sobota, 22 stycznia 2022

Rozdział 10

 Trzy dni później na śniadaniu sowa przyniosła jej odpowiedź od Harry'ego, a wyspana dziewczyna jeszcze bardziej się rozpromieniła. Rozerwała kopertę i szybko przewertowała wzrokiem słowa przyjaciela.

 

Najdroższa Hermiono,

 

Cieszę się, że pogoda w Szkocji dopisuje. Niestety Londyn nie szczędzi nam deszczu, co niestety dobija mnie jeszcze bardziej. Od ostatniej rozmowy z Draconem niewiele się zmieniło. Jest tak uparty, że mam ochotę ukręcić mu łeb. Siedzi w tej swojej celi i prawie w ogóle się nie odzywa, w ogóle na mnie nie patrzy. Nie wiem już jak mam go zmusić, żeby o siebie zawalczył. Nie zrobię nic pochopnie, Hermiono, ale nie wiem, ile jeszcze wytrzymam z dala od niego. To dziwne, bo nigdy nie sądziłem, że będę o nim tak myśleć. Cieszę się, że chociaż Ty tego nie potępiasz. Ron wciąż próbuje mnie przekonać, że to dupek i zdrajca. Nie mogę już go słuchać, myślałem, że dał sobie spokój. Wiem, że się martwi, ale sposób w jaki to okazuje jest strasznie irytujący.

Ginny kazała przesłać Ci całusy i nie może się doczekać, aż wpadniesz na święta. O właśnie, bo wpadniesz, prawda? Molly urządza małą kolacje i prosiła, żebym napisał Ci, że w tym roku się nie wymigasz. Zrobiła przy tym swoją popisową minę numer dwadzieścia, więc wiesz... Za bardzo nie masz wyjścia. A z Lavender ponoć wszystko w porządku. Ron nie za wiele mówi, bo większość czasu spędza w szpitalu lub w pracy, a jak już jest to truje mi o Draconie. Lekarze stwierdzili, że dziecko nie wykazuje żadnych oznak wilkołactwa. Cieszę się, naprawdę, zwłaszcza, że sama wiesz, jak bardzo ona przejęła się swoim stanem. Okazuje się, że wcale nie jest taka za jaką ją mieliśmy.

Martwi mnie za to sprawa, o której napomknęłaś. Czy wszystko u Ciebie na pewno w porządku? Oczywiście, że gdyby ktoś zaproponował mi uwolnienie Draco to zrobiłbym wszystko, aby to się stało. Dobrze o tym wiesz. Proszę napisz mi, o co chodziło. Zaniepokoiłaś mnie.

Ach, no i zapomniałbym Ci napisać najważniejszego! Przez tę sprawę z Draco chyba odkryłem swoje powołanie. Wiesz, ostatnio sporo ślęczę nad księgami prawniczymi, chcę go jakoś wyciągnąć i zamierzam napisać apelację do Wizengamotu. Powiem Ci, że spodobało mi się to. Pomyślę chyba nad jakimiś studiami.

Trzymaj się ciepło i pozdrów koniecznie Hagrida.

 

Harry

 

Hermiona uśmiechnęła się pod nosem i złożyła list, chowając go do kieszeni szaty. Napiła się soku dyniowego i dokończyła śniadanie, wciąż przypominając sobie słowa napisane w liście o Ronie i Lavender. Poczuła lekkie ukłucie, kiedy Potter przypomniał jej, że młody Weasley i jego dziewczyna spodziewają się dziecka. Molly musiała być w siódmym niebie, w końcu od zawsze wiadomo było jaki ma stosunek do dzieci. Zwłaszcza kiedy urodził się Teddy.

Na wspomnienie małego łobuziaka usta dziewczyny rozszerzyły się w większym uśmiechu. Zaraz po wojnie młody spędził z nimi całe wakacje, ponieważ Harry, który mocno cierpiał po stracie Remusa chciał wynagrodzić jego synowi brak ojca i matki. Andromeda, która okazała się poczciwą, ale nieco zbyt bezpośrednią kobietą, często wpadała do Nory, a kiedyś nawet spędziła w niej całe dwa tygodnie. Obserwowali jak młody potomek Lupinów uczy się raczkować, jak zaczyna gaworzyć i jak rosną mu pierwsze ząbki. Pod koniec roku, kiedy Hermionie udało się wyrwać z Hogwartu na ferie, była świadkiem jak niemowlak wykazał pierwsze podobieństwo do matki. Z natury czarne włosy zmieniały kolor za każdym razem, kiedy zmieniał zabawkę, doprowadzając tym do śmiechu wszystkich zebranych. Teraz miał z pięć lat, a Hermiona bała się aż pomyśleć, jak mógł się zmienić. Nie widziała go od niemal dwóch lat. 

Nagle ogarnęło ją przerażenie, że przecież nie może udać się na święta do Nory. Zgodnie z ustaleniami Snape'a miała wyjechać do Harry'ego ale nikt miał o tym nie wiedzieć. Zerknęła na profesora rozchylając usta, ale widząc, że rozmawia z profesorem Slughornem, ustąpiła. Musiała jednak o tym z nim porozmawiać. Jeszcze na dobre nie zaczęli realizować planu, a już nastąpiły komplikacje.

Zmuszona była jednak porzucić te myśli, ponieważ nagle na korytarzu rozległy się wrzaski i krzyki, a zaraz potem do sali wpadł trzęsący się ze śmiechu Irytek. Minerwa zmarszczyła brwi jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, przez drzwi wparował Filch, wrzeszcząc w niebogłosy:

— Ancymonie! Jak cię dorwę to flaki ci wypruję!

Poltergeist pokazał mu język i uwiesił się na jednym z żyrandoli, zanosząc się histerycznym śmiechem.

— Panie Filch, co to ma znaczyć? — krzyknęła przejęta McGonagall. Podniosła się z krzesła, obserwując przemoczonego do suchej nitki Argusa Filcha, który kaczkowatym krokiem podszedł do stołu nauczycielskiego.

— Ten... dureń! — krzyknął w stronę ducha, który zwisał do góry nogami na jednej z nóżek lampy. Duch tylko roześmiał się maniakalnie i zawiesił się na żyrandolu dyndając do góry nogami. — Zalał całe siódme piętro!

— Irytku! — wrzasnęła McGonagall, przekrzykując jego śmiech, a duch spojrzał na nią teatralnie wycierając oczy. — Coś ty znów wymyślił?

— Kapu, kapu, kap, nerwi się stary cap! — zarechotał Irytek i z prędkością światła wyleciał w powietrze, okrążył Wielką Salę i zniknął w korytarzu.

Uczniowie spoglądali po sobie rozbawieni, ale i nieco przestraszeni miną dyrektorki, na czole której zaczęła pulsować nerwowa żyłka.

— Panie Filch, w tej chwili proszę się udać na górę i zatamować tę powódź!

— Próbowałem, pani dyrektor, ale ten przekręt zaklinował wszystkie włazy! — krzyknął Filch, a chodząca między jego nogami kotka zamruczała wściekle. Minerwa jęknęła zrezygnowana i obeszła stół, ruszając za przejętym Filchem, który wciąż się do niej usprawiedliwiał.

Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, wyłapując kpiące spojrzenie profesora Snape'a. Wzniósł szklankę z sokiem i poruszył wymownie brwiami, a dziewczyna zrobiła ten sam gest, z czystym rozbawieniem spoglądając na drzwi od Wielkiej Sali.

— Nie miał pan z tym nic wspólnego? — szepnęła, kiedy wychodzili z sali, a mężczyzna tylko wzruszył ramionami.

— Mogłem, doprawdy, podrzucić mu taki pomysł. Oczywiście całkiem nieświadomie — odparł niezrażony Snape, a jego wąskie wargi wykrzywiły się złośliwie.

— To niegodziwe, profesorze Snape — stwierdziła głośno, wiedząc doskonale, że największy plotkarz wśród nauczycieli idzie dokładnie za nimi. Tuż przed południem miał odbyć się drugi w tym roku mecz Quidditcha, więc wszyscy skierowali się do swoich komnat, aby ubrać cieplejsze szaty i na spokojnie zebrać się na boisku, a pokój wspomnianego plotkarza znajdował się niedaleko pokoju Hermiony. Anabella Clark zmarszczyła brwi, słysząc ich rozmowę.

— Powiedziała zawsze święta Miss Pytań-O-Wszystko — prychnął Severus na głos, podłapując grę panny Granger. Nie planował zaczynać planu wcześniej niż jutro, ale nadarzyła się stosowna okazja, z której nie sposób było nie skorzystać.

— Mała, profesorze, Dolores Umbridge wyraźnie to podkreśliła — oznajmiła teatralnie oburzona Hermiona.

— Zależy z której strony się patrzy, Granger — stwierdził z przekąsem Snape i skinął jej głową, kiedy znaleźli się w holu. Skierował się w swoją stronę, a Hermiona spojrzała na Anabellę, która nerwowo zwolniła kroku.

— Ten to dopiero jest upierdliwy — mruknęła wywracając oczami i celowo jeszcze raz spojrzała na znikającą postać Snape'a.

— Gbur jakich mało — przyznała Clark i wspólnie ruszyły po schodach na pierwsze piętro.

— Och tak, zdecydowanie — stwierdziła Hermiona, uśmiechając się lekko pod nosem. Jej ostatnie próby przed lustrem musiały przynosić rezultaty, bo Anabella posłała jej zaciekawione spojrzenie.

— Do zobaczenia na meczu — mruknęła opuszczając pannę Granger i szybko udała się do swoich komnat, które znajdowały się w zachodnim skrzydle.

— Do zobaczenia — rzuciła Hermiona radośnie i wpadła do gabinetu, uśmiechając się szeroko. Nie sądziła, że to będzie takie zabawne. Przebrała się w wierzchnie szaty i sprężystym krokiem zaszła do Hagrida, chcąc przekazać mu przed meczem wieści od Harry'ego.

— Cholibka! Ja żem już zapomniał, że ta dziewczyna w ciąży jest! — krzyknął uradowany Hagrid, śmiejąc się tubalnie. Zaparzył ziółek rozgrzewających i poczęstował ją twardymi jak kamienie ciasteczkami. Hermiona z uśmiechem wgryzła się w jedno, nie chcąc robić przyjacielowi zawodu. — A ona... No... Jej nie... — Hagrid wskazał paluchem na ukrytą za gęstą brodą szyję wymownie ruszając oczami.

— Ach to — mruknęła przeciągle Hermiona. — Tak, ugryzł ją. Cudem ją odratowali, ale nie udało im się jej wyleczyć.

— Biedaczka — jęknął gajowy, siorbiąc pociesznie swoją herbatkę. — A co na to Ron?

— Wiesz, on... — Młoda kobieta przełknęła ślinę i zapatrzyła się na ciemnobrązowy napój znad którego unosiła się aromatyczna woń. — Kocha ją.

— To wim, cholibka, w końcu jakby jej ni kochał, to by z nią ni został — odparł Hagrid, pochłaniając dwa ciasteczka na raz.

Gryfonka nieco zmarszczyła brwi.

— To też nie było takie proste — mruknęła. — Pamiętam jak... Jak mi powiedział, że jednak kocha Lavender to...

— Ty go kochasz, Hermiono? — spytał niespodziewanie pół-olbrzym, a zaskoczona dziewczyna uniosła głowę. Loki, które opadały na jej twarz zafalowały, a ona nerwowo odrzuciła je do tyłu i uśmiechnęła się krzywo.

— Nie, Hagridzie, Ron jest moim przyjacielem.

— No toć przecież mówiłaś, że...

— Wiem, co mówiłam, Hagridzie — przerwała mu młoda czarownica, czując lekkie poddenerwowanie. — Ale już mi dawno przeszło, zresztą to nie była miłość tylko... Sama nie wiem, po prostu. Wydawało mi się, że będziemy razem.

— A on wybrał ją?

— Wybrał, a ja nie mam mu tego za złe — powiedziała stanowczo. Sama wierzyła, że tak jest, mimo iż wspomnienie Ronalda wciąż gdzieś kłuło pod sercem. — Na początku byłam zła, bo nie wiedziałam czemu tak się stało, ale w końcu lepiej żeby był z kimś innym szczęśliwy, niż miałby męczyć się ze mną.

— Ni mów tak! — krzyknął oburzony Hagrid. — Jesteś super babeczką!

— Dzięki, Hagridzie — zaśmiała się, nieco pochmurniejąc.

— No a co u Harry'ego i tego małego?

— Teddy'ego? — spytała Hermiona, ciesząc się, że gajowy zmienił temat. — Nie wiem, Harry nic nie pisał. Wiesz, on teraz ma na głowie mnóstwo spraw, pewnie już nie zajmuje się nim tak, jak kiedyś... Zresztą wiesz jaka jest Andromeda. Nie spodobało jej się, że młody dorwał się do wyrobów George'a. Ponoć przyjeżdżają co drugi weekend, żeby Harry mógł się widywać z chrześniakiem.

— Mały berbeć — zachichotał pod nosem Hagrid. — Szkoda, że nie dowie się jakim gościem był jego stary.

Hermiona uśmiechnęła się smutno na wspomnienie Remusa. Przeżyła jego stratę, jak niemal każdy. Był człowiekiem tak miłym i opiekuńczym, że nie sposób go było nie lubić. A w dodatku Hermiona uważała, że Lupin wykazywał się ponadprzeciętną inteligencją i miło jej się z nim rozmawiało, ilekroć mieli ku temu okazję.

— Tyle lat po wojnie, a ja wciąż nie umiem się do tego przyzwyczaić — mruknęła, ocierając dyskretnie łzy z oczu. — Mam wrażenie, że kiedyś po prostu się pojawią, a Tonks krzyknie, że to niespodzianka.

— Też bym chciał. — Hagrid zawiesił głowę nad garnuszkiem rozmiarów wiaderka, a jego broda poruszyła się, sugerując, że mężczyzna jest bliski płaczu. — Graupik był takim kochanym bratem.

— Wiem — przyznała cicho dziewczyna, kładąc swoją drobną dłoń na wielkiej łapie przyjaciela. Gajowy spojrzał na nią ze łzami w oczach i siąknął nosem.

— On bardzo cię lubił, wiesz? Jak wtedy żem was zabrał do lasu... On nie chciał ci nic zrobić, powaga, po prostu taki miał sposób na okazywanie uczuć — szlochał Hagrid, a wzruszona Hermiona gładziła jego szorstką dłoń, uśmiechając się słabo.

— Wiem, Hagridzie. Ja się wtedy po prostu przestraszyłam, Harry tak samo...

Nagle dziewczyna poczuła wyrzuty sumienia. Była zła na Hagrida, że sprowadził swojego brata do Hogwartu, bo uważała, że to nie jest miejsce dla niego. Sądziła, że nieokrzesany i nieznający ludzkiej mowy Graup spowoduje jakieś szkody. Kierował nią jedynie rozsądek. Jednak kiedy przypomniała sobie odwagę olbrzyma podczas szturmu śmierciożerców na Hogwart jej serce ścisnęło się z żalu. Nigdy go nie odwiedzili, mimo iż obiecali to Hagridowi. Tłumaczyli się obecnością Umbridge i jej zakazami opuszczania zamku, a także SUMami, ale teraz z perspektywy czasu wiedziała, że po prostu zaniedbali tę sprawę.

— Wybacz mi, Hagridzie. Obiecaliśmy ci, że będziemy go odwiedzać.

— Nie mam ci czego wybaczać, Hermiono — powiedział radośniej Hagrid, a zawstydzona dziewczyna nie miała odwagi zaprzeczyć. Wytarł rękawem znoszonego płaszcza nos i uśmiechnął się szeroko. — Graup miał dobre życie, centaury go polubiły, Zakała mówił, że młode lubiły się z nim bawić.

Chwilę siedzieli w milczeniu. Hermiona zamoczyła leniwie ciastko w herbacie i ugryzła kawałek, dopiero teraz delektując się jego korzennym smakiem. Nie wiedziała, co jeszcze miałaby powiedzieć. Każde wspomnienie wojny wprowadzało ją w okropny, nostalgiczny stan.

— Muszę się zbierać — stwierdził niespodziewanie Hagrid, zaskakując zamyśloną Hermionę. — Mam... biznes do centaurów. A wiesz jakie to niecierpliwe bestie.

— Jasne, jasne — odparła szybko Hermiona i w pośpiechu zaczęła nakładać ciepłą, czarną szatę. — Hagridzie...

— Mhm?

Pół-olbrzym wydawał się nieco podbity, najwyraźniej wspomnienie zmarłego brata również na niego podziałało.

— Dziękuję za ciasteczka — powiedziała z uśmiechem Hermiona i uścisnęła olbrzyma, co okazało się jedynie przytuleniem do jego wielkiego ciała. Hagrid poklepał ciężką dłonią jej plecy i uśmiechnął się przyjaźnie.

— Na pewno wszystko gra?

— Na pewno — odparła uśmiechnięta i dodała z przekąsem: — Udanej randki.

Twarz olbrzyma spłonęła czerwienią, a jego pytające spojrzenie rozbroiło młodą nauczycielkę.

— A ty skąd...?

Skinęła głową na szafkę, wskazując piękny bukiet polnych kwiatów i bombonierkę, nieudolnie skrytą pod skórzaną szmatką. Uśmiechnęła się jeszcze raz i pożegnawszy się z gajowym, wyszła z chatki. Odetchnęła świeżym powietrzem i na chwilę przymknęła oczy, czując orzeźwiający chłód na twarzy.

W pewnym sensie wszystko układało się dobrze. Harry był na dobrej drodze do uwolnienia Dracona, Ron w końcu mógł być szczęśliwy. Ona spełniała się w Hogwarcie. Nawet związek Hagrida z Olimpią Maxime jak widać miał się dobrze. 

Gdzieś jednak nadal krył się niesmak, bo zawsze mogło być lepiej. Draco mógł w ogóle nie siedzieć w Azkabanie. Lavender mogłaby nigdy nie zmienić się w wilkołaka. Teddy mógłby wychowywać się z rodzicami, a ona... Ona mogłaby w końcu przestać żyć przeszłością. Znaleźć kogoś, kto i ją pokocha. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz