— Wariatka — mruknął pod nosem Severus Snape. Złapał agresywnie stosik równo ułożonych na biurku wypracowań i namoczył pióro w kałamarzu. Wbrew temu, co twierdziła jego przełożona, sprawdzanie wypracowań go odprężało. Pod warunkiem oczywiście, pomyślał Severus, przekreślając najgłupsze zdanie, jakiego się spodziewał, że są one znośne.
Czytając uczniowskie wypociny mężczyzna raz po raz stukał palcem w filiżankę. Dźwięk echem roznosił się po wysokim sklepieniu gabinetu i nikł w czeluściach nocy, będąc jedynym słyszalnym odgłosem w tej części zamku. Severus spoglądał z niesmakiem na drzwi, za którymi dobrą chwilę wcześniej zniknęła Minerwa McGonagall, a którą miał ochotę w tamtej chwili zamordować.
Nie był niewdzięczny. Nie był samolubny. To, że nie chciał umierać było po prostu oznaką, że Severus Snape jest człowiekiem, jak każdy inny.
Po wojnie mężczyzna długo dochodził do siebie. Lata posługi u dwóch potężnych panów, dawka wyrzeczeń oraz tortur, jakich doznał ze strony Voldemorta poważnie nadszarpnęły jego zdrowie. Uzdrowiciele doprowadzili jego ciało do używalnego stanu, ale drżące ręce coraz bardziej dawały o sobie znać i przeszkadzały w pracy. Niestety na to nie było lekarstwa. Postanowił jednak, że nie przestanie uczyć. Kiedy ponad rok po bitwie został wypuszczony ze Świętego Mungo natychmiast spotkał się z dyrektorką Hogwartu i zapowiedział powrót.
Horacy Slughorn, który w czasie jego nieobecności przejął obowiązki profesora eliksirów, nie przyjął tej informacji z radością. Dom Slytherina przyzwyczaił się do jego panowania i uczniowie – pomimo uwielbienia dla faworyzującego ich Snape'a – wbrew oczekiwaniom nie chcieli innego opiekuna. Właśnie dlatego ciemnowłosy mężczyzna siedział teraz w swoim prywatnym gabinecie i przeglądał eseje na temat obrony przed czarną magią. Minerwa uznała za całkiem zabawne, że to właśnie jemu w tym roku przypadnie zaszczyt nauczania tego przedmiotu.
Nazajutrz po raz kolejny dotarło do niego, że jego powrót nie był trudny tylko dla niego. Mimo wielu zmian w jego życiu charakter mężczyzny nie uległ znaczącej poprawie, podobnie jak jego sposób nauczania.
— Pani Adams jest wyjątkowo wściekła za to, jak potraktowałeś tę dziewczynkę, Severusie — powiedziała surowym tonem Minerwa, kiedy siedział w jej gabinecie na krześle, gdzie często przesiadywał z Albusem. — I znowu wysłała skargę do przewodniczącej Rady.
— Czyżby kolejna prośba o usunięcie mnie ze szkoły? Murphy jeszcze nie ma mnie dość? — prychnął Severus, a kobieta zmierzyła go karcącym spojrzeniem.
— Nie powinna bawić cię ta sytuacja. Wielu rodziców miało problem z tym, abyś wrócił do nauczania.
Severus uniósł brwi, udając zdziwienie.
— Doprawdy?
— Zarzuty zostały wycofane, ale nie mogą przeboleć tego, że jednak walczyłeś po stronie Voldemorta — mruknęła kwaśno McGonagall. Przetarła zmęczone oczy. Jej twarz wyrażała troskę, której Severus wprost nie cierpiał.
— Będą musieli. Chyba, że wezwałaś mnie po to, żeby przedstawić mi zwolnienie.
Nauczyciele spojrzeli po sobie w napięciu. Wiele między nimi zaszło, ku zaskoczeniu obydwojga okazało się, że są dobranym towarzystwem do wieczornych rozmów o życiu, śmierci i egzystencji. Minerwa była mądrą, piekielnie irytującą czarownicą, ale w czasach kiedy Severus jej potrzebował, była obok.
— Nie, Severusie — zaprzeczyła spokojnie czarownica. — Po prostu chciałabym prosić cię o nieco więcej wyrozumiałości.
— Mam rozczulać się nad nieudolnymi dzieciakami, które nie umieją sklecić poprawnego zdania nawet czytając coś z książki? — spytał, nagle przypominając sobie Granger. Podnosiła ciśnienie jak mało kto, ale miała wiedzę, jakiej Severus oczekiwał od uczniów. Gdyby miała usposobienie mniej przypominające pawia to może byłby z niej materiał na porządnego studenta.
— Nie potrafisz? — spytała z przekąsem Minerwa, drażniąc ego kolegi. — Myślałam, że nie ma takiej sytuacji, do której nie mógłbyś się dostosować.
— Jeśli uznam ją za wymagającą dostosowania, owszem.
— Domyślałam się, że taka będzie twoja odpowiedź — przyznała poważnie McGonagall. — W takim razie jest to polecenie służbowe. Masz zakaz odejmowania punktów jakiemukolwiek domowi i — dodała głośniej widząc, że Snape otworzył usta, aby zaprotestować — jeśli jeszcze raz podniesiesz głos na ucznia osobiście dopilnuję, abyś zajął miejsce Hagrida.
Severus Snape zmarszczył brwi, a kącik jego ust niepokojąco drgnął. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że groźby starszej koleżanki są pustymi słowami, ale z drugiej strony miał świadomość, że kto jak kto, ale Minerwa McGonagall potrafiłaby znaleźć wiele sposobów, aby uprzykrzyć mu życie.
— Jakim prawem... — zaczął powoli, ale czarownica siedząca naprzeciw niego nie dała skończyć mu zdania.
— Takim, że jestem dyrektorem tej placówki, Severusie, a rodzice zagrozili, że kolejna skarga może zakończyć się końcem naszej współpracy. Wylecisz stąd z hukiem i oni dopilnują, żebyś nie znalazł nigdzie pracy.
Zapadła cisza. Minerwa oddychała ciężko, a jej nozdrza drgały, zupełnie jak jej ciało. Nie chciała być oschła, ale nie miała wyboru. Severus zasługiwał na rehabilitację swojej reputacji, ale musiał zacząć również od tych podstawowych rzeczy.
— Zamiast grozić, mogłaś po prostu powiedzieć. Chyba, że sama podzielasz zdanie rady na temat mojego udziału w wojnie — warknął mężczyzna i odsunął gwałtownie krzesło. Zanim Minerwa zdążyła go zatrzymać opuścił gabinet i szybkim krokiem pokonał schody. Minął gargulca, który zasunął za nim przejście i dopiero wtedy rozluźnił pięści. Poczuł ulgę, ale i przemożną ochotę uderzenia czegoś twardego. Przeklęta czarownica, pomyślał. Obiecał sobie zemstę i nie będzie to coś, co spodoba się Minerwie. Och nie, zdecydowanie.
Dyrektor westchnęła, kiedy Severus nie pojawił się na lunchu. Ze spokojem na twarzy obserwowała swoich uczniów, którzy wydawali się zadowoleni i szczęśliwi. Odetchnęła głęboko, zdając sobie sprawę jak niewiele brakowało, aby pięć lat temu szkoła trafiła w ręce złej strony. Jeden błąd, jedna pomyłka.
— Pani dyrektor, wszystko w porządku?
Minerwa spojrzała na Hermionę Granger, która przypatrywała się jej z delikatnym niepokojem wymalowanym na twarzy.
— Naturalnie, moja droga — odparła, posyłając kobiecie uspokajający uśmiech.
Młoda nauczycielka skinęła głową i uśmiechnęła się promiennie, wracając do posiłku. Z małym wahaniem przyjęła stanowisko po zmarłej w trakcie wojny nauczycielce mugoloznawstwa i odnalazła się w tej dziedzinie lepiej, niż sama przypuszczała. Przedmiot nadal nie był obowiązkowy, ale Hermiona miała niezwykle spokojne usposobienie i dużą wiedzę na temat mugolskich technologii, dlatego odkąd uczyła, frekwencja uczęszczających znacznie wzrosła. Jako dyrektor Minerwa nie mogła być bardziej zadowolona z poczynań swojej podwładnej.
Kiedy zegar wybił dziewiętnastą, kobieta jak zwykle zasiadła w swoim fotelu i przywołała skrzata, prosząc o dwie mocne herbaty. Obawiała się, że po porannej kłótni Severus postanowi zamanifestować swoją złość i nie odwiedzi jej, ale kiedy w pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi, uśmiechnęła się.
— Proszę, Severusie — powiedziała głośno, obserwując, jak zza ciemnych wrót wyłania się postać przyjaciela.
— Wydajesz się zaskoczona moim widokiem — stwierdził, siadając naprzeciw niej w dużym, bordowym fotelu obitym przyjemnie miękkim materiałem.
— Och, ani trochę, mój drogi — przyznała Minerwa nieco rozbawiona. Mężczyzna prychnął. Nigdy nie lubił tego określenia, a wydawało się, że zaczynało ono wchodzić w nawyk dyrektorom Hogwartu. Chwalił Merlina, że był nim tak krótko i nie zdążył dorobić się ani podobnego słownictwa ani okularek-połówek.
Siedzili chwilę w milczeniu, które należało do ich małej tradycji. Napawali się ciszą i spokojem, relaksując umysły przy filiżance dobrej, sypanej herbaty z dodatkiem imbiru i anyżu. Wiele ich różniło, ale może właśnie dzięki temu znaleźli komfort w swoim towarzystwie — odmienne opinie rzadko kiedy prowadziły w ich przypadku do wyczerpania tematu bądź prozaicznych dyskusji o niczym, czego Severus szczerze nienawidził.
— Jesteś szczęśliwy, Severusie? — spytała w pewnym momencie Minerwa, przypatrując się skaczącym w palenisku ognikom. Snape spojrzał na nią pytająco i uniósł lekko brew.
— Szczęście to pojęcie względne — stwierdził wymijająco po chwili namysłu. Kobieta zwróciła na niego swoje spojrzenie, a Severus wyczuł, że nie spodoba mu się jej następne pytanie. Podświadomie czuł, dokąd zmierza Minerwa, ale póki co liczył, że kobieta jak zwykle odpuści.
— A czym jest ono dla ciebie?
Zamyślił się. Nie umiał jednoznacznie odpowiedzieć na pozornie tak proste pytanie. Upił łyk gorzkiego napoju, myśląc o interesującej lekturze, swoim własnym łóżku, filiżance wybornej, świeżo parzonej kawy. O smaku dojrzałej whisky, idealnie pokrojonej walerianie i o atramencie, kreślącym perfekcyjnie wykaligrafowane słowa na pergaminie. To dawało przyjemność, ale czy sprawiało, że był szczęśliwy?
— Spokojem — odparł. — Ciszą.
Minerwa spojrzała na niego nieco melancholijnym wzrokiem. Wiedział już, co to oznacza i modlił się do Merlina, aby jednak się mylił. Nie chciał się kłócić, liczył na przyjemny wieczór, który go odpręży, zrelaksuje. Kiedy jednak Minerwa zadała następne pytanie, wiedział już, że nic z tego nie będzie.
— Nigdy nie myślałeś o kobiecie?
— Nie w kontekście szczęścia — odparł nieco zbyt gburowato. Nie była to pierwsza próba rozmów na temat jego życia prywatnego. Rzadko, ale Minerwie zdarzało się nieco matkować młodszemu koledze, zwłaszcza kiedy sama czuła się nieco samotnie. Severus jasno dał jej do zrozumienia, że ten temat nie jest dla niego komfortowy i liczył, że czarownica uszanuje jego zdanie. W głębi duszy wiedział jednak, że to wyłącznie puste życzenie.
— Powinieneś zatem to zmienić — stwierdziła czarownica znad filiżanki. Obserwowała go w skupieniu, uważnie badając jego reakcje. Kwaśny uśmiech wypłynął na jej usta, kiedy Severus nie odpowiedział. — Może żona utemperowałaby twój zjadliwy charakter — dodała, a mężczyzna wywrócił oczy ku sklepieniu.
— Nie potrzeba mi ględzącej, kręcącej się w kółko baby, której w głowie tylko zakupy, pieluchy i spotkania z przyjaciółkami.
Skrzywił się na samą myśl, powodując śmiech u McGonagall.
— Masz bardzo skrzywione pojęcie o małżeństwie, mój drogi chłopcze.
— Minerwo, na litość Merlina, nie nazywaj mnie chłopcem — warknął poważniej Snape. Nienawidził, kiedy opiekunka Gryffindoru traktowała go protekcjonalnie.
— Kiedy ty jesteś jeszcze młodym człowiekiem, Severusie, mógłbyś spokojnie poznać jakąś miłą, inteligentną czarownicę, z którą...
— Wierzysz, że byłbym szczęśliwy. Myślałem, że wyraziłem się dość jasno na ten temat. Nie chcę słuchać tych bredni — przerwał jej dość agresywnie mężczyzna, czując wzbierającą niechęć do przebywania w gabinecie Minerwy.
— To nie są brednie — odparła niezrażona czarownica, upijając łyk herbaty. — Naprawdę, Severusie, naprawdę nigdy nie myślałeś o...
— Dość — stwierdził kategorycznie. Podniósł się z fotela i odstawił filiżankę na spodek, prostując się gwałtownie. — Jeśli jutro dostaniesz jakąś skargę możesz czuć się w pełni odpowiedzialna. A herbata była okropna.
Wyszedł, zostawiając Minerwę uśmiechającą się pobłażliwie. Nie obrała sobie za cel zeswatania Severusa z przypadkową kobietą, po prostu chciała, aby był szczęśliwy. Sama nigdy nie umiała wyrzucić z pamięci swojej pierwszej miłości, którą zmuszona była porzucić. Severus był w lepszej sytuacji. Świat wyszedł na prostą. Ludzie w końcu żyją w spokoju. I należał się on każdemu, zwłaszcza zniszczonemu we własnej głowie Severusowi.
On jednak nie chciał o tym słyszeć. Wracał do swoich komnat szybkim, nerwowym krokiem, w myślach wyklinając Minerwę za jej wścibstwo i próbę ustawienia życia. Nie potrzebował kobiety. Było mu dobrze tak, jak teraz i nie zamierzał tłumaczyć jej po raz kolejny swoich powodów. Severus Snape nikomu nie musiał się tłumaczyć.
Na końcu korytarza, którym właśnie szedł, dostrzegł znajomą sylwetkę i jęknął w duchu. Granger odkąd została nauczycielem była co prawda może mniej nieznośna, ale panoszyła się przyprawiając go o skoki ciśnienia. Wiele razy stawiała się w jego gabinecie prosząc, aby był delikatniejszy dla uczniów, którzy przybiegali do niej na skargę zaraz po jego zajęciach. Mimo, iż nie była opiekunem żadnego domu to często mugoloznawstwo sąsiadowało w planie z obroną przed czarną magią i — zwłaszcza dziewczęta — wyglądały wtedy jak małe, przestraszone zwierzątka.
Nagle przypomniał sobie słowa Minerwy i na jego usta wypłynął złośliwy uśmieszek. Był niemal pewny, że znalazł właśnie sposób na zemszczenie się na starej czarownicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz