poniedziałek, 17 stycznia 2022

Rozdział 4

Kiedy Hermiona i Severus znaleźli się na szczycie schodów tuż przy Wielkiej Sali, ich oczom ukazały się dwie wielce zaaferowane nastolatki, przebierające nogami w miejscu. Na widok nauczycieli jedna z nich szturchnęła w ramię drugą, nieco wyższą, i obie zwróciły się ku schodzącej po schodach parze. Severus, który nie zamierzał brać udziału w tej rozmowie, natychmiast wyminął nastolatki i szybkim krokiem udał się w kierunku pokoju nauczycielskiego.

— Pani profesor, co z Cassie? — spytała zdenerwowana puchonka o imieniu Grace, rzucając zmartwione spojrzenie Hermionie. Jej siostra, Lucy, zaciskała mocno ramiona na piersi i nerwowo przygryzała dolną wargę. Młoda nauczycielka domyśliła się, że siostry to pewnie bliskie koleżanki poszkodowanej uczennicy, więc od razu uśmiechnęła się do nich łagodnie.

— Na szczęście nie ma takiej rzeczy, z którą pani Pomfrey nie udałoby się uporać — odparła uspokajająco, widząc jednocześnie, że wyższa z sióstr, Lucy, odetchnęła z ulgą. Grace uśmiechnęła się do Hermiony i posłała weselsze spojrzenie siostrze. — Panna Jensen jest w dobrych rękach i dochodzi do siebie, ale podejrzewam, że jeszcze dzisiejszy wieczór spędzi w skrzydle szpitalnym.

— A mogłybyśmy... Mogłybyśmy ją odwiedzić? — spytała Lucy nieco niepewnie.

— Dzisiaj sugeruję, żebyście dały koleżance odpocząć. Sen jest najlepszym lekarstwem. Ale jutro, jeśli pani Pomfrey nie będzie miała zastrzeżeń, możecie ją odwiedzić.

Miny dziewczynek nieco się rozweseliły i obie podziękowały, odchodząc w stronę ruchomych schodów. Dopiero wtedy Hermiona poczuła, że jej żołądek ścisnął się niezwykle boleśnie, co zapewne spowodowane było dość skąpym śniadaniem. Westchnęła i szybkim krokiem udała się w stronę pokoju nauczycielskiego, mijając po drodze pierwszych nauczycieli opuszczających Wielką Salę. Zasiadła na swoim miejscu i od razu sięgnęła po misę z jedzeniem, kątem oka dostrzegając profesora Flitwicka.

— Profesorze — zaczęła, zerkając na niskiego czarodzieja, który właśnie sięgał do misy z pieczonymi warzywami, aby nabrać dokładki — czy wszystko w porządku? Widziałam, że pan Gray pana poturbował.

— Ach tak, roztrzepany dzieciak i tyle — mruknął Filius i uśmiechnął się nieco pobłażliwie pod nosem. — Swoją drogą, rodzice musieli go nieźle rozpuścić, że uważa takie żarty za śmieszne.

— Gwiazdy były dzisiaj w fatalnie niekorzystnym położeniu, Filiusie — wtrąciła Sybilla Trelawney, z fascynacją obserwując wnętrze pustej filiżanki i obracając ją w patyczkowatych dłoniach. — Miałeś wiele szczęścia, że nic poważnego ci się nie stało.

— Dziękuję za tak miłe słowa, Sybillo. Uspokoiłaś mnie — zaśmiał się Filius i poruszył wymownie brwiami, spoglądając znów w swój talerz. Hermiona uśmiechnęła się i nałożyła sobie na talerz porcję apetycznie wyglądającej ryby.

Mimo, iż tego roku po raz trzeci wróciła do Hogwartu jako nauczyciel, a od czasu, kiedy zajmowała miejsce przy uczniowskim stole Gryffindoru minął ledwie rok więcej, wciąż odczuwała nieco dyskomfortu. Obserwowanie uczniów z nieco wyższego podestu dawało możliwość dostrzeżenia niemal wszystkich w pomieszczeniu i ta perspektywa wydawała się młodej kobiecie wciąż nieco dziwna, obca. Pamiętała, jak w pierwszych latach nauki zastanawiała się jak to jest siedzieć przy nauczycielskim stole. Wydawało się jej, że widok ten daje władzę, poczucie wyższości. Teraz czuła dziwne mrowienie w lędźwiach będąc nieustannie na widoku wszystkich uczniów.

Podobne uczucie towarzyszyło jej podczas wykładów. Możnaby pomyśleć, że po takim czasie człowiek przyzwyczaja się do stanowiska, jakie piastuje i obowiązków, które wykonuje dzień w dzień. Niemniej jednak Hermiona Granger miała świadomość, że nie jest idealna. Wiele razy uświadamiała sobie, że jej wykłady mogą zanudzić, dlatego na bieżąco oceniała i analizowała zachowania uczniów, często sugerując się ich zdaniem i opinią, o czym chcieli się uczyć. Doświadczona wieloletnią przyjaźnią z Ronaldem wciąż miała w głowie jego półprzytomny wzrok, kiedy tłumaczyła najprostsze rzeczy.

W oczach uczniów natomiast, zarówno tych uczęszczających na mugoloznawstwo czy znających ją tylko z opowieści, była bardzo spokojną nauczycielką, której jednak nikt nie drażnił, bo wiedział, że potrafiła również karać. Zadawała wymagające, ale na tyle interesujące wypracowania, że nigdy nie miała problemu z ich egzekwowaniem, a uczniowie lubili słuchać jej głosu, kiedy opowiadała o prostych, mugolskich czynnościach czy przedmiotach. Nigdy nie próbowała i nigdy nie musiała specjalnie starać się o utrzymanie ciszy w klasie. Szczęściem dla niej ten przedmiot obowiązywał starszych uczniów, więc mając dojrzalszą, inteligentną widownię, mogła się popisać.

Nagle usłyszała odgłos odsuwanego krzesła i zanim się odwróciła, Sybilla znów przemówiła nieco zachrypniętym, nieobecnym głosem. Filius, który do tej pory jedynie przysłuchiwał się jej bełkotowi, uniósł wysoko swoje krzaczaste brwi.

— Neptun ma wyjątkowo dobre położenie w tym roku — mruknęła, nie podnosząc wzroku znad talerza. — Zbliżył się do swojego księżyca i zwiastuje wielkie zmiany. Powinieneś się przygotować, Severusie, jak my wszyscy. Te gwiazdy wyjątkowo się kochają.

Hermiona zerknęła ukradkiem na profesora Snape’a, którego wywrócone ku sklepieniu oczy oddawały więcej niż tysiąc słów. 

— Och, tak, Severusie — parsknął profesor Slughorn we własny talerz — powinieneś uważać. Miłość to straszna rzecz.

— Tak straszna jak twoja twarz, Horacy? — spytał zgryźliwie Snape.

Hermiona zacisnęła mocno wargi próbując powstrzymać śmiech. Severus z tryumfem na twarzy obserwował zniesmaczoną minę starszego profesora, a chwilę później zniknął za niewielkimi drzwiami do pokoju nauczycielskiego. Trzaśnięcie spowodowało, że co poniektórzy uczniowie aż odwrócili się w ich stronę.

— Ostatnio powiedziała, żebym się strzegła — mruknęła Anabella, pochylając się ku Hermionie i Filiusowi — bo pewien blondyn zamierza zadać mi wyjątkowo ważne pytanie.

— I zadał? — spytał Horacy, który przysłuchiwał się ich rozmowie.

— Tak. A właściwie ona — sprecyzowała nauczycielka, wskazując głową na stół Ravenclawu. — Chastity spytała czy mogłaby prosić o korepetycje, bo chciała zdawać w tym roku OWTM-y z run. I spytała czy według mnie się nadaje.

Hermiona uśmiechnęła się pobłażliwie.

— Miało być wyjątkowo ważne pytanie — stwierdziła.

Szczerze współczuła wszystkim, którzy padali celami wróżb wieszczki i błagała Merlina, aby ta nawet na nią nie spoglądała. Kobieta jednak zupełnie beztrosko powróciła do wróżenia z resztek skórek po pomarańczach i zdawała się nie mieć pojęcia, że cokolwiek powiedziała. W spokoju pozwoliła reszcie grona nauczycielskiego dokończyć posiłek nieporuszona rozbawieniem, jakie spowodowała.

Po powrocie do gabinetu i zerknięciu na plan Hermiona westchnęła z ulgą, widząc, że na dzisiaj nie miała wpisanych już żadnych zajęć. Zdecydowała się napisać w końcu list, który leżał w rogu jej biurka i czekał na dobry moment.

 

Drogi Harry,

 

Sprawy w Hogwarcie mają się dokładnie tak, jak poprzednio. Mało co się tu zmienia, chociaż dzisiaj na przykład mieliśmy mały incydent z gryfonem imieniem Frank. Przypomina mi on kogoś, kto miał podobne skłonności do wyżywania się na słabszych. Możesz sobie wyobrazić, że otruł koleżankę z roku tylko dlatego, że jest nieco pulchniejsza od swoich koleżanek? Naprawdę nie wiem, czy żałował tego co zrobił, chociaż na to wyglądało.

Apropos złośliwych — jak sprawa Draco? Wybacz, że nie udało mi się dotrzeć na rozprawę, ale Minerwa nalegała na nasz wcześniejszy przyjazd do szkoły. Masa papierów, mam nadzieję, że rozumiesz. Liczę, że wszystko poszło zgodnie z planem. Swoją drogą naprawdę nie rozumiem, czemu jest taki uparty. Rozmawialiście? Harry, martwię się o Ciebie. Obiecaj proszę, że będziesz podchodził do tego rozsądnie.

Byłabym wdzięczna, gdybyś przekazał pozdrowienia Ronowi i Ginny. I daj znać, co z Lavender. Ostatnio pisałeś, że Mungo jednak zdecydował się zatrzymać ją na badaniach. Czy z nią i dzieckiem wszystko dobrze?

Jest jeszcze... Nie do końca wiem, jak w ogóle zacząć o tym pisać. Jesteś jedyną osobą, z którą mogę o tym porozmawiać. Wiem, że mnie nie potępisz. Ginny wpadłaby w szał. Harry, co zrobiłbyś, gdyby ktoś zaproponował Ci spełnienie Twoich marzeń? Wahałbyś się nawet za cenę ogromnie wysoką? Albo gdyby ktoś po prostu powiedział Ci, że uwolni z więzienia Dracona. Zrobiłbyś wszystko, żeby go uratować prawda? Och, Harry, mam taki mętlik w głowie. Mam zamiar zrobić coś, co może zniszczyć całe moje życie, a z drugiej strony istnieje szansa, że uczyni je wspaniałym. Naprawdę nie wiem, co powinnam zrobić.

Liczę, że Londyn jest równie piękny jak Szkocja.

 

Całusy, Hermiona

 

Kobieta odłożyła pióro, wycierając dokładnie jego końcówkę z atramentu i szczelnie zakręciła kałamarz. Westchnęła głęboko, przetrawiając w umyśle ostatnią wizję Dracona, jaka utarła się w jej głowie. 

Po wojnie chłopak długo pracował, aby zyskać ich zaufanie. Musiał na każdym kroku udowadniać, że rzeczywiście jest po ich stronie. Odciął się od ojca, który jako jeden z pierwszych śmierciożerców trafił do Azkabanu i zamieszkał z matką w starym dworze, próbując wrócić do społeczności. Już wtedy Hermionę zaskoczył fakt, że to Harry uwierzył mu jako pierwszy. Spotkali się przypadkiem; po kolacji upamiętniającej bitwę o Hogwart po prostu zniknęli. Rozmowy przerodziły się w coraz częstsze spotkania, aż niespodziewanie dla wszystkich między dwójką wrogów pojawiło się uczucie, którego żadne z nich się nie spodziewało.

Hermiona poczuła, że rodzi się w niej dziwne napięcie. Ron nie umiał tego zaakceptować, zwłaszcza ze względu na Ginny. Odciął się od Pottera na długi czas, podczas kiedy pozostała dwójka Złotego Trio walczyła o Dracona. Nie mógł uniknąć oskarżeń, ale jego postawa zaskoczyła wszystkich. Narcyza płakała rzewnymi łzami, Harry stał jak osłupiały, a panna Granger spoglądała na Malfoya pierwszy raz nie jak na wroga, nie jak na aroganckiego, złośliwego arystokratę — ale jak na skrzywdzonego chłopaka, który właśnie stracił chęć do życia. Poddał się, pozwolił wymierzyć sobie karę, za uległość i nieposiadanie w sobie odwagi, aby powiedzieć nie.

Obiecała, że go odwiedzi. Kiedy Ron w końcu zrozumiał, że nie może decydować za przyjaciół, zdecydował się stanąć po stronie Harry'ego i Draco — jednak zeznania wszystkich ludzi na świecie nie były wystarczające, kiedy młody Malfoy sam zaczął się obciążać. Trójka przyjaciół odbyła poważną rozmowę i zrozumieli, że mają siebie i muszą być za sobą. Mimo, iż nie zawsze się ze sobą zgadzali.

Kobieta ubrała cieplejszą szatę, wcisnęła list do kieszeni i powolnym, spacerowym krokiem udała się do sowiarni. Pogoda powoli robiła się coraz mniej przyjemna — mimo słońca, które powoli chowało się za górami otaczającymi Hogwart, w powietrzu unosiła się mroźna, nieprzyjemna aura. Sporadyczne podmuchy wiatru powodowały, że uczucie chłodu tylko się nasilało. Hermiona jednak zdawała się zupełnie nie zwracać na to uwagi. Choć jej wzrok utkwiony był w wąską ścieżkę jej myśli były daleko poza szkołą, błoniami i cała Szkocją. 

Czuła, że jej myśli tłoczą się w głowie nie pozostawiając miejsca dla siebie samych. Miała wrażenie, że jej głowa eksploduje od nadmiaru jednoczesnych przemyśleń, jednak wciąż katowała się myśleniem zarówno o przyjaciołach, jak i o swoich własnych problemach. Wiedziała, że Snape czeka na jej odpowiedź. Zdawała sobie sprawę, że nawet, jeśli mu odmówi, musi mu o tym powiedzieć. I sama nie była pewna, czy wizja odmowy nie przerażała jej bardziej niż udawany związek. Zmarszczyła brwi, kiedy to pytanie pojawiło się w jej głowie. Nie, pomyślała. Snape może i był gburowatym, oschłym facetem, ale wiedziała, że nie zmusiłby jej na siłę, aby podjęła się wyzwania. Wierzyła, że ma na tyle godności, aby nie przekonywać jej za wszelką cenę. Cichy głos w głowie podpowiedział jej jednak, że mężczyzna zrobił przecież coś o wiele gorszego. Propozycja, jaką jej złożył, szantażowała ją emocjonalnie. Stawiając na szali rozwój naukowy, a kolejne lata spędzone na uczeniu w Hogwarcie... Snape nie dał jej tak naprawdę wyboru. Co gorsza jednak Hermiona sama nie była pewna, czy ma o to do niego jakiś żal.

Młoda kobieta westchnęła, czując nieprzyjemne pulsowanie w skroni. W tej chwili jej wzrok przykuło machanie z oddali, a na widok rozpromienionej twarzy Hagrida kobieta uśmiechnęła się delikatnie. Zboczyła ze ścieżki i z nieskrywaną ulgą przyjęła propozycję pół-olbrzyma, który zaoferował jej herbatę i ciasteczka. Spędziła popołudnie zupełnie odcinając się od swoich myśli, za co była Hagridowi niezmiernie wdzięczna. Ostatnie czego pragnęła to potworna migrena powodowana przez Severusa Snape’a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz