Dni mijały, marzec powoli dobiegał końca. Hermiona spacerowała po opustoszałym dziedzińcu, opatulona w ciepły płaszcz i gruby, wełniany szalik. Nie miała ciekawszego zajęcia, godziny samotnie spędzone w gabinecie dłużyły się niemiłosiernie. Nie było nikogo, z kim mogłaby porozmawiać. Ginny miała dużo nauki, a Hagrid ciągle krzątał się w ogródku, czekając na wiosnę. Próbowała z profesorem Snape'em, ale ten skutecznie unikał jej od dobrych dwóch tygodni. Ich kontakty ograniczały się do krótkiego "dzień dobry" i "do widzenia". Obserwując go na lekcjach, dziewczyna widziała, że jest zdenerwowany, a ile razy nie pytała co się dzieje, odpowiedź zawsze była taka sama:
- Nie twoja sprawa, Granger.
Potem po prostu przestała pytać. Właściwie, przestała w ogóle się odzywać. Gdy wyjątkowo o coś zapytał, reagowała krótkim skinieniem głowy.
Przystanęła przy balustradzie i spojrzała przed siebie. W dole widać było jezioro, delikatnie podmarznięte o tej porze roku, lecz nadal niesamowicie piękne. Po drugiej stronie rozciągał się pas niskich gór, przykrytych puchową, białą pierzyną. Hermiona podeszła w stronę kamiennych schodów i powoli zaczęła schodzić w dół. Minęła doki i podeszła na kamienistą plażę przy jeziorze. Patrzyła w dal pustym wzrokiem. Zastanawiała się, czy dobrze zrobiła zgadzając się na propozycję McGonagall. Może przeceniła swoje umiejętności, może wcale nie nadaje się do bycia nauczycielem. Chociaż... do tej pory, tak naprawdę, nie poczuła co to znaczy. Do tej pory jedynie siedziała na zajęciach Snape'a, czasem upomniała jakich pierwszaków na korytarzu, ale na tym koniec.
Usłyszała hałas w szopie. Powoli podeszła bliżej i wtedy usłyszała czyjś podniesiony głos. Stanęła pod oknem i przez niewielką dziurę zaglądnęła do środka.
- Jesteś zerem - znała ten głos. Słuchała go od siedmiu lat, zawsze z tą samą nutą pogardy. - Nic nie wartym śmieciem. Tak samo jak twoja brudna matka i ojciec, przeklęty zdrajca. Wy wszyscy, uważacie się za czarodziei, a prawda jest taka, Weasley, że nie dorastacie nam do pięt. Powinniście przed nami klęczeć! - Malfoy złapał pukiel rudych włosów i powalił dziewczynę na ziemię. Ginny! Hermiona niewiele myśląc otworzyła wrota szopy i powiedziała:
- Łapy precz, Malfoy.
Draco odwrócił się w jej stronę. Obok niego stali Crabbe i Goyle, jego dwa goryle. Na ich twarzy wymalowało się zdziwienie, ale w oczach, zwłaszcza Draco, nadal widać było głęboką nienawiść do dziewczyny.
- Granger, co za niemiła niespodzianka - syknął. - Myślałem, że razem z Zasrańcem i Wieprzlejem postanowiliście rzucić szkołę. Czego chcesz? - popatrzył na nią spode łba.
- Żebyś ją puścił - powiedziała Hermiona pewnym tonem. Draco zaśmiał się gardłowo.
- Cóż za solidarność. Szlachetna z ciebie szlama. - popatrzył na Ginny i powiedział - Ratujesz swoją najlepszą przyjaciółkę, plugawą zdrajczynię krwi. Doprawdy udana z Was para - po czym splunął rudej w twarz. Crabbe i Goyle zarechotali głupkowato.
Hermiona zacisnęła różdżkę w kieszeni płaszcza.
- Nie każ mi wyjmować różdżki Malfoy. Dobrze wiesz, że nie masz ze mną żadnych szans.
Mina chłopaka zrzedła natychmiast. Brutalnie pchnął Ginny na podłogę, tak, że uderzyła w nią głową. Zaczął iść w stronę Hermiony, która już chciała się cofnąć, jednak poczuła, że nie może pokazać przed nim swojej słabości. Wytrzymała więc w miejscu i kiedy Draco stanął przed nią popatrzyła mu się prosto w oczy i nie opuściła wzroku.
- Grozisz mi, Granger? Ja w porównaniu do ciebie mam prawo swojej różdżki używać.
- A i tak tego nie potrafisz - syknęła w stronę chłopaka.
- Są inne sposoby na krzywdzenie ludzi, wiesz? Na przykład... to - wymierzył jej siarczysty policzek. Hermiona mocno wciągnęła powietrze i złapała się za twarz. - Albo to - cofnął się i wycelował różdżkę w Ginny.
Hermiona była jednak szybsza i zanim Malfoy zdążył wypowiedzieć zaklęcie, rozbroiła go. Wszyscy trzej popatrzyli na nią szeroko otwartymi oczami, a Grabbe otworzył nawet usta.
- Mówiłam Malfoy. Żadnych szans.
Rzuciła różdżkę pod jego stopy.
- Leć, wypłacz się tatusiowi. Tylko to potrafisz - dodała pogardliwie.
Malfoy podniósł swoją różdżkę i wściekły opuścił szopę. Przechodząc koło dziewczyny rzucił tylko:
- Zobaczysz, Granger. Kiedyś, dostaniesz za swoje.
Kiedy wszyscy trzej zniknęli Hermiona przykucnęła koło Ginny i odgarnęła jej włosy z twarzy. Miała zakrwawioną twarz, z rany na jej czole leciały wąskie strużki krwi.
- Wszystko gra?
- Tak. Dziękuje. Hermiona... On ci tego nie daruje - dotknęła policzka przyjaciółki.
- Nic nie zrobi, Ginny. To tylko zasmarkany maminsynek, tchórz i arogancki dupek. Zresztą, umiem się obronić. Możesz wstać? - przytrzymała ramię przyjaciółki, gdy ta w trudem stawała na nogi.
- Boli jak cholera - dotknęła się w głowę, krzywiąc z bólu.
- Zaraz zaprowadzę cię do skrzydła szpitalnego - Hermiona zarzuciła rękę Ginny na ramię i pomogła jej podejść do drzwi.
- Hermiona, nie trzeba... - zaczęła, lecz starsza dziewczyna ją uciszyła.
- Musisz zostać opatrzona, a pani Pomfrey zna się na tym doskonale. Powiedz mi... Co tak właściwie się stało?
- Złapali mnie, jak wracałam od Hagrida. Najpierw tylko wyzywali, później zaczęli mnie między sobą przepychać, no to walnęłam Malfoy'a w twarz i zaczęłam wiać, to się wkurzył. Zaczął mnie gonić, przewrócił mnie... Zaciągnęli mnie do tej szopy i wtedy on... - urwała. Hermiona widziała ślad dłoni na jej policzku i domyśliła się, że Malfoy ją też musiał spoliczkować. Pewnie nie jeden raz. - Gdybyś nie przyszła, pewnie skończyło by się dużo gorzej.
Hermiona mocniej objęła przyjaciółkę i kazała jej już nic mówić. Widziała, że Ginny ledwo trzyma się na nogach, wyglądała fatalnie, jakby zaraz miała zemdleć. Szły wolnym krokiem w stronę zamku, nie spotykając na szczęście nikogo po drodze. Kiedy dotarły do skrzydła szpitalnego Hermiona posadziła Ginny na łóżku i podeszła do pani Pomfrey.
- Moja przyjaciółka została napadnięta. Podejrzewam, że mogła doznać wstrząśnienia mózgu, dość mocno uderzyła się w głowę.
Pielęgniarka podeszła do dziewczyny i zaczęła oglądać jej głowę. Wypytała ją, jak się czuje i stwierdziła, że zostanie w skrzydle przynajmniej do jutra. Uśmiechnęła się do Hermiony i powiedziała:
- Opatrzę teraz ranę panny Weasley. Możesz ją odwiedzić wieczorem.
Hermiona odwzajemniła uśmiech, podziękowała i wyszła obiecując Ginny, że wpadnie do niej. Stojąc za drzwiami nie wiedziała co ma zrobić. Czuła nadal adrenalinę krążącą w jej żyłach. Nie pierwszy raz postawiła się Malfoy'owi, ale zawsze czuła się tak samo dobrze. Przypomniała sobie jak w trzeciej klasie przywaliła mu prosto w nos. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Malfoy był zdeklarowanym Śmierciożercą, nie wiedziała dlaczego ciągle jest w Hogwarcie. Hermiona była przekonana, że maczał w tym ręce jego ojciec. Nie obawiała się go jednak, w szkole nic nie mógł jej zrobić. Nie kłamała, gdy mówiła, że jest od niego silniejsza. Znała możliwości Malfoya i wiedziała, że w razie czego, umiałaby się przed nim ochronić.
Ruszyła do swojego gabinetu. Kiedy była już na drugim piętrze drogę zagrodził jej Snape.
- Tu jesteś - powiedział. - Chciałem z tobą porozmawiać o.. Co ci się stało? - zapytał marszcząc brwi. Dotknął jej policzka w miejscu, gdzie został czerwony ślad po uderzeniu Malfoy'a.
- Nic takiego... - odparła dziewczyna odwracając głowę. Policzek piekł ją, ale nie chciała mówić mu o tym co zaszło nad jeziorem. Snape delikatnie złapał ją za podbródek i przyjrzał się jej.
- Ktoś cię uderzył? - zapytał głośniej.
- Nie, to naprawdę nic.
- Odpowiedz na pytanie, Granger - patrzył na nią groźnie.
Hermiona zawahała się. Śizgoni to pupile Snape'a, zawsze faworyzował ich i umożliwiał znęcanie się nad Gryfonami. Westchnęła.
- To Draco. Przyłapałam go jak znęcał się nad Ginny i chciałam jej pomóc.
Snape patrzył na nią z narastającym gniewem.
- Niech ja go tylko spotkam... - warknął.
- To naprawdę nic wielkiego. Ginny jest w skrzydle szpitalnym, pani Pomfrey się nią zajmuje, ale nic poważnego się jej nie stało.
- To nie o nią mi chodzi, głupia - rzucił Snape. Minął ją i szybkim krokiem zbiegł po schodach. Hermiona stała na szczycie schodów i patrzyła za nim zdziwiona. To nie o nią mi chodzi, powtórzyła w myślach, po czym lekko się uśmiechnęła wracając do gabinetu. Naraz jednak mina jej zrzedła. A jeśli Snape poszedł do Dracona? Owszem, gówniarz zawsze się go bał, ale ta wściekłość w jego oczach, którą widziała w tej szopie przestraszyła ją nie na żarty. Nie byli już dziećmi. A młody Malfoy był niebezpieczny.
Tego samego wieczora przekonała się, jaka jest prawda. Kiedy po kolacji szła do skrzydła szpitalnego odwiedzić Ginny poczuła jak nagle ktoś zasłania dłonią jej usta i mocno łapie ją od tyłu. Crabbe wciągnął ją do pustej sali i pchnął na ławki. Przewróciły się z łoskotem, a Hermiona upadła twarzą na podłogę. Przerażona podniosła się na łokciu i popatrzyła na swojego oprawcę. Stał pod drzwiami razem z Goyle'em. Nagle z cienia wyłoniła się blondwłosa postać. Malfoy patrzył na nią, bawiąc się swoją różdżką.
- Wiesz, Granger, tak właśnie kończą ci, co zadzierają z nie tymi co trzeba - wymierzył w nią różdżkę i wypowiedział zaklęcie. Poczuła niewyobrażalną falę bólu przeszywającą jej ciało i zawyła przeraźliwie, wijąc się na podłodze. Malfoy kontynuował.
- Zawsze chciałem to zrobić. Siedem długich lat czekałem na tę okazję. Crucio. - kolejna fala bólu była jeszcze gorsza niż poprzednia. Chciała się obronić, ale zanim spróbowała wyciągnąć różdżkę z kieszeni poczuła, jak wszystkie nerwy raz za razem rażone prądem eksplodują wewnątrz niej. Wiła się na podłodze w agonii, a kiedy Malfoy przestawał, błagała w myślach żeby skończył. Nie miała siły wypowiedzieć tego na głos. Krzyczała więc tylko z bólu, kiedy chłopak uderzał w nią zaklęciem. Miała wrażenie, że jej głowa eksploduje, rękami kurczowo próbowała złapać się leżącej obok niej ławki, ale gdy tylko pomyślała, że to już koniec, kolejna fala uderzeń nadchodziła ze zdwojoną siłą. Malfoy pastwił się nad nią i wiedziała, że sprawia mu to wiele radości. Jego goryle śmiali się z wniebogłosy i podjudzali go krzycząc: Dawaj Malfoy, należy jej się! Wyczerpana leżała na ziemi i ciężko oddychała, podczas kiedy Draco stanął nad nią i zaczął pogardliwie.
- Dziwię się, skąd u ciebie przeświadczenie, że jesteś lepsza ode mnie. Jesteś zerem, nikim. Dokładnie jak ta twoja przyjaciółeczka, Weasley. Swoją drogą, gdzie podział się Pan Wieprzlej? Czyżby on też stwierdził, że nie będzie zadawał się ze szlamowatą zdzirą? - rzucił jadowicie, podkreślając dobitnie ostatnie słowo i po raz kolejny wymierzył w nią zaklęciem. Hermiona powoli traciła przytomność, przed oczami miała mgłę, nie mogła ruszać rękami ani nogami. Następne uderzenie przelało czarę. Ostatnie co zapamiętała to krzyk. Zaczęła spadać w dół, w ciemność, w nicość. Wszystko zniknęło i dziewczyna straciła przytomność.
- Hermiona.
Dźwięk tego imienia ją otrzeźwił. Lekko uchyliła powieki i zaraz je zmrużyła. Światło było czymś nowym, jej głowa nie mogła tego znieść. Minęła chwila zanim się do niego przyzwyczaiła i obrazy nabrały ostrości. Spróbowała podnieść się na łokciu, lecz w tym momencie poczuła ogromny ból.
- Auu - syknęła. Poczuła, że ktoś położył dłoń na jej ramieniu powstrzymując ją od ruszania się.
- Leż spokojnie - Ten głos... Hermiona spojrzała w stronę jego źródła. Severus siedział na skraju łóżka i patrzył na nią. Za nim stała McGonagall i pani Pomfrey.
- Gdzie jestem? - spytała słabym głosem. Był zachrypnięty, czuła suchość w gardle.
- W pokoju profesora Snape'a. Nie wolno ci się narazie ruszać - powiedziała pani Pomfrey widząc, że dziewczyna znów próbuje się podnieść. W sypialni... Snape'a? dziewczyna miała problem z przetwarzaniem informacji. - Musisz teraz odpoczywać. Twój organizm jest bardzo wycieńczony. Przygotowałam dla ciebie eliksir regenerujący, ale trzeba czasu, żebyś odzyskała pełnię sił.
- Hermiono... - zapytała McGonagall podchodząc bliżej dziewczyny, gdy pielęgniarka oddaliła się. - Czy pamiętasz co się stało?
Hermiona zmarszczyła brwi i odwróciła głowę w drugą stronę. Pamiętała co się stało. Bardzo dobrze pamiętała, na nieszczęście dla niej. Na myśl o torturach łzy napłynęły do jej oczu.
- Oni... torturowali mnie... Malfoy, on... - słowa ugrzęzły w jej gardle, a z jej oczu popłynęły rzewne łzy.
- Zabiję tego skurwysyna - warknął pod nosem Snape.
- Severusie - powiedziała McGonagall spokojnie. - Pan Malfoy zostanie ukarany za to, co zrobił - zwróciła się do Hermiony - Zostaną natychmiastowo usunięci ze szkoły, a sprawę zgłosimy do Ministerstwa.
- Do Ministerstwa? - Hermiona podniosła głowę.
- Tak, to co zrobili po pierwsze było nielegalne jako, że nie są pełnoletni, ale przede wszystkim doprowadził do twojego krytycznego stanu zdrowia. Gdyby nie profesor Snape... - dziewczyna popatrzyła na niego, kiedy McGonagall dodała - mogłaś nawet zginąć.
Snape siedział i wpatrywał się w okno. Nie mógł patrzeć na nią w takim stanie, była słaba, blada, oczy patrzyły pusto i bez życia. Miał ochotę wyjść i zabić tego gnoja, Malfoy'a. Wściekłość gotowała się z nim jak wrzący olej, podsycając się coraz bardziej. McGonagall popatrzyła się na niego i powiedziała tylko:
- Muszę porozmawiać z Amelią Bones, ona zajmie się panem Malfoy'em i resztą - do Hermiony zwróciła się z delikatnym uśmiechem. - Mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia. Na razie jesteś zbyt słaba, aby przenieść cię do skrzydła szpitalnego, więc zostaniesz tutaj i będziesz odpoczywać. Wpadnę do ciebie jutro.
Kiedy wyszła Hermiona podniosła się lekko na poduszkach i długo patrzyła na Snape'a zanim zdołała cokolwiek powiedzieć. Siedział nieruchomo, zaciskał pięści tak, że aż pobielały mu kostki, a jego klatka ruszała się szybko i głęboko. Był zdenerwowany. Jej głowa opadła bezwładnie na poduszki.
- Dziękuję - wyszeptała tylko. Poczuła jak Snape łapie ją za dłoń. Spojrzała prosto w jego czarne tęczówki. Źrenice miał szerokie, a całą twarz pooraną zmarszczkami. Wyglądał jakby nie spał ostatni tydzień. Zmarszczyła brwi. - Severusie, jaki mamy dzisiaj dzień?
- Niedziela. 29 marca - powiedział Snape. A więc była nieprzytomna przez dwa dni. Czy on.. siedział przy niej cały ten czas? Była to dziwna myśl, ale tak wyglądał.
- Niedziela... - wymamrotała dziewczyna. - Czy ty... siedziałeś tutaj cały ten czas? - spytała nieśmiało. Sama nie wiedziała dlaczego, po prostu chciała to wiedzieć.
- Tak - odpowiedział wahając się. - Siedziałem. Gdybym stąd wyszedł, Malfoy mógłby opuścić szkołę, ale nogami do przodu. - Hermiona wstrzymała oddech. Aż tak się tym przejął? pomyślała.
- Naprawdę ci dziękuję. Zawdzięczam ci życie.
Snape nic nie odpowiedział. Patrzył tylko na osłabioną dziewczynę i uśmiechnął się do niej lekko. Odpowiedziała najbardziej żałosnym uśmiechem na świecie. Wyglądała na wykończoną. Puścił jej dłoń i wstał z łóżka.
- Prześpij się. Minerwa ma rację, musisz odpocząć. - otworzył usta, żeby jeszcze coś dodać, ale zawahał się i zamknął je. Podszedł do pani Pomfrey i wręczył jej małą fiolkę, po czym opuścił przeszedł do swojego gabinetu.
Hermiona długo leżała patrząc się w sufit. Myślała o tym, co stało się po tym jak straciła przytomność. Jak w ogóle Snape ją znalazł? Widziała jak Crabbe rzucał zaklęcie wyciszające na salę, myślała, że nikt jej nie usłyszy. Łzy znów popłynęły z jej oczu. Na każde wspomnienie o tym co się stało, robiło jej się niedobrze, a całe ciało przechodziły bolesne dreszcze. Gdyby nie Severus, byłaby w o wiele gorszym stanie. Zamknęła oczy. Łzy przestały już cieknąć po policzkach, Hermiona poczuła jak uderza w nią fala zmęczenia. Rozluźniła wszystkie mięśnie i już po chwili zasnęła.
Profesor McGonagall odwiedziła Hermionę następnego dnia. Poinformowała ją o tym, że sprawa przeciw Draconowi została pozytywnie rozpatrzona i niebawem trafi do Azkabanu. Te dwa przygłupawe goryle też, chociaż z dużo mniejszym wyrokiem. Mimo to, Hermionie ulżyło.
Severus rzadko do niej zaglądał. W czasie kiedy nie był na zajęciach siedział w swoim gabinecie tworząc jakieś eliksiry. Z krótkiej rozmowy zdołała dowiedzieć się tylko, co stało się tego feralnego dnia. Okazało się, że jej krzyki usłyszał Krwawy Baron, który akurat spacerował po zamku. Zaalarmował Snape'a i stąd on się tam wziął. Najpierw powalił Crabbe'a i Goyle'a, a później Malfoy'a. Nic więcej nie chciał jej powiedzieć, nadal był bardzo zdenerwowany całą tą sytuacją. Od pani Pomfrey, która przychodziła badać ją codziennie, dowiedziała się, że po tym jak przyniósł ją do swojej sypialni i zawiadomił ją oraz dyrektorkę o całej sytuacji nie wychodził z pokoju dopóki się nie obudziła.
- Nigdy nie widziałam, żeby się czymś tak przejął - powiedziała pani Pomfrey puszczając do niej oczko.
Większość czasu Hermiona spędzała na spaniu, jej organizm nadal był osłabiony, czuła się jednak o wiele lepiej niż na początku. Kiedy nie spała, czytała książki lub rozglądała się po pokoju. Łóżko, na którym spała było obite ciemną, drewnianą ramą, miało wysokie do sufitu kolumny, a na szczycie podwieszany baldachim koloru zgniłej zieleni. Szafa i półki z książkami również były z ciemnego drewna i stały po przeciwnej stronie pokoju. Na przyległej ścianie, obok drzwi znajdował się kominek i duży, obity zgniłozieloną skórą, fotel. Za nim znajdowały się drzwi, prowadzące do łazienki, urządzonej skromnie, ale elegancko. Stała w niej ogromna wanna, w której co wieczór dziewczyna brała kąpiel.
W sobotę Hermionę obudziły podniesione głosy dobiegające z gabinetu Snape'a. Podniosła się i po cichu podeszła do drzwi.
- Nie - powiedział stanowczo Snape. - Zostanie tu dopóki całkiem nie wydobrzeje.
- Jest już na tyle silna, że możemy ją transportować, a Poppy dobrze się nią zajmie... - zaczęła McGonagall, lecz on jej przerwał. Siedział na biurku i świdrował McGonagall pustym wzrokiem. Dyrektorka stała przed nim z założonymi rękoma.
- Zostanie tutaj. Osobiście dopilnuję, żeby doszła do siebie, poza tym uczyniłaś mnie jej opiekunem i poprzednio nawaliłem.
- O czym ty mówisz? - spytała zdziwiona McGonagall.
Snape westchnął.
- Wcześniej tego samego dnia, zanim Malfoy zaatakował Hermionę, spotkałem ją jak wracała ze skrzydła szpitalnego. Powiedziała, że znęcał się nad córką Weasley'ów i obydwie je pokiereszował. Poszedłem do niego, powiedziałem mu, żeby zostawił je obie w spokoju, na co on wypalił, że wie o wszystkim.
Hermionę zaintrygowały słowa Snape'a. McGonagall zszokowana popatrzyła na mężczyznę.
- Ale.. Jak? On miał z tym coś wspólnego? - Hermiona nie bardzo wiedziała o czym nauczyciele rozmawiają.
- Nie wiem. Tego już się nie dowiedziałem. Gdybym od razu zajął się tym gnojkiem...
- Severusie - McGonagall położyła mu rękę na ramieniu. - To nie twoja wina. Gdyby nie ty, ona mogłaby umrzeć. To chyba świadczy o tym, że jednak jej pomogłeś.
Hermiona pomrugała kilka razy. O czym oni mówią? Z czym Draco miał mieć do czynienia? Była skołowana. Na palcach wróciła do łóżka i wsunęła się pod kołdrę. Głowa rozbolała ją tak, że kiedy opadła na poduszki znów zasnęła.
Snape głośno wypuścił powietrze. Popatrzył w stronę swojej sypialni i podszedł do drzwi. Hermiona leżała tyłem, nie widział jej twarzy, ale podejrzewał, że śpi. Obserwował delikatne ruchy jej ciała pod pościelą. Jej kształty odbijały się wyraźnie, co nie pozwalało Severusowi oderwać od niej oczu. Usiadł na skraju twardego łóżka i okrył jej ramię kołdrą. Była taka niewinna, bezbronna, delikatna. Pogładził ją po włosach, były miękkie, pachniały kwiatowym szamponem. Nagle dziewczyna poruszyła się i odwróciła w jego stronę. Instyktownie cofnął rękę.
- Proszę, nie... - powiedziała i złapała go za rękę. - Zostań ze mną.
Czyżby do gabinetu Snape'a było bliżej niż do punktu szpitalnego z korytarza przed punktem szpitalnym? :))
OdpowiedzUsuńA skąd wiesz, że była na korytarzu pod skrzydłem szpitalnym? Szła tam, ale nie napisałam, gdzie się znajdowała, więc równie dobrze mogła być na pierwszym piętrze, a stamtąd tak, jest bliżej do gabinetu Snape'a.
UsuńDlaczego przy akcji w szopie nie odjęła Draco punktów? Napaść na nauczyciela - czyżby za to nie mogła? ;))
OdpowiedzUsuńPonieważ nie była oficjalnie nauczycielem - logiczne. Poza tym jest młoda i niedoświadczona, a w stresowej sytuacji zachowała się jak zwykle czyli jak uczeń - również logiczne.
UsuńTaaaaak! Niech zostanie! No tego to się nie spodziewałam ^^ Szkoda, że nie zrobiła nic Malfoyowi wcześniej... Mam nadzieję, że zgnije w Azkabanie ^^ Więcej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, BellatriX
"Gdybym stąd wyszedł, Malfoy mógłby opuścić szkołę, ale nogami do przodu" - miód na moje serce! :)
OdpowiedzUsuńAliceMT
Ahhhh ten Severus;)) jak to dobrze ze Baron był w pobliżu. Strach pomyśleć, co mogłoby się stać ....
OdpowiedzUsuńale na szczęscie Malfoy trafi do Azkabanu...
upór Seva jeśli chodzi o pobyt Hermiony, bezcenny.Tak jakby nikt inny nie mógł sie nia zaopiekować tak dobrze, jak on.
ohh Sev, Sev ;D
www.swiatlocienn.blog.pl
W sumie... to urocze, że tak się o nią martwi. Intryguje mnie jednak sprawa, o której również wie Draco. Czy to coś związanego z jej rodzicami? Boję się reakcji Hermiony, gdy się dowie. Może być zła na Severusa, że jej tego nie powiedział i że chciał ją na siłę trzymać w szkole. Hmm, no cóż, zobaczymy jak to wszystko się rozwiąże :D
OdpowiedzUsuńJedno mnie zastanawia (coś dużo tych ,,jednych" ;_;): Hermiona jest nauczycielką od historii magii. Okej, w książce nie było nic o tym, że jest jakoś super napalona na ten przedmiot, ale okej, nie wnikam. Nie było też wspomniane, aby szczególnie gardziła historią, więc nie ma problemu. Ale żeby uczyć kogoś historii magii, trzeba mieć ogromną wiedzę. Zakładam, że Hermiona jest z tego całkiem dobra, skoro McGonagall pomyślała o niej, kiedy Binns odszedł, lecz zachowanie Granger jest całkowicie niegrangerowe, ponieważ nie powinno jej wystarczać to, co wie ze szkoły. Ona powinna chociaż pomyśleć, żeby zgłębić kolejne sekrety historii. Do tego momentu nie natknęłam się na ani jedno zdanie, które świadczyłoby o tym, że Hermiona przejmuje się w ten sposób swoją posadą. Na razie myśli tylko o Snape'ie.
OdpowiedzUsuńAle jest plus, nie chmurz się! :) I to nawet całkiem spory. Nie wiem, jak długo to potrwa, ale Snape'owi chyba się odwidziały podchody i teraz nareszcie zachowuje się (może trochę zbyt ostro) jak na Snape'a przystało. Widać, kto tu jest dorosły! :)
Fajnie, że Hermiona zaczyna myśleć rozsądnie o swojej pracy. Ale do tej pory jedynie myśli, że może się nie nadaje. Guzik prawda, nadaje się, tylko nie powinna sterczeć na dziedzińcu i wpatrywać się w zamarznięte jezioro, a zająć się nauką.
O, wątek Ginny i Dracona, nareszcie coś się dzieje. Coś innego niż Snape. Chociaż też nie jestem przekonana do tego sztampowego zdania wypowiedzianego przez Malfoya. Zabrzmiało tak, jakby ten czekał, aż ktoś znajdzie się w pobliżu, żeby mógł je wypowiedzieć. Wątpię też, żeby Ginny dała się tak traktować Malfoyowi, skoro sama była naprawdę waleczną dziewczyną i znała się na magii lepiej niż Draco. Ja rozumiem, że po miesiącach jakiegoś straszliwego dręczenia dałaby się mu złamać - bo śmierciożercy wygrali, bo nie miała (jakimś cudem) żadnej bratniej duszy, bo coś się stało. Oczywiście teraz generalizuję, bo to dopiero piąty rozdział, mam nadzieję, że wątek Dragona i Ginny nie będzie sztampowy, ale póki co tak się zaczyna. Mimo to - trzymam mocno kciuki. :)
Aczkolwiek jestem trochę zaskoczona, bo jestem w stanie sobie wyobrazić, że egzaminy poszły gorylom Dracona tak kiepsko, że musieli powtarzać rok, ale sam Malfoy skończył szkołę wtedy, kiedy Harry, Ron i Hermiona, więc co on robi w szkole? :) Jeśli coś się wydarzyło, że powtarza klasę, trzeba o tym natychmiast wspomnieć, wyjaśnić (w najgorszym wypadku) albo chociaż napomknąć, że coś jest nie tak. A Hermiona ani trochę się nie zdziwiła, że jej rówieśnik zamiast robić karierę na plecach ojca, siedzi w szkole i terroryzuje Ginny (w to drugie - albo przynajmniej w próbę tego - jestem w stanie uwierzyć).
Yyyy.
Zaraz.
Chwila.
Moment.
To jest ten rok, kiedy Hermiona teoretycznie szuka z chłopcami horkruksów? Marzec 1998? Okej. Ale jakim cudem Granger zostaje nauczycielką, skoro nie jest nawet absolwentką Hogwartu? Jeśli McGonagall tak bardzo zależało na mianowaniu Hermiony, nie mogła na pół roku znaleźć jakiegoś zastępstwa za nieobecnego Binnsa, a potem (legalnie i normalnie) przekazać podopiecznej stanowisko? Rozumiem, że z jakiegoś powodu nie mogła wyruszyć w podróż z Harrym i Ronem, ale Hermiona nie jest aż tak głupia i nierozsądna, żeby spokojnie siedzieć i wodzić nosem za perfumami Mistrza Eliksirów, kiedy jej chłopcy narażają życie, a ona sama (nie ukończywszy jeszcze szkoły) ma objąć stanowisko nauczycielki. Czyli wychodzi na to, że ona z dnia na dzień zaczyna być panią profesor dla swoich kumpli - Lavender, Neville'a, Deana...
Poza tym - dlaczego Draco nie zwraca się do niej per ,,pani profesor"? Chyba zdaje sobie sprawę z tego, że pani dyrektor wyciągnie konsekwencje? W sumie pani profesor Granger też może. Nie, no nie! A było tak dobrze w poprzednim rozdziale. :(
Zachowanie Snape'a jak najbardziej adekwatne, aczkolwiek czuję w tym bardziej troskę o Granger, niż niepokój o niewłaściwe zachowanie Dracona. I jeszcze tak zwerbalizowane... ;/
OdpowiedzUsuńTym Cruciatusem przedobrzyłaś. I to srogo. Moim zdaniem - scena do wyrzucenia. Zemsta - jak najbardziej, byłoby dziwne, gdyby Draco poprzysiągł rewanż, a potem nie wywiązał się z obietnicy, ale nie w ten sposób! Cruciatus w szkole? Ja też tworzyłam kiedyś takie kfiatki, ale to było na początku gimnazjum i nie miałam zielonego pojęcia, że jest to bardzo BARDZO nielogiczne. Teraz jest pełno opowiadań, wymiana poprawnych informacji jest dużo lepsza. Scena jest do jak najszybszego wywalenia (albo przynajmniej sam Cruciatus, który można zastąpić jakimś innym, może śmiesznym albo upokarzającym).
Okej, znów zajechało sztampą. Dlaczego wszystko, co się dzieje w Twoim opowiadaniu, musi mieć związek ze Snape'em? Z tego, co się dowiedziałam, skrzydło szpitalne znajduje się na pierwszym piętrze. Wielka Sala, skąd Hermiona wraca po kolacji, jest na parterze, więc przypuszczam, że Draco zaskoczył ją mniej więcej w połowie (bliżej lub dalej pierwszego piętra). Zatem skąd, u licha, Granger w gabinecie Snape'a? Każdy o zdrowych zmysłach (nawet sam Snape) zaniósłby nieprzytomną Hermionę do skrzydła szpitalnego albo próbował ją reanimować na miejscu. Wątpię, aby ktokolwiek fatygował się z lelawym dziewczęciem na ramieniu czy niewidzialnych noszach do lochów i szukał gabinetu Snape'a.
*Proszę, niech ona nie zostanie tam na noc*.
Komentarz Snape'a co do skurwysyństwa Malfoya najlepiej będzie sobie darować, bo wyjdę na jakąś zołzę albo hejtera. :(
No nie, a jednak to zrobiłaś. Zostawiłaś ją w pokoju Snape'a.
Zrobiłaś z Minerwy swatkę. Spełniło się to, czego się obawiałam już w prologu. Chyba powinnam przepowiadać pogodę.
Pani Pomfrey, komentarz co do Snape'a i znaczące oczko do Hermiony.
Nie, ja chyba nie mogę dostrzec niczego w tej końcówce, co mogłoby jakoś zneutralizować tego ,,skurwiela". Ten Cruciatus przy reakcji Snape'a jest naprawdę drobnym merytorycznym błędem, który nic nie znaczy. Jeju, ja wiem, że Ty to już wszystko wiesz, że trzeba to naprawdę grubo betować, ale może w tym moim nieco chaotycznym komentarzu znajdzie się jeszcze coś, co okaże się przydatne.
Chyba na dzisiaj dam sobie już spokój, przeczytałam trzy rozdziały, wysmażyłam jakieś komentarze... Ale chyba nie ma już sensu dzisiaj czytać dalej, kiedy jestem pod wpływem tego wzburzonego Snape'a. Jutro będę kontynuować, a Ty się nie zrażaj moją krytyką, bo wierzę, że ona dotyczy Ciebie i Twojego opowiadania sprzed dwóch lat, a za rozdziały publikowane obecnie dostaniesz dużo więcej pochwał. :)
Kurcze, pierwszy raz mi głupio, że się tak wzburzyłam.