękuję, Sir Nicholasie.
- To
drobiazg, moja droga. Jeśli szukasz takiej literatury, może powinnaś sprawdzić
bibliotekę Cuthberta.
- Oh,
sprawdziłam. Niestety nie znalazłam tam tego, czego szukam.
- W
obydwu bibliotekach? - spytał zdziwiony duch.
Dziewczyna
odłożyła tom na pobliski fotel i zmarszczyła brwi. Jak to obydwu?
-
Obydwu?
-
Oczywiście – powiedział Sir Nicholas oczywistym tonem, wciąż zadowolony z
siebie. – Jedna znajduje się w salonie, a druga za ukrytymi drzwiami –
Hermiona otworzyła usta ze zdumienia i zamrugała kilka razy.
- Za
ukrytymi drzwiami?
- Moja
droga, przestań za mną powtarzać, bo zacznę żałować, że dałem ci tak ambitną
lekturę do czytania.
Dziewczyna
otrząsnęła się.
- Nic
nie wiem o żadnych ukrytych drzwiach, ani tajnej bibliotece.
Duch
wyglądał na zdziwionego, jednak przeleciał koło dziewczyny, podniósł tom i
wskazał na drzwi.
- Zatem
czeka nas wycieczka.
Hermiona
wyminęła go i wyszła przez portret. Duch swobodnie płynął przed nią w drodze na
drugie piętro, w wysokości kilku centymetrów nad ziemią.
- Sir
Nicholasie… – zaczęła dziewczyna, kiedy schodzili po schodach na piąte piętro.
– Skąd pan wie o tych tajnych drzwiach? Profesor McGonagall…
- Nie
była zbyt blisko Cuthberta, w przeciwieństwie do mnie. Przyjaźniliśmy się od
wielu lat, odkąd właściwie zaczął tu uczyć. Każdy z nas ma swoje tajemnice, a
on zamknął je w swojej bibliotece – jego głos przycichł, nie był już tak rozweselony
jak w pokoju wspólnym.
- Wie
pan czemu odszedł? – spytała dziewczyna, lecz Sir Nicholas nie odpowiedział od
razu. Najpierw spojrzał na nią, przelotnie i dość zdezorientowanym wzrokiem.
- Miał
pewne ważne rzeczy do załatwienia, musiał się udać… Gdzieś.
Hermiona
odniosła dziwne wrażenie, że duch ją zbywa, postanowiła więc nie ciągnąć tematu. Zarówno Sir Nicholas,
jak i profesor McGonagall dziwnie się zachowywali na pytania o profesora
Binnsa, więc może nie jest to temat, który chcą poruszać z nią. Postanowiła
uszanować prywatność profesora i nie wypytywała więcej Nicholasa o jego
przyjaciela. W milczeniu doszli na drugie piętro i dziewczyna wpuściła ducha
przodem. Przez chwilę wisiał zadumany w powietrzu, rozglądał się po
pomieszczeniu, w końcu podleciał do biurka i położył na nim księgę.
-
Niewiele osób o tym wiedziało, lecz Cuthbert uwielbiał zagadki. Dlatego
otwarcie jego tajnych drzwi nie jest proste – odwrócił się w stronę dziewczyny
i przyglądnął się jej uważnie. - Przez wiele lat szukał osoby, o podobnym
umyśle co on. Kto potrafi myśleć, jak on. Jednak przez te wszystkie lata w
nikim nie dostrzegł żadnego, nawet najmniejszego śladu zainteresowania. Dopóki
nie spotkał ciebie. Czekał, aż nadejdzie odpowiednia pora, abyś mogła przejąć
jego urząd.
-
Myślałam, że profesor nie chciał ustąpić ze stanowiska, bo za bardzo kocha
swoją pracę.
Prawie
Bezgłowy Nick uśmiechnął się.
- Nie
chciał ustąpić ze stanowiska, bo czekał na godnego następcę – wskazał palcem
prosto na nią. – Czekał na ciebie.
Dziewczyna
nie wiedziała, co odpowiedzieć. Historia brzmiała nieprawdopodobnie. Nawet za bardzo. Owszem, była przekonująca, jednak Hermiona miała jakieś dziwne
wrażenie, że nie jest prawdziwa. Nie znajdowała jednak żadnego rozsądnego
wytłumaczenia, dlaczego Sir Nicholas miałby ją okłamywać.
-
Zgaduję, że nie wie pan, jak otworzyć tą ukrytą bibliotekę?
Nick
pokręcił głową.
- Wiem,
jedynie, że znajduje się za oryginalną biblioteką.
Hermiona
omiotła wzrokiem wielką półkę z księgami i szukała punktu zaczepienia. Podeszła
bliżej i przejechała dłonią po oprawkach.
- Muszę
wracać do wieży – powiedział Prawie Bezgłowy Nick. – Pani profesor – dodał,
kłaniając się lekko. Odpowiedziała mu tym samym i patrzyła, jak duch przenika
przez drzwi. Kiedy zniknął, przeniosła wzrok z powrotem na bibliotekę. Cały
czas zastanawiała się, jakie tajemnice ukrył profesor Binns. Co znajdzie za
ścianą? I jak ma się tam dostać? Nie miała żadnych wskazówek, tępo gapiła się
na grzbiety ksiąg, tak jakby mogły powiedzieć jej cokolwiek... interesującego.
Hermiona nagle zmarszczyła brwi. Podeszła do jednej z półek i przejechała
dłonią po pięknej okładce. Profesor był stary, tak samo jak większość jego
ksiąg, ale ta tutaj… Rozglądnęła się wokół. Zawiesiła wzrok dwie półki wyżej, po
lewej stronie. W całej swojej kolekcji, profesor posiadał jedynie dwie nowe,
niezniszczone księgi. To musiało coś znaczyć. Wróciła do pierwszego tomu i już
miała go wyciągnąć, gdy nagle coś przykuło jej uwagę. Na oprawce, na samym
szczycie, nad kaligrafowaną literą M, znajdował się maleńki, ledwo widoczny
symbol. Przyjrzała mu się uważnie i nagle przypomniała sobie, co on oznacza.
-
Epsilon – szepnęła. Piąta litera alfabetu greckiego. Szybko podeszła do drugiej
księgi i sprawdziła, czy tam również widnieje jakiś symbol. Grzbiet był czysty,
dziewczyna wyciągnęła więc księgę i zaczęła przeglądać dokładnie każdy skrawek
oprawki. Nagle na jej ustach pojawił się uśmiech. W samym rogu tylnej okładki
znajdował się kolejny symbol.
- Omega – szepnęła, uśmiechając się pod nosem.
Dziewczyna
odsunęła się kilka kroków od półki i obserwowała ją kilka chwil. Piąta i
ostatnia litera alfabetu. To nie miało sensu, na pierwszy rzut oka, ale jeśli
faktycznie w tajnej bibliotece Binnsa znajdowały się cenne, stare księgi,
odpowiedź nie mogła być oczywista. Miała pustkę w głowie. Usiadła na oparciu
fotela i wpatrywała się w półkę. Co tam jest? Nie znała jeszcze wszystkich
wskazówek. Te litery mogły oznaczać cokolwiek, pojedynczo nie miały dla
dziewczyny żadnego sensu. Coś jeszcze musiało być ukryte w tych księgach.
Wzięła je do swojego biurka i zaczęła wertować każdą z nich w poszukiwaniu
wskazówek.
Snape
wychylił się lekko za róg, badając teren. Malfoy’s Manor opustoszało na wieczór,
lochów pilnował tylko jeden strażnik, którego z łatwością odprawił, teraz na
jego drodze nie stał nikt. Ruszył do drzwi i wyszedł z posiadłości. Przemierzał
ścieżki w blasku księżyca, w końcu dotarł do bramy i machnięciem różdżki zdjął
z niej zaklęcie chroniące. Brama wydała cichy dźwięk, kiedy przez nią przeszedł
i wtedy nagle zatrzymał go znajomy głos.
- Nawet nie myśl o uwolnieniu tej małej szmaty.
- Nawet nie myśl o uwolnieniu tej małej szmaty.
Odwrócił
się i spojrzał w pogardliwą twarz kobiety.
- Ciebie
również miło widzieć, Bellatrix.
Zbliżyła
się do niego niebezpiecznie blisko, lecz Snape zachował kamienną twarz.
- Wiem,
że coś knujesz. Zawsze coś knujesz. Dobrze ci radzę, odpuść sobie.
- A
dlaczegóż to miałbym chcieć uwolnić zdrajczynię krwi?
- Nie
pogrywaj ze mną – syknęła wzburzona i wyciągnęła różdżkę, którą przyłożyła
mu do piersi. – Ostrzegam cię, że jeśli spróbujesz czegokolwiek, osobiście cię
zabiję.
- Z
pewnością sprawiłoby ci to wiele radości.
Bellatrix
wyraźnie się zirytowała.
- Nawet
nie masz pojęcia, Severusie – warknęła.
Nagle
poczuł ukłucie w miejscu, gdzie jej różdżka stykała się z jego szatą i skrzywił
się.
- Jeśli
jeszcze raz zobaczę cię w jej pobliżu, nie skończy się na ostrzeżeniu.
Obrzuciła
go morderczym spojrzeniem i zamaszyście się odwróciła, szybkim krokiem
oddalając się w stronę Malfoy’s Manor. Snape głośno przełknął ślinę i wypuścił
wstrzymywane powietrze. Chwilę później deportował się prosto do swoich komnat.
Opadł na fotel i przetarł dłonią ranę na piersi. Wiedział, że uwolnienie
dziewczyny nie będzie proste. Mógł się nawet spodziewać gróźb ze strony
Bellatrix. Teraz jego plan wymagał przyspieszenia, tak, aby oszczędzić młodej
Weasley’ównie tortur. Nie miał tylko pojęcia, jak to zrobić. Rozebrał
wierzchnią szatę i poszedł do łazienki, gdzie zrzucił resztę ubrania.
Przelotnie zerknął w lustro i to, co tam zobaczył wzbudziło w nim obrzydzenie.
Rana na bladej piersi paskudnymi promieniami rozchodziła się po całym torsie,
jak tatuaż, którego nie sposób się pozbyć. W jego centrum tkwiła niewielka,
czarna dziura. Dotknął delikatnie znamienia i poczuł, że robi mu się słabo.
Wszedł do wanny i odkręcił wodę. Była lodowata, jednak tylko w ten sposób mógł
złagodzić ból, który dosłownie palił jego pierś.
Kiedy
rano Hermiona zeszła na śniadanie była nieprzytomna. Położyła się zdecydowanie
za późno, jednak tajemnicza biblioteka nie dawała jej spokojnie zasnąć. W progu
Wielkiej Sali spotkała profesor McGonagall i profesora Snape’a.
- Dzień
dobry – przywitała się uprzejmie, lecz tylko profesor McGonagall zaszczyciła
ją odpowiedzią.
- Witaj,
Hermiono. Jak ci idzie nauka?
Dziewczyna
niepewnie zerknęła na swojego opiekuna. Krzywił się jakby miał kaca, albo jakby
mu dokuczała niestrawność.
- Bardzo
dobrze, dziękuję.
- Cieszę
się. Miłego dnia – nauczycielka uśmiechnęła się i odeszła w stronę stołu
nauczycielskiego. Snape bez słowa podążył za nią. Hermiona zajęła miejsce przy
stole i nałożyła sobie solidną porcję jajecznicy. Przeżuwając kolejne kęsy
zerknęła na stół nauczycielski i zmarszczyła brwi. McGonagall z wyraźnym
niepokojem na twarzy rozmawiała ze Snape’em, który nagle złapał się za pierś i
skrzywił. Chwilę później wstał i wyszedł z Sali bocznym wyjściem. Hermiona
pospiesznie dokończyła posiłek i poszła do swojego gabinetu. Znalazła kartkę z podziałem
lekcji Snape’a i odszukała interesującą ją kolumnę. Piątkowe zajęcia Snape
zaczynał za pół godziny, dziewczyna postanowiła więc udać się do niego z
wizytą. Skoro nie mogła na chwilę obecną poradzić sobie z rozszyfrowaniem
szyfru profesora Binnsa, równie dobrze może siedzieć na zajęciach u Snape’a.
Dziewczyna uznała to za wygodne usprawiedliwienie, żeby sprawdzić, co się stało
ze Snape’em. Na śniadaniu nie wyglądał najlepiej. Sama wzbraniała się przed
myślą, że się o niego martwi. To normalna troska, w końcu był, bądź co bądź,
jej opiekunem. Mogło stać mu się coś poważnego, lub po prostu przesadził z
alkoholem. Żadna z tych opcji nie była korzystna dla sytuacji Hermiony. Kiedy
dotarła pod jego drzwi i zapukała, odpowiedział jej nieprzyjemnym warknięciem.
- Czego?
Hermiona
wzdrygnęła się.
-
Profesorze Snape, to ja, Herm…
- Wynoś
się stąd.
-
Chciałam tylko poprosi…
-
Powiedziałem, wynoś się.
Zagryzła
zęby i odwróciła się na pięcie. Już miała odejść, kiedy nagle usłyszała huk i
tępy odgłos uderzenia. Bez zastanowienia otworzyła drzwi i zobaczyła profesora
leżącego koło biurka. Rzuciła się w jego stronę i uklęknęła na dywanie.
-
Profesorze!
Mężczyzna
trzymał się kurczowo za lewą pierś i krzywi twarz z bólu.
- Wezwę
panią Pomfrey, proszę się nie ruszać – powiedziała, lecz Snape złapał ją za
rękę, zanim zdążyła wstać.
- Nie.
Tam… - wskazał ręką półkę. – Eliksir…
Dziewczyna
wstała i podbiegła do szafki. Stało tam tak wiele eliksirów, że dziewczyna nie
wiedziała nawet jak je zidentyfikować.
-
Ciemnozielona fiolka… Szary eliksir…
-
Mnóstwo tu takich! – krzyknęła spanikowana.
- La…
lawenda…
Dziewczyna
złapała pierwszą ciemnozieloną fiolkę jaką znalazła i powąchała zawartość. Natychmiast
ją zemdliło, więc szybko ją odstawiła. Zdecydowanie nie pachniała lawendą. W pośpiechu wąchała
każdą następną, aż w końcu znalazła odpowiedni zapach. Uklęknęła przy
profesorze i położyła jego głowę na swoich kolanach. Był ledwo przytomny.
-
Profesorze Snape? – zawołała, lecz on nie odpowiedział. Jego głowa bezwiednie
spoczywała na jej kolanach. Nie zastanawiając się przyłożyła mu fiolkę do ust.
Wystarczył najwyraźniej łyk, bo chwilę później Snape samodzielnie złapał fiolkę
i odciągnął ją od ust. Oddech mu się ustabilizował i nabrał sił na tyle, żeby
próbować wstać. Sycząc z bólu udało mu się usiąść pod ścianą.
- Pańska
rana? – spytała nagle dziewczyna.
Snape
popatrzył na nią zdziwiony.
- Skąd o
niej wiesz? – spytał nadal słabym głosem.
-
Pokazał mi pan. Po tym, jak… zaatakował mnie Malfoy.
- No
tak – odparł Snape, jednak z rzeczywistości był skołowany. Nie powinna tego
pamiętać. Więc jak..?
- Lepiej
się pan czuje? Może jednak zawołam panią Pomfrey…
- Nie –
warknął Snape. – Już mi lepiej. A teraz się wynoś.
Nie
chciał, żeby ktokolwiek oglądał go w takim stanie. Zwłaszcza ona.
- Nie ma
mowy – żachnęła się. – Wyjdę i Merlin jeden wie, co się stanie.
- Nic
się nie stanie, Granger. Mówiłem, że już mi lepiej – powiedział i spróbował
wstać, lecz nagle syknął i z powrotem opadł na podłogę.
-
Najwyraźniej nie.
Dziewczyna
podeszła do półki i wzięła fiolkę z eliksirem regenerującym. Podała ją Snape’owi,
który obrzucił ją tylko wściekłym spojrzeniem i wypił zawartość naczynka.
- Co się
właściwie stało? – spytała zaniepokojona Hermiona.
- Nie
przypominam sobie, Granger, abym zwierzał się uczniom z moich prywatnych spraw.
- Uczniom
może nie, ale komuś kto możliwe uratował panu życie – tak.
Snape
westchnął zrezygnowany. Widział, że się uparła i raczej jej nie spławi.
- Miałem
wczoraj małe… nieporozumienie z Bellą.
- Znowu
pana torturowała? – spytała zmartwiona.
- Już
powiedziałem. To było nieporozumienie.
Tym
razem to Hermiona westchnęła. Uparty jak osioł!
- No
dobrze – podniosła się z ziemi i zapytała: - Może pan wstać?
- Nie
potrzebuję niańki, Granger.
Z trudem
podniósł się, plecami wciąż opierając się o ścianę. Chciał usiąść na fotelu,
jednak kiedy zrobił pierwszy krok zakręciło mu się w głowie. Opadł ciężarem na
stojącą obok dziewczynę, która odruchowo złapała go w pasie. Dopiero kilka
sekund później zdała sobie sprawę w jak żenującej sytuacji się znaleźli.
Popatrzyła w górę i wstrzymała oddech. Znajdowała się kilka centymetrów od twarzy
profesora, który wyglądał na równie zakłopotanego co ona. Czuła jego mocny
zapach, czuła jego ciało tuż przy swoim, wręcz widziała głębię jego czarnych oczu. Na tyle na ile pozwoliła jej wątła budowa
ciała, pomogła mu dotrzeć do biurka i usiąść w fotelu. Otrzepała swoją szatę,
próbując ukryć zawstydzenie.
- Czy w
czymś jeszcze potrzebuje pan pomocy?
- Czy
wspominałem, że nie potrzebuję niańki? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
-
Owszem – powiedziała, trochę zdenerwowana. Ona chce mu pomóc, a on zachowuje
się jak gbur. - A zaraz potem prawie się pan przewrócił.
- Powoli
tracę cierpliwość – mruknął pod nosem Snape.
- Czemu
tak bardzo nie chce pan sobie dać pomóc? – spytała urażona.
- Bo
jestem dorosłym człowiekiem, Granger – warknął.
- To
niech się pan zachowa jak dorosły.
- Nie
pozwalaj sobie – powiedział podniesionym głosem. – Pomogłaś mi, jestem
wdzięczny, a teraz wynoś się. Za chwilę mam zajęcia.
- Chce
pan iść na lekcje w takim stanie?
- Czy
ty, Granger, jesteś moją matką? Obrałaś sobie za punkt honoru pouczać mnie i
mówić, co mam robić, a czego nie? – mówił coraz bardziej wzburzony. Hermiona
przestraszyła się jego wyrazu twarzy, kiedy wspomniał o swojej matce.
Przestraszyła się tego błysku w oku. Odruchowo zrobiła kilka kroków w tył.
Patrzył na nią niemalże z nienawiścią, przeszywając ją wzrokiem, jakby chciał
ją w tej chwili zamordować. Zmieszana zabrała swoją torbę i szybko wyszła z
gabinetu. Snape opadł z powrotem na fotel i zamknął oczy. Wziął kilka głębszych
oddechów i uspokoił się. Nie powinien był na nią krzyczeć. Chciała mu pomóc, jednak
jej obecność tylko pogarszała sprawę. Nagle drzwi znów się otworzyły.
-
Severusie – McGonagall podeszła do niego i spojrzała na niego zaniepokojona. –
Co się stało? Spotkałam przed chwilą Hermionę, jak wybiegała z twojego
gabinetu.
- Kazałem
jej się wynosić, ot co.
Dyrektorka
była wyraźnie zszokowana taką szczerością ze strony przyjaciela. Rzuciła mu
pytające spojrzenie, a on tylko westchnął gniewnie.
-
Znalazła mnie na podłodze i trochę spanikowała – powiedział wymijająco.
- Co? Co
się stało?
- Rana
dała bardziej o sobie znać.
-
Severusie…
- Na
brodę Merlina, Minerwo, czy ty też zamierzasz panikować? Bo jeśli tak, to
możesz to robić na zewnątrz.
- Nie
zamierzam. Jeśli nie chcesz pomocy, w porządku. Ale potem nie przybiegaj do
mnie z podkulonym ogonem.
- Wedle
życzenia.
Minerwa
nie mogła zrozumieć, dlaczego jest tak agresywny. Wiedziała, że jest drażliwy,
nie lubi zbytniej troski, bo uważa, że na nią nie zasługuje. Nie wiedziała
jednak, jak mogłaby to zmienić. Postanowiła zostawić go samego, może jak
ochłonie uda jej się z nim porozmawiać jak z człowiekiem. Odwróciła się i
ruszyła w stronę drzwi, jednak w tym momencie Snape poruszył się na fotelu.
- To
Bella – powiedział. – Byłem wczoraj w Malfoy’s Manor.
-
Widziałeś Ginny? – spytała cicho.
-
Widziałem. I pomogłem jej. Dlatego dostałem.
Minerwa
podeszła do biurka i usiadła na jednym z foteli.
- Jak
ona się czuje?
- Jest
wyczerpana. Torturują ją, a teraz kiedy Bella ma na mnie oko, muszę niezwykle
uważać. Jeśli nas złapią, jak będziemy uciekać z Malfoy’s Manor... zabiją nas
oboje.
Przez
chwilę milczeli, wpatrując się każdy w swoje dłonie.
- Jaki
masz plan?
- Nie
mam – przyznał Snape. McGonagall dopiero teraz zrozumiała, jak wielkie
podejmowali ryzyko.
- Musimy
coś wymyślić.
- Wiem,
do cholery! – powiedział głośno Snape. – Myślisz, że nie próbowałem? Myślisz, że co,
zostawię tą dziewczynę na śmierć?
- Nie,
Severusie… - odparła McGonagall, jednak Snape nakręcał się, coraz głośniej
mówiąc.
- Nie
mam bladego pojęcia, jak jej pomóc! Jedyną opcją w tym momencie jest pozbycie
się przeszkody, jaką stanowi ta psychopatka.
- Nie
możesz jej po prostu zabić – odparła dyrektorka po chwili. – Wiem, jak
niedorzecznie to brzmi, ale zastanów się. Jak myślisz, ile czasu minie zanim
Voldemort zorientuje się, że zniknęła?
- Miejmy
nadzieję, że wystarczająco, żeby wyprowadzić stamtąd dziewczynę.
McGonagall
przerażona patrzyła na przyjaciela. Porywał się na ogromne niebezpieczeństwo,
dla siebie, dla Ginny, dla wszystkich.
- Chcesz
ryzykować atakiem na Hogwart? Wiesz, że Czarny Pan jest nieobliczalny…
-
Doskonale o tym wiem! – krzyknął Snape. – Lepiej niż ktokolwiek inny!
Severus
Snape nienawidził momentów, w którym ktoś śmiał twierdzić, że zna Voldemorta.
Ludziom łatwo było mówić jaki jest, a jaki nie jest, ale prawda była taka, że
cokolwiek ludzie mówili złego o Lordzie Voldemorcie – w rzeczywistości było
milion razy gorsze. Ale… Snape zmarszczył brwi. Była jedna rzecz, którą
wiedzieli wszyscy. Może i był nieludzki, ale miał jedną, żelazną zasadę.
- Jeżeli
nie ma innego…
- Może
nie musimy ryzykować atakiem – powiedział Snape, nie słuchając, co ma do
powiedzenia jego przyjaciółka. – Możemy pozbyć się Belli raz na zawsze.
- Co
masz na myśli? – spytała Minerwa, z błyskiem nadziei patrząc na mężczyznę.
-
Voldemort jest zły, do szpiku kości, ale ceni sobie lojalność. Ponad wszystko.
Nawet nie wiesz ilu ludzi wymordował, za choćby podejrzenie o zdradę – Snape popadał
w coraz większy słowotok. Dostrzegł dla nich szansę, że też
wcześniej na to nie wpadł! – Bella jest mu oddana jak nikt inny, wśród
Śmierciożerców krążą nawet pogłoski, jakoby była zakochana w Czarnym Panu. Możemy
to obrócić na naszą korzyść.
-
Zwolnij, Severusie, nie nadążam za tobą.
-
Zabijemy ją, oskarżając o zdradę.
Minerwa
patrzyła z ciężkim szokiem na przyjaciela, kiedy ten żywo tłumaczył jej plan
uwolnienia Ginewry. I choć wydawał się doskonały, również niósł za sobą spore
ryzyko. Ryzyko, które Severus gotów był ponieść. Kiedy kobieta opuściła jego
gabinet, opadł na fotel i przez długą chwilę patrzył się w okno. Naprawdę
jesteś gotów zaryzykować własnym marnym życiem za życie tej dziewczyny? spytała
pogardliwie jego podświadomość. Odpowiedź znał zanim padło pytanie. Przez całe
życie szpiegował, mordował, torturował, znęcał się nad ludźmi w imię wyższego
dobra. Jego istnienie zaczął jednak kwestionować, po rozmowie z Albusem, kiedy
ten przyznał czym tak naprawdę jest dla niego Potter. Bez wyższego celu,
wszystko co zrobił Severus Snape było po prostu złe. Nawet w jego mniemaniu,
pozbawionym sumienia, które by to usprawiedliwiało. Niestety jeśli człowiek ma
styczność z taką ilością zła, jego serce staje coraz bardziej czarne, zamienia
się w kamień, aż pewnego dnia, nie zostaje z niego nic. Severus nie miał
pojęcia jak bardzo jego serce jest skamieniałe, ale w tym akcie desperackiego ratunku
dostrzegł ratunek i dla siebie. Dostrzegł światło, które zawdzięczał tej głupiej
Granger. Zmieniła go, a przynajmniej pragnął, aby tak było. Ona dała mu
nadzieję. Coś, czego nie znał. Czego potrzebował.
W tym
samym czasie głupia Granger mamrotała pod nosem, sporządzając bezsensowne
notatki o rzeczach, które doskonale znała. Musiała się uspokoić, ale po każdej
rozmowie z nietoperzem było jej coraz trudniej. Ten jego upór, jego arogancja i
krnąbrność doprowadzała dziewczynę do wściekłości. Za nic nie chciał dać sobie
pomóc, jakby to była ujma na honorze. Jest aż tak arogancki czy może uważa, że
ona nie byłaby mu w stanie pomóc? Żadna z tych odpowiedzi nie była przyjemna. I
do tego ta agresja w oczach… Przestraszył ją. Dlatego się wycofała. Nie wiedziała,
do czego może być zdolny, w końcu… Zabił Dumbledore’a. Opanuj się, tylko się
pogrążasz, podpowiadała jej podświadomość. Miała rację. Ciągle o tym myśląc
sama pchała się w wir wściekłości, z którego musi się teraz wyrwać. Napędzała
swój własny gniew. Wzięła kilka głębokich oddechów i odczekała, aż jej serce
znów zabiło normalnym rytmem. Postanowiła iść na zajęcia Snape’a, ale
zachowywać się, jak gdyby nic się nie stało. Dziecinne podejście, ale jeśli
Snape tak chce – Hermiona zapomni, że cokolwiek widziała w jego gabinecie.
Podążyła pod salę, gdzie zniecierpliwieni uczniowie drugich klas szeptali
między sobą, prawdopodobnie wymyślając tuziny powodów spóźnienia profesora.
Kiedy ją zobaczyli, ucichli. Dopiero po chwili, z tłumu padło nieśmiałe
pytanie.
- Czy
profesor przyjdzie na lekcje?
-
Profesor Snape musiał załatwić kilka ważnych spraw dzisiaj rano, ale z
pewnością za niedługo przyjdzie – powiedziała Hermiona, dużo spokojniej niż
planowała.
- Pani
poprowadzi za niego lekcje?
Hermiona
uśmiechnęła się.
- Nie,
profesor Snape naucza Eliksirów, ja natomiast Historii Magii.
- A nie
może go pani zastąpić?
Hermiona
poczuła się lekko zakłopotana. Nie była jeszcze nawet oficjalnie nauczycielem,
a uczniowie już woleli ją niż Snape’a. Chociaż właściwie jej to nie zdziwiło.
Każdy jest lepszy od Snape’a. Nagle nadzieja zniknęła z twarzy dzieciaków, a
zamiast niej pojawił się strach. Odwróciła się, podążając za ich wzrokami i
nagle serce jej stanęło. Tuż za nią stał profesor Groźny-Nietoperz we własnej
osobie i przeszywał ją swoimi stalowymi tęczówkami. Bez słowa wpuścił uczniów
do Sali, a kiedy zamknęły się za nimi drzwi, odezwał się do dziewczyny.
-
Przepraszam, że na ciebie nawrzeszczałem.
Hermiona
stała oszołomiona, niedowierzając własnym uszom. Czy Snape ją właśnie…
przeprosił?
-
Słucham? – odparła zszokowana.
- Nie
powinienem podnosić na ciebie głosu, chociaż twoje zachowanie było niezwykle
irytujące.
-
Brzmiało lepiej zanim pan to dodał – powiedziała cicho dziewczyna, na co Snape
zrobił dobrze znaną minę.
-
Widzisz, Granger, o tym mówię.
Dziewczyna
ugryzła się w język. Widziała, że profesor nie przywykł do przepraszania,
postanowiła więc wyjść mu naprzeciw. Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, na co
on w pierwszej chwili zareagował zdziwieniem. Chwilę potem jednak wykrzywił
usta w grymas, który przypominał lekki uśmiech. Podszedł do drzwi, jednak zanim
nacisnął klamkę usłyszał słowa Hermiony:
-
Przeprosiny przyjęte.
Spojrzał
na nią, Wciąż się uśmiechała. W jej policzkach znów widoczne były dwa
wgłębienia. Wszedł do klasy, tym razem nie zatrzaskując za sobą drzwi.
Hermiona
nie miała pojęcia, dlaczego uśmiech nie chciał zejść z jej twarzy. Po raz
pierwszy doświadczyła czegoś miłego ze strony Snape’a i chociaż logika
podpowiadała jej, że mógł być to jednorazowy czyn, jej serce biło szybciej na
to wspomnienie. Przeprosił ją, uśmiechnął się do niej, nie uraczył żadnym
zgryźliwym komentarzem. Jeszcze kwadrans temu myślała, że to będzie
beznadziejny dzień. Teraz jednak uśmiechnięta maszerowała do swojego gabinetu,
przekonana, że nie będzie tak źle. Zamknęła za sobą drzwi i w tym samym
momencie jej skronie zapulsowały nieznośnym bólem. Rozbłysk światła poprzedził
kolejne urywane obrazy, tym razem Hermiona widziała je, jak na jawie.
Snape
zakładał jej kosmyk za ucho.
Ona
wplotła swoją dłoń w jego.
Obejmował
ją.
Hermiona
go pocałowała.
Wziął ją
na ręce.
Hermiona
pochylała się nad nim.
Kochał
się z nią.
Zaraz
potem zobaczyła, jak celuje w nią różdżką i ujrzała kolejny rozbłysk światła.
Jej głowę zalała fala wspomnień, tak żywych, tak realnych, że dziewczyna aż
zakryła usta dłońmi. Pamiętała wszystko.
*
Uczniowie
nie przywykli do dobrego humoru Severusa Snape’a. Prawdę mówiąc, bali się
takich dni. Nie wiedzieli co to oznacza ani czego mogą się spodziewać. Tego przedpołudnia
Severus Snape nie podniósł głosu na żadnego ucznia, nie uderzał pięścią w stół,
ani nie rzucał morderczych spojrzeń po sali. Co prawda nie chwalił ich ani nie
zachowywał się miło w stosunku do nich. Był spokojny, opanowany, a jego uwagi
nie były zgryźliwe ani obraźliwe. Wielu uczniów myślało, że jest chory.
Niektórzy myśleli, że zwariował. Inni z kolei bali się, że ktoś się pod niego
podszywa. Jednak Severus Snape, zwyczajnie miał dobry humor. Największą zgrozę
budziły momenty, kiedy siadał za biurkiem i notując w zeszycie, uśmiechał się
po nosem.
Po
ostatnich zajęciach przed lunchem, Snape postanowił wykorzystać sytuację i udał
się na drugie piętro. Zamierzał pokazać Hermionie południowe obchody i
wytłumaczyć, jak one działają. Zapukał do drzwi, a dziewczyna od razu
odpowiedziała.
- Proszę.
Kiedy znalazł się w środku, od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Dziewczyna opierała się o swoje biurko, a w oczach miała pełno łez. Cicho zamknął za sobą drzwi, wciąż się jej przypatrując. Raptem kilka godzin temu była szczęśliwa, a teraz wyglądała jak siedem nieszczęść.
Kiedy znalazł się w środku, od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Dziewczyna opierała się o swoje biurko, a w oczach miała pełno łez. Cicho zamknął za sobą drzwi, wciąż się jej przypatrując. Raptem kilka godzin temu była szczęśliwa, a teraz wyglądała jak siedem nieszczęść.
- Co się
stało? – spytał podchodząc bliżej. Dziewczyna jednak szybko podniosła rękę,
która drżała, tak samo jak jej klatka piersiowa, dając znak, aby nie
podchodził. Z jej oczu popłynęło kilka łez, kiedy na niego spojrzała.
- Jak
mogłeś? – szepnęła. Snape był skołowany.
- Jak
mogłem, co? – spytał zdziwiony.
- Wiem,
co mi zrobiłeś.
Mina
Snape’a zrzedła w jednej sekundzie, kiedy zdał sobie sprawę o czym dziewczyna
mówi. To była niedorzeczne. Nie mogła wiedzieć. A jednak… Była roztrzęsiona, po
jej bladych policzkach spływały łzy, a ciało drżało. I ten wzrok, którym go
obdarzyła. Pełen wściekłości.
- Jak
mogłeś…? – powtórzyła jeszcze ciszej.
Nigdy
nawet nie wyobrażał sobie, że mogłoby dojść między nimi do tej rozmowy. Nie był
na nią przygotowany, nie wiedział co ma jej powiedzieć. Milczał, a gniew w jej
oczach rósł z każdą sekundą.
- Jak
mogłeś?! – krzyknęła, podnosząc się. – Jak mogłeś to zrobić?!
Hermiona zasłoniła dłonią usta. Zbyt długo tłumiła w sobie te emocje. Patrząc na niego, jak stał nieruchomo i
nawet na nią nie patrzył, wzbierała w niej złość.
-
Powiedz, do cholery!
Severus
nigdy nie słyszał tylu emocji w jednym, krótkim zdaniu. Jedyne co był w stanie
jej odpowiedzieć, ciężko przeszło mu przez gardło. Spojrzał prosto w jej oczy.
-
Przepraszam.
Stał
wystarczająco blisko, aby jej lecąca dłoń trafiła w jego policzek.
Niespodziewany cios wywołał w Severusie reakcję, na jaką dziewczyna czekała.
-
Zrobiłem, co uważałem za słuszne.
-
Słuszne dla kogo? Nie miałeś prawa decydować za mnie!
-
Miałem – powiedział. – Byłaś pijana, tak samo jak ja.
Hermiona
otworzyła usta ze zdziwienia i poczuła na języku smak swoich słonych łez.
- Ale
chciałam tego! – krzyknęła. Stali chwilę w milczeniu, nagle dziewczyna
powiedziała z wyrzutem. - Pierwszy raz byłam szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa.
- Byłaś
PIJANA! – wykrzyknął. Odsunęła się od niego, jednak trafiła na biurko i złapała
się za nie rękami. – Cierpiałaś po zerwaniu z Weasley’em, za dużo wypiłaś i
stało się!
- Myślisz,
że dlatego to zrobiłam? – krzyknęła, jednak jej głos łamał się.
- JA
WIEM, ŻE DLATEGO TO ZROBIŁAŚ – wrzasnął, a dziewczyna przeraziła się. W jego
czarnych oczach skakały ogniki, zdradzając jak bardzo jest wściekły. – Myślisz,
że uwierzę, że jakakolwiek kobieta, zwłaszcza ty, chciałaby być ze mną z
własnej woli?! Jestem Śmierciożercą – zrobił krok w jej stronę. – Gwałcicielem – znów zbliżył się o krok i stanął tuż naprzeciw dziewczyny. – Mordercą –
warknął prosto w jej twarz. - Nie mogłabyś mnie pokochać.
Hermiona
nie wierzyła w to, co słyszy. Była tak wściekła i zraniona, że w przypływie
gniewu, powiedziała bez zastanowienia jedyną rzecz, która mogła zaboleć
Severusa Snape’a.
- Masz
rację. Nie mogłabym.
Popatrzyła
na niego ostatni raz i wyprostowała się, pozwalając, aby po gorących od złości
policzkach, popłynęła cienka strużka łez.
"Autor płakał jak pisał" też się prawie popłakałam. Super, że Herma wreszcie odzyskała pamięć, teraz będzie się działo :D mam nadzieję, że uda się uratować Ginny, no i że przy okazji Sev nie zginie. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i wyrażam ogromną nadzieję, że pojawi się niedługo i że będzie przynajmniej 5 razy dłuższy :D
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie i czekam na nexta, Dacia ♥
Chyba najpiękniejszy i, jak na razie, mój ulubiony rozdział na tym blogu.
OdpowiedzUsuńTyle w nim przeróżnych emocji, że aż nie sposób wszystkich ogarnąć.
Niesamowicie jest czytać o wesołym, zadowolonym Severusie.
Jednak ostatnia część... o Merlinie.
Powiem szczerze, że ogarnął mnie smutek.
Nie spodziewałam się po Hermionie takiego zagrania. To był cios poniżej pasa. Nie pasuje mi to do tej miłej, rozsądnej dziewczyny o złotym sercu.
Obawiam się, że teraz wszystko, co do tej pory udało im się zbudować, pójdzie w pi... erwszym kierunku, jaki przyjedzie mu na myśl.
Ciekawi mnie również o co może chodzić z szyfrem do biblioteki Binnsa.
Mam nadzieję, że Severusowi uda się uratować Ginny i przy okazji nie przypłacić tego życiem.
Żeby tylko wszystko się ułożyło...
Niecierpliwie czekam na rozwinięcie wątków oraz wyjaśnienia.
Pozdrawiam serdecznie
Nieco skołowana
bullek
Boże czekam na następny ;^;
OdpowiedzUsuńWięcej Sevmione w rozdziale! /K
Ojejej chcę następy !! Boski rozdział !
OdpowiedzUsuńOooooooo! Nawet nie wiesz jak się ciesze na ten rozdział :D :D Może wrzucisz swoje opowiadanie kiedyś w PDFie żebym mogła je sobie wydrukować i oprawić (rozmarzona) :P ??
OdpowiedzUsuńBoziu boziu... Tyle emocji w jednym rozdziale! I ta końcówka?! :O oj Sev chyba długo nie zapomni tych słów...
Niecierpliwie czekam na rozwinięcie wątków :D
Pozdrawiam i całuje
Kora
Piękne, piękne, po stokroć piękne!
OdpowiedzUsuńJeej .. nie wiem co napisać .. to było cudowne !!! czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńTak! Odzyskała pamięć! Czekam na dalszy rozwój wydarzeń! ;)
OdpowiedzUsuńKnow-it-all
Ale super.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział mała ! :)
Przepraszam za spam!
OdpowiedzUsuńZapraszamy do Katalogu Granger, zbierającego opowiadania, w których jednym z głównych bohaterów jest Hermiona Granger, u boku innych osób. Poza opowiadaniami z Granger w roli głównej, znajdziecie tu również wiele ciekawych konkursów, dyskusji i pomysłów, które mamy nadzieję wdrożyć najszybciej jak to tylko możliwe. Stwórzmy razem prawdziwe stowarzyszenie, rozwijajmy swoje pasje i poznawajmy nowych ludzi!
katalog-granger.blogspot.com/
Suuper *-* Mam nadzieję , że Severusowi uda się uratować Ginny i nie przypłacić życiem. Kiedy następny rozdział ? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny. :*
Dopiero teraz trafiłam na twoje opowiadanie. przeczytałam jednym tchem. jest super. mam nadzieję ,że szybko pojawi się następny rozdział
OdpowiedzUsuńpozdrawiam m:)
Kochana !
OdpowiedzUsuńRozdział jest tak idealny, że normalnie brak mi słów.:)
Tyle emocji i jeszcze Severus wesoły O.o to się nie zdarza zbyt często, cieszmy się chwilą!
I nie dałaś długo się nią nacieszyć ostatnia scena,ehh biedna Miona biedny Sev, no tak dlaczego on zawsze taki jest dlaczego ?!
Nawet mnie zabolały jego słowa :(
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, bo z jednego na drugi coraz bardziej uzależniam się od tego opowiadania !
Pozdrowionka z patologicznej rodziny <3
Forever!
Przepraszamy za spam!
OdpowiedzUsuńZapraszamy do brania udziału w pierwszym konkursie Katalogu Granger! Podane są trzy tematy, interpretacja dowolna - czegóż chcieć więcej? Klawiatury w dłoń! Czekamy na Wasze prace. :)
Więcej informacji na temat konkursu na katalog-granger.blogspot.com/
Pozdrawiamy,
Załoga Katalogu Granger.
Serdecznie zapraszam do nowego Katalogu blogów o tematyce Potterowskiej! Pragniemy stworzyć spis wszystkich blogów związanych z tematem Harry’ego Pottera. Nie ważne, czy Twoja historia rozgrywa się w czasach Harry’ego czy też przed jego urodzeniem. Wolisz nowe pokolenie, czy też początki Hogwartu? Może pasjonują Cię czasy szkolne samego Lorda Voldemorta? Zapraszamy serdecznie! Przyjmujemy wszystkie blogi, zarówno aktualne, zawieszone jak również te zakończone. Nie gardzimy miniaturkami, drabble’ami, ani innymi formami. Dołącz do nas! Może razem uda nam się odbudować Naszą wspaniałą społeczność.
OdpowiedzUsuńhttp://wszystko-co-potterowskie-katalog.blogspot.com/
Witam Cię serdecznie! Trochę czasu upłynęło, zanim przeczytałam Twoje rozdziały i strasznie żałuję, że tyle czekałam! Niestety przygotowania do ślubu i powiększenia się rodziny są cholernie absorbujące ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że najpierw, kiedy dotarłam do sceny seksu strasznie się wkurzyłam. Że co?! Że niby już?! Co niby będzie dalej? Małe Severuski biegające po lochach? W pierwszej dziesiątce rozdziałów? No fucking way! Baaardzo lubię długie opowiadania i już chciałam zaprotestować, ujawnić swoją obecność za zasłoną sypialni i wyciągnąć Hermionę za włosy z łóżka, ale na szczęście wkroczył Snape. Bardzo podoba mi się pomysł z zaklęciem zapomnienia, jak i z przebłyskami i końiec - końców powrotem pamięci Hermiony. Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju akcji. I co do jasnej Anielki ukrywają przed nią Snape i reszta ferajny? Pozdrawiam!
Witam,
OdpowiedzUsuńwraz z dniem 21 marca b.r. zostanie otwarty nowy portal zrzeszający oceniające z różnych ocenialni, w tym z Ostrza Krytyki, gdzie Twój blog znajdował się w kolejce Marty. Ponieważ nasza fuzja ma na celu połączenie sił i ocenę wszystkich zgłoszonych blogów w jak najkrótszym czasie, Twój blog trafił do mojej kolejki. Jestem zainteresowana jego tematyką i bardzo chcę go ocenić. Marta wyraziła zgodę, ocenę najprawdopodobniej uzyskasz w ten sposób dużo szybciej. Czy zgadzasz się na taką zamianę?
Proszę o odpowiedź tutaj: http://daffniak.blogspot.com/p/pytaniauwagi.html
Pozdrawiam!
Dafne
PS Fuzja dostępna będzie pierwszego dnia wiosny pod adresem Wspolnymi-Silami.blogspot.com*
UsuńWłaśnie nadrabiam zaległości w czytaniu blogów i trafiłam do ciebie przez Dubhean. Bardzo fajne opowiadanie, a ostatni rozdział - mistrzostwo! Co prawda kiedy wykasowałaś Hermionie pamięć byłam nieźle wkur.... ale doszłam do wniosku, że to było genialne posunięcie i teraz będą mogli przeżyć swój "pierwszy raz" - jeszcze raz (być może na trzeźwo :D ) Dużo emocji, a końcówka powalająca!
OdpowiedzUsuńWeny życzę i nie mogę się doczekać na następny.
Pozdrawiam :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie radzisz sobie z uchwyceniem tych wszystkich emocji targających bohaterami. Szczególnie końcówkę miałaś genialną. Podobno każdy zasługuje na miłość, ale Severus ma trochę racji w tym, że wątpi, czy jakakolwiek kobieta byłaby w stanie go pokochać - w końcu nie ma ani łatwej przeszłości, ani łatwego charakteru.
OdpowiedzUsuńhttp://nocturne.blog.pl/
Czemu mnie to tak wciąga . Takie emocje . Jestem zachwycona . Ile jest geniuszy na tym świecie http://bojuznicnibedzietakiesame.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDo tej pory pisałaś rozdziały przeciętnej długości, choć raczej bliżej im było do tych krótkich, poprzedni był co najmniej dwa razy dłuższy, więc pomyślałam, że kolejny będzie podobnej długości, ale nie, znów wróciłaś do krótkich tekstów. Nie ma w tym nic złego, każdy pisze rozdziały na tyle, na ile uważa za słuszne, jeśli są dobrze napisane i przedstawiają to, co mają przedstawiać, mogą być nawet na cztery strony, ale nie powinno się przeskakiwać z krótkiego odcinka na długi. Każdy rozdział powinien być na mniej więcej tyle samo stron (czy tam słów, każdy sobie liczy po swojemu). Oczywiście tylko MNIEJ WIĘCEJ, dwie-trzy strony w tę czy w drugą (o ile zazwyczaj nie pisze się rozdziału na trzy-cztery strony) nie robi różnicy. Ewentualnie stopniowe wydłużanie tekstów jest do przyjęcia, ale takie skakanie (jak teraz nam fundujesz) nie jest ani dobre, ani nie wygląda estetycznie.
OdpowiedzUsuńJa jestem za długimi rozdziałami (o ile nie zawierają zbędnych zapychaczy i męczących błędów logicznych, które irytują), o takie zawsze zawracam głowę, ale powinnaś stwierdzić, jaka ilość tekstu na jeden rozdział Ciebie zadowala i takie powinnaś publikować. Tylko konsekwentnie.
Nie jestem pewna, ale chyba coś przyjemnego podziało się z czcionką. Albo trochę ją powiększyłaś, albo zmieniłaś typ. Bardzo mi się to podoba, zwłaszcza że szablon jest biały i gryzie po oczach (naprawdę, mam już od tego koloru blizny), a ta czcionka o wiele milej kontrastuje z tłem. Wcześniejsza wygląda jak roztarta, musiałam cały czas mrużyć oczy, ale już nie chciałam ględzić. Powinnaś ją jeszcze ujednolicić, żeby w każdym rozdziale była taka sama, użyć akapitów, a tekst zrobi się przejrzysty.
Podoba mi się to, jak opisałaś tęsknotę Hermiony za rodzicami. Bardzo bym chciała, żeby dziewczyna w końcu się pofatygowała i zabrała się za ich szukanie (oczywiście kiedy już naprawisz swojego Voldzia, wojna będzie wyglądać jak wojna, niebezpieczeństwo stanie się realne, a potem ktoś - niekoniecznie Potter - pokona bandę śmierciojadów i wszystko będzie pięknie), bo jestem ciekawa (pozostali Twoi Czytelnicy zapewne też), jak byś ich wykreowała i jak by wyglądały ich relacje z Hermioną.
To zaskakujące, jak bardzo Hermiona z Twojego ff tęskni za rodzicami (to już nie pierwsza taka scena), ale o Harrym i Ronie nie pomyśli. Nie rozmyśla o Lunie, Lupinie, Tonks i innych członkach Zakonu, którzy powinni być dla niej ważni, bo właśnie dzięki nim jest możliwe wygranie wojny i odnalezienie rodziców. Brakuje mi tych wszystkich postaci w myślach Hermiony, ale najbardziej brakuje mi ich w opowiastkach narratora. Skoro Hermiona ma wywalone na swoich przyjaciół - trudno. Ale narrator nie powinien pomijać tak ważnych postaci; mimo że nie biorą czynnego udziału w fabule (choć powinni, bo przecież każdy jakoś działa, a te działania mają wpływ na Voldemorta, jego plany, na cały czarodziejski świat czy choćby na artykuły w gazetach), powinni być chociaż tłem tła, narrator powinien jakoś wpleść ich imiona do fabuły, powinien użyć jakiegoś porównania (dlaczego np. Hermiona nie złapała się na tym, że nagle zrobiła się jakaś niezdarna i wpada na Snape'a jak Tonks kilka lat temu na tę cholerną nogę trolla robiącą za stojak), wspomnieć, jakiego to Hermiona nie ma szczęścia, bo teraz, kiedy jej największym zmartwieniem jest egzamin na nauczycielkę (Jezu, jak to fatalnie brzmi - jakby jeden egzamin mógł zrobić z uczennicy nauczycielkę), a jej przyjaciele zmagają się z wojną. Lupin próbuje coś zdziałać z wilkołakami. Moody (o ile jeszcze żyje) pewnie też nie ma łatwo. Bardzo mi tego brakuje. Nie mówię, że musisz o nich pisać w każdym rozdziale, ale przez dziesięć odcinków ani raz nie padło imię jakiegokolwiek członka Zakonu (poza Ronem i Harrym, o których wspomniałaś może ze trzy razy, choć uważam, że oni zasługują na uwagę o wiele, wiele częściej), a to chyba dość czasu, żeby wykreować jakiś świat, nakreślić Czytelnikowi, jak mają się sprawy poza Hogwartem. Gdybyś jeszcze szła zgodnie z fabułą - okej (choć nie zwalnia Cię to z pisania o tym), możesz sobie odpuścić jakieś szczegółowe opisy tego, co dzieje się w ministerstwie, jak rozwijają się plany Voldzia, co ze Snape'em. Ale Ty bardzo wiele pozmieniałaś, więc musisz zwrócić na to o ogromną uwagę, musisz poświęcić wykreowaniu świata i fabuły bardzo dużo czasu, a romans Snape'a i Hermiony jakoś sam się rozwinie. To fabuła ma kierować bohaterami. Pomyśl, jak by się zachowali w danej sytuacji, i tak to opisz. Bo póki co fabuła żyje swoim życiem, a bohaterowie swoim.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się za to wątek z dodatkową biblioteką. Duchy mają dużą wiedzą, znają Hogwart znakomicie, ale wydaje mi się, że uczniowie nie traktują ich poważnie, a przecież mogliby się wiele dowiedzieć. Hermiona wykazała się tu ogarnięciem, zagadała do Nicka, więc zyskała coś, na czym jej zależało. Podoba mi się też ta tajemnica Binnsa. Ogólnie jestem naprawdę zachwycona (naprawdę!), że postanowiłaś rozwinąć w opowiadaniu jego wątek; na początku myślałam, że to tylko jakieś denne wytłumaczenie, bo Binns to duch, nikt się nim nie interesuje, to można go wygrzmocić z opowiadania i wcisnąć na jego miejsce Hermionę (choć wciąż uważam, że wciskanie Hermionie, że duch czuje się źle, jest kiepskie), ale jestem bardzo zadowolona, że postanowiłaś zwrócić uwagę na bohatera, o którym raczej się nie pisze. Czytałam wiele różnych fanfików potterowskich (głównie z OC), ale w żadnym Binns nie pełnił żadnej większej roli poza byciem nudnym, przekręcającym nazwiska duchoramolem (choć i tak w większości ff nie był on wcale wspomniany - nawet w zdaniach typu ,,po obiedzie była historia magii z Binnsem, a potem coś tam"). To (jak dotąd) największy plus tego opowiadania, Sevmione zeszło w tym rozdziale na dalszy plan i nareszcie zaczynają się jakieś tajemnice. Nareszcie chce się czytać dalej dla samego zaspokojenia ciekawości.
No i przeskakujemy do Snape'a i dworu Malfoyów. Nie ukrywam, że czekałam na konfrontację Belli i Severusa, bo byłam ciekawa, jak przedstawisz ich relacje. Wiadomo, że za sobą nie przepadają, ale ich znajomość jest specyficzna, bo Snape olewa Bellatriks, traktuje ją nawet uprzejmie, a ona się rzuca. Ich charaktery są zupełnie odmienne, dlatego każda rozmowa tej dwójki może być interesująca.
Bellatriks nie ufa Snape'owi i doskonale to oddałaś. Nie jestem pewna, czy kanoniczny Snape pozwoliłby sobie na krzywienie się z bólu w obecności Belli, która tylko czeka, żeby złapać go na zdradzie czy słabości. Ale to prawie nieistotny szczegół.
OdpowiedzUsuńRana Snape'a przypomina mi tę, którą Nazgul (o ile dobrze pamiętam, nie jestem wielką miłośniczką ,,Władcy Pierścieni") zrobił Frodowi. Zastanawia mnie, co to było za zaklęcie, przed którym Snape nie mógł się obronić, a znała je Bellatriks. Zawsze wydawało mi się, że są na podobnym poziomie jeśli chodzi o znajomości czarnej magii czy magii w ogóle (może poza Patronusem, bo Snape był jedynym śmierciożercą, który potrafił go wyczarować), dlatego zaszczepiłaś we mnie kolejne nasionko (już drugie) ciekawości.
Jak na nacisk, który kładziesz na Sevmione w tym opowiadaniu, scena z bolącą blizną/raną jest całkiem dobrze napisana. Dodałabym więcej opisów, bo zawaliłaś nas praktycznie samymi dialogami, ale są one całkiem znośnie zrobione, Snape nareszcie jest nieugięty (obawiałam się, że po jakimś czasie Severus ulegnie Hermionie i będzie znowu miętkim wujciem).
Jasna sprawa, Voldemort jest nieobliczalny. Ale jest przede wszystkim świetnym taktykiem, nie pozwoliłby sobie na atak na Hogwart całkiem z dupy, bo jego niby wierny sługa zabił Bellatriks. Z całą pewnością doszedłby do prawdy, a potem zemściłby się na tym, kogo obarczyłby śmiercią Belli (słusznie lub nie), ale wątpię, żeby to miało doprowadzić do ataku na Hogwart. Wiemy z książki, że Voldzio do ostatniej chwili odwlekał atak. Przejął ministerstwo, Hogsmeade, Pokątną i inne czarodziejskie miejsca, ale Hogwart był jako tako nienaruszony. Zaatakował zamek dopiero wtedy, kiedy dowiedział się, że Harry szuka horkruksów i że będzie w szkole. Dopiero wtedy Voldek rzucił wszystko, ponieważ miał okazję dorwać Pottera, którego ścigał. Do tego dowiedział się o poszukiwaniu horkruksów, bo Harry włamał się do Gringotta. Nie kojarzę, aby u Ciebie Harry dokonał czegoś podobnego, co zwróciłoby uwagę Voldzia, więc nie mam pojęcia, dlaczego ten nagle wie, że Harry szuka horkruksów. Gdyby się dowiedział, od razu zabezpieczyłby swoje cząstki duszy, a potem zastawił na Pottera pułapkę, jak to było w książce. Ale żeby się mścić na Hogwarcie za śmierć Belli? Bardzo wątpię.
Bardzo jestem ciekawa, jak Snape chce wmówić Voldkowi, że jego najwierniejsza sługa chce go zdradzić, ale nic, czekam na rozwój sytuacji. Niech Snape w końcu udowodni, że zasługuje na miano świetnego podwójnego agenta.
Profesor Groźny-Nietoperz przebił wszystkie dotychczasowe określenia Snape'a, które padły w tym opowiadaniu. :D
I dlaczego, do jasnej ciasnej, przeprosił Granger? A miało być tak pięknie. :(
No i Hermiona wszystko sobie przypomniała. Gdyby to było takie proste, nic nie wyszłoby z kariery Lockharta, który używał dokładnie tego samego zaklęcia, a dodatkowo był marnym czarodziejem, więc Obliviate w jego wykonaniu musiało być słabsze od Obliviate Snape'a. Albo po prostu Hermiona jest tą Najmądrzejszą i Najinteligentniejszą Wiedźmą Od Czasów Roweny Ravenclaw, tylko jeszcze o tym nie napisałaś (przyrzekam, że jak znajdę w tym opowiadaniu to określenie, to napiszę to o owo, bo to jedno z typowych blogaskowych określeń, a nie mam Twojego opowiadania za blogaska).
Mimo że akcja potoczyła się średnio logicznie, to podoba mi się końcówka. Rozsądek Snape'a plus reakcja Hermiony - nie jest źle. Byłam pewna, że skończy się to albo w łóżku, albo gorącym pocałunkiem, ale nie, Hermiona ruszyła głową. Powiedziała gorzkie słowa, ale zachowała się w końcu jak Hermiona. Coraz bardziej podoba mi się ta myśląca Granger. Chyba powinnam trochę bardziej uwierzyć w Twoje pomysły. :)
Ogólnie rzecz biorąc - to najlepszy rozdział, który do tej pory napisałaś. Pomiędzy dziesiątką a jedenastką jest naprawdę ogromna przepaść (oczywiście na Twoją korzyść) - zarówno w kreacji bohaterów, w opisach i nawet w dialogach. Zaczynam się cieszyć, że podjęłam się czytania Twojego ff. :)