Pierwsze promienie słońca wyłoniły się zza horyzontu i rozjaśniły twarz Severusa. Otworzył oczy, nie spał. Odwrócił się na plecy i popatrzył na zgniłozielony baldachim nad łóżkiem. Zakrył jedną dłonią twarz i westchnął. Morfeusz nie zlitował się nad nim tej nocy. Opuścił nogi i popatrzył na swoje dłonie. Chciał unikać kontaktu z dziewczyną, a jak na złość, zataczają kółko. Uznał jednak, że jak na razie nie ma powodów do obaw. Jeśli dzisiaj pokaże się jej ze swojej typowej strony, zrównoważy szalę i wszystko będzie dobrze.
Okazja nadarzyła się zaraz po śniadaniu. Szedł
właśnie korytarzem w kierunku do zejścia do lochów, gdy nagle ktoś z impetem potrącił go od tyłu.
Utrzymał równowagę i rozglądnął się. Hermiona Granger, we własnej osobie. Stała
nad upuszczoną torbą i patrzyła na niego wystraszona.
- Granger - powiedział.
- Najmocniej przepraszam, profesorze. Ja nie..
nie zauważyłam pana. Przepraszam.
- Nie zauważyłaś mnie na środku korytarza?
Uczniowe wokół nich patrzyli się na profesora równie
wystraszeni co dziewczyna. Wszyscy woleli unikać profesora szerokim łukiem, a
ta dziewczyna właśnie wpadła prosto na niego i omal go nie wywróciła. Cisza na
korytarzu zaczęła gęstnieć, jakby ich ktoś wrzucił do zupy mlecznej.
- Po prostu się spieszę... Szukałam czegoś w
torbie i... Przepraszam, naprawdę.
Gdyby byli sami, odpuściłby. A przynajmniej
byłby trochę mniej złośliwy. Ale wśród uczniów musiał utrzymać reputację.
- Wielka szkoda, że Gryffindor nie może tracić
przez ciebie punktów. Inaczej właśnie wyszlibyście na zero. A jeśli masz
problem ze wzrokiem, radzę kupić okulary. Chociaż patrząc na pana Pottera, nie
wiem czy to pomoże.
Hermiona spuściła wzrok i patrzyła na swoje
buty. Co się stało z wczorajszym Snape'em, który nawet pozwolił jej mówić do
siebie po imieniu?
- Naprawdę mi przykro, profesorze.
- Naprawdę mam to gdzieś, Granger. Zbieraj
swoje rzeczy i znikaj mi z oczu.
Nie patrząc na niego zabrała torbę z podłogi i
szybko odeszła. Snape rozglądnął się groźnie po korytarzu.
- Mam zacząć odejmować punkty? - i nagle na
korytarz powrócił dawny gwar, uczniowie rozeszli się w swoje strony. Snape
natomiast ruszył do lochów na zajęcia.
Hermiona cicho uchyliła drzwi biblioteki i
rozłożyła się na wolnym stoliku pod oknem. Wyciągnęła pergamin i kałamarz i
podeszła do pierwszej półki. Przeskakiwała z tytułu na tytuł, aż w końcu
znalazła interesujący ją tom i przyniosła go na stół. Usiadła wygodnie i
otworzyła księgę.
"Od pradawnych dziejów ludzie uprawiali magię we wszystkich zakątkach świata. Pierwsze wzmianki pojawiają się około IV wieku p.n.e., kiedy to rodzina Ollivanderów rozpoczęła swą różdżkarską działalność. Pierwszy znany nam członek tej rodziny - Geraint Ollivander, od małego zajmował się wytwarzaniem i dopasowywaniem różdżek. Uznaje się go za twórcę sklepu przy ulicy Pokątnej."
Przekartkowała do połowy, znała tą książkę
bardzo dobrze, ale nie wiedziała od czego ma zacząć. Zaczęła czytać o
magicznych symbolach, lecz docierały do niej tylko pojedyncze słowa. W tej
chwili jej myśli zajmował pewien czarnowłosy nietoperz. Nie bardzo wiedziała, o
co mu chodzi. Podczas wczorajszego obchodu był dla niej wyjątkowo miły, a
dzisiaj znów ją obrażał. Może wczoraj był chory, miał gorączkę, albo był pijany? Wiedziała jedno, jego humory kiedyś ją wykończą. Ich współpraca znów
wydawała się dziewczynie czymś niewyobrażalnym. Nagle przed jej oczami mignął
niewyraźny, mglisty obraz. Snape... Pojawił się kolejny. Pochylał się nad nią.
Następny obraz. Całował ją w policzek. Dziewczyna krzyknęła i odskoczyła od
stołu. Stała trzymając się za głowę. Co to było?
- Coś się stało? - zza rogu wychylała się
zaniepokojona pani Pince.
- Nie, nic, przepraszam panią..
Kobieta kiwnęła głową i zniknęła. Dziewczyna
zakryła usta dłonią i usiadła przy stole. Była zdezorientowana. Co właśnie
widziała?
Tymczasem Snape pogrążony w mroku sali,
siedział za biurkiem oceniając testy piątoklasistów. Śmiać mu sie chciało, gdy
czytał odpowiedzi niektórych uczniów. Nie podejrzewał ich o tak totalną
głupotę. Kiedy skończył, było już późnie popołudnie. Poczuł doskwierający głód,
przywował więc do siebie skrzatkę i poprosił o obiad do jego prywatnych komnat.
Posłusznie zjawiła się tam kilka chwil później z tacą, na której stał talerz oraz
szklanka soku pomarańczowego. W spokoju skonsumował kawałek duszonej jagnięciny
i kilka pieczonych ziemniaków. Odstawił opróżnione naczynia spowrotem na tacę i
oparł się na fotelu. Patrzył jak przez małe okno wpadają ostatnie promienie
słońca, rzucając delikatne światło na panujący w komnacie półmrok. Złote
promyki natychmiast skojarzyły mu się z kolorem oczu pewnej gryfonki. Przymknął
powieki i pozwolił swoim wspomnieniom swobodnie płynąć. Wydarzenia poprzedniej nocy wzbudzały na jego twarzy uśmiech, każde wspomnienie o pocałunkach, o jej
dotyku, zapachu przyprawiały go o nową porcję dreszczy. Była niesamowitą
kochanką. Snape niemal czuł jej dotyk na swojej skórze. Pragnął
jej od tamtej pory jeszcze bardziej. Pragnął ponownie poczuć ją przy sobie. I
chociaż wiedział, że jest to niemożliwe, tego wieczora nie zamierzał
powstrzymywać swojej wyobraźni. Przypominał sobie każdy detal. Jej delikatne
dłonie, jej miękkie usta... Nagle otworzył oczy i przejechał kciukiem po dolnej
wardze, a kącik ust podniósł się nieznacznie. Miał w swoim życiu wiele kobiet,
ale takiej... jeszcze nigdy. Jako Śmierciożerca, sługa Czarnego Pana wiele razy
był w ten sposób "nagradzany" przez swojego Mistrza. Wiele kobiet,
mugolskich i tych czystej krwi, chciało pokazać Voldemortowi swoje oddanie dla
jego sprawy. To jednak było coś zupełnie nowego. Prawdziwe, czyste, niewinne
emocje. Niczym nie spaczone. Przez jego myśl przemknęło nagle niespodziewane
wahanie. Przecież była pijana. Czemu się oszukujesz? Myślisz, że to coś
znaczyło? Nawet gdybyś jej nie usunął pamięci, zachowywałaby się tak
samo. Próbował zagłuszyć nieznośny głos w swojej głowie, lecz ten uparcie
kontyunuował swój monolog. Proszę cię, nie osłabiaj mnie. Wyrzuty sumienia
w twoim wykonaniu wyglądają śmiesznie. Żałośnie. Popatrzył na stolik, na
którym wciąż stała nienaruszona szklanka whiskey. Wstał i ruszył w jego stronę, jednak w tym momencie poczuł pieczenie lewego przedramienia.
Kurwa, zdążył tylko pomyśleć. Głośny huk rozniósł się po
pomieszczeniu i Snape zniknął.
- Kochaniutka, za 5 minut zamykamy.
Hermiona podniosła wzrok znad pergaminu i
kiwnęła głową do pani Pince. Rozprostowała kręgosłup i zamknęła opasły tom,
który polewitował na swoje miejsce. Popatrzyła przez okno, lecz zobaczyła w nim
jedynie swoje własne odbicie. Zmęczenie odznaczyło się na jej twarzy. Oczy
miała lekko podkrążone, a pod powiekami czuła piasek. Zebrała pergaminy w jeden
stosik, złożyła je i schowała do torby. Zarzuciła ją na ramię i wyszła z
biblioteki na pusty korytarz. Nieobecna przemierzała korytarz. W głowie nadal
widział wytwory swojej chorej wyobraźni. Dlaczego, na gacie Merlina, wyobraziła
sobie jak Snape ją całuje? Był zimny, nieczuły, złośliwy. A do tego stary!
Potrząsnęła głową odpędzając od siebie erotyczne fantazje i pomaszerowała do
swoich komnat. Dopiero ściągając z siebie czarną szatę przypomniała sobie, że
nic nie zjadła od śniadania. Jednak głód nie doskwierał jej tak bardzo, jak
uporczywe wizje w głowie. Nalała sobie szklankę whiskey i z grymasem na ustach podniosła
naczycie. Odstawiła szklankę głośno na stół i wykrzywiła się. Gorzki smak
akoholu rozniósł sie po całym jej ciele. Rozmasowała szyję zesztywniałą od
długiego czytania i zrzuciła koszulkę. Nalała wody do wielkiej wanny i oddała
się wieczornej kąpieli.
Snape stanął obok Lucjusza Malfoy'a i skinął
mu głową na powitanie. Jako jeden z ostatnich przybył na spotkanie z Czarnym
Panem. Widział, że Voldemort jest wściekły.
- Ah, Severusie - znajome przeciągnięcie
ostatniej spółgłoski przyprawiło Snape'a o dreszcze. Lodowate ślepia patrzyły
prosto na niego, a twarz wykrzywiała się w niesmaczny grymas. - Cieszę się, że
udało ci się w końcu do nas dołączyć. Chodź. Usiądź - wskazał ręką na krzesło
obok siebie. Snape zajął wskazane miejsce i czekał. - Dyskutowaliśmy właśnie, w
naszym małym gronie. Jak widzisz wezwałem tylko kilkoro z was, bowiem reszta,
no cóż.. Zajęta jest poszukiwaniami pewnej szlamy. Czyżbyś wiedział o kim
mówię?
- O Granger, panie - odpowiedział Snape bez wahania.
- Tak, Severusie. O tej brudnej szlamie,
Granger - jej nazwisko wypluł z pogardą. - Czy wiesz coś na jej temat?
Snape popatrzył beznamiętnie na swojego Pana.
- Nic więcej, czego Mistrz nie wie.
- Doprawdy? Zatem powiedz mi, drogi Severusie,
dlaczego nasz Draco został osadzony w Azkabanie?
- Panie? - Snape popatrzył zdziwiony na
Czarnego Pana.
- Według Lucjusza, jego syn został tam zesłany
za atak na pewną bardzo szczególną szlamę. Na Granger, jeśli się mylę. Więc
wyjaśnij mi, Severusie, jak to możliwe, że Draco zaatakował dziewczynę, której
twierdziłeś, że nigdy tam nie było?
Snape z kamienną twarzą wpatrywał się w
Czarnego Pana.
- Draco Malfoy, nie ubliżając mu, to
niedoświadczony dzieciak, chętny tylko do torturowania i zabijania – Usłyszał,
jak Lucjusz głośno wciągnął powietrze. - Wybacz, Lucjuszu, ale twój syn to
idiota - widząc wyrazy twarzy zebranych postanowił brnąć w swoje kłamstwo
najspokojniej jak umiał. - Dziewczyna podająca się w Hogwarcie za Hermionę
Granger, nie jest, niestety, nią. Osobiście to sprawdziłem. Zakon wysłał
jednego ze swoich ludzi z eliskirem wielosokowym do szkoły, aby prawdziwa
Granger mogła ukryć się gdzieś indziej. Gdzie, tego niestety nie wiem. Dlatego
właśnie uznałem, że ta informacja jest nieistotna, panie. Wybacz mi, jeśli się
myliłem - Snape pochylił lekko głowę w geście skruchy.
- Masz rację Severusie, ta informacja, w
rzeczy samej, jest nieistotna - westchnął Voldemort, a z jego ust dał się słyszeć syk
niezadowolenia. - A więc nadal nie znamy miejsca jej przebywania.
Snape przecząco pokręcił głową, a jego
towarzysze zawtórowali mu. Czarny Pan odwrócił głowę w bok i oparł brodę na swojej
dłoni. Z boku doskonale widać było jego wężowe rysy twarzy, płaski nos i bladą,
śliską twarz, oświetlaną teraz przez lekkie płomienie świec na stole.
- Alecto - zwrócił się nagle do kobiety
siedzącej przy drugim końcu stołu.
- Tak, panie?
- Jak idą poszukiwania?
- Ciągle bez zmian, mój panie. Żadnych śladów,
poza tymi, które już zbadaliśmy. Nasi ludzie wciąż są jednak w terenie.
- Dobrze. Walden. - zwrócił się do
podstarzałego czarodzieja naprzeciwko Alecto. - Jak idą przesłuchiwania?
- Również bez zmian, Panie. Młoda Weasley’ówna
jest oporna, a jej brat zbyt wiele nam nie pomógł.
- I raczej już nie pomoże, skoro
postanowiliście pozbawić go życia.
Mężczyzna powstrzymał się od komentarza i
tylko spuścił głowę mamrocząc pod nosem. Voldemort wciąż wpatrywał się w
przestrzeń.
- Weasley nie żyje, Potter uciekł razem z tą
wariatką Lovegood, a jedyny punkt zaczepienia jaki mamy leży nieprzytomny! Cudnie,
po prostu wspaniale. Banda idiotów! - ryknął na nich.
Zebrani ze strachem patrzyli na twarz ich Mistrza.
Nie było na niej widać żadnych oznak wściekłości, to była jedna z jego
najbardziej przerażających cech. Blada twarz nie zmieniała koloru, a usta nie
wykrzywiały się w żaden grymas podobny do gniewu. Śmierciożercy patrzyli tępo w
stół lub zerkali po sobie. Tylko dwie pary oczu skierowanie były na Voldemorta.
Nagle ciszę przerwał dobrze znany, kobiecy głos.
- Panie… - odezwała się Bellatrix. – Uważam,
że powinniśmy mocniej przycisnąć tą rudą zdrajczynię. W końcu… to dziewczyna
Pottera… Na pewno jej się zwierzał. Na pewno coś wie.
- Obawiam się, moja droga, że na dziś
wyczerpaliście limit jej wytrzymałości. Spróbujecie jutro, z samego świtu.
Reszta – popatrzył w końcu na swoich poddanych. – Kontynuujcie poszukiwania.
Tępy huk zawtórował deportacji i pośród
zgromadzonych rozległa się fala westchnień ulgi. Snape siedział nieruchomo
patrząc na do niedawna zajmowany fotel. Słyszał kroki rozchodzących się ludzi,
ich głosy, ale to co mówili, nie docierało do niego. Udało mu się uchronić
Granger. Na razie.
- Severusie – Narcyza usiadła obok niego.
Omiótł wzrokiem puste pomieszczenie i popatrzył na kobietę. Miała twarz pooraną
zmarszczkami, a oczy opuchnięte. Biedna kobieta.
- Narcyzo, wybacz moje słowa. Jednak Draco
musiał ponieść karę za swoje czyny. Prawie zabił niewinną osobę.
- Wiem – szepnęła. – Mój syn jest zły, wiem
o tym.
- Widziałaś się z nim?
- Nie. Nie miałam odwagi.
Snape nic nie odpowiedział.
- Severusie… - kobiecie zaczął łamać się głos.
Mężczyzna dotknął je splecionych dłoni i popatrzył w jej oczy.
- Nie martw się. Kiedy Draco wyjdzie…
naprawimy to.
- Jak Severusie? Jak? – kobieta była bliska
płaczu.
- Jeszcze nie wiem. Obiecuje ci jednak, że
zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby sprowadzić Dracona na dobrą stronę.
- To się nie uda. I ty o tym wiesz. Wiele razy
próbowaliśmy. I nigdy się nie udało.
Snape sam wątpił w swoje słowa. Chciał jednak
pocieszyć kobietę. W gronie Śmierciożerców ona jedyna nie była zepsuta. Ona jedyna
miała w sobie resztkę uczuć, nie zbezczeszczonych chorymi wyznaniami Voldemorta.
Szanował ją za jej siłę. Droga jej życia prowadziła do piekła, u boku męża
tyrana i syna mordercy, jednak ona walczyła. Co, niestety, przynosiło marne i
niezauważalne skutki.
- Chciałabym stąd uciec. Jak najdalej. Od
Lucjusza, od... Czarnego Pana… - Snape patrzył bezsilnie jak kobieta ociera z
twarzy łzy. Nie mógł nic dla niej zrobić. Chciałby ulżyć jej w cierpieniu,
ulżyć w bólu codziennego życia. Nagle w jego głowie zrodził się pewien pomysł. Nie, pomyślał. Gdybym zabrał ją do Hogwartu mogłaby przypadkowo zobaczyć Hermionę. I nagle doznał olśnienia. Narcyzie Malfoy jako jedynej osobie z grona
Śmierciożerców ufał na tyle, aby wyjawić całą prawdę. Może w końcu… Nie będzie
sam. Może mógłby na tym skorzystać.
- Narcyzo. To da się załatwić – chwycił jej
dłoń i z trzaskiem opuścili Malfoy’s Manor.
Aportowali się na środku gabinetu Snape’a.
Narcyza ze zdziwieniem rozglądnęła się po wnętrzu i spojrzała na mężczyznę.
- Myślałam, że do Hogwartu nie można się
aportować.
- McGonagall zrobiła dla mnie wyjątek.
- Naprawdę? Dlaczego?
- Ognistej? – oparł pytaniem na pytanie.
- Poproszę – kobieta zajęła miejsce w fotelu
i obserwowała w ciszy jak płomienie tańczą na rozżarzonych deskach. Snape
usiadł w drugim fotelu i podał jej do połowy napełnioną szklankę.
- Narcyzo, jest coś o czym musisz wiedzieć.
- Tak?
- Twoja siostra… Nigdy się co do mnie nie
pomyliła.
W komnacie nastała cisza, jednak po Narcyzie
nie widać było żadnej reakcji. Popatrzyła na niego i z lekkim uśmiechem
odparła.
- Wiem, Severusie. Moja siostra rzadko się
myli.
Spodziewał się ujrzeć na jej twarzy
zdziwienie, przerażenie, szok, ale nie zobaczył nic. On sam za to patrzył na
nią zdzwiony.
- Wiedziałam, że jesteś szpiegiem, odkąd Bella
nakręciła się na ten temat. Wszystko co mówiła, miało sens i trzymało się
całości. A tak jak mówię, ona rzadko kiedy się myli – uśmiechnęła się widząc
jego wyraz twarzy.
- Więc dlaczego mnie nie wydałaś?
- Bo zrobiłeś coś, na co ja nie miałam odwagi.
Snape był zdumiony. W tym momencie, gdy
dotarły do niego słowa kobiety, zaczął szanować ją jeszcze bardziej. To co
przechodziła najwyraźniej nie umywało się do piekła, skoro gotowa była zdradzić
męża i syna.
- Severusie, dziękuję. Dziękuję, że chociaż na
chwilę mogę odpocząć – powiedziała i oparła bezwładnie głowę o zagłówek
fotela.
- Chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić –
powiedział wpatrując się w złoty trunek.
- Za nas, Severusie – uniosła szklankę
wznosząc toast.
- Za męczeństwo? – sptytał Snape ironicznie.
Naryza zaśmiała się.
- Za męczeństwo, towarzyszu niedoli –
stuknęli się naczyniami i opróżnili je.
- Narcyzo... – zaczął ponownie Snape. Chciał w końcu
zrzucić ciężar ze swoich barków. – Nie tylko w tej sprawie nie byłem uczciwy.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała zaciekawiona.
- Chodzi o Granger. Ona… ona jest w Hogwarcie.
Teraz to Narcyza wyglądała na zaskoczoną.
- Nie rozumiem.
- Musiałem kłamać. Ona o niczym nie wie.
- Jak to? Nie powiedziałeś jej…
- Nie, Narcyzo. Zakon musi chronić każdego
jednego członka, a ona jest bardzo istotna dla naszej sprawy. Gdyby dowiedziała
się o wszystkim… z pewnością zapragnęłaby opuścić szkołę, a wtedy domyślasz się,
co by się z nią stało.
- Severusie… Nie możesz ukrywać przed nią
takich rzeczy. Tu w końcu chodzi o…
- Wiem, Narcyzo – przerwał jej Snape. – Zakon
po prostu nie może pozwolić sobie na stratę kolejnego ważnego członka.
Narcyza zamyśliła się.
Narcyza zamyśliła się.
- A więc mój syn… To ją wtedy zaatakował,
prawda?
- Tak. W ostatniej chwili ją przed nim
uratowałem. Inaczej twój syn torturowałby ją, aż do śmierci.
Narcyza zakryła twarz dłonią i odwróciła głowę. Słyszał jej szloch, teraz zdał sobie sprawę, że nie musiał dodawać szczegółów.
Narcyza zakryła twarz dłonią i odwróciła głowę. Słyszał jej szloch, teraz zdał sobie sprawę, że nie musiał dodawać szczegółów.
- Powiedz mi, jak można być takim potworem? –
Narcyza z trudem mówiła, łzy zwilżyły jej usta, a szloch spowodował
spazmatyczny oddech. – Powiedz mi jak można wychować takiego potwora?
- To nie jest twoja wina.
- To ja jestem jego matką, Severusie. Ja. To
ja powinnam go wychować na porządnego człowieka, a zamiast tego…
- Nie miałaś zbyt dużego wyboru, Narcyzo. To
nie twoja wina, że urodziłaś się w takiej rodzinie, a nie innej. Że twój mąż
jest, jaki jest. Twój syn, naprawdę, nie miał wielkiego wyboru.
- Dobrze wiesz, że to kłamstwo! To, gdzie się
wychowywał to jedno, a to jak.. to inna sprawa.
- Wychowałaś go najlepiej jak umiałaś. I nie,
to nie jest kłamstwo.
Kobieta ledwo powstrzymywała drganie rąk. Jej
klatka piersiowa poruszała się szybko, a szloch przerodził się z łkanie. Snape
nie wiedział co nim kierowało w tamtym momencie. Poczuł ogromny żal dla tej
kobiety, ukląkł przy niej i położył dłoń na jej drobnym ramieniu. Odczekał cierpliwie,
aż kobieta zaczęła z powrotem miarowo oddychać i zaprowadził ją do swojej
sypialni.
- Prześpij się.
- Powinnam wrócić. Lucjusz… On… - kobieta głośno
westchnęła na myśl o mężu, czekającym w domu. – Nie spodoba mu się to, jeśli
nie wrócę.
- Wyjaśnię mu to. Powiem, że poszliśmy na
poszukiwania.
Kobieta delikatnie skinęła głową i przysiadła
na skraju łóżka. Snape wyciągnął koc z szafy i okrył nim kobietę.
- Dobranoc, Narcyzo.
- Severusie… - jej głos zatrzymał go przy
drzwiach. Odwrócił się i spojrzał na nią. – Dziękuję. Za wszystko, co robisz.
Mam nadzieję, że uda ci się ochronić tą dziewczynę. Skoro byłeś w stanie dla niej
zaryzykować życiem… musi być dla ciebie ważna.
- Mówiłem ci. Zakon jej potrzebuje.
Kobieta uśmiechnęła się słabo.
- Zakon. A ty?
Severus popatrzył na nią i kiwnął głową.
- Dobranoc, Narcyzo.
Rozdział wspaniały. :) Wiele coś się dzieje. Życzę Weny!
OdpowiedzUsuńNo,no rozkręca się powolutku:) Czekam na następne. Dużo weny życzę i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
OdpowiedzUsuńZawsze lubiłam Narcyzę, a dzięki twojemu opowiadaniu zapałałam do niej jeszcze większą sympatią. Nie wydała Severusa, chociaż mogła wiele zyskać, zdradzając jego sekret. To dobra kobieta.
Hermiona miała kolejny 'przebłysk'. Ciekawa jestem, czy usunięte wspomnienia powrócą do niej w całości. Jeśli tak, to biedna dziewczyna chyba zejdzie na zawał. Patrząc na jej dotychczasową reakcje, będzie się działo.
Współczuję Snape'owi. Bardzo ryzykuje, okłamując Jaszczura i wyjawiając prawdę Narcyzie. Na jego miejscu obawiałabym się, że Śmierciożercy mogą spróbować siłą wedrzeć się do jej umysłu. Wtedy oboje byliby straceni.
Czekam niecierpliwie na kolejną notkę
Życzę Weny i czasu na pisanie
Pozdrawiam ciepło
bullek
bardzo mi sie podoba, jest super , jak wszystko zreszta
OdpowiedzUsuńczekam na dalszy ciag...
ladywhite:)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! :D Po prostu coś wspaniałego. Czyta się się bardzo przyjemnie, a opisy są bardzo fajne i nie się pisane na odwal się tylko z sensem :P
OdpowiedzUsuńBoje się tylko, że Sev niepotrzebnie Narcyzie to powiedział i że ona to wykorzysta, ehh...
Pozdrawiam
wiedźma
GENIUSZ.
OdpowiedzUsuń:D tak to opiszę krótko i zwięźle.
Uwielbiam przyjaźń między Sevem, a Malfoyami, także tu widzę następny plus. Narcyza jest kochana w takiej postaci-przyjaciela :3
W ogóle zobaczyłam ten rozdział dzisiaj przed szkołą i stwierdziłam, że nie przeżyję, jeśli nie przeczytam tego w szkole (bo przed bym nie zdążyła), a że nie mam swojego internetu w telefonie, to w 3 minuty zrobiłam przed wyjściem do szkoły 32 screenshoty xD
Haha ok, bo się rozpisałam trochę. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział, pozdrawiam, weny życzę ;)
W końcu się rozjaśnia! Niesamowita akcja, nigdy bym nie wpadła na wielosokowy! Przemyślane i z polotem. Podoba mi się postać Narcyzy. Powinna się przenieść fo Hogwartu jako nauczycielka, na pewno zakumplowałyby się z Hermioną xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę,
Know-it-all
Czekam niecierpliwie na odkrycie tajemnicy. Mam teorię( która jest prawdopodobnie bardzo bardzo zła ) ale i tak nie mogę już wytrzymać. Moje emocje podczas czytania kumulują się w mojej głowie i ... jeju nawet nie wiem jak to normalnie napisać. To-Coś-Czego-Nie-Można-Określić-Żadnymi-Słowami-Świata.. po prostu odebrało mi dech w piersi, odebrało mi logiczne myślenie i wszystkie inne przy okazji, ale dlatego to kocham tak baardzo. Haters of this blog gonna burn!!!
OdpowiedzUsuń-MM
Czekam na więcej :* Weny :) ~ Veronica
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej ^^ ~Elena :*
OdpowiedzUsuńBardzo fajna historia. Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńEwa
Cudo. Czytam od początku z zapartym tchem, wybacz nie chcialo mi sie zostawiać koma pod każdym postem ;) ale jest ekstra, Twój sposób pisania jest naprawdę niesamowity, piszesz tak, aby czytelnik z niecierpliwością czekam na nn :P tak jak ja ;* ciekawa jestem jak sie dalej potoczy akcja, wiec proszę nie rob mi tego i nie kaz dłużej czekac na nexta! ;****
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł sprowadzać sobie od tak Narcyze do Hogwartu. Bądź co bądź to lekkomyślne i nie widze jakos Severusa spowiadającego sie własnie jej. Ale zobaczymy co bedzie dalej.
OdpowiedzUsuńAliceMT
CO? Czytałam scenę z Voldemortem i nie mogłam się połapać. Ginny? Przecież ona jest w Hogwarcie? Czy to kompletnie ktoś inny, który zażywa eliksir wielosokowy? Ron nie żyje? Harry z Luną. Jaa... no to się porobiło. Nie dziwię się, że Severus nie chce jej nic mówić, to by ją zabiło.
OdpowiedzUsuńNo i znów przybyłam, żeby dręczyć biedną duszę. :D
OdpowiedzUsuńZaraz. Gdzie śpi Snape, skoro nadal jest nauczycielem eliksirów? Bo chyba nie w lochach. Ja kojarzę, że w Ministerstwie Magii mieli w piwnicach takie bajery jak okna, które imitują pogodę na zewnątrz, ale nie słyszałam o czymś takim w Hogwarcie. A jeśli już postanowiłaś to wprowadzić (nie miałabym z tym najmniejszego problemu, lubię, kiedy autor podejmuje się dodawania nowości), to dlaczego o tym nie napisałaś? Chyba że - jak pomyślałam na początku - Snape nie śpi u siebie. Ale o tym też nigdzie nie ma. Chyba za bardzo trzymałaś się schematycznego opisu poranka i bezmyślnie wklepałaś to zdanie.
Co zatacza kółko? Dłonie? Domyślam się, że chodziło Ci o zdarzenia, ale zapomniałaś dopisać - nie czepiam się, też wrzucam rozdziały bez przeczytania ich i czasami też zjadam słowa, które (o dziwo) podczas pisania mam w głowie. Tylko zwracam uwagę, żebyś od razu zauważyła, kiedy będziesz to poprawiać.
Zauważyłam, że poprawiły się opisy. Nie są jeszcze zbyt długie i nadal jest pełno braków (jak słońce budzące Snape'a w lochach), ale zrobiły się bardziej plastyczne i przyjemniej się czyta.
No nie. I znowu na siebie wpadają? Zdecydowanie zbyt dużo tego wpadania na siebie. Wyglądałoby to naturalniej, gdyby taki Snape (poza tym, że sam jest bardzo często obiektem wpadań) obserwował coś i nagle zauważył, że jakiś uczeń wpada na ścianę, jakaś uczennica wpada na Filcha (współczuję), a Crabbe postanowił wpaść na profesora Flitwicka. Nie wiem, komu bardziej bym współczuła: Flitwickowi czy tej uczennicy, ale przynajmniej uznałabym, że masz w Hogwarcie większą grupkę niezdar, co rozmyłoby ten straszny nacisk na Sevmione z Twojej strony. Czytelnicy naprawdę wiedzą, że Hermiona leci na Snape'a, nie musisz tego podkreślać na każdym kroku, bo wygląda to nachalnie. :)
No, chyba że zamiast Hermiony w opowiadaniu byłby Neville, wtedy bym to zrozumiała. Widzisz, jeśli robisz z bohatera niezdarę (bo po tylu wpadaniach na Snape'a można Twoją Hermionę tak określić), musisz ciągnąć ten wątek nawet przez codzienne sytuacje, a nie tylko wtedy, kiedy Ci to pasuje (a pasuje Ci zawsze wtedy, kiedy w okolicy Granger pojawia się Snape).
Fajnie, że poszłaś o krok dalej i wysiliłaś się, żeby wprowadzić jakieś fragmenty książki, którą czyta Hermiona. Ale oczywiście na jednym tekście się skończyło, później było jedno zdanie, które bardzo mi się podobało (że Hermiona zna tę książkę - nareszcie otarłaś się o kanon po tym okropnym wpadnięciu na Snape'a), i... znowu myśli powracające do Snape'a. Historia faktycznie zatacza koło, ale w opowiadaniu tak nie powinno być. Przynajmniej nie w tym fragmencie fabuły. I jeszcze ten czarnowłosy nietoperz... Już chyba wolałam czarnowłosego profesora, chociaż oba określenia w stosunku do Snape'a (i powiem szczerze - do kogokolwiek innego) są równie nietrafione.
I znów te prywatne komnaty. Klitka, jak powiedział Slughorn, a nie komnaty!
OdpowiedzUsuńPytanie: czy Voldek nagradza swoich śmierciojadów kobietami? No myślałby kto, że z Voldzia taki Święty Mikołaj! Mogę uwierzyć w gwałty i orgie, które śmierciożercy sami sobie urządzali, jest to bardzo prawdopodobne, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że byli oni wzorowani na żołnierzach Hitlera. Ale Voldzio rozdający w prezencie dziewczyny? Nope, nope, nope.
Teleportacja w Hogwarcie jest niemożliwa.
Hermiona powoli odzyskuje charakter. Przesiadywanie w bibliotece do ostatniej chwili jest jak najbardziej na tak, aczkolwiek darowałabym sobie to ,,kochaniutka"; bibliotekarka nie była zbyt miła dla uczniów (nawet dla Gryfonek-kujonek, które z dnia na dzień stały się nauczycielkami). W pierwszej chwili pomyślałam, że nagle przeskoczyłaś do Nory i odezwała się pani Weasley. :)
I znów powtarzam jak mantrę - Snape myśli tylko o Hermionie, Hermiona tylko o nim. To nie jest dobre. To nie jest naturalne. Nawet osoby, które są bardzo zakochane, nie myślą non-stop o tej ukochanej osobie. Naprawdę. Hermiona ma za chwilę egzamin z trudnego przedmiotu, a skoro jest Hermioną, powinna myśleć przede wszystkim o nim. Gdyby Snape delikatnie tłukł się jej o potylicę - okej. Ale taka obsesja jest dla Granger zdecydowanie mało naturalna. Przy tak niewielkiej (o ile nie żadnej) ilości fragmentów pobocznych takie rozmyślanie o cudowności Snape'a czy Hermiony jest nudne.
Ale nareszcie coś się dzieje. Coś poza Hogwartem, coś, co nie ma związku z Hermioną, rozmyślaniem (mam nadzieję) i piciem. Snape spotyka się z Czarnym Panem i śmierciożercami. Jestem strasznie ciekawa, jak wykreowałaś Voldka i Lucjusza, bo nie jest to łatwe.
OdpowiedzUsuńSposób mówienia Voldemorta jest bardzo dziwny. I skąd to całe ,,bowiem"? Nie pasuje do reszty. Najpierw Voldek zwraca się do Snape'a trochę jak do ulubionego dziecka, potem wyjeżdża z ,,bowiem". Ale widzę, że próbujesz coś działać z różnymi stylami wypowiedzi, co jest bardzo na plus.
No nie, czy wszystko w Twoim opowiadaniu kręci się dookoła Hermiony? A ja już się ucieszyłam, że głównym tematem spotkania będzie jakiś Harry... zaraz, zaraz, jak mu było... Portier? Potter? Tak! Harry Potter! I jeszcze ktoś mu towarzyszył... jakiś taki rudy chłopak z długimi rękami, ale to jest nieważne, bo Snape użył dziś tak zniewalających perfum.
A na poważnie - domyślam się, że ta tajemnica, która zmusiła Snape'a i McGonagall do mianowania Hermiony nauczycielką, ma jakieś ciemniejsze dno. Nie będę kłamać, że nie brałam takiej ewentualności pod uwagę, bo najprościej jest zwalić winę za całe zło świata i niepowodzenia bohaterów na Voldzia, aczkolwiek spodziewałam się (i spodziewam, jesteśmy dopiero w dziewiątym rozdziale, do czterdziestki jeszcze tyle może się wydarzyć!) czegoś więcej. Czegoś bardziej skomplikowanego, politycznego (byle nie związanego z pochodzeniem Hermiony, bo to już jest pójście na najłatwiejszą łatwiznę, a to po kilku dobrych pomysłach Cię nie posądzam), może związanego z jakimś innym groźnym czarnoksiężnikiem (np. Grindelwaldem?).
Ach! I tu jest pies pogrzebany! Powiem szczerze, że Cię trochę nie doceniłam. Niezależnie od powodu, dlaczego Hermiony miałoby nie być w Hogwarcie, całkiem nieźle wyprowadziłaś wątek tortur i Dracona. Myślałam, że całkiem o tym zapomniałaś, ale jednak nie, sceny poboczne raczkują, ale już powoli uczą się chodzić. :)
Nie podoba mi się tylko wytłumaczenie Snape'a. Voldemort nie jest idiotą, gdyby ten książkowy był na miejscu Twojego, natychmiast poczęstowałby czymś swojego wiernego sługę za te kłamstewka i z pewnością nie byłyby to cukierki. Ale Twój Czarny Pan albo jest naiwny, albo tylko udaje, że wierzy Severusowi, a sam już dawno postanowił wszystko sprawdzić. Bo, proszę Cię, nawet Crabbe by się zorientował, że zabójstwo Dumbledore'a i nieprzerwane odgrywanie roli podwójnego agenta w obecnej sytuacji jest mocno naciągane.
Ach, zabiłaś Rona. Wygodnie, nie powiem. Ciekawa jestem, czy Hermiona się tym przejmie, czy nadal będzie pod wpływem perfum Snape'a. Nie pojmuję, dlaczego Ronowi zawsze musi się oberwać. Harry zawsze jakoś się wymiksuje, ale Ron zawsze musi albo zginąć, albo być chamskim chu*jem, który tłucze Granger. I jeszcze porwana Ginny. Czasami udaje Ci się idealnie trafić w charakter bohatera, w pomysł albo jakiś opis, ale czasami tworzysz tak nielogiczne wątki, że nie mam do Ciebie siły. :) Jakim cudem Ginny znalazła się u Voldzia/Lucjusza? Przecież nie było fizycznej możliwości, żeby ONA opuściła zamek. Albo żeby ktoś ją z tego zamku porwał. Chociaż zważywszy na to, że Snape mógł spokojnie teleportować się ze swojego gabinetu, jakiś śmierciożerca mógł spokojnie przenieść się do sypialni szóstoklasistek z Gryffindoru i wyciągnąć śpiącą i nieświadomą niczego Ginny z jej łóżka. Jeśli tak - to współczuję małej przebudzenia. xD
No, chyba że jest tak, jak pisze Onnawen nade mną - albo ktoś inny był na miejscu Ginny przez cały czas, a prawdziwa Ginny od X czasu tkwi pojmana w lochach śmierciożerców, albo prawdziwa Ginny jest w Hogwarcie, a w lochach jest ktoś inny. Chociaż wątpię, żeby śmierciożercy się nie pokapowali. Jest jeszcze jedno wyjście, za które naprawdę mocno trzymam kciuki - to nie żaden błąd, tylko Ty wodzisz nas za nos, operując jedynie nazwiskiem (a wiadomo, że Weasleyów jak psów).
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, skąd Voldemort wie, że Luna jest ekscentryczna. Wątpię, żeby kiedykolwiek o niej słyszał. Skoro podczas bitwy nie wiedział za bardzo, kim jest Neville (a przecież chłopak naprawdę się wyrobił, do tego Bella poszła siedzieć za jego rodziców), to o Lunie prawdopodobnie nigdy nie słyszał.
Ach, czyli to jednak Ginny (powtarzam - skąd śmierciożercy wiedzą to wszystko? Skąd Bella wie, że Ginny jest dziewczyną Harry'ego?). :(
Trochę przedobrzyłaś z tą płaczliwością Narcyzy, chociaż fajnie, że pozostałaś przy ich relacjach (mówiąc ,,pozostałaś", mam na myśli pamięć o scenie z HP6). Mam nadzieję, że ładnie się to później rozwinie, występek Dracona to dobry materiał na scenę poboczną (jak nie jeden z wątków głównych).
Z tego, co kojarzę, Narcyza nie była śmierciożercą.
Ale przynajmniej mamy wyjaśnienie, dlaczego Snape teleportował się z zamku. Jednak wątpię w takie zaufanie McGonagall. Owszem, mogli się przyjaźnić, ale Minerwa nie jest naiwna. W takich sytuacjach, kiedy nic nie jest pewne, lepiej mieć zbyt dużo rozsądku, niż zbyt mało. Poza tym są inne metody wydostania się z zamku, co to za problem dla Snape'a? Wyjść poza teren szkoły i się teleportować.
Moim zdaniem ta dyskusja Snape'a i Narcyzy jest trochę zbyt szczera. Nie mówię, że nie pasuje do ich relacji, nie, mam raczej na myśli to, że Narcyza nie jest zbyt silną czarownicą, wątpię, żeby dobrze znała oklumencję. A jeśli ją zna, to jest za słaba, żeby postawić się Voldemortowi, który bez problemu spenetrowałby jej umysł, nawet gdyby usiłowała stworzyć barierę ochronną. Nie piję tu już tylko do Twojej Narcyzy, ale też do tego, jak niekonsekwentnie postąpiła sama Rowling podczas sceny, kiedy Malfoy sprawdzała, czy Harry żyje. Takie moje ględzenie, jednak nawet wtedy, kiedy w oryginalnej serii występują tego typu błędy, dobry autor fanfika będzie się starał, żeby w jego tekście takich błędów nie było.
Scena Narcyzy i Severusa była całkiem niezła, bardzo miła odskocznia od Sevmione, którego u Ciebie jest aż za dużo, miałam napisać to na koniec, ale Snape zniszczył to swoim wyznaniem. Ile on ma lat? Od ilu lat jest śmierciożercą i podwójnym agentem? Czy to doświadczenie nie nauczyło go, że należy siedzieć cicho? Po co powiedział Narcyzie prawdę o Hermionie? No po co? Gdyby książkowy Snape był tak powściągliwy, wpadłby podczas pierwszej niewinnej misji jeszcze przed śmiercią Potterów.
Ale chociaż dobrze, że Narcyza dostrzega zło, którego dopuścił się jej syn. To chyba najrozsądniejszy fragment w tym rozdziale, choć całość nie jest zła. Powoli się wyrabiasz. Twoje opowiadanie ma co jakiś czas nielogiczne odpały, ale nie jest źle. Rozdziały czyta się z coraz większym zaangażowaniem i przede wszystkim nadzieją, że w końcu nadejdzie taki rozdział, pod którym będę mogła pomamrotać tylko przez chwilę, a później napiszę samo dobre. :D