Zerkając na zegarek Hermiona westchnęła i zaczęła zbierać materiały. Jej przerwa właśnie się kończyła i musiała udać się na zajęcia z piątoklasistami. Jedenaścioro Krukonów, Puchonów i Gryfonów, siedziało w ciszy podczas kiedy ona opowiadała o elektryczności i jej wpływie na zarówno mugolski, jak i czarodziejski świat. Pokazała im żarówkę i wyjaśniła jej działanie, a dwie młode Krukonki z podekscytowaniem spytały, czy mogą jej dotknąć. Pochodziły z rodzin czystej krwi i nigdy nie miały styczności z mugolskimi przedmiotami. Hermiona uśmiechnęła się mogąc pokazać im coś, co ona znała od dziecka.
Po wojnie wiele osób zrozumiało, że bycie mugolem nie jest niczym uwłaczającym. To właśnie propagowała Hermiona, dumna ze swojego pochodzenia. Na pierwszych zajęciach pokazała zebranym studentom zdjęcie swoje i swoich rodziców. Powiedziała wtedy coś, co od zawsze chodziło jej po głowie i co wywołało wiele zamieszania.
— Nie ma znaczenia, kim jesteście. Popatrzcie. — Wskazała szczupłą dłonią na fotografię, a uczniowie zdziwieni tym, że jest nieruchoma zaczęli przysłuchiwać się słowom w skupieniu. Kobieta o ładnych, ciemnobrązowych włosach uśmiechała się do aparatu ukazując kilka drobnych zmarszczek, a jej duże, błękitne oczy spoglądały prosto w obiektyw. — To moja mama, Jean. Jest dentystką i jeśli macie zepsute zęby, potrafi zamienić je w piękne, znów proste i błyszczące. A kiedy wchodzi do kuchni... potrafi wyczarować najpyszniejszy torcik czekoladowy, jaki w życiu jedliście. Bez użycia magii. Z jej ust potrafią wychodzić melodie tak piękne i magiczne, że powietrze wokół drga. Bez magii. A to — wskazała na wysokiego, szczupłego mężczyznę w beżowych spodniach i bawełnianym, kraciastym swetrze — to mój tata. Christian. Chris, jak zwykła do niego mówić mama. Potrafi zbudować niesamowity domek na drzewie, w którym każda dziewczynka czuje się jak księżniczka w zamku, a każdy chłopiec ma szansę być rycerzem lub piratem. Bez użycia magii. Potrafił sprawić, że nauczyłam się latać — bez magii. — Każde słowo sprawiało, że była coraz bardziej przejęta. Chciała, aby każde słowo dotarło do serc wszystkich, którzy się jej przysłuchiwali, włącznie z komisją nadzorczą, która oceniała pierwszy dzień jej pracy. — Dom, który wybudowali dzięki własnej, ciężkiej pracy sprawiał, że jako dziecko odczuwałam magię na każdym kroku. W pięknej opowieści, w ciepłych babeczkach, w niezliczonych ilościach godzin, kiedy mój ojciec udawał rycerza, broniącego swej małej księżniczki. Magia jest wszędzie i każdy, każdy człowiek ma prawo jej używać. Mugole nie posługują się różdżką, ale w ich życiu magiczny jest każdy dzień, który spędzają z rodziną. Każda chwila, w której czują się szczęśliwi.
Szła korytarzem w stronę Wielkiej Sali, gdzie zamierzała zjeść długo wyczekiwany obiad, kiedy zza zakrętu dobiegły do niej podniesione głosy.
— Nie masz mózgu, Gray, czy po prostu nie umiesz go używać? — Rozpoznała głos profesora Snape'a i mimowolnie przyspieszyła kroku. Minęła zakręt i zauważyła uczniów tłoczących się przy wejściu do Wielkiej Sali i profesor McGonagall, próbującą uspokoić zgromadzenie.
— Severusie, spokojniej. Wrzaski w niczym nie pomogą.
Młoda nauczycielka przepchnęła się naprzód, przepraszając zaaferowanych uczniów i stanęła obok Anabelli Clark, nauczycielki starożytnych runów.
— Co się stało? — spytała szeptem, zerkając na profesor McGonagall, klęczącą nad uczennicą. Dziewczynka zwijała się z bólu i jęczała, leżąc twarzą do ziemi.
— Frank Gray, gryfon z czwartej klasy. — Starsza czarownica o lekko posiwiałych, przerzedzonych włosach zerknęła ukradkiem na ucznia, który stał wystraszony obok profesora Snape'a. — Dał jej słodycze doprawione czymś trującym.
Hermiona uniosła brwi, zaskoczona słowami starszej nauczycielki. Skąd uczeń czwartej klasy miał dostęp do trucizn nie wiedziała, ale przeraziło ją to, że w takim wieku w ogóle wpadł na pomysł takiego zachowania.
— To nie trucizna! — krzyknął spanikowany chłopak, próbując wyrwać się z żelaznego uścisku ręki Snape'a. — To miało tylko...
— Nie ma znaczenia co miało zrobić, Gray — warknął Snape. — Przypatrz się, co zrobiłeś.
— Poppy, nareszcie — westchnęła McGonagall widząc zbiegającą po schodach pielęgniarkę. Biały fartuch zatrzepotał, kiedy pani Pomfrey szybkim krokiem podeszła do Minerwy i wciąż cierpiącej uczennicy.
— Severusie, panna Jensen — oznajmiła Poppy od razu, dotykając czoła Cassie i marszcząc z niepokojem gęste brwi. — Muszę ją zbadać.
W chwili kiedy Severus puścił ramię ucznia ten rzucił się w tłum, torując sobie drogę ucieczki. Niefortunnie wpadł na profesora Flitwicka, który straciwszy równowagę przewrócił się z impetem. Frank obrał kierunek w drugą stronę, ale Hermiona pod wpływem chwili zagrodziła mu drogę i spojrzała na niego stanowczo.
— Zostajesz tutaj, panie Gray — oznajmiła, marszcząc groźniej brwi. Chłopak sapnął pod nosem, czując, że wpadł w potrzask. Młoda nauczycielka zerknęła w stronę Severusa, który tylko rzucił przelotne spojrzenie w ich stronę. — Co było się w tych słodyczach?
— Ja... nie wiem dokładnie...
Roztrzęsiony uczeń spojrzał na poruszenie za plecami — profesor Snape zaklęciem lewitował pulchną uczennicę w górę schodów, gdzie zniknęła Poppy. Minerwa ruszyła za nimi nerwowym krokiem, machając wymownie dłonią w stronę Hermiony.
— Idziesz ze mną — stwierdziła Granger, a kiedy uczeń błagalnie na nią spojrzał, ona dodała: — Nie tym razem. Przesadziłeś, Frank. Dlaczego w ogóle to zrobiłeś?
— No bo... Ona jest gruba... Chciałem tylko sprawdzić, czy spuchnie jeszcze bardziej — wymamrotał pod nosem, kiedy młoda czarownica prowadziła go do skrzydła szpitalnego.
Nauczycielka spojrzała na niego w szoku i uniosła brwi, kręcąc głową w niedowierzaniu.
— Nie mów nic więcej. To nie są dowcipy, Frank, mogłeś zrobić jej krzywdę.
Mina nastolatka od razu uległa zmianie. Do tej pory wystraszony Frank nagle zbladł, a w jego oczach pojawiło się szczere przerażenie.
— Ale nic jej nie będzie? — spytał cicho, kiedy przekroczyli próg ambulatorium. Spojrzał niepewnie na łóżko, gdzie leżała Cassie i na panią Pomfrey krzątającą się wokół nastolatki. Hermiona zerknęła na chłopca, czując dziwnie kłujące uczucie w sercu. Szybko jednak jej uwagę przykuła czarno odziana postać, która gwałtownie skierowała się w ich stronę.
— Powiedz mi, Gray, co ci strzeliło do tego pustego łba? Dawać ludziom truciznę?
— Profesorze Snape — przerwała mu Hermiona, odruchowo stając pomiędzy nastolatkiem, a wysokim mężczyzną. Severus spojrzał na nią mimochodem, a kiedy usłyszał jej następne słowa, zmarszczył mocniej brwi. — Frank wie, że zrobił źle.
— Słusznie, że wie. Niech wie też, że czeka go za to surowa kara.
Młoda nauczycielka zauważyła, że Frank niepewnie zrobił kilka kroków w stronę łóżka Cassie i obserwował ze strachem, jak pani Pomfrey cuci dziewczynkę eliksirem. Nastolatka zakasłała, a kiedy otworzyła oczy i nabrała spokojniej powietrza, Poppy podała jej pierwszą z kilku przygotowanych na tacy fiolek.
— Jesteś zbyt łagodna, Granger — warknął Snape tuż przy uchu Hermiony, po czym odszedł kilka kroków w stronę okna. Młoda kobieta posłała mu rozdrażnione spojrzenie i podążyła za nim, odsuwając się od zbiorowiska.
— Niech pan na niego spojrzy — poprosiła, stając obok Snape‘a. Skinęła głową w stronę chłopaka, który stał już w nogach łóżka Cassie i zaciskał dłonie wzdłuż ciała. Drżały, podobnie jak powieki nad rozbieganym spojrzeniem Franka, którego serce miało teraz ochotę wyskoczyć z piersi. Hermiona ukradkiem zerknęła na Snape’a, jednak na nim ten widok nie zrobił żadnego wrażenia. — Żałuje, wie że zrobił jej świństwo.
— I to ma być dowód, że następnym razem nie zechce zrobić jej czegoś gorszego?
Snape wwiercił w kobietę ponure spojrzenie, a ona zmusiła każdą komórkę ciała, żeby nie spuścić wzroku. Nauczyła się przez te trzy lata, że musi umieć rozmawiać z nim jak z równym sobie - inaczej nigdy nie zyska szacunku w jego oczach.
— On ma dopiero czternaście lat — powiedziała ciszej. — Pan w tym wieku nie robił głupich rzeczy?
— Nie wyżywałem się na ludziach, których nie lubiłem — warknął kwaśno Severus i odszedł w kierunku łóżka uczennicy, która zaczęła powoli dochodzić do siebie. Młoda nauczycielka dopiero po chwili zdała sobie sprawę, jak potworną gafę strzeliła. Harry opowiadał jej, że to Snape był obiektem prześladowań jego ojca. To on był tym dręczonym. To na nim się wyżywali. Wiedział, jak czuje się Cassie.
Hermiona westchnęła i również podeszła do łóżka, spoglądając uważnie na Franka. Na jego twarzy, poza strachem, malował się wstyd i zażenowanie, a trzymające przed sobą dłonie wyginał w zdenerwowaniu. Już nie raz musieli ostrzegać gryfona, że prześladowanie kolegów jest karygodne, ale to niestety był ten typ chłopca, który chcąc zaimponować rówieśnikom, wyżywał się na słabszych. A Cassie Jensen, pulchna puchonka, była idealnym celem. Przeważnie sama, czytająca książki i pomagająca kolegom wydawała sie słaba.
Do ambulatorium niespodziewanie wkroczyła Minerwa McGonagall. Hermiona widziała po jej twarzy, że zmęczenie zdecydowanie górowało nad gniewem, którego dyrektor zwykła nie okazywać w stosunku zarówno do uczniów, jak i podwładnych. Jej przenikliwe spojrzenie od razu skierowało się na ucznia, który skulony stał obok Hermiony po przeciwnej stronie leżanki.
— Gryffindor stracił sto punktów przez pana karygodne zachowanie, panie Gray — powiedziała po chwili Minerwa surowym tonem. — Zawiodłam się na tobie, myślałam, że po ostatnim wybryku coś do ciebie dotarło. Pomyślę nad tym, jaki szlaban dostaniesz, ale chciałabym, żeby pierwszym co zrobisz było przeproszenie panny Jensen.
— D-dobrze — odparł zachrypniętym głosem Frank, spuszczając wzrok ku swoim stopom.
— I oczywiście powiadomimy o incydencie twoich rodziców. A teraz. Zapraszam ze mną. — Wzkazała szczupłą dłonią na wysokie drzwi ambulatorium, na odchodnym zwracając wzrok na pielęgniarkę. — Poppy, powiadom mnie, jeśli Cassie się poprawi.
Po wyjściu Minerwy, Hermiona i Severus stwierdzili, że nic tu po nich. Mężczyzna przepuścił młodszą czarownicę w drzwiach i zamknął je nieco zbyt mocno, natychmiast ruszając szybkim krokiem ku Wielkiej Sali. Był jednak o wiele wyższy niż Hermiona, więc kobieta miała niemały problem z nadążeniem za starszym czarodziejem.
— Przepraszam — powiedziała po chwili marszu w milczeniu. — To, co powiedziałam wcześniej o nierobieniu głupich rzeczy... Nie chciałam być niemiła.
Snape tylko zerknął na nią przelotnie i prychnął rozbawiony, widząc jej starania, aby za nim nadążyć. Kobieta nie powiedziała już nic więcej, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, które mężczyzna potrafił rozpoznać. Wydawała sie lekko spięta jego towarzystwem, ale utrzymywała pokerową twarz — dobrą minę do złej gry. Zastanowił się, czy wciąż gryzie się z decyzją, czy może kategorycznie ją odrzuciła. Do tej pory wydawało mu się, że oferta nauki u Rodovica będzie czymś, co zagwarantuje mu przekupienie Granger. Jednak jej zwłoka zaczynała go irytować.
Ciekawiło go, jaki potencjał kryła w sobie Granger. Stawiała mu się, ale po jej spojrzeniu zawsze stwierdzał, że miała o wiele więcej do powiedzenia. Słyszał nie raz, jak ucina jednym zdaniem rozmowę i musiał przyznać, że gdyby porządnie ją zdenerwować, mogłaby wyrzucić z siebie porządną litanię. Nie, pomyślał spoglądając na jej idealnie ułożoną szatę. Na to jest zbyt grzeczna.
Nie mógł nie zauważyć, że w granacie jest jej do twarzy. Przyglądał się szczupłym ramionom i wypukłościom na klatce, zakrytym materiałową, ciemno-niebieską szatą stwierdzając, że nie była najtragiczniejszym wyborem na udawaną żonę. Odkąd pracowali razem Granger przestała prezentować się jak roztrzepana nastolatka – upinała lekko włosy, nosiła eleganckie, skrojone na miarę szaty, a czasem zauważał też biżuterię jako element jej garderoby. Zganił się w myślach, nienawidząc daru obserwacji, który często sprawiał, że widział więcej, niż chciał. A zwłoka panny Granger wcale nie pomagała Severusowi w pozbyciu się myśli o niej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz